[i]Szanse oceniam po równo, czyli czterdzieści procent na sześćdziesiąt – [/i]Matti Nykänen
Ruchome ściany słów przerabiają
wyobcowania z porannego cukru w kawie,
bez defloracji ucha igielnego,
mimo dodanej wartości polucji.
Wszędobylski Windows to większy judasz
w egzystencjalnym oratorium zabliźnionych.
Można nawet przenieść kogoś dla pogłosu,
na katafalk w kredzie na ulicy.
Czasem wydaje mi się, że wiem więcej o innych niż o sobie,
w przeskalowanym oknie,
za nowym początkiem odbitego światła,
i ech słów, w cykliczności pogody.
Jakby nie było we mnie tłumienia czasu, do pominięcia,
tylko powierzchniowe, zwłoczne pęknięcia skóry.
A ty symetrycznie piękna, dostępna.
Można cię wybierać jak kiedyś matkę, z zapachu konwalii.