Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Powstanie Zakonu Złotej Kończyny
#1
Archalos stał na dziedzińcu zamku hrabiego Karakosa. Butny możnowładca kazał czekać rycerzowi na audiencję w ulewnym deszczu. W końcu młody halabardzista w zielonych barwach hrabstwa wprowadził go do sali przyjęć.
Tam ujrzał tron ze szlachetnego drewna, na którym siedział człowiek w podeszłym wieku. Jego mocarne ciało pokrywała zielona szata haftowana złotymi i srebrnymi nićmi. Miał twarz lwa, przyzwyczajonego do posłuchu, skorego do walk i sporów. Długie, siwe włosy spinała drogocenna klamra, oznaka władcy feudalnego.
- Witaj - rzekł Karakos. - Wybacz, żem kazał ci czekać, ale niestety nie brakuje mi obowiązków. Nie, nie musisz mi się przedstawiać. Znam twe imię i twoje sławne czyny, których dokonałeś podczas krucjat przeciw Wojownikom Cienia. Doszły mnie słuchy, że postanowiłeś ostatnio oddać swe usługi na rzecz Najwyższego*.
- Rzeczywiście - zaczął Archalos - po wielu wędrówkach po Pustyni Nomadów doszedłem do wniosku, że mimo wszystkich wypraw jakie organizowali król, parowie i kapłani, potwory i bandyci wciąż się mnożą. Dlatego wraz z setką rycerzy postanowiliśmy stworzyć zakon mający na celu walkę z tym plugastwem i kierowanie krucjatami. Dlatego proszę Waszą Miłość o objęcie patronatem naszej działalności, bo od upadku króla i naszego para macie przecież prawo do zatwierdzania zakonów.
Hrabia pochylił głowę rozmyślając. Popatrzył uważnie na rycerza, który w tak młodym wieku zdobył sławę. Był on wysoki, szczupły, ubrany w lekką, podróżną zbroję z narzuconą nań jasną tuniką. Miał przystojną twarz z mocno zarysowanym nosem i oczami w kolorze błękitnego nieba. Głowę pokrywałą burza blond włosów.
- Masz bardzo ambitny plan, ale też ryzykowny - rzekł możny. - Dlatego nim ci pomogę będziesz musiał przejść sprawdzian. W północno - wschodnim rejonie Pustyni Nomadów zebrała się czterotysięczna banda pod wodzą Garga - beja. Dam ci trzy i pół tysiąca ludzi i uzbroję twoją setkę. Jeśli zwyciężysz przychylę się do twojej prośby, jeśli nie to nie.

***

Archalos otrzymał dwa tysiące lekkiej piechoty i jazdy, pięciuset łuczników i kuszników oraz ciężkozbrojnych i halabardzistów. Jego gwardię stanowiła setka rycerstwa, mającego stanowić pierwszych członków przyszłego zakonu. Podążali forsownym marszem przez pustynię. Byli już niedaleko wroga. Zwiadowcy donieśli, że w bandzie oprócz zwykłych rozbójników były gobliny i jazda nomadów. Zapowiadała się ciężka bitwa.
Pod wieczór kazał rozbić obóz i otoczyć go palisadą. Rycerskim obyczajem wysłał wyzwanie do bitwy Garga - bejowi.

cdn


*nazwa czczonego w tym uniwersum boga
Kto ma oczy niechaj czyta
Kto ma ręce niechaj pisze
Odpowiedz
#2
Cytat:Miał twarz lwa, przyzwyczajonego do posłuchu, skorego do walk i sporów.
Twarz lwa to mi się kojarzy, że ma po prostu lwi pysk Big Grin Uwaga nr 2: przyzwyczajony był do wzbudzania posłuchu, czy do tego, że sam się do niego stosował?

Cytat:Dlatego wraz z setką rycerzy postanowiliśmy stworzyć zakon, mający na celu walkę z tym plugastwem i kierowanie krucjatami.

Cytat:Hrabia pochylił głowę, rozmyślając.

Cytat:Jeśli zwyciężysz, przychylę się do twojej prośby, jeśli nie, to nie.
Takie kulawe trochę zakończenie tego zdania. Potężny władca, budzący respekt, może brzmieć trochę inaczej Wink

No cóż, na razie wygląda na to, że podążasz utartym schematem: fantastyczne uniwersum, wielka bitwa, zakon... nie wciągnęło mnie przez to. Chyba, że rozwiniesz to w jakiś zupełnie odkrywczy, nieoczekiwany sposób.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości