Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Potargany dziennik znleziony gdzieś między Ekscoleą a Benhravijkiem
#1
Przedmowa

To, co w tej chwili trzymacie, jest zapisem przeżyć jednego ze skazańców wziętych do ciężkich robót w jednej ze słynnych bitw toczonych pomiędzy Benhravijkiem a najemnikami.
Należy z dużą uwagą śledzić opisy innych osób, albowiem można z nich wywnioskować, że zawzięci południowcy nie szczędzili nikogo.
Niestety, w stanie w jakim dziennik odnaleziono – skromny, z żółtą oprawką – kilka kartek jest w ogóle nieczytelnych.
To, że książka faktycznie była w jednej z zasypanych jaskiń, stanowi interesującą zagadkę, ponieważ zakończenie wprawia w zakłopotanie.
Czy to prawda? Może wizje oszołomionego niewolnika? Nie wiemy.



I'm sitting in my room
With a needle in my hand
Just I need a loud tune
Of someone dying man
~SOAD (prawie)


[ZE WZGLĘDU NA WILGOĆ, DWIE PIERWSZE KARTKI SĄ NIECZYTELNE]

Dzień 3.

Urządzili nas nieźle. Urządzili również w kopalni.
Teraz każdy fant miał określone miejsce – złoto do ładowni, z ładowni do przetapialni, z przetapialni do grobu.
Smród spod pach hipnotyzował. Pot użyźniał glebę, a robaki czekały na cud.
Tak jak już pisałem stronę wcześniej, każdemu przydzielona została robota.
Generał patrzył wczoraj na nas ustawionych w szeregu, podszedł do mnie i powiedział: „Kopacz”.
To przykre, ale większość była kopaczami. Kopiemy własny grób, ale czy mamy jakiś wybór?
****
Sprawy, zdaje się, rozporządzone. Od jutra będziemy zapieprzać jak krety.
Większość to kopacze. Zadowalające – nic tak nie zbliża jak wspólna męka. Na razie męka. Za dziesięć dni to będzie jaka gehenna.
Muszę pisać wieczorami, bo choć palce puchną i zamieniają się w paluchy, nikt mi nie przeszkadza – czasami inni górnicy gapią się na mnie, jakbym pisząc, zabierał im bułki albo matki zabijał. Obu fantów tu brakowało.
Zmieniłem też miejsce dzienniczka. Kiedy śpię, trzymam go pod brzuchem, a gdy idę kopać – chowam zasypując ziemią w specjalnym kącie przeznaczonym dla mnie – poczciwego Mopsa, który wygląda jak reszta górników, czyli śmierdzi, ma pchły i jest wagi dosyć lekkiej. Kilof do mnie zupełnie nie pasuje. Wręczono mi go pod przymusem.
Pochodnie płoną przez całą noc, więc mogę pisać jak posiekany, ale wolę zebrać energię na dalszą pracę.
Praca – jak to głupio brzmi w tym przypadku. Dostajemy tylko trochę czerstwego do bólu chleba, albo zjadamy ze smakiem pchełki. Mniam.
Czas pochrapać.

Dzień 4.

Krzywo na siebie patrzymy, jednak paru kopaczów otwarło gęby.
Kiedyś musieli je w końcu otworzyć.
Hempik, najchudszy z nich, kopiąc przy Stampfonie, nagle wycedził:
- Nas tu chyba będą trzymać, aż nie wymrzemy.
- No nie pierdziel.
Nie pierdzielił.

Dzień 5.

Hempik zachorował.
Poszliśmy do niego ze Stampfonem i podarowaliśmy po kawałku chleba. Nawet w takim piekle można było liczyć na litość. Wspieraliśmy się nawzajem jako towarzysze.
Wkrótce Hempik umarł.

Dzień 6.

To już szósty dzień. Ile ich będzie? Dziewięćdziesiąt? Oby nie.
Zrobiliśmy pogrzeb Hempikowi. Modliliśmy się. Nigdy wcześniej naprawdę się nie modliłem.

Dzień 8.

Byliśmy cholernie zajęci. Musieliśmy wypełniać braki po Hempiku. Potem do „pokoju” przyszedł nowy. Gada o jakichś proroctwach i bredzi od rzeczy, dziwny jest. Nazywa się Jarvik. Jak Boga kocham, a ludzi nienawidzę – ten facet to cholerny odmieniec. Lepszy taki niż żaden – myślę.
Pracuje jak my, oddycha jak my – wytatuowana blada dupa.
Przyda nam się do straszenia obcych.

Dzień 9.

Słyszeliśmy, że ktoś ze wschodniej strony kopalni zmarł z głodu.
Lokatorzy zabierali mu żarełko. Paszka, dobry fant.
Niektórzy miewają już myśli samobójcze. Decydowanie się na dalszą robotę to jak przytulanie pokrzywy.
- Jak myślisz, wyjdziemy z tego syfu? – zapytał mnie Stampfon.
- Nie wiem?
- Dobra odpowiedź.
Bóg ma pewnie z nas niezły ubaw, zajadając niebiański popcorn.
Ostatniej nocy Jarvik nie mógł spać. Chodził jak pijany.
Może właśnie dlatego powiesił się w ładowni.

Dzień 10.

Zaległy się szczebiory. Kapitan Higrower wytrzebia razem z innymi. Każdy niewolnik wychudział.
Oni chyba myślą, że tu są wygrani i przegrani. Bzdura. Wokół stanowi porządek, oni są niecierpliwymi burakami.
Zrobiliśmy mały i krótki pogrzeb Jarvikowi, mimo, że go nie lubiłem. Czy warto się zabić, by żyć lepiej?
Jeżeli „w niebie tak i na ziemi”, to ja nie chcę iść do nieba…

Dzień 11.

Trudno pisać. Stan skupienia to u mnie stan wyjątkowy. Żart. Tak.
Przyszedł do nas nowy – Hagtor. Gość w dom, czym chata bogata. Poważny jegomość.
Był nauczycielem. Nauczyciele są dziecinni – mają grubo ponad czterdzieści lat, a nadal chodzą do szkoły.
Uczył przyrody. Pieprzył coś o grzybach. Jego cytat własny, zasada każdego: pracujemy po to by odpoczywać, odpoczywamy po to żeby pracować.
- Każde zdanie winno być przemyślane – wygmerał.
- W takim razie filozofowie nie mieliby roboty.
Mimo wyniosłego zawodu, często chichotał. „Życie to żart śmiertelnie poważny” – powtarza ciągle.
Lubię go. Lubię z nim rozmawiać. Nieźli z nas popychacze pierdół. Definicja rodzi definicję, ergo powiedziałem mu o tym, że piszę pamiętnik. Kiedy mądry mówi do głupiego, to wygląda głupio. Tak wyglądał.
Oświadczył, iż ma dużo różnych poglądów – od religijnych, aż po historyczne. „W świecie szanujących to pierwsze; gdy się człowiek spieszy to się Diabeł cieszy, a kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje” – wyrzekł z ironią.
„To wszystko jest takie śmieszne, bo wszystko jest poważne” – dodał. Nie pojąłem.
„Boży oddech w miłości, a nie w sakramentach”.
Ustanowił również nową zasadę gramatyczną: od dzisiaj w czasie przyszłym możemy użyć wyłącznie jednego czasownika – „umrę”.
Faktycznie, tego jednego byliśmy pewni.

Dzień 12.

Coraz częściej gawędzę z nauczycielem.
„Natura daje nam znaki zapytania. Człowiek zbudował wykrzyknik” – powiada, a ja zapisuję jego myśli w tym oto pamiętniku. „Śmierć nam mówi - odpowiedz sobie sam”. „Idealność nie jest przesytem. Idealność to równowaga”. Wiem, że większość brzmi jak jakieś frazesy, ale lubię gościa. „Mrzonka w postaci wystrzelenia się poza elipsę to taki żart - prezent, który przyjmujemy”, „Zamiast liczyć do trzydziestu, policz trzy razy do dziesięciu”. Zapytałem, czemu nie napisze własnej książki. „Mimo wszystko, wszystko to pojęcie bezwzględne”. Odpowiedział:
- Po co, skoro ty piszesz swoją.
„Umiarkowane dobro to najwyższe dobro. Ono nie jest najwyższe”. I potem już o tym nie mówiliśmy. „Wszelakie racje leżą porozrzucane po świecie. Wystarczy je tylko spiąć. "Tylko" to życie człowieka. Potrafisz?” – pisałem cholernie szybko, bo chłop ten miał głowę, jak to się mówi, nie od parady.
„Nie ma ludzi gorszych i lepszych. Są tylko tacy, których mistrzowie poświęcili więcej czasu, bądź mniej”.
- Dobrze, wystarczy.

Dzień 13.

Zauważyłem, że odkąd przyjęliśmy do naszych skromnych progów Hagtora, Stampfon coraz rzadziej się odzywa.
Raz podszedł do mnie i polecił, abym nic o nim nie pisał.
Mam to w dupie. I tak napiszę.
„Wolimy mówić "zapomniało mi się" zamiast "zapomniałem"” – wypiera nielogiczności biolog.
„Każda szkoła to przedszkole”.
On gadał, a ja notowałem z uporem maniaka.
„Im jesteś grubszy fizycznie, tym chudszy psychicznie”. Nie zgadzam się z tym fantem, ale i tak to tu umieszczę.
,,Kiedyś patrzyło się na rozum i serce, a teraz się patrzy na dupę i cycki" – śmiechowe też mu się zdarzały. Rubaszne.
„Być realistą w tych czasach znaczy tyle samo co być pesymistą...”. Fascynował mnie ten biolog. Naprawdę.
Czasami zadawał pytanie i nawet nie czekał na moją odpowiedź.
,,Co by się stało, gdyby Śmierć umarła?". Albo to – „Wszyscy tkwią w stereotypach. Gdy widzisz umięśnionego faceta, wiesz kogo się bać, a kiedy tego mniej - wiesz kogo wykorzystać. By ziemia nie wyglądała tak dziko, wystarczy tylko silnych nauczyć dobra, a słabych siły. Tylko kto to zrobi?”.
Mimo to, nie udawał mądrego. On znał kilka trafnych pytań, przy których każda osoba wpada w głębszą refleksję.
„Zwróćmy uwagę na naszą bezsilność wobec nieskończoności: gdyby nie było śmierci, już dawno byś się powiesił”.
Cholernie głęboką.

Dzień 14.

Powtarza się. W kółko.
Kopiemy w milczeniu, niesiemy w milczeniu, idziemy w milczeniu.
Gadamy.
Gadamy długo. Długo jak cholera.
Cholera, muszę skończyć mówić co chwilę „cholera”, bo to brzmi cholernie do dupy.
Światełko w tunelu? Nie myślałem już o tym. Nie zajmowałem się nadzieją, wiarą i miłostkami. Oni takie coś wyprawiali, ja po prostu gadałem z biologiem.
Żyjemy chwilą - cieszymy się krótką szczęśliwością, mimo podłużnego bytu bólu.
Wręczyłem dziennik nauczycielowi. Przeczytał kilka stron, popatrzył na mnie i powiedział: „Dobre”.
- Wiesz, Hagtorze, czasami zastanawiam się, czy znajdzie się jakiś czytelnik.
- Jeżeli dziennika nie skonfiskują straże, może się znajdzie. Nie wiesz, to po co się nad tym zastanawiasz?
Jego pytania zbijały z tropu. Za to go lubiłem.
„Życie jest niewymierne, mendo” – powiedział kiedyś w kontekście wojen o złote zdobycze.
,,Ptaki latają kluczem. Ludzie latają sercem” – kontynuował swą „sentencjadę”.
Dowiedziałem się poza tym od niego, że „Oszukując innych, oszukujesz samego siebie”, a „Wielu z nas niszczy raj, bo nie może znieść obcego ideału”. „Osobnik, który ciągle wygrywa albo ma cholerne szczęście albo nie boi się przegrać” oraz „Gdy zamykają się dłonie, to wraz z ustami”.
Prócz tego jeszcze usłyszałem jak tłumaczy mi, iż „To nie jest tak, że coś może być bez sensu. Bezsens jest absolutną pustynią, nie może mieć dzieci. Wszystko ma sens. To zależy wyłącznie od tego ile wypijesz”. „Czy będę skromny, jeśli powiem, że jestem najskromniejszy?” – sprawdzał mnie. Zanim utwierdziłem się w zamiarze odpowiedzi, ten już dawał następny tekścik – „Gdybym powiedział że nigdy nie kłamię, skłamałbym”.
"Nie bójmy się przekraczać granic interpretacji. One nie istnieją. Dopiero wtedy zaczniesz rozumieć, że nic nie rozumiesz. Dzięki swojemu absurdalnemu i figlarnemu umysłowi. Tak jak cudzysłów”.
Nie rozumiem. Pieprzyć to, i tak ten facet rządzi.
„Na nic ci jeden element, gdy nie masz trzech pozostałych”.
„Niemożliwe jest, aby nie mieć zmartwień. Gdy będziesz myślał, że coś osiągnąłeś i chłonął to mocno, twój przyzwyczajony organizm zacznie zwracać uwagę na sprawy dla innych błahe”. To było mocne. W sam środek tarczy. "Wszystko ponad i poniżej jest zabójcze, ramka jest jałowa". Czarne złote myśli. Heh, to było ładne. „Czas zapierdziela, a my razem z nim. Nie dogonimy go. Walniemy w ścianę, na której wisi kalendarz”.
Dowiedziałem się również, że dopiero gdy upadam, staję się lepszym człowiekiem. Miałem zdanie, iż upadek to połowa sukcesu, bo trzeba jeszcze wstać, ale nie powiedziałem tego głośno, żeby nie psuć klimatu. „Najlepszy świat w twojej głowie”.
- Pośród filozofów rację ma ten, który milczy – powiedział któregoś razu, i spodobało mi się to cholernie. Miałem tego słowa unikać. Cholera.
„Pijak, by zapomnieć o tym, że pije, pije więcej”. „Śmierć - boisz się? Lepiej pomyśl, jak ona się czuje wiedząc, że będzie musiała cię zabrać ze sobą”. Nigdy o tym nie myślałem. W ogóle rzadko myślę.
Ględziliśmy trzy po trzy, cztery na pięć i sześć na dziewięć, aż w końcu kładziemy się spać, bo cho bardzo późno już.

Dzień 15.

Wydarzyło się całkiem sporo.
Złamałem nogę na stopniu z tunelu do ładowni.
Mimo, że „większość to pojęcie bezwzględne”, strażnicy wybrali kilku kopaczy do przedwieczornej walki ze szkodnikami. Nie wiedziałem po co. „Czasem lepiej jest nie rozumieć, aby zrozumieć tych, którzy nie rozumieją”. Mnie nie wzięli, bo miałem połamaną nogę, ale zabrano różnych chłopaków w ramach czystki, i wśród nich niestety był Hagtor. Później usłyszałem, że szczebiory zabiły czterech chłopców. Wśród nich również niestety był Hagtor.
Cholera.

Dzień 16.

Jeżeli tak jest na ziemi to nie wyobrażam sobie piekła...
Zaraz, zaraz – my jesteśmy pod ziemią.
Stampfon w końcu się odezwał. Powiedział, że złamana noga „uratowała moją tłustą dupę”. ,,Czasem mam szczęście, że mam takiego pecha" – wyobraziłem sobie, jak właśnie owe wyrazy wypowiada Hagtor. Brakowało mi go. Dlatego też wymyślałem sobie, jak wypowiada różne zdania. „Wiesz dlaczego zawsze wygrywam? Bo nie boję się śmierci. Człowiek, który nie ma nic do stracenia, potrafi zyskać więcej niż ten, który się boi”.
- To było niezłe, profesorze.
- Co? – spytał Stampfon.
- Nie, nic.

Dzień 17.

Nóżka poprawiona. Szkoda.
- Poczułem nieznośny ogień. Wyszumiałem się. I teraz nie rozumiem swojego postępowania. Czy to oznacza że jestem chory? Inny?
- Nie, to oznacza że jesteś człowiekiem. Takim jak inni – odparł nauczyciel. Cholernie mi go brakowało.
„Na bakier z nienaturalną naturą, tylko tak warto żyć”. Miesza mi się we łbie. „Co robi wór w namiocie, gdy cię tam nie ma? Śpi”. „Apokalipsa św. Asterixa, czyli "kiedy niebo spada nam na głowy", a piekło wciąąąga od dołu”.
Zwariowałem. Poważnie. Zresztą, nie lubię tego wyrazu. Naprawdę oszalałem.
Ktoś powinien nas uratować, i potem potem będziemy się chwalić, że przeszliśmy przez to. Wydam ten dziennik, będę czytał dzieciom, a może spalę w cholerną cholerę.
Ktoś powinien nas uratować. Chyba ktoś musi, prawda? Niech ten ktoś przebije się przez tę ziemię i mnie weźmie w objęcia jak dziecko, a później stąd wyleci na srebrnych skrzydłach.
- Nie bądź potworem, przytul potwora.
Stampfon siedział i gapił się na mnie.
- Weź się w garść, Mopsik, profesora nie ma i nie żyje, skończ pisać i staraj się przetrwać kolejny dzień.
Poszedłem spać.

Dzień 18.

- Przestań wymyślać tych myśli od siedmiu boleści i skup się, jak przechytrzyć strażników i zdobyć więcej chlebusia.
- Dobrze, już skończę z tym.
„Jezus umierał na krzyżu, a ty siedzisz na fotelu i pierdzielisz, że ci smutno” – myślałem dalej. „Gdybym powiedział że nigdy nie kłamię, skłamałbym” – przypomniało mi się. Uśmiecham się jak głupek. Głupek z wyboru.
****
Teraz jest wieczór.
Po południu „śmierć, kochanka żołnierza”, odwiedziła Sregtana po lewej od wózków. „To zaszczyt, że mogę uczestniczyć w Wielkiej Konstrukcji Niezbadanej” – powiedział, po czym stwierdził, iż „przemijanie to nasz problem wieczny”.
- Możesz skończyć z tymi sentencjami?
- Myślę, że warto od czasu do czasu popełnić samobójstwo.
- Jaki to ma związek? – nalegał Stampfon.
- Ten, kto upadł na dno zrozumie głębię.

Dzień 19.

- Idź do budy po pasztet, bo Malta zaraz cię Skopje, a właśnie upiła się w Sztokholm!
- Zamknij ryj, Mopsie! I odłóż w końcu ten dziennik!
- Nienawiść jest tym większa, im większą była miłością wcześniej.
- Ech, to już wrak.
Wariatowi można wszystko wybaczyć.
****
Od wyświetleń miesza się w głowie. Dobrze być tak - po połowie - powie człowiek. Ale ja w nadmiarze zanurzony w niedomiarze zanużony.
Zasada trzech E:
- Erudycja
- Elokwencja
i - Ekscerpcja
Przydaje się również erystyka, eksplikacja oraz eksplicytność, świadome unikanie ekwiwokacji, słownej emezji, a także nadto zauważalnej elektroencefalografii.
Właśnie złamałem tę zasadę.

Dzień trzysetny

Ostatnio przeglądałem sfastykowany i okrojony obraz głupiego buntu - zeszyt do religii z gimnazjum, gdzie zostały odnalezione takie pierdoły (niektórych dziś nie rozumiem): Mam sporo tych zapisków, a po sobie trudno się doczytać (nie mówiąc już o innych osobnikach - tak w razie mojej śmierci [bo nikt nie odchodzi z tego świata, nie musisz nawet płodzić dziecka - każde twoje słowo tworzy krąg słońca]), więc na strychu na marginesach szukanie tego jest bardzo uciążliwe.
Wiecie co, ja jestem chyba inny. Tak mi się wydaje.
I najlepsze:
„Życie przypomina nabój do pistoletu. Jeden wystrzał. Jedni zakładają tłumik, inni wolą odejść z hukiem. Tak zwane "head-shoty" to wychodzenie z samego siebie, tego niektórzy się boją. Istnieją też strzelcy wyborowi. Strzelaj jak chcesz - jeżeli jesteś dziewczyną, możesz spróbować nawet we mnie. Na szczęście mamy ten wieczny ołów, fundament naszego życia. Życzę ci, by to nie był ślepak.
Hagtor odszedł z hukiem. Niestety, trafił kogoś innego”.
Świata tło to światło.

Dzień

Dzień 22.

Stan mi się polepszył. Miałem chwilowego kręćka, ale kochany Stampfon mną się zaopiekował. Nie skreślam tamtych chorych stron, stanowią pewnego rodzaju przekaźnik emocji.
Wokół słychać jęki. Ukrywają to, że są słabi. Pieprzą od rzeczy. Zresztą, mieliście przykład stronę wcześniej.
Hrubik, ten od złota, powiesił się w ładowni jak Jarvik. Życie to żart śmiertelnie poważny.
Nie wiemy. Nie mamy ni bladego, ani zielonego pojęcia, o co łazi. O co pływa.
„Śmierć - boisz się? Lepiej pomyśl, jak ona się czuje wiedząc, że będzie musiała cię zabrać ze sobą” – pocieszam się.
Co jeszcze mógłbym powiedzieć? Nie wiem.
Już niedługo.
Na pewno.

Dzień 26.

I ostatni chyba.
Dużo się wydarzyło. Dreszczyk emocji nie pozwala jasno myśleć.
Ci z Ekscolei przybyli podobno i zrobili tu niezłą rozwałkę. Kapitan, ten co zażywał prochy i był idiotą, został wzięty w niewolę przez ekscoleiczyków. Z pewnością bolało go bardziej niż nas. Duma.
Schowałem się, bo nie wiedziałem co robić. Wzięli chłopaków na wolność.
Ja też zaraz wyjdę spod tej sterty gruzów. Kopalnia zawalona.
Nie wiem jak to będzie, ale pragnę tu pozdrowić bliskich. Tych, którzy byli dobrzy.
Są. Będą.

Cyprian Mops.
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.
Odpowiedz
#2
Cytat:Krzywo na siebie patrzymy, jednak paru kopaczów otwarło gęby.
Kiedyś musieli je w końcu otworzyć.

Drugie zdanie wydaje mi się zgrzytać z pierwszym. Może by tak zastąpić je "Kiedyś w końcu musieli."? Tak po prostu.

Cytat:Każdy niewolnik wychudział.

Ja wiem, że to osobiste zapiski więźnia, ale czy naprawdę warto zostawiać tak bijącą w oczy formę?

Cytat:Jeżeli „w niebie tak i na ziemi”, to ja nie chcę iść do nieba…

Wydaje mi się że sens tej modlitwy był trochę inny...

Cytat:Cholernie głęboką.

Też jakoś mi nie pasuje. Lepiej by było dopisać, mimo wszystko, refleksję i zrobić: "cholernie głęboką refleksję". Albo coś w tym guście.


Cytat:bo cho bardzo późno już.

Nie rozumiem "cho".

Cytat:i - Ekscerpcja

Uważam, że "i" jest zbędne. Jak od myślników, to od myślników. Większość wewnętrznych lektorów czytelników zapewne i tak je doda.


Niektóre cytaty biologa są tak błyskotliwe, że aż chyba je zapiszę.
Jakoś ta kopalnia kojarzy mi się z Gothic'iem.

Super tekst! Tknęło mnie parokrotnie z jaką lekkością opisujesz śmierć. Przy tym forma pamiętnika w celu opisania życia więźniów mocno uderzyła w moją wyobraźnię.
Cóż więcej mogę dodać? Cudo. Nieco obłąkańcze miejscami, ale taki masz styl, wnioskując na podstawie tego i wielu innych Twoich tekstów.
Odpowiedz
#3
No i Bel bawi się w archeologa. Toż to ma już lepiej niż rok. Może nawet autor nie będzie tego oglądał więcej jak Cyprian Mops swojego dziennika.
Muszę przyznać, że tekst jest wiarygodny. Tak mogło by wyglądać pisanie człowieka balansującego na krawędzi szaleństwa. Z postaci nauczyciel chyba najbardziej udany. Miał kolo przemyślenia.
Czyli moim zdaniem jest całkiem ok.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Co ja poradzę, że mi się strasznie spodobał ten tekst?
Poza tym, jak tak sobie odkopuję, to przynajmniej sprawiam wrażenie, że coś na forum się intensywnie dzieje. Smile
Odpowiedz
#5
wiarygodne - jak zauważył gorzki
Cytat:Tak mogło by wyglądać pisanie człowieka balansującego na krawędzi szaleństwa
i świetne sentencje. konwencja ratuje ten tekst, bo zdaje się, że chodziło o upchanie ich (tych mądrości) gdzieś, gdziekolwiek, a jeśli miałyby się znaleźć w diariuszu lunatyka, cześć z nich może być pusta, głupia, mylna, a całościowo mogą być niepoukładane i nic nie tworzyć. tak to mniej więcej wygląda, ale część z nich, powtarzając słowa bel, jest warta zanotowania. mówiłem nie raz nie dwa - masz, stary, "łeb nie od parady". i pewnie jako jedyny tutaj, masz prawdziwy talent.
Odpowiedz
#6
Ciągle mi się podoba.
Zostawiam 5/5. Tekst zasługuje na uwagę, więc wyróżniam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości