Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Portret z kociakiem w tle
#1
ze specjalną dedykacją dla Miśka Erazmusa, Happy Valentine's, mate :wink:


Wstałem, albo raczej przebudziłem się, gdy spomiędzy żaluzji zaatakowały mnie promienie słoneczne, spotęgowane odblaskiem od śniegu na parapecie. Nie jestem wampirem, ale taka kumulacja nie wpływa na mnie entuzjastycznie, zwłaszcza kiedy mam jeszcze ze spokojem dwie godziny snu przed sobą. W kontraście do trzech poprzednich, które przespałem.
Zanurkowałem stopami w kapcie i ruchem posuwistym - niczym ci nieszczęśnicy, którzy na poboczach ruchliwych wylotówek z dużych miast, starają się umyć ci szybę samochodu - przemieściłem się w stronę kuchni. Machnąłem na powitanie Kermitowi, Zwierzakowi i Gonzowi. Najwidoczniej całą noc zarwali grając w Texas Hold Em. Zwykle o tej porze już któryś z nich traci cierpliwość. Najwidoczniej jeszcze się ciągle licytują.
Zerknąłem do zamrażalnika, by zobaczyć jak się ma moja kolonia mini Eskimosów, i czy nie potrzebują do budowy iglo nowych kostek nasączonych Johnnie Walkerem.
Dopiero gdy ujrzałem moją piękną Eskimo Pocahontas, przypomniało mi się, co dziś za dzień: święto chorych psychicznie. Czym prędzej odszukałem telefon, by się upewnić. Tak, “nastała wiekopomna chwiła”.
Już sobie wyobraziłem, jak pomykam radośnie z czerwoną, papierową torebką do mojej ukochanej, by wśród sypiącego śniegu, na środku lodowiska, przy fajerwerkach, wyznać jej miłość, gdy… coś pociągnęło mnie za nogawkę od piżamy we flamingi.
I to nie była moja rozkładająca się Marilyn Monroe.
Ani nie świąteczna żyrafa z lampkami.
Spojrzałem pod nogi. Stał tam niewielki kociak, przypominający łudząco Śnieżka ze “Stuarta Malutkiego”. Kiedy jednak kucnąłem, by go pogłaskać, on parsknął.
- Gdzie z tymi łapami, gburze? Może chociaż najpierw jakieś mleczko, a potem możemy podyskutować o ewentualnym macanku.
Zupełnie osłupiony, sięgnąłem po karton mleka i, jakby automatycznie, nalałem pełną miskę. Nawet nie byłem świadomy, dlaczego właściwie jestem tak usłuchany.
- Kim jesteś? - spytałem, stawiając naczynie na ziemi.
- Twoją walentynką… i nie zapomnij wysłać smsa z życzeniami do mamy.
Już czułem te prześmiewne spojrzenia, od strony tych grających w karty. Prawdopodobnie nawet moja wspaniała gadająca kanapka z żółtym serem nie odwróciłaby uwagi od tej sytuacji.
Kocica pomaszerowała do salonu, ignorując danie. Przetarłem oczy, by upewnić się, czy na pewno jestem prawidłowo obudzony. Rozejrzałem się dokoła. Szafki z naklejkami ze smerfami? Są. Toster na pilota? Jest. Kolekcja guzików w słoiku? Stoi. Puzon? Moment, ja nie mam puzonu. Czyli to dobrze, że go nie ma.
Kiedy już upewniłem się, że wszystko jest w porządku, chwyciłem packę na muchy, którą z reguły poluję na latający ser i udałem się za moją tak zwaną walentynką.
- Chcesz sobie tym pobiczować ręce, by wyglądały na bardziej opalone? - spytała liżąc tylną łapę.
Dodam jeszcze, że chyba zobaczyła, co trzymam w ręce, jakimś dziwnym rykoszetem, w odbiciu od wazonu, bo nie podniosła głowy nawet o milimetr.
- Ale jak możesz być moją ukochaną, jak ja cię wcale nie znam?
- Ranisz moje uczucia... - odpowiedziała z ironią, spadając z kanapy na dywan.
Zdolności aktorskie zawsze pociągały mnie u kobiet, ale w tym przypadku chyba nie dokładnie o to chodziło. Gdybym był wielbicielem bajek Disney’a, mógłbym spróbować ją pocałować, licząc że zamieni się w piękną księżniczkę, ale w podświadomości słyszałem głos, posądzający mnie o zoofilię. Dziwne, że był łudząco podobny do Tajgera.
Kocica podniosła się z pleców i z wolna zaczęła podążać w moim kierunku.
- Wyjaśnijmy sobie jedno: miałam już dosyć czekania, aż mnie wreszcie dostrzeżesz, jak z roku na rok pojawiam się w to cholerne święto, łażąc za tobą jak jakaś…
Tutaj wydała dziwne kasłające dźwięki, co natychmiast przypomniało mi scenę ze “Shreka”.
- Dlatego tego roku przyszłam wziąć sprawy w swoje ręce… tfu, łapy.
- Ale ty jesteś kotem.
- Co ty nie powiesz, Darwinie? Na coś się jednak ta wiedza medyczna przydała.
Wycofałem się o krok, gdyż zdała się wyglądać na wyraźnie niezadowoloną. O mało bym się nie potknął o nakręcanego zombie. Zdobyłem go sobie na festynie haloween'owym. Chodzi i nawet wydaje nieartykułowane dźwięki, pełen bajer.
Kocica jednak nie dawała za wygraną. Stanęła na tylnych łapach, złączyła uszy najbardziej jak potrafiła, pomerdała noskiem i… chyba chciała, żebym ją podniósł. Nie mam nic przeciwko kotom i głosowi rozsądku, posądzającemu mnie o zoofilię, ale czułem się co najmniej nieodpowiednio ubrany. Piżama we flamingi? Co mnie podkusiło?
Wtem do pokoju weszła moja prawdziwa ukochana. Prawdopodobnie odbywająca rutynowe modły w łazience, kiedy ja tu byłem molestowany psychicznie.
- O, widzę, że już poznałeś moją nową cybernetyczną pocieszkę.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#2
Zgłupieć można. Big Grin
Świetne.
Odpowiedz
#3
(15-02-2012, 03:33)Pasiasty napisał(a): Tak, “nastała wiekopomna chwiła”.

Literówka Tongue

(15-02-2012, 03:33)Pasiasty napisał(a): Już czułem te prześmiewne spojrzenia,

Prześmiewcze.

(15-02-2012, 03:33)Pasiasty napisał(a): Zdobyłem go sobie na festynie haloween'owym.

Nie podoba mi się "sobie"



Ci powiem, Pasiu, że jak na Ciebie, to wcale nie jest jakoś świetnie Big Grin Jest dobrze, to fakt, ale Twoje stare teksty były bardziej psychiczne, co moim zdaniem sprowadza się do słowa, lepsze.

Ale to tylko moje zdanie Tongue


Pozdrawiam,
Trzy
Odpowiedz
#4
Dziękuję za komentarze :-)
Poprzedniemu userowi nadmienię tylko, że:
a) to tak specjalnie jest, stylizacja na staropolskie 'L', i to cytat jest ;-)
b) zdaję sobie sprawę jaka jest 'poprawna' forma, ale pozwalam sobie na domniemanie (vide: licentia poetica), ze niedługo i ta forma będzie poprawna, jako że język rozwija się i formy powszechnie używane, prędzej czy później, zostają uwzględnione w słownikach.
c) 'zdobyć sobie' - to podejść do stanowiska z grami (typu lotki, kulki, piłeczki) i wygrać maskotkę. Oczywiście dla samego siebie.

Moje stare teksty były... stare. Nic nie stoi w miejscu. Dziękuję za wizytę :-)
Pozdrawiam :-)
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#5
Dobra, z pierwszym i trzecim się zgodzę. Ale co do drugiego? Jeśli nie jest powszechnie uznane, nie pojawia się w słownikach, etc. - jest błędne, imo, Bro.
Odpowiedz
#6
Że dla mnie? Och, nie trzeba było. Aczkolwiek jakbyś był kobietą, miałbym już Twój numer, a tak to trochę kiszka... Big Grin

Wiadomka, kto jak kto, ale Tajgery wiedzą najlepiej, że nie ma to jak dobra kocica, a jeszcze powiedz mi, że czarna, to biorę w ciemno. Erotyka międzygatunkowa fajna jest, a od kotów lepsze są tylko kozy, ot, głupi żarcik dla – nazwijmy to tak – znawców tematu (no dobra, żyrafy też są spoko...). Angel

To chyba dzięki, napaste nie nadepnij i niech żyje zoofilia! Wink
Odpowiedz
#7
Hmm Smile Mam mieszane odczucia. Znać dobry, wyrobiony warsztat i tak zwaną "lekkość pióra", a z drugiej strony nie do końca wszystko tu gra. Czytało się z przyjemnością, zwłasza początek. Potem miałam wrażenie, że już coś podobnego widziałam, a końcówka absolutnie, jak dla mnie, "się rozjechała". Może się czepiam, ale wydała mi się ona ... hmm.. jakby to określić ? rozdeptanymi pantoflami do świetnie skrojonej garsonki.
A poza tym czy już pisałam, że podobało mi się ?
Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości