05-04-2010, 20:34
Prolog
To była mroźna, jesienna noc. Jedna z tych, które zaczynają się ciepłą herbatą przy kominku, a kończą sennym pomrukiwaniem w poduszkę. Ulice, dziwnie spokojne, nie widziały żywego ducha. Nawet bezpańskie koty – wieczni mieszkańcy ulicy – gdzieś się pochowały, czując wiszącą w powietrzu zapowiedź wielkiej tajemnicy.
Gdybyś jednak odwiedził pewne miasteczko... kto wie, być może takie jak twoje? Ujrzałbyś tam kogoś, komu nie przeszkadzało ani szczypiące powietrze, ani para wydobywająca się z ust. Pulchna, starsza kobieta szła przed siebie, mając za nic wycie wiatru, starającego się gwizdami przepłoszyć nierozważnych ludzi błąkających się po uliczkach. Ona doskonale wiedziała dokąd zmierza. Jej celem okazał się maleńki sklepik ze starociami.
Bez obaw stanęła przed nim, spoglądając w okno. Kiedy ujrzała wewnątrz zapaloną lampę i pochyloną nad nią postać, uśmiechnęła się smutno.
- Miała rację – mruknęła, zanurzając dłoń w wiszącej na ramieniu torbie. Wyciągnęła z niej krótką, oblodzoną jakby gałązkę. – Mam za miękkie serce. Ale to po prostu trzeba naprawić!
Gdybyś wyjrzał przez okno, przy odrobinie szczęścia mógłbyś ją zobaczyć. Zdziwiłbyś się zapewne, niedowierzając własnym oczom. Przecież nieczęsto widzi się wróżki odprawiające czary pod sąsiednim domem.
Zniknęłaby szybko, a ty położyłbyś się spać, zrzucając wszystko na karb zmęczenia.
To była mroźna, jesienna noc. Taka, w którą trzeba jak najszybciej zasnąć, by uniknąć cieni wlewających się przez szczelnie zamknięte okna. Nie do pomyślenia, że w pewnym miasteczku był ktoś, komu nie było dane zmrużyć oka.
- Babciu, dlaczego dziadek wrócił tak późno?
Pytanie zawisło wśród czterech wyłożonych boazerią ścian. Ogień w kominku dalej huczał, gruby kot nadal machał ogonem na jednej ze starych komód. Zasłony nie poruszyły się oburzone, wiatr za oknem nie umilkł nawet na moment.
Jedynie starsza kobieta, dotąd wygodnie siedząca w fotelu, odłożyła książkę. Wstała powoli, zdejmując okulary zawieszone na cienkim łańcuszku.
- Widzisz, Suzie – zaczęła, zbliżając się do łóżka stojącego w rogu. Leżała na nim drobna, zakopana w pościeli dziewczynka. – Dziadek ma swoje sprawy. A dzisiaj pewnie był po narzędzia. Widziałaś co dziadek teraz robi?
Buzię małej rozjaśnił uśmiech, a kiedy wdrapała się na kolana kobiety, nie pamiętała poprzedniego pytania.
Dla niej było to tylko nic nie znaczące zaciekawienie, jednak jej babci przysparzało sporo zmartwień. Doskonale znała ona powód dziwnego zachowania męża. Widziała jak staje się milczący, przygaszony, wychodzi wcześnie, powraca o nieprzyzwoicie późnych porach. Rozmowę z nim miała już za sobą. Dowiedziała się smutnej prawdy, chociaż wolałaby żyć w nieświadomości.
- Lalkę! Widziałam, taką ładną!
Kobietę z zamyślenia wyrwał radosny okrzyk wnuczki. Westchnęła cicho – niemal bezdźwięcznie - by dziewczynka jej nie słyszała. Zaraz też podniosła się z łóżka, kładąc na nim Suzie.
- Lalkę. Masz rację, pewnie będzie piękna. Dostanie ją jakaś miła, grzeczna dziewczynka, która chodzi spać wtedy, kiedy jej każą. – Mrugnęła wesoło do dziecka, otulając je szczelnie kołdrą. – Opowiedzieć ci bajkę?
Sklep o tej porze zawsze wyglądał niezwykle. Nikłe światło z zewnątrz padało na stare meble, każąc im rzucać fantazyjne cienie na ściany. Drobne figurki stojące na półkach patrzyły w przestrzeń beznamiętnym wzrokiem, jedynie szklane oczy lalki, siedzącej zwykle na wygasłym kominku, kryły w sobie głębię.
Właśnie z tego słynął ów sklep. Oprócz pięknych szaf i gablot, można tam było kupić cudowne lalki wyrabiane własnoręcznie przez właściciela. Człowiek otwierał drzwi, mając w myślach piękną komodę lub stół, po czym wychodził, niosąc porcelanową damę. Nikt nie wiedział, jaką tajemnicę w sobie kryły, ale zniewalały spojrzeniem, hipnotyzując każdego przechodnia. Gdy jakaś pojawiła się na wystawie, znikała po kilku godzinach, uszczęśliwiając nowego właściciela.
Chociaż... był jeden wyjątek.
Gdybyś odwiedzał ten sklep regularnie, za każdym razem widziałbyś jego stałego mieszkańca. Siedział spokojnie, przypatrując się wszystkim, pilnując sklepu jak najlepszy ze stróżów. Białej twarzy nigdy nie opuścił uśmiech, gładkiego czoła nie zepsuła najmniejsza zmarszczka.
Właściciela wielokrotnie pytano o cenę jego najpiękniejszego dzieła, jednak zawsze odpowiadał w ten sam sposób.
- Nie wchodzi w grę.
- Nie ma mowy.
- Wykluczone.
Tak było zawsze. Jednak, gdybyś przyszedł tam tego wieczoru, zobaczyłbyś puste miejsce, wyraźnie odznaczające się od zakurzonego blatu półki.
Lalka została sprzedana.
- Wiliam?
Stary człowiek odwrócił wzrok od stołu, uśmiechając się do stojącej w drzwiach żony.
Siedział w warsztacie połączonym ze sklepem. W miejscu, gdzie powstawały nowe arcydzieła, gdzie stare przedmioty odzyskiwały dawny blask. Tym samym, w którym teraz tworzył swoje najważniejsze dzieło.
Nie zwracał uwagi na godzinę, dopóki nie zobaczył zatroskanej twarzy ukochanej żony. Szybki rzut okiem na zegarek wyjaśnił wszystko. Już dawno...
- Już dawno powinieneś być w łóżku – westchnęła kobieta, stając obok męża.
- Wiem, Mary. Ale już prawię kończę. Co z Suzie?
- Śpi. Co z Kassandrą?
Wzrok obojga powędrował w stronę drzwi i dalej, w kierunku ledwo widocznej w ciemności półki nad kominkiem. Pustej.
Mężczyzna wbił wzrok w dłonie. Ciężko mu było mówić o sprzedaży tej lalki, o powodzie, dla którego jej się pozbył. Już otwierał usta by się wytłumaczyć, kiedy przerwał mu spokojny głos żony.
- Wiem. Nie martw się, będzie dobrze.
W milczeniu kiwnął głową, przenosząc wzrok na stół.
- Prawda, że ładna? – zapytał żonę. – Jeszcze tylko włosy i kapelusz. Spodoba jej się?
Mary obejrzała uważnie leżącą na blacie lalkę i powoli kiwnęła głową.
-Tylko... – odezwała się po chwili – dlaczego jest taka smutna? Zresztą, to twoja sprawa. Proszę, nie siedź za długo. Wszyscy już śpią. – Nie czekając na odpowiedź, kobieta wyszła.
Nie miała racji. Choć przerażająca większość ludzi smacznie chrapała w swoich łóżkach, byli tacy, którzy jeszcze nie mogli odpocząć. Na przykład starsza pani stojąca przed małym sklepikiem ze starociami. Każdy pomyślałby, że zajęta jest podglądaniem, z taką uwagą zaglądała do wnętrza budynku. W rzeczywistości miała o wiele szlachetniejszy cel.
Z umiarkowaną ciekawością patrzyła na rozmowę dwojga starszych ludzi, od których odgradzała ją cienka, szklana szyba. Obojętnie przyjęła wyjście siwej kobiety, obserwując człowieka, dalej pracującego przy świetle lampy.
Ożywiła się dopiero, kiedy zamknął oczy, wstając z krzesła. Delikatnie podniósł ukończoną przed chwilą lalkę, jakby podziwiając swoje dzieło.
Miała wrażenie że zrobił to specjalnie dla niej. Bez zbędnych ceregieli uniosła trzymaną w ręku gałązkę. Machnęła nią krótko, szepcząc pod nosem kilka niezrozumiałych słów.
I zniknęła. Tak po prostu, jakby wcale jej tu nie było.
A może to prawda? Może była jedynie wytworem czyjejś wyobraźni, zmęczonych oczu? Nie ma przecież żadnego dowodu. Wszystko zostało tak, jak było.
Czy aby na pewno?
Wiliam szedł przed siebie z prawdziwą radością. Nie odczuwał zimna, a opór wiatru odbierał jako przyjemną życiową niedogodność.
Nie mógł uwierzyć w rzeczy dziejące się wokół niego. Ze złością pomyślał o głupich lekarzach, których jedno zdanie może niszczyć komuś życie.
Wszedł do domu przez sklep. Powitał go przyjemny zapach pomarańczy i starości. Kochał to miejsce, tak jak kochał dwie najważniejsze w jego życiu osoby: żonę i wnuczkę.
Ledwie o nich pomyślał, już je zobaczył. Mała Suzie wybiegła z pracowni, mocno się do niego przytuliła, łkając cichutko. Zaniepokojony złapał ją za ramiona, delikatnie odsuwając. Jednocześnie pytająco spojrzał na idącą ku nim Mary.
- Co się stało? – zapytał, głaskając małą po główce.
- Dziaaadkuu! Bo ja poszłam do tego pokoju i tam była ta lalka, i ja się potknęłam i... – Reszta skargi utonęła w potoku łez. Wiliam przytulił wnuczkę, biorąc ją na ręce.
- Nie płacz – powiedział uspokajająco. – Do wesela się zagoi. A powiedz, podoba ci się lalka?
Dziewczynka uniosła twarz i zastanowiła się chwilę.
- Podoba – wyszeptała – ale jest straszna. Taka czarna. Smutna.
Mężczyzna bezradnie popatrzył na żonę, stawiając wnuczkę na podłodze. Nagle uśmiechnął się, podchodząc do kobiety.
- Posłuchaj, wiem, że to dziwne, ale...byłem u lekarza. – Przerażony wzrok Mary mówił sam za siebie, więc nie przerywał. – I... nie wiem jak to wyjaśnić. Jestem zdrowy. Całkowicie zdrowy. Powiedział, że może źle zbadał, że powtórzy. Ale póki co, jest bez zarzutu. Nie wiedzą jak to wy... Mary!
Przygarnął do siebie łkającą cicho żonę, uspokajająco ją głaszcząc.
- Wszystko dobrze.
Tego samego dnia w sklepiku ze starociami wystawiono nową lalkę. Zajęła ona miejsce na kominku i, podobnie jak poprzedniczka, nie była na sprzedaż. Czarny kapelusz zasłaniał jej twarz, miedziane włosy opadały miękko na długą sukienkę. Przykuwała uwagę wszystkich.
Jednocześnie w sklepiku zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Pech nie odstępował domowników na krok, szczególnie zaś upodobał sobie Suzie. Nikt nie zwrócił uwagi na to, kiedy właściwie wypadki się rozpoczęły, ani gdzie zazwyczaj miały miejsce. Szkoda, bo można było dojść do naprawdę interesujących wniosków.
To była mroźna, jesienna noc. Jedna z tych, które zaczynają się ciepłą herbatą przy kominku, a kończą sennym pomrukiwaniem w poduszkę. Ulice, dziwnie spokojne, nie widziały żywego ducha. Nawet bezpańskie koty – wieczni mieszkańcy ulicy – gdzieś się pochowały, czując wiszącą w powietrzu zapowiedź wielkiej tajemnicy.
Gdybyś jednak odwiedził pewne miasteczko... kto wie, być może takie jak twoje? Ujrzałbyś tam kogoś, komu nie przeszkadzało ani szczypiące powietrze, ani para wydobywająca się z ust. Pulchna, starsza kobieta szła przed siebie, mając za nic wycie wiatru, starającego się gwizdami przepłoszyć nierozważnych ludzi błąkających się po uliczkach. Ona doskonale wiedziała dokąd zmierza. Jej celem okazał się maleńki sklepik ze starociami.
Bez obaw stanęła przed nim, spoglądając w okno. Kiedy ujrzała wewnątrz zapaloną lampę i pochyloną nad nią postać, uśmiechnęła się smutno.
- Miała rację – mruknęła, zanurzając dłoń w wiszącej na ramieniu torbie. Wyciągnęła z niej krótką, oblodzoną jakby gałązkę. – Mam za miękkie serce. Ale to po prostu trzeba naprawić!
Gdybyś wyjrzał przez okno, przy odrobinie szczęścia mógłbyś ją zobaczyć. Zdziwiłbyś się zapewne, niedowierzając własnym oczom. Przecież nieczęsto widzi się wróżki odprawiające czary pod sąsiednim domem.
Zniknęłaby szybko, a ty położyłbyś się spać, zrzucając wszystko na karb zmęczenia.
To była mroźna, jesienna noc. Taka, w którą trzeba jak najszybciej zasnąć, by uniknąć cieni wlewających się przez szczelnie zamknięte okna. Nie do pomyślenia, że w pewnym miasteczku był ktoś, komu nie było dane zmrużyć oka.
- Babciu, dlaczego dziadek wrócił tak późno?
Pytanie zawisło wśród czterech wyłożonych boazerią ścian. Ogień w kominku dalej huczał, gruby kot nadal machał ogonem na jednej ze starych komód. Zasłony nie poruszyły się oburzone, wiatr za oknem nie umilkł nawet na moment.
Jedynie starsza kobieta, dotąd wygodnie siedząca w fotelu, odłożyła książkę. Wstała powoli, zdejmując okulary zawieszone na cienkim łańcuszku.
- Widzisz, Suzie – zaczęła, zbliżając się do łóżka stojącego w rogu. Leżała na nim drobna, zakopana w pościeli dziewczynka. – Dziadek ma swoje sprawy. A dzisiaj pewnie był po narzędzia. Widziałaś co dziadek teraz robi?
Buzię małej rozjaśnił uśmiech, a kiedy wdrapała się na kolana kobiety, nie pamiętała poprzedniego pytania.
Dla niej było to tylko nic nie znaczące zaciekawienie, jednak jej babci przysparzało sporo zmartwień. Doskonale znała ona powód dziwnego zachowania męża. Widziała jak staje się milczący, przygaszony, wychodzi wcześnie, powraca o nieprzyzwoicie późnych porach. Rozmowę z nim miała już za sobą. Dowiedziała się smutnej prawdy, chociaż wolałaby żyć w nieświadomości.
- Lalkę! Widziałam, taką ładną!
Kobietę z zamyślenia wyrwał radosny okrzyk wnuczki. Westchnęła cicho – niemal bezdźwięcznie - by dziewczynka jej nie słyszała. Zaraz też podniosła się z łóżka, kładąc na nim Suzie.
- Lalkę. Masz rację, pewnie będzie piękna. Dostanie ją jakaś miła, grzeczna dziewczynka, która chodzi spać wtedy, kiedy jej każą. – Mrugnęła wesoło do dziecka, otulając je szczelnie kołdrą. – Opowiedzieć ci bajkę?
Sklep o tej porze zawsze wyglądał niezwykle. Nikłe światło z zewnątrz padało na stare meble, każąc im rzucać fantazyjne cienie na ściany. Drobne figurki stojące na półkach patrzyły w przestrzeń beznamiętnym wzrokiem, jedynie szklane oczy lalki, siedzącej zwykle na wygasłym kominku, kryły w sobie głębię.
Właśnie z tego słynął ów sklep. Oprócz pięknych szaf i gablot, można tam było kupić cudowne lalki wyrabiane własnoręcznie przez właściciela. Człowiek otwierał drzwi, mając w myślach piękną komodę lub stół, po czym wychodził, niosąc porcelanową damę. Nikt nie wiedział, jaką tajemnicę w sobie kryły, ale zniewalały spojrzeniem, hipnotyzując każdego przechodnia. Gdy jakaś pojawiła się na wystawie, znikała po kilku godzinach, uszczęśliwiając nowego właściciela.
Chociaż... był jeden wyjątek.
Gdybyś odwiedzał ten sklep regularnie, za każdym razem widziałbyś jego stałego mieszkańca. Siedział spokojnie, przypatrując się wszystkim, pilnując sklepu jak najlepszy ze stróżów. Białej twarzy nigdy nie opuścił uśmiech, gładkiego czoła nie zepsuła najmniejsza zmarszczka.
Właściciela wielokrotnie pytano o cenę jego najpiękniejszego dzieła, jednak zawsze odpowiadał w ten sam sposób.
- Nie wchodzi w grę.
- Nie ma mowy.
- Wykluczone.
Tak było zawsze. Jednak, gdybyś przyszedł tam tego wieczoru, zobaczyłbyś puste miejsce, wyraźnie odznaczające się od zakurzonego blatu półki.
Lalka została sprzedana.
- Wiliam?
Stary człowiek odwrócił wzrok od stołu, uśmiechając się do stojącej w drzwiach żony.
Siedział w warsztacie połączonym ze sklepem. W miejscu, gdzie powstawały nowe arcydzieła, gdzie stare przedmioty odzyskiwały dawny blask. Tym samym, w którym teraz tworzył swoje najważniejsze dzieło.
Nie zwracał uwagi na godzinę, dopóki nie zobaczył zatroskanej twarzy ukochanej żony. Szybki rzut okiem na zegarek wyjaśnił wszystko. Już dawno...
- Już dawno powinieneś być w łóżku – westchnęła kobieta, stając obok męża.
- Wiem, Mary. Ale już prawię kończę. Co z Suzie?
- Śpi. Co z Kassandrą?
Wzrok obojga powędrował w stronę drzwi i dalej, w kierunku ledwo widocznej w ciemności półki nad kominkiem. Pustej.
Mężczyzna wbił wzrok w dłonie. Ciężko mu było mówić o sprzedaży tej lalki, o powodzie, dla którego jej się pozbył. Już otwierał usta by się wytłumaczyć, kiedy przerwał mu spokojny głos żony.
- Wiem. Nie martw się, będzie dobrze.
W milczeniu kiwnął głową, przenosząc wzrok na stół.
- Prawda, że ładna? – zapytał żonę. – Jeszcze tylko włosy i kapelusz. Spodoba jej się?
Mary obejrzała uważnie leżącą na blacie lalkę i powoli kiwnęła głową.
-Tylko... – odezwała się po chwili – dlaczego jest taka smutna? Zresztą, to twoja sprawa. Proszę, nie siedź za długo. Wszyscy już śpią. – Nie czekając na odpowiedź, kobieta wyszła.
Nie miała racji. Choć przerażająca większość ludzi smacznie chrapała w swoich łóżkach, byli tacy, którzy jeszcze nie mogli odpocząć. Na przykład starsza pani stojąca przed małym sklepikiem ze starociami. Każdy pomyślałby, że zajęta jest podglądaniem, z taką uwagą zaglądała do wnętrza budynku. W rzeczywistości miała o wiele szlachetniejszy cel.
Z umiarkowaną ciekawością patrzyła na rozmowę dwojga starszych ludzi, od których odgradzała ją cienka, szklana szyba. Obojętnie przyjęła wyjście siwej kobiety, obserwując człowieka, dalej pracującego przy świetle lampy.
Ożywiła się dopiero, kiedy zamknął oczy, wstając z krzesła. Delikatnie podniósł ukończoną przed chwilą lalkę, jakby podziwiając swoje dzieło.
Miała wrażenie że zrobił to specjalnie dla niej. Bez zbędnych ceregieli uniosła trzymaną w ręku gałązkę. Machnęła nią krótko, szepcząc pod nosem kilka niezrozumiałych słów.
I zniknęła. Tak po prostu, jakby wcale jej tu nie było.
A może to prawda? Może była jedynie wytworem czyjejś wyobraźni, zmęczonych oczu? Nie ma przecież żadnego dowodu. Wszystko zostało tak, jak było.
Czy aby na pewno?
Wiliam szedł przed siebie z prawdziwą radością. Nie odczuwał zimna, a opór wiatru odbierał jako przyjemną życiową niedogodność.
Nie mógł uwierzyć w rzeczy dziejące się wokół niego. Ze złością pomyślał o głupich lekarzach, których jedno zdanie może niszczyć komuś życie.
Wszedł do domu przez sklep. Powitał go przyjemny zapach pomarańczy i starości. Kochał to miejsce, tak jak kochał dwie najważniejsze w jego życiu osoby: żonę i wnuczkę.
Ledwie o nich pomyślał, już je zobaczył. Mała Suzie wybiegła z pracowni, mocno się do niego przytuliła, łkając cichutko. Zaniepokojony złapał ją za ramiona, delikatnie odsuwając. Jednocześnie pytająco spojrzał na idącą ku nim Mary.
- Co się stało? – zapytał, głaskając małą po główce.
- Dziaaadkuu! Bo ja poszłam do tego pokoju i tam była ta lalka, i ja się potknęłam i... – Reszta skargi utonęła w potoku łez. Wiliam przytulił wnuczkę, biorąc ją na ręce.
- Nie płacz – powiedział uspokajająco. – Do wesela się zagoi. A powiedz, podoba ci się lalka?
Dziewczynka uniosła twarz i zastanowiła się chwilę.
- Podoba – wyszeptała – ale jest straszna. Taka czarna. Smutna.
Mężczyzna bezradnie popatrzył na żonę, stawiając wnuczkę na podłodze. Nagle uśmiechnął się, podchodząc do kobiety.
- Posłuchaj, wiem, że to dziwne, ale...byłem u lekarza. – Przerażony wzrok Mary mówił sam za siebie, więc nie przerywał. – I... nie wiem jak to wyjaśnić. Jestem zdrowy. Całkowicie zdrowy. Powiedział, że może źle zbadał, że powtórzy. Ale póki co, jest bez zarzutu. Nie wiedzą jak to wy... Mary!
Przygarnął do siebie łkającą cicho żonę, uspokajająco ją głaszcząc.
- Wszystko dobrze.
Tego samego dnia w sklepiku ze starociami wystawiono nową lalkę. Zajęła ona miejsce na kominku i, podobnie jak poprzedniczka, nie była na sprzedaż. Czarny kapelusz zasłaniał jej twarz, miedziane włosy opadały miękko na długą sukienkę. Przykuwała uwagę wszystkich.
Jednocześnie w sklepiku zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Pech nie odstępował domowników na krok, szczególnie zaś upodobał sobie Suzie. Nikt nie zwrócił uwagi na to, kiedy właściwie wypadki się rozpoczęły, ani gdzie zazwyczaj miały miejsce. Szkoda, bo można było dojść do naprawdę interesujących wniosków.
'A świat się dzieli na mądrych i na tych co słodzą.'