Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak Grabarz z Czyśćca radził sobie na Ziemi.
#1
- Przybywam, Allachu…. Cholera, gdzie ja jestem? – krzyknął ktoś za moimi plecami. Po odwróceniu się zobaczyłem człowieka w zakrwawionych ubraniach, z hełmem na głowie i karabinem w ręku.
- Umarłeś – odpowiedziałem, spuszczając znowu wzrok na mój szpadel.
- Wiesz, jakbym nie zauważył. Mów, gdzie jestem – domagał się ten Talib.
- W czyśćcu – odpowiedziałem. – Na cmentarzy…
- W tym chrześcijańskim?! – zdziwił się arab – No dobra, a ty kto? – Jego ciągłe pytania nie sprawiały mi kłopotu. Każdy nowy taki był.
- Grabarz. Jakiś problem? – podniosłem na niego oczy. Mężczyzna patrzył na mnie, jakbym dopiero uciekł z domu bez klamek.
- A, ten… a ja idę do tego ich piekła, czy nieba? – spytał niepewnie.
- A coś za życia robił?
- Na wojnach byłem. Za Allacha! – z dumą powiedział żołnierz. Zachował się tym samym bardzo niestosownie i chyba zdał sobie zaraz z tego sprawę.
- No to lecisz przez to przejście – stworzyłem w powietrzu portal, który bardzo dobrze odwzorowywał drzwi. Chłop szybko je przekroczył: pewnie myślał, że wtedy obudzi się ze złego snu. Nic bardziej mylnego. Ze środka było słychać krzyki i wrzaski nowo utopionego w smole.
„Ciekawe, kto przyjdzie teraz”, myślałem. Nie musiałem długo czekać. Nie minęła minuta, a w odległości jakiegoś metra ode mnie zmaterializowała się postać.
- Boże proszę cię, pomóż mi przetrwać te trudne chwile… ej, co jest? – młodzieniec z bladą twarzą i pozbawiony ręki był bardziej przestraszony, niż zdziwiony.
- Jeny, powtarzam to dziś już dwutysięczny raz. Umarłeś, bracie katoliku, idź przez te drzwi do Nieba – mruknąłem od niechcenia, wskazując na już istniejącą bramę do Raju. Chłopak, prawdopodobnie potrącony przez samochód, pobiegł bardzo szybko w jej stronę, pomrukując „ale ja jestem prawosławny”. Chyba jednak wybrałem dobrze, ponieważ takie okrzyki radości mógł wydawać tylko świeżo zbawiony.
Naprzeciwko mnie pojawiał się kolejny cień; już szykowałem się do powiedzenia tradycyjnego „umarłeś”, zacząłem nawet otwierać usta, lecz w porę spostrzegłem, że to Archanioł Gabriel.
- Witam Szanownego Pana! – zawołał. Był chyba w dosyć dobrym humorze. Jego skrzydła trzepotały w takim tempie, że wzniecały na ziemi tumany kurzu. Oderwałem się od kopania dołu na kolejnego pacjenta. Tak nazywaliśmy tych ludzi, którzy po śmierci trafili do czyśćca na odsiadkę. Anioł posiadał włosy koloru ewidentnie białego, chociaż pamiętałem, że jeszcze wczoraj jego grzywka była nieco ciemniejsza. Kurczę, chciałbym móc tak zmieniać wygląd.
- Co tam u was, na górze? – spytałem, patrząc się w niebieskie oczy.
- A, tak jakoś nudnawo ostatnio. Bóg mówił coś o konflikcie zbrojnym na ziemi.
- A to jest…?
- Wojna. Coś tam ci Amerykanie o jakimś gazie łupkowym w Europie gadali, chcą wysadzić w powietrze jakieś biedne państewko. Trzeba by z tym było zrobić porządek, więc z Michałem coś tam próbujemy wykombinować. Ruskie też się tym interesują, więc mamy problem.
- A ten gaz to co? – Pierwszy raz czymś takim słyszałem.
- Drogie dziadostwo, przynajmniej tak mi mówili. On chyba w ziemi siedzi, czy coś. Ten kraj, Polska, czy jakoś tak, chce się wzbogacić, nazaciągali kredytów i teraz mają problem.
- Dzięki za wieści. No ale chyba nie przyszedłeś tu po to, by mówić mi, co słychać na ziemi. Jakieś rozkazy, polecenia, nie wiem? – powoli traciłem cierpliwość, bo za mną już pojawiło się kilkanaście zdechlaków. Nie lubiłem zbierać trupów w gromadkę – zaczynali wtedy gadać, co im rzadko wychodziło na zdrowie.
- Masz audiencję u Jezusa, o ósmej. Radzę ci przyjść, to podobno coś ważnego – Gabriel zniknął w rozbłysku światła. Lubił się popisywać.
Podłoże w tej części czyśćca pokrywało coś w rodzie cementu lub szarego piasku. Cmentarzysko nie było może tak obszerne jak pozostałe części tego rejonu zaświatów, lecz z miejsca w którym stałem nie było widać drugiego końca.
- W szeregu zbiórka! – zawołałem do ludzi, którzy rozglądali się właśnie po krajobrazie. Wyglądałem podobnie do nich, więc nie kwapili się do wypełnienia polecenia zanim nie dowiedzieli się, kim jestem. Nastraszyłem ich trochę, zmieniając mój szpadel w wielki miecz dwuręczny. Po kilku sekundach miałem już przed sobą idealny rządek, ustawiony od najniższego do najwyższego. Gdybym ja miał stanąć, pewnie uplasowałbym się gdzieś w środku stawki. Zauważyłem, że wszyscy mają na sobie brązowe ubrania. Musieli trafić tu w ramach jakiejś grupy wierzących. - Spotkaliście kogoś w drodze?
- Był tam jeden staruszek, na tym ognistym szlaku. Powiedział, że musimy trafić pomiędzy - poderwał się młodzieniec stojący pośrodku.

"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#2
Cytat:- Przybywam, Allachu…. Cholera, gdzie ja jestem? – krzyknął ktoś za moimi plecami. Po odwróceniu się zobaczyłem człowieka w zakrwawionych ubraniach[raczej "w zakrwawionym ubraniu"], z hełmem na głowie i karabinem w ręku.
- Umarłeś – odpowiedziałem, spuszczając znowu wzrok na mój szpadel.
- Wiesz, jakbym nie zauważył. Mów, gdzie jestem – domagał się ten Talib.
- W czyśćcu – odpowiedziałem. – Na cmentarzy…
- W tym chrześcijańskim?! – zdziwił się arab – No dobra, a ty kto? – Jego ciągłe pytania nie sprawiały mi kłopotu. Każdy nowy taki był.
- Grabarz. Jakiś problem? – podniosłem na niego oczy. Mężczyzna patrzył na mnie, jakbym dopiero uciekł z domu bez klamek.
- A, ten… a ja idę do tego ich piekła, czy nieba? – spytał niepewnie.
- A coś za życia robił?
- Na wojnach byłem. Za Allacha! – z dumą powiedział żołnierz. Zachował się tym samym bardzo niestosownie i chyba zdał sobie zaraz z tego sprawę.
- No to lecisz przez to przejście.Stworzyłem w powietrzu portal, który bardzo dobrze odwzorowywał drzwi. Chłop szybko je przekroczył: pewnie myślał, że wtedy obudzi się ze złego snu. Nic bardziej mylnego. Ze środka było słychać krzyki i wrzaski nowo utopionego w smole. [to stwierdzenie jest jakieś... dziwne]
„Ciekawe, kto przyjdzie teraz”, myślałem. Nie musiałem długo czekać. Nie minęła minuta, a w odległości jakiegoś metra ode mnie zmaterializowała się postać.
- Boże, proszę cię, pomóż mi przetrwać te trudne chwile… ej, co jest? – Młodzieniec z bladą twarzą i pozbawiony ręki był bardziej przestraszony, niż zdziwiony.
- Jeny, powtarzam to dziś już dwutysięczny raz. Umarłeś, bracie katoliku, idź przez te drzwi do Nieba – mruknąłem od niechcenia, wskazując na już istniejącą bramę do Raju. Chłopak, prawdopodobnie potrącony przez samochód, pobiegł bardzo szybko w jej stronę, pomrukując: „ale ja jestem prawosławny”. Chyba jednak wybrałem dobrze, ponieważ takie okrzyki radości mógł wydawać tylko świeżo zbawiony.
Naprzeciwko mnie pojawiał się kolejny cień; już szykowałem się do powiedzenia tradycyjnego „umarłeś”, zacząłem nawet otwierać usta, lecz w porę spostrzegłem, że to Archanioł Gabriel.
- Witam Szanownego Pana! – zawołał. Był chyba w dosyć dobrym humorze. Jego skrzydła trzepotały w takim tempie, że wzniecały na ziemi tumany kurzu. Oderwałem się od kopania dołu na kolejnego pacjenta. Tak nazywaliśmy tych ludzi, którzy po śmierci trafili do czyśćca na odsiadkę. Anioł posiadał włosy koloru ewidentnie białego, chociaż pamiętałem, że jeszcze wczoraj jego grzywka była nieco ciemniejsza. Kurczę, chciałbym móc tak zmieniać wygląd.
- Co tam u was, na górze? – spytałem, patrząc się w niebieskie oczy.
- A, tak jakoś nudnawo ostatnio. Bóg mówił coś o konflikcie zbrojnym na ziemi.
- A to jest…?
- Wojna. Coś tam ci Amerykanie o jakimś gazie łupkowym w Europie gadali, chcą wysadzić w powietrze jakieś biedne państewko. Trzeba by z tym było zrobić porządek, więc z Michałem coś tam próbujemy wykombinować. Ruskie też się tym interesują, więc mamy problem.
- A ten gaz to co? – Pierwszy raz czymś takim słyszałem.
- Drogie dziadostwo, przynajmniej tak mi mówili. On chyba w ziemi siedzi, czy coś. Ten kraj, Polska, czy jakoś tak, chce się wzbogacić, nazaciągali kredytów i teraz mają problem.
- Dzięki za wieści. No ale chyba nie przyszedłeś tu po to, by mówić mi, co słychać na ziemi. Jakieś rozkazy, polecenia, nie wiem? – Powoli traciłem cierpliwość, bo za mną już pojawiło się kilkanaście zdechlaków. Nie lubiłem zbierać trupów w gromadkę – zaczynali wtedy gadać, co im rzadko wychodziło na zdrowie.
- Masz audiencję u Jezusa, o ósmej. Radzę ci przyjść, to podobno coś ważnego – Gabriel zniknął w rozbłysku światła. Lubił się popisywać.
Podłoże w tej części czyśćca pokrywało coś w rodzie[co?] cementu lub szarego piasku. Cmentarzysko nie było może tak obszerne jak pozostałe części tego rejonu zaświatów, lecz z miejsca w którym stałem nie było widać drugiego końca.
- W szeregu zbiórka! – zawołałem do ludzi, którzy rozglądali się właśnie po krajobrazie. Wyglądałem podobnie do nich, więc nie kwapili się do wypełnienia polecenia zanim nie dowiedzieli się, kim jestem. Nastraszyłem ich trochę, zmieniając mój szpadel w wielki miecz dwuręczny. Po kilku sekundach miałem już przed sobą idealny rządek, ustawiony od najniższego do najwyższego. Gdybym ja miał [brakuje mi tu czegoś... może "tam stanąć"?] stanąć, pewnie uplasowałbym się gdzieś w środku stawki. Zauważyłem, że wszyscy mają na sobie brązowe ubrania. Musieli trafić tu w ramach jakiejś grupy wierzących. - Spotkaliście kogoś w drodze?
- Był tam jeden staruszek, na tym ognistym szlaku. Powiedział, że musimy trafić pomiędzy - poderwał się młodzieniec stojący pośrodku.

Podobało mi się, jestem na tak. Wkradło się trochę błędów (poczytaj troszeczkę o konstrukcji dialogów, chociaż i tak masz tylko malutki problem), ale historyjka jest moim zdaniem ładnie ułożona, ciekawie zbudowana i poprowadzona... No i jak najbardziej (nie)ciekawa wizja Wink.

Ocena: 9/10.

Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#3
Cytat:- Wiesz, jakbym nie zauważył. Mów, gdzie jestem – domagał się ten Talib.
Ale po co to ten? Smile

Cytat:Chyba jednak wybrałem dobrze, ponieważ takie okrzyki radości mógł wydawać tylko świeżo zbawiony.
Zabawny zwrot, ale podoba mi się. Big Grin

Cytat: Tak nazywaliśmy tych ludzi, którzy po śmierci trafili do czyśćca na odsiadkę
Zaraz, zaraz! Ale co to za odsiadka, skoro oni ledwie się pojawią, a grabarz już im wskazuje wrota albo do nieba albo do piekła? Nie rozumiem. Nie logiczne.

Cytat:- Masz audiencję u Jezusa, o ósmej.
HA HA HA ! Dobre! Big Grin

Słuchaj stary, jest to jak dla mnie Twoje najlepsze do tej pory opowiadanie. Wkręcenie w to wszystko Polaków to niezły finał. Czekam na więcej, urwałeś w takim momencie, że aż chce się czytać dalej, a tu... nie ma co. Big Grin

Piękny humor, płynna akcja. Najlepsza rzecz jaką czytałem dziś na Inku, jest i oryginalnie i fajnie zrobione.

10/10. Po raz pierwszy odkąd komentuję to forum.

Pomyśl nad tym co wyłapałem.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#4
Dziękuję za komentarze, szkoda tylko, że zapomniałem zajrzeć tu wcześniej, bo bym poprawił. Szczerze mówiąc, mam tego tekstu jakieś 8 stron maszynopisu, czyli nie za wiele, ale i tak ta historia potoczyła się trochę za bardzo rozpaczliwym torem. Wstawię więc ciąg dalszy tylko do tej audiencji u Jezusa, ale to dopiero po jego starannej korekcie.

Hanzo, wstawiłeś komentarz prawie w tej samej chwili co ja ten, więc edytuję. Dziękuję, bardzo dziękuję. Na pomysł wpadłem podczas drukowania Gazetki Szkolnej. Będę kontynuował ten projekt zaraz po napisaniu czegoś na Secretum Caligo. Chyba jeszcze dzisiaj wstawię C.D, bo tak jak wyżej wspomniałem trochę już tego jest, została tylko korekta.

Cytat:Zaraz, zaraz! Ale co to za odsiadka, skoro oni ledwie się pojawią, a grabarz już im wskazuje wrota albo do nieba albo do piekła? Nie rozumiem. Nie logiczne.

Bo akurat ci nie idą do Czyśćca, który jest jakby przystankiem. Niektórzy tam zostają, niektórzy idą dalej.


***


- Nie żyjecie, że tak powiem. Wszyscy trafiliście tu, czyli do czyśćca. Musicie odkupić Bogu wasze grzechy, więc marsz za mną – chyba szczęśliwy urlopowicz, Święty Piotr, to robił trochę inaczej, ale dopóki ja go zastępowałem, dopóty obowiązywały tu moje zasady. Udałem się do nieco mniej przyjemnej części tego przejściowego stanu duszy, którą sam stworzyłem przed kilkoma dniami.
Po paru minutach już tam byliśmy – był to naprawdę wielki, wielki las. Zadaniem umarłych było przedarcie się przez tą puszczę przy pomocy jedynie solidnej współpracy. Gdy powiedziałem to ludziom, oni tylko zapytali, po co. To było oczywiste – na drugim końcu tego skupiska zieleni znajduje się brama do nieba! Gdy o tym usłyszeli, nabrali chyba motywacji do wykonania polecenia. Patrzyłem za nimi ginącymi w pełnej dzikiej zwierzyny otchłani. Już miałem wracać do mojej zwyczajnej roboty, lecz zauważyłem przyczajonego za krzakiem tygrysa. Chyba myślał, że go nie widać, ale ja szybko zmieniłem swoją łopatę w łuk, a w drugiej ręce wyczarowałem kołczan. Bestyjka padła od celnej strzały wymierzonej w szyję. Niematerialna krew lała się tylko wąziutkim strumieniem, lecz poprzedzający ją krzyk i odgłosy duszenia się wyjaśniły całą sprawę.
Oj tam, odrobina hardcoru im nie zaszkodzi, przecież i tak już nie żyją, pomyślałem. Tego dziwnego słowa używał niekiedy Duch Święty, który bardzo często odwiedzał ziemię.
Moja praca jako grabarza polegała na zagrzebywaniu ciał tych, którzy dostali się do Raju, by ktoś nie ściągnął ich z powrotem tutaj i od niedawna tych, którzy zostali ogłuszeni w lesie. Ci drudzy po prostu w ramach kary mieli przeleżeć pod gruntem (bo przecież nie „ziemią”) jakieś sto lat.
Czyściec był podzielony na trzy części, – puszczę, cmentarzysko i klęczarnię, a do niedawna bez tej pierwszej. Tak, tak, byłem trochę wobec tamtych ludzi troszkę nie w porządku – mogli przeleżeć przecież w ziemi, albo przeklęczeć w modlitwie. Najwyżej powiem potem Piotrowi, że zwyczajnie zapomniałem o tej opcji.
Wróciłem do kopania grobów i co jakiś czas powiadamiałem kogoś, że biedaczyna umarł. Nawet trafiło się kilka kobiet, które ginęły o wiele rzadziej od mężczyzn. No tak – zapomniałem wspomnieć, że zamiast „nieba” w tym miejscu jest po prostu szarość, i tak cały czas. Baby właśnie, gdy przybywały tu z ziemi, zawsze jako pierwszy zauważały burą parę, i krzyczały, że „one to się potruję od tych spalin!”.
Powoli zbliżała się godzina ósma wieczorem, więc zacząłem szykować się do spotkania z Synem Bożym. Wygrzebałem z pod gruntu mój najlepszy garnitur i krawat w czerwone paski. Ubrany w te ciuchy na specjalne okazje ruszyłem do Drugiej Sali Tronowej. Tak się to nazywało miejsce stałego pobytu Chrystusa, prawdopodobnie od Świętej Trójcy, ponieważ przy jej wyliczaniu Jezus był drugi.
Oczywiście najpierw musiałem udać się do Nieba. W tym celu przeszedłem wcześniej utworzonym portalem, zamkniętym szczelnie w srebrnej ramie. Nie poczułem absolutnie nic, po prostu raz byłem w czyśćcu – a zaraz potem już w Raju. Ogród Eden w porównaniu do puszczy wyglądał na dużo bardziej zadbany, a poza tym nie było tu drapieżników.
Drzewo poznania Dobra i Zła stało na środku i patrzyło się swymi owocami na wszystkie żywe istoty na świecie. To od niego tak naprawdę zaczęła się historia człowieka na ziemi, w pewnym sensie czuło się więc za niego odpowiedzialne. Co do owoców, nie były to już jabłka – po grzechu pierworodnym z jego sporym udziałem postanowiło przekształcić je w cos innego, na co człowiek nawet by nie spojrzał. Teraz więc, niczym z dębu, zwisały z jego gałęzi żołędzie.
Widziałem ludzi bawiących się wewnątrz tego ogrodu – patrzyłem bowiem na niego z góry, z balkony połączonego z korytarzem. Po mojej lewej stronie znajdowały się trzy niepozorne drzwi z napisami, kolejno „Bóg Ojciec”, „Syn Boży” i „Duch Święty”. Ja oczywiście otworzyłem drugie.
Pokój był zwyczajnym gabinetem – mężczyzna pod brązowymi włosami siedział przy drewnianym biurku i z zapałem surfował po Internecie. Tak przynajmniej mi się wydawało, coś niecoś o tych wehikułach zwanych komputerami słyszałem. Ubrany był strój w garnitur podobny do mojego, z tym wyjątkiem, że zamiast krawata miał muszkę.
Skłoniłem się krzywo i podałem mu rękę. Jezus stanął, a towarzyszył temu łoskot butów o podłogę. Tak, to również była pewna różnica – jego obuwie było przystosowane do stepowania, co oznaczało kolejną zmianę zainteresowań Syna Bożego.
- No, w końcu jesteś – powiedział do mnie głosem przyjemnym i łagodnym. Rzadko wzywał do siebie kogokolwiek, więc towarzyszyła mi przy tym lekka trema. No bo co, ja, grabarz, który na ziemi byłby zapewne określany „robolem”, mógł wiedzieć o życiu w Raju? Odchrząknąłem.
- Witaj, Panie – z nim nie mogłem rozmawiać tak lekko, jak robiłem to z wszelkiej maści aniołami
- Dzień dobry. Wiesz już, po co cię wezwałem? – spytał.
- Nie mam bladego pojęcia… Skąd miałbym to wiedzieć? – odpowiedziałem zbity z tropu.
- Gabriel miał to przekazać, ale tak, żebyś nie myślał zanadto o swojej misji. Co ci powiedział?
- Mówił coś o gazie łupkowym… o Ameryce, o Rosji… o jakiejś Polsce też coś wspominał – wyliczałem z pamięci.
- Otóż to! Polska! Gaz łupkowy! Rosja! To są najważniejsze punkty twojego zadania – zadowolony Jezus przyglądał mi się uważnie. – Chcesz wiedzieć więcej o szczegółach?
- Tak, panie! Czy to oznacza, że mam zejść na ziemię? – spytałem podekscytowany. To było niesamowite! Ostatni raz Chrystus pozwolił mi na odwiedzenie żywych po drugiej wojnie!
- Mniej więcej. Będziesz musiał dzięki swoim specyfikom wydobyć ten gaz, co by Ruskie nie wysadziły całego kraju. Amerykanie nie są tak naprawdę tym zainteresowani, bo mają złoża łupków również na swoim terenie. Już ci mówię, co dokładnie masz zrobić.
Pan powiedział mi, jak zwykle wydobywa się te złoża, i żebym wykombinował, jak ja mam je wydobyć inaczej. Miałem tydzień czasu na oczyszczenie gruntu z gazu, więc nie mogłem zwyczajnie kupić jakiejś firmy robiącej odwierty. Musiałem wymyślić sposób szybki i skuteczny – nie miałem pojęcia, czego użyć. Jezusa nie interesowało, czy zbiorę te naturalne zasoby czy po prostu je zniszczę – miałem zapobiec niepotrzebnemu przelewowi krwi w Europie.
Pomyślałem, że nie zawsze trafia się taka okazja pokazania swoich umiejętności profesjonalnego chemika. Ucieszyłem się, ale również odczuwałem pewien niepokój: na ziemi wiele się pozmieniało od lat pięćdziesiątych. Nie wiem, co to jest, ale Michał z Rafałem cały czas gadali o jakichś komputerach. Podobno teraz karabinem można było trafić z kilku kilometrów. Nastały ciężkie czasy, i spoczywała na mnie za nie pewna odpowiedzialność.
- Przyjmuję misję. Kiedy zaczynam? – powiedziałem twardo i zdecydowanie.
- Do jutra masz czas, żeby przygotować jakąś metodę – zatkało mnie. Jezus uśmiechnął się pod nosem.
- A co, myślałeś, że będzie łatwo? Mam sprawdzić twoje możliwości, stary! Więc powodzenia i do dzieła! – uśmiechnięty od ucha do ucha powrócił do gapienie się w ciekłokrystaliczny monitor. O nazwie tego przedziwnego urządzenia świadczył napis z tyłu.
"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#5
Cytat:Zadaniem umarłych było przedarcie się przez tą puszczę przy pomocy jedynie solidnej współpracy.
Dobry sposób na pokutę. PLUS.

Cytat:Oj tam, odrobina hardcoru im nie zaszkodzi, przecież i tak już nie żyją, pomyślałem.
Lekki humor, niewymuszony i śmieszny.Smile

Cytat:Tak się to nazywało miejsce stałego pobytu Chrystusa
Niepotrzebne.

Cytat:jego obuwie było przystosowane do stepowania, co oznaczało kolejną zmianę zainteresowań Syna Bożego.
Dajesz rade!

Jezusa widzę ActA jeszcze nie dopadło.Smile

Trzymasz formę,jest kilka błędów w dialogach, ale fabuła i humor jest tak dobry, że nie zwraca się na to uwagi.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#6
Cytat:Dobry sposób na pokutę. PLUS.

Za to serdeczne dzięki, bo myślałem, że ten lasek wyda się głupim sposobem. Już chciałem nawet zmienić, ale pomyślałem "a co tam, jak komuś się nie będzie podobać to przecież tekst nie od razu będzie skreślony". Opłaciło się Big Grin.

Cytat:Jezusa widzę ActA jeszcze nie dopadło.

Pisałem to gdzieś na początku grudnia, wtedy nikt jeszcze o ACTA nie słyszał Big Grin

Dzięki, że ktoś to docenia. Ciąg dalszy dodam, jak napiszę to opowiadanie na Secretum Caligo, a na razie idzie trochę średnio. Dobra, kiedy będzie, to będzie, ciesze się, że dotychczasowa historia się podoba.
"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#7
Cytat: spuszczając znowu wzrok na mój szpadel. 

usunąłbym znowu, szyk mi burzy Big Grin
Cytat: chyba zdał sobie zaraz z tego sprawę.

i chyba zaraz zdał sobie z tego sprawę, mi tak lepiej brzmi, ale mogę się mylić
Cytat: – No[,] to lecisz przez to przejście[.][S]tworzyłem w powietrzu portal, który bardzo dobrze odwzorowywał drzwi.

zasady dialogów w Kąciku, nie wiem czy to jednorazowy błąd, mówię, jakby co Tongue
Cytat: Był chyba w dosyć dobrym humorze. Jego skrzydła trzepotały w takim tempie, że wzniecały na ziemi tumany kurzu. Oderwałem się od kopania dołu na kolejnego pacjenta. Tak nazywaliśmy tych ludzi, którzy po śmierci trafili do czyśćca na odsiadkę. Anioł posiadał włosy koloru ewidentnie białego, chociaż pamiętałem, że jeszcze wczoraj jego grzywka była nieco ciemniejsza.

tu mi się nie podoba, że najpierw opisujesz anioła, wstawiasz coś o kopaniu grobów, a zaraz znowu anioła, wg mnie trochę ciąg przyczynowo-skutkowy zdań zgubiłeś
Cytat: - A to jest…? 

to nowy grabarz? Pierwszy raz w całej karierze słyszy o wojnie? dziwnie
Cytat: No[,] ale chyba nie przyszedłeś tu po to


Cytat: owoli traciłem cierpliwość, bo za mną już pojawiło 


Cytat: to podobno coś ważnego[.] – Gabriel 

masz problem z zapisem dialogów Smile
Cytat: lecz z miejsca[,] w którym stałem nie było widać drugiego końca. 


Cytat: Po kilku sekundach miałem już przed sobą

zbędne już jak dla mnie
Cytat: Gdybym ja miał stanąć, pewnie uplasowałbym

w nim stanąć, wydaje mi się, że lepiej dodać
Cytat: Powiedział, że musimy trafić pomiędzy - poderwał się młodzieniec stojący pośrodku.
tu też błąd w zapisie
Cytat: - Nie żyjecie, że tak powiem.

że tak powiem? Powiedział normalnie, rozumiem, jakby użył, nie wiem, kopnęliście w kalendarz czy coś, ale tak zwyczajni i że tak powiem? Nie pasi mi ;p
Cytat: chyba szczęśliwy urlopowicz, Święty Piotr, to robił trochę inaczej

też błąd w zapisie dialogu, a poza tym, chyba ma się tyczyć tego, że chyba robił to inaczej, a teraz tyczy się tego, że jest chyba szczęśliwym urlopowiczem, przestaw
Cytat: Udałem się do nieco mniej przyjemnej części tego przejściowego stanu duszy

udał do innej części czyśćca, a nie stanu duszy, no chyba że uznać czyściec za stan duszy, ale nie wiem, ja się nie znam na tym ;p
Cytat: Po paru minutach już tam byliśmy – był to naprawdę wielki, wielki las. 

słabe to zdanie, w dodatku powtarzasz być
Cytat:się przez tą puszczę

tę puszczę
Cytat: Gdy powiedziałem to ludziom, oni tylko zapytali, po co. To było oczywiste – na drugim końcu tego skupiska zieleni znajduje się brama do nieba! Gdy o tym usłyszeli, nabrali chyba motywacji do wykonania polecenia. 

gdy powiedziałem, gdy usłyszeli, w ogóle cały fragment jest strasznie banalnie napisany
Cytat: Patrzyłem za nimi ginącymi w pełnej dzikiej zwierzyny otchłani.

nimi ginącymi, to śmiesznie brzmi, jak giną czy coś
Cytat:


Cytat: Niematerialna krew lała się tylko wąziutkim strumieniem

nie potrafię sobie wyobrazić niematerialnej krwi...
Cytat: Niematerialna krew lała się tylko wąziutkim strumieniem, lecz poprzedzający ją krzyk i odgłosy duszenia się wyjaśniły całą sprawę. 

w ogóle, całość mi się średnio podoba, a jaką sprawę? A potem jaka odrobina hardcoru? Zabił tygrysa, gdzie tam hardcore dla nich?
Cytat: Moja praca[,] jako grabarza[,] polegała

Cytat: Moja praca jako grabarza polegała na zagrzebywaniu ciał tych, którzy dostali się do Raju, by ktoś nie ściągnął ich z powrotem tutaj i od niedawna tych, którzy zostali ogłuszeni w lesie.

ale wcześniej, przynajmniej ja tak zrozumiałem, pisałeś, że w ziemi zakopujesz tylko tych, co mają odpokutować w czyśćcu, a teraz że tych z raju też ;o zresztą prawosławny poszedł do raju, nie pisałeś nic, że jego ciało zostało...
Cytat: Tak, tak, byłem trochę wobec tamtych ludzi troszkę nie w porządku

trochę troszkę? No proszę
Cytat: mogli przeleżeć przecież w ziemi, albo przeklęczeć w modlitwie.

przed albo nie stawia się przecinka przeważnie, tutaj nie
Cytat: burą parę, i krzyczały, że „one to się potruję od tych spalin!”. 
ten przecinek przed i jest zbędny
Cytat: Wygrzebałem z pod gruntu
spod
Cytat: Tak się to nazywało miejsce

zbędne to
Cytat:  z balkony połączonego z korytarzem
balkonu
Cytat: stronie znajdowały się trzy niepozorne drzwi z napisami

trzy pary niepozornych drzwi
Cytat: Pokój był zwyczajnym gabinetem

druga sala tronowa, to zwykły gabinet, no czad...
Cytat: Ubrany był strój w garnitur podobny do mojego

strój w garnitur? Coś zaczynam wątpić, że tekst przeszedł korektę przed wrzuceniem...
Cytat: Michał z Rafałem cały czas gadali o jakichś komputerach. 
wcześniej, że słyszał o komputerach, a teraz że nie wie, co to? :<

Koniec łapanki. Średnio mi się podoba, trochę błędów się wkradło, a część z nich raczej z lenistwa, niż niewiedzy... Musisz trochę popracować nad dialogami i opisami, bo są takie „se”. O fabule jeszcze mało wiadomo, ot jakiś koleś coś ma zrobić. Są jakieś wzmianki o jego przeszłości, ale tak mgliste, że nic z nich nie wynika, przynajmniej na razie. Pomysł z puszczą mi się nie podoba, bo skoro i tak nie żyją, to co im się tam może stać ze strony dzikich zwierząt? Zemdleją? No, czad. A potem dopiero ich zakopie, jakby nie mógł od razu... Dla mnie to bez sensu. Nie podoba mi się też styl, w jakim mówi anioł i Jezus, na takich luzaków ich zrobiłeś, co mi się trochę gryzie z tymi postaciami, ale to oczywiście tylko moja opinia Wink

Ogólnie źle nie jest, ale przyda się popracować.

5.5/10
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości