Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Polowanie na czerwoną latarnię
#1
No to wrzucamy bo Belcia pewnie zajmana na studiach.Undecided


Uf, to była śliczna dziewczyna. Może nie z gatunku standardowych silikonów z pierwszych stron gazet dla panów. Cycki nie przypominały regularnych balonów napełnionych helem, które za chwilę uniosą właścicielkę pod sufit. Biodra też nie były zaokrąglone w sposób doskonale pełny i proporcjonalny, atawistycznie sugerując samicę gotową do corocznych porodów. Trochę chłopięca była ta sylwetka i nieco za chuda, ale było w niej coś, co uruchamia we mnie pokłady chuci połączone z artystyczną kontemplacją zjawiska.
Nic w niej ze słowiańskiej urody. Smagła karnacja na granicy podejrzeń o jakiegoś czarnoskórego przodka. Krucze włosy i piwne, wielkie oczy w oprawie, stworzenia której nie osiągnie żaden z mistrzów makijażu. Tylko natura tworzy takie perełki. Nieodparcie kojarzyła mi się z indiańską pięknością – Apanaczi. Wisząca na wieszaku zamszowa kurtka z frędzlami podświadomie podkreślała to wrażenie. Twarz delikatna, madonnowo – subtelna, bez śladu topornej wulgarności, jakiej by oczekiwał od kobiety w takim miejscu.
Miejscem tym był burdel.
Kątem oka obserwowałem ją stojącą przed lustrem. Tył oglądałem w naturze, przód jako odbicie w tafli. Obydwie strony medalu były bardzo zachęcające. Bez skrępowania oglądała swoje ciało ubrane tylko w satynową, jasno-grafitową bieliznę. Kompletnie nie przeszkadzała jej moja obecność.
- O rzesz, kurwa... - zasyczałem. Klucz, którym rozkręcałem łózko w jej pokoju, zsunął się z łba śruby i wbił mi się w dłoń. Krew zaczęła kapać na zieloną wykładzinę. Cholera, jeszcze mnie obciążą kosztami czyszczenia!
Przycisnąłem rękę do bluzy i bezradnie rozejrzałem się za czymś, co mogłem wykorzystać do zatamowania krwawienia.
Nie obracając się, skierowała na mnie wzrok w lustrze.
- Polak? - odezwała się czystą polszczyzną bez śladu obcego akcentu. Czyli nasz towar eksportowy.
- Nie. – Warknąłem przez zęby. - Jestem z Marsa. Masz coś do zaklejenia tego świństwa?
Podeszła i wzięła za dłoń. Poczułem jak przeszył mnie dreszcz. Podchodzi do człowieka piękna dziewczyna, w zasadzie rozebrana ,dotyka, a ja..., no właśnie, brudny jak nieszczęście, w przepoconym podkoszulku i i z włosami a'la Chopin po koncercie. W końcu przyjechałem tu wymienić łóżka i naprawić dach, a nie ten, tego. Cóż za niesprawiedliwość losu!
Z łazienki przyniosła bawełniane płatki i wodę utlenioną.
- Zresztą idź najpierw do łazienki i umyj tą rękę. Przydało by ci się większe mycie. - Uśmiechnęła się kącikami ust.
Wkurzyłem się. Przed taką dziewczyną chciałbym stać w ciuchach od Cardina, pachnący Kenzo i kręcąc nonszalancko na palcu kluczykami od Porsche. A portfel powinien przypominać babę w dziewiątym miesiącu.
- W pracy jestem. Każdy pracuje jak umie... - Wymownie i złośliwie spojrzałem jej w oczy.
Wytrzymała spojrzenie.

*

Rola burdelmamy się nie zmieniła. Tu pełniła ją niska,gruba Ślązaczka w post-balzakowskim wieku z ognistorudymi włosami. Dziewczyny wchodziły co chwila do kuchni, robiąc sobie kawę i wesoło paplając łamaną niemczyzną z mamuśką. Kurde, wszystkie łażą w bieliźnie, kompletnie nie przejmując się siedzącym przy stole przystojniakiem. Czyli mną.

Przez otwarte drzwi widzę wychodzące na na zewnątrz budynku przeszklone pomieszczenie, w którym urzęduje dyżurna dziewczyna. Ubrana była w laserowo-czerwony lateks i buty ze szpilkami o długości mojego przedramienia. Ciekawe czy zdejmują je w trakcie. Toż to śmiertelnie niebezpieczny sprzęt, który mógłby przebić na wylot zawodnika sumo. Gnie się na rurze w takt jakiejś dyskotekowej szmiry, albo siedzi w specjalnym okienku wywalając na zewnątrz biust i epatując plastrem antykoncepcyjnym. Większość z nich je ma. Widocznie teraz taka moda w środowisku. Mój plaster na dłoni chyba nie mieści się w tych kanonach trendu burdelowego.
- Kawy? - Opiekunka przybytku chowa apteczkę i uśmiecha się do mnie – Jest południe to zaczyna się ruch. Dziewczyny powstawały, pierwsi klienci już kręcą się na zewnątrz, to musi pan przejść na dach. Łóżka już pan przeniósł na strych?
- Co? A, tak. - Oderwałem wzrok od dziewczyny na rurze. - Jutro dokończę w reszcie pokoi. Zabiorę tylko narzędzia z pokoju tej dziewczyny. To chyba Polka? Ta, co mnie tu przyprowadziła?
Kobieta zakrzątnęła się przy czajniku. Sypnęła kawę, zalała wrzątkiem i postawiła przede mną. Sama usiadła naprzeciwko.
- Sylwia? Tak. Zbyszek ściągnął ją tu rok temu. Ładna, no nie? Chyba najładniejsza w jego stajni.
Upiłem łyczka i spojrzałem na nią pytająco.
- Zbyszek? Stajni?
- No, właściciela. Też Polak. - Zatarła ręce. – Ma jeszcze kilka domów. W Essen, Dortmundzie, Bonn... Obrotny gość. Dziewczyny są legalnie, mają wszystko. Bardzo dobrze je traktuje. Są bardzo zadowolone.
- Zadowolone?
- A co pan myślał, że tu jakieś niewolnictwo i przymus?
Popatrzyłem znów w głąb domu. Widziałem tylko kształtną dupę rurarki, bo akurat wychylała się przez szklane okienko rozmawiając z jakimś obleśnym gościem, z wielkim brzuchem i tłustymi strąkami spadającymi na ramiona. Niewiele ich było, bo centralnie glacę miał łysą i świecącą jak psu jaja...
Zadowolone? - pomyślałem – Z takim dziadem!Jak może być jakakolwiek kobieta zadowolona dając siebie każdemu kto zapłaci? Na przykład taka Sylwia temu fagasowi przy okienku!

*
- Proszę.
Wszedłem. Dziewczyna stała w aneksie kuchennym mieszając coś w garnku i smakując czubkiem języka. Wciągnąłem nosem zapach. Leczo.
- Sorry. Na chwilę tylko. Chciałem narzędzia zabrać.
Zmrużyła oczy.
- Chcesz kawy?
O matulu, dopiero wypiłem i w końcu nie przyjechałem tu na kawowe plotki. Ale z drugiej strony szef powiedział mi” Langsam, Piotrek. Mnie płacą za twoje godziny przepracowane. Langsam. Jak oni doszli do takiego bogactwa z tym lagsam? No to wolniej. Kawa z taką dziewczyną warta jest postawienia serca w poprzek od nadmiaru kofeiny.
Przysiadła naprzeciwko w fotelu podwijając nogi. Nie bardzo wiedziałem jak się odezwać.
Na stoliku stała oprawiona w srebrną ramkę fotografia jakiegoś chłopaka.
- Chłopak?
Skinęła głową.
- Nie przeszkadza, kiedy...?
Spojrzała nierozumiejącym wzrokiem.
- Jak to kiedy? Aaa... - Parsknęła wydymając usta. - To mój pokój. Osobisty. - Położyła nacisk na to słowo. - Pokoje gościnne są w tym nowo dobudowanym skrzydle.
Zapadło milczenie. Przyjemnie posiedzieć z taką dziewczyną, ale z drugiej strony o czym rozmawiać z kurwą?
- Nie masz o czym rozmawiać z kurwą? - Aż wzdrygnąłem się i oblałem kawą. Telepatka?
- Ee...
- No, nie krępuj się. Przecież wiem co robię.
Uciekłem wzrokiem w bok od jej piwnych oczu.
- Przecież nic nie powiedziałem i nie oceniam.
- Nie musisz. Przecież wiem co myślisz. - Potarła palcami ucho. Zabująły się srebrne kolczyki z czerwonym kamieniem. Rubin? - A może ja tak lubię. Może nie jestem kurwą, tylko dziwką.
A jaka to różnica?
Wstała i przeciągnęła się. O matulu! Co za widok!
- Kurwa to zawód, a dziwka to charakter. - Rzuciła ochrypłym głosem.
Brodą wskazałem zdjęcie na szafce.
- Andrzej? Przecież doskonale wie co robię.
Musiałem mieć strasznie durną minę, bo wybuchnęła śmiechem. Podeszła i potargała mnie po włosach. Tuman strychowego kurzu zakotłował w pasmach słońca prześwietlających firankę. Elegancki ze mnie gość.
Wstałem.
- Głupia rozmowa. Dzięki za kawę.
Przytrzymała mnie za ramię. Pachniała ślicznie. Nie jestem ekspertem od zapachów, ale było coś w nim zmysłowego, zniewalającego.
- Byłam tydzień temu w Egipcie. W ubiegłym roku na Teneryfie. Z nim. - Wskazała fotografię. - Myślisz, że po pieprzonej pedagogice stać by było jego i mnie? Trzeba iść z duchem czasu i korzystać z życia. Wiesz ile zarabiam? Cztery, pięć tysięcy euro. Wiesz ile odłożyliśmy? Ciebie bolą ręce robiąc fizycznie u Niemca. Mnie nic nie boli...
- Jak robisz to z obleśnym dziadem też nic cię nie boli?
Wzruszyła ramionami.
- Rzeczywiście głupia rozmowa. Będziesz tu jutro?
- Chyba tak.
Przyglądała mi się spod przymrużonych powiek. Tak dziwnie i zaczepnie, że poczułem mróz w kościach i gorąco w podbrzuszu.
- To tylko pięćdziesiąt euro. Nie majątek. Jestem tu najlepsza bo zawsze daję z siebie wszystko. Na sto procent.
- W stacji krwiodawstwa też? - Odwróciłem się i wyszedłem.

Z tym jutro zrobił się kłopot. Dzielnej, niemieckiej policji udało się za trzecim razem wyrzucić nas z kwatery. A kiedy przyjdą nocą. Kolbami w drzwi załomocą... W zasadzie mieli rację. Nie płaciliśmy już od tygodnia. Nie interesuje ich, że poprzedni pracodawca po dwóch tygodniach pokazał nam puste kieszenie. Weck.
W końcu mosty nad Renem są wystarczająco szerokie, bo samochód - sypialnia na pięciu to średnia przyjemność.
O dwudziestej drugiej oświeciło mnie. Klucze! Mam klucze od tylnego wejścia do burdelu! Zosia – burdelmama dała mi, abyśmy rano mogli wejść na dach nie budząc nikogo. Wejście było ze strychu. A na strychu co? Materace, która dzisiaj tam zniosłem! Ale ryzyko kurewskie. Dosłownie.
Podjechaliśmy na ulicę burdeli. Jakże inaczej teraz wyglądała. Rankiem cicha, wybrukowana kocimi łbami i ozdobiona kolorowymi fasadami starych kamienic. Senna, stara uliczka.
Teraz pulsowała ferią świateł. Kolorowe neony mrugały zachęcająco. Wielkie napisy „Rose”, „Amor” jarzyły się dominująca wokół czerwienią. Tłum facetów, szczęk pracującego pełną parą ulicznego bankomatu i sztucznie rozentuzjazmowany szczebiot panienek z okienek. Fajny rym.
Z trudem znalazłem „swoje” okienko. Zresztą okienko to sprawa umowna. To kawałek uchylnego szkła w przezroczystej ścianie. Siedziała w nim młoda Mołdawianka, którą spotkałem rano w kuchni.
- Sylwia? - zapytałem.
Spojrzała na mnie zachęcająco i coś zabulgotała po germańsku. Chyba mnie nie poznała i zachęcała do siebie. Nawet ładna.
- Nein, nein, Sylwia.
Ze złością poszła w głąb domu. Usłyszałem głos Sylwii.
Dziewczyna wyglądała inaczej niż rano. Włosy były ułożone jakoś do góry i błyszczały od brokatowego lakieru. Wciśnięta w króciutką lateksową spódniczkę i obcisłe body, w obowiązkowych szpilach wyglądała drapieżnie i ponętnie. Działa franca na męskie instynkty.
- Zdecydowałeś się? - zapytała ironicznie.
- Na ciebie zawsze, ale nie dziś. Chciałem prosić cię o pomoc...
- W pracy jestem – przerwała mi ostro – Nie znam cię.
- Wiem, ale mam nóż na gardle. Posłuchaj chwilę.
Wyjaśniłem jej szybko. Mieszka na ostatnim piętrze. My nie mamy gdzie spać. Mam klucz od tylnych drzwi i strychu, ale gdyby mogła czuwać, pilnować i dać znać gdyby ktoś się zorientował, byłbym niezwykle wdzięczny. Rano po prostu wejdziemy na dach i będziemy pracować jakby nigdy nic.
Słuchała z przygryzioną wargą.
- Ilu?
Zastanowiłem się. Jest nas pięciu. Dwóch to kutasy i chamy. Nie trawię ich i najchętniej
spuściłbym gości w kiblu. I to w czasie mojej biegunki. Niech śpią w samochodzie.
- Trzech.
- Dobrze. Za pięć minut przy tylnych drzwiach.


Cicho umościliśmy się na materacach. Sylwia stała w drzwiach przyświecając latarką.
- Dobra – szepnęła do mnie – Do trzeciej nikogo nie powinno być w tym skrzydle. Może czasami przyjść jakaś dziewczyna poprawić makijaż. Elena została, bo ma ciotkę, ale ona mieszka na parterze. Tylko nie chrapcie.
Wyczułem, że się uśmiecha.
- Dzięki, Sylwia.
Położyła mi rękę na ramieniu.
- Wyglądasz dużo lepiej niż rano. Myślałeś o mojej propozycji? O trzeciej będę w pokoju.
- Daj spokój. Nie kupuję dziewczyn, a na pięćdziesiąt euro muszę ciężko zapracować. Wygląda na to, że ciężej niż ty.
Pochyliła się do mojego ucha. Owinął mnie znowu zapach jej zmysłowych perfum.
- Dla ciebie rabat pięćdziesiąt procent. Darmo nie daję. Trzeba oszczędzać.
- Na co? - W moim głosie zabrzmiała niezamierzona ironia. Cóż mnie to w końcu obchodzi? - Na dom, samochód i wczasy z narzeczonym
Usłyszałem jej cichy śmiech.
- Coś ty?! Otworzę tu kolejny burdel. Pamiętaj, o trzeciej będę u siebie.



*

Dwunasta

Leżałem z otwartymi oczami. Niewiele w tej dziewczynie rozumu. A może wiele? Tak pokierował nią los, to stara się wycisnąć go jak cytrynę. Takie czasy. Czy jako historyk i posiadacz trzech fakultetów nie prostytuuję się intelektualnie naprawiając Niemcom dachy? Dziewczyna jest śliczna i jej miejscem powinien być salon w pięknym domu, a celem dwójka małych amorków biegających po ogrodzie i kochający, przystojny mąż.

Pierwsza

Przecież się dziewczynie nie wymydli. Moralność i etyka to pojęcia zmienne w czasie. Relatywne. Weźmy tak proste pojęcie jak „nie zabijaj”. Natychmiast rodzi się pytanie – kogo? No jak to? – człowieka! A w obronie własnej? A ratując ojczyznę? A największego zwyrodnialca? Kiedyś chwałą było zabić za wiarę... Wszystko się zmienia... Może ona i jej narzeczony mają rację? Brać, korzystać, a potem żyć spokojnie jakby nigdy nic. Bo nic.

Druga

Iść czy nie iść? Dwadzieścia pięć euro to nie pieniądze. Myślę, że powiedziała o nich tylko dla zasady. Od takiej sumy raczej się nie wzbogaci. Po prostu ma ochotę. Ja też. Jestem tylko facetem i mam ochotę na to piękne ciało. Wiem, czeka na mnie w Polsce ktoś, kto mnie kocha. Myśli o mnie, tęskni. Do cholery, przecież się nie dowie! Więcej nie będę miał takiej okazji. Ee, staroświecką mam moralność i etykę. Źle mi na myśl, że oszukałbym, jakoś zawiódł. Ciekawe czy Sylwii źle, że się puszcza? A może tak jak powiedziała – lubi to?

Druga trzydzieści


Znalazłem w ciemnościach jakiś kawałek szmaty. Wypruwam z niego nitki i liczę: Iść -nie iść, iść – nie iść, iść...

Druga pięćdziesiąt pięć


Usnąłem przy końcówce szmaty.
Odpowiedz
#2
Nie chciałam pisać pierwsza. Ale piszę.
Zaciekawiłeś mnie. Twój tekst pokazuje smutne realia współczesności - konsumpcjonizm ponad wszystko. Z drugiej strony, wyrzekanie się wszelkich przyjemności i umartwianie, to też głupota. Myślę, że najlepiej byłoby się odnaleźć gdzieś pomiędzy, w zlotym środku.
W kazdym razie opowiadanie skłania do refleksji.
Odpowiedz
#3
Hmm, mnie akurat też kręci ten typ urody Smile. Miodzio Smile. No ale cóż, nie dla mnie miłosne podboje. Stary już jestem. No przynajmniej za stary.

Takie to opowiadanie "słodko - gorzkie". W sumie wszyscy tam są dobrzy, tylko życie jakoś tak się dziwnie plącze. Wredny świat, a żyć trzeba. Dobrze, że nie osądzasz. Ja tez daleki od tego jestem.
Nostalgią też z lekka powiało.
Słowem, fajny, nastrojowy tekst.
Wiem, powtarzam się.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Gorzki, kiedyś się zastanawiałeś jak można się pakować w takie tarapaty. No i sam widzisz. Żebyś sobie nie myślał, że się tak luzacko skończyło, to dopowiem ciąg dalszy.
Z pracy zrezygnowałem po tygodniu, bo dostałem ofertę ze szkoły w Kielcach. Dyrektorka była zachwycona (ja też) i miałem się stawić za parę dni. Po powrocie i stawieniu się, nie patrząc mi w oczy poinformowała, że niestety... długa przerwa w nauczaniu... klasy maturalne... Nawet mnie franca nie przeprosiła. Mogę o życiowym pechu i ulubieńcu diabła mówić?Huh
Teraz sobie siedzę w domu bez pracy, ch... mnie strzela, a ktoś inny dokończył tą fajną robotę u Sylwii.Angry
Odpowiedz
#5
Cytat:Poczułem - PRZECINEK - jak przeszył mnie dreszcz.

Cytat: a nie ten, tego.
he, he, rozbroiło mnie.

Cytat:Przydało by ci się większe mycie
Przydałoby - razem.

Cytat:kompletnie nie przejmując się siedzącym przy stole przystojniakiem.
Przystojniakiem? he, he.

Cytat: Ciekawe - PRZECINEK - czy zdejmują je w trakcie.

Cytat:Dziewczyna stała w aneksie kuchennym - PRZECINEK - mieszając coś w garnku i smakując czubkiem języka.
mirek, pamiętaj i przecinkach przed imiesłowami.

Cytat:Przysiadła naprzeciwko w fotelu - PRZECINEK - podwijając nogi. Nie bardzo wiedziałem - PRZECINEK - jak się odezwać.

Cytat: Aż wzdrygnąłem się i oblałem kawą. Telepatka?
Dobre.

Cytat: Przecież wiem - PRZECINEK - co robię.

Cytat:. Przecież wiem - PRZECINEK - co myślisz.

Cytat:nego wejścia do burdelu! Zosia – burdelmama dała mi, abyśmy rano mogli wejść na dach - PRZECINEK - nie budząc nikogo

Tekst mi się podoba, bo po prostu lubię twój styl.
Antonia? - 35 lat i 60 kilogramów czystej skromności. Angel
Odpowiedz
#6
Miło mi, Antonio. Mam już tekst po korekcie. Sam wiem, że w sprawach interpunkcji to jestem brakującym ogniwem w teorii Darwina. I raczej nie wejdę na wyższy szczebel ewolucji, dlatego proszę mądrzejszych o pomoc.Confused
Odpowiedz
#7
Kielcach, powiadasz? Znaczy jesteś gdzieś z moich rejonów Smile.

Ano właśnie... Peszysko.
Ty masz pecha co do pracy, ja totalnego w kwestii kobiet.. Taki świat.
Chociaż z drugiej strony, niezbadane są wyroki Boskie. Nigdy nie wiadomo co zdarzy się jutro.

A dyrektorce przydał by się dobry wp..... Smile.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Interpunkcja to nie koniec świata, tym bardziej, że nie robisz jakichś rażących błędów, a nawet jeśli ci się zdarzy, to tobie można je wybaczyć, bo najważniejsze jest to, że masz pomysły, które tak ubierasz w słowach, że chce się czytać.
Antonia? - 35 lat i 60 kilogramów czystej skromności. Angel
Odpowiedz
#9
Cytat:Wredny świat, a żyć trzeba. Dobrze, że nie osądzasz. Ja tez daleki od tego jestem.
?? Znowu z największym zaskoczeniem czytam katolika.

Ale do rzeczy:
Bardzo fajne i ciekawie napisane. Skłania też do rozmyślań, i to w niejednej kwestii. Naprawdę dobre.
Odpowiedz
#10
Dzięki, Miriad.
Dajta se już spokój z tym światopoglądem. Głupim opkiem się wywołało...Confused

Gorzki, sam kiedyś przy Kadzielni wspomniałeś, że Twoje strony. A z babami też mam kłopot. Nie nadaję się kompletnie do życia stadnego, to mnie najpierw głaszczą, a potem zaorają. Mea culpa...Undecided
Odpowiedz
#11
Jak dobrze, że mieszkam w zachodniopomorskim.
W sumie, chłopcy, nie wiem, czy wam współczuć.
Antonia? - 35 lat i 60 kilogramów czystej skromności. Angel
Odpowiedz
#12
No jasne! Wszystko przez te baby.Cool
Odpowiedz
#13
Na mnie nie licz. Cool
Antonia? - 35 lat i 60 kilogramów czystej skromności. Angel
Odpowiedz
#14
Trochę empatii dla biednego pechowca. Aga, nie bądź wiśnia.Undecided
Odpowiedz
#15
Miriad:
Cytat:Znowu z największym zaskoczeniem czytam katolika.

A co w tym dziwnego? Powiedziano bowiem: Nie sądź, a nie będziesz sądzony...

Mirek: A fakt, przypominam sobie. Było kiedyś o Kadzielni. Ta skleroza mnie kiedyś zabije.

Antonia: A co nam będziesz współczuć. Jako jednostki społecznie niedostosowane, znaczy wybrakowane, powinniśmy się oddać do utylizacji Wink.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości