Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pokominium
#1
Pokominium


Krople deszczu dudniły o szyby przy wtórze przeraźliwych grzmotów, oraz groźnego świstu wiatru. Drzewa traciły gałęzie, co jakiś czas powietrze przeszywały monotonne dźwięki alarmów samochodowych, a psy zaczynały szczekać po każdym wyładowaniu elektrycznym. Ludzie siedzieli sobie w ciepłych mieszkaniach odmóżdżając się przed telewizorem, mężowie tłukli żony, jedni umierali, inni rodzili się w szpitalach w ten burzowy dzień. Wszyscy z utęsknieniem wyczekiwali promieni słońca, gdyż tegoroczne lato było bardzo ciepłe i dni takie jak ten były dla przeciętnego zjadacza chleba jak pobyt w więzieniu.
Jednak w pewnej kamienicy, w małym, brudnym mieszkaniu, na starym fotelu siedział mężczyzna z małą fiolką z jakimś niebieskim płynem i sprawiał wrażenie, jakby mało obchodziła go ta cała burza. Jego twarz była jak wyrzeźbiona w kamieniu, z mocno zarysowanymi kształtami i zimnymi oczyma, które wpatrywały się beznamiętnie w tajemniczą substancję. Miał na imię Darek i był ćpunem.
- No stary, to kwestia odwagi – powiedział sam do siebie. - Chyba masz włochate jaja? Przecież to tylko kolejny drag, co prawda dość niedawno wynaleziony, ale skoro zdołał już sobie wyrobić opinię mózgotrzepa to coś musi w nim być.
Mężczyzna podrzucił fiolkę i złapał ją w dwa palce. Poczuł jakieś dziwne ukłucie w sercu i zimny pot wstąpił mu na czoło.
- Co jest kurwa, co się ze mną dzieje?
Położył narkotyk na podłodze i schował twarz w dłoniach. Czuł, że to co zaraz weźmie porządnie skopie mu dupę, a może nawet zniszczy psychikę. Chociaż z drugiej strony już tyle przeszedł, więc czemu miałby teraz się poddać?
Mężczyzna wstał powoli z fotela, podniósł fiolkę i ruszył pewnym, wręcz żołnierskim krokiem do kuchni aby zażyć narkotyk. Wyciągnął z lodówki mocno schłodzone piwo, otworzył je sprawnie zębami i wypił połowę jednym łykiem. Po chwili również tajemniczy, niebieski płyn znalazł się w jego organiźmie. Szybko dopił piwo i udał się spowrotem na swój fotel aby oczekiwać na efekty. Słyszał, że pierwsze objawy pojawiają się po około 20 minutach, więc po drodze ściągnął z półki "Nowy Wspaniały Świat" Huxleya aby przeczytać kilka stron. Siedząc tak wygodnie poczuł przyjemne ciepło w całym ciele i delikatne uspokojenie. Zdążył skończyć jeden rozdział, gdy nagle strasznie zakręciło mu się w głowie. Spojrzał na książkę która teraz zdawała się być pokryta farbą odblaskową.
- Zaczyna się – powiedział, po czym wstał i odłożył książkę na miejsce.
Nie wiedział czego ma się spodziewać, więc był gotowy na wszystko, nawet na czarownice wlatujące oknem i tańczące przy zwłokach Hitlera.
Spojrzał za okno i nagle uświadomił sobie, jak potężna jest ta burza, chyba nigdy nie był świadkiem większej. Potworny hałas wywoływany przez pioruny przeszywał mu czaszkę, ale mimo to ciągle czuł się dość spokojnie, przyjemne ciepło nadal się utrzymywało, a wszystkie kończyny wydawały się bardzo lekkie. Postanowił wrócić na fotel i oddać się błogiemu relaksowi, gdyż było mu bardzo przyjemnie i błogo. Gdy usiadł, zobaczył skaczące po ścianie żaby.
- Cholera, wiedziałem, że mam w mieszkaniu karaluchy, ale żadnej żaby nigdy tutaj nie widziałem. – Darek wybuchnął śmiechem.
Nagle płazy zaczęły schodzić ze ściany na podłogę, dobrały się w pary i zaczęły tańczyć. Mężczyzna przestał się śmiać i z zaciekawieniem wptrywał się w ten pokaz, słysząc jednocześnie delikatną muzykę. Po minucie czy dwóch żaby zaczęły wtapiać się w podłogę, a muzka cichła coraz bardziej by zostawić Darka sam na sam z ciszą.
- Muszę przyznać, że to gówno ma kopa – powiedział do pustej fiolki po narkotyku, którą ciągle trzymał w swojej ciepłej dłoni.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu, zamknął oczy i mimo głośnych grzmotów zdrzemnął się jakieś 15 minut.
Gdy się obudził, po burzy nie było już śladu, choć niebo ciągle było mocno zachmurzone, więc promienie słoneczne nie przebijały się zbyt mocno. Wydawało mu się, że w pokoju jest ciemniej niż zwykle, postanowił wstać i zapalić światło, jednak gdy próbował ruszyć się z fotela, przeszyła go kolejna fala ciepła i zdecydował posiedzieć jeszcze chwilę w tej ciemności. Po chwili ujrzał delikatną mgiełkę która unosiła się kilka centymetrów nad podłogą i wyglądało, jakby zaczynała się w kuchni. Wlepił w nią swoje wielkie oczy i patrzył jak zahipnotyzowany, a mgła powoli zbliżała się do niego, stając się coraz gęstsza i gęstsza, aż w końcu nie było wcale widać co jest pod nią. Gdy dotarła do jego stóp ocknął się, ale wciąż się w nią wpatrywał, choć przestała już gęstnieć i powiększać się. Nagle poczuł, że na głowę coś mu kapie, spojrzał na sufit i ujrzał wielką, czarną plamę z której coś się skraplało. Zaczęło go to denerwować, a jednocześnie poczuł wielką chęć sprawdzenia, skąd bierze się ta mgła. Ruszył więc w stronę kuchni, a w jego głowie zaczęły rozbrzmiewać fanfary nasilające się z każdym krokiem. Gdy doszedł do celu stanął jak wmurowany. Ściany w kuchni ubrudzone były krwią, która skapywała również z sufitu, na szafkach leżały zakrwawione noże i łopaty.
- To tylko twoja wyobraźnia – powiedział cicho do siebie – jesteś naćpany.
Bardzo powoli zaczął wchodzić do kuchni, mgła zaczęła się rozrzedzać i na podłodze ujrzał poobcinane palce. Powstrzymał odruch wymiotny i spojrzał pod stół. Leżała tam odcięta głowa. Zimny dreszcz przeszył Darka, spojrzał na tłuste, opadające na podłogę włosy, zgniłe policzki oraz niewielkie, zakrwawione usta. Nie miał wątpliwości, pod jego stołem leżała głowa byłej żony która wpatrywała się w niego mętnym wzrokiem. Nie trwało to długo, gdyż po chwili nabrała ona złowieszczy wyraz twarz i wydała z siebie piskliwy krzyk w jakimś nieznanym języku, a Darek niemal przewrócił się ze strachu. Po chwili usłyszał diaboliczny śmiech i ujrzał krople krwi sączące się na podłogę z pół otwartych ust martwej głowy.
- Strachliwy jak zawsze – wyskrzeczała była żona. - Podejdź bliżej, nic ci nie zrobię, jesteś przecież tylko naćpany.
Darek stał chwilę wpatrzony w nią, zastanawiając się, co zrobić, aż ostrożnie omijając palce zbliżył się do niej.
- Zestarzałeś się kochanie, ile to już lat?
Mężczyzna nie odpowiedział.
- Dziesięc od mojej śmierci – kontynuowała głowa – a wtedy miałeś dwadzieścia osiem. Czyli będzie trzydzieści osiem, dobrze liczę?
- Tak – powiedział drżącym głosem Darek.
- Ja miałabym teraz trzydzieści pięć, ciekawe, czy bylibyśmy dalej ze sobą. No, śmiało, podnieś mnie i postaw na stole, nie patrz na mnie tak z góry.
Mężczyzna zawachał się chwilę, ale w końcu wykonał prośbę, a sam usiadł na stołku.
- Tak zdecydowanie lepiej kochanie. Widzę, że ładnie się stoczyłeś po mojej śmierci, już sam alkohol nie wystarczał?
Darek milczał.
- Kotku, tyle się nie widzieliśmy a ty milczysz jak grób. Swoją drogą dawno nie odwiedzałeś mojego, mógłbyś raz na jakiś czas wpaść i przynieść mi jakieś kwiatki. Pamiętasz chociaż jakie lubię?
- Tulipany.
- Brawo, widzę, że pamięć ci jeszcze jako tako funkcjonuje. To jak, obiecujesz, że przyniesiesz mi bukiecik?
- Tak, obiecuję.
- Coś nie jesteś zbyt rozmowny. Dziwne, zazwyczaj po Pokominium ludzie są skorzy do rozmów, a ty przecież zawsze byłeś taki rozgadany. Szkoda, że nie ma zbyt wielu informacji na temat tego narkotyku, ćpuny nawet nie wiedzą co zażywają. Jesteś ciekaw jak to się otrzymuje? Może będziesz mógł sobie sam wytworzyć.
- Pewnie to jakieś chemiczne gówno – głos Darka nabrał pewności.
- Na tym świecie wszystko jest chemiczne, ale żeby otrzymać Pokominium nie trzeba być chemikiem, ale trzeba się trochę namęczyć. No chyba, że masz kogoś kto cię wyręczy przy odkopywaniu trupów.
Mężczyzna niemal spadł z krzesła, serce zaczęło mu mocniej bić i pot wstąpił na czoło. Głowa zaśmiała się wypluwając krople krwi.
- Co taki zdziwiony, ważne, że mocno kopie, nie? Jak już będziesz miał jakiegoś trupa, nieważne czy szkielet czy jeszcze zwłoki, to kroisz go na kawałki...
- Wystarczy! - Darek krzyknął z przerażenia. - Nie interesuje mnie jak to się robi!
Po mieszkaniu przetoczył się głośny, pusty śmiech.
- Chciałam ci tylko pomóc kochanie, myślałam, że tego chcesz.
- Dziękuję Justynko, ale nie skorzystam. - Mężczyzna wstał i skierował się w stronę lodówki.
- Spragniony?
- Tak – odpowiedział krótko Darek nie odwracając się do zgniłej głowy.
Gdy otworzył drzwiczki od lodówki ujrzał ściekającą po ściankach krew, a zamiast piw które tam zazwyczaj stały, przezroczyste butelki z jakąś nieznaną i mętną substancją.
- Śmiało, wypij – powiedziała Justyna – jesteś przecież naćpany, tak naprawdę to są piwa.
- Racja – Darek wziął to ręki jedną buteleczkę i przyjrzał się jej dokładnie. - To wszystko dzieje się tylko w mojej głowie.
Otworzył ją i szybko wypił by nie czuć gorzkiego smaku. Nie zdążył nawet odłożyć butelki, gdy poczuł zawroty głowy, jego krew sprawiała wrażenie gorącej i myślał, że zaraz wypali mu żyły, wylewając się przy tym na zewnątrz. Chciał się odwrócić i coś powiedzieć, lecz momentalnie osunął się na podłogę i stracił przytomność.
Gdy ocknął się po kilku minutach, pierwsze co usłyszał to śmiech martwej głowy.
- Oj staruszku, widzę, że zdrowie już nie dopisuje.
Mężczyzna podniósł się powoli i oparł o lodówkę, lustrując wzrokiem pomieszczenie, w którym jednak nic się nie zmieniło.
- Chyba przydałby ci się spacer i przewietrzenie mózgu – powidziała Justyna. - Spójrz tylko, przejaśniło się wreszcie, może wybierzemy się nad rzekę jak za dawnych czasów?
- Wybierzemy?
- No tak, co taki zdziwiony?
Darek zmierzył głowę wzrokiem.
- Nie obraź się, ale chyba nie dasz rady nigdzie iść. – Mężczyzna był wyraźnie zmieszany.
- Och, chodzi ci o to, że nie mam nóg? - Justyna zaśmiała się. - To nic, poradzimy sobie.
- Mam cię wziąć pod pachę i iść tak przez miasto?
- Dobrze kombinujesz, ale nie. Chyba byś trochę dziwnie wyglądał idąc ze mną, nie sądzisz?
Darek wrócił do stołu, usiadł na krześle i schował swoją głowę w dłoniach.
- To o co ci chodzi – burknął – mówże wreszcie.
- Czemu jesteś taki niecierpliwy kochanie, boisz się, że bania minie?
Mężczyzna nie odpowiedział.
- Dobrze, więc powiem ci co zrobisz. Po prostu mnie pocałujesz, to wszystko.
- Pocałować cię? - Darek spojrzał na głowę z niedowierzaniem. - Co miałoby to dać?
- Będę widziała twoimi oczyma. Chyba się nie brzydzisz mojej zgniłej twarzy, w końcu to tylko wytwór twojej wyobraźni.
- Darek spojrzał głęboko w martwe oczy byłej żony, wziął głęboki wdech i przylgnął do zimnych, śmierdzących ust. Gdy ją całował, z polika oderwał się kawałek mięsa i spadł na blat stołu.
- Ciągle mnie kochasz, prawda? - Mężczyzna usłyszał głos w swojej głowie. - Nie bój się mówić, tylko tak mogę cię usłyszeć.
- Tak... Chyba tak... - Darek spuścił wzrok.
- Więc... Idziemy nad tę rzekę?
- Chodźmy, kto wie ile ten narkotyk będzie działał. - Mężczyzna wstał wolno z krzesła, zachwiał się lekko i ruszył do przedpokoju.
Na ulicy nie było prawie ruchu, po chodniku z rzadka przemykali ludzie, przez okna w starych kamienicach wyglądały dzieci i przyglądały się kolorowej wstędze królującej nad miastem. Darek omijał kałuże i czasem uskakiwał przed wodą tryskającą spod kół przejeżdżających samochodów, klnąc przy tym siarczyście.
- Spokojnie kochanie, po co te nerwy – usłyszał za którymś razem.
Mogliby nauczyć się jeździć wolniej.
- O tak, niektórym by to się bardzo przydało – głos niemal zaszeptał. - Wiesz gdzie się zbliżamy?
- Wiem – odpowiedział cicho Darek.
Szli złączeni kilka minut gdy nagle niesamowicie mocno mężczyznę zaczęła boleć głowa.
- Zbliżamy się – zapiszczało mu w uszach a z nosa zaczęła kapać krew.
Obrócił się w lewo i ujrzał sklep z butami. Nagle w głowie pojawił mu się czarno-biały film, widziany z perspektywy pierwszej osoby. Był dokładnie w tym samym miejscu, w ciepłe popołudnie, ruch był trochę większy, a po chodnikach spacerowało znacznie więcej ludzi. Naprzeciw niego, po drugiej stronie ulicy biegła Justyna, urocza dwudziestopięcioletnia blondynka z rozpuszczonymi włosami. Na jej twarzy gościł słodki uśmiech, a oczy pięknie odbijały promienie słoneczne. Ciało Darka zrobiło się cieplejsze i lżejsze, był już niemal w tym filmie, gdy dziewczyna wbiegła na ulicę. Następną rzeczą jaką ujrzał mężczyzna był pędzący z prawej strony samochód. Uderzył Justynę z taką siłą, że wyleciały w górę i do tyłu, uderzając z impetem w ziemię. Wszystko zaczęło przyśpieszać, Darek ruszył do przodu z krzykiem, gdy uderzył go kolejny samóchód.
Nazajutrz w codziennych gazetach ludzie czytali "Wczorajszego popołudnia doszło do wypadku na ulicy Jagielońskiej doszło do wypadku. Zginął mężczyzna wbiegający na drogę pod wpływem nieznanego narkotyku."
Boniu, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Jan 2010.
Odpowiedz
#2
1. Może lepiej "z fiolką niebieskiego płynu"
2. "udał się Z POWROTEM na swój fotel" i może by bardziej po polskiemu było "udał się z powrotem w kierunku fotela", bo NA fotel to se klapnąć można... ale może nie mam racji Big Grin
3. Połowę piwa wypił duszkiem, ale chyba nie jednym łykiem? Wyglądałby jak chomik-zbieracz z takim łykiem w gębie.
4. "Gdy się obudził, po burzy nie było już śladu, choć niebo ciągle było mocno zachmurzone, więc promienie słoneczne nie przebijały się zbyt mocno" - MOCNO powtórzone
5. "stając się coraz gęstsza i gęstsza," - stawała się gęstsza lub stając się gęstszą. Poza tym "mgiełka zaczynała się w kuchni?" Wypływała z kuchni, czy coś w ten deseń. Zaczynać w kuchni można obiad :]
6. "Nagle poczuł, że na głowę coś mu kapie, spojrzał na sufit i ujrzał wielką, czarną plamę z której coś się skraplało" - przeczytaj to sobie głośno
7. "Nie miał wątpliwości, pod jego stołem leżała głowa byłej żony która wpatrywała się w niego mętnym wzrokiem " - drażni mnie konstrukcja tego zdania; pod stołem leżała głowa JEGO żony, wpatrująca się w niego mętnym wzrokiem. To nie żona się gapiła, bo już nie żyje. tylko jej głowa. Taki drobiazg, ale jednak.
8.''gdyż po chwili nabrała ona złowieszczy wyraz twarzy'' - no proszę...
9.'' a oczy pięknie odbijały promienie słoneczne.'' Superwoman...
Literówki, interpunkcja. Trochę niedbalstwa w pisaniu.
Pomysł fajny, ale nieciekawie zrealizowany.
Odpowiedz
#3
Nienajgorsze i nawet fajnie poprowadzone. Czasami zdarzają ci się obsuwy w narracji i wrzucasz jakieśtakie drewniane zdania. Co od konkretów:
* Jednak w pewnej kamienicy(...) - nie do końca rozumiem to "jednak", bo to zdanie nie stoi w kontraście do poprzedniego
* Uderzył Justynę z taką siłą, że wyleciały w górę i do tyłu, - co konkretnie wyleciało
* pod wpływem nieznanego narkotyku - rozumiem nieznaną substancję, ale skąd oni wiedzieli że to narkotyk?
One sick puppy.
Odpowiedz
#4
"Nazajutrz w codziennych gazetach ludzie czytali "Wczorajszego popołudnia doszło do wypadku na ulicy Jagielońskiej doszło do wypadku." - doszło do wypadku napisałeś dwa razy.

"a psy zaczynały szczekać po każdym wyładowaniu elektrycznym" - to burza, więc powinno być wyładowanie atmosferyczne.

Fajny pomysł, jednak forma zdecydowanie do poprawy. Udało się stworzyć klimat, jednak zabijają go powtórzenia, które rażą. Mężczyzna, narkotyk, głowa, mężczyzna, głowa, głowa itd. Musisz popracować nad synonimami. Do tego jednak uwaga. Skoro kobieta zginęła, to jednak nie pasuje mi to, że mówisz o niej "była żona". To sugeruje, że są po rozwodzie, a tak nie jest, bo chodź ona nie żyje, to małżeństwo jako sakrament i jako stan cywilny nadal jest ważne (on jest wdowcem). Plus za to, że dialogi są zbudowane dobrze, całość czyta się dość lekko (gdyby nie te synonimy). Popracuj, a to opowiadanie na pewno będzie jeszcze lepsze. Pozdro.
Ocena: 5/10.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#5
Taka fabuła aż prosi się o użycie mniej zwykłego stylu. Myślę, że lepiej byłoby, gdyby tekst był bardziej schizowy, nie tak prosty. Nie podobało mi się też nieco zbyt banalne zakończenie. Na plus jednak bardzo fajny pomysł.
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości