Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 1.33
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pokój za ścianą
#1
poprawiony tekst, wstawiony na prośbę Autora // kapadocja

Kiedy przeczytałem raport o maltretowanych zwierzętach w ostatnim numerze Dziennika Poznańskiego, pomyślałem sobie: “pies was trącał”. Co to kogo obchodzi, że jakiś szczeniak siedzi w klatce i dają mu jeść raz na dwa dni, polewają go zimną wodą ze szlaucha, a kiedy piszczy i trzęsie się z zimna, to krzyczą na niego, żeby się zamknął. Banda zafajdanych ekologów niewiedzących już, czego się uczepić, żeby mieć kolejny powód do ratowania świata i prawienia o tym jak się odnosić do roślin i zwierząt. “Zwierzęta czują”, jak cholera, ostatnio pisali nawet, że rośliny rozpoznają humor ogrodnika i jego zamiary, co za bełkot. Żeby takie rzeczy wychodziły z tak szanowanej gazety jak nasz miejscowy dziennik. Ten nowy redaktor chyba się czegoś nawąchał, bo kiedyś to były teksty, kiedyś jakoś nikt sobie idiotyzmami głowy nie zawracał.

Wstałem z kanapy i poszedłem w stronę kuchni. Herbata stygła na bufecie już od dobrej pół godziny i do tego zapomniałem wyciągnąć torebeczkę, a gdy sobie pomyślałem, że musiałbym zrobić kolejną, to zdecydowałem się ją wypić taką jaka jest. Okazała się mocna i cierpka, w sumie nawet nienajgorsza. Przeciągnięty Tetley dodaje życiowej goryczki.

Dochodzi czternasta i tak się zastanawiam, co dzisiaj robić, w końcu sobota. W telewizji nic ciekawego. Wczoraj zaprosili mnie na wystawę Beksińskiego, ale jak sprawdziłem tematykę jego gryzmołów to o mało mnie nie skręciło - obłęd. Holocaust, śmierć i inne takie, ledwo na to mogę patrzeć, także z kultury nici… może raczej przejdę się do parku i porozglądam - w końcu robi się coraz cieplej i można tu i tam zawiesić oko; dziewczynki - przyznaję, widać że się robią na bóstwo i nawet nienajgorzej im to wychodzi. Kupię po drodze coś do picia, czemu nie, w końcu już po południu, może jakąś dobrą gazetkę przy okazji, w razie, gdyby żadna łania nie nóżki nie pokazała, chociaż jak patrzę przez okno to raczej na posuchę się nie zapowiada. Przezorny zawsze ubezpieczony - mój weekend.

Pranie zrobię jutro, powinno wyschnąć, a jak nie, to kupię jakieś skarpety w delikatesach. Majty jeszcze dadzą radę, nawet nie trzeba na drugą stronę przekładać. W ogóle kto to widział, żeby bieliznę na drugą stronę nosić - te frajerskie porady z Logo tylko mnie denerwują. Matka przyjeżdża za tydzień, więc się ogarnie wszystko na spokojnie, w pośpiechu to się można jedynie zapomnieć podetrzeć, a ona wie, co i jak - nie jeden piec z mąki czyściła. Światowa kobieta, pamiętam za dzieciaka, jak jeździła do Niemiec dorabiać. Niewiele potem opowiadała, ale kasy nam nigdy nie brakowało, więc z tego sprzątania to rzeczywiście coś musiało jej skapnąć. Ślepej kurze ziarno, zawsze powtarzam, bo z wykształceniem to raczej matula na bakier stoi. Ważne jednak, że wie co to matura - i to całkiem nieźle - podobno profesor zaliczył jej przy czwartym podejściu, komisyjnie. Pierwsze słyszałem, żeby komisja była jednoosobowa, ale nie wypytuję mamuśki o dalsze szczegóły, bo się stroszy od razu i wykręca. Papier jest, to się liczy, a poczciwa kobieta przecież, zawsze dobrze ugotuje i dużo się śmieje. Życiowa taka, swoje przeszła.

Telefon. Się chciałem wykąpać akurat, a tu masz.

- Halo.
- Staszek? - usłyszałem znajomy, schrypiały głos. - Gośka z tej strony, słuchaj, możemy się spotkać, chciałam pogadać.
- Czego chcesz znowu? - wrzasnąłem ostro, stawiając ją szybko do pionu.
- Staszek, jak możesz… ja naprawdę… nie bądź taki, proszę - zaczęła pojękiwać i uprawiać te swoje babskie gierki. - Chcę z Tobą porozmawiać, możemy się spotkać?
- Nie dzwoń tu więcej - rzuciłem. - Nie chcę cię znać.
- Staszek, przecież ja… - nie miałem ochoty słuchać i pieprznąłem słuchawką. Szmata, że w ogóle ma jeszcze czelność tu dzwonić.

Czas na zupkę przed wyjściem, dzisiaj lekką: trzydzieści procent “łyżki”, reszta koli - soczek. Jakbym przypomniał sobie, kiedy ostatnio byłem trzeźwy to chyba bym się ze szczęścia upił. Dobra, do roboty, co my tu mamy… rany, ale pierdolnik. W tej lodówce, brakuje tylko szczura i kwaśnego mleka, chociaż, chwila moment, a nie, mleko jest. Data ważności, spójrzmy… no proszę, proszę, nawet nadawałoby się do spożycia, gdybym tylko znowu miał dwadzieścia lat. Dobrze, że alkohol się nie psuje, a nawet jeśli, to i tak u mnie nie ma na to czasu. Już zaczyna mi się lekko rączka trząść, czyli zdrowy objaw apetytu - trzeba polać póki zimna, w końcu lodówka nie teatrzyk, a i zimno jak się tak w samych gaciach przy otwartej stoi. Co za piękny dzień, teraz drink i może jakiś filmik. Sprzęt ostatnio kupiłem taki, że cycki na całej ścianie mam.

Telefon. No do jasnej cholery.

- Czego chcesz? - przecedziłem.
- Staszek, proszę Cię, zaczekaj, nie rzucaj słuchawką - usłyszałem jej chlipiący, wątły głosik. Odczekałem dłuższą chwilę w ciszy. - Jesteś tam, Staszek, jesteś?
- Jestem. Po chuj tu dzwonisz? - spytałem spokojnym, lecz zniecierpliwiony głosem.
- Chcę porozmawiać, Staszek pogadajmy - po czym dodała. - Dzieci się boją.
- Przestań się zasłaniać dzieciakami! - co za beszczelność. - Jak możesz o nich wspominać?!
- Ja nie chciałam. Staszek, mogę przyjść zanim zaczniesz chlać? Pogadajmy przez chwilę.
- Pocałuj się w pizdę! - wydarłem się. - Nie chcę cię widzieć, nie chcę cię znać, nie chcę oglądać tej Twojej puszczalskiej dupy nigdy więcej w życiu, rozumiesz? - nawet nie skończyłem, a usłyszałem w słuchawce przerywany sygnał końca rozmowy.

Jasna cholera, ile można taką flądrę tolerować, jeszcze raz zadzwoni to chyba pojadę jej spuścić łomot. To przecież zwariować można. Zresztą, ostatnio spotyka się już z jakimś kretynem, więc pewnie znowu regularnie dostaje.

Zgłodniałem w ogóle, chyba trzeba będzie zejść do sklepu, bo wszystko się skończyło: nie ma jajek, ani kabanosów. Chleb powinien być w szafce, tylko muszę sprawdzić czy przypadkiem nie za czerstwy, momencik, ech, psia mać, już obrasta, do kosza. To już śmieci od razu wyniosę i okna otworzę na parę minut, tylko szybko oporządzę tego Jasia, bo na trzeźwo to można się Jolki przestraszyć - sprzedaje w Kreciku od jakiegoś miesiąca - aż mi apetyt odbiera, no ale przynajmniej resztę wydaje jak trzeba, a nie jak ta młoda, co z hukiem wyleciała ostatnio. Skargę napisałem, mała pinda, a już wie jak kasę podbierać. A jak się broniła, że ona niechcący, o jak płakała! Już ja znam takie słodkie suczki, co myślą, że kasa przy jajkach rośnie. Nie ze mną takie numery. Także tego; przy okazji sprawdzę co w świecie słychać, jednak salon z kuchnią to jest to. Pilot. ON.

- … ja naprawdę nie wiem jak to się dzieje, po prostu jest mi przykro - opowiadał wsparty na dłoni dwudziestoparoletni Maciek w TVN. - Zawsze czułem się wykorzystywany, robiłem wszystko. Wszystko.
- A jak z seksem? Czy twoje kobiety były zadowolone?
- Zadowolone? - skierował wzrok delikatnie na prawo, ku górze i uśmiechnął się rozmarzony. - Czuły się świetnie! Zawsze pytałem je co lubią, albo jak zrobić tak, żeby było im przyjemnie, a one nie wiedzieć czemu zawsze zdradzały mnie z jakimiś półgłówkami - nagle łzy napłynęły mu do oczu. - Robiłem wszystko o co prosiły!
- Rozumiem - prowadząca z trudem powstrzymała pobłażliwy uśmiech. - Przypomnę jedynie państwu, że Maciek przyjechał, aby porozmawiać z nami o swoich problemach w związkach. Jak pisał w swoim liście: “Moje związki to jedna wielka porażka”, komentując, że przez lata wikłał się z kobietami, które go wykorzystywały. Wiecznie nieszczęśliwy i zagubiony, mówił - tu podarowała już sobie krótki uśmiech - że raczej nie był typem macho. Teraz zapraszam państwa na reklamę, a już po przerwie wracamy do Maciusia.

Co za ciota. Może na jedynce coś ciekawszego będzie.

- … odkąd wróciła do domu - komentowała sprawę podniecona dziennikarka. - Jak sama mówi, do zajścia doszło na imprezie u jej znajomych; policja obecnie przesłuchuje podejrzaną. 17-latce grozi więzienie, ponieważ, jak się dowiedzieliśmy, ujawniła ona nazwiska swoich gwałcicieli na Twitterze. - po czym skwitowała sprawę pytaniami - po czyjej stronie leży wina? Kto trafi do więzienia? Jakie będzie oświadczenie sądu? O tym już wkrótce - zmieniła wyraz twarzy na profesjonalny i dodała. - Specjalnie dla Państwa z Louisville - po czym wzięła ostatni oddech i zakończyła twardo. - Mira Wronek.

No i się doigrała, słodziutka siedemnastka. Pamiętam te imprezy, wszystkie przychodzą wypindrzone jak na festyn, tylko czekają, aż pogasną światła, żeby mogły się cipami poocierać, a potem wielkie zdziwienie. Swoją drogą to szczeniaki trochę przesadziły, nagrywać to wszystko i rozsyłać, ja nie mogę, co też ma w głowie ta dzisiejsza młodzież? Od tej technologi im się pomieszało już wszystko, facebooki i inne, wszędzie siedzą jak dzięcioły z tymi smartfonami. Tępi ludzie, mądre telefony. No nic, lipa w TV, wyłączam, kończę drina, siknę i do sklepu.

- Ach… - oblizałem usta po ostatnim łyku - miód, malina.

Podrapałem się pod pachą i ruszyłem w stronę kibla. Swoją drogą prysznic też dobrze by mi zrobił - jakiś taki się czuję dzisiaj nieświeży. Nic mi się nie chce, kurde, przerąbane te weekendy, już wolę jak mam coś do roboty. Światło, wentylator… oj, chyba będzie dwójka. Zamknę drzwi bo się posiedzenie może przedłużyć, sprawdzę tylko czy jest papier i coś do czytania, bo… cholera coś mi nogi tak, jakoś. Co jest? Ledwo stoję, jasna cho… szklanka, trzask, wanna, co się… ja pier…

- Staszek! Staszek! Staszek, obudź się! - usłyszałem jakiś głos. - Stasiu, cholera, żyjesz? Staszek!
- Ale… - ledwo z siebie wykrztusiłem.
- Mówisz, Jezu! Boże, on mówi… - ale nie wiedziałem jeszcze skąd dochodzi. - Dobrze już, Staszek, to ja, Gośka! Staszek całe szczęście, że przyszłam, nic ci nie jest? - nagle poczułem dotkliwe pieczenie w okolicach skroni. - Krwawisz! Jezu, ty krwawisz!
- Aaaj, boli… nie drzyj się kobieto - od samych słów poczułem się jeszcze słabiej. - Łeb mi pęka.
- Staszek, dzwonię po karetkę! - zerwała się w panice. - Leż tu spokojnie!
- Gośka… zaczekaj, nigdzie nie dzwoń, czekaj - każde słowo bolało mnie jak utrata stu złotych. - Zaczekaj!
- Nie no, Staszek, ja widzę co się z tobą dzieje, ja dzwonię.

Oparłem się na łokciu i powiedziałem spokojnie resztkami sił.

- Nigdzie nie dzwoń, powiedziałem. Daj mi pięć minut i pogadamy.
- Dobrze. - spojrzała na mnie wciąż zdenerwowana, zgadzając się.

Co za ból, jakby mi ktoś kijem od golfa, jasny gwint, prosto w banię… rzeczywiście coś mi ciekło po ramieniu - struga krwi - wymacałem, zaczyna się od skroni. Niedobrze, pamiętam, że jak od skroni to niedobrze. Może to nie taki głupi pomysł z tą karetką, a może to nic takiego i tylko się w mocniej w tę wannę przypieprzyłem.

- Aleś się w tę wannę przypieprzył Staszek, daj… - po czym schyliła się do mnie. - Opatrzę…
- Aj, Gośka - chciałem odmówić, ale zakręciło mi się w głowie. - OK, rób co trzeba…

Prędko zabrała się do pierwszej pomocy: wyciągnęła z szafki wodę utlenioną, waciki i bandaż. Przez chwilę zastanawiałem się jak to w ogóle jest możliwe, że mam w domu waciki. Pewnie nie zaglądałem do tej szafki od paru miesięcy, a ona wyprowadziła się do swoich rodziców dopiero ze trzy, cztery tygodnie temu. W każdym razie - szczęście w nieszczęściu, jak to mówią, bo papierem toaletowym głowę obłożyć to trochę wiocha. Czułem jak piekło, kiedy przyłożyła wacik, ale widziałem, że robi to delikatnie. Poszło mi przy prawej skroni. Usiadła koło mnie i zaczęła przykładać drugi wacik lewą ręką. Piekło jak cholera, ale jakoś patrząc na nią czułem ukojenie, którego wcześniej bym nie podejrzewał. Może to przez tę sytuację, że klęczy w łazience i się mną zajmuje, kto wie, do tego wspomnienia - w końcu na tej podłodze nie jedno się działo; najdalszy pokój od dziecięcego, także przyjemności świata. Prawą ręką zaczęła przeczesywać mi włosy i sprawdzać czy przypadkiem nie krwawię z kolejnego miejsca. Miałem głowę między jej ramionami, także chcąc nie chcąc, a potem bardziej chcąc, niż nie chcąc, przypatrywałem się jej piersiom. W momencie gdy rozchylała moje włosy na potylicy i skupionym wzrokiem doszukiwała się tropu krwi, przechyliła się jeszcze trochę ku mojej twarzy. Nagle poczułem własny, niekontrolowany uśmiech i lepsze samopoczucie, rozchyliłem delikatnie usta, przybliżyłem się i ugryzłem ją lekko przez przewiewną bluzkę w lewy sutek.

- Staszek, świnio! - nagle się odsunęła i spojrzała na mnie wymownie. - Opanuj się, głowa cię boli?!
- No już nie bądź taka harda - zażartowałem. - Jak tam, będę żył?
- Na to wygląda - odparła zmartwiona. - Coś Ty zrobił, poślizgnąłeś się czy co?
- Nie wiem… może później mi się coś przypomni… - ciągle jeszcze czułem tępy ból.
- Jadłeś coś dzisiaj? - zapytała matczynym tonem.
- Wczoraj jadłem kolację - zaargumentowałem.
- Staszek, Jezu, co się z tobą dzieje… choć, położę cię do łóżka. Przyniosłam od mamy pierogi, nie wiem po co ona dla ciebie jeszcze gotuje. Odpoczniesz i coś zjemy.
- Jakbyś mogła mi herbatki zrobić… - powiedziałem słabo.
- I co jeszcze sobie szanowny pan życzy, może lampkę koniaku? - zapytała głupkowato.
- A jest?
- Staszek, cholera!
- Ach… - wykrzywiłem twarz w grymasie cierpienia, aby odwrócić uwagę od nieprzyjemnego tematu. - Jak mnie ta głowa boli…

Gośka odsapnęła i wzięła mnie pod ramię.

- No chodź, raz… i dwa… i… Staszek, jesteś pewien, że mam nie dzwonić po pogotowie?
- Wstajemy, wstajemy!
- Raz, dwa i… trzy! - poderwała mnie z ziemi, a ja zdołałem się już podeprzeć nogami.
- Pięknieś się załatwił - sapnęła pod nosem, wynosząc mnie z łazienki. - Rany, ale tu syf.
- Gośka daruj sobie, proszę cię tej, łeb mi pęka, no - odpowiedziałem zmęczony, po czym skierowaliśmy się w stronę dużego pokoju.
- Teraz to proszę - powiedziała. W końcu doszliśmy do celu. - Okej, kładziemy się - przechyliła się ze mną na kanapę, po czym zwaliłem się jak kłoda. - Leż tu, zrobię ci tej twojej herbatki i odsmażę pierogi.
- W porządku.
- Dziękuję się mówi albo zapomnij.
- Gośka, weź no… - nie miałem już na nią sił.
- Magiczne słowo albo idę do domu.

Westchnąłem znużony.

- Dziękuję.
- No - wypowiedziała, wygrywając konkurs na najdłuższą głoskę nosową w Wielkopolsce.

Skierowałem puste spojrzenie na komodę i słyszałem jak odchodzi w stronę kuchni. Dobrze, że przyszła - cholera wie co by mogło się ze mną stać. Stęknąłem i zorientowałem się, że nie mam siły nawet na to, żeby leżeć. Przymknąłem delikatnie oczy i zacząłem powoli odpływać w sen, który, jak się później miało okazać, poważnie namieszał mi w życiu…
Odpowiedz
#2
Cytat: a kiedy piszczy i trzęsie się z zimna[,] to krzyczą na niego
Cytat:na niego[,] żeby się zamknął.
Cytat:Banda zafajdanych ekologów nie wiedzących już[,] czego się uczepić,
niewiedzących[jakich?]. Chyba, że piszesz według zasad sprzed 2000 roku.
Cytat: ten nowy redaktor chyba się czegoś nawąchał, bo kiedyś to były teksty, kiedyś jakoś nikt sobie idiotyzmami głowy nie zawracał.
To już nadaje się jako nowe zdanie.
Cytat:dziewczynki przyznaję, widać że się robią na bóstwo i nawet nie najgorzej im to wychodzi
pierwsze dwa wyraz trzeba jakoś oddzielić. Myślnikiem, ewentualnie przecinkiem albo dwukropkiem. nienajgorzej.
Cytat: a jak nie[,] to kupię jakieś skarpety w delikatesach.
Cytat: Matka przyjeżdża za tydzień[,] więc się ogarnie wszystko na spokojnie, w pośpiechu to się można jedynie zapomnieć podetrzeć, a ona wie[,] co i jak, nie jeden piec z mąki czyściła.
Jeśli to ostatnie to metafora/sentencja/związek frazeologiczny, to ciekawa.
Cytat:pamiętam za dzieciaka[,] jak jeździła
Cytat:Pierwsze słyszałem, żeby komisja była jednoosobowa, ale nie wypytuję mamuśki o szczegóły[,] bo się stroszy od razu i wykręca.
Skoro nie wypytujesz, to od czego się stroszy? Od niewypytywania?
Cytat:Staszek? - usłyszałem znajomy, schrypiały głos[.] -
Cytat:Nie dzwoń tu więcej.[bez kropki] - rzuciłem[.]
W kąciku literata jest świetny, dobrze napisany wątek o zapisie dialogów. Czy ja mogę kogoś tam NIE odsyłać?!
Cytat:Jakbym przypomniał sobie[,] kiedy ostatnio byłem trzeźwy to bym się chyba upił ze szczęścia.
Nie podoba mi się jak w tym akapicie przeskakujesz z tematu na temat.

Jedna uwaga - uważaj na zaimki. Psują jakość tekstu.

Cytat:Jasna dupa[,] ile można taką flądrę tolerować,
Cytat: chyba trzeba będzie zejść do sklepu[,] bo wszystko się skończyło
Cytat: a nie jak ta młoda[,] co z hukiem wyleciała ostatnio

Narrator budzi we mnie coraz większą niechęć.

Cytat:Zawsze pytałem je[,] co lubią,
Cytat: łzy napłynęły mu się do oczu
bez 'się'.
Cytat:Robiłem wszystko[,] o co prosiły!
Nie dziwię się, że się zwijały. Big Grin
Cytat:z trudem powstrzymała pobłażliwy uśmiech prowadząca
prowadzącą przerzuć na początek.
Cytat:Teraz zapraszam Państwa na reklamę
Może tylko ja nie umiem powiedzieć 'państwa' wielką literą? O.O
Cytat:wszystkie przychodzą wypindrzone jak na festyn[,] tylko czekają,
Cytat:co mają w głowie te gówniarze dzisiejsze?
ci gówniarze.
Cytat: Nie no[,] Staszek[,] jak widzę co się z tobą dzieje, ja dzwonię.
jak widzę to? Urwałeś, nie dopowiedziałeś, a jednak nie jest to zaznaczone.
Cytat: a może to nic takiego i tylko się w wannę przypieprzyłem
tylko o/w wannę przypieprzyłem/ tylko się na wannę wypieprzyłem.
Cytat:Aleś się w wannę przypieprzył[,] Staszek, daj
bez 'się'.
Cytat:Czułem jak piekło[,] kiedy przyłożyła wacik,
kolejne zdanie ma si do tego jak pięść do nosa.
Cytat:Staszek[,] świnio
Cytat:Jakbyś mogła mi herbatki zrobić.
wielokropek zamiast kropki, skoro słabo, poza tym typ wypowiedzi jest bardziej pod ten znak.
Cytat:Gośka daruj sobie, proszę cię tej, łeb mi pęka[,] no.
tej?
Cytat: Dobrze, że przyszła, cholera wie[,] co by mi się mogło stać.
Cytat:Stęknąłem i zorientowałem się, że nie mam siły nawet na to[,] żeby leżeć.

Tekst średni, język mi się nie podoba, ale to już subiektywne odczucie. Interpunkcja to już level hard. Zanim opublikujesz następny tekst spróbuj opanować chociaż podstawy.
Pozdrawiam!
Odpowiedz
#3
@Changed: Bardzo dziękuję za wskazanie błędów interpunkcji, przy czym, Mistrzu Pióra, zanim opublikujesz następny komentarz to polecam opanować chociaż podstawy serdeczności. Myślałeś może o założeniu własnego portalu pod tytułem "Z Kamyczkiem w bucie"? To wspaniałe z Twojej strony, że służysz pomocą i jestem Ci za nią niezmiernie wdzięczny, ale promocję gruboskórności uskuteczniać można ostatnio na portalu "www.swinia.pl" - liga co prawda podwórkowa, ale na pewno znajdzie się tam i miejsce dla inteligenta.

Otóż zaczynąc, mój drogi, od samiuśkiej góry:

1. Bohater nie wypytuje mamuśki o szczegóły, ponieważ ta się wtedy denerwuje. Przyjmuję tu za pewnik, może niesłusznie, lotność umysłową czytelnika, który może wydedukować, że bohater może kiedyś, dawno temu, próbował jednak mamuśkę o szczegóły pytać i wnioski następnie wyciągnął.

2. Nie wiem, czy możesz kogoś nie odsyłać do kącika literatów, ale na pewno można wskazać tam drogę bez kapiącej śliny z kącika ust.

3. To naturalne, że narrator budzi niechęć (chociaż otrzymałem i zupełnie przeciwne opinie), ponieważ prezentuje to czego anima nie znosi. Służy tu za lustro nieświadomego charakteru, więc jeżeli budzi niechęć, to znaczy, że coś jest na rzeczy, ponieważ w przeciwnym wypadku budziłby po prostu śmiech.

4. "Prowadzącej" nie mam zamiaru przerzucać na początek. Jest na końcu, ponieważ tak jak i inne zdania, to nakreśla charakter językowy narratora. Jeżeli masz taką ochotę, to przepisz sobie to zdanie i tam możesz przerzucać słowa jak tylko chcesz.

5. Nie wiem tego, ale możliwe, że tylko Ty nie umiesz powiedzieć "państwa" wielką literą. Ty, Ty i Tylko Ty.

6. "te gówniarze", nie "ci gówniarze" - celowa zabawa polszczyzną, w końcu od tego jest język by się nim bawić, a filozofia od tego by z niej drwić.

7. "aleś się w wannę przypieprzył" - parafraza zdania z dialogu w filmie "Dzień Świra", polecam, tam bohater jest nauczycielem języka polskiego, a jednak nagina polszczyznę, mówiąc: "przypieprzyłem się w skrzynkę"

8. "tej" - poznańska onomatopeja, a bohater, jak czytamy, może pochodzić z Poznania.

Poprawka gramatyczna wyśmienita, język mi się nie podoba, ale to już subiektywne odczucie. Interpunkcję widać, masz wytrenowaną jak policjant owczarka i dużo można się od Ciebie nauczyć, Twoja ogłada przypomina mi jednak moją nauczycielkę języka polskiego, która wiecznie niezadowolona z moich manier, obrzucała mnie kryzyczną plwociną od samego ranka, stawiając oczy w słup, gdy maturę napisałem najlepiej z klasy. Czasy licealne na szczęście minęły dawno temu, ale widzę, że archetyp jest wciąż gdzieniegdzie kultywowany.

Serdeczenie pozdrawiam!
Odpowiedz
#4
Cytat:Mistrzu Pióra, zanim opublikujesz następny komentarz to polecam opanować chociaż podstawy serdeczności
Dziękuje za radę. Ale wiesz, nie znasz mnie. Nie wymagaj od wszystkich dookoła, że będą tacy sami. Nie mam powodu być dla ciebie serdeczna.
Cytat: ale promocję gruboskórności uskuteczniać można ostatnio na portalu "www.swinia.pl"
Nie widzę powodu, by wyzywać kogokolwiek, szczególnie za plecami, anonimowo. Chyba, że obraża cię zwrócenie Ci uwagi na interpunkcję i wyrażenie opinii o tekście.

1. Piszesz dla siebie? Nie publikuj. Nie będziesz wtedy wściekły, że ktoś zwrócił uwagę na niedociągnięcie.
2. Oczywiście. Przepraszam.
3. Nie mam poczucia humoru, wybacz.
4. Świetnie. Ale chyba podziękuję za propozycję.
5. Pomińmy...
6., 7., 8. Ok, w porządku, Twój tekst, Twoja sprawa, Twoje cośtam. Ale w porządku.
Cytat:Twoja ogłada przypomina mi jednak moją nauczycielkę języka polskiego, która wiecznie niezadowolona z moich manier, obrzucała mnie kryzyczną plwociną od samego ranka, stawiając oczy w słup, gdy maturę napisałem najlepiej z klasy. Czasy licealne na szczęście minęły dawno temu, ale widzę, że archetyp jest wciąż gdzieniegdzie kultywowany.
Gratuluję. Może nie zauważyłeś, ale skomentowałam tekst, nie Ciebie. Jeśli gdziekolwiek w moim komentarzu krytykuję Ciebie jako osobę, to wskaż mi to i wyjaśnimy sprawę. Gratuluję dobrze napisanej matury.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#5
Droga damo, brak różnorodności na tym pięknym świecie nigdy nie będzie moim życzeniem i w żadnym razie nie mam zamiaru homogenizowania ludzkości, tym bardziej pod własny wzorzec, gdyż zanudziłbym się na śmierć. Ubolewam, że potrzebny jest w Twoim mniemaniu powód do bycia serdecznym, ale szanuję Twoje zdanie.

Twoja ocena tekstu i wskazówki interpunkcyjne są wspaniałe, nadmieniłem to na pierwszym miejscu. Skąd wniosek, że poczułem się obrażony? Ani trochę, może zainspirowany? Cóż, chodzi mi raczej o oschłość, ale jeśli pomaga Ci ona w nauczaniu interpunkcji to z radością się do niej przyzwyczaję.

Cieszę się, że nie widzisz powodu by kogokolwiek wyzywać. Zaproponowałem portal o nieszczęsnej nazwie "świnia", aby może tam dać upust niektórym odłogom emocjonalnym, których wyrazu na tym portalu nie widzę potrzeby, no chyba, że w formie opowieści. Zresztą jest dużo innych odmian szydery, nie trzeba od razu anonimowo obrażać, ale pomysł, przyznam, niezły.

1. Piszę dla siebie i publikuję, nie widzę tu rozłączności. Pisanie dla innych wydaje mi się być bezsensowne, chociaż czytając Paulo Coehlo mogę zrozumieć o co Ci chodzi.

2. Ja również - wchodząc na nowe forum mogłem zajrzeć w odpowiednie kąciki.

3. Wybaczam brak poczucia humoru. Jednocześnie zachęcam do jego odkrycia - z tego co zaobserwowałem to drzemie w każdym z nas, a jeśli represja trwała długo, to tym bardziej się uśmiejesz!

Kwestia personalnych komentarzy - to, że Twój komentarz przypomniał mi o mojej nauczycielce nijak ma się do Twojej osoby. Jak mógłbym w ogóle krytykować autora na podstawie jego komentarza? Również w Twoim komentarzu nie zauważyłem nic personalnego, chodzi mi jedynie o styl poprawki, który przypomniał mi ten ze szkoły, także w tym temacie nie widzę, aby trzeba było cokolwiek wyjaśniać.

Jeszcze raz dziękuję za korektę, zajmę się tekstem w wolnej chwili. Mogłabyś mi polecić któryś z Twoich, z chęcią rzucę okiem.

Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za gratulacje! Dodam tylko, że Twój komentarz "nie dziwię się, że się zwijały" bardzo mi się spodobał! Smile
Odpowiedz
#6
Cytat:Droga damo, brak różnorodności na tym pięknym świecie nigdy nie będzie moim życzeniem i w żadnym razie nie mam zamiaru homogenizowania ludzkości, tym bardziej pod własny wzorzec, gdyż zanudziłbym się na śmierć.
To tylko słowa, wiesz? Możesz 'nie mieć' zamiaru, a jednak uskuteczniać to.
Cytat:Twoja ocena tekstu i wskazówki interpunkcyjne są wspaniałe, nadmieniłem to na pierwszym miejscu.
Oczywiście. Tuż obok sugestii założenia własnego portalu, bo najwyraźniej coś ci we mnie przeszkadza, oraz zaproszenia na stronę swinia.pl.
Cytat: Skąd wniosek, że poczułem się obrażony? Ani trochę, może zainspirowany?
Wniosek z bardzo żywiołowej reakcji, w której chyba chciałeś coś powiedzieć pod majuskułami. Może kilka złośliwości - myślę, że to do nich cię zainspirowało, jeśli już.
Cytat:Cóż, chodzi mi raczej o oschłość, ale jeśli pomaga Ci ona w nauczaniu interpunkcji to z radością się do niej przyzwyczaję.
Świetnie, że z radością, bo nastawienia zmieniać nie zamierzam, tylko po co, by ktoś był szczęśliwszy. Nie czekam na ludzi z otwartymi ramionami, przykro mi.
Cytat:Zaproponowałem portal o nieszczęsnej nazwie "świnia", aby może tam dać upust niektórym odłogom emocjonalnym, których wyrazu na tym portalu nie widzę potrzeby, no chyba, że w formie opowieści.
Nie sądziłam, że bezemocjonalność jest odłogiem. Prędzej jego brakiem.
Cytat:resztą jest dużo innych odmian szydery, nie trzeba od razu anonimowo obrażać, ale pomysł, przyznam, niezły.
Sam go podsunąłeś. Nie ma to jak chwalić swoje własne koncepcje.
Cytat:Piszę dla siebie i publikuję, nie widzę tu rozłączności.
Łączność jest w miejscu, w którym osoba publikująca reaguje na krytykę jak na prywatny afront i usiłuje obrazić osobę krytykującą.
Cytat:Jak mógłbym w ogóle krytykować autora na podstawie jego komentarza?
Mogłeś raz, więc czemu nie kolejny?
Cytat: także w tym temacie nie widzę, aby trzeba było cokolwiek wyjaśniać.
A jednak to robisz.
Chodziło mi o podtekst, pod tytułem 'krytykowali, a jednak byłem lepszy, najlepszy!', który zamieściłeś tutaj:
Cytat: która wiecznie niezadowolona z moich manier, obrzucała mnie kryzyczną plwociną od samego ranka, stawiając oczy w słup, gdy maturę napisałem najlepiej z klasy. Czasy licealne na szczęście minęły dawno temu, ale widzę, że archetyp jest wciąż gdzieniegdzie kultywowany.
Cytat:Mogłabyś mi polecić któryś z Twoich, z chęcią rzucę okiem.
Mogłabym, ale tego nie zrobię. Nie uważam, by którykolwiek z moich tekstów był godny polecenia i nie będzie tak długo jak się rozwijam i wiem, że dzień potem już byłby trochę lepszy.
Pozdrawiam!
Odpowiedz
#7
Mój młody przyjacielu, napisałeś słaby tekst i wrzuciłeś go na forum, więc licz się z krytyką jego użytkowników. Kiedy ja byłem krytykowany, zabrałem się za szlifowanie warsztatu, żeby nauczyć się jak najlepiej tworzyć. Ty natomiast wykłócasz się, jakby ktoś chciał zrobić Ci jakąś krzywdę. A uwierz mi, że jest odwrotnie. Ludzie tutaj poświęcają swój czas, żeby wyłapać niedociągnięcia anonimowych osób, które łączy z nimi jedynie afekt do literatury. Każda opinia jest uczciwa, bo nie masz tu wrogów ani złośliwców. Możesz oczywiście nie trafić w czyjeś gusta, ale w twoim przypadku mamy kompletnie zawalony tekst, więc wszelka polemika w tym momencie gaśnie. Nie dyskutuje się z zasadami, a Changed skrupulatnie wyłuszczyła Ci momenty, w których je łamiesz. Poświęciła własny czas i energię przy sprawdzaniu twojego tekstu, więc doceń to. Możesz wypisywać bzdury, obnażając negatywne strony swojego charakteru, albo przemyśleć błędy i napisać coś, co dowiedzie twojej wartości. Wybór należy do Ciebie. Pozdrawiam.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz
#8
Może trzecie podkreślenie podziękowań za korektę znajdzie dzisiaj adresata. Jeszcze raz dziękuję za poprawkę tekstu i tak jak już dwukrotnie wspomniałem, zabieram się do "szlifowania warsztatu". Czytanie między wierszami warto opanować po czytaniu wierszy. Podkreślam - dziękuję za poświęcony mi czas.

Panie Pustynny filozofie, skoro już w tym kierunku idzie ta rozmowa, to proszę mi powiedzieć, kto jest w stanie ocenić czy tekst rzeczywiście jest słaby? Czy kierujemy się pewnymi kryteriami z sylabusa i kącika literata czy po prostu każdy z osobna swoim gustem? Czy wystawienie tekstowi gwiazdek i jego ocena przez dwie osoby sprawia na tym forum, że tekst ocenia się jako słaby w obiektywnej ogólności? Takie wejście smoka, typu "napisałeś słaby tekst", prosi się o wyjaśnienia podstawowych zasad oceny. Bo co na przykład jeśli podam dla przykładu 25 innych osób, którym ten tekst się podoba? Czy wtedy na potrzebę Twojego komentarza uznamy ich za nieuków, ludzi bez charakteru, wiedzy literackiej bądź gustu?

Co do kłótni. Pragnę przypomnieć na czym polega interpretacja tekstu pisanego - otóż interpretacja zależy od osoby interpretującej. Jeżeli w waszym odbiorze moje słowa dotykają was po same serduszka to bardzo mi przykro, zachęcam to wykreślenia sobie znaków ochronnych przed wejściem na forum i założenie onyksa na szyję, ponieważ istnieje duża różnica między tekstem, a jego odbiorem, czy wygenerowanymi na jego podstawie projekcjami.

"Kiedy ja byłem krytykowany, zabrałem się za szlifowanie warsztatu", przykro mi, że brałeś krytykę do siebie. Prawdopodobnie ktoś chciał jedynie krytykować Twoje teksty, nie Ciebie.

"W twoim przypadku mamy kompletnie zawalony tekst, więc wszelka polemika w tym momencie gaśnie." Powiedz mi proszę, jaką to filozofię wykształciłeś na pustyni, aby dyktować w którym momencie gaśnie polemika? Chyba, że jest to jakiś zwrot literacki o odmiennym od dosłownego znaczeniu. Sceptycyzmem raczej ta filozofia nie grzeszy.

"Nie dyskutuje się z zasadami." Konformizm w literaturze emocjonalnej jest równie niezbędny co patelnia w łazience - owszem, może się przydać, ale wolę jej tam nie wnosić. A jeżeli chodzi w tym momencie o interpunkcję, to podkreślam po raz piąty: dziękuję za korektę, bo to zdanie chyba regularnie umyka w tym wąskim gronie.

"Poświęcił własny czas i energię przy sprawdzaniu twojego tekstu, więc doceń to." Skoro już masz ciągoty do formy pouczającej, to możesz być dumny, że Twój niedoczekany uczeń zawczasu, tu podkreślam po raz szósty, docenił pracę szanownej Pani Changed.

"Bzdura" pojawia się w czasie interpretacji - to co wypisuję to wypisuję i raczej jest to wyrazem mojego charakteru w całości. Nie zamierzam ani obnażać mojej strony pozytywnej, ani negatywnej, gdyż powodowałoby to we mnie wewnętrzny podział, a po co to komu? Nikomu również nie mam zamiaru dowodzić mojej wartości, nie szukam w żadnym razie opini podbudowujących i niezgodnych z odczuciami ich autorów.

Cieszę się za to niezmiernie, że tekst który opublikowałem nie przypada wam do gustu. Negatywna opinia tekstu więcej wnosi do życia niż pozytywna, tak samo jak porażka uczy bardziej aniżeli zwycięstwo, przy czym dodam, że absolutnie nie czuję się tutaj jakbym w coś przegrał.

"Wybór należy do Ciebie." Brakuje mi dźwięku skrzypiec, afrykańskich bębnów i chóru robiącego "tudu du dum". Dziękuję, wiem to nie od dziś - tak, wybór należy do mnie. Zakończenie altruizmem, cóż, poziom dyskusji jest tu dyskusyjny.

Spójrzcie, amatorzy literatury, jeśli tylko macie ochotę, na swój język. Ile w nim projekcji, ile domysłów, ile przypuszczeń? Ile ocen? Ile w nich osądów? Tu podkreślam, że są to pytania, to nie pytania retoryczne zawierające już w sobie negatywny wydźwięk. "Czytanie, nie projektowanie" - powtarzam sobie czasami. Język dwuznaczny jest piękny, a nie jesteśmy przecież "wrogami, ani złośliwcami", jak słusznie zauważyłeś. Żeby dać wam przykład o co mi chodzi, napisałem w pierwszej odpowiedzi:

'Myślałeś może o założeniu własnego portalu pod tytułem "Z Kamyczkiem w bucie"?' - może to być odebrane jako atak, lub pytanie. Interpretacja zależy od odbiorcy, no chyba, że stosowałbym tu magię podprogową, ale nie, nie robiłem tego. Gdy ktoś czyta, to w myślach nadaje słowom dźwięku i wyrazu o którym autor, być może, nigdy sam nie pomyślał. Z resztą pytanie wg mnie jest dosyć zabawne, bo przecież Pan J. Kamyczek to autor świetnej książki pod tytułem "Grzeczność na co dzień". No dowcip jak znalazł na forum literackie, nie uważacie?

Także "Mój młody przyjacielu", polecam wychylić się poza filozoficzną pustynię, na której chyba nie ma z kim porozmawiać, no ale, żeby banałom stało się zadość - wybór należy do Ciebie.

Uprzejmie pozdrawiam!
Odpowiedz
#9
Cześć!

Na wstępie zapytam może troszkę sam siebie może troszkę nie czy nadal oczekujesz komentarzy do swojego tekstu? Jeśli nie to po prostu napisz to gdzieś tutaj lub w innym dobrze widocznym miejscu a całą resztę mojego posta pomiń. Jeśli natomiast tak no to nie było pytania i zaczynamy od początku.

Tak więc cześć raz jeszcze. Podobnie jak Ty piszę i podobnie mam problemy z pewnymi dziedzinami naszego języka. Komentując teksty a lubię to robić tak samo jak lubię czytać książki dobrych pisarzy kieruje się bardzo prostą zasadą. Mianowicie każdy z nas udając się do księgarni staje przed trudnym dylematem. Wydać ciężko lub mniej ciężko zarobione pieniądze na pozycje A czy raczej B a może po prostu obrócić się na pięcie skierować do pobliskiego warzywniaka i zakupić kilo ziemniaków jako iż mogą nieść ze sobą większą wartość intelektualną.

Powiem szczerze bo po co kłamać po komentarzu Changed (której styl komentowania bardzo lubię) niechętnie podchodziłem do tekstu. Jednak nie ocenia się w ciemno nie można także sugerować się opinią innych w końcu każdy ma swój gust.

Bohater czyli niejaki Staszek wygląda na postać z krwi i kości. Nie jest pustą wydmuszką bez charakteru co jako czytelnik potrafię docenić. Przeklina, pije robi rzeczy które w niektórych kręgach można by zwać typową patologią. Postać jednakże się w żaden sposób nie rozwija. Egzystuje w świecie który z góry skazany jest na upadek. Dlaczego? Otóż mamy inwentaryzacje tylko w troszkę innym stylu. Nie wymieniasz tutaj co prawda produktów z biedronkowch półek. Nie zagłębiasz się także w detale każdego nawet najmniejszego elementu jednak postać robi rzeczy nieciekawe. Pije sika sika pije w międzyczasie odwiedza jakiś sklepik a wszystko w ramach przetrwania do końca soboty. Może po prostu do mnie to nie trafia może jestem ignorantem głupkiem... wstaw odpowiednie słowo ale tego porostu nie kupuje. Jako czytelnik a liczysz się oczywiście z tym że wystawiając tekst ktoś się za niego zabierze mam prawo do wyrażenia mej negatywnej opinii. Wspomniałeś o osobach którym perypetie Staszka się podobają rozumiem to i szanuje. Nie rozumiem natomiast tego co w tym tekście może się podobać. Jest jeden zwrot akcji całe to przypieprzenie w wannę ale nie zmienia to w odbiorze tekstu totalnie nic. Dialogi stoją na niskim poziomie czyta się je raczej ze znużeniem. Przeklinanie pasuje do czasu później wrzeszczenie na dziewczynę bohatera męczy.

Tak więc reasumując tekstu w księgarni bym nie kupił. Nie podoba mi się tak od po prostu bo takie mam prawo. Jak już wspomniałem wiele osób może uznać Twój tekst za dobry nawet bardzo ale zdaje mi się że nie nastąpi to w gronie komentujących na tym forum. Trafiłeś w zły target ot co.

Ocenę w gwiazdkach daje niestety najniższą.



Taka informacja dość ważna zresztą.
Szkoda troszkę że na końcu no ale lepiej późno niż wcale. Jeśli zauważysz błędy w moim komentarzu lub szczególnie zaboli Cię wszechobecny chaos i brak ogonków proszę pozwól mi i sobie zaoszczędzić troszkę czasu pomijając to co nabazgrałem.

Pozdrawiam.
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#10
Magiczny, bardzo dziękuję za opinię. W odpowiedzi na pierwsze pytanie odpowiadam, że miło mi czytać komentarze użytkowników forum.

Jeżeli chodzi o wątek księgarniany, to gdyby ten tekst był początkiem książki można by było przypuszczać, że postać się rozwinie, a przypieprzenie się w wannę nie będzie jedynym zwrotem akcji, aczkolwiek cenna uwaga, że być może po takim wstępie potencjalny klient chętniej zainwestowałby w kilogram pyr.

Co do agresji i wrzasków, no cóż, życie. Też wolałbym, żeby tak nie było, ale nie wszędzie jest kolorowo i przytulnie. A target... wiesz, nie sprzedaję tego, więc i nie celuję. Tak jak mówiłem, odmienne opinie i tak są najcenniejsze.

Spokojna głowa drodzy czytelnicy, niedługo ciąg dalszy... Big Grin
Odpowiedz
#11
Na początek, akapity robimy tak [p ] bez spacji oczywiście Wink
Cytat: Kiedy przeczytałem raport o maltretowanych zwierzętach w ostatnim numerze Dziennika Poznańskiego[,] pomyślałem sobie
poza brakiem tego przecinka, zmieniłbym szyk, kiedy w ost nr DP przeczytałem raport o malt zwierz, pomyślałem
Cytat:  piszczy i trzęsie się z zimna[,] to krzyczą na niego żeby się zamknął.

Cytat: Zapomniałem wyciągnąć maczałkę
co to niby jest maczałka?oO Zaparzaczka chyba co? Albo torebeczkę, a nie tworzysz jakieś dziwy na przedmioty już nazwane
Cytat: że musiałbym zrobić kolejną[,] to zdecydowałem 

Cytat: wypić ją taką[,] jaka jest
z interpunkcją widzę problemy niemałe ;p
Cytat:  Lubię przeciągniętego Tetleya, od razu się dzień lepiej zaczyna.
to w końcu lubi, czy nie lubi? Najpierw marudzi, a potem, że nagle git? No halo, a jak to miała być ironia, to dość słabo zasygnalizowana, wiesz, nie da się zobaczyć miny opisywanej postaci albo tego, co autor myślał pisząc to, także trzeba dosadniej dać znać
Cytat: Dochodzi czternasta i tak się zastanawiam[,] co dzisiaj robić, w końcu sobota
jeszcze kilka przecinków poprawię, ale odsyłam do kącika literata
Cytat: sprawdziłem tematykę jego gryzgołów[,] to o mało mnie nie skręciło. 
gryzgoł to jakieś gwarowe? Znam gryzmoły, ale tego nie
Cytat: ledwo na to mogę patrzyć
częściej używane jest patrzeć, ale to jak chcesz;p to nie błąd ;p
Cytat: dziewczynki[,] przyznaję, widać że się 
wtrącasz to przyznaję

Ten drugi akapit jest w ogóle dziwny. Taki zapychacz, bo nie wydaje mi się, by coś wartościowego wnosił do fabuły, ale może się mylę.
Cytat: te frajerskie porady z Logo tylko mnie denerwują.
w Logo serio są takie porady? Bo czytam czasem, to to raczej poważne pismo, nie dla jakichś brudasów Tongue
Cytat: Matka przyjeżdża za tydzień[,] więc się ogarnie wszystko na spokojnie
dobra, mam dość z przecinkami
Cytat: - Staszek? - usłyszałem znajomy, schrypiały głos - Gośka z tej strony, słuchaj, możemy się spotkać, chciałam pogadać.
widzę, żę z zapisem dialogów też problem, także kącik literata wita Tongue a po drugie, po pogadać dajesz znak zapytania, bo możemy się spotkać to pytanie miało być, jak rozumiem ;p
Cytat: wrzasnąłem ostro, sprowadzając ją szybko do pionu.
hm, ja tam znam, sprowadzać do parteru albo przywracać do pionu, ale jak tam sobie chcesz
Cytat: trzydzieści procent łyżki, reszta kolki, czyli soczek. 
łyżkę dałbym w cudzysłowie
Cytat: jakiś filmik. Sprzęt ostatnio kupiłem taki, że cycki na całej ścianie mam. Telefon. No do jasnej cholery.
serio? Może w końcu zdecyduj się? Co rusz wrzucasz jakieś nowe info, nie współgrające z poprzednim. Przemyślałeś ten tekst, czy pisałeś co palce na papier przyniosły? Pamiętamy jeszcze o parku?

Powiem Ci, ze dość słaby tekst, warsztatowo. Pomysł jest całkiem spoko, o ile coś się rozwinie, bo teraz to typowy zapychacz, bo w końcu nic się nie dzieje zbytnio. Że wulgarnie? Trudno, życie jak pisałeś, ale jednak można to staranniej zrobić, by nie było wrażenia, że bluzgi tylko na siłę się rzuca, by dodać do tekstu, hm, mocy, rozumiesz? ;P

Co to "państwa", czy tego chcesz, czy nie, Changed ma rację, bo dziennikarka te słowa wypowiada, a w wypowiedzi ustnej nie rozróżnia się wielkich i małych liter, ale to przecież wiesz. Pisanie tego z wielkiej litery, to forma grzecznościowa, która stosuje się chociażby w listach. Już jasne, tak?Smile

I tak ode mnie jeszcze jedno, po komentarzach wydaje się, że wiesz, co robisz, że raczej się na tym znasz, więc radzę przestać się słownie przepychać, a udowodnić to w tekście, każdemu wyjdzie to na lepsze, co?

Pozdrawiam.


Ocena, póki co, najniższa w tym naszym systemie gwiazdków, może zmienię, jak coś ciekawego się dziać zacznie Wink
Odpowiedz
#12
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Dzisiaj czytałem już z miejscowych kącików esej o rzemieślnictwie Andrzeja Pilipiuka. Fajne rzeczy dla początkujących pisarzy są w ogóle na tym forum.

Jeżeli chodzi o interpunkcję to tak jak teraz siedzę poprawię te przecinki i dialogi i na pewno poczytam co i jak.

Co to "maczałki", czy "szczura" to kolokwializmy, pewnie poznańskie.
"Gryzgoł"... tu kto wie, "gryzmoł" znam oczywiście, ale jakoś np. "gryzgolenie" znam od dzieciaka, stąd i ten "gryzgoł", ale chyba zmienię na "gryzmoł" Wink

A propos Tetleya - tak, tutaj wyraźna niespójność, dziękuję.

Logo jest bardziej dla pedantów i gadżeciarzy, ale w nim albo w playboy'u kiedyś przeczytałem tego typu dowcip o gaciach. Chyba z książki tego faceta z TopGear.

Co do pisania dialogów, tak jest - "do kąta" Big Grin

"Łyżka" leci w cudzysłowa. Co do cycków i parku, to Staszek ma dosyć ruchliwy i chaotyczny charakter i szybko zmienia plan dnia. Ot cecha.

Co do "państwa" to zgadzam się odkąd Changed to poprawiła, a komentarz był odpowiedzią na jej pytanie.

Bardzo dziękuję za cenne wskazówki warsztatowe. Co do wulgaryzmów, to raczej nie szukam w nich mocy, ale rozumiem, że takie mogą pozostawiać wrażenie. Zobaczę co da się z tym zrobić.

Wielkie dzięki i pozdrawiam!
Odpowiedz
#13
Zrobiłem poprawkę tekstu, ale niestety nie mogę zrobić edycji oryginału. Pisze, że muszę odczekać 1440 minut, a przecież 24 godziny już minęły.


Gdybyście byli tak uprzejmi i zechcieli zajrzeć. Wrzuciłem wszystkie poprawki zarówno od Changed, jak i Cthulhu. Pozbawiłem tekst niepotrzebnych, jak się okazało, "mocy" oraz uściśliłem niektóre fragmenty.

Przepraszam również za początkową atmosferę. Serdecznie pozdrawiam!

jak będziesz miał poprawiony tekst wystarczy napisać do kogoś z Ekipy PW, wtedy edytujemy. BTW, maksymalny czas na edycję to jest 1440 minut, później już nic nie zrobisz. I na przyszłość: nie linkujemy tekstów, bo to niezgodne z regulaminem, wszystkie muszą być wstawione jako posty. Linka usunęłam. //kapadocja



część druga

Poczułem zimną, mokrą dłoń na ramieniu. Oczy miałem na wpół zamknięte i widziałem przed sobą rozmyte kontury mebli. Mglisty, lecz wyraźnie celujący we mnie kryształkami żyrandol, kołysał się pijanie, a przeciskający się przez szparę w oknie wiatr, wprawiał w ruch drewniane, pobrzmiewające klocki. Spojrzałem na karnisz i zastanowiłem się - dlaczego drewniane i dlaczego klocki - kiedy to zobaczyłem Gośkę, wracającą z kuchni.

Stawiała kroki powoli i jakby nie w moim kierunku. U paska zawieszoną miała żółtą szmatkę do naczyń. Patrzyłem jak ciężkim krokiem podchodzi do stolika do kawy, po czym przetarła go naprędce, szemrząc coś pod nosem. Zaraz potem zwaliła się na krzesło i rzuciła szmatkę w kąt. Nie widziałem jej zbyt wyraźnie, ale usłyszałem jak brała głęboki, zmęczony oddech, a następnie złączyła kolana i schowała twarz w dłonie. Trwała w tej pozycji około minuty. Wreszcie otrząsnęła się i spojrzała przez okno, opierając brodę na ręce. Po chwili wyjęła długopis z kubka stojącego na parapecie oraz podręczny notesik, który, odkąd pamiętam, zawsze nosiła w jednej z tych swoich małych, skórzanych torebek.

Założyła nogę na nogę i odgięła się na krześle do tyłu, przyjmując na pozór zrelaksowaną pozycję. Sam jej kontur zdawał się być teraz atrakcyjny, co szybko spowodowało, że mój, wcześniej senny wzrok, nabrał ostrości. Westchnęła, spojrzała na czarną oprawkę notesika i wolnym ruchem zdjęła obejmującą go elastyczną taśmę, otwierając go mniej więcej na środku. Patrzyła się na swoje zapiski bez słowa, chwilami jedynie potrząsając głową, przy czym raz po raz łagodnie przewracała stronę. Czytała, widać było, ostrożnie, ale zarazem zbyt pospiesznie, aby nie zauważyć, że uporczywie czegoś szuka. Co i rusz wypowiadała początek, losowych w moim odbiorze zdań, na głos.

Niewiele rozumiałem z zasłyszanych, wyrywanych z kontekstu słów i w którymś momencie moją uwagę od zaczytanej Gośki, oderwał bzyczący mi przy uchu komar. Chciałem zabić owada na miejscu, kiedy, ku mojemu zdumieniu, zdałem sobie sprawę, że nie mogę ruszyć ręką. Widziałem własną kończynę od samego barku: dalej poprzez przedramię i dłoń, aż po same koniuszki palców, leżącą wzdłuż mojego ciała, i czułem, jakbym nie miał nad nią absolutnie żadnej władzy. Odgłos uporczywego bzykania coraz bardziej mi dokuczał, a insekt uparcie szukał drogi wejścia, ażeby wbić się swoją ssawką w jedno z moich najdelikatniejszych miejsc. Nie mogłem nic zrobić, nie byłem w stanie z nim walczyć - moje ręce, mimo usilnych prób, ani drgnęły. Chciałem również potrząsnąć głową, niestety, bezskutecznie. Złośliwa bestia nie dawała za wygraną i poczułem jak przebija się przez delikatne owłosienie mojego ucha coraz głębiej, trzepocząc wściekle skrzydełkami i wydając przy tym odgłos tak hałaśliwy i nieprzeparty, że, całkowicie bezbronny, zwróciłem się do Gośki o pomoc.

- Gosia… Gosia… - zacząłem, ku własnemu zdziwieniu, dość niemrawo. - Gosia, komar… komar tu lata, jest w moim uchu… - przestraszyłem się, zorientowawszy, że nie słyszę własnego głosu. - Możesz coś zrobić? Proszę, Gosia… nie mogę ruszyć ręką…

Nie zwróciła na mnie uwagi - widziałem ją tylko jak, już w pośpiechu, przerzuca strony notesika, nie mogąc awansować, ciągle pozostając w obrębie tych samych, środkowych stron. Jej ciało zaczęło konwulsyjnie dygotać, a palce przylepiały się do kartek i gdy starała się je od nich oderwać, kartki wydzierały się z poszycia. Wokół niej zaczęły fruwać fragmenty zapisków, strony małego formatu o ogromnym dla niej znaczeniu - tak często widziałem ją ślęczącą nad tym swoim dzienniczkiem i momentami miałem tego serdecznie dosyć. Pamiętam jak pewnego dnia chciałem go jej zabrać, przeczytać i spalić, ale była to jedna z tych rzeczy, które, nauczony z domu, bezkompromisowo szanowałem.

Komar… wycie w moim uchu stawało się nie do wytrzymania. Spojrzałem na nią wymownie, prosząc o pomoc. Skierowała na mnie swój wzrok - jej twarz nabrała groźnego, szaleńczego wyrazu, który zaczynał być dla mnie niepokojący.

W którymś momencie oderwała tułów od oparcia i zbliżyła go do ud, ściskając torebkę przy podbrzuszu. Setki stron leżały przy jej stopach. Nagle bezgłośnie czknęła, położyła lewą rękę na policzku, rozchylając usta, i zamarła w bezruchu. Wbijała wzrok w kartki, wydając z siebie wątły, piskliwy, przerywany dźwięk.

- Głowa, moja głowa - zacząłem szeptać niemrawo. - Gośka, nie rób…

Pisk momentalnie się nasilił i do tego ten komar, ten nieznośny komar…

- Nie wytrzymam… argh… - zacząłem miotać się na wszystkie strony, widząc moje ciało w bezruchu.
- Trach! - doszło mnie znienacka głośne trzaśnięcie.

To Gośka - z całej siły zamknęła notatnik, zaciskając przy tym wargi tak mocno, że w miejsce jej pełnych ust powstało coś na kształt cieniutkiej, różowej kreski.

- Gośka, co jest z tobą? - panicznie starałem wypowiedzieć się chociaż słowo. - Zabij tego komara… nic nie słyszę… - po czym dodałem cichutko w myślach. - Gosia… ja się…

Trzask! Kolejny dzisiaj trzask… co się dzieje w tym domu? Boże, co ona tu robi? Zacząłem być poważnie zaniepokojony - chciałem wybiec, uciec resztkami sił, ciało jednak zupełnie nie reagowało na moje rozkazy i zanim zdążyłem się zorientować, ona jednym ruchem zerwała się z krzesła i rzuciła w moim kierunku, przyciskając mnie do kanapy całym swoim ciężarem. Zawartość torebki rozsypała się po podłodze. Jej wzrok był wściekły, przy czym jednocześnie smutny i bezradny. Patrzyłem na nią zdezorientowany, oczekując jakiegoś zrozumiałego sygnału.

- Gośka, o co ci… - próbowałem powiedzieć, ale słowa stawały mi w gardle. Poczułem niewidoczny strumień łez, nie mogący wydostać się z moich oczu. - Co się dzieje…

Jej twarz niespodziewanie zmieniła kolor, widziałem jak wzbiera w niej furia, jak zanosi się chaotycznym gniewem. Spojrzałem w jej mocno zaczerwienione oczy i ogarnął mnie strach - miotałem się wewnątrz pozbawionego energii ciała.

- Proszę, nie rób mi krzywdy… - wypowiedziałem błagalnym tonem, po czym poczułem zwierzęcy śmiech komara, z rozmachem wbijającym swoją igłę prosto w moją błonę bębenkową. - Aaaa!!! - wrzasnąłem, czując wiotkość mięśni twarzy.

Spojrzałem na nią pełen przerażenia. Wzięła kilka gwałtownych oddechów, wstrzymała powietrze, naciągając twarz do odcienia fioletu, po czym z całym impetem wydarła się prosto we mnie.

- Zamknij się! Zamknij się! - rzucała z całą mocą. - Nienawidzę cię! Słyszysz?! Słyszysz mnie, potworze?! Nienawidzę cię!!! - złapała do ręki poduszkę i zaczęła tłuc mnie nią po głowie - Ty podła świnio! Nienawidzę cię!!! - poczułem kapiącą z jej ust ślinę, a wrzask wszedł w kakofonię, z osiągającym już chyba swoje apogeum, gwizdem nieznającego litości komara. - Nienawidzę cię! Nienawidzę!!!
- Cholera, ona mnie zabije - pomyślałem zalany wewnętrznymi łzami. - Nic nie mogę, nie mogę się ruszyć… przecież jak no, zrzucić ją chociaż… nie mogę nic zrobić… - zacząłem rzucać się jak opętany, ale moje ciało pozostawało nieruchome. - Gośka, skończ! Przestań! - rozdzierał mnie niesłyszalny krzyk. - Gośka, cholera! Zabijesz mnie, przestań!

Wyładowała na mnie ostatnią serię ciosów, po czym walnęła mnie tak mocno, że poduszka wyleciała jej z ręki. Chyba niechcący, ale skutecznie, ogłuszyła komara w moim uchu - bzyczenie ustało, a ja poczułem niesamowitą ulgę, trwającą jednak nadzwyczaj krótko, gdyż ona, nie zastanawiając się ani chwili, chwyciła mnie za gardło dwoma, poobdzieranymi z papieru rękoma.

- To koniec… - pomyślałem przerażony. - Rany boskie, nie no, umrę na kanapie…

Gośka przestała się wydzierać, prawdopodobnie wybita z rytmu utratą poduszki, a jej dłonie zaciskały się na mojej luźnej szyi, niczym szczęki pitbulla. Nie byłem w stanie już złapać oddechu, wszystko ponownie zaczęło się rozmazywać i tracić barwy. Świat wydawał się zamglony, a ona upojona moim bólem. Ostatnim spojrzeniem chciałem zwrócić się do niej o litość, ale w odpowiedzi, w jej oczach, znalazłem jedynie nienawiść.

Do czego to doszło? Kiedyś na śmierć zakochana, teraz zadająca mi ostatnie pchnięcie, dusząca mnie w gwałtownym porywie emocji? W kogo się zmieniła? Zupełnie bezbronny i wyczerpany, pomyślałem - Gosiu, no co ty wyprawiasz… co ty wyprawiasz? Co się z nami stało?

Totalnie zamroczony, zaczynałem gasnąć, coraz mniej odczuwając ścisk jej rąk. Moja ręka… widziałem własną kończynę od samego barku: dalej poprzez przedramię i dłoń, aż po same koniuszki palców, leżącą wzdłuż mojego ciała, i czułem, jakbym nie był już jej właścicielem. Zobaczyłem swoją klatkę piersiową, spokojną, nieruchomą. Moje powieki spłynęły do samego końca, niczym kurtyny, kończąc wyczerpujący akt. Przez chwilę poczułem jeszcze jak nikły strumień powietrza przechodzi przez moje usta, ale zrezygnowałem, puściłem wszelkie nadzieje i odpłynąłem w podróż na żaglach bezdechu.

Wypłynąłem ku górze, w stronę sufitu, szybko orientując się, że nie rozpoznaję już żadnego z kształtów, które z początku przymglone, nabrały teraz formę rozmytej, tracącej koloryt akwareli. Wszystko ucichło i po krótkiej chwili, zrobiło się całkowicie ciemno - dostrzegałem jedynie tlący się punkt na dnie wykrzywionego leju, od którego to oddalałem się coraz bardziej. Czułem się jednocześnie lekko, niby pozostawiając cały ciężar za sobą. Nagle przestrzeń wokół mnie zaczęła drgać, to cofać się, to zanikać, aby znów przedstawić mi coś na wyraz kształtu, który byłby dla mnie znajomy. Bez żadnego pośpiechu, bez poczucia czasu, zacząłem rozpoznawać obrazy i głosy.

- Synku, co się dzieje? - usłyszałem moją matkę, przygotowującą posiłek w starej, drewnianej kuchni. Kończyła właśnie wycierać ubrudzony mąką piec.
- Mamo, dlaczego? - spytałem rozczarowany. - Co zrobiłem nie tak?
- Zrobić ci herbatki, synku? - zobaczyłem jej troskliwy uśmiech. - Dobrze ci zrobi, zaparzę zaraz… - nagle, jakby o czymś sobie przypomniała. - Ach, syneczku, byłabym zapomniała! Dzwonił twój kolega, Piotrek, podobno gdzieś się spotykacie?

Raptem straciłem ją z oczu, a kolejne obrazy zaczęły ukazywać się coraz szybciej, klatka po klatce - kiedy to wszystko zamieniło się w tę tanią, krótkometrażową produkcję? Kiedy to było… Piotrek, studia… stosy niepotrzebnych sprawozdań, dowcipy w ławce, nieprzespane noce, alkohol, muzyka, zabawa… przyjemność tysiąca ludzi zlewająca się w jeden, donośny wyraz młodzieńczej radości, rozrywający jaskrawe niebo wybuchem gromkiego śmiechu. Potem kariera, utrapienie tysięcy ludzi ścigających się, aby udowodnić, że świat należy do nich - że świat należy do nas.

- Piotrek, kiedy to się stało? - spytałem go. Siedzieliśmy w Jamesonie, przy barze, popijając piwo, a w tle słyszałem niegłośną muzykę, chyba Gunsi… a tak, śpiewali “Paradise City”.
- Stary, dobrze jest! - odpowiedział z uśmiechem, wznosząc pukiel. - Twoje zdrowie! - po czym dodał. - Jutro idziemy na koncert, wpadniesz?

Koncert… światła, scena, darcie mordy. Bezcenne czasy intensywnej błogości, wesołe twarze dziewczyn wynurzających się z kolorowych namiotów, ciepły deszcz tęczowych kropli, kwiaty, melodyjne pogwizdywanie wiatru. Trawa, całe połacie puszystej, zroszonej trawy. Oderwani od ziemi, w dzikim cwale… do tego smagające nas po twarzach delikatne liście młodych drzew i zapach końskiego, “leśnego potu”, wymieszanego z odświeżającą, rozbryzgującą się wszędzie wodą wąskich strumyków.

- Juuuhuu! - krzyczeliśmy za każdym razem, gdy przebijaliśmy się przez płyciznę kolejnego stawu, aby dotrzeć w końcu do oblanego słońcem, morskiego wybrzeża.

Czekał tam na nas przyjemny żar, do tego tekstura mięsistego piasku masująca podeszwy naszych stóp… pół nagie kobiety biegające wzdłuż linii wilgotnych konturów zarysowanych na brzegu, rozpościerające aksamit swoich białych, nieskończenie długich apaszek. Bryza, rany boskie, morska bryza, jak tu pięknie…

- Piotrek, chodź! - krzyczałem w stronę lasu, ale widziałem, że mój głos zabierany jest przez szum nadmorskiego wiatru.
- Haha! - słyszałem jego donośny śmiech znad wysokich, żółto-różowych wydm. - Staszek, pamiętaj, że jutro jest koncert! Do zobaczenia! - pomachał do mnie, po czym dopił ostatni łyk piwa i odszedł w głąb lądu.

Spojrzałem w niebo - wydawało się być dwukolorowe. Błękitne i ciemnoniebieskie zarazem. Uśmiechnąłem się szeroko w jego stronę, wyglądało niesamowicie. Widziałem na nim wszystkie gwiazdy, planety - do każdej mogłem wyciągnąć rękę, zbliżyć się i poczuć jej ciepło… nagle wśród nich zobaczyłem życzliwą twarz.

- Dzień dobry! - krzyknąłem pełen radości.
- Witaj! - postać zdjęła okulary i spytała łagodnie. - Dobrze się bawisz?
- Rewelacyjnie, wspaniale! - wołałem, wirując na piasku.
- Świetnie, mój drogi… - nagle jej twarz zmieniła wyraz na surowy, lecz poczciwy - obawiam się jednak, że będziesz musiał wracać…
- Ale… - odpowiedziałem trochę zdezorientowany, znowu rozkosznie goniąc za dziewczynami. - Tu jest tak cudownie…
- Jeszcze wiele przed tobą! - odrzekła, po czym zniknęła, zabierając najpierw rysy swojej twarzy, a następnie rozpływając się na czarnym, upstrzonym gwiazdami tle, dodając z oddali. - Pamiętaj, jakoś to będzie!

Nie wiedziałem do końca, o co jej chodziło… biegliśmy wszyscy dalej, rzucając się w pogoń za grzbietami fal. Dawaliśmy ponieść się tym największym i raz po raz wynurzaliśmy głowy ze srebrzystych bałwanów - to śmiejąc się do rozpuku, to wznosząc się nad taflę wody szybując, kręcąc pętle, beczki, aby wreszcie runąć do wody jak najgłębiej karkołomnym korkociągiem.

Wtedy wszystko zaczęło się urywać, wraz z dotykiem oceanu… nagle z oddali wyrwały mnie krople jej łez, lejące się wprost w moje przerażone, łaknące życia oczy. Jej uścisk lekko zwolnił na sile i zobaczyłem, jak patrzy na mnie, przestraszona, ale już spokojniejsza. Ktoś dobijał się do mieszkania.

- Co tam się dzieje?! Wrzaski same! - usłyszałem głośne walenie w drzwi. Wszystko zaczęło zlewać się w jedno.
- Nie chcę tam wracać, proszę, nie… - rzuciłem, czując jeszcze, jak przebieram nogami.
- Pamiętaj - jakoś to będzie, wracaj… - usłyszałem głębinowy szept. - To tylko ból…

Znowu tłuczenie w drzwi, tym razem przypominało mi to już naparzanie pięścią.

- Stachu, jesteś tam?! - usłyszałem zdenerwowany głos Bogdana, sąsiada z góry. - Staszek?! Wszystko gra?
- Jestem! Wejdź, otwieraj! Wyważ drzwi! - żadne słowo nie wychodziło mi z ust, a darłem się z całych sił. - Zrób coś Bogdan, błagam, kurwa, zrób coś!!! - po czym poczułem na policzkach strumienie własnych, ciepłych łez, zrodzonych z absolutnej niemocy i bezsilności.

Wierciłem się przez chwilę, zacząłem nerwowo mrugać i czułem, jak powoli odzyskuję władzę u kończyn. Nagle szarpnąłem się i przydzwoniłem lekko czołem w pionową poduchę kanapy.

- Staszek, spokojnie, nie wierć się tyle, bo przypieprzysz w coś głową znowu… - pogładziła mnie wilgotną ręką po czole. - Przyniosłam ci herbaty…
- Czy ja… - usłyszałem wreszcie swój, wciąż słaby, głos. - Ja cię kręcę, Gośka, nie uwierzysz…
- Ty też! Jezu, ty też! - zachichotała, wyraźnie skrywając jakąś małą tajemnicę. - Nie uwierzysz!
- Ale, że niby co? - spytałem zdziwiony.
- Basia zdała do piątej klasy! Z wyróżnieniem! - zaczęła bić brawo i pokrzykiwać roześmianym głosem. - Zdolniacha! Zaliczyła biologię i matematykę na szóstkę, a z polskiego wyciągnęła na czwórkę! - wymieniła wszystko podnieconym głosem, wyliczając każdy przedmiot na palcach. - A jak babcia się ucieszyła, Jezu… - tu wskazała na stolik. - Aż zrobiła… - wypowiadała sylabizując i wyciągając rękę po talerz. - Te… oto… - przeciągając każde słowo - przepyszne… pierogi… - po czym podsunęła mi je pod sam nos.

Rany boskie! Co za zapachy, dawno nie pamiętam czegoś równie świeżego w moim mieszkaniu! Aromat tłustych skwarek i przysmażonych ruskich pierogów wtargnął w moje zmysły pomijając pośredników. Wąchałem i wąchałem, zadowolony, po czym usłyszałem z łazienki niespodziewany trzask.

- Gośka, co to było? - spytałem, a serce podskoczyło mi do gardła.
- A, zapomniałam ci powiedzieć - rzuciła zimno, po czym dodała, patrząc mi głęboko w oczy. - Bogdan przyszedł.
- Chyba żartujesz… - zamarłem, a jeden z pierogów ześlizgnął się na moją brodę…


prosiłam, byś zapoznał się z regulaminem. Dalsze części opowiadania umieszczamy w tym samym wątku, bo inaczej robi się bałagan. Niepotrzebny wątek usunęłam. 20%// kapadocja
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości