Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Podróżny
#16
(07-01-2017, 10:54)BEL6 napisał(a): Będę pełna podziwu, jeśli wszystkie 11 rozdziałów jest na tak samo zaawansowanym poziomie. Wydaje mi się to naprawdę trudne, żeby pisać podobnie w dłuższej formie. Angel

Inwersja i rytm pojawiają się dopiero od 5 rozdziału, 3 i czwarty to też osobne historie z "cliffhangerem".
Odpowiedz
#17
Trzeci rozdział powieści.

Zdaję sobie sprawę, że może być to część trudna do przeczytania, ze względu na język langocki i brak przypisów, które można umieścić. Całość spokojnie można było napisać po robdańsku (czyt. po polsku), jednak wychodzę z założenia, że jeśli w filmach wojennych czy filmach Tarantino, Niemcy i Francuzi mówią w ojczystym języku, to podobnie będzie w powieści. W filmie "Tora, Tora, Tora!" Japończycy mieli nawet oddzielnego reżysera.

Uwagi co do języka langockiego.

Bardzo prosty język, z gramatyką jak w języku polskim wyłączając wszelkie deklinacje, tryby etc. Jest to właściwie przełożenie 1:1, gdzie tylko brzmienie jest inne. G wymawia się jak "dż", w wyrazach gdzie jest apostrof jak "g", gdy liter tych jest więcej to pierwsza jako "g", kolejne jak "dż".


Otto Łapienny

Spotkałem Babę z Chłopem. Nie wygrałem tego co chciałem mieć, przegrałem to co chciałeś otrzymać. Straciłem wiele czasu.

Gerard
6 - ego Zmroźnego


●Rozdział 3

{wyciąg z ekstraktu tkanki mózgowej Chowańca Królewskiego pozyskany chirurgicznie i alchemicznie}

Siedzę na parapecie pierwszego piętra schroniska „Wykol” na szczycie Pralinki, to drewniany budynek o szpiczastym dachu. Siedzę i patrzę przez okno do środka.  Notuję w pamięci. Nieopodal jest stajnia i stodoła, kuchcik i dojarka oddają się cielesnym uciechom w wychodku. Na środku odśnieżonego placu stoi wóz, przykryty wykrawanym na płaszcze suknem. Równo ułożone kamienie przy kołach przytrzymują rogi czarnej tkaniny. Notuję w pamięci.
Mam możliwość Śnienia, umysłem umiem czytać sny.

W pokoju stanicy trzech Langotów – agentów Szpicy, o twarzach trudnych do zapamiętania, obmyśla otwarcie dalsze działania.
- Fit se guye' pohhan, gretegge in guol', prenyegatoun se gorm'ou. In'cole frouss Grot ou lec lenye, Staccot uvre col. Rezma dehtye Lom[sup]Czujka jest już w środku, czeka w kuchni, brama jest otwarta. Terenowy zabiera Przedmiot i schodzi na dół, a Sprzątacz czeka na dachu. Bierzemy(pijemy) Płyn. [/sup] {dobrze, że tego nie tłumaczycie, rozmowy chciałem mieć w oryginale – dop. Karol Praska} – przedstawia zadanie Los. Przypominam sobie. Płyn to substancja alchemiczna, pozwala na krótki kontakt w myślach, przekazanie urwanych krótkich wyrazów. Ma skutek uboczny, po pewnym czasie można popaść w Śnienie. Na to jest Odtrutka.
- Vu simua Qest. Staccot gretegge du feyon gis', fur tressemont, vu lenge e'prenyegatoun. Vit fur nay passa, "stacco". Eglegeye ve tuon – untre ve vinque bunt livoun u Langosse'?[sup]Odtrutkę macie. Sprzątacz czeka do zmiany warty, jeśli wszystko będzie w porządku,wychodzicie przez główną bramę. Jeśli coś pójdzie nie tak, "sprząta". Jak zawsze pytam – czy jesteście gotowi oddać duszę za Langocję? [/sup]
- Je[sup]Tak [/sup] – odpowiedział Terenowy
- Je – powtórzył Sprzątacz.
- U Langosse'![sup] Za Langocję! [/sup]
- U Langosse'!
- U Langosse'!
Połowa Szpicy wyrusza do posiadłości Rytgrafa.

Zmierzają do zamku, granicznej strażnicy. Przypominam sobie. Zwany był „Czarna Granią” już za czasów budowy, nawiedzają go Zwidy.

Skryci cicho przechodzą przez bramę. Sprzątacz idzie na dach, Terenowy wypija Płyn i myśli:
- „In'cole.”[sup]Terenowy. [/sup]
- „Qippe”[sup]Los [/sup] - słyszy głos dowódcy - „Olluon.”[sup]Parter [/sup]
- „Ja'gett'”[sup]Sprawdzam [/sup] - odpowiada wyjmując z torby Czarnik. Zamyka powieki i wiąże chustę na głowie. Miażdży w ręku Wiedźmie Oko, wciera w opaskę.
Przemierza korytarze budowli, omija straże wypatrując Zwidu. Staje chwilę przy każdych drzwiach i czeka. Duch się nie ukazuje.
- „Montuas.”[sup]Koniec [/sup]
- „Congror'”[sup]Piętro [/sup] - zarządza Los - „Lit.”[sup]Lewo [/sup]
Terenowy dokładnie obchodzi skrzydło zamku, aż do ostatniego pokoju i zawraca.
- „Montuas” - krótko wyjaśnia.
- „Rentuamont”[sup]Prawo [/sup] - kolejne polecenie.
Agent dociera do Marmurowej Sali, widzi wchodzący do niej Zwid Rytgrafa.
- „Ja'frou”[sup]Mam [/sup] - przekazuje wymijając strażnika.
-„T'gretegge.”[sup]Wchodzisz [/sup]
Otwiera wytrychem drzwi i przestępuje przez próg. Widmowy pan zamku je eteryczne potrawy przy ogromnym stole. Langota siada naprzeciwko i pyta:
- Onfye asipir lel-cuccoun? E Ja'uvra i cuccu jaqu baryon”.[sup]Smakuje duchowe jedzonko? No to zaczekam aż zjesz panie baronie. [/sup] W myślach dodaje - „Ja'uvre.”[sup]Czekam [/sup]
Rytgraf kończy posiłek, podchodzi do pułki z książkami i naciska obwolutę – atrapę. Ściana odsuwa się, widać tajny pokój.
- „Ja'frou. Ja'gretegge.”[sup]Mam. Wchodzę [/sup]
- „Ja'uvre.”

„Ja'uvre” powtarza Los. „Satton ja'juta?”[sup]Dlaczego powtórzyłem? [/sup] - zastanawia się. „Su nave”.[sup]Coś jest nie tak [/sup] Rozlega się pukanie do drzwi, skryty Szpicy wstaje od stołu i chowa plany zamku do szafy. Jest w samych spodniach, gasi latarnię. „Gu le-drangye kuk.[sup]Przecież ktoś zapukał [/sup] Kuk?” Wychodzi z pokoju, na zewnątrz nikogo nie ma. Rozgląda się po korytarzu i wraca z powrotem do środka.

Obudził się.

„Ja'lunna!”[sup]Zasnąłem! [/sup] krzyczy w myślach. „Buo retrevu de Ja'Lunne?”[sup]Ale normalnie czy Śnię? [/sup]. Rozlega się pukanie do drzwi, skryty Szpicy wstaje od stołu i chowa plany zamku do szafy. Jest w samych spodniach, gasi latarnię. „Gu le-drangye kuk. Kuk?” Wychodzi z pokoju, na zewnątrz nikogo nie ma. Rozgląda się po korytarzu i wraca z powrotem do środka.

                 Obudził się.

„Ja'Lunne!” „Ze ufuayon. Le-drangye vi etege Lom a cu-cuccon!Va dujyo rembe"[sup]Śnię! Za wcześnie. Ktoś dolał nam Płynu na kolacji! Powinni się odezwać. [/sup] Fit? In'cole?” Nie ma odpowiedzi. „Lom Ja'dehtye. Buo dermon a trvarse? Dus-Ja? Buo in Lunne o ufuayon? Annax derge Qest? Finnye Ja'Lunne! Uftoug?”[sup]Płyn wypiłem. Ale teraz czy na kolacji? Dwukrotnie? Ale czy we Śnie czy wcześniej? Gdzie jest Odtrutka? Ale przecież już Śnię! Zadziała? [/sup]. Długo patrzy na stół.

       Odtrutki nie ma.

       Los Śnił.


Czujka wypija Płyn i myśli - „In'cole?”
- „Ja'kuk”[sup]Pukam [/sup] - słyszy odpowiedź.
- „Sit? Duss ze ufuayon. Lu Ja'dehtye Lom. Ou jemma kuk? Ja'ney'ataraje.”[sup]Już? Jest za wcześnie. Dopiero wypiłem Płyn. I czemu puka? Nie rozumiem. [/sup] Ostrożnie otwiera drzwi.
- Ja'frou Grot, ve uvre a Staccot du feyon gis'.”[sup]Mam Przedmiot, czekamy na Sprzątacza do zmiany warty [/sup] – oznajmia w progu Terenowy.
- Le-drangye kuk.[sup]Ktoś puka [/sup] – odpowiada agent. „Kuk? Satt'on?”[sup]Puka? Czemu? [/sup] Szarpie za klamkę.
- „Ve opravu”.[sup]Zmywamy się(znikamy). [/sup] „Het boulon”[sup] Pełen sukces.[/sup] – dodaje w progu uradowany Sprzątacz.
- „Sit? Ze ufuayon. Lu Ja'dehtye Lom. Ou jemma kuk? Jae nay'ataraje.”[sup]Już? Za wcześnie. Dopiero wypiłem Płyn. I czemu puka? Nie rozumiem. [/sup]

Obudził się.

„Ja'lunna! Buo retrevu lunn e Ja'Lunne? Ey Ja'dehtye Lom.[sup]Zasnąłem! Ale normalnym snem czy Śnię? Dopiero wypiłem Płyn.[/sup] „Es retrevu lunn? In'cole?[sup]Czyli normalny sen? Terenowy? [/sup] Cisza.”Quippe”?[sup]Los? [/sup] Cisza. „Dis a't J'ney'dehtye. Bou Ja'dehtye. In lunn? In Lunn? Ja'Lunne?[sup]Czyli jeszcze nie wypiłem. Ale przecież wypiłem We śnie? Czy Śnie? Śnię? [/sup]
„Fit”[sup]Czujka [/sup] - słyszy głos -”Nay frou.”[sup]Nie ma [/sup]
„Vi regre”[sup]Przerywamy [/sup] - rozkazuje Los.
Czujka słyszy ponowny stukot. „Kuk? Satton?”[sup]Pukanie? Czemu? [/sup] W drzwiach czeka Terenowy.
„Nay Grot frou. Kuk”.[sup]Przedmiotu nie ma. Puka. [/sup]
„Le-drangye kuk?”[sup]Ktoś puka? [/sup] - pyta Czujka. „Kuk? Satton?”[sup]Puka? Czemu? [/sup] Wchodzi Sprzątacz.
„Ja'stacco. Het satissma.[sup]Sprzątam. Pełna porażka [/sup]  
„Sit? Ze ufuayon. Lu Ja'dehtye Lom. Ou jemma kuk? Ja'nay'ataraje.”[sup]Już? Za wcześnie. Dopiero wypiłem Płyn. I czemu puka. Nie rozumiem. [/sup]

Obudził się.

„Ja'Lunne!”[sup]Śnię! [/sup] Słyszy pukanie. „Le-drengye kuk? Satton?”[sup]Ktoś puka? Czemu? [/sup] Do kuchni wchodzi Sprzątacz i Terenowy.
- Ve'Lunne[sup]Śnimy [/sup]
- Ve'Lunne
- Ve'Lunne? - pyta Czujka – ses ney Te'jettu Lom, Staccot. Te nay eteprya. Etepreyu Lunn. Te ney jettu, „Te nay staccou”[sup]Przecież nie piłeś Płynu, Sprzątacz. Ty nie możesz. Mógłbyś wtedy Śnić. Nie możesz, nie „posprzątał” byś. [/sup].
- Eteg ve in cu-cuccon. Dus'se remme i mort. Gya nay ve Lunne ou „Ja'stacco Ja'durma in. U Langosse'![sup]Dolano nam na kolacji. Jedyne wyjście to umrzeć. Jeśli nie Śnimy to po prostu „posprzątam”. Do tego mnie szkolili.  Za Langocję! [/sup] – wyjmuje sztylet i podrzyna Terenowemu gardło. – Satte Tye”.[sup]Teraz ty [/sup]
- „U Langosse... – charczy z przebitym płucem skryty.

Obudził się.

„Toussu tute Ja'Lunne. Drangye me Lom a portie. I nay va'dussu ime lunn sepirite. Va gromme' Lunnisa. Staccot dussu i dus, a a'cole ses naye froa Lom. Gratta Ja'Lunnisa ou alautmone a drex?  Ou oi' nay compreyoun, Ja'dussu, Ja'mort? Ja'fenne.”[sup]A więc nadal Śnię. Dolano mi Płynu na zamku. To nie byli oni, a tylko mara senna. Muszą tu przyjść Lunatykując, Sprzątacz będzie robił to po raz pierwszy na akcji, przecież nigdy nie bierze Płynu. A może samemu Lunatykować i iść na dach? I czy to nie oznacza, że i tak trzeba będzie umrzeć? Zostaję. [/sup]

Czujka Śnił.


Sprzątacz siedzi ze skrzyżowanym nogami na dachu głównego budynku pałacowego. Czeka na zmianę warty, ma zejść do kuchni i przekonać się czy Terenowy pozyskał Przedmiot. Zauważa wchodzących strażników na blanki. „Sit vindjye? Ja'dusse hun tet louryetes. Ze ufuayon! Su neve.”[sup]Już północ? Jestem tu zaledwie kilka minut. Za wcześnie! Coś jest nie tak. [/sup]

„Staccot?”[sup]Sprzątacz? [/sup] - słyszy w myślach głos Czujki.
„Lom”[sup]Płyn [/sup] - odpowiada – Jae ney jettu”[sup]Ja nie piłem [/sup]
„Eteg”[sup]Dolano [/sup] - wyjaśnia skryty - „Te'stacco.”[sup]„Sprzątaj” [/sup]

Obudził się.

„Fi Ja'Lunne! Hoq i dussu Fit, hoq Tye Ja'Lunne? Montye lecce lenje guol', yd a Lunnise. In cole dus.”[sup]Jednak Śnię! Tylko czy to był Czujka, czy tylko go Wyśniłem? Trzeba iść do kuchni, czas na Lunatykę. Pierwszy raz w terenie. [/sup]

Sprzątacz Śnił.


Terenowy wchodzi do skrytego przejścia. Zwid Rytgrafa przyrządza widmowe mikstury alchemiczne, agent podchodzi do mosiężnej skrzyni.

Zdejmuje opaskę i otwiera kufer.
Odpowiedz
#18
Cytat: kuchcik i dojarka oddają się cielesnym uciechom w wychodku.
Moim zdaniem błąd rzeczowy. Nieopodal była stodoła, a w wychodku raz, że niewygodnie, to jeszcze niemożebnie śmierdzi.

Język mimo, że tłumaczenie (bo czytaniem oryginału sobie głowy nie zawracałem, choć wygląda ciekawie) łatwiejszy jednak do czytania niż poprzednio. Zamieszałeś jednak straszliwie z tym "Śnieniem" na tę chwilę nie wiadomo kto kogo i po co. Frustrujące to trochę.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#19
(10-01-2017, 21:27)gorzkiblotnica napisał(a): Zamieszałeś jednak straszliwie z tym "Śnieniem" na tę chwilę nie wiadomo kto kogo i po co. Frustrujące to trochę.

Każdy ze Szpicy pije Płyn, by rozmawiać telepatycznie (krótkie wyrazy), poza Sprzątaczem. Dlaczego? Sprzątacz na każdej misji jest tylko po to, żeby w razie porażki wszystkich zabić i wykonać Mortuas. Jeśli dawka jest za duża lub przebywasz za długo pod działaniem Płynu możesz popaść w Śnienie, czyli "lucid dream", w którym wiesz, że śnisz ale nie możesz się obudzić lub budzisz się i zasypiasz ponownie. Można wypić Odtrutkę, bo fizycznie też pojawia się we Śnie. Na tę chwilę na pewno Śni Los, Czujka i Sprzątacz, gdzie ten ostatni wykonać chce Lunatykę, do której na szczęście był szkolony w razie takiej sytuacji. A wszystko opisuje Chowaniec Królewski (właściwie to już są zapiski pozyskane z jego mózgu).
Odpowiedz
#20
Domyśliłem się działania płynu, zrozumiałem mechanizm "telepatycznej krótkofalówki" ale pogubiłem się na tym kto śni kogo a kto nie śni.

To że wspomnienia zostały "wyżęte" z mózgu jakiegoś nieszczęśnika też załapałem.

No i właśnie przydało by się wyjaśnienie narratora kto śpi a komu się zdaje że śpi. Pomysł bowiem z tym Płynem i Odtrutką całkiem niezły.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#21
Czwarty rozdział powieści. UWAGA! Treść tylko dla dorosłego czytelnika.

Nowy wątek i bohaterowie, kończy się oczywiście "cliffhangerem".

Gerardzie

Już jestem w drodze. Jak tylko dotrę do Ge. porozmawiam z M. Oby na dobre wyszła strata Twojego czasu. Nadrabiam uczynkiem dla obu stron i za obie trzymam kciuki. Opowiem się wkrótce.

Otto Łapienny
6 - ego Zmroźnego


●Rozdział 4


{langockie zapiski pracy wywiadowczej przy Bielanym Wąwozie pozyskane dzięki Fibuli[sup]Ozdobna zapinka [/sup], a przechwycone po wojnie i przetłumaczone na robdanski}

- Kocham cię – wymruczał Zygfryd całując swoją żonę.
Leżeli razem na posłaniu ze skór niedźwiedzich, na środku namiotu płonęło ognisko. Widać było gwiazdy przez otwarty szczyt.
- Kocham cię – powtarzał głównodowodzący pogranicznym garnizonem i Przydziałem Celników – kocham twoje pachy.
- Kocham twoje piersi. I sutki –  czuło gryzł ciało wybranki serca.
- I pęciny - wyliczał dalej, liżąc srebrny kolczyk wkłuty w pępek. Gładził kolana i uda.
- Pęciny? Jak do konia, mój drogi. Wyobraź sobie, że ja mam pęcinki! Zapamiętaj to sobie wreszcie – droczyła się Daria, małżonka Prefekta Pogranicza dowodzącego I Chorągwią.
- Pęciny czy pęcinki, śliczne bez dwóch zdań!
W końcu zadała pytanie z uśmiechem, oczekując uczciwej odpowiedzi.
- Co zrobisz jak cię zdradzę, mój miły?
- Nigdy mnie nie zdradzisz. Wiem to. Miałaś ku temu wiele okazji, nadal wchodząc do namiotu nie muszę się schylać.
- Ja bym obcięła ci kuśkę. Odgryzła. Podczas uciech cielesnych.
Wzdrygnął się mąż, na okrutną tak karę nie był gotów.
- Nigdy tego nie uczynisz. Po pierwsze za bardzo kochasz mojego kutasa. Po drugie zawsze będę ci wierny.
- Wiem, mój miły. Może czas na kolejne dziecko? Teraz, kochaj mnie. Długo i ostro. Teraz.
Zrobili to z nadzieją na cud życia, który się zrodzi. Losy się odmienią, już poczynania wprowadzono w obrót, już plan się wypełniał.



Pobudkę zgotowały dzieci, w chłodny, zimowy ranek. Domagały się uciech, znudzone ciągłą szermierką. Gustaw jako młodzik jeszcze, z dziesiątką wiosen, na słowa starszego brata zważał: „Langota - hołota, trza z daleka ubić - rąk robdanskich nie brudzić”.
- Natychmiast hartować się śniegiem! - Zygfryd zdrowo chował swoje pociechy  – Dziś urodziny waszej mamy!
- Wiemy! - chórem wykrzyczało rodzeństwo.
Migiem na zewnątrz! I wetrzeć pastę w zęby!
Wybiegła dziatwa na figle, małżeństwo mogło się ubrać. Daria z domu Leszczyńska założyła obcisłe skórzane spodnie, buty z czubkiem i wywiniętymi cholewami. Piersi przepasała jedwabną chustą, przez głowę przełożyła lśniący i pręgowany kubrak. Kasztanowe włosy związała w kucyk, uszy przyozdobiła kolczykami z szafirem. Przywiązała kordzik i założyła futro.
Wierny mąż już stał w tunice, z wyszytym herbem. Na nogach miał ciężkie buty, miecz przy pasie mu zwisał. Na ramiona zarzucił korzno[sup] Rodzaj krótkiego płaszcza[/sup] obszyte kożuchem, a spięte naszą Fibulą. Postawę miał zacną, chód mocny i wzrokiem kłuł niczym orzeł. Rycerskie życie nadało sylwetce rzeźbę, druhny małżonki wciąż były zazdrosne.
- Domyśliłaś się, jaki mam dla ciebie prezent? –  spytał dowódca, objął żonę barczystym ramieniem, chwycił za pośladek .
- Tak. W końcu razem postrzelamy!
- Zgadłaś! – roześmiał się Zygfryd -  szykuję mojej rodzinie turniej!
Całując się jeszcze, wyszli przed namiot. Trwała zabawa śnieżkami, bracia byli cali czerwoni na twarzy. Zmieniano ranne warty, kolejni celnicy szykowali się do pracy. W powietrzu czuć było zapach smażonej szynki, śpiewano piosenki i grano w karty. Przy Bielanym Wąwozie obozowała I Chorągiew Zygfryda, szlachcica z rodu Walecznych.
- Do mnie! Dzisiaj nie ćwiczymy miecza. Mam prezent dla waszej matki, zawsze chciała zobaczyć mnie z kuszą. Robię to dla niej, drogie maluchy –  sprawił ojciec rodzeństwu radość .
- Proszę – wyjął jabłko z dumą młodszy brat – cienko obrałem.
Dla ciebie, mamo – uśmiechnął się starszy – w prezencie. A ode mnie pudełko pudru. Z pieniędzy co dałaś na targ w Zabrzeżu, na słodkie bułki, lizaki i lukrowane rurki. Nie gniewaj się, musiałem coś ci kupić.
Daria przyklękła, objęła synów i wyszeptała im do ucha – Dziękuję moi mali rycerze. Wstając dodała głośno – Kto mnie dzisiaj pokona w strzelaniu?
- Ja! - roześmiał się Gustaw.
- I ja! - dodał Konrad.

Rodzina szła środkiem obozu. Knechci pozdrawiali Zygfryda lekkim ukłonem, słychać było stuk młota o kowadło. Oddział strzelniczy już stał w szyku, w rozstawionych tarczach tkwiły bełty.
Na bok kapitana wziął prefekt, palcem wskazał słomiany stojak.
Wyciągnąć strzały. Farbą cel poprawić. Broń nam przynieście, wiadro z zapasem, najlepszego żołnierza przyprowadzić. I ćwiczyć dalej. Ćwiczyć! Wykonując rozkaz, pojawił się kubeł a cel odmalowano. Naciągało rodzeństwo samostrzały, pomagał im doborowy żołdak.
Rozpromieniona Daria wciąż trzymała ogryzek, nie chciała się pozbyć podarunku. Cieszyła się bardzo.
Spróbował szybko Waleczny, chcąc mieć to za sobą, zmrużył lewe oko i położył palec na spuście. Pocisk poszybował w powietrze, nie trafił w tarczę, wylądował w śniegu.
- Chyba ostatnie miejsce zajmę, to nie broń dla rycerstwa. Dla nas koń, miecz i zbroja. Toczyć pojedynki, kopią z siodła wysadzić.
- A ja uważam inaczej, mój drogi mężu. Gdybyście kusze mieli bądź łuki, i przeciwnika z odległości ubijali, to i z okiem przebitym śmierć byłaby szybsza. Zbroję byście po przeciwniku całe mieli, mniej byście się utrudzili. Mniej zawziętości, zwady i porachunku.
- Głupiaś. Ty rycerzem nie jesteś. I do tego kobietą. Ty takich spraw nie rozumiesz. Tu chodzi o honor. I waleczność. I męstwo. Ty moje nazwisko nosisz, teraz z Walecznych jesteś.
Strzelił Konrad i trafił w czerwone koło, w sam środek. Po nim Gustaw, a kusza mu ciążyła, na kolano przykląkł i wycelował. Bełt przeleciał wysoko, odbił od celu, koziołkiem spadł w biały puch.
Za ciężkie to dla mnie mamo, i celować trudno. Ale w tarczę ojcze trafiłem.
Przygotowała się Daria i stojąc w rozkroku, puściła strzałę. Grot wbił się przy krawędzi. Następnie Zygfryd broń w górę podniósł, pofrunął pocisk, zawadził o obręcz. Serię kolejną wykonały smyki, ze skutkiem tym samym. A na końcu Daria w dziesiątkę trafiła.
- To jak wojowanie dzieci drogie, pamiętajcie że Langota sam sztywno w polu stać nie będzie – pouczyła ich matka.
Nie odzywał się prefekt, długo wpatrywał przed siebie. W końcu podniósł samostrzał, bez celowania pofrunął bełt. Słomiany stojak przewrócił się. Kusznicy przerwali ćwiczenia, przydzielony im strzelec podniósł cel, postawił z powrotem.
- Chyba już mamy zwycięzce – przeczuwał Waleczny schyłek rycerstwa.
Oczy miał jak stal zimne. W końcu się uśmiechnął, oddał broń.
- Konrad! W nagrodę Sztylet. Ja idę się przespać, w góry wyruszam po obiedzie.
Turniej zakończył się.

Zwiadowcy z prefektem szykowali się na wypad, zabrano liny i czekany. Gdy wyruszono, słońce było w zenicie, oślepiał śnieg.
Łagodne podejście zamieniło się w kamienisty szlak, doszli do stromej grani. Wąwóz po lewej był niewidoczny, zaczął się trud wspinaczki. Zdobyli szczyt, w czwórkę położyli na odgarniętym śniegu, przy samej brzozie. Odezwał się zwiadowca Waruch, tropiciel i przepatrywacz.
- Po staremu panie Prefekcie. Sami kupcy i ochrona. Aż się błyszczy od tych szpad. Szykowni skurwiele.
- Nie klnijcie przy mnie Waruch, tylko przed siebie patrzcie - upomniał Waleczny.
- Pusto. Ale...Ale...
- Kurwa, Waruch! Czkawkę macie?! Jąkałą na starość zostaliście?!
Z daleka ledwie widoczna, szła awangarda żołnierzy.
- Mówcie co widzicie!
- Armia langocka.
- Już widzicie, że Langoci? Nie najemna? Nie sojusznicy? Nie Wielki Mór?
- To nie Zwid Wielki, żadne duchy, mary i omamy – odezwał się spokojnie Joachim, wypluł tytoń – Langoci.
- No to chyba panie rycerzu idziemy się przywitać? - spytał Fabian, najmłodszy z całej trójki zwiadowców – gołowąs, bardzo wyrywny i śmiały. W rękach trzymał wisiorek od matki, kurczowo go ściskał w ręku. Śmiałością do szlachcica tłumił uczucie strachu, przeczuwał nieuchronną wojnę.
- Nie tym tonem, Fabian. Dzisiaj całą noc na warcie jesteś. Czy nadal będziesz zwiadowcą zależy od Warucha. Schodzimy na dół – dokończył rozkazem Zygfryd Waleczny.

Straż przepuściła tropicieli przez wąwóz, pozdrawiano dowódcę na granicy. Szli odśnieżoną drogą aż do Pasa Bezziemia. Mijali skrzynie z wódką i worki z tytoniem, celnicy szukali kontrabandy.
Środkiem ścieżki nadjeżdżała konno postać. Z kolumny przybyłego wojska wyjechał dowódca VII Armii Królewskiej, generał Fryderic de Quverte. Pogładził krótką, równo przystrzyżoną brodę, śliną podwinął wąsa i dumał tak zapewne: {tego nie tłumaczymy, to domysły -  dop. Karol Praska} „Quivre banda boccus.”.[sup]Zjawiła się banda obszarptusów.  [/sup]
Okrążał całą czwórkę na rumaku, a pewnie i myślał dalej: „eX y qot. eX. eX. eX frau Lang. Langoue. Nay jutte. Ne gyeg. Langoue. Dovodca Chorongyev. Valecny”.[sup]Ten z hakiem to chłop. Ten drugi też. I trzeci. Ten ma herb. Szlachcic. Bez konia. Bez tarczy. Szlachcic rodowy. Dowódca Chorągwi. Waleczny. [/sup]
Prefekt stanął, poczekał na jeźdźca i przedstawił się:
- Zygfryd Waleczny, Dowódca I Chorągwi.
- W polu czerwonym na czarnym rosochaczu trzy róże barwy pierwszej, żabi pysk stalowy, otwarty i w prawo zwrócony. Zwieńczony labrami, żółto-niebieskim zawojem. Cymer, Wywerna szara pospolita. Dewiza: „Walcz, Nigdy o Miłość” – widząc herbową tunikę zblazonował de Quverte –  Porozmawiamy.
- Nie mamy tu armii, harcowniku. Pokój jest przecież. Granicą dowodzę i chorągwią, mam celników na służbie.
- Nie jestem harcownikiem. Ano jeszcze pokój. Bez honoru i tak jesteście. Z chłopami ramię w ramię stoicie – zauważył Fryderic.
- Rycerski honor mam. To ludzie w pieczy mojej, nie bratam się z nimi.
Pospólstwo. Odpraw ich. Jestem Atege[sup]Generał po langocku [/sup] Fryderic de Quverte – przedstawił się w końcu oficer – Prowadź do obozu.
Dojechały straże z przełęczy, wierzchowca dostał prefekt. Dowódca VII Armii Królewskiej spiął rumaka i ruszył z Walecznym.

Daria Leszczyńska czekała na męża, dzieci zaciskały pięści. Tępo patrzyły na ordery z Cempe Vangocya[sup]Kampania wojny o Wangocję. [/sup]. Zygfyd machnął ręką, bez słowa odprawił rodzinę.
Z konia zsiądźcie mości Frydericu, zapraszam.
Zeskoczył jenerał i wszedł do namiotu, od razu usiadł na zydlu. Zapalił papierosa z langockiej mieszanki i zaciągnął się. Wypuścił powoli dym.
- Śnieg jeszcze leży. Zmroźny dopiero, w zimie wojen nie toczymy, bitwy nie będzie – przypomniał rycerz
- Tytoń. Wpuścicie kupców. Tytoń. Dobry tytoń.
Wstając z taboretu Zygfryd uśmiechnął się. Wszystko zrozumiał. Podszedł do pochylonej ściany,  bawił się sznurowanym pętlami.
- Pojąłem panie generale. Powiedźcie mi czy macie żonę?
- Nie.
- A dzieci?
- Nie.
Waleczny odwrócił się, przyjrzał postaci siedzącej przy stole. Generał nadal palił, z lekkim uśmiechem patrzył jak żarzy się tutka i dopala filtr.
- Przekażcie moje słowa – Langota dwoma palcami zgasił papierosa. Wstał, pogładził wąs, na konia zawołał wychodząc. Bez pożegnania ruszył w stronę VII Armii Królewskiej, odprowadzał go wzrok prefekta.


Straż odchyliła zakosy materiału. Wszedł nowy hetman królewski, Albrecht herbu Górka i wręczył Walecznemu pismo.
- Czytajcie.
Odpowiedz
#22
Cytat: {tego nie tłumaczymy, to domysły - dop. Karol Praska}
Te dopiski możesz sobie darować. Wybijają z rytmu i wkurzają.

Tym razem to Twoje pisanie całkiem podobne już do ludzi. Podoba mi się. Tym razem udziwniłeś trochę ostatnie dialogi, ale niech Ci będzie. Są do przeczytania.

No cóż, tym razem było całkiem fajnie. Oby szło w tę stronę.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#23
Piąty rozdział powieści. Wracają znani bohaterowie, inwersja i śpiewny rytm. Standardowo "cliffhanger".

Gerardzie


Czas straciliśmy ale dzięki temu skrytą potyczkę wygrać możemy. I taki plan Błazen Królewski obmyślił, coby na korzyść naszą wszystko obrócić. Kontrakt znamy, działania nasze ułatwi. Pilnuj Baby dobrze, z Chłopem szans możesz nie mieć.

Marco da Frost
7 - ego Zmroźnego


● Rozdział 5


{z pamiętnika Gerdy Wuht}

- Znam go! - co wiem już po latach, wierutnie Marzanna skłamała.
Przybysz na ławie się rozsiadł, stół bliżej siebie przesuwając, a ja podniosłam lutnię głęboki oddech wziąwszy. Uspokoili się wszyscy, mąż mój również Czarnik rozpoznał, Podróżny miecz schował do pochwy.
Talię kart z torby nieznajomy wyciągnął, brązowymi oczyma po izbie wodził. A czarownica przysiadłszy się do niego, fifkę z tytoniem już paliła.
Nie wysoki był gość, w kubraku szarym i butach brudnych, bez broni. Twarz miał zwyczajną i pogodną, uśmiechał się ciągle, sympatię swoją nam okazując.
- Gramy. Jaka stawka? - od razu do rzeczy przechodząc, równo monety na stole ustawiał.
- Dziesięć talarów – mieszek z pieniędzmi wyciągając i grosz rękawem przetarłszy, na środek stołu talary wiedźma przesunęła.
- Zaczynaj – usłyszała baba czarowna, zdziwiona propozycją.
Karty przetasowała, pięć w ręku zostawiając, to rozdanie pierwsze. Wyłożyła [Dzika – Trzy żołędzie].
- Zwierzę. Przeczuwam, że Łowy blisko – i wróżyć zaczęła.
Wypiszę teraz imię, co poznałam niedawno, imię gracza co z Przedmiotem przyszedł. Gerard się zwał i na stół wyłożył [Króla – Cztery fajansy].
- Mój – o stronie w tej skrytych rozgrywce przypomniał, o stronie, za którą się opowiedział – dokładam [Łowy – Bór Królewski]. Wtasuj – palcem na kartę Marzanny wskazał.
Czarownica z krzesłem się przesunęła, zrobiła Podróżnemu miejsce.
- Przetasuj za mnie Nolan. Zgadzasz się? - przeciwnika spytała, innej odpowiedzi jednak oczekując.
- Na to zawsze się zgodzę. Kochacie się? Jeśli tak to ja przetasuję.
Drgnęły Marzannie powieki, zawahała się.
- Tak. I przełóż.
Profesję znam już, to Najemny być musiał, talię tasował, rozłożył, na dwie kupki przekładał. Szelmowsko oko do Podróżnego puścił, uśmiechnął się, zakaszlał.
Lufkę paląc, kartę strzyga ponownie wystawiła. [Czerwienna zasłona].
- Twój król nas się boi? Graj dalej. Wywróżę ci wszystko.
- Nie boi się niczego. Na pewno nie ciebie. Ani was – na mnie i Wilhelma wskazał.
Z hukiem śpiewnik zamknęłam, najemnik kartę rewersem obrócił.
Wyłożył [Kwiat Polny – Dwa liście paproci]
- Dociągam –  karty dwie z wierzchu stosu zabrał, od razu zagrywając. [Mortuas] – oznajmił, na stole i [Miecz – Cztery wiązki] się pojawił.
Dołożyła [Czarnik – Pięć monet]. Przetarła podbite stawką reszki złote.
A po niej najemnik [Krzesło – Trzy drewniane nogi] z dwoma kartami swymi, brzegi złączył. Podróżny wstał, krwią splunął i z oberży wyszedł.
Marzanna ponownie się wahając [Kamień – Trzy mchy] wybrała - Wróżę zgromadzenie. Wróżę czarostwo, krew i zdradę.
- Nie ma znaczenia. U mnie [Armia – Trzy pułki]. Wygrywam i zabieram twoje Talary.
- Nie tak prędko, mam jeszcze dwie karty, mogę zagrać i dobrać. Patrz – szybko wyłożyła [Rycerza – Dwie Tarcze] a obok [Herolda – Dwie Trąby]. Dociągam kartę.
Oddech wstrzymałam, na szczęście liczyć trza było...[Serce – Dwie Kanie]!

Wstał Gerard Przedmiot z szyi zdejmując i do czarownicy podchodząc. Całusa w policzek dostał i szept w uchu usłyszał. A od Marzanny wiem teraz, że tak znajomość skończyć chciała – O to graliśmy, prawda?
- Tak. Komu w drogę temu czas – zakończył smutno Najemny i oberżę opuścił.

Podróżny pluł krwią.


{groszowej powieści o dziejach wojny, całości część, na prawdzie oparta}

W południe zbudzeni, Marzanna z Podróżnym, przygotowali śniadanie. Posiłek skończywszy, pakować zaczęli, do drogi zabierając. I wyruszyli, żegnając z Wilhelmem, wierzchem na jednym koniu. W futra ubrani, ciało przy ciele, w drzemkę zapadła wiedźma.
Do skrzyżowania, wnet dojechali i szybko skręcili w lewo. Na wprost awangardy, ciężkiej piechoty i maszerującej armii.
Zjechali z drogi i zatrzymali, zbudziła się czarownica.
Szła pierwsza Żelazna Piechota. A z nią w rytm kroków, reszta żołnierzy w milczeniu mijała podróżnych. Jechały drużyny, rycerskie z giermkami, heroldzi, trębacze na przedzie. I zwykła piechota i strzelcy z kuszami, aż tabor wyjechał powoli. To wozy przeróżne, wpierw proste, żołnierskie, a później już kuchnia polowa. Dalej z powozu zabrane do armii, kupcom z całego Robdanu.
Przyglądał się długo, Nolanem zwany, I Robdanskiej Armii.


Podróż ich trwała, głaz spory minęli, w przesiekę kolczastą wjechali.
- W lewo! - Głośno gwizdnęła i zawołała, wiedźma do swego kochanka.
Wybrali rozstaj, na prawo i zachód, pieszo już wędrowali. Długie godziny, wędrówka ta trwała, zupełnie już byli zmęczeni. Powinni już dotrzeć i być już u celu, a wyszli znów koło kamienia.
- W prawo! I ani słowa Horst!
Konia prowadząc, wciąż się schylali, pod gałęziami ciężkimi. A śnieg z nich wciąż spadał, to Las ostrzegał, nie każdy wizytę mógł złożyć. Na nic się zdało to maszerowanie, na drogę wyszli ponownie.
- Horst, teraz nie ma znaczenia gdzie pójdziemy, w którą stronę. Kosodrzew nas zaprasza. Mów teraz do mnie Nolan, mów. Stęskniłam się za twoim głosem.
- Dawno u niego nie byłem Marzanno.

Przy zamarzniętej, małej sadzawce, na Wole siedział druid. Żaba plamiasta rechocząc kicała i wypuszczała powietrze:
- Jam już taaaaka jak ty. Nadęta Wole.
- Nie – opas odchrząknął, ogonem machnął i zesrał się wprost na ropuchę.
- Nabrzęęęęękła!
- Nie.
- Z zaaazdrości pękam!
Pan Lasu Kosodrzew, odezwał się pierwszy, z wierzchowca dziwnego zsiadając.
- Witajcie przyjaciele. My niczym skryci przedstawiciele pospołu, a tam Król – Wół i błazeńska Żaba.
- Mam inicjał, mam łupiny. Leżały. Wyterpisz? - Marzanna spytała, z kieszeni wyjmując, chusteczkę ze złotą nicią.
- Wyterpi – odezwał się się Konik, polny, zielony, wychodząc z kieszeni druida– cyk, cyk.
Do prawej kieszeni, wskakując krzyknął, do mieszkającej tam Mrówki.
- Cyk, cyk, bym zjadł sąsiadko.
- Cykałeś, nie zbierałeś, wyterpiaj sąsiedzie.
Wiedźma podała, wnet zawiniątko a owad skakał i skakał. I hycał i cykał, aż wszystko rozsypał, a ziarna i tak nie znalazł. To słonecznika pestki przeżute, smakołyk zabójcy zapewne. Hyc! - skoczył – hyc! - skoczył – hyc! - skoczył ten Konik, wskazując drogę powrotną.
Ogonem futrzanym, o nogi Wołu, pocierał rudy Lis.
- Mrówka chce jeść. Konik chce jeść. Żaba chce jeść. Ty chcesz jeść. Kosodrzew chce jeść. Czarownica chce jeść. Podróżny chce jeść. No i ja, naturalnie chcę jeść.
- Zapomniałeś o Kogucie – Kruk odpowiedział, a z dzioba wypuścił, wangocką ćwiartkę wędzoną.
- Podzielę się z kurem co na ramieniu druida siedzi – mięso Lis trzymał i proponował, chytry i bardzo przebiegły.
- Ależ proszę bardzo – odparł tak nielot - z nimi też się podziel. Z Chartami co ich ujadanie słyszę.
I tyle po rudym, a drobiu dziś nie zje, Marzanna drynżując spytała: „Zostajesz? Boję się o ciebie Kosodrzewie, nie idź tam”.
„Już postanowione” - pomyślał pan Lasu, na Woła wsiadając, włosy na brodzie poprawił.
- I wyterpione! - krzyknęła wiedźma, za rękę go wzięła, Nolana z nazwiska Horsta – wracamy.
A krakał Kruk, i ruszył Wół, i rechotała Żaba.

Zerwał się wiatr, śnieg zaczął padać, przy zamarzniętym bajorze. Nie falowała, wyrosła Trzcina a nadchodziła Burza. Nie jedno Drzewo, dziś w Lesie się ugnie, zacinał drobny Grad. W uszach szumiało, Marzanna z Podróżnym, wróciła z powrotem na drogę. Wyszło zza chmur, słońce okrągłe i jakby się przejaśniło. Wsiedli na koń i zakręcili, jechali znów w stronę oberży. Minęli znak i skrzyżowanie, po prawej nam znaną gospodę.

Odblask w śniegu, Podróżny dostrzegł, obrócił się, konia przyspieszył!
Świst!
Wbiła się w udo Horstowi strzała, cała w czerwonych płomieniach!
Futra zajęły się ogniem!
Odpowiedz
#24
No cóż, jakbym jakąś starą bajkę czytał, takim cokolwiek zamierzchłym językiem pisaną. To o wole druidzie, Marzannie, nawet ładne. O koniku polnym i mrówce też. Dowodzi wyobraźni i co nieodmiennie mówię, wysokiej próby umiejętności pisarskich. Pytanie tylko, czy coś do opowieści wnosi, czy jest sztuką dla sztuki. Takim rodzajem popisywania się przed czytelnikiem. W pierwszym przypadku - okey, w drugim - niestety nie bardzo.

Pozdrawiam serdecznie.

PS. A tak na marginesie... Nie mógłbyś tej Historii opowiedzieć zwyczajnie? Interesująca się bowiem wydaje Smile.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#25
Zacząłem czytać 2 rozdział.
Opis miasta przedni Wink Sam bym takowy rad splagiatować na potrzeby powieści mojej Smile Artystycznie wyrazisty obraz malując o wiele bardziej doceniania godzien niż opisy zacnej stolicy mojej Likarii.
Do początku przedstawienia żem doczytał, bo dwakroć tekst ten muszę zgłębić, by w postaciach zacnych tego tekstu się połapać Big Grin
Odpowiedz
#26
@Gorzkiblotnica

(17-01-2017, 22:13)gorzkiblotnica napisał(a): No cóż, jakbym jakąś starą bajkę czytał, takim cokolwiek zamierzchłym językiem pisaną.

Zgadza się, inspiracją były bajki La Fontaine'a. Smile Rzeczywiście pierwsze wersje Podróżnego były pisane "normalnie", bez inwersji i "groszowej powieści" ale stwierdziłem, że chcę coś oryginalnego i zmieniłem styl.

@Gunnar

Dzięki, obawiałem się, że opis miasta może być niezrozumiały i nieczytelny.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#27
Przeczytałem przedstawienie. Podobało mi się. Akcja ciekawa i zabawna momentami. Dobrze się czytało Smile
Następnym razem zabiorę się za 3 rozdział.

Pozdrawiam
Odpowiedz
#28
Cytat:Równo ułożone kamienie przy kołach podtrzymują rogi czarnej tkaniny.
A nie przytrzymują? Bo podtrzymuje się coś, aby nie spadło.

Pomysł z płynem i śnieniem ciekawy, ale mam odczucia podobnie jak Gorzki. Nie do końca zrozumiałem kto, kogo, gdzie i czym.
Odpowiedz
#29
(25-01-2017, 19:44)Gunnar napisał(a):
Cytat:Równo ułożone kamienie przy kołach podtrzymują rogi czarnej tkaniny.
A nie przytrzymują? Bo podtrzymuje się coś, aby nie spadło.
Masz rację, dzięki za zwrócenie uwagi.
Odpowiedz
#30
Przeczytałem 4 rozdział. Brzmi dobrze, nie znalazłem błędów rzucających się w oczy.
Aczkolwiek nie zrozumiałem o co chodziło z tym tytoniem w końcówce.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości