Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Podgórski popas młodego Frycka
#1
 Mało znany epizod z życia Fryderyka Chopina
czyli 
podgórski popas młodego Frycka

(nawiasem mówiąc Fryderyka Franciszka, bowiem właśnie takie drugie imię otrzymał na chrzcie w kościele św. Rocha – obecnie św. Jana Chrzciciela -  w Brochach, w roku 1810. W tym samym kościele, w którym  jego rodzice: Mikołaj Chopin i Tekla Justyna Krzyżanowska, 4 lata wcześniej,  bo w 1806 roku,  wzięli ślub).

                Z okazji jubileuszu  200- lecia urodzin, rok 2010 ogłoszony został Rokiem Fryderyka Chopina.  W Krakowie, który od zawsze lubi oraz umie świętować jubileusze, 28 lutego, osiem lat temu, uroczyście zainicjowano te obchody i -  gdzieżby indziej -  oczywiście, na Wawelu. W katedrze podczas mszy świętej koncertował Kevin Kenner, znakomity amerykański pianista, laureat Konkursu Chopinowskiego z 1990 roku,  na specjalnie w tym celu  sprowadzonym z Lipska fortepianie Pleyela,  a  Jerzy Trela  dał prawdziwy  popis kunsztu aktorskiego,  recytując Norwidowski „Fortepian Chopina”. Warto przypomnieć, że dźwięki fortepianu, rozbrzmiewały tam,  po raz pierwszy  w całej historii wawelskiej katedry. Następnie, w krypcie Wieszczów  obok znajdujących się sarkofagów  Adama Mickiewicza i  Juliusza Słowackiego  oraz symbolicznego nagrobka Cypriana Kamila  Norwida (z ziemią z jego mogiły),   wmurowano medalion z głową Fryderyka Chopina – repliką płaskorzeźby, która znajduje się na jego grobie na paryskim cmentarzu Pere-Lachaise. Fakt ten stał się jakby symbolicznym dopełnieniem  obecności na wawelskim wzgórzu  Wielkiego Narodowego Romantyka, o którym powiedział, zafascynowany jego grą Robert Schumann: „Kapelusze z głów, panowie, oto geniusz!”, Romantyka,  dzielącego swój emigracyjny los z wieloma innymi wybitnymi Polakami. 

               Ponad 230 lat temu (w 1787 roku)   biskup krakowski,  archidiakon krakowskiej kapituły, ks. Józef Olechowski oprowadzając po katedrze wawelskiej ostatniego króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów Stanisława Augusta Poniatowskiego powiedział:

Tyle ta bazylika ma związków z dziejami narodu polskiego, tyle z epokami pomyślności i różnych jego przypadków, iż gdyby nawet nie było pisanej historii krajów polskich, mury i marmury w większej części poznać by ją dały.

              Dalszy ciąg uroczystości miał miejsce, w tym samym dniu,  po południu, w gmachu Collegium Maius. W Auli Jagiellońskiej ponownie wystąpił Kevin Kenner  zespołem – Ensemble XIX,  koncertując na  fortepianie Pleyela, który na co dzień znajduje się w Sali Zielonej Collegium Maius.  
            W przerwie koncertu odbył się wernisaż wystawy, zatytułowanej „Chopin w Krakowie i osobiste po nim pamiątki”, której miałam wielką przyjemność oraz zaszczyt być autorem scenariusza, aranżacji i  kuratorem.

***

 […] Tydzień pierwszy zszedł nam w Krakowie na samych spacerach i zwiedzaniu okolic krakowskich. Ojców istotnie ładny […]
(z listu Fryderyka Chopina do Tytusa Woyciechowskiego*[1])
 
A do domu:. 1 sierpnia 1829 roku, już z Wiednia:

Najukochańsi Rodzice i Siostry moje!
Szczęśliwie, wesoło, zdrowo, doskonale, nieledwie że wygodnie wczoraj stanęliśmy w Wiedniu. Od Krakowa jechaliśmy separat – wagonem, lepiej aniżelibyśmy własnym mogli  jechać powozem…

       Wakacje w 1829 roku dla Fryderyka Chopina zapowiadały się niezwykle interesująco. Planował wspólnie z kilkoma kolegami ze Szkoły Główniej Muzyki Uniwersytetu Warszawskiego wyprawę do Wiednia.  (Nota bene, Szkoła Główna Muzyki założona została w 1810 r.  przez Józefa Elsnera i Wojciecha Bogusławskiego. W roku 1821 uzyskała statut konserwatorium i pod nazwą Instytutu Muzyki i Deklamacji wcielona została do Oddziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego. Kiedy Instytut podzielono, otrzymała nazwę Szkoły Głównej Muzyki).

            Wprawdzie już od lat, po zakończeniu kolejnego roku szkolnego,  Fryderyk, dla podratowania zdrowia, wyjeżdżał na letni wypoczynek do zaprzyjaźnionych rodzin, mieszkających na terenach Mazowsza, Kujaw i Pomorza, m. in. gościł w Szafarni i Bocheńcu u Dziewanowskich, w Sokołowie u Wybranieckich,  w Turznie u Działowskich, w Waplewie u Sierakowskich, w Antoninie u Radziwiłłów, w Poturzynie u Wojciechowskich i oczywiście w Żelazowej Woli u Skarbków. Trzeba przyznać,  że sporo podróżował,  zjeździwszy w ten sposób prawie cały kraj wzdłuż i wszerz. Zachwycił się Toruniem, a Gdańsk wywarł na nim duże wrażenie. Miał więc dosyć okazji, by zetknąć się i „wchłonąć” przebogaty i zróżnicowany folklor różnych regionów Polski. W 1826 roku przejechał dyliżansem trasę z Warszawy przez Kalisz, Wrocław do Dusznik, a rok później przez Płock do Gdańska. W 1828 roku dla zdolnego osiemnastolatka nadszedł czas na zagraniczne podróże. Ta wyprawa zawiodła go do Berlina, przez Poznań i Sulechów. i była to „podróż muzyczna”.

W liście do Tytusa Wojciechowskiego pisał:

 Jadę dziś do Berlina na jedną operę Spontiniego*[2], jadę dyliżansem dla spróbowania sił...

         Podczas każdej ze swoich wypraw starał się wieczory spędzać w operze, nie zaniedbując także - tam gdzie było to możliwe - wizyt w muzeach. W roku 1829 przyszedł czas na Wiedeń, gdzie miał dać dwa koncerty. I tak, w  drugiej połowie lipca tego roku, po pomyślnie zdanych egzaminach,  wraz z nieliczną grupką przyjaciół - Władysławem Celińskim, Mieczysławem Potockim Ignacym Żegotą Maciejewskim, Przemysławem Brandtem  - udał się na tę  długo planowaną wyprawę.   Młodych  ludźmi  powierzono opiece,  zaledwie o 6 lat starszego od Fryderyka dr. praw Romualda Hubego*[3], który po latach wspominając te wakacje, tak powiedział:  

[…] chcąc ile możliwości sprostać powierzonym mi obowiązkom, a co raz więcej przekonując się, jak wiele mi brakuje, bo im więcej się kto uczy, tym bardziej zyskuje przeświadczenie o nieudolności swojej, na każde wakacje wyjeżdżałem za granicę, a to w celu, aby się czegoś dowiedzieć i nauczyć co mi zbywało […} Kiedy w roku 1829 wyjeżdżałem do Wiednia powierzony mi został młodziutki Szopen, już odznaczający się niezwykłym talentem, który później w świecie muzycznym zasłynął…

          Droga młodych podróżników do stolicy cesarstwa Habsburgów wiodła przez Opoczno, Końskie, Miechów, Kraków, Wadowice, Bielsko, Cieszyn i dalej przez Morawy. Ważnym punktem programu było zwiedzanie Krakowa i okolic. Zaplanowano tygodniowy pobyt w Małopolsce – od czwartku 23 do następnego czwartku 30 lipca.

      Pod Miechowem przeżyli wypadek dyliżansu, w kole pękła oś. Na szczęście nikomu nic nie stało, ale musieli zatrzymać się na nocleg. Tam też Chopinowi, jak opisują to jego współtowarzysze, przydarzyła się następująca przygoda: całemu zdarzeniu przyglądała się - z wielką uwagą - pewna staruszka, która płynną francuszczyzną poczęła strofować młodych ludzi, że tacy jak oni powinni tu na miejscu służyć ojczyźnie, a nie ją opuszczać. Podeszła do Fryderyka i przypomniała mu pewne zdarzenie  sprzed dziesięciu laty, a mianowicie jeden z jego  pierwszych warszawskich koncertów, kiedy to dziewięcioletniemu wówczas pianiście, wzruszona jego grą, słynna, włoska śpiewaczka, sopranistka Angela Catalini, przepowiedziała wspaniałą przyszłość, jako kompozytora i pianisty. W dowód uznania ofiarowała mu złoty zegarek. Usłyszawszy te słowa, zdumiony Fryderyk sięgnął po swój czasomierz, na którym istotnie znajdowała się dedykacja wielkiej sopranistki. Okazało się, że owa staruszka niegdyś była służącą Angeli Catalini.

            Do Krakowa dotarli naprawionym dyliżansem, we czwartek,  23 lipca. Dawna stolica Rzeczpospolitej przywitała ich wyniosłymi wieżami licznych kościołów, oraz już wówczas usypanym, górującym nad miastem, kopcem Tadeusza Kościuszki. Jednak młodzi ludzie, którzy przybyli tu z wielkiej, gwarnej, znacznie rozbudowanej w czasach Stanisława Augusta, Warszawy, zobaczyli miasto, które w tym czasie najwspanialsze karty historii miało już za sobą. Liczba stałych mieszkańców nie przekraczała dwudziestu kilku tysięcy. Podwawelski gród trwał w zastoju, bez jakichkolwiek perspektywicznych przedsięwzięć. Jedynie Uniwersytet, od 1818 roku oficjalnie nazywany Jagiellońskim, był ostoją polskości i jako jedyna polska uczelnia  przygarniał studentów ze wszystkich trzech zaborów.

            Romuald Hube był świetnym przewodnikiem dla niewielkiej grupki podopiecznych. Znał Kraków, bowiem sam mieszkał tu przez kilka lat. Postanowił, że zatrzymają się  nie w śródmieściu, ale po drugiej stronie Wisły, na jej południowym brzegu, w Podgórzu. Zjechali do zajazdu „Pod Czarnym Orłem”, mieszczącym się przy Rynku Podgórskim 13. Ten, do dziś istniejący neoklasycystyczny budynek, z  2. połowy XVIII wieku,  z odnowioną kilka lat temu fasadą (niestety, do tej pory nie ma tam żadnej, nawet najmniejszej tablicy, upamiętniającej to wydarzenie)  stał się bazą wypadową dla grona, młodych przyjaciół, a kilkudniowy pobyt był świetną okazją do poznania miasta i jego zabytków. W zbiorach Archiwum Państwowego, pod nr syg. AV 663 znajduje się fotografia z ok. 1913 r.  przedstawiająca ten obiekt, który wówczas już nie był zajazdem,  z adnotacją, iż właśnie tu  nocował  Fryderyk Chopin.
           Fotografia wykonana została w zakładzie fotograficznym  „Secesya”, który   działał  w latach 1910  - 1914, a mieścił się w pobliżu, przy tym samym podgórskim Rynku, pod numerem 8.

          Jednak, jedyną najpewniejszą  informacją o tym, gdzie byli w Krakowie, są ich wpisy do dwóch pamiątkowych ksiąg: Księgi Gości Biblioteki Jagiellońskiej i Księgi Zwiedzających Kopalnię Soli w Wieliczce.

               W  zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej przechowywana jest Księga Gości, w której  na karcie nr 86, pod datą 23 lipca 1829 roku, Fryderyk Chopin złożył autograf obok podpisów kolegów: Żegoty Maciejewskiego, Alfonsa Przemysława Brandta, Marcelego Celińskiego, Mieczysława Potockiego i Romualda Hubego,.

        W owym czasie rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego był prof. medycyny Sebastian Girtler, a dyrektorem Biblioteki Jagiellońskiej, prof. Jerzy Samuel Bandtkie*[4], znakomity historyk i językoznawca.  Na to stanowisko powołany został w 1811 roku i już w roku następnym, udostępnił bibliotekę dla wszystkich osób, nie tylko studentów i pracowników macierzystej uczelni. Jednak największą jego zasługą było uporządkowanie i skatalogowanie zbiorów bibliotecznych.

    Kiedy Chopin i jego koledzy  zwiedzali  Collegium Maius, miało ono jeszcze swój oryginalny, szesnastowieczny charakter. Sam gmach  w wiek XIX  wkroczył, jako poważnie nadwyrężona,  z wolna chyląca się ku upadkowi budowla. W latach sześćdziesiątych XIX wieku, pierzeja północno – zachodnia arkadowego dziedzińca  stanowiła już tylko na wpół zburzoną ruinę.   Były nawet zakusy na całkowite wyburzenie Collegium Maius.   W rezultacie w latach 70-tych  XIX wieku przebudowano go w stylu neogotyckim. Dopiero  w latach 50–tych i 60-tym XX wieku pod kierunkiem prof. Karola Estreichera juniora nadano mu kształt, jaki dzisiaj widzimy.  W zbiorach Muzeum UJ znajdują się fotografie i ryciny dokumentujące ten stan.
I właśnie taką, z zewnątrz zaniedbaną siedzibę - jednej z największych polskich bibliotek  - zobaczył Fryderyk Chopin.

                   Nie wiemy, kto oprowadzał młodych ludzi, możemy jedynie przypuszczać, że zrobił to sam dyrektor. O tym. jak mogło odbywać się zwiedzanie Biblioteki oraz przechowywanych tam bogatych zbiorów, nie tylko bibliotecznych, dowiadujemy się  z zapisków Klementyny z Tańskich Hoffmanowej*[5], wielce zaprzyjaźnionej z całą rodziną Chopinów. Odbyła ona swoją podróż po Małopolsce dwa lata wcześniej, w 1827 roku, skrupulatnie notując swoje wrażenia.
Collegium Maius opisała  tak:

Obok najmilszych i towarzyskich przyjemności, któremi nas otaczają uprzejmi nad wszelki wyraz mieszkańcy Krakowa, ledwie przez dwa dni znalazł się czas do obejrzenia dokładnego Akademii Krakowskiej, jej biblioteki, gabinetów i kościoła. Akademia Jagiellońska ma za sobą lat powagę, urok wspomnień i cechę starożytności, a chociaż nie przedstawia oczom owych wielkich gmachów, do których nas przyzwyczaiły budowle nowożytnych, do umysłu i serca przemawia. Przy dosyć wąskiej stojąc ulicy, przy ulicy Ś. Anny, jest ścieśniona, i tem samem przypomina wieki kiedy stawiana była.

                Bez wątpienia Romuald Hube poprowadził grupę młodych ludzi na Krakowski Rynek, do Sukiennic, do kościoła Mariackiego, kolegiaty św. Anny, Bramy Floriańskiej, Barbakanu, oraz oczywiście - na Wawel. Wprawdzie już wówczas zamek królewski był tylko nikłym odbiciem przebrzmiałej świetności, to jednak katedra nadal pełna była największych skarbów z zakresu architektury, rzeźby i malarstwa. Być może mieli nawet okazję wysłuchać grającego na organach Wincentego Gorączkiewicza*[6], organisty katedralnego.

           Niestety, Wolne Miasto Kraków, w pierwszej połowie XIX, utraciło swoją rangę, blask i splendor. Podupadało na wszystkich polach i z wolna zamieniało się w zaniedbane, szare, senne miasto, leżące gdzieś na peryferiach, a jednak przyciągnęło ich uwagę, zauroczyło, o czym świadczą kolejne słowa Chopina z listu do Tytusa Wojciechowskiego:

Kraków mię zajął tak, że mało chwil na myślenie o domu i Tobie poświecić mogłem.

             W programie wycieczek po okolicach Krakowa była - modna wówczas - Wieliczka. Kopalnia Soli, licząca ponad 700 lat, już od końca XVIII wieku, stawała się atrakcją turystyczną. O tym, jak odbywało się zwiedzanie Wieliczki w I połowie XIX w. wiemy, m. in. z zapisków  nieocenionej Klementyny Hoffmanowej. Możemy więc domniemywać, że  Chopin i towarzyszące mu osoby doznawały podobnych lub nawet takich samych wrażeń i emocji.

 Tak tę wyprawę do salin  wielickich opisała w:  „Rozrywkach  dla dzieci. Przejażdżka w Krakowskie”
        W przyjemnem, z pięciu osób złożonem towarzystwie, otrzymawszy od Dyrekcyi górniczej pozwolenie i przewodnika, oświadczywszy, że nie chcemy iść schodami tylko na linie spuszczać się, poszliśmy do otworu kopalni, miejsca, które na szopę wygląda; w środku jest otwór w kształcie ogromnej studni, i nim zstępują robotnicy i ciekawi; zajrzawszy w tę ciemną głębinę, którą się ma przebyć, mimowolny dreszcz przechodzi; pióro, podanego zapisania nazwiska swojego w księdze ku temu sporządzonej, drży z lekka w ręku, a długie płócienne koszule, w które oblekają podróżnych dla oszczędzenia sukien, zdają się być przypomnieniem ostatniego śmiertelnego ubioru.

          Młody Frycek z towarzyszami zjechali do kopalni w piątek  24 lipca. Świadczą o tym pozostawione przez nich autografy w Księdze Gości Kopalni Soli -  chociaż znalazłam tam pewną nieścisłość. Na stronie oznaczonej datą 24 lipca 1829 roku, oprócz podpisów innych zwiedzających, znajdują się podpisy i naszych przyjaciół, ale tylko przy swoim autografie Przemysław Brandt wpisał datę 23 lipca 1829 r. Taka ciekawostka. Nie mógł być tam sam, bowiem jego podpis znajduje się pomiędzy autografem Maciejewskiego, a Romualda  Hubego.

          Kraków, a właściwie Podgórze  (prawobrzeżna dzielnica Krakowa, która w  latach 1784 – 1915  stanowiła samodzielne - Wolne Królewskie Miasto – Podgórze),  dla młodych wycieczkowiczów stało się  miejscem, z którego każdego poranka robili wypady w bliższe i dalsze okolice. Postanowili także wybrać się do Doliny Prądnika, słynącej  ze wspaniałych, zapierających dech w piersiach widoków. Wycieczkę do Ojcowa zaplanowali na niedzielę, 26 lipca. Wg prognozy pogody na ten dzień, zamieszczonej w krakowskiej gazecie  „Czas”,  przewidywano pogodę ładną, słoneczną z niewielkim wiatrem. 

                 Zwiedzili Ojców, Pieskową Skałę oraz groty Czarną i Królewską (Łokietka). Można przypuszczać, że szczególnie Chopinowi zależało na zobaczeniu tych miejsc, które przecież tak mocno były związane z tematyką wystawianych w Warszawie przedstawień: opery Elsnera „Król Łokietek” i baletu Kurpińskiego „Wesele w Ojcowie”.
            Wszyscy uczestnicy wyprawy byli zachwyceni, chociaż - jak świadczą o tym ich zapiski - mocno zmęczeni i zmoknięci.
Wspominali:

... choćby dla niczego, to dla tej prawdziwej piękności Ojcowa, warto było zmoknąć...  Ojców istotnie ładny…

            A jaki miała przebieg ta dosyć dramatyczna ekspedycja, dowiadujemy się z listu Fryderyka  do rodziców, napisanego bezpośrednio po przyjeździe do Wiednia, 1 sierpnia 1829 roku.

… Nim zacznę opisywać Wiedeń, powiem co się stało z Ojcowem. W niedzielę po obiedzie, nająwszy sobie wóz czterokonny krakowski za 4 talary, paradowaliśmy w nim jak najwyborniej. Minąwszy miasto i piękne okolice Krakowa, kazaliśmy naszemu woźnicy jechać prosto do Ojcowa, sądząc iż tam mieszka pan Indyk, chłop u którego wszyscy zwykle nocują, gdzie i panna Tańska nocowała także. Nieszczęście chciało, że pan Indyk mieszka o milę od Ojcowa, a nasz woźnica nieświadomy drogi, wjechał w Prądnik rzeczkę,  a raczej przeźroczysty strumień,  i nie można było znaleźć innej drogi, bo na prawo i lewo skały. Około godziny 9 tej wieczorem, spotkało nas tak koczujących i niewiedzacych co czynić, jakichciś dwóch ludzi: ci ulitowawszy się nad nami, podjęli się przewodniczyć aż do Pana Indyka. Musieliśmy iść piechotę dobre pół mili, po rosie, pośród mnóstwa skał i ostrych kamieni. Często rzeczkę po okrągłych belkach potrzeba było przechodzić i to wszystko nocą ciemną. Nareszcie po wielu trudach i kuksach, marudach, zaleźliśmy przecie do p. Indyka. Nie spodziewał się tak późno gości. Dał nam pokoik pod skałą, w domku umyślnie dla gości zbudowanym. Tam gdzie Pani Tańska stała! Każden więc z moich kolegów rozbiera się i suszy przy ogniu roznieconym na kominku przez poczciwą panię Indykową. Ja tylko usiadłszy w kąciku, mokry po kolana medytuję czy się rozbierać i suszyć, czy nie: aż tu widzę jak pani Indykowa zbliża się do pobliskiej komory po pościel; tkniemy zbawiennym duchem idę za nią i spostrzegam na stole mnóstwo wełnianych czapek krakowskich. Czapki są podwójne, niby szlafmyce. Zdesperowany kupuję jedną za złoty, rozrzynam na dwoje, zdejmuję buty owijam nogi a przywiązawszy dobrze, tym sposobem oswabadzam się od niechybnego przeziębienia. Przybliżywszy się do kominka, napiłem się wina, naśmiałem z poczciwymi kolebusiami a tymczasem pani Indykowa posłała nam na ziemi, gdzieśmy się wybornie przespali…

            Krótki pobyt Chopina w Krakowie znalazł, aczkolwiek niewielkie, to jednak emocjonalne podsumowanie w cytowanym już powyżej listach do  przyjaciół i rodziców.   Niestety, nigdy w Krakowie nie koncertował, bowiem pobyt, intensywny i obfitujący w przygody, był typowo turystyczny, chociaż zaowocował także muzycznie. W tym samym bowiem  roku 1829  skomponował Rondo a la Krakowiak F-dur*[7], na fortepian i orkiestrę. Zadedykował go księżnie Annie z Sapiehów Czartoryskiej, żonie  Adama Jerzego Czartoryskiego. Księżna na emigracji związana była ze środowiskiem hotelu Lambert. Założyła Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich. Prowadziła również Instytut Panien Polskich oraz przytułek pod nazwą "Dom św. Kazimierza”.  Natomiast jej mąż Adam Jerzy był stryjem księcia Aleksandra - małżonka księżnej Marceliny Czartoryskiej, najwierniejszej i jednej z najzdolniejszych uczennic Chopina.

            To wielkie rondo koncertowe, po raz pierwszy publicznie Chopin wykonał 18 sierpnia 1829 roku, we Wiedniu.

            Podsumowując, można pokusić się o stwierdzenie, że Kraków nie miał szczęścia do Chopina. Jednakże możemy znaleźć nici łączące miasto „dwojako”, a nawet „trojako” z genialnym kompozytorem i pianistą. Mianowicie: młodzieńczą, wakacyjną wycieczką, pamiątkami po nim, jakie przechowywane są w Collegium Maius i Bibliotece Jagiellońskiej oraz osobą wspomnianej już księżny Marceliny Czartoryskiej.   

             Księżna Marcelina z Radziwiłłów Czartoryska, o lat siedem młodsza od Chopina, była osobą niezwykłą; wszechstronnie wykształconą, wytworną, aczkolwiek skromną damąskupiającą wokół siebie wybitne osobowości jej czasów,  jednym słowem – prawdziwym mecenasem sztuki.  Była także, nie tylko ulubioną uczennicą Chopina, ale również jego najwierniejszą przyjaciółką i niezawodną opiekunką oraz doskonałą i uznaną w ówczesnej Europie pianistką.

          Kiedy zamieszkała w Paryżu, prowadziła salon artystyczny, w którym bywali nie tylko wybitni przedstawiciele polskiej emigracji, ale również elita intelektualna ówczesnej Francji. Tam też chętnie bywał i dawał koncerty Fryderyk Chopin. To właśnie ona, księżna Marcelina,  po jego powrocie z Anglii, w 1848 r., na rok przed  śmiercią, otoczyła go serdeczną i najtroskliwszą opieką. To właśnie ona urządziła schorowanemu kompozytorowi mieszkanie w Paryżu, a nawet wybrała odpowiedni dla niego  fortepian. To właśnie ona  zadbała o obecność jego najbliższych, w tym siostry Ludwiki Jędrzejewiczowej ( która później, zgodnie z życzeniem umierającego kompozytora, zabrała jego serce do Polski, gdzie  umieszczone zostało w kościele św. Krzyża w Warszawie) To właśnie ona, w tych ostatnich, najtrudniejszych chwilach krótkiego, a tak owocnego życia,  nieustannie czuwała przy jego łożu śmierci. Legenda głosi, że umierającemu Chopinowi, na jego życzenie, grała muzykę Mozarta.    
 
               W 1869 roku Marcelina i Aleksander  Czartoryscy przenieśli się do Krakowa i kupiwszy dawną rezydencję Justusa Decjusza – willę w stylu włoskiego renesansu, osiedli tu na stałe. Księżna, podobnie jak w Paryżu, prowadziła dom otwarty, który szybko stał się pierwszym i najważniejszym krakowskim salonem. Była wybitną pianistką, jednak z racji swojego urodzenia nie mogła poświecić się profesjonalnej karierze. Koncertowała więc charytatywnie  w salonach i pokazywała, jak grać Chopina. Ci, którzy mieli przyjemność słyszeć grę samego mistrza Fryderyka, twierdzili, że to właśnie ona, jak  nikt inny z jej  współczesnych, najpiękniej i najwierniej oddaje jego styl oraz maestrię.  Księżna Marcelina, osoba wrażliwa na wszelkie ludzkie nieszczęścia i niesprawiedliwości, była także inicjatorką wielu użytecznych przedsięwzięć, jak np. dzięki jej pomocy powstał Szpital Dziecięcy św. Ludwika. Była także wielką   protektorką Towarzystwa Muzycznego, a jej starania przyczyniły się do otwarcia,  w 1888 roku,  konserwatorium muzycznego. Zawsze  zachowując wdzięczną pamięć po swoim mistrzu, była również pomysłodawczynią  powstania w Krakowie – „Pokoju z pamiątkami po Fryderyku Chopinie”.

Po jej śmierci, w   krakowskim „Czasie”, 6 czerwca 1894 r.  zamieszczono taki nekrolog:  

„Nową, dotkliwą stratę ma do zapisania miasto i społeczeństwo polskie. Wczoraj o godz. 9 wieczorem rozstała się z tym światem księżna Marcelina Czartoryska, pani, która rozumem, wykształceniem i talentami  przez długie lata jaśniała w kraju i zagranicą, a łącząc z niemi siłę charakteru i wielką miłość bliźniego i Ojczyzny, wysokie zajmowała stanowisko w społeczeństwie naszem.” 

            W Krakowie, a przede wszystkim w Uniwersytecie Jagiellońskim, przechowywanych jest szereg cennych pamiątek związanych z Fryderykiem Chopinem. Do najważniejszych należy 5 autografów muzycznych; cztery  z nich  – Barcarolla Fis – dur, Scherzo E - dur oraz  trzy mazurki, znajdują się  w Bibliotece Jagiellońskiej, a Rondo a` la Krakowiak w Fundacji Książąt Czartoryskich,  a obecnie, dzięki zakupowi całej kolekcji w zbiorach Muzeum Narodowego.  Był tam także  piękny portret księżnej pędzla Gaetano Ferri, z 1852 r. ale kiedy w 2010 roku chciałam wypożyczyć go na organizowaną przeze mnie wystawę, powiedziano mi, że już go tam nie ma!

                  Natomiast  Muzeum UJ Collegium Maius opiekuje się  licznymi przedmiotami, które niegdyś należały, lub związane były z Chopinem. Do najcenniejszych należą dwa fortepiany firmy Pleyel.

          Już na   zakończenie, zabawny drobiazg – mój limeryk, który powstał osiem lat temu, kiedy przygotowywałam wystawę o Chopinie w Krakowie. Sądzę, że w niekonwencjonalny, żartobliwy, a nawet nieco przewrotny  sposób przybliża sylwetką  Fryderyka Chopina, jako młodego, pełnego życia, twórczej pasji człowieka, któremu nie obce były różnorodne przyjemności oraz radości dnia codziennego.

             W Collegium Maius, pomiędzy innymi pamiątkami po kompozytorze, znajduje się haft (herbaciane róże na turkusowo niebieskim tle) wykonany własnoręcznie przez George Sand, dla Fryderyka, jako pokrycie krzesła do fortepianu.

Wiemy natomiast, że ulubionymi kwiatami Chopina były fiołki – nie róże.  Brzmi on tak:

Haftowała George Sand dla Chopina róże
Wszak uczucie między nimi takie duże
A ja tam fiołki wolę
Z kim innym już  swawolę
Wystukał jej Fryderyk na klawiaturze

         Początkiem listopada, następnego 1830 roku, Fryderyk Chopin wyjechał w swoją kolejną zagraniczną podróż, jak się okazało ostatnią, bowiem nigdy już do ojczyzny nie powrócił.

Suplement:

Sala Zielona  - piękny, muzealny  salon -  w Collegium Maius przez kilka lat,  u początków mojej „kustoszowskiej kariery”  w Muzeum UJ, była  dla mnie także miejscem pracy.  Prof. Karol Estreicher junior, dzięki któremu prawie  całe moje  dorosłe życie związałam  z  Collegium Maius,  polecił  tu postawić moje biurko. Stało pod oknem, wychodzącym na arkadowy dziedziniec, niedaleko fortepianu*[8], na którym Fryderyk Chopin koncertował w Szkocji na rok przed śmiercią, bo w 1848 roku. Oczywiście,  było ono równie piękne, stylowe, by nie zaburzać wytwornej harmonii, właśnie takiej, jaka do dzisiaj panuje w tej Sali.
Czy to nie było jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie można sobie wymarzyć;  i  do  pracy,  i do codziennego spędzania  w nim kilku godzin? 

==============
We wszystkich cytatach zachowana jest oryginalna pisownia.
1. Tytus Wojciechowski (1808 - 1879), przyjaciel Fryderyka. W czasach szkolnych mieszkał na stancji u Chopinów.

2. Gaspare Spontini (1774 – 1851), włoski kompozytor. We Włoszech, Francji i Niemczech skomponował kilkanaście oper. Ciekawe, którą z nich podziwiał młody Chopin?

3.  Romuald Hube (1803 - 1890), prawnik i historyk. Studiował w Krakowie, Warszawie i Berlinie. W 1878 roku wybrany został członkiem Rady Stanu Królestwa Polskiego.

4. Jerzy Samuel Bandtkie (1768 - 1835), bibliotekarz i bibliograf, filolog, historyk i językoznawca. Przez wiele lat prowadził polemikę z niemieckimi i czeskimi historykami na temat polskich korzeni Śląska.

5. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa (1798 - 1845), pisarka i tłumaczka. Jedna z pierwszych polskich autorek książek dla dzieci. Po upadku powstania listopadowego zamieszkała, wraz z mężem, w Paryżu. Nazywana była "Matką Wielkiej Emigracji".

6. Wincenty Gorączkiewicz (1789 - 1858), kompozytor, dyrygent, ceniony organista katedry wawelskiej.

7.  Anna   Zofia z Sapiehów Czartoryska (1799 - 1864), żona Adama Jerzego Czartoryskiego. Na emigracji związana była ze środowiskiem hotelu Lambert. Założyła Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich. Prowadziła również Instytut Panien Polskich oraz przytułek "Dom św. Kazimierza".

8. Fortepian firmy Pleyel z drzewa różanego, inkrustowanego  miedzianymi żyłkami z roku 1847.  Wewnątrz pudła rezonansowego znajduje się odręczny podpis fryderyka Chopina: „Frederic Chopin, 15 novembre 1848”.

 
Odpowiedz
#2
Bardzo ciekawy felieton o nieznanej powszechnie odysei młodego Chopina po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Osobiście z ciekawością przeczytałam, bo znam i lubię tamtejsze okolice. Przyjazne dla piechura niezbyt lubiącego zmiany poziomów podczas wędrówki, acz spragnionego "widoczków" i ciekawych miejsc. Uwielbiam Ojców i Dolinę Prądnika. Kraków - bajka.
Felieton bardzo dobry, acz nie wolny od usterek. Jest trochę powtórzeń, błędów edycyjnych, trochę szwankuje interpunkcja. Ale nic to, jeśli historia ciekawa.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
Dziękuję Mirando,
miło, że przebrnęłaś przez te wszystkie cytaty. To one wydawały mi się istotne, bowiem wprowadzały w  atmosferę Krakowa z lat dwudziestych dziewiętnastego wieku.
W wolnej chwili spróbuję wyłapać niedoróbki, o których piszesz.

Serdecznie
m
Odpowiedz
#4
No, jeśli chcesz, mogę Ci wskazać konkretne miejsca, gdzie szwankuje to i owo Wink
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Tak, proszę Smile
Odpowiedz
#6
Okej, w takiem razie opracuję uwagi i jutro będą gotowe Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Z góry dziękuję Smile
Odpowiedz
#8
Nie ma sprawy.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#9
No to zaczynamy Smile


Cytat:Rok 2010  ogłoszony został Rokiem Fryderyka Chopina,  z okazji  200.  rocznicy urodzin.

Tutaj coś nie gra składniowo. Tak lepiej:
"Z okazji jubileuszu 200-lecia urodzin, rok 2010 został ustanowiony Rokiem Fryderyka Chopina".


Cytat:-  jakżeby gdzie indziej -
"gdzieżby indziej".


Cytat:W katedrze podczas mszy świętej koncertował Kevin Kenner, znakomity amerykański pianista, laureat Konkursu Chopinowskiego z 1990 roku,  na specjalnie w tym celu  sprowadzonym z Lipska fortepianie Pleyela,  a  Jerzy Trela  dał prawdziwy  popis kunsztu aktorskiego,  recytując norwidowski „Fortepian Chopina”.
"Norwidowski" wielką literą. Odnazwiskowe przymiotniki jakościowe piszemy wielką literą, gdy mamy na myśli coś, co należy do osoby, o której mowa, co jest dla niej charakterystyczne, co jest z nią realnie związane, o co możemy zapytać zaimkiem dzierżawczym "czyj?". Gdy piszemy "Fortepian Chopina", mamy na myśli ten konkretny wiersz, nie wiersz stylizowany na Norwida. Z kolei jeżeli używamy małej litery (np. "norwidowska ironia"), to chodzi nam o ironię taką jak Norwida, podobną do niej, wzorowaną na niej (w tym przypadku postawimy więc raczej pytanie "jaki?").


Cytat:Ponad 230. lat temu
Bez kropki po zapisie cyfrowym.


Cytat:(bo, w 1787 roku)  
Według mnie zbędne dopowiedzenie. A jeśli już ma być, to zamiast nawiasów należałoby ująć w przecinki i pozbyć się przecinka po "bo".


Cytat:W Auli Jagiellońskiej, ponownie wystąpił Kevin Kenner (z zespołem – Ensemble XIX),
Bez przecinka przed "ponownie". I bez nawiasów.


Cytat:Wakacje, w 1829 roku, dla Fryderyka Chopina zapowiadały się niezwykle interesująco.
Bez przecinków.


Cytat:Planował, wspólnie z kilkoma kolegami ze Szkoły Główniej Muzyki Uniwersytetu Warszawskiego wyprawę do Wiednia.
Bez przecinka.


Cytat:Nota bene  - Szkoła Główna Muzyki
Przecinek zamiast myślnika.


Cytat:otrzymała nazwę - Szkoły Głównej Muzyki
Bez myślnika.


Cytat:W 1828 roku, dla zdolnego osiemnastolatka, nadszedł czas na zagraniczne podróże.
Bez przecinków.


Cytat:Młodych  ludźmi  powierzono opiece,  zaledwie o 6 lat starszego od Fryderyka dr praw Romualda Hubego
Bez przecinka. "Doktora", nie "dr".


Cytat:od czwartku 23 do następnego czwartku 30 lipca.
Czy ta informacja jest konieczna? Jeśli tak, to powinna brzmieć: "od 23. do 30 lipca".


Cytat:Pod Miechowem przeżyli wypadek dyliżansu, w kole pękła oś, na szczęście nikomu nic nie stało, ale musieli zatrzymać się na nocleg.
"W kole pękła oś (...)" jako osobne zdanie lub, zachowując styl felietonu - zamiast przecinka - średnik. Osobiście optuję jednak za wyodrębnieniem zdania.

Cytat:poczęła strofować młodych ludzi - że tacy jak oni powinni tu na miejscu służyć ojczyźnie, a nie ją opuszczać.
Przecinek zamiast myślnika.


Cytat:Usłyszawszy te słowa zdumiony Fryderyk sięgnął po swój czasomierz
Przecinek po "słowa".


Cytat:zobaczyli miasto, które w tym czasie, najwspanialsze karty historii miało już za sobą.
Bez drugiego przecinka.


Cytat:i jako jedyna polska uczelnia, przygarniał studentów ze wszystkich trzech zaborów.
Bez przecinka.


Cytat:pod nr 8.
W tekstach epickich unikamy skrótów.

Cytat:prof. medycyny Sebastian Girtler, a dyrektorem Biblioteki Jagiellońskiej, prof. Jerzy Samuel Bandtkie
Jak we wcześniejszej uwadze.


Cytat:Dopiero  w latach 50 –tych i 60-tym XX w.
50. i 60. XX wieku.


Cytat:Nie wiemy kto oprowadzał młodych ludzi, możemy jedynie przypuszczać, że zrobił to sam dyrektor.
Przecinek przed "kto".


Cytat:nikłym odbiciem czasów swojej przebrzmiałej świetności
Bez "przebrzmiałej". Wystarczy "nikłym odbiciem swojej przeszłości".


Cytat:Młody Frycek z towarzyszami zjechali do kopalni w piątek - 24 lipca.
Bez myślnika.


Cytat:ze wspaniałych widoków, zapierających dech w piersiach.  
"Ze wspaniałych, zapierających dech w piersiach widoków.


Cytat:mocno były związane z tematyką wystawianych w Warszawie; opery Elsnera „Król Łokietek” i baletu Kurpińskiego „Wesele w Ojcowie”.
(...) z tematyką wystawianych w Warszawie przedstawień: (...)


Cytat:W tym samym 1829  roku skomponował Rondo a la Krakowiak F-dur*[7], na fortepian i orkiestrę.
W tym samym bowiem 1829  roku (...)


Cytat:oraz przytułek "Dom św. Kazimierza”
oraz przytułek pod nazwą Dom św. Kazimierza

Cytat:To wielkie rondo koncertowe, po raz pierwszy publicznie, Chopin wykonał, 18 sierpnia 1829 roku
Bez przecinków.


Cytat:Do najważniejszych należy 5 autografów muzycznych; 4 z nich  – Barcarolla Fis – dur, Scherzo E - dur oraz  3 mazurki
W utworach epickich unikamy zapisu cyfrowego.

Ot, taka mała garstka uwag ode mnie Smile
Serdecznie pozdrawiam!
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#10
Mirando,
serdecznie dziękuję za benedyktyńsko – koronkową pracę nad mankamentami mojego tekstu. 
 A tak chciałam przybliżyć nieznany (lub mało znany) fragment z życia naszego Wielkiego Kompozytora i Pianisty Fryderyka Chopina.

Teraz tylko mogę przeprosić za moją niestaranność, poprawić wg wskazówek oraz...  pomilczeć.

Pozdrawiam
Odpowiedz
#11
Czy Ty aby nie przesadzasz, Nebbio? Uwag jest dużo, ale to drobiazgi. Jak pisałam w pierwszym komentarzu - bardzo dobry felieton.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#12
Poprawki naniesione, jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości