Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Podążając wśród mroku (właściwa część)
#1
witam przedstawiam początek historii pięciu różnych osobowiści z przestępczego półświatka Sinaru. Tutaj co jakiś czas będę umieszczał kolejne rozdziały, wiem że wcześniej umieściłem wstęp ale chciałem po prostu w sumie zobaczyć czy mój sposób pisania nie będzie budził śmieszności mimo bardzo długiej przerwy (ostatnia moja przygoda z pisaniem miała miejsce w czasach szkolnych a od nich minęło w moim życiu parę ładnych lat) więc zapraszam do lektury. mam zamiar powoli wrzucać kolejne części o ile będę miał czas na spisywanie je ze swoich notatek . Od razu zaznaczam podobnie jak miejsce akcji (fikcyjne polskie miasto stworzone na wzor amerykanski którego prawdziwe oblicze będę odkrywał w kolejnych rozdziałach) tak też same grupy przestępcze i ich organizacja są bardzo luźno oparte na rzeczywistych. życze miłej lektury

I. Koniec spokoju
Poranek. Ciężko mówić, że Słonce powoli budziło miasto ze snu, gdyż w Sinarze zawsze się coś działo, niezależnie czy było to południe czy też północ. W ładnym lecz skromnym mieszkaniu w odnowionej kamienicy mieszkał pierwszy z bohaterów tej historii. Już sam fakt, że lokum znajdowało się w lepszej części Centrum świadczyło, że jego właściciel nie należał do ludzi biednych. Środku panował porządek. Na ścianach znajdowało się sporo plakatów, a półki były wypełnione czasopismami i płytami. Adrian, bo tak miał na imię ten młodzieniec o blond włosach i jasnej karnacji odsypiał ciężką noc. Nagle obudził go głośny hałas dobiegający z łazienki. Chwycił broń spod poduszki. Poderwał się tak gwałtownie, że ciężko było uwierzyć, że dopiero co się obudził. Podszedł powoli do drzwi łazienki. Złapał oddech próbując odrzucić wszelkie zdenerwowania. Gwałtownie otworzył drzwi.
- Co ty robisz? – wrzasnęła dziewczyna.
- Przepraszam skarbie – powiedział opuszczając pistolet – myślałem, że dawno ciebie już tu nie ma.
- Czy w ten sposób chcesz mnie wygonić.
- Edyta daj spokój – Adrian podszedł i pocałował ją czule –
Między nimi była dosyć spora, widoczna gołym okiem, różnica wieku. Chociaż, mówiąc szczerze, Edycie figurę i wdzięk mogłaby pozazdrościć niejedna nastolatka.
- Już wychodzisz? – dziwił się Adrian widząc że jego kochanka była już ubrana i kończyła się malować.
- Czemu jesteś zaskoczony? Nie od dziś wiesz, że uciekam do siebie jeszcze gdy śpisz– powiedziała bardzo się spiesząc, w oka mgnieniu przeniosła się z łazienki do kuchni – Chcesz może kawy?
- Byłbym wdzięczny – odparł Adrian wracając do łóżka – Jedno mnie dziwi. Dlaczego nie chcesz, żebym cię poznał bliżej...
- Sex to nie wystarczająco blisko? – zapytała Edyta stając w drzwiach kuchni.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. Gdybyś tylko chciała, opowiedziałbym tobie wszystko...
- Ale tego nie chce. Adrian daj spokój. Niemal codziennie to przerabiamy – powiedziała zdenerwowana wracając do kuchni.
Adrian wiedział, że i dziś nic nie wskóra. Najwidoczniej Edyta coś ukrywała. Może coś ją hamowało przed związkiem. Jednak mówiąc szczerze, wcale mu nie przeszkadzało, że był jej kochankiem, problem pojawiał się wtedy, gdy znów jego serce mówiło, że to jednak za mało. Włączył telewizor. Akurat leciały poranne wiadomości. Adrian nie przewidywał, że to co teraz usłyszy będzie zwiastunem ciężkich czasów, dla niego jak i ludzi z którymi pracuje.
„ Dzisiejszej nocy doszło do zabójstwa biznesmena Andrzeja Bukowskiego. Do zajścia doszło gdy mężczyzna w towarzystwie swoich ochroniarzy opuszczał urodziny znanego reżysera sinarskiego Wojciecha Krzeczyckiego. Zamaskowany zabójca, który, jak mówią naoczni świadkowie, wyłonił się nagle z tłumu, zaczął strzelać w kierunku biznesmena, po czym uciekł z miejsca strzelaniny. Oprócz Bukowskiego zginęło również kilku jego ochroniarzy oraz przypadkowych gapiów. A oto pozostałe wiadomości...”
Adrian siedział na łóżko jak zahipnotyzowany. Te parę sekund mieszanki obrazu i głosu ekranie otumaniło go bardziej niż nie jedna używka. Z tego transu obudziło go dopiero pytanie Edyty:
- Co ci jest? Znałeś Bukowskiego? –
- Nie osobiście... po prostu dla niego pośrednio pracowałem –odparł rozkojarzony Adrian - Do niego należały niemal wszystkie kluby w Centrum.
Nagle rozległ się dźwięk z telefonu. Adrian natychmiast podszedł odebrać. Od czasów gdy odciął się od swojej przeszłości, tylko wąskie grono ludzi znało jego adres i numer telefonu. Nie mylił się.
- Kto mówi?
- Siema kolego, tu Elegant. Black chce się z tobą widzieć... jak najszybciej.
- Widziałeś poranne wiadomości?
- Raczej. W organizacji tylko o tym mówią. Gadają, że śmierć Lisa też ma z tym jakiś związek. Ale myślę że resztę szef ci powie. Bądź za godzinę w klubie „Gutta”. To ważne.
- Dobra już się zbieram.
Adrian odłożył słuchawkę. Strach i napięcie mało nie rozrywały jego serca. Próbował uspokoić emocje. Rozejrzał się pomieszkaniu.
- Edyta, chyba musisz już...
Zdanie przerwał hałas zamykanych wejściowych drzwi. Edyta wyszła zostawiając Adriana z burzą myśli. Chłopak czuł, że coś jest nie tak. A może to tylko mu się wydaje. Przecież starszy Bukowski był szefem całej grupy, a on... tylko żołnierzem jakich wielu było w ich grupie.
- „Pewnie dla takich szaraków jak ja śmierć szefa będzie bez znaczenia, nic to nie zmieni” – pomyślał – „A swoją drogą, ciekawe czy Edyta zdążyła zrobić tą kawę” – przekserował po chwili swoje myśli
To był atut Adriana. Potrafił bardzo szybko zniwelować w sobie zdenerwowanie. Nie wiedział jednak jak bardzo jego pierwsze myśli były trafne. Póki co wyjął z szafy garnitur i zaczął go prasować. W jego pracy obowiązywał zwyczaj noszenia eleganckich ubrań. Adrian nie przepadał za tym. Był przecież młodzieńcem, który powinien cieszyć się życiem. Jednak jego życie potoczyło się inaczej.
**************************
W innej części Centrum, w obskurnym mieszkaniu mieszkał drugi bohater tej historii. W pomieszczeniu panował niemożliwy do ogarnięcia wzrokiem, ogromny bałagan. Ubrania zagrywały niemal każdy skrawek podłogi. Na stolikach można było znaleść sporo resztek jedzenia, pustych butelek po wódce oraz brudnych naczyń, wewnątrz których bakterie były coraz bliżej odkrycia koła. Na kanapie spał jakiś mężczyzna. Niedopite butelki i wczorajszy strój świadczyły, że sen przyszedł wraz z ostatnim kieliszkiem. Po wielu minutach prób, mężczyznę obudził dzwonek do drzwi. Założył szybko jakiś szlafrok leżący na ziemi obok kanapy. Mocno przymulony podszedł do drzwi. Nie był zbyt zadowolony, gdy spojrzał przez wizjer. Kręcił głową i mamrotał coś pod nosem, ale mimo wewnętrznego oporu otworzył drzwi. Ujrzał w wejściu, swojego nowego szefa, zwanego z racji wyglądu Druidem. Był to elegancko ubrany wysoki starszy mężczyzna drobnej postury, o siwych zaczesanych do tyłu włosach i białej krótkiej brodzie. Towarzyszył mu Biały, po śmierci Lisa, jego ochroniarz i prawa rękę.
- Druid? Biały? Czego chcecie o tak rannej porze?
- Możemy wejść Ogon? – zapytał Druid.
- Śmiało, proszę -
Druida odrzucał niesamowity chaos wewnątrz mieszkania . Białasa natomiast wyraźnie bawiło to.
- Widzę, że jak zwykle całonocne picie do lustra – zapytał szyderczo.
- Odpowiem ci krótko chłopcze... pierdol się.
Już nigdzie nie było wolnego, niezasypanego śmieciami lub ubraniami, miejsca do siedzenia, więc Białas zrzucił wszystko z jakiegoś krzesła, natomiast Ogon siadł na kanapę. Nagle obaj spojrzeli zaskoczeni na nadal stojącego Druida.
- Nie siadasz? – zdziwił się Ogon.
- Niby gdzie? –odparł mężczyzna.
Ogon wstał i zrzucił jak przed chwila Białas ubrania z krzesła. Teraz dopiero Druid usiadł.
- Wybacz, nie jestem tak bezpośredni jak Białas – spojrzał z politowaniem w stronę kolegi Druid.
- Po prostu nie jestem pyskatym skurwysynem – wtrącił Ogon.
- Pilnuj języka, dobrze ci radze – pogroził Białas.
- Bo co?
Sytuacja stawała się napięta. Ogon i Białas byli gotowi rzucić się do bitki. Sytuacje próbował uspokoić Druid.
- Spokojnie. Nie po to tu przyszliśmy by psuć sobie nerwy od rana.
- Domyślam się – odparł Ogon szukając w pustych paczkach na stoliku jakiekolwiek papierosa.
- Słyszałeś, że Bukowski nie żyje?
Ogon zamarł na chwilę, ale dosłownie w oka mgnieniu emocje zeszły z niego. Wydawało się nawet, że w tym momencie tylko nad czym się zastanawiał a informacja nawet nie dotarła do jego uszu. Odpalił papierosa.
- Też mi ważna sprawa. Mogliście to mi powiedzieć wieczorem – odparł.
- To nie wszystko. Możliwe, że śmierć Bukowskiego jest powiązana z śmiercią Lisa – dodał Druid.
- Niby dlaczego? Nie chce tutaj nic mówić na temat naszego byłego szefa, ale w samej grupie był tylko porucznikiem, a Bukowski... wielkim szefem. To jak do chuja można powiązać obie sprawy poza tym, że należeli do jednej grupy.
- Zrozum – nagle wtrącił się Białas z poważną miną – to nie jest robota amatorów. Gdy zginął Lis zamachowiec bez trudu załatwił moich ludzi, których za nim wysłałem. Teraz ginie Bukowski, który był w asyście blisko dziesięciu swoich ochroniarzy i też ginie. Szczerzą mówiąc pierdoli mnie to czy naprawdę ktoś planuje rozpocząć z nami wojnę lub który z ważniaków później zginie. Nie wiem jak ty, ale ja zrobiłbym wszystko, żeby dowiedzieć się kto stoi za śmiercią Lisa. Dobrze wiesz, że bez niego nie osiągnęlibyśmy tak wiele, szczególnie ty powinieneś to wiedzieć.
- No tak... ale co ja mam do tego. Po co mi to mówicie? – Ogon był zdezorientowany
- Junior chce się dowiedzieć, kto stoi za tymi dwoma zabójstwami – zaczął wyjaśniać Druid.
- Nic dziwnego. Obaj zabici byli dla niego osobiście ważnymi osobami. Lis miał być następcą i prawą ręką Juniora a ojciec... to już mówi samo za siebie – stwierdził Ogon.
- Dokładnie. Dlatego Junior chce powołać zespół, który ma, jakby to ująć, przeprowadzić śledztwo w tej sprawie.
- Komisja śledcza w organizacji mafijnej? Nie wierzę! Jaja sobie ze mnie robicie.
Ogon zaczął się śmiać, ale widząc, że jego kumple wyraźnie obruszyli się jego zachowaniem, opanował emocje.
- Wy nie żartujecie? – zapytał niepewnie.
- Nie – odparł podirytowany Białas.
- Każdy z oddziałów grupy, przedstawi po jednym kandydacie do zespołu. Dzisiaj o 22 w willi Bukowskich odbędzie się spotkanie członków zespołu – wyjaśnił Druid.
- A kogo od nas wyznaczyli? – zapytał Ogon.
- Ciebie.
- Co? Jakim kurwa sposobem? – Ogon poderwał się z kanapy.
- Pewnie Lis opowiedział o twoich zdolnościach Juniorowi, a gdy on coś postanowi to Grzywa musi się dostosować...
- Nie, nie. Nie ma mowy. Wiesz co mi zrobią inni gdy dowiedzą się o mojej przeszłości – wrzasnął Ogon.
- Teraz to ja jestem twoim szefem i karzę tobie uczestniczyć w tej akcji – rozkazał zdenerwowany Druid, a wprawienie go w taki stan było naprawdę trudne.
- Wielki kurwa szef się znalazł...
- Co Ogon powiedziałeś?
- Daruj sobie tą szopkę Druid. Dobrze wiemy, że gdyby Białas nie odpierdolił i nie latał z bronią po chodniku, to teraz mógłbyś mnie cmoknąć-
Nagle Białas wściekły uderzył dłońmi o stolik.
- Koniec kurwa. Nie mogę was słuchać. Ty Druid, jeśli z ciebie taki wielki szef to udowodnij to prowadzając nasze lokale, bo jak na razie co zrobił Lis to ty to pierdolisz. A ty Ogon... szkoda nawet gadać. Jesteś jak wrak. Żyjesz przeszłością, której nie da się cofnąć. To Lis cie tylko ratował przed rynsztokiem, bez niego znów powoli zmierzasz na dno.
- Nie rozumie... o co ci chodzi?
- O to! – Białas podniósł pustą butelkę po wódce - O ciebie! O to jak żyjesz! – wskazał na zabrudzone ściany – A przed wszystkim o to!...
Białas podszedł do kanapy, sięgnął pod poduszkę. Wyciągnął stare zdjęcie Ogona z jego byłą żona i córką. Ten podbiegł do niego i wyrwał mu fotografie. Odepchnął Białego tak mocno, że młodzieniec wywrócił się na ziemię.
- Widzisz o czym mówię – kontynuował podnosząc się z ziemi młodzieniec – Jeśli chcesz ich odzyskać to odzyskaj najpierw dawnego siebie.
Ogon zamilkł. Nic nie mówił spojrzał na siebie na zdjęciu. Czy możliwe było że aż tak się zmienił. Podszedł niepewnie do lustra jakby po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu, przyjrzał się czy to widać jego odbicie czy też nie. Prawda uderzyła w niego. Wyglądał teraz jak stary wyniszczony pijak. Twarz była spuchnięta od alkoholu. I co najważniejsze, w swoich oczach nie widział siebie. Miał wrażenie, że widzi odbicie obcego człowieka. Zwiesił głowę w dół. Oparł się o lustro.
- Dobra niech wam będzie. Dołączę do tego cyrku – powiedział po chwili
Jego kumple nic nie mówili. Jeden do drugiego kiwał na znak, że pora lepiej już iść.
- Niech ochłonie – powiedział szeptem Druid do Białasa po czym krótko zwrócił się do Ogona – Pamiętaj 22 w willi Bukowskich. My już sobie pójdziemy. Trzymaj się.
Ogon został sam.
- Jak to możliwe, że tego nie zauważyłem? – mówił do siebie na głos – Jestem imbecylem!
Zdenerwowany uderzył z całej siły w lustro. To rozbiło się rozcinając dłoń. Krew powoli kapała na podłogę. Ogon nic nie robił, tylko stał. Był uwięziony wśród tysięcy myśli. Wprawdzie udział w tym „śledztwie” to mogła być droga do odzyskania swojego życia, a później dzięki temu swojej rodziny, ale też prosta droga po własną śmierć. Ogon chciał zaryzykować. I tak był już niemal jak żyjący trup.
***
Jeden z wielu kościółków w Centrum. Skromnie urządzony, mało wiernych oznaczało mało kasy. Większość mieszkańców chętniej niż do Kościoła chodziło do miejscowych klubów, kasyn i innych miejsc szybkiej i niewymagającej nic, poza pieniędzmi, rozrywki. Nagle wejściu pojawiło się pięciu elegancko ubranych mężczyzn. Gołym okiem było widać, że nie pasują do tego miejsca. Rzucający się w oczy wysoki, łysy mięśniak to Słoń, drugi podobnie wystrzyżony chodź drobny i wyglądający jakby dopiero co przechodził chemioterapie to Widmo. Obaj byli najbliższymi ochroniarzami porucznika mafijnej grupy Bukowskich, którego wszyscy z racji swojej nieobliczalności nazywali Cudakiem. Byli tam jeszcze dwaj ochroniarze, Wałek i Igor. Nie wiele znaczyli w oddziale. Byli idiotami, którzy potrafili mocno przywalić komuś po gębie gdy zaszła taka potrzeba.
- Poczekajcie tutaj – nakazał swoim ochronie Cudak.
Szedł powoli. Dumnie. Rozglądał się dookoła. Wydawało się, że przez swoją pychę starał się podirytować samego Boga. Podszedł do jednej z ławek, w której klęczał młody chłopak. Żarliwie modlił się, do tego stopnia, że wydawał się całkowicie odcięty od otoczenia. Na szyi miał zawieszony duży srebrny krzyż. Był ubrany w starą skórzaną kurtkę. Cudak siadł obok niego.
- Zabawne. Tak dawno tu nie byłem. Już myślałem, że rozpuszczę się zaraz po wejściu – zaczął gangster.
- Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać? – zdziwił się młodzieniec.
- Miejscem Księdza jest Kościół nieprawdaż? O ile wiem dalej tak cie nazywają.
- Chyba nie przyszedłeś tutaj się modlić?
- Czemu tak sądzisz? – uśmiechnął się Cudak
- Za dobrze znam ciebie...szefie.
- Masz racje. W Sinarze tylko przez czynny a nie modlitwę można coś osiągnąć. Mi nie zależy tak jak tobie na ...jak to nazywają? A wiem! Zbawieniu.
- Skąd pomysł, że o to się modle.
- Bo za dobrze znam ciebie. To dla mnie dziwne. Przecież to Bóg dał ci twój talent. Nie znam lepszego kolesia od mokrej roboty, niż ty. Można w sumie powiedzieć, że być tym złym jest twoim przeznaczeniem.
- Może kiedyś. Teraz zajmuje się tylko ochroną twoich lokali – odparł Ksiądz.
- Właśnie w tej sprawie przychodzę do ciebie.
Ksiądz nagle zainteresowany spojrzał na Cudaka, przerwał swoją zadumę i siadł w ławce.
- O czym mówisz?
- Wiesz chyba że starszy Bukowski nie żyje.
- Widziałem artykuł w gazecie.
- To również wiesz, że teraz to Junior rządzi całą grupą. Nakazał utworzenie zespołu, który po cichu ma dowiedzieć się kto stoi za tym wszystkim. Każdy z kapitanów wyznaczył jednego kandydata ze swojego oddziału. Profesor zdecydował, że to ciebie wyślemy jako naszego reprezentanta.
- Coś mi się wydaje, że raczej nie będzie to cicha robota, skoro porucznicy nawet o tym wiedzą. Domyślam się też, że wcale nie maczałeś palców przy tym wyborze? – zapytał ironicznie Ksiądz.
- Zrozum na krótki czas ty i tamtych czterech pozostałych staniecie się najważniejszymi osobami w grupie. Profesor umiejscowił nas na samym końcu w swoim oddziale. To jest dla nas szansa, oczywiście o ile tego nie spierdolisz...
Nagle siedząca nieopodal jakaś starsza kobieta na dźwięk słów Cudaka przerwała mu.
- Młody człowieku mógłbyś nie używać takich słów w takim miejscu – zwróciła się podirytowana.
- Zamknij się i pilnuj swojej pierdolonej książeczki. My tu załatwiamy ważne sprawy – odparł zdenerwowany Cudak.
- Młodzieńcze, trochę szacunku.
- Słuchaj babuniu. W przeciwieństwie do ciebie mi zostało jeszcze kilkadziesiąt pięknych lat do życia. Ty skoncentruj się na rozmowach z Bogiem bo już nic więcej, poza wybraniem trumny i zgniciem w grobie nie pozostało ci na tym świecie.
Starsza kobieta obruszyła się. Zapłakana wyszła z ławki i udała się do wyjścia co chwilę zerkając za siebie w stronę Cudaka. Ten tylko się uśmiechnął i odwrócił się w stronę Księdza, który nie krył zdziwienia.
- Wybacz, że powiedziałem „pierdolona książeczka” – kontynuował Cudak poprawiając pasek – to jak będzie, zgadzasz się?
- Skoro rozkaz pochodzi od samego Profesora to nie mogę się nie zgodzić – odparł niechętnie Ksiądz.
- Dobra to bądź o dziesiątej wieczorem w willi Bukowskich. Tam Junior osobiście przekaże ci resztę instrukcji. Swoją drogą jedno mnie zastanawia. Kiedyś byłeś inny, co z Toba się stało? Dawny Ksiądz...co ja gadam, dawny Siekacz nie modlił się całe dnie, nie znał pojęcia spokoju. Gdzie on się podział? – zapytał Cudak wychodząc z ławki.
- Go już tu nie ma. Umarł jakiś czas temu – odparł Ksiądz.
- Mam tylko nadzieje, że nie straciłem dawnych umiejętności. Jeśli nie chcesz być zmuszony znów zabijać, to nie możesz sobie pozwolić nawet na drobny błąd. A jeszcze jedno, Profesor oczekuje, że będziesz składał nam szczegółowy raport z waszych działań. Nie wiadomo kto jutro może zginąć. Trzymaj się i ...powodzenia.
Ksiądz wrócił do swej modlitwy, chodź teraz jego myśli nie szły do Boga, lecz krążyły po jego głowie.
-„Boże, kiedy to się skończy” – pytał w myślach.
Odpowiedz
#2
Cytat:Ciężko mówić, że Słonce powoli budziło miasto ze snu, gdyż w Sinarze zawsze się coś działo, niezależnie(,)czy było to południ(,) czy też północ.
chochlik: Słońce
poza tym zabrakło przecinków
Cytat:W ładnym(,) lecz skromnym mieszkaniu w odnowionej kamienicy mieszkał pierwszy z bohaterów tej historii.
kolejny przecineczek
Cytat:Środku panował porządek.
raczej w środku Smile
Cytat:Adrian, bo tak miał na imię ten młodzieniec o blond włosach i jasnej karnacji(,) odsypiał ciężką noc.
wtącenie przydałoby się lepiej zaznaczyć imho...
Cytat:Chwycił broń spod poduszki.
spod poduszki to on mógł broń wyciągnąć, chwycić tylko wtedy, gdy leżała na wierzchu Smile
Cytat:Poderwał się tak gwałtownie, że ciężko było uwierzyć, że dopiero co się obudził.
nie wiem jak innych, ale mnie to powtarzające się "że" gryzie. Proponuje zmianę: Pderwał się gwałtownie przez co trudno było uwierzyć, że dopiero się obudził ;D
Cytat:- Przepraszam skarbie – powiedział opuszczając pistolet – myślałem, że dawno ciebie już tu nie ma.
- Czy w ten sposób chcesz mnie wygonić.
Wielka litera i znak zapytania aż proszą się o Twoją uwagę...
Cytat:- Edyta(,) daj spokój – Adrian podszedł i pocałował ją czule –
Między nimi była dosyć spora, widoczna gołym okiem, różnica wieku. Chociaż, mówiąc szczerze, Edycie figurę i wdzięk mogłaby pozazdrościć niejedna nastolatka.
następny przecinek i coś Ci się tu rozbiło...
Cytat:Najwidoczniej Edyta coś ukrywała. Może coś ją hamowało przed związkiem. Jednak mówiąc szczerze, wcale mu nie przeszkadzało, że był jej kochankiem, problem pojawiał się wtedy, gdy znów jego serce mówiło, że to jednak za mało. Włączył telewizor. Akurat leciały poranne wiadomości. Adrian nie przewidywał, że to co teraz usłyszy będzie zwiastunem ciężkich czasów, dla niego jak i ludzi z którymi pracuje.
Na Twoim miejscu popracowałabym nad tym fragmentem Tongue
Cytat:Dzisiejszej nocy doszło do zabójstwa biznesmena Andrzeja Bukowskiego. Do zajścia doszło gdy mężczyzna w towarzystwie swoich ochroniarzy opuszczał urodziny znanego reżysera sinarskiego Wojciecha Krzeczyckiego.
powtórzenie doszło, doszło...
Cytat:Te parę sekund mieszanki obrazu i głosu ekranie otumaniło go bardziej niż nie jedna używka.
jesli niejedna jest przymiotnikiem z nie pisana jest łącznie Tongue
Cytat:- Nie osobiście... po prostu dla niego pośrednio pracowałem–odparł rozkojarzony Adrian - Do niego należały niemal wszystkie kluby w Centrum.
po wielokropku stosujemy wielką literę, poza tym powtarza się niego, niego. Nie podoba mi się również pogrubione zdanie. Ah tak i jeszcze myślnik, daj po nim spację...
Cytat:Black chce się z tobą widzieć... jak najszybciej.
- nie muszę powtarzać, prawda?
Cytat:Ale myślę(,) że resztę szef ci powie.
przecinek!
Cytat:Strach i napięcie mało nie rozrywały jego serca.
nie da sie tego ująć inaczej?
Cytat:Przecież starszy Bukowski był szefem całej grupy, a on... tylko żołnierzem jakich wielu było w ich grupie.
i wielokropek po raz 3...
Cytat:Był przecież młodzieńcem, który powinien cieszyć się życiem. Jednak jego życie potoczyło się inaczej
. życie, życie jest nowelą... Powtórzonko...
Cytat:Ubrania zagrywały niemal każdy skrawek podłogi
Że co proszę? Chyba zaKrywały...
Cytat:Na stolikach można było znaleść sporo resztek jedzenia, pustych butelek po wódce oraz brudnych naczyń, wewnątrz których bakterie były coraz bliżej odkrycia koła.
O jakie inteligentne paskudy Tongue
resztek po jedzeniu, i imho lepiej brzmi: wewnątrz których bakteriom niewiele brakowało do wynalezienia koła.(powtarza się było)
Cytat:Niedopite butelki i wczorajszy strój świadczyły, że sen przyszedł wraz z ostatnim kieliszkiem.
może zamiast z kieliszkami sen przyszedł z ostatnimi kroplami alkokolu?
Cytat:Po wielu minutach prób, mężczyznę obudził dzwonek do drzwi.
gramatyka szwankuje w tym tworze :p
Cytat:Był to elegancko ubrany wysoki starszy mężczyzna drobnej postury, o siwych zaczesanych do tyłu włosach i białej krótkiej brodzie.
Eh... Osoba drobnej postury nie może być wysoka...
Cytat:- Śmiało, proszę -
Druida odrzucał niesamowity chaos wewnątrz mieszkania . Białasa natomiast wyraźnie bawiło to.
rozbicie po raz 2 i wyrażnie TO bawiło
Cytat:- Widzę, że jak zwykle całonocne picie do lustra – zapytał szyderczo.
- Odpowiem ci krótko chłopcze... pierdol się.
pierwsze zdanie jest jakieś niedkończone, drugie - wielka litera po wielokropku Tongue
Cytat:Już nigdzie nie było wolnego, niezasypanego śmieciami lub ubraniami, miejsca do siedzenia, więc Białas zrzucił wszystko z jakiegoś krzesła, natomiast Ogon siadł na kanapę.
- Proponuje zrezygnować z już i przecinka
Cytat:- Wybacz, nie jestem tak bezpośredni jak Białas – spojrzał z politowaniem w stronę kolegi Druid.
- Po prostu nie jestem pyskatym skurwysynem – wtrącił Ogon.
wybacz, ale jakoś nie wiem co ma jedno do drugiego....
Cytat:Ogon zamarł na chwilę, ale dosłownie w oka mgnieniu emocje zeszły z niego.
em jakby to powiedzieć? Druga część zdania po prostu nie pasuje...
Cytat:Wydawało się nawet, że w tym momencie tylko nad czym się zastanawiał a informacja nawet nie dotarła do jego uszu.
nawet, nawet to raz, dwa: przepraszam, ale o co chodzi? Albo cos jest źle przepisane, albo to zdanie jest niezrozumiałe zupełnie...
Cytat:a Bukowski... wielkim szefem.
wielka litera po wielokropku Tongue
Cytat:Zrozum – nagle wtrącił się Białas z poważną miną – to nie jest robota amatorów.
wielka litera na początku zdania...
Cytat:Szczerzą mówiąc pierdoli mnie to czy naprawdę ktoś planuje rozpocząć z nami wojnę lub który z ważniaków później zginie.
i znowu nie wiadomo o co chodzi...
Cytat:- Teraz to ja jestem twoim szefem i karzę tobie uczestniczyć w tej akcji
Ci nie Tobie...
Cytat:Odepchnął Białego tak mocno, że młodzieniec wywrócił się na ziemię.
- Widzisz o czym mówię – kontynuował podnosząc się z ziemi młodzieniec – Jeśli chcesz ich odzyskać to odzyskaj najpierw dawnego siebie.
powtórzenie młodzieniec
Cytat:Prawda uderzyła w niego.
prawdopodobie miała to być rzeczywistość, tak?
Cytat:Nagle wejściu pojawiło się pięciu elegancko ubranych mężczyzn.
raczej w wejściu
Cytat: Za dobrze znam ciebie...szefie.
Za dobrze Cię znam... Szefie.
Cytat:Bo za dobrze znam ciebie.
Bo za dobrze Cię znam.

Na razie tyle. Z tego co widzę piszesz dla siebie, nie zawsze zwracając uwagę na czytelnika. Ty wiesz o co chodzi, ale osoba czytająca juz nie, co wytknęłam w Twoim tekscie kilka razy. Dalej, albo masz problem z interpunkcją, albo ten tekst przpisywany był bardzo szybko. Parę razy wskazałam Ci błędy w użyciu wielokropka, niestety jest ich wiecej... Tak samo ma sie sprawa przecinków. Setki razy podczas rozmowy korzystasz z imion bohaterów. Gdyby postacie były lepiej opisane, możnaby uzywać określeń zastępczych: brunet, blondyn, trzeydziestolatek, gość, właściciel, itp, itd. Dialogi wydaja mi się nieporadne. Niektóre fragmenty wręcz odpychają, choć inne są całkiem niezłe.
Moja rada, zanim zdecydujesz sie coś opublikować odłóż tekst na jakis czas - może na kilka dni, może na 2 tygodnie. Wtedy wyłapiesz w nim więcej błędów. polecam także lekturę wielu książek.
Mam nadzieję, że mój komentarz Cię nie zrazi. Nie jest on złośliwy.
Zobaczymy co się będzie dalej działo w tej historii.

Pozdrawiam,
Kali
Rezygnuję z udzielania się na forum.
Wszystkim, którzy na to zasługują, wielkie dzięki za poświęcony czas i uwagę.
Odpowiedz
#3
chciałbym zaznaczyć, że nie odpychają mnie żadne komentarze. Dialogi są niedopracowane, gdyż praktycznie nie mogłem jeszcze pokazać w dokładniejszy sposób osobowości swoich postaci, tnz. 1.Ksiądz (dawniej Siekacz), który marzy o odejściu ze świata mafii, ze znanych tylko sobie przyczyn, 2. Ogon, który skrywa pewną tajemnice która nie spodobała by się pozostałym "znajomym po fachu", ale teraz musi wyjść z wygodnego mroku, aby odzyskać swoje dawne życie, 3. Adrian grzeszący naiwnością ale skrywający w sobie coś, przez co bezlitosny gangster Black wprowadził go w szeregi mafii. A także pojawiły się wzmianki o Edycie, Blacku, Cudaku, Elegancie, którzy zapełnią skutecznie tło, chodź katalog postaci (które przez wile dni rozrysowywałem w notatkach) w tej histori wynosi ponad 100 "eksponatów", zresztą chciałem wprowadzić troche humoru do dialogów dopiero z postacią Poki (czwartego uczestnika zespołu). Ale będę miał do tego sposobność dopiero w następnym rozdziale. Proszę jak najbardziej o wyłapywanie błędów, od razu umieszczam je w swoich notatkach. Gdy wszystko będzie już napisane i co najważniejsze poprawione, umieszcze jeszcze raz pełną ostateczną wersje tekstu. Przyznam bez bicia, że ten post to dla mnie źródło rad i korekty tekstu, nazwijmy go próbnego, a nie publikacja ostatecznej wersji tekstu.
Odpowiedz
#4
II. Spotkanie z Juniorem
Adrian był bardzo zdenerwowany. Zresztą kto by nie był, gdyby za dwie godziny miałby stanąć twarzą w twarz z jednym z greckich bogów, a kimś takim w Sinarze był niegdyś stary Bukowski, a dziś jego syn, którego wszyscy, oczywiście gdy nie ma go obok, określają jako Junior. Pozostałymi byli inni wielcy przywódcy grup przestępczych w Sinarze. Kto jest na tym Olimpie Zeusem? Nikt nie wiedział. Szczególnie gdy dla gangsterów w Centrum Dzielnica Zachodnia pozostawała tajemnicą. To działało w obie strony. Nic więc dziwnego, że zwykły żołnierz bez doświadczenia denerwuje się przed spotkaniem z wielkim bossem swojej grupy. To zabawne, ile spraw w myślach człowiek może poruszyć, gdy stoi zdenerwowany przed lustrem.
Ktoś dobijał się na komórkę Adriana. Ten był pochłonięty doborem jak najlepszego krawatu. Dziwne. Przeważnie miał to gdzieś.
- Siema. Mam nadzieję, że jesteś jeszcze na chacie? –
- Już kończę się ubierać. Czemu dzwonisz Elegant? – zdziwił się Adrian.
- Black uznał, że lepiej będzie jeśli ktoś z tobą pojedzie. Padło na mnie.
- Dobra, to poczekaj przed kamienicą. Zaraz będę.
- Pamiętaj jak się spóźnimy to Black raczej nie będzie zadowolony.
- Spokojnie zdążymy. O ile nie zatrzymasz się na jakieś dupy – zażartował Adrian.
- Nie ma problemu. W domu mam jeszcze trzy na czarną godzinę. A zresztą o czym my gadamy. Zbieraj się szybko –
Adrian zaczął się śmiać. Z Elegantem żył bardzo dobrze. Nawet się zaprzyjaźnili. Co nie było częstym zjawiskiem w mafii sinarskiej. To czy z kimś się trzymało zależało jedynie od narzuconej odgórnie hierarchii, albo gdy po prostu było to opłacalne. W przypadku Adriana i Eleganta nie miało to znaczenia. Obaj byli biednymi szarakami w szeregach mafii sinarskiej. Trzeba jednak przyznać, że określenie „biedny” nie do końca do nich pasował. W Centrum tylko główne uliczki, odnowione kamienice, wieżowce, kluby i inne atrakcje przyjemne do oka miejsca„Nowego Centrum” były zaliczane do tych lepszych i bogatszych. Była to mała cześć całości Centrum. W trzewiach dominowała bieda, która miejscami dorównywała slumsom na Zachodniej. Większość żołnierzy mafii wywodziła się z biednych i niebezpiecznych ulic Centrum. Mafia oferowała im dobre życie na poziomie. Nie trudno było zgadnąć, że właśnie to skłoniło Eleganta do obrania takiej drogi w życiu. Sportowe fury, imprezy, drogie ciuchy i gorące laski. Taki mały raj zbudował sobie ten młodzieniec. Jednak ten świat pochłaniał większość pieniędzy które zarabiał pracując dla Blacka. Adrian nie miał problemu z odnalezieniem samochodu Eleganta. Sportowe Audi po tuningu, wyróżniało się na tle starych zaparkowanych samochodów przed kamienicą. Sam Elegant, przystojny mężczyzna z zadbaną fryzurą, dobrze ubrany wyróżniał się w szarym tłumie. Właśnie gadał z jakimiś skąpo i jednocześnie zachęcająco ubranymi dziewczynami, ale gdy tylko zauważył Adriana nagle uraczył je zaskakującą obojętnością.
- Siema Adi. Jak tam nerwy przed spotkaniem? – zapytał witając się z przyjacielem.
- Mogłoby być lepiej – odparł krótko - Jedziemy?
- Jasne wsiadaj.
Dziewczyny były wyraźnie urażone tym, że zostały tak bezczelnie, ich zdaniem, zlekceważenie przez Eleganta.
- A co z nami? Nie chcesz już mojego numeru?
- Słoneczka. Szczerze mówiąc to jednak wole nie zaśmiecać sobie spisu w telefonie.
- Ty jebany chuju – wrzeszczały wkurzone dziewczyny.
Elegant włączył silnik. Spojrzał na rozbawioną minę Adriana. Sam zaczął się śmiać. Szybko wyjechał z parkingu. Czas naglił. Tymczasem powaga i zdenerwowanie zaczęły zwyciężać na twarzy Adriana.
- Nie przejmuj się tą sytuacją – zaczął rozmowę Elegant widząc zadumę kumpla – niejeden chciałby być na twoim miejscu. Pewnie Junior sypnie ładnie hajsem.
- Ale Elegant nie kumam dlaczego ja. W sumie nie rozumiem też, dlaczego Black zwerbował mnie do organizacji. Żaden ze mnie siłacz ani mózgowiec. A teraz jeszcze to?
- Właściwie każdy z nas czasami się zastanawia, dlaczego dano mu taką szansę. Ale nie należy w takiej sytuacji narzekać tylko cieszyć się z otrzymanej okazji. Brać z życia jak najwięcej. Gdyby nie Black nadal musielibyśmy zdobywać kasę na ulicy, albo zapierdalać całe dnie za marną płace w jednej z fabryk na Południowej. Takie życie obrali moi starzy, ale nie ja. Wiesz jak mówią. Gdyby ciężką pracą można było się wzbogacić najbogatsi byliby niewolnicy.
- Ale to za duża odpowiedzialność. Przyjmując nas do siebie Black powierzył nam swoje życie. Nie wiem co sobie myślał gdy zatrudniał mnie.
- A podobno to właśnie dzięki niemu zostaniesz dzisiaj przedstawiony Juniorowi.
- Jak to? – zdziwił się Adrian.
- Może i Black nie jest kimś ważnym w hierarchii mafijnej, ale prawda jest taka, że tylko on i Vendetta ratują dupę Roberto w przypadku jakiekolwiek wojny. Pozostali porucznicy w oddziale to bardziej biznesmeni niż gangsterzy, zresztą jak sam Roberto. Dla niego liczą się tylko zyski. Dlatego ludzie tacy jak Black nie są zbyt dobrze opłacani w naszym oddziale, ale to nie zmienia faktu że szef musi się z nimi liczyć. Co więcej Black przyjaźni się z Vendettą, więc gdy i on poparł twoją kandydaturę to pozostali musieli milczeć.
- Dlaczego on mi to robi?
- Kto i co? Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Chodzi mi o Blacka. Skąd u niego tyle oczekiwań wobec kogoś takiego jak ja.
- Szczerze mówiąc nie dziwie się mu. Sam jeśli komuś miałbym oddać swoje życie pod opiekę to na pewno tylko tobie.
- Piłeś coś?
- Mówię szczerze. Jesteś kimś kogo ciężko spotkać w naszej profesji.
- To znaczy kim?
- Dobrym człowiekiem.
To stwierdzenie zatkało Adriana. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel ma aż takie dobre zdanie na jego temat.
- Czemu zamilkłeś? – zdziwił się Elegant – Nie jesteśmy przestępcami. Black mówił, że stary Bukowski unikał powiązania naszych lokali z narkotykami, prostytucją i takimi tam.
- Ale nie jesteśmy przedsiębiorcami. I chodź teraz nie różnimy się od zwykłych ochroniarzy i managerów lokali, to jednak w razie potrzeby będziemy musieli zabić.
- Myślisz, że za tymi zabójstwami coś się kryje.
- Tego się dowiem. Przynajmniej oni mają taką nadzieję.
***

Dzielnica Północna. Najbardziej reprezentacyjna ze wszystkich części Sinaru. To tutaj swoje wille mają wszystkie gwiazdy, którym Sinar przyniósł sukces, sławę i pieniądze. Nie było tu żadnych starych kamienic, tłoku, ani biedy tak często spotykanej w reszcie miasta. Luksusowe butiki przyciągały wielu nadzianych klientów. W nocy, gdy turyści wracali do swoich hoteli ulice i chodniki stawały się puste. Mimo to i tak przepych tej okolicy sprawiał że Elegant znacznie bardziej niż przed siebie, podczas jazdy przyglądał się wystawanym willą.
- Kiedyś tu zamieszkam – nagle stwierdził.
- Żeby tutaj mieszkać musisz być milionerem, a nam jak na razie to nie grozi – pozbawił przyjaciela złudzeń Adrian.
- Skąd wiesz może i do nas kiedyś uśmiechnie się los –
- Uśmiechnął się, dlatego że mieszkamy w obskurnych mieszkaniach, ani nie głodujemy.
- Jesteśmy młodzi. Należy nam się coś z życia. Tylko starzec myśli o tym by nie umrzeć głodnym.Tym dla ciebie jest szczęście? Skromne życie, żeby wystarczyło na potrzeby?
- Nie. Dla mnie szczęściem jest skromne życie ale bez problemów. Może inaczej bym gadał, gdybym miał trochę lepiej za dzieciaka. W porównaniu z tamtymi czasami, moje obecne życie to niebo.
- W sumie masz racje. Zawsze się zastanawiałem jakim cudem udało ci się wyrwać z Zachodniej. Swoją drogą nie ciekawi cię co z twoimi dawnymi kumplami?
- Ciekawi, ale wiem, że jeśli odnowie z nimi kontakt Zachodnia znów zagości w moim życiu. A to jest ostatnia rzecz jaką bym chciał – powiedział trochę posmutniały Adrian.
- Ja za dzieciaka natomiast zawsze przyglądałem się tym wszystkim turystą. Kiedy ja kantowałem i kradłem by mieć trochę kasy na życie oni przyjeżdżali i wydawali w jedną noc to co ja zarobiłem przez miesiąc. Nie zazdrościłem im bo wiedziałem, że nie ważne jak, ale i ja tak kiedyś będę żyć na co dzień co oni tylko podczas swoich wyjazdów. Pamiętam jak wczoraj, dzień gdy z ciekawości przejechałem się na stare śmiecie po tym jak zacząłem pracować dla Blacka. Dawne mięśniaki których tak się obawiałem nagle skamienieli. Czuli że jestem od nich lepszy, a co ważniejsze też to czułem. A pomyśleć, że tylko drobny szczęśliwy traf dzielił mnie od życia, które teraz prowadzę. Przez te wszystkie lata zrozumiałem jedno. Niewiele zależy od nas. Nasze życie to zbieg wielu spraw niezależnych od nas. Można pomóc szczęściu ale gdy zabraknie go chodź trochę i tak nic nie osiągniesz.
Adrian był niesamowicie zaskoczony słowami Eleganta. Znał go raczej od strony osobnika – konsumenta, a nie kogoś, kto kiedykolwiek zastanawiał się nad sprawami, które nie wiązały się z portfelem lub małymi przyjemnościami.
- To tutaj – zwolnił Elegant.
Zatrzymali się przed bramą. Przed nią stało czterech strażników. Jeden z nich podszedł do samochodu. Elegant uchylił szybę.
- Czego tutaj szukacie? – zapytał strażnik.
- Jesteśmy od pana Robertowskiego. Podwożę mojego kolegę na spotkanie.
- Dobra wjeżdżajcie. Ale zachowujcie się spokojnie. Tutaj każdy po zabójstwie Bukowskiego jest nerwowy. Jakiekolwiek wygłupy lub dwuznaczne zachowanie może skończyć się dla was źle.
Strażnik dał znać swoich kompanom by otworzyli bramę. Elegant wjechał na posesje. Willa była dosyć okazała, ale w porównaniu z innymi na Północnej raczej nie budziła jakiegoś niesamowitego zachwytu. Cały teren patrolowali uzbrojeni strażnicy. Było ich naprawdę sporo, i co gorsze byli bardzo nerwowi i podejrzliwi.
- Czuje się jak na wojnie. Takiej ochrony nie ma nawet w Białym Domu - stwierdził Elegant.
- Kto wie co naprawdę oznaczają te zabójstwa. Może Junior będzie kolejny na liście. Nic dziwnego, że są bardzo ostrożni.
Elegant podjechał pod frontowe wejście. Zgasił silnik i chciał już wyjść, gdy zatrzymał go jeden ze strażników.
- Może wejść do środka tylko reprezentant pana Robertowskiego. Kierowca ma poczekać do końca spotkania na parkingu.
Elegant wsiadł z powrotem do pojazdu. Mrugnął okiem do idącego ku wejściu Adriana, po czym pośpieszany przez strażników pojechał w stronę wyznaczonego parkingu. Adrian przed wejściem został przeszukany. Miał przy sobie pistolet. Strażnicy szybko mu go odebrali.
- Oddamy go po spotkaniu – poinformował go strażnik – proszę za mną.
Wnętrze budynku również rozczarowało Adriana. Jak na wille szefa grupy mafijnej nie było okazale. Puste korytarze z paroma obrazami na ścianach. Gdzie te antyki, które sobie wyobrażali w takich miejscach.
- „Spora chałupa jak na szaraka, mała jak na rodzinę Bukowskich” – pomyślał.
Strażnik zaprowadził go do ogromnego salonu. Akurat temu pomieszczeniu nic nie brakowało. Ale Adrian nie patrzył na wspaniały autoportret poprzedniego szefa, ani na rzeźby, które wyglądały na cenne. Zwrócił natomiast uwagę na czterech znajdujących się w pomieszczeniu mężczyzn. Adrian nie znał Księdza ani Ogona. Oprócz nich był wysoki, łysy, młody i wyjątkowo poważny mężczyzna w drogim garniturze. Cechował go spokój, chodź bacznie obserwował Adriana i pozostałych. Kolejnym gościem był siwiejący mężczyzna w średnim wieku. Był ubrany w kolorową koszulkę i dżinsy. Wydawało się że wyszedł prosto z jakiegoś klubu i jest po mocnej imprezie. Nosił okulary przeciwsłoneczne, co dziwiło zwłaszcza, że za oknem panowała noc.
- No i mamy reprezentanta Roberto – powiedział nalewając sobie drinka przy barze.
- Weź w końcu odejdź od tego barku. Człowieku ogarnij się – wrzasnął podirytowany Ogon.
- Co ci to przeszkadza? Twój barek?
- Nie.
- No to zamknij łaskawie jadaczkę.
Ogon nie dążył nic odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia wszedł starszy, przygarbiony mężczyzna w okularach. Nie trzeba było być geniuszem by zauważyć, że nosi berecik.
- Proszę usiąść – powiedział.
Mężczyzna położył swoją teczkę na stolę. Spojrzał na zaproszonych. Nie krył zbytnio zdziwienia. Chyba oczekiwał czegoś innego. Jakiś mięśniaków, a nie takich dziwnych osobowości. Po chwili ponownie ogarnął emocje i zaczął swoją mowę, która nawet na pierwszy rzut oka nie przypominała spontanicznej gadki, a raczej wyuczoną przemowę.
- Witam wszystkich. Nazywam się Piotr Jurkowski. Odpowiadam za księgowość i sprawy finansowe dotyczące działalności rodziny Bukowskich. Wasz nowy szef Andrzej Bukowski, przygotowuje wszystkie sprawy związane z pogrzebem swojego ojca. Zresztą sami rozumiecie, że zaostrzyliśmy trochę nasze środki bezpieczeństwa. Dlatego staramy się by pan Bukowski, póki nie rozwiążemy zagadki tych morderstw, unikał bezpośrednich spotkań...
- Dlatego spotykamy się w jego willi? – zapytał rozbawiony mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych, pozostali zebrani zachowali powagę.
- Proszę nie przerywać panie... Chciałem raczej powiedzieć Poka, bo tak chyba nazywają cię twoi kompani z oddziału. Zresztą radziłbym wam w porozumiewaniu się miedzy sobą unikać waszych prawdziwych nazwisk, a zamiast nich używać waszych ksywek. Jesteście wyznaczeni przez kapitanów poszczególnych oddziałów do pewnego zadania. Otóż chcemy żebyście dowiedzieli się kto stoi za ostatnimi zabójstwami.
- Potrzebujemy do tego akta policyjne, a przed wszystkim wykaz poszczególnych członków naszej organizacji – stwierdził Ogon – w organizacji nie mówi się nam o innych porucznikach, a szczególnie o innych oddziałach. Z zebranych tylko ja się orientuje kim był Lisowski, a Bukowskiego chyba nikt tutaj na oczy ani razu nie spotkał.
- Proszę o zrozumienie. Dzięki temu działalność naszej organizacji może być prowadzona w sposób znacznie bardziej bezpieczny. Gdyby każdy z was znam całą naszą hierarchie spowodowałby to ogromny chaos nie mówiąc już o oczywistej wojnie między oddziałami o wpływy. Zostawiamy kapitanom dużo swobody. Wiem, że niechętnie przystąpicie do tego zadania. Macie teraz solidne posady i odpowiadacie tylko przed porucznikami za drobne uchybienia, ale mogę was zapewnić, że wasza praca dla nas przy tym „śledztwie” będzie bardzo opłacalna również dla was – Jurkowski wyciągnął ze swojej teczki pięć kopert i rozdał zebranym – na początek dostaniecie piętnaście tysięcy. Mało? Cóż taka gaża za każde dwa tygodnie waszej pracy to chyba jednak więcej niż możecie sobie wymarzyć.
Rzeczywiście w kopertach były spore pliki pieniędzy.
- A co do akt policyjnych – kontynuował Jurkowski – nasza wtyka w szeregach policji, będzie dostarczał wam potrzebne akta, zapisy z monitoringu, nawet dowody w sprawach. Będzie też łącznikiem między zespołem a mną i panem Bukowskim. Nie poznacie jego imienia ani nazwiska. Nadaliśmy mu pseudonim „Stary” z racji jego ogromnego doświadczenia oraz wieku. W kopertach macie też kartki z numerami telefonów komórkowych każdego z was. Oszczędzę wam trochę zachodu i osobiście przedstawię wam waszych nowych towarzyszy – Jurkowski wskazał na milczącego młodego łysego mężczyznę w płaszczu – Brzoza z oddziału pana Grzechnika. Będzie odpowiedzialny za waszą ochronę. Kolejny, Ksiądz – Poka zaczął się śmiać, Jurkowski podirytował się – o ile wiem tak na niego mówią w oddziale pana Paprockiego. Również będzie odpowiedzialny za wasze bezpieczeństwo. Kolejny Poka, od pana Markowskiego. Będzie kierował działaniami zespołu – wszyscy byli bardzo zdziwieni tą decyzją – Ogon z byłego oddziału pana Bukowskiego, dzisiaj kierowany przez pana Grzywickiego. Będzie zajmował się materiałami dostarczonymi od „Starszego” oraz na koniec Adrian z oddziału Robertowskiego. Wszystko jasne?
- Przepraszam a ja za co będę odpowiadał w oddziale? – zapytał lekko zdziwiony i urażony pominięciem Adrian.
- Przyznam szczerze, że ciężko mi było przypisać panu jakąś określoną rolę w zespole, ale myślę, że w tok waszego śledztwa wszystko się samo wykrystalizuje.
- Obyś nie był piątym kołem w tym wozie – wtrącił Poka.
- Skąd taki poddział? Dlaczego ja akurat mam zajmować się aktami? – zapytał mocno zdenerwowany Ogon – Nie mam doświadczenia w tym.
- Pan Bukowski podejmował te decyzje. Najwyraźniej uznał, że najlepiej spośród członków zespołu, właśnie pan sobie z tym poradzi. Kolejna sprawa. Abyście naprawdę byli zespołem a nie piątka indywidualistów postanowiliśmy abyście na czas śledztwa zamieszkali w jednym domu, wynajętym przez nas. Gdy będziecie w jednym miejscu łatwiej będzie się układać współpraca między wami, a także między zespołem a nami. Myślę, że...
Jurkowski przerwał swoją przemowę, gdy w drzwiach salonu pojawił się młody dobrze ubrany mężczyzna. Wyglądał jakby przypadkowo się tutaj znalazł. Dwudziestolatek jakich pełno. Był trochę wystraszony i każdy jego ruch wykazywał niepewność. Stał przez chwile w drzwiach próbując ogarnąć zdenerwowanie
- Panie Bukowski? Co pan tu robi? – zdziwił się Jurkowski.
- Chciałem poznać zespół, który będzie prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa mojego ojca oraz mojego przyjaciela. To chyb nie zbrodnia – odparł podchodząc do zebranych.
Wszyscy byli zaskoczeni. Ten młodzieniec był ich nowym szefem?
- Jutro macie wstawić się w mieszkaniu, które wyznaczyłem jako centrum waszego śledztwa. Tak wiem bardzo dumna nazwa. Musicie jednak zrozumieć, że ciąży na was ogromna odpowiedzialność. Co tydzień składacie raport panu Jurkowskiemu, a w razie kolejnych morderstw będziemy częściej oczekiwać informacji od was.
- Od kiedy zaczynamy? – zapytał Ogon.
- Najlepiej od teraz. Właśnie dostałem informacje, że Robertowski został znaleziony martwy z jednym ze swoich apartamentów – Junior rzucił na stolik kartkę – Macie tu adres pod który natychmiast się udajcie. „Stary” będzie tam na was czekał.
Adrian był wstrząśnięty. Gdy wszyscy wstali by dowiedzieć się gdzie mają się udać on nadal siedział. To nie uszło uwadze jego przełożonego.
- Ty jesteś Adrian? – zapytał.
- Tak.
- Przykro mi. Znałeś osobiście Roberto?
- Byłem tylko jednym z żołnierzy więc widywałem go tylko czasem, gdy odwiedzał swojego porucznika dla którego pracuje.
- Słyszałem co nieco o twoim szefie „Blacku”. Tak go chyba nazywacie?
- Tak szefie.
- Cóż nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego tak zdolnego podwładnego, tak mało doceniał Roberto. Gdyby takich ludzi jak on trzymał bliżej siebie, wtedy może by jeszcze żył. Ale każdy kapitan sam odpowiada za swój oddział, więc może nic więcej nie będę mówił. Po prostu bierzcie się do roboty.
Odpowiedz
#5
Chciałbym przeprosić za literówki i interpunkcje. Bardzo szybko przepisuje teskt ze swoich notatek jak tylko znajdę chodź trochę czasu. Mimo to mam nadzieję, że historia potrafi zainteresować czytelnika. Jak będę miał więcej czasu, zajmę się błedami w teksie, i mając konkretniejszy materiał umieszcze go ponownie jako wersja końcowa. Prosze i zapisywanie swoich uwag. Będę je brał pod uwagę w pracach nad tą historią.


III Śmierć Roberto.
Okazało się, że pod wskazanym adresem znajdował się jeden z lepszych apartamentów w mieście. Elegant nie był zdziwiony, gdy wraz z Adrianem dotarli na miejsce.
- Teraz widzę na co szła zarobiona przez nas kasa – stwierdził –
- Stary nie mogę uwierzyć, że Roberto nie żyje.
- W sumie dobrze, za to jaką chujową robotę wcisnął Blackowi za lata dobrej roboty, powinien palić się w piekle – powiedział podenerwowany Elegant.
- Daj spokój- kręcił głową Adrian - Zrozum. Umarł człowiek. Nie powinieneś się cieszyć z jego śmierci.
- Skąd wiesz? Może teraz będzie lepiej. Może to Black jest wyznaczony na nowego kapitana oddziału. Chociaż, dobrze wiem, że nie ma na to szansy, to jednak dobrze mieć nadzieje.
- Dobra, jak tam uważasz. Ja lepiej już pójdę.
Adrian szedł wśród wielu radiowozów zaparkowanych przed budynkiem. Nie było telewizji. Pewnie śmierć kogoś takiego jak Roberto, nie była tematem na główne wydanie wiadomości, więc sobie po prostu to darowali.
„Pierdolone hieny. Gdyby chociaż zależało im chodź trochę na prawdzie w Sinarze byłoby inaczej” –pomyślał.
Przed samym wejściem stali członkowie zespołu. Oprócz nich był tam też starszy mężczyzna w kapeluszu i długim płaszczu. Wyglądał jak ktoś wyciągnięty tutaj prosto z Chicago z czasów Al Capone. Nie trzeba było zbyt długo myśleć aby zrozumieć że to właśnie on jest wspomnianym na spotkaniu „Starym”
- Ty jesteś Adrian? – zapytał starszy mężczyzna.
- Tak.
- Dobra. Są już wszyscy. Słuchajcie panowie. Będziecie mogli wchodzić na miejsce zbrodni jako nasi eksperci. Z tego co słyszałem Poka i Ogon są w tym zespole mózgowcami, zatem aby nie robić zamieszania i nie zwracać na siebie zbyt wiele uwagi tylko oni swobodnie będą mogli się poruszać po miejscu zbrodni. Pozostali stoją ze mną i obserwują. Zrozumiano?
- Dobra, miejmy to już za sobą – pośpieszał Poka.
Weszli do windy. Stary wcisnął przycisk. Jeden z policjantów chciał się jeszcze załapać, ale Stary zdenerwowany spojrzał w jego stronę. Funkcjonariusz wziął swoją nogę i zmieszany odsunął się od windy. Wszyscy spojrzeli na Starego. Kim on do cholery był? Zresztą to nie pora na takie bzdety. Przed nimi pierwsza możliwość wykazania się. Szczególnie u Adriana, który nie mógł przełknąć tego, że czuje się w tym zespole jak piąte koło u wozu, jak stwierdził Poka. Tymczasem ... Jechali na jedenaste piętro.
- Roberto wynajmował tutaj apartament dla swojej kochanki.
- Ktoś widział sprawce? – zapytał Ogon.
- Wszyscy którzy mogli go widzieć nie żyją.
- To znaczy kto?
- Roberto, jego kochanka oraz dwaj ochroniarze.
- A z obsługi nikt nic nie wie.
- Podobno mężczyzna przyszedł w zastępstwie za swojego kolegę...
- Którego pewnie znajdziecie martwego w swoim domu – wtrącił Poka
- Najprawdopodobniej.
Drzwi windy otworzyły się. Wszyscy szli za Starym, który co chwile wyciągał odznakę przy kolejnych policjantach, a ci nic nie mówiąc przepuszczali go dalej. Po ich minach było pewne, że Stary lub jego agencja byli dla policji kimś na zasadzie „zero pytań, zero gadania, rób co ci każemy bo inaczej będzie nie ciekawie”. Przed drzwiami apartamentu leżał w kałuży krwi jeden z ochroniarzy Roberto. Jednak o wiele większy bajzel czekał na nich w środku. W samym wejściu leżał kolejny z goryli Roberto, szef a raczej jego zwłoki na środku apartamentu.
- Gdzie jego kochanka? – zapytał zaciekawiony Ogon.
- W łazience, ale pomijając niektóre uwagi, które zaraz nastąpią – Stary spojrzał na Pokę – Nie bierze prysznicu, tylko z paroma nadprogramowymi otworami w ciele leży nieseksowanie we własnej krwi na podłodze. A teraz... Działajcie. Pamiętajcie jednak, że nie mamy całej nocy – stwierdził Stary.
Poka natychmiast udał się do łazienki. Tymczasem Ogon uważnie obserwował wszystkie trupy w głównym pomieszczeniu. Podszedł do Roberto. Przyjrzał się jego ranną. Robił to w sposób bardzo wnikliwy. Zupełnie odizolował się od świata.
- Cztery kule. Ręka, dwie w brzuch, dopiero czwarta w głowę zadała śmierć – stwierdził po chwili – Był bardzo zaskoczony. Napastnik stał w przedsionku apartamentu. Roberto próbował odruchowo osłonić się ręką.
Ogon szedł do przedsionka gdzie leżał martwy ochroniarz. Znów zamilkł na chwilę. Przyjrzał się trupowi znowu za chwilę spojrzał na podłogę. Podniósł rozsypane na nich jakieś pieniądze. Po chwili wstał i znów zaczął wyjaśniać
- Rana zadana nożem w szyję. Napastnik był prawdopodobnie sprawdzany przed wejściem. Nóż musiał mieć ukryty w rękawie.
Ogon uklęknął i pomacał ręką spód stolika. Na wierzchy znajdowało się wiaderko z lodem i szampanem.
- Są ślady po taśmie. Tutaj schował pistolet z tłumikiem. Gdyby użył normalnej broni, strażnik stojący przed drzwiami wbiegłby do pomieszczenia. Leżące na ziemi pieniądze świadczą, że to strażnik miał zapłacić napiwek za obsługę. Pewnie ten moment wykorzystał zabójca na zadanie ciosu nożem. Zrobił to cicho i szybko dzięki czemu na spokojnie odczepił broń i całkowicie zaskoczył Roberto.
- Dziewczyna ma poderżnięte gardło – powiedział wracając Poka z łazienki – pewnie zabił ją na wszelki wypadek, by na spokojnie stąd się ulotnić. Ale musze przyznać, że ten Roberto ma dobry gust. Nawet z tym rozwartym gardłem dziewczyna wygląda seksownie – dodał uśmiechnięty.
- Dlatego też zabił strażnika przed wejściem, nie chciał aby ten za szybko się zorientował – wyjaśnił na koniec Ogon.
- Dobra kto liczył czas. Wypada zapytać tylko o zapiski z monitoringu i spadamy – zaśmiał się przywódca zespołu.
Od razu było widać było, że Poka i Ogon mają różne podejścia do zadania. Ogon był profesjonalistą zwracającym uwagę na każdy szczegół. Poka natomiast traktował to jak żart. Przerażający był jego widok gdy śmiał się w pomieszczeniu w którym leżało kilka martwych ciał a podłoga była skąpana w krwi.
- Co do monitoringu, jest pewien problem. Ktoś wyłączył kamery i skasował ostatnie zapiski z taśm. Przy okazji zastrzelono trzech strażników z ochrony hotelowej. Jest jedna rzecz, która przypomina jedno z poprzednich morderstw. Z tego co się dowiedzieliśmy facet szedł sobie po prostu przez korytarz i zabijał po kolei idących w jego kierunku strażników. Najciekawsze jest to, że każdy strzał był śmiertelny. To robota doskonałego strzelca.
- W podobny sposób zginęli ludzie Lisowskiego, którzy ruszyli w pościg za zabójcą. Nikt z nich nie przeżył. Również w tamtym przypadku po jednym strzale na każdą ofiarę – zauważył Ogon.
- Dokładnie. Proponuje aby skończyć na razie rozmowę w tym miejscu – powiedział trochę ciszej Stary – naprzeciw ulicy jest dosyć przytulny bar. Tam dokończymy naszą rozmowę.
***
Bar „ u Joli”, kolejna speluna jakich pełno w Centrum. Wspaniałe kawiarnie, restauracje, droższe lokale skierowano z ofertą raczej do turystów z kasą. Małe podupadłe bary pozostały dla miejscowych. W niektórych ci urządzali swoje miejsce spotkań po robocie, lub na weekendowe chlanie. Te tętniły życiem, w niektórych poza barmanem, próżno było kogokolwiek oczekiwać. Nietrudno było się domyśleć, że część z nich była przeznaczona tylko i wyłącznie do prania kasy. Bo gdyby naprawdę, jakiś lokal niemal w ogóle nieodwiedzany, wytworzył zyski zdolne do utrzymania się w drogim Sinarze, to Watykan musiałby zbadać to pod kontem cudu. W środku tylko dwa stoliki były zajęte. Jacyś starsi panowie kończyli właśnie ostatnią partię szachów. Drugi stolik był natomiast zajęty przez zespół, który uważnie słuchał Starego. No może niecały. Poka był bardziej zajęty zamawianiem piwa przy barze nic śledztwem.
- Ktoś ma ochotę na jedno? – krzyknął do pozostałych – Nie? Dobra to poproszę dwa piweczka w butli i jedną paczkę jakiś czerwonych fajek.
Ogon machał zniechęcony głową.
- Jak ktoś taki może kierować takim śledztwem – dziwił się – Przecież koleś nie może ogarnąć sam siebie.
- Z tego co wiem, nie tylko on ma takie problemy – Stary spojrzał w stronę Ogona, ten natychmiast spuścił wzrok -
- Swoją drogą co z narzędziem przestępstwa? – zapytał Adrian chcąc się wykazać .
- Jak zwykle pewnie kupione na lewo, nie do zlokalizowania. Domyślam się że znaleźliście je bez żadnych odcisków, śladów i czegokolwiek co by nam pomogło – wyjaśnił zamiast agenta Ksiądz.
- Ależ panowie to da się określić – wtrącił nagle spod baru Poka.
- Co ty pierdolisz stary durniu. To Sinar. Tutaj nikt nie wie co to takiego „zarejestrowana broń”. Nie da się jej wyśledzić.
- Ależ oczywiście, że się da. Z tego co słyszałem przy zabójstwie Lisowskiego użyto jakiegoś karabinu snajperskiego. Wszystko co trafia na Sinar, przeszło wcześniej przez graniczne miasteczko Garbów, stamtąd mafia sinarska kontroluje dostawy broni. Nie bójmy się tego powiedzieć. Kluby i ludzie od Bukowskich to nie samodzielnie działająca grupa przestępcze, a jeden z elementów ogromnej organizacji jaką jest mafia sinarska. O ile o karabiny, pistolety to towary, które tonami trafiają codziennie na ulice naszego miasta, o tyle snajperka to już trochę mniej popularny tutaj produkt. Dlaczego? Bo jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla profesjonalistów. Znaczy to tyle że taka transakcja dłużej pozostaje w pamięci. Jest jeden problem. Tylko przez naszego szefa możemy uzyskać takie informacje.
Wszyscy skamienieli. Poka znów ich zaskoczył.
- Skąd ty to wszystko wiesz? – dziwił się Ksiądz.
- Każdy z nas ma swoje tajemnice i swoje życie poza tym zespołem. Ja nie pytam was o wasze więc wy nie pytajcie mnie o moje – odparł Poka siadając przy stole z resztą.
- Pomijając moje zaskoczenie, popieram tą propozycje. Jak tylko będę mógł. Zapytam pana Bukowskiego co myśli na temat tego tropu –zaproponował Stary.
- Dobra to postanowione. Dawaj temu marudzie te wszystkie akta i kończymy na dzisiaj. Jutro mamy przeprowadzkę, więc radze, żeby tą skromną resztę nocy, przeznaczyć na przygotowanie się i załatwienia pilniejszych spraw. Oczywiście nie chodzi mi tu o opłacenie abonamentu za kablówkę – stwierdził Poka po czym zupełnie nie przejmuj się resztą, dokończył piwo na raz, zgasił fajka w popielniczce, skierował się prosto do wyjścia – no to na razie panowie. Do jutra.
Wszyscy byli zaskoczeni bezpośredniością Poki.
- Nie można odmówić mu racji. Po prostu rozejdźmy się już i tego dłużej nie przeciągajmy. W razie potrzeby będziemy dzwonić i tyle – stwierdził Ksiądz – A ty Ogon jeśli należysz do nocnych marków, zapoznaj się jeszcze tej nocy z tymi materiałami.
Po tych słowach również Ksiądz wyszedł z baru. Stary podał Ogonowi materiały w dużej papierowej kopercie. Wstał, ukłonił się pozostałym.
- Muszę przyznać, że bez akt na wasz temat, nie wiedziałbym z kim mam do czynienia – po tym słowach agent również opuścił lokal.
***
Dla Adriana ten wieczór jeszcze się nie skończył. Wraz z Elegantem podjechali do lokalu „Blue Moon”. Klub należał do Blacka, w jego imieniu prowadził go niejaki Lechodzki. Za bardzo nikt go nie kojarzył, zresztą jak innych spoza organizacji. Wszyscy legalnie pracujący w lokalach, byli podlegli gościom z mafii. Dlatego gdy tylko, Elegant i Adrian pojawili się w wejściu, największy z ochroniarzy nisko się ukłonił, pokazując swój szacunek wobec swych „pracodawców”.
- Panie Adamski – zatrzymał Adriana – Mam powiadomić Barana, że już jesteście?
- Spoko Jędrek, ale chyba się domyślam, gdzie go znajdę. Dzisiaj wasze lokal kontroluje?
- Tak. Bardzo cieszę się z tego powodu. Mam nadzieję, że szef szuka nowych ludzi i w końcu dostanę „awans” – odparł ochroniarz.
Jędrka każdy tutaj kojarzył. Koleś miał być słynnym sportowcem, tylko jak zwykle bywa, był kolejnym wyjątkiem od zasady „sport to zdrowie”. Miał jakąś poważną kontuzję kolana. Patrząc na tego olbrzyma nie było ciężko domyśleć się, że sport który uprawiał, miał związek z dużą ilością wizyt na siłowni. Ze wszystkich ludzi, których miał okazje Adrian poznać, tylko Baran był większy „wrzesz” od Jędrka. Nie wdawali się w dalszą rozmowę. Weszli do środka. Sam lokal „Blue Moon” urządzono w ciemno – błękitnych barwach, niekiedy na ścianach pojawiał się dodatkowo obraz powierzchni księżyca. Niby dwa błahe elementy, lecz Lechodzki świetnie potrafił zmieszać je nadając temu lokalowi niesamowity image. Szli sobie spokojnie w stronę sali dla Vipów. Tam na pewno mogli znaleźć swojego kumpla. Baran miał bardzo ciekawą fuchę. Z racji, że do drobnych nie należał, od czasu do czasu, stał na bramce z ochraniarzami. Czasami zaprzyjaźnia się, udaje kumpla. Wszystko w jednym celu. Ma się dowiedzieć czy będziesz dobrym materiałem na członka mafii. Zresztą ciąży na nim spory obowiązek. Wszyscy od nich wchodzą do organizacji z upoważnienia Blacka. W razie gdy nowi cokolwiek odwalą, to Black odpowiada przed kapitanem. Dlatego powierzył Baranowi prace po cichy wśród ochroniarzy i wyłapywanie „utalentowanych młodziaków”. Trzeba przyznać jednak, że tak było tylko na początku. Później wszyscy dobrze wiedzieli, kim naprawdę jest Baran. W końcu ten darował sobie jakiekolwiek pozory. Przychodząc skontrolować lokal kończy zwykle w jednej z prywatnych salek z kilkoma pannami. Nie trzeba chyba dopowiadać, że Elegant często mu towarzyszy w tych szalonych imprezach. Stąd zresztą całkowity brak zaskoczenia u Elegant i Adriana, na widok ledwo trzymające się na nogach Barana, który właśnie rozpinał jakieś dziewczynie koszulkę. Gdy zauważył stojących w wejściu kumpli, wstał z kanapy trzymając w rękach jedną ze swoich towarzyszek i postawił ją spokojnie na ziemi.
- Wybaczcie słoneczka, ale moi kumple właśnie przyszli dołączyć do nas. Witajcie panowie już myślałem, że się jednak nie zjawicie – powiedział olbrzym podchodząc i ściskając Adriana i Eleganta, obu na raz, tak mocno, że niejeden staw chrupnął im od nacisku.
- Aj! Ciebie też miło widzieć Baran. Ale Black nakazał nam przyjechać, by opowiedzieć co dzisiaj się wydarzyło – odparł obolały Adriana – nie będzie zbyt zadowolony.
- Dlaczego? W końcu któryś z jego ludzi zaczyna być szychą w mafii. Myślę, że ten zespół pozwoli ci ogarnąć niezłą miejscówkę w naszej organizacji. Niedługo będziesz jednym z ważniejszych person w oddziale i wrócimy w łaskę Roberto – odparł dosyć żywy, bo podpity, Baran.
- Na to chyba za późno... Roberto nie żyje – powiedział w końcu niepewnie Adrian.
Jego kumple skamienieli. Nawet Baran, który przed chwilą nie mógł ustać w miejscu, teraz stał wryty.
- Lepiej... Lepiej od razu idź do szefa. Black jest na górze – Baran spojrzał w stronę dziewczyn – idźcie stąd natychmiast.
Dziewczyny coś jęczały „ale słoneczko, dlaczego?” ale w końcu zdenerwowany Baran krzyknął:
- Wypierdalać stąd dziwki! –
Dziewczyny wystraszyły się. Czym prędzej wybiegły z pomieszczenia. Tymczasem Baran i Elegant, który również dopiero teraz usłyszał to informacje, usiedli załamani na kanapie.
- Więc wojna dotarł i na nasze podwórko. Ty Adi idź do szefa i powiedz o wszystkim. Ja pomogę Baranowi się ogarnąć. Jak zobaczy go nawalonego, wkurwiony po śmierci Roberto, może być bardzo... No powiedzmy, że może być niezbyt „miły”.
Adrian wyszedł z pomieszczenia. Zamykając drzwi spojrzał po raz ostatni w stronę kumpli. Byli załamani. Rozumiał, że nie było im szkoda Roberto. Bali się bardziej tego co właśnie zrozumiał również Adrian. Ktoś wypowiedział wojnę grupie Bukowskich. Wróg, który krył się w mroku tajemnicy, która istniała od dawna w szeregach mafii. Wykorzystywał ją. Adrian szedł powoli wśród bawiącego się na wpółpijanego tłumu. Ludzi nieświadomych tego czym naprawdę jest Sinar. Przyjeżdżali do wspaniałego miasta zabawić się w tutejszych lokalach. Nie wiedzieli, że prawdziwi władcy tego miasta, rozpoczęli wojnę. Wejście do gabinetu znajdowało się obok baru. Ochroniarz dobrze znał twarz Adriana więc bez słowa wpuścił go do środka. Black właśnie prowadził jakąś rozmowę przez telefon. Ręką wskazał Adrianowi krzesło przed biurkiem. Młodzieniec usiadł. Szef rozmawiał z dostawcą alkoholu zaopatrującym jego lokale. Szybko zakończył rozmowę. Usiadł naprzeciw Adriana. Spojrzał na niego i po chwili powiedział:
- Poinformowałeś już chłopaków o śmierci Roberto? –
Młodzieniec był niesamowicie zaskoczony.
- Skąd...
- Skąd wiem? Ciężko przed porucznikami ukryć śmierć kapitana oddziału. Dobrze wiedzieliśmy o jego skokach w bok. Zresztą zostaliśmy już poinformowani, że Roberto wyznaczył na swojego następcę Hugo. Uwierz, nic to zupełnie nie zmieni sytuacji w naszym oddziale. Chodź szczerze Vendetta był mocno zdenerwowany. Liczył po cichu jednak, że to on jest wyznaczony na miejsce Roberto. Szczególnie po śmierci Bukowskiego. To nie czas interesów, to czas wojny. Musimy jak najszybciej dowiedzieć się kto jest naszym wrogiem.
- Nikt nie wiedział, kto jest następcą kapitana, aż do jego śmierci? – zdziwił się Adrian.
- Dokładnie. Ma to wyeliminować konflikty wewnętrzne. Dokładnie rywalizacje o drugie miejsce w oddziale. Trochę to pokręcone, że tylko Bukowscy znają całą hierarchie.
- Wiem dowiedziałem się o tym na spotkaniu. Swoją drogą co do spotkania...
- To nie istotne Adrian. Chce tylko, abyś znalazł kolesia odpowiedzialnego za te zabójstwa. Nie chce pomścić Roberto. Wiele lat temu zmienił się. Przyjaciele przestali się dla niego liczyć. Widział tylko pieniądze. Odsunął mnie i Vendette od siebie. Otoczył się kolesiami, którzy zamienili nasze lokale w fabrykę pieniędzy. Nasz oddział już od dawna przestał być jednością.
- Więc dlaczego szef tak bardzo interesował się dzisiejszym spotkaniem?
- Tylko ludzie z otoczenia Roberto wiedzieli o tej jego kochance. Myślę, że ktoś od nas go wydał. Albo jeden z jego ochroniarzy, albo jeden z poruczników. To może nie być nasz główny wróg, może tylko mu pomagać. Nie zmienia to faktu, że ostatnią rzeczą jaką chciałbym to jakiś szczur w naszym oddziale. Jeśli wydał Roberto może wydać również jego poruczników. Liczę na ciebie Adrian. Twojej lojalności jak niczego w tej organizacji, jestem pewien na sto procent. Wiem, że mnie nie zawiedziesz.
Z tymi słowami na Adriana spadło wielkie zobowiązanie. Teraz zespół to nie tylko dobrze płatna posadka, tylko szansa, by odwdzięczyć się Blackowi. Był wiele winny szefowi. To dzięki niemu, wyrwał się ze slumsów.
***
Lokal Disco. Ostatni klienci są już wypraszani . Ksiądz odbywał rozmowę z Cudakiem na zapleczu lokalu. Mężczyzna opowiadał dokładnie wszystko, co tego dnia na i po spotkaniu się wydarzyło.
- Mniej więcej tak to dzisiaj wyglądało – powiedział na koniec.
- Niepokoją mnie ci kolesie z zespołu. Ten Brzoza od Gladiatora, to pewnie twardy skurwiel. Jego oddział niemal w całości składa się z byłych ochroniarzy, całkowicie oddanych swojemu kapitanowi. Ten Poka też niepokojąco sporo wie. Jeśli będzie miał możliwość przyciśnij go trochę. Dowiedz się skąd gość tyle wie. Nie mogę uwierzyć, że ktoś o kim nigdy nie słyszeliśmy, nagle sypie informacjami na temat spraw, o których niejeden porucznik nie ma bladego pojęcia.
Nagle pojawił się Widmo.
- Szefie muszę z tobą pogadać na osobności – powiedział.
- Dobra. Ksiądz, to wszystko. Informuj nas o postępach w śledztwie – nakazał Cudak.
Gangster przytaknął. Udał się ku wyjściu. Wrócił na główną sale lokalu. Słoń przy barze bajerował jakieś barmanki. Gdy zobaczył Księdza nie mógł darować sobie zaczepki.
- Proszę, proszę. Wielki ważniak. Co tam nawrócony śmieciu – stanął na drodze Księdza i za nic nie chciał go przepuścić.
- Daj spokój Słoń. Nie chce z tobą się bić.
- Myślisz, że dałbyś mi radę. Za wysoko mierzysz. Pewnie niewiele ci pozostało z dawnym umiejętności – powiedział popychając znajomego
Nagle zdenerwowany Ksiądz uderzył mięśniaka prosto w twarz. Ten chciał oddać, ale jego przeciwnik skutecznie unikał jego powolnych ciosów. Co chwilę Ksiądz trafiał w twarz coraz bardziej zdezorientowanego Słonia. Na koniec potężnym kopnięciem w splot posłał ochroniarza na ziemię. Ksiądz pochylił się nad leżącym przeciwnikiem.
- Dalej. Dawaj dalej. Wiem, że masz na to ochotę. Nie hamuj się.
Ksiądz opanował gniew. Zrozumiał co chce osiągnąć jego znajomy.
- Nic to ci nie da. Siekacza już tutaj nie ma.
- Co ci się stało? – pytał podnoszący się z ziemi Słoń – Nie wierze, że nie ma już mojego dawnego kumpla.
- Przyzwyczaj się – powiedział Ksiądz idąc dalej.
Mężczyzna zrobił parę kroków ale zatrzymał się jeszcze na chwilę.
- Ej Słoń. Miałeś rację.
- Z czym?
- Wyszedłem z wprawy. Dawniej szybciej byś leżał.
Po tych słowach Ksiądz poszedł w stronę wyjścia.
Odpowiedz
#6
Co prawda Sensacja, to nie mój ulubiony dział...
Ale jedziem z koksem! :p (zaczynam od pierwszej części, dlatego przepraszam jeżeli wyłapię te same błędy co poprzednicySmile)



Ciężko mówić, że Słonce powoli budziło miasto ze snu, gdyż w Sinarze zawsze się coś działo, niezależnie(,) czy było to południe(,) czy też północ.

W ładnym(,) lecz skromnym mieszkaniu w odnowionej kamienicy mieszkał pierwszy z bohaterów tej historii.

W środku panował porządek.

Adrian, bo tak miał na imię ten młodzieniec o blond włosach i jasnej karnacji(,) odsypiał ciężką noc.
bo tak miał na imię ten młodzieniec tutaj w ogóle nie pasuje... Może: bo tak miał na imię mieszkający tutaj(...)?

Chwycił broń spod poduszki.
Raczej wyjął...

Poderwał się tak gwałtownie, że ciężko było uwierzyć, że dopiero(,) co się obudził.

Złapał oddech próbując odrzucić wszelkie zdenerwowania.
Pierwszy raz słyszę takie stwierdzenie. Może raczej próbując się wyciszyć?

- Czy w ten sposób chcesz mnie wygonić(?)

- Edyta daj spokój(.) – Adrian podszedł i pocałował ją czule(.)

- Już wychodzisz?
Najpierw jest zdziwiony, że owa niewiasta jest jeszcze w jego mieszkaniu a teraz się dziwi, że wychodzi? Gdzie tu sens i logika?

Nie od dziś wiesz, że uciekam do siebie jeszcze(,) gdy śpisz – powiedziała bardzo się spiesząc(.) (W) oka mgnieniu przeniosła się z łazienki do kuchni(.) – Chcesz może kawy?

- Byłbym wdzięczny – odparł Adrian wracając do łóżka(.)

- Dobrze wiesz(,) o co mi chodzi.

Adrian nie przewidywał, że to(,) co teraz usłyszy będzie zwiastunem ciężkich czasów, dla niego jak i ludzi z którymi pracuje.

Do zajścia doszło(,) gdy mężczyzna w towarzystwie swoich ochroniarzy opuszczał urodziny znanego reżysera sitarskiego(,) Wojciecha Krzeczyckiego.

Adrian siedział na łóżko jak zahipnotyzowany.
Łóżku

(P)o prostu dla niego pośrednio pracowałem –odparł rozkojarzony Adrian(.)

Od czasów(,) gdy odciął się od swojej przeszłości, tylko wąskie grono ludzi znało jego adres i numer telefonu. Nie mylił się.
Wiadomo, że odciął się od SWOJEJ przeszłości. Zbędne. Po za tym, nie wiem, o czym bohater pomyślał, w związku z tym nie mam pojęcia, z czym się nie mylił.

Black chce się z tobą widzieć... (J)ak najszybciej.

Ale myślę(,) że resztę szef ci powie.
a on... (T)ylko żołnierzem jakich wielu było w ich grupie.


przekserował po chwili swoje myśli
Przekserował? A cóż to znaczy?

Póki(,) co wyjął z szafy garnitur i zaczął go prasować.

Był przecież młodzieńcem, który powinien cieszyć się życiem. Jednak jego życie potoczyło się inaczej.

Denerwuje mnie to określenie młodzieniec. Może po prostu „był młody”?
Po za tym Drugie zdanie jest bez sensu. Jedno nie wynika do końca z drugiego. Wywaliłabym je w ogóle.

Na stolikach można było znaleźć(!)

Towarzyszył mu Biały, po śmierci Lisa, jego ochroniarz i prawa rękę.
Ręka?

- Możemy wejść(,) Ogon?

- Śmiało, proszę(.)

- Widzę, że jak zwykle całonocne picie do lustra – zapytał szyderczo.
Raczej stwierdził.

- Odpowiem ci krótko chłopcze... (P)ierdol się.

niezasypanego śmieciami lub ubraniami, miejsca do siedzenia,
nie zasypanego oddzielnie!

natomiast Ogon siadł na kanapę.
na kanapie, imho.

Ogon wstał i zrzucił(,) jak przed chwila Białas(,) ubrania z krzesła. Teraz dopiero Druid usiadł.

- Po prostu nie jestem pyskatym skurwysynem – wtrącił Ogon.
Jeżeli dobrze zrozumiałam sens tego dialogu, powinno być jesteś

- Pilnuj języka, dobrze ci radze – pogroził Białas.
radzę


Sytuacja stawała się napięta. Ogon i Białas byli gotowi rzucić się do bitki.
Zapisałabym to jakoś inaczej. Może Wyglądali, jak gdyby mieli się rzucić sobie do gardeł?

Wydawało się nawet, że w tym momencie tylko(,) nad czym(ś) się

- Niby(,) dlaczego?

(W)ielkim szefem.

Szczerz(e) mówiąc pierdoli mnie to czy naprawdę ktoś planuje rozpocząć z nami wojnę lub(,) który z ważniaków później zginie.

żeby dowiedzieć się(,) kto stoi za śmiercią Lisa.

- No tak... (A)le co ja mam do tego.

- Nic dziwnego. Obaj zabici byli dla niego osobiście ważnymi osobami.
Słówko „osobiście” zbędne, imho.

(T)o już mówi samo za siebie – stwierdził Ogon.

Wiesz(,) co mi zrobią inni gdy dowiedzą się o mojej przeszłości

- Teraz to ja jestem twoim szefem i karzę tobie uczestniczyć w tej akcji – rozkazał zdenerwowany Druid, a wprawienie go w taki stan było naprawdę trudne.
Karzę... Karać to można za przewinienie. Rozkazuję, jak już. Tylko wtedy „rozkazał” wymień na coś innego.


Szczerze nie wiem czy jest sens dalej wypisywać błędy? Czy w ogóle je poprawiasz? Jeżeli tak, to mogę dalej się brać do roboty.
Tyle wyłapałam błądków nie doczytawszy do końca pierwszego postu...

Pozdrawiam, Zuza.
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#7
Przeczytałam do końca Smile

Trochę się zmęczyłam tekstem, już Ci mówię dlaczego.Co prawda akcja toczy się szybko i sprawnie, nie ma za dużo opisów, ani przydługich dialogów to ... Brak zatrzymania się dłużej nad każdą postacią sprawia, że jest ona tylko kolejnym imieniem. Dobrze Ci poszło z Ogonem, bo coś o nim wiemy, ale to za mało. Nie można wczuć się w te postacie, ani się z nimi identyfikować. Może natłok postaci w opowiadaniu zamiast na plus wyjdzie Ci na minus? Bo zrobi się straszny tłok i trudno to będzie ogarnąć? Zwróć na to uwagę. Nie polecam Ci wstawek - a to kolejna osoba,o której będzie ta historia - bo to bez sensu i czytelnik sam się domyśli. Usunęłabym to.
- Siema. Mam nadzieję, że jesteś jeszcze na chacie? –
Myślnik na końcu jest absolutnie niepotrzebny jeśli nie dopisujesz za tym zachowań osoby, która to wypowiada.
W pewnym miejscu miałeś dwa razy określenie mafii sinaryjskiej w krótkich odstępach, co rzuca się w oczy. Wystarczy określenie mafia, bo wiemy, gdzie odgrywa się historia.
Określenie - młodzieniec - w ogóle nie pasuje mi do historii i tego o czym opowiada. To bardziej do fantasy pasuje niż do Twojego opowiadania, lepiej zmień to na chłopak / on / czy cokolwiek innego Smile
To stwierdzenie zatkało Adriana. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel ma aż takie dobre zdanie na jego temat. - To mi nie pasuje. Jeśli się przyjaźnili z Elegantem i nie chodziło o kwestię, że im się to opłacało - to musieli się przyjaźnić dlatego że się lubili / szanowali i uważali za dobrych ludzi Wink Nie powinno go to dziwić.
Z racji na wyszukane przekleństwa - powinieneś dodać znaczek + 18 do opowiadania. Ja do młodych nie należę i rozumiem, że w mafii nie mówią wykwintną polszczyzną, ale trochę razi to w oczy.
Tutaj też masz literówki i niektóre zdania są napisane niepoprawnie, ale wynika to pewnie ztego, że spieszyłeś się z przepisywaniem. Musisz to sobie wyedytować i sprawdzić.
Moim zdaniem powinieneś dorzucić wątki poboczne - nie skupiaj się tylko na tym, kto zabija, ale dorzuć jeszcze jakieś wątki. Choćby dorzuć jakieś opisy z przeszłości chłopaków, ich życie prywatne, ich osobiste problemy - załatwisz dwa problemy za jednym razem SmileBędzie ciekawiej i czytelnik dowie się więcej o bohaterach.
Tytuł -podążając wśród mroku - sugeruje bardziej opowieść fantasy o wampirach niż naprowadza na faktyczny sens i wydźwięk opowiadania. Zastanów się może nad jego zmianą? Smile

Życzę powodzenia w dalszym pisaniu! I dużo weny!
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości