Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Po zmroku
#1
Na razie część I.

Zagłada przyszła pod osłoną nocy, od strony wzgórz. Pod postacią małej, zmarzniętej dziewczynki o zlęknionej twarzy, utykając i krwawiąc niemal ze wszystkich otworów ciała, zeszła z zalanych mdłym światłem sierpniowego księżyca zbocz do kryjącej się w dolinie wioski. Była ślepa jak Fortuna – jej oczodoły stanowiły tylko dwie cuchnące smrodem zgnilizny i ziejące pustką dziury. Kierowała się instynktem, powoli pełznąc w stronę ciepła i zapachów ludzkich siedzib. Co chwilę odganiając od siebie nieustannie towarzyszące jej chmary much i komarów, z uporem posuwała się naprzód przez gęstniejący mrok, byle tylko dalej od TEGO. Żywiła szczerą nadzieję, że TO już jej nie zagraża, że zapomniało o niej lub uznało ją za zbyt mało wartościową ofiarę; TO jednak cały czas bezszelestnie podążało za nią niczym księżyc za słońcem, karmiąc się przenikliwą wonią jej dziecięcego strachu.
Jako pierwszy niebezpieczeństwo wyczuł Nebojsa Ilic, sześćdziesięcioletni rzeźnik. Wstał właśnie z bujanego fotela z zamiarem udania się do kuchni i zrobienia sobie herbaty z rumem, kiedy niespodziewanie poczuł, jak jego trzewia chwyta paniczny, irracjonalny lęk, kręgosłup przenika lodowaty dreszcz. Zdjęty nagłą trwogą, z powrotem opadł na krzesło, które z cichym skrzypnięciem ugięło się pod jego ciężarem.
Z racji wykonywanego zawodu nigdy nie żałował sobie co smakowitszych i tłustych kąsków – niestety, w jego przypadku to, że nigdy nie chodził głodny, oznaczało, że teraz ledwo mieścił się w spodnie rozmiaru XXL i pocił się jak świnia, także w tej chwili. Ze zdziwieniem stwierdził, że jego podkoszulek lepi się do mokrego ciała. A co, jeśli...
(Martwię się o pana, panie Ilic)
dzieje się właśnie to,
(przy takiej tuszy, w wieku sześćdziesięciu lat)
co podczas ostatniej wizyty powiedział mu doktor Jovanovic?
(musi pan uważać na serce.)
Atak nagłego niepokoju zniknął równie nagle, jak się pojawił. Nebojsa bujał się przez chwilę w fotelu, próbując zebrać myśli. A więc żaden zawał, pomyślał, po prostu starcze dziwactwa. Człowiek z wiekiem świruje, tłumaczył sobie, drapiąc się między nogami. W końcu, ukołysany monotonnym ruchem fotela i odgłosami trzaskającego w kominku ognia, usnął. Kiedy niecałą godzinę później jego córka, Jelena, ostrożnie zeszła po spróchniałych schodach do kuchni i tylnymi drzwiami wymknęła się w gęstniejącą noc, nawet nie drgnął.
Zamknąwszy za sobą drzwi, Jelena ubrała trzymane dotąd w ręce buty i krytycznie przyjrzała się swemu odbiciu w oknie. Uszyty własnoręcznie czarny top opinał ciasno jej rubensowski biust, więcej odkrywając niż zakrywając. Jelena oddychała płytko, ściśnięta gładkim materiałem. Czuła, że lekko kręci jej się w głowie, nie przywiązała jednak do tego większej wagi. Zamiast tego podwinęła jeszcze odrobinę szalik, z którego zrobiła spódnicę, odsłoniwszy jeszcze więcej ciała; dopiero wtedy uśmiechnęła się z uznaniem. Nastroszyła nieco włosy, posyłając szklanej tafli całusa. W niewyraźnym odbiciu niewyraźnie zamajaczył jej jakiś cień, nie zdążyła jednak przyjrzeć mu się dokładnie. Zimna dłoń zakryła jej usta, podczas gdy druga złapała ją za ramię i obróciła w drugą stronę.
― Ćśś, to ja – mruknął męski głos, należący do stojącej przed nią wysokiej, barczystej postaci.
― Vladimir! ― szepnęła zdziwiona Jelena, chwytając mężczyznę za rękę i odciągając od domu. ― Mieliśmy spotkać się pod cerkwią! Jeśli mój ojciec cię tu zobaczy, to słowo daję, wypatroszy cię jak barana!
Vladimir milczał, posłusznie podążając za dziewczyną. Wzrok jego ciemnozielonych oczu spod krzaczastych brwi uważnie śledził ruch szerokich bioder Jeleny, ich delikatne kołysanie, które wprawiło go w osłupienie, gdy zobaczył je po raz pierwszy w kościele. Szła główną nawą po komunię. Pokornie opuściwszy głowę, kroczyła powoli za swoim ojcem. Zniekształcone przez okienne witraże światło padające na jej ciemne włosy tworzyło na nich przedziwną grę świateł; jakby małe, błękitne iskierki elektryczności przeskakiwały z jednego kosmyka na drugi, igrając w południowych igrzyskach słońca. I te jej biodra, pod białym materiałem niedzielnej sukienki; biodra, które sprawiły, że wystarczył ułamek sekundy, aby Vladimir przestał kontemplować urok loków Jeleny i jął zastanawiać się, czy jest dziewicą. W tej chwili postanowił, że musi ją mieć. Co z tego, że miała dopiero szesnaście lat. W takiej dziurze jak Visegrad, liczącej zaledwie trzystu mieszkańców, na pewno nie narzekała na nadmiar zajęć, Vladimir zaś miał zamiar dostarczyć jej jedną z najciekawszych rozrywek.
― Dokąd idziemy? ― zapytał w końcu, widząc, że Jelena prowadzi go na południe, w stronę pól.
― Nad rzekę – odparła krótko, posyłając mu niepewny uśmiech.
Uwielbiał, kiedy zgrywały niewiniątka. Wychodził z założenia, że wszystkie one to ladacznice, lubił sobie jednak wyobrażać, że jest inaczej; karmić się złudzeniem czystości, cząstki świętości.
Od czasu, kiedy postanowił posiąść Jelenę, codziennie odwiedzał sklep jej ojca, nad którym mieszkała razem z rodzicami. Czasem pomagała tacie w pracy i podczas gdy on zarzynał zwierzęta za domem, ona obsługiwała klientów. Vladimir uwielbiał patrzeć, jak z odrazą dotyka zakrwawionych, świńskich flaków i pakuje je do papierowej torebki, spoglądając na nią wymalowanym na twarzy realnym obrzydzeniem. Zawsze, kiedy podawała mu paczuszkę, dotykał przelotnie jej dłoni, a ich spojrzenia krzyżowały się na ułamek sekundy. Scenariusz za każdym razem wyglądał identycznie – Jelena zawstydzona spuszczała wzrok, Vladimir zaś niespeszony dziękował i opuszczał rzeźnię, torebkę z flakami wrzucając do najbliższego śmietnika.
Dopiero następnej niedzieli uznał, że nadszedł czas na zebranie plonów swych subtelnych działań. Oparłszy się o bramę cerkwi, leniwie ćmiąc papierosa, czekał, aż dzwony obwieszczą koniec nabożeństwa i kształtna postać Jeleny pojawi się w drzwiach. Wiedział, że jej ojciec zmożony bólem spowodowanym przez artretyzm udał się do sąsiedniej wsi do lekarza, nie musiał więc obawiać się konfrontacji z nadgorliwym stróżem cnoty.
Gdy tylko dostrzegł z oddali zarys jej sylwetki, strzepnął popiół na trawę i oderwał plecy od metalowej powierzchni bramy. Kiedy przechodziła obok, delikatnie położył dłoń na jej ramieniu; zaskoczona dziewczyna przystanęła, odwracając się w jego stronę. Właściwie dopiero teraz przyjrzał się jej twarzy z naprawdę bliska – zdziwienie dodawało jej jeszcze większego uroku. Przez chwilę wpatrywał się w jej pytające spojrzenie i uniesione ze zdziwienia łuki brwiowe, by wreszcie przemówić.
― Nie znamy się. Jestem Vladimir...
― Wiem – przerwała mu Jelena. ― Ojciec mówił, że mam na ciebie uważać – oznajmiła, wbijając w niego skupiony wzrok. Vladimir już chciał odpowiedzieć, kiedy dziewczyna ponownie przemówiła.
― Spotkajmy się tutaj o pierwszej w nocy.
― Nie będziesz miała problemów?
― Ojciec zawsze zasypia wcześnie, kiedy bolą go ręce.
Nie mógł wprost uwierzyć w to, jak łatwo wszystko szło po jego myśli. Zatrzymali się nad rzeką, niecały kilometr od najbliższych domostw. Odgłos jej wartkiego nurtu przypominał szept wydobywający się wprost z trzewi ziemi. Vladimir odsunął się o dwa kroki i z uznaniem omiótł wzrokiem sylwetkę Jeleny. Jej spódniczka stanowiła jedynie nikłe zaznaczenie faktu swojego istnienia, praktycznie nic nie zasłaniając. Mężczyzna uśmiechnął się i przygarnął dziewczynę do siebie, jedną rękę zatopiwszy w jej gęstych włosach, a drugą umościwszy wygodnie na jej miękkim pośladku, zaczął obsypywać jej twarz pocałunkami. Nie trwało to długo – zdążył jedynie przelotnie poczuć ciepło jej skóry i delikatny, przywodzący na myśl dobrego, rosyjskiego szampana smak jej warg, kiedy Jelena gwałtownie oderwała się od niego.
― Zaczekaj – wymamrotała. ― Ja... jeszcze nigdy tego nie robiłam – wyznała ze skruchą w głosie, jakby przyznając się do jakiejś wielkiej przewiny.
― Nie szkodzi. Będę uważał – powiedział Vladimir z błyskiem w oku. A więc jednak, spełniły się jego oczekiwania. Wzbierająca w nim od jakiegoś czasu fala gorąca nagle przybrała na sile. Już zbliżał się do niej ponownie, gdy momentalnie przeszedł go zimny dreszcz. Coś się zmieniło. Coś było nie tak. Odgarnął włosy z jej twarzy, chcąc ponownie pocałować, zamarł jednak w bezruchu. W niemal całkowitej ciemności nie był zupełnie pewien tego, co widział, oczy jednak zdążyły na tyle przyzwyczaić się do mroku, że był w stanie z pewnością stwierdzić, co się stało. Ciemna, opalona dotąd cera Jeleny zdała się nagle blada jak płótno. Ponętne, pełne usta umalowane ciemnoróżową pomadką były całe popękane i zaciśnięte w srogim grymasie będącym wyrazem jakiegoś niesamowitego bólu. Najgorsze jednak były jej oczy, a właściwie to, co z nich zostało – w ich miejscu ziały teraz dwie puste dziury... a jednak Vladimir miał niesamowite wrażenie, że jest bacznie obserwowany.
Uczucie to trwało tylko przez ułamek sekundy, a jednak wystarczyło, by mężczyzna krzyknął przeraźliwie i odsunął się, potykając się po drodze i niemalże upadając.
― Coś nie tak? ― spytała Jelena, teraz już całkowicie zwyczajna, jak wcześniej, wbijając w niego uporczywe spojrzenie swoich zielonkawych tęczówek.
― Nie... wszystko jest... w porządku – skłamał Vladimir, czując, jak dotąd mocno ściskające go za gardło żelazne kleszcze strachu powoli zwalniają uścisk. ― Chodź do mnie. ― Kiedy się zbliżyła, łapczywie pocałował ją w usta. Zrodzone w jego lędźwiach pożądanie okazało się w końcu
(nie)
silniejsze od ulęgniętego gdzieś w głębi mózgu
(nie dotykaj)
uczucia pierwotnego, instynktownego niepokoju, tak dobrze znanego
(niedotykajnie nieniedotykajnie)
już od wieków dzikiego strachu przed drapieżnikiem, który cichł z każdą chwilą, kiedy odkrywał po kolei każdy centymetr jej pachnącego tanimi perfumami ciała
(niedotykaj niejej niedotykaj dotykajniejej NIE DOTYKAJ JEJ)
by w końcu wznieść się na wyżyny zapomnienia, zepchnąwszy intuicję z powrotem w najciemniejsze zakamarki umysłu.
Si je ne pouvais écrire je serais muet,
condamné a la violence dans la dictature du secret.

Po śmierci nie ma przyjemności.

[Obrazek: gildiaBestseller%20proza.jpg]
Odpowiedz
#2
Część Triss, zaczyna się jak zwykle bardzo ciekawie (aczkolwiek nieco przewidywalnie – chyba). Zobaczymy co z tego wyniknie na dłuższą metę. Spodobało mi się nazwisko rzeźnika w tym kontekście. Może troszkę zabrakło mi opisu innych „odczuć zagrożenia” u mieszkańców miastaczka, przez tę godzinę gdy staruszek spał. Ale pożyjemy zobaczymy.
Tylko jedna uwaga, a właściwie pytanie do tekstu:

„zeszła z zalanych mdłym światłem sierpniowego księżyca zbocz do kryjącej” – a nie lepiej by tu jednak „zboczy” pasowało?
Just Janko.
Odpowiedz
#3
Mnie zaciekawiło niesamowicie. Co do uwag:

"Zagłada przyszła pod osłoną nocy, od strony wzgórz. Pod postacią małej, zmarzniętej dziewczynki o zlęknionej twarzy, utykając i krwawiąc niemal ze wszystkich otworów ciała(...)"

Jakoś tu połączone dwie rzeczy do kupy. A może by tak:
"Zagłada przyszła pod osłoną nocy, od strony wzgórz pod postacią małej, zmarzniętej dziewczynki o zlęknionej twarzy. Utykając i krwawiąc niemal ze wszystkich otworów ciała(...)"

"(...)drzwiami wymknęła się w gęstniejącą noc, nawet nie drgnął.
Zamknąwszy za sobą drzwi, Jelena ubrała trzymane dotąd w ręce(...)"


Kończy się scena nr 1, zaczyna scena nr 2, a jakoś nie jest to rozdzielone. Proponowałbym:
"(...)drzwiami wymknęła się w gęstniejącą noc, nawet nie drgnął.
***
Zamknąwszy za sobą drzwi, Jelena ubrała trzymane dotąd w ręce(...)"


"Vladimir uwielbiał patrzeć, jak z odrazą dotyka zakrwawionych, świńskich flaków i pakuje je do papierowej torebki, spoglądając na nią wymalowanym na twarzy realnym obrzydzeniem. "

Być może jest dobrze, ale ja do końca nie rozumiem. On się lubił patrzeć na nią z obrzydzeniem, czy może powinno być "spoglądając na nią " bo on lubił jak ona patrzy sie na flaki z obrzydzeniem.

"Nie mógł wprost uwierzyć w to, jak łatwo wszystko szło po jego myśli. Zatrzymali się nad rzeką, niecały kilometr od najbliższych domostw. "

Przeszłaś od jego wspomnień do chwili obecnej bez wyraźnego zaznaczenia. Koniec końców nie wiedziałem czy zatrzymali się nad rzeką gdy pierwszy raz się do niej odezwał, czy teraz jak już się nocą wymknęli.

Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, bo pomysł jest przedni.
One sick puppy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości