Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Po linii najmniejszego oporu
#1
Pod tekstami omawiającymi twórczość Szymborskiej, poetki rozpoznawalnej na świecie, cenionej za głębię i zaskakującą precyzję sformułowań, wydawanej w milionach egzemplarzy, znajdowałem koszmarne wybroczyny internetowej myśli w rodzaju: „ale płytka nędza! Ja takie bzdety piszę w kiblu”

Z ciekawości zaglądałem na tak zwany profil komentatorskiej łajzy, bo chciałem się przekonać, jak sama pisze, bo zakładałem, że skoro tak surowo ocenia poetkę, to z pewnością ma ku temu jakieś powody, no i że robi to o niebo lepiej. Lecz choć pilnie czytałem wszelkie jej teksty i ciągle miałem nadzieję, że potwierdzi swoją maestrię, nic takiego się nie stało; każdy opublikowany przez nią wyrób grzeszył truizmami.

Albo obezwładniał czytelnika pornograficznymi pomyjami po Gretkowskiej, np. o frapujących przygodach męskich odnóży w pochwie. Ale, o dziwo, pod tymi głupkowatymi produktami czytałem huraganowe zachwyty i histeryczne uwielbienia, niemal modlitewne prośby o dalsze pisanie w tak doskonałym stylu.

W akantowym tekście z ubiegłego roku Ariana Nagórska** broniła dobrego imienia Jakuba Wojciechowskiego, pisarza-samouka odkrytego przez Boya Żeleńskiego, bezczelnie, zawistnie i bezpodstawnie zaatakowanego przez jakiegoś durnia z nuworyszowskim tytułem magistra. I co? I jajco: do tej pory nic się nie dzieje.

Cóż, powiedzieć można: de gustibus… Można też powiedzieć WON!

Sztuka nigdy nie była udziałem mas, tylko wąskiego grona pasjonatów piękna. Natomiast sztuka naśladowcy artysty, hulała i nadal hula po świadomości ludzi niezdolnych do krytycznego spojrzenia na własny dorobek, wierzących, że być Chopinem, Wyspiańskim, Norwidem lub Szymborską, to nic wielkiego i byle patałach może rżnąć geniusza.
*
Od pierwszego zdania zaczyna się niszczenie zwolenników obecnego stylu życia. A im dalej, tym gorzej, jestem więc w stanie wyobrazić sobie ich oburzenie z powodu dalszego ciągu mniam-mniam-tekstu Tadeusza Sobieraja*, artykułu przeciwstawiającego geniusza – pozostałym vice-wybitnym stanowiącym awangardę ariergardy: małostkowy tłum statystów z niegramotnymi halabardami.

Geniusz, to według Autora - introwertyk, osobnik bardzo pojedynczy, zawzięty w dążeniu do celu, zazwyczaj samotny kiej pies. Samotny jednak z własnego wyboru. Nie ustanawia grup czy szkół, nie wlecze za sobą wniebowziętej ciżby akolitów i koncelebrantów, nie podlizuje się komukolwiek, krótko mówiąc, nie wznosi bałwochwalczych ambon z teoriami, kierunkami, tendencjami, chwilowymi paradygmatami.

No i osobny jest z przyczyny zażartej niechęci współczesnych: wolny od uczestnictwa w silnej, a zawistnej grupie patałachów pióra, pędzla czy dłuta. Że zaś bez ustanku para się myśleniem w kategoriach wykwintnych i ekskluzywnych, nie uczestniczy w salonowych mszach obfitujących w twórczą niemoc.

Obce mu są papuzie mody, zasiadanie i błyszczenie wśród salonowych puf, z ochotą stroni od zadawania szyku i brylowania w glorii, zalatują mu wstrętem groteskowe galerie i minoderyjne piwnice o jazgoczących poglądach na sztukę bez sztuki. Kroczy własną, niebełkotliwą drogą przecierając szlak. W ciszy i skupieniu odwala żmudną robotę nieznanego artysty; być może, gdy już dokona żywota i wyprzedzi żółwią epokę, jego truchło znajdzie się jakimś cudem na pegazowym świeczniku dla nieśmiertelnych. Na razie sam sobie jest sterem, żeglarzem i marnym księgowym z marnymi rokowaniami.

Niekiedy sądzę, że byłoby mu lepiej, gdyby nie narodził się teraz, tylko przeczekał gdzieś w rodzicielskich gonadach i objawił dopiero wtedy, gdy ucichnie nawałnica tandet, gdy świat zetrze łuski z oczu i dopadnie go opamiętanie i nastąpi rezygnacja z biegu donikąd. Bo teraz i tak nie zostanie zauważony, i tak zginie w gąszczu ciężarów ze szmiry.

To jeden biegun. Natomiast na drugim rozpiera się dychawiczna, nonszalancka, agresywna zgraja pretendentów do tytułu bezdyskusyjnego mistrza. Uzurpatorów pióra, pędzla, fabularnej kielni. To dla niej, z myślą o niej, z jej powodu narodziły się rankingi sztucznej popularności, bestsellerowe listy Autorów Tysiąclecia i Tomików Galaktyki, góry, zwały i niewypały prezentacji, wernisaży, galerii lub instalacyjnych czy fotograficznych Wystaw Jednego Sezonu lub Festiwali Ogórkowych Wydarzeń.

To za ich sprawą rosną niemiłosiernie prymitywne, lecz przekonane o swoich umiejętnościach szeregi artystycznych jętek-jednodniówek. Literackich, rzeźbiarskich, muzycznych. To przez nią topnieje językowe bogactwo, iskrzenie opisów, nikczemnieją pisarskie zasady czy elementarna znajomość podstaw i genez.

A w miejscu na zdrowy rozsądek pojawia się podwójna moralność i różnorodność względnych, koniunkturalnych form. I to tej zgrai zawdzięczamy powrót do pisma gruzełkowatego, brak uczciwości merytorycznych ocen i kociokwik w kryteriach.
Nie warto tracić na nią czasu, bo złożona jest z figur zauważalnych przejściowo: prędzej czy później przeminie jak Putrament i jego dworzanie.

Warto natomiast zastanowić się, dlaczego lansowane przez nią poglądy zwyciężają. Odnoszą tryumfy i zawłaszczają profity od zawsze po wciąż. Co takiego drzemie w społeczeństwach, że nie umiemy wyjść z zaklętego kręgu inercji i łatwizny.

Dla mnie odpowiedzią jest nasze dążenie do wygody, stadny pęd do osiągania bezwysiłkowego szczęścia po wszelkich możebnych trupach. Dla mnie winny temu zjawisku jest obecny, oszalały, nie ludzki, ale komercyjny POSTĘP-NA- SKRÓTY.
*
Na czym polega POSTĘP? Na dzięciolim wykuwaniu obywatelskiej pomyślności, na nieegoistycznym pragnieniu powszechnego dobra, na dalekowzrocznym rozumieniu, czym jest. Tak po sprawiedliwości, bez utopijnego bredzenia i nawiedzonej pląsawicy sprzecznych argumentów.

Dlaczego? A choćby po to, by nam dobrobyty i samopoczucia obrastały w pewność, że istniejemy nie po to, by się nażreć byle czego, stworzyć byle co i zejść byle jak.
Tymczasem możemy zaobserwować proces odwrotny, postępowanie opierające się na świadomym odrzucaniu tych zdobyczy, które jeszcze nie tak dawno temu stanowiły powód do dumy. Jesteśmy świadkami regresu, nieprzerwanej cofki kompromitowanych ideałów. Lecz wbrew sabotażowym wysiłkom nieudaczników świat wciąż trzyma się krzepko i nie ginie. Mądre książki są pisane nadal, odkrywcze malunki powstają, ludzie chodzą do teatrów. Lecz jest ich za mało i nikną w buszu kiczowatych osiągnięć. Trudno do nich dotrzeć, wyłuskać rodzynki z zakalca obfitości.

Z masami nie da rady wygrać bo i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa, jak mawiają na salonach. Mało komu zależy na kulturze, a jeszcze większej mniejszości chce się użerać z lawiną bezguścia. Stado płynie z prądem i nie odczuwa takiej potrzeby, wcale nie pragnie żyć lepiej i mądrzej, tylko wygodniej i bezrefleksyjniej. Lecz jest to oportunistyczny sposób argumentowania, że TAK BYĆ MUSI.

WCALE NIE MUSI, bo wiadomo, czym się skończyła urawniłowka i dyktatura proletariatu i gdzie wylądowała grupowa jednomyślność, owo szydercze echo indywidualizmu.
KTO NIE Z NAMI, TEN PRZECIWKO NAM, głosiły propagandowe slogany i oczadziałe masy dla świętego spokoju pokornie, gorliwie czy posłusznie obierały kurs na świetlaną przepaść, skwapliwie zadowalając się zwieszaniem głowy.

Racja: ”postępu nie można zatrzymać”. Ale czy rezygnacja z dążenia do jakościowo lepszego życia jest na serio POSTĘPEM? Czy nie jest to aby rejterada, powrót do przytulnych jaskiń? Czy postęp w tym rozumieniu nie oznacza kapitulanctwa? Czy ten, co protestuje, musi nazywać się pieniaczem?

Mimo że formy wyrażania myśli przechodzą odsysającą dietę, styl wkracza na wojenną ścieżkę z logiką, a kpem jest ten, komu nie zwisa i nie chlubi się tym, że ma intelektualną pryszczycę, wkurza mnie zatrważający wzrost pogłowia cymbałów, ich upiorny dyktat wobec reszty ludzi pogodzonych z klęską.

Pogodzonych? Nie dajmy się zwariować! Byliśmy przyzwyczajeni do pojmowania Faulknerowskich tasiemcowych wypowiedzi i nie męczyły nas wszelkie Prousty, Balzaki czy Joyce ze swoim jednozdaniowym, bezinterpunkcyjnym, stustronicowym monologiem Molly. Dziś wspomniani autorzy byliby nie do przyjęcia, niezgodni z przepisami na prozę lub poezję, nudni i marudni jak dziadek na przyzbie, a ich utwory byłyby pogonione w krzaki przez wydawcę nastawionego na złodziejski zysk.

Jednak bądźmy spokojni: zmieniają się tylko preferencje; taka jest kolej rzeczy i obecne pokolenia również będą mieć SWOJE SCHYŁKOWE PRIORYTETY: dwumilimetrowe teksty o nieortograficznej treści wołacza na puszczy.


*http://pisarze.pl/publicystyka/5315-tomasz-sobieraj-samotnosc-geniusza.html

** http://akant.org/archiwum/26-akant-stycz...-kozioroca
Odpowiedz
#2
świetny tekst. zwyczajnie kompletny. kolejny raz jestem pod wrażeniem. potrafisz.
zgodzę się właściwie z całością, a dodałbym chyba tylko tyle: należy pamiętać i brać pod uwagę, że każdy jest inny. tj. nie każdy rodzi się wydolnościową maszyną, jak Secretariat (masz. teraz ty leć i sprawdzaj, o kim mowaTongue mówię to jak najbardziej żartobliwie, nie szukaj we mnie języka niezgody i animozji; pamiętam, jakie mieliśmy nieporozumienia - bo dla mnie to były zwykłe nieporozumienia i nadal są - ale personalnie jak najbardziej nic do ciebie nie mam. za to z tym "szukaniem, o kim mowa", to to wygląda tak, że czytając, musiałem trochę zasięgnąć języka u wujka google, żeby w pełni zrozumieć, o czym piszesz) że już nie wspomnę o przypadkach zupełnie odwrotnych, a przecież obecnych. oni też powinni mieć swoje poletko (pomijam to, o czym mówisz; że masowa tendecja też jawi się jako niedorozwinięta, a co gorsza, jest to prawdopodobnie sztucznie powodowane, wymuszane), zresztą, jacy tam oni, czasem sobie myślę, że my - ja i, być może daj boże, jakaś reszta, ktora mi w tym towarzyszySmile. a wiec nie tylko de gustibus, a zasięg intelektualnych macek. pisałeś i o tym. niktórzy nie dojdą do obszarów, które penetrują, powiedzmy sobie, koryfeusze i nieodkryci koryfeusze. tylko że być może tym pierwszym udało się opisać kolory niewidomemu. to też jest szczebel sztuki - potrafić, jako geniusz, ukazać świat oczami geniusza dla kogoś, kogo percepcja jest zwyczajnie uboga w porównaniu do geniusza.
w każdym razie ja rownież uważam, tak jak ty i tomasz s., że geniusz to, krótko: ktoś wyprzedzający swoją epokę; chociaż nie wiem, czy "wyprzedzenie" jest tu idealnym słowem. osobiście uważam, że droga postępu (w rozumieniu jak najszerszym) nie ma jednego wektora. dla każdego będzie miała inny, tak samo wartościowy nawet (o ile nie brać pod uwagę powtarzalności i podobieństwa, które siłą rzeczy gdzieś tam jakoś tam zawsze ustępują przypadkom rzadkim, wyjatkowym), z prostej przyczyny. ponieważ cel może być dla każdego inny, a liczy się poznanie. i to jest kluczowa rzecz, jak wierzę. w tym wszystkim, w tej całej rzeczywistości, której doświadczamy wspólnie w jakimś stopniu, liczy się doświadczenie, poznanie i ich rozmaitość. zatem rozbój i gwałt są tak samo i takim samym udziałem kreacji, która chce doświadczyć jak najwięcej, jak miłość i sztuka. że już się tak rozpędzę;] powiemy, że to drugie jest wartościowsze, ale nie jestesmy obiektywni, zdaje mi się, i to tylko nasz punkt widzenia.

co do wygody, o której piszesz... nie wiem, ale u mnie przynajmniej to się absolutnie zgadza. cóż, umysł mam powolny i gnuśny nawet, a zajęć i obowiązków po uszy, zmęczony jestem nawet, gdy odpoczywam, np teraz. i chociaż staram się rozwijać, efekty są mierne. i ja to widzę, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. przykładowo do takich zdolności, jakie zaprezentowałeś tutaj, bardzo mi daleko. może akurat nie do tego dąże, zostawiam to ludziom lepszym i mającym siły oraz chęci w ogóle, by rozprawiać na takie tematy (są potrzebne, są ważne, cenie je sobie, ale sam wolę machnąć na to ręką, skupiając się na innych sprawach. cóż, znowuż różnorodność. to jest sztuka - zrozumieć wszystkich. chyba jeszcze nikt jej nie podołał), ale tak czy owak jestem gdzies w powijakach. wracając: specjalizacja zawsze będzie lepsza od wszechstronności i uniwersalności. tak mi się skromnie zdaje. olbrzym niech kruszy skały i szuka w nich drogocenności. zręczny słabeusz niechaj je obrabia.
no dobra, to tyle z mojej czkawki, bo można by mówić i mówić, ale chyba najważniejsze powiedziałem.
Odpowiedz
#3
Odnosząc się do pojęcia Geniusz, należy pamiętać, że pierwotne znaczenie Genius było synonimem obecnego Creator, a to oznaczało, ze każdy, kto wprowadził cokolwiek nowego w życie, stworzył za pmocą inwencji (inventio -> inventor) lub nawet czystego przypadku (bo Genius oznaczało także patrona wewnętrznego, czyli jakoby ducha, coś na wzór chrześcijańskiego anioła stróża) lub opatrzności. Dopiero setki lat później zaczęto dorzucać temu pojęciu jakiejś nadzwyczajnej mocy, tworząc z geniusza wręćz nadczłowieka, inną kategorię ewolucji wręcz. Nieprawdiłowo eksploatując pojęcie, które miało nadać jego adresatowi to samo miano co np ślusarz czy cieśla. Genius bowiem jest tak samo rzemieślnikiem jak kowal. Nie ma w tym nic wyjątkowego, jest to po prostu wykorzystanie potencjału kreatywnego. A sięgając dalej w głębię pojecia, tą okultystyczną, mozna nawet wyciągnąć wniosek, że Genius -jako duch patronujący, lub opatrzność - jest siłą nadprzyrodzoną, która uwalnia potencjał czlowieka, sprawiając że stwarza on zupełnie coś nowego, ale noewgo nie dla tego, że jest z innej epoki, czy że nikt jeszcze tego nie poznał, tylko nowego w formie wręcz botanicznej. Jako, że źrodłosłowie jest powiązane ze słowem gens, czyli geny, genetyka, geneza itd. A zatem Geniusz jest po prostu tym, który odpowiada za powstanie czegokolwiek. Idąc dalej tym torem, łatwo jest dojśc do konkluzji, że każdy jest geniuszem.
Tyle chciałem tylko powiedzieć w tym temacie.

EDIT:
kolejnym, idealnym przykładem na spaczenie pojęcia jest słowo konfident. Confident - od confideo znaczy zwierzać, powierzać - to ten, któremu można powierzyć sekret, osoba godna zaufania. Konfident w języku polskim to ten, który 'wydał' sekret, osoba niegodna zaufania. Bez sensu.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#4
..alez Ci sie musi nudzic @Pasiasty Big Grin
nie tworzę, ale wiem co mnie porusza, przyciąga...
Skoro sami filozofowie różnią się pomiędzy sobą poglądami, a także różnią się filozofowie i prości ludzie, to na żadne pytanie nie można odpowiedzieć jednym stwierdzeniem.Każdy dowód naukowy obarczony jest błędem regressus ad infinitum, czyli cofania się w nieskończoność. Chcąc bowiem uzasadnić jakieś twierdzenie musimy wyjść z pewnych przesłanek, a te z kolei same będą wymagały dowodu i tak dalej.
Odpowiedz
#5
Nie rozumiem co do tego tekstu mają dywagacje Pasiastego na temat słowa "Geniusz", ale w sumie ja nie o tym...

Zetknąłem się właśnie z publicystyką najwyższych lotów. Kiedy czytałem miniaturki OWSIANKOwe, to miałem nieodparte wrażenie, że publicystyka byłaby dla niego świetnym polem do popisu.
No i teraz przeczytałem. Okazało się, że miałem dobre przeczucia Smile
Ale dość już o mnie ;D
W felietonach bardzo łatwo popełnić jeden błąd - pisać banały. Nawet jedno banalne sformułowanie rzuca cień zniszczenia na cały tekst.
Tutaj nie zauważyłem ani jednego. Jest humor, ale bardzo bardzo bardzo subtelny, delikatny, niemal wyczuwalny tylko opuszkami palców. I inteligentny.
Jeszcze podoba mi się świetny dobór przymiotników. Albo długo nad nimi myślałeś, albo masz świetną intuicję. Nie wiem. Aż strach się domyślać Wink
Merytorycznie osiągnąłeś absolutną kompletność. Doskonałe wyważenie proporcji. Wstęp, który przykuł od razu moją uwagę i zakończenie, które bardzo zgrabnie pointuje całość.
Trafnie postawiona diagnoza współczesnego społeczeństwa przez pryzmat sztuki.
Szukałem jakichś wad, uchybień. Nie znalazłem... Sad
(Chociaż może jakbym prześledził etymologię jakiegoś losowego wyrazu, to mógłbym Cię pogrążyć, ale mi się nie chce) Tongue

5/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
@Laj Smile niech Ci sie dalej nie chce , bo to bardzo dobra jak, wspomniales publicystyka, niech sie chce czepiać tym co nie zrozumieli treści Wink
nie tworzę, ale wiem co mnie porusza, przyciąga...
Skoro sami filozofowie różnią się pomiędzy sobą poglądami, a także różnią się filozofowie i prości ludzie, to na żadne pytanie nie można odpowiedzieć jednym stwierdzeniem.Każdy dowód naukowy obarczony jest błędem regressus ad infinitum, czyli cofania się w nieskończoność. Chcąc bowiem uzasadnić jakieś twierdzenie musimy wyjść z pewnych przesłanek, a te z kolei same będą wymagały dowodu i tak dalej.
Odpowiedz
#7
Kolego, imponujesz. Obyś wytrwał i się wybił.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz
#8
Żeby nie było ja sie odnosiłem do tego paragrafu:

Cytat:To za ich sprawą rosną niemiłosiernie prymitywne, lecz przekonane o swoich umiejętnościach szeregi artystycznych jętek-jednodniówek. Literackich, rzeźbiarskich, muzycznych. To przez nią topnieje językowe bogactwo, iskrzenie opisów, nikczemnieją pisarskie zasady czy elementarna znajomość podstaw i genez.

i do tego:

Cytat:Geniusz, to według Autora - introwertyk, osobnik bardzo pojedynczy, zawzięty w dążeniu do celu, zazwyczaj samotny kiej pies. Samotny jednak z własnego wyboru. Nie ustanawia grup czy szkół, nie wlecze za sobą wniebowziętej ciżby akolitów i koncelebrantów, nie podlizuje się komukolwiek, krótko mówiąc, nie wznosi bałwochwalczych ambon z teoriami, kierunkami, tendencjami, chwilowymi paradygmatami.

Ale tak naprawdę wydaje mi się, że ten tekst nie odnosi się do gustów, ani problemu jakim jest 'postęp' czy 'regresja'. Sugeruje bowiem, że istniał kiedyś czas, gdzie niby doceniano kogokolwiek wartego docenienia. Albo gorzej nawet, że średniowieczni mnisi, czy rzymscy filozofowie stanowiący '(tfu) awangardę' mieli wkład w to, że teraz ktoś powie, że Mickiewicz jest wieszczem. By sie uśmiał Szekspir, jakby mu sie powiedziało, że polscy artyści romantyczni będą się do niego odnosić. Ja się zatem pytam, jak bardzo niszowy musi być artysta-geniusz z Polski, mając świadomośc, że pozostałe miliony ludzi na planecie nigdy nie poznają jego geniuszu, obojętnie z której epoki by się nie urwał. I czy te masy 'ignorantów' nazwiemy też 'głupcami'? Kiedyś ludzie śmiali się z Charliego Chaplina, zachwycali się jak na scenie cyrkowej słoń stanął na tylnych nogach i dopatrywali się symboliki, gdy niewiasta rzuciła rycerzowi chusteczke pod nogi. To nie ma nic wspólnego z czasami, czy postępem. jak sie ktoś wyróżni i stworzy cos fajneg to ok, udalo mu się, fajnie. Znajdą się zawistni, spoko. Ale żeby teraz tego zwykłego czlowieka gloryfikować, za to, że mu wyszło? Przesada. Docenić można, i wypatrywać dalej :-)
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#9
Szanowny Panie Pasiasty!

Miło mi, że moje teksty są przez Pana czytane, jakkolwiek byłoby mi jeszcze milej, gdyby komentował je Pan zgodnie z ich treścią, a nie ze swoim rozumieniem.

Pisząc o Przekroju nie mówiłem o innych, poruszających się w obrębie JEDNEGO zagadnienia (np. Film), ale o wielonakładowym i tematycznie RÓŻNORODNYM.

I nie umniejszam roli Internetu w procesie tworzenia; periodyki papierowe nie są tak szybkimi dostawcami dzieł, jak elektroniczne.

Rzecz dotyczyła DOTACJI i celowego doprowadzania do ruiny takich przedsięwzięć, jak ów tygodnik.

ps. mój komentarz dotyczy BYLEJAKIZMU
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości