Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
''Po drugiej stronie ' część pierwsza
#1
''Po drugiej stronie'' spotkanie pierwsze
Prolog
Ludzie dzielą się na tych pozamykanych w zakładach oraz na jeszcze nieprzebadanych.
Dla tych, którzy widzą inaczej i kochają inaczej.

Spotkanie pierwsze:
Miałam zobaczyć Cię już wcześniej, jednak okoliczności na to nie pozwalały. Jak to się stało, że przez parę miesięcy, o tym, czy jeszcze żyję dowiadywałeś się z bloga przyjaciółki?
Chyba nie myślałam o Tobie. Jedynie świadomość tego, że ktoś, gdzieś na mnie czeka, pozwalała wierzyć, że jakoś dam radę.


17 lipca 2010
Chciałam być Twoim przedwczesnym prezentem urodzinowym, bowiem urodziny miałeś dzień później. Dotknąć Cię i poczuć, że nie jesteś tylko wyimaginowanym przyjacielem z nerwica.com.
Czemu się tam znalazłam i jak to się stało, że teraz jesteś przy mnie?
Mówią na to przypadek bądź zrządzenie losu ( jak zwał tak zwał). Z racji, że interesowałam się psychologią (jeszcze niczego u mnie nie stwierdzono), znalazłam forum ludzi chorych. Nie wiem, czemu, ale poczułam jakąś potrzebę zarejestrowania się. Tam było wszystko. Począwszy od wątków nerwicy, depresji, schizofrenii, jak i do anoreksji czy bulimii. To był czas, kiedy podejrzewałam u siebie chorobę afektywną dwubiegunową. Jakoś szczególnie mnie to przyciągało. Nie chciałam się nikomu wyżalać, mówić o sobie. Lubiłam słuchać ludzi, rozmawiać, czytać ludzkie historie. Takie nazwijmy to wysłuchiwanie dużo mi dawało. To dziwne, ale czułam jakieś spełnienie, czułam, że coś robię. I to całkiem sprzyjającego ludziom. Może przede wszystkim byłam potrzebna. Zaprzyjaźniłam się w ten oto sposób z wieloma osobami. Czułam to, co oni i ta empatia od razu wchodziła między nas. Nie ważne czy był to dwudziestoletni punk, czy dojrzały piętnastolatek nieradzący sobie z otoczeniem i akceptacją. Czasem sprawy miłosne, co było może mało istotne, ale jakoś Ci dwudziestoparolatkowie dziękowali mi za samą uwagę im poświęconą. W ten sposób poznałam Tomka - mojego ówczesnego przyjaciela. Wrażliwy, nieśmiały chłopak mający szesnaście lat. Na początku byłam źle do niego nastawiona, ale zaczęliśmy rozmawiać i to się zmieniło. Przez pół roku znajomości ponoć bardzo się zmienił. Zaczął inaczej patrzeć na siebie, na to co potrafi. Podchodził do dziewczyn i stał się nieco bardziej gadatliwy (jeżeli w jego przypadku można nazwać to gadatliwością). Niestety jego uczucia skupiły się na mnie.
Wracając do forum. Pamiętam, że napisałam kilka postów. Były to jakieś podpowiedzi, czy samo okazanie zrozumienia dla odbiorców. Pisałam tylko wtedy, kiedy czułam, że jakaś sytuacja jest mi bliska. Raz była to czternastolatka, którą rodzice wyzywali i mówili, że po osiemnastce ma się wyprowadzić. Dziewczyna była przerażona. Jedyną jej nadzieją była nauka, ale przez to, co działo się w domu i na tym nie mogła się skupić. Nie pomogłam jej. Napisałam może krótką wiadomość i było to jakieś zwykłe pocieszenie. Wiele było sytuacji zarówno depresyjnych czy samobójczych. Czytając to bałam przyznać się przed sobą, że też to czuję i nie jest mi to obce. Ale myśl o szpitalu, psychologach i całym tym aparacie była dla mnie kompletną abstrakcją. A już tym bardziej, że takiej osobie jak mi da się pomóc... Ciągle myślałam '' nic mi nie jest''.
Po paru dniach, a może tygodniach dostaję wiadomość od jakiegoś mężczyzny. Łukasz (bo tak się zwał)pisał, że jest właśnie z tego forum. Najdziwniejsze w tym było to, że od początku stwierdził, że piszę wiersze. Uważał, że pewnie dziwne będzie dla mnie to ile ma lat. A miał ich dwadzieścia pięć.
Nie mam pojęcia skąd wyczuł, że piszę. Powiedział, że to widać po stylu postów. Wiek natomiast kompletnie mi nie przeszkadzał, bo był to okres w moim życiu ( i nadal on trwa)gdzie lgnęłam do starszych, do wzorców, do osób, z którymi będę mogła porozmawiać na tematy może dość filozoficzne. Zazwyczaj byli to mężczyźni, bo kobiety w owym czasie uważałam za głupie. Zresztą i te kobiety jakoś specjalnie do mnie nie lgnęły. Nie wiem, czym było to spowodowane. Może tym, że od zawsze brakowało mi męskiego wzorca.
Idąc dalej, Łukasz mówił, że nie wiedział czy do mnie napisać, ale w końcu się przemógł. To wszystko mnie zastanawiało. Byłam nim tak zaintrygowana, że każdego dnia czekałam na nasze wspólne rozmowy. Łukasz był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Całkowicie odbiegał od moich wyobrażeń. Od mojego w jakimś sensie feministycznego światopoglądu na temat facetów. Łukasz był taki... ciepły.
Zaczęło się chyba w marcu…
Pewnego dnia rozmawialiśmy o miłości. Składało się na to wiele wątków, ale co najważniejsze, okazało się, że mamy takie same poglądy na pewne sprawy.
Nigdy nie rozumiałam ludzi zakochanych, nigdy nie wierzyłam w prawdziwą miłość. To, co świat wyprawiał z uczuciami, było dla mnie za wielkie. Tu zaczął się nasz konsensus.
Byliśmy przeciwni przywiązaniu, uzależnieniu od siebie, zazdrości, chęci posiadania, tego jak ludzie wykorzystują ciała. Dla nas to coś zupełnie obcego. Ani ja, ani on nie tworzyliśmy takich związków.
Wtedy, gdy rozmawialiśmy o miłości… zwyczajnie wpadliśmy we własne sidła. Nigdy nie spotkałam tak wrażliwego, a zarazem tak ciekawego mężczyzny. Od Łukasza biło takie ciepło, ciepło dobrego serca. Rozmawialiśmy o wszystkim. Brakowało mi właśnie kogoś tak dojrzałego jak on. Czego można oczekiwać od chłopaków w moim wieku? Owszem lubiłam rozmawiać o piłce nożnej, ale po za tym oni jeszcze nie potrafili rozróżnić realności życia od dziecięcego niemyślenia. A starsi? Owszem spotykałam starszych. Pisałam z dwudziestoletnimi punkami, z którymi fajnie było się śmiać. I naprawdę nie mam do nikogo żalu, po prostu każdy stworzony jest dla kogoś...
Nie wiem jak to się stało, że stopniowo stworzyliśmy prawdziwą emocjonalną więź. Łukasz był i wspierał mnie, kiedy ja sama nie wiedziałam, co jest ze mną nie tak. Mój umysł wyłączył się. Ja nie wybierałam. Nie myślałam. Wiedziałam, że on czuje tak samo. Wiedziałam, że to wszystko jest właściwe taktowne i nic kompletnie nic mi w tym nie mogło przeszkodzić. Czekałam na to jego pierwsze kocham, wypowiedziane na gadu gadu. Tak na gadu gadu. Wszystko to było szalone, ale ja nawet przez chwilę o tym nie myślałam (bynajmniej na początku). Łukasz mieszkał na odległość czterystu kilometrów ode mnie. Ale wystarczała mi jego duchowa obecność.
Nie myśleliśmy, co będzie dalej. To uczucie nas napełniało. Dawało siłę. To nie my kochaliśmy. To miłość była nami.
Czuliśmy, że możemy kochać cały świat. I dzieliliśmy się nieustającym dobrem: ze sobą i z ludźmi. Moi kumple dziwili się, co mi się stało.
- Czarnych ciuchów Ci w szafie zabrakło?
Bardzo się przyzwyczaili do pozornie groźnego, ale zawsze skorego do rozmowy Killera. Ostatnio zaś nieco wycofanego.
Teraz dzieliłam się szczęściem.

Łukasz miał nerwicę, co prawda wyleczoną. Ja natomiast nie pytałam o szczegóły, tego co się stało. Myślę, że na początku nie spodziewał się, że ja także będę potrzebowała kiedyś takiej pomocy. Na pewno o wiele spowolnił moją chorobę. On był całym moim szczęściem. Zapominałam, że coś w moim wnętrzu działo się źle. Napisałam nawet wiersz o nazwie ‘’Psychoterapeuta’’. On nim właśnie był.

,,Psychoterapeuta’’

od listopada oszukiwana
pustą bombonierką powtórzeń
szamotanina oskarżeń ucięła
pogawędkę ze śmiercią

psychoterapeuta pokazał pąki
zawiązał wargami światłość w tęczówkach
przysłuchał się ścianie ukrytej nienawiści
mówił szeptem bezgłośnego ramienia

nie dotykał banałem łatwych powiedzeń
wyrzucił bełkot wiecznych spojeń
szczegóły utożsamił z odgarnianiem włosów
prawdę widział w odbiciu drobnych marzeń

mała pacjentka
uwierzyła osobistemu lekarzowi
dotykając sensem
jego podbródka

ubrał myśli
uleczył słowem
uciął za nią
pogawędkę z życiem


Łukasz pomagał mi i wspierał mnie na każdym kroku. Jednak to nie wystarczyło...
Paradoksem jest to, że do 17 lipca nie widzieliśmy się ani razu. Przesyłaliśmy sobie zdjęcia, jednak nigdy nie czuliśmy swojego dotyku.

niedorzeczne kilometry
dotyk słowami
oszukuje pragnienia

Chcieliśmy spotkać się 25 czerwca, zakończenie mojego roku szkolnego było wprost idealne. Jednak tak się nie stało.

17.07.10
Tego dnia miałam przepustkę ze szpitala. Zawsze, gdy stamtąd wychodziłam, czułam się taka wolna, bez cienia brudu i nieczystości…
Działo się tak szczególnie, gdy napawałam się pięknem różowego nieba nad polem złocistego zboża, a co za tym idzie wszechobecną samotnością.
Dziękowałam, że jednak żyję, pomimo, że prób zaprzepaszczenia mojego życia było już kilka.
Łukasz natomiast dla rodziców miał twórczy pseudonim ‘’Natalia’’. Mimo, że siostra coś podejrzewała, zawiozła mnie na umówione spotkanie. W połowie drogi powiedziałam jej prawdę. Nie było to dla mnie łatwe, ale kiedyś ta chwila musiała nastąpić.

- Te, bo wiesz. Natalia ma na imię Łukasz.
-Ile on ma lat?
- Y, dużo.
- To znaczy?
- Dwadzieścia pięć
- Co?!

Zaczęło się. Wiem, że gdy mówi się o związku czternastoletniej smarkuli z dwudziestopięcioletnim facetem, od razu myśli krążą wokół seksualności.
Bynajmniej tak to wygląda dla ludzi, którzy nie wiedzą, jakie oblicza może przynieść miłość.
‘’On chce Cię skrzywdzić, wykorzystać, zgwałcić. Znam facetów w moim wieku.’’
Nie wierzę byle, komu. Być może powiedziałabym to samo, co siostra innym dziewczynom. Tym razem było inaczej.
Uwierzyłam z dziecięcą naiwnością. Na podstawie ciepła słów ( nie, nie ciepła komplementów podsycanych pożądaniem), wsparcia, opieki, zrozumienia, którego nigdy nie miałam. Czasami Twój głos był dla mnie jedyną ostoją.
No jak miałabym Ci nie ufać? Czułam taką pewność,( pewność, której nie mam nawet myśląc, czy rodzice mnie kochają) że mnie nie skrzywdzisz.

Byłam spóźniona. Siostra żałowała, że mnie tu przywiozła. Z wielkim trudem dojechałyśmy na dworzec PKS.
- Tylko pamiętaj, nigdzie z nim nie idź.
Wybiegłam z samochodu. Pędziłam do Ciebie, a moja żółta sukienka leciała za mną. Normalnie ubierałam się na czarno. To nawet nie ze względu na mój stan psychiczny. Po prostu to byłam ja. To była moja muzyka, moja identyfikacja, moje piękno.
Kiedy pierwszy raz mnie dotknąłeś, delikatnie przytuliłeś do siebie, czułam się jakbym znała Cię od zawsze. Te ręce były mi tak bliskie. Właściwie ręce do tej pory są dla mnie Twoim uosobieniem.
I tak staliśmy na środku przejazdu dla autobusów. Przesunęliśmy się dopiero, gdy jakiś z nich zaczął jechać w naszym kierunku.
Patrzyłam na Ciebie i nie mogłam uwierzyć. Szepnąłeś ‘’Wszystko będzie dobrze’’, a ja nie umiałabym nawet w to zwątpić. W twoich ramionach wszystko znikło, wszystko było takie proste, byliśmy tylko my.
Nasze ręce były idealnie wplecione. Mimo, że twoje o połowę większe, ich spotkanie zrodziło jedność.
Zawsze mówiłam, że jesteś wariatem. Przejechałeś pół Polski, do jakiegoś zadupia, żeby mnie przytulić.
Przeprosiłeś, że nie masz kwiatów, a ja powiedziałam, że jesteś niemożliwy. A i owszem byłeś.
Położyłam głowę na Twoich kolanach, a ty pochyliłeś się nade mną i patrzyłeś mi w oczy. Wszystko działo się na ławce, na dworcu PKS. Ludzie dziwnie się na nas gapili.
Nigdy nie zapomnę tych chwil. Moja siostra patrzyła na mnie jak zaczarowana. Nie była jednak zadowolona. Ludzie zawsze tak myślą, dopóki nie odkryją, że miłość może spotkać także ich. W naszym domu miłość jako taka, rzadko się pojawiała, więc i ciężko nam było w nią uwierzyć.
Podeszliśmy do siebie.
-Miło Cię poznać. – Powiedział Łukasz
- Szkoda, że w takich okolicznościach.
Skąd jesteś?
- Z Rzeszowa.
-No to świetnie!

Odchodząc patrzyłam na Ciebie jak dziecko, któremu właśnie ktoś zabiera dobrego tatusia. Jednocześnie miałam pewność, że jeszcze się spotkamy.
Poszłyśmy z siostrą jeszcze na lody, a ty biedny czekałeś trzy godziny na najbliższy pociąg do Warszawy.
- Już lepiej? – Spytała siostra.
- Ta.


Dzień później umówiłam się z Magdą. Trzeba przyznać, że zawsze o mnie pamiętała. Miałyśmy tylko kilka godzin, bo o 16 musiałam wyjeżdżać powrotem do szpitala. I znowu czekała mnie wolność utracona za kratami. Ale również możliwość odcięcia się od świata zewnętrznego. Od tego syfu.

Tego dnia ubrana byłam w fioletową sukienkę i czerwone klapki, Magda natomiast w dizajnerski biały podkoszulek i dżinsy. Pogadałyśmy chwilę w pokoju i poszłyśmy się przejść. Doceniałam to, że była i cierpliwie mnie słuchała. Razem całkowicie się dopełniałyśmy.
I poszłyśmy okrężną drogą na pole zboża. Zachwycałyśmy się pięknem tego wszystkiego. Co prawda buty miałyśmy całe ubłocone, ale było świetnie.
Niebo tak cudownie dopełniało się z tymi lśniącymi kłosami.
A my rozwaliłyśmy się na środku, wydeptałyśmy buciorami dziurę w zbożu i siadłyśmy. Tego potrzeba nam było do szczęścia.
Magda wyciągnęła swoją komórkę i poczęłyśmy robić zdjęcia. Obydwie kochałyśmy fotografować. Naszym punktem zaczepienia były zdjęcia w sepii.
Kłosy w sepii wyglądały wspaniale. Po za tym robiłyśmy sobie zdjęcia portretowe, czy mojej kiecki w zbożu. Nie oszczędziłyśmy również naszych butów. Kocham takie spełnienie. Nie oszczędziłyśmy również naszych butów. Kocham takie spełnienie. Wtedy mam świadomość, że na takich chwilach wilach mogłabym spędzić całe życie.


Z pamiętników:
13.07.10
Oto jestem. Pomiędzy rozgałęzieniem myśli i wiarą, w to, że wszystko będzie prostsze. Tęsknię za Twoimi słowami, ciepłym głosem. Jestem tutaj. Paulina śpi, a ja spoglądam na osadzone w oknach kraty. Wszystko powoli zaczyna mieć zupełnie inny wymiar. I nie wiem, czy to zasługa psychotropów, czy mojej własnej wewnętrznej walki. Mam, dla kogo żyć. Moje myśli są splątane obok Ciebie. Staram się nie bać tego, co chciałam zrobić. Jeszcze tydzień i będę przy Tobie. Choć przez jeden krótki moment będę szczęśliwa.
Odpowiedz
#2
Pomiędzy spotkaniem pierwszym a drugim: psychiatryk.

Któregoś tam sierpnia praktycznie wyszłam ze szpitala. Teoretycznie nie, bo była to tylko tygodniowa przepustka na wyjazd w góry. Potem miałam wyjść już na dobre, o ile nie powrócą myśli samobójcze.
A siedziałam tam dwa miesiące…
Może to dziwne, ale teraz tęsknię za tym miejscem. Mimo smutku, (ale i radości) wiele się tam nauczyłam, a i wiele przeżyłam.
Najbardziej pamiętam Janka, Paulinę, Alę, Dominikę i Igora. Były tam jeszcze dwie anorektyczki i chłopak ze schorzeniami podobnymi do mojego. Najbardziej polubiłam Janka, Paulinę i Igora. Jak to Ala mówiła: ‘’Tylko czub zrozumie czuba’’.
Najgorszy był pierwszy dzień. Wylądowałam z miejsca na salę obserwacyjną. Dzieliłam ją z anorektyczką. Kiedyś też mało brakowało mi do tego stanu. Teraz patrzyłam na nią z obrzydzeniem oraz z myślą, że gdyby przytyła byłaby ładną dziewczyną. Już wiem, czym to jest spowodowane. Wiem, że bywa to też jedna z wielu form ucieczki.
Od kiedy postawiłam pierwszą stopę w tym szpitalu, przeraziłam się. Co drugie słowo brzmiało tam ‘’kurwa’’. I to z ust dzieciaków. Wchodzę, a pierwsze pytanie mi zadane to, ‘‘Za co siedzisz?’’.
Jednakże wszyscy chyba mnie polubili. Zresztą było to dla mnie mało istotne.
Przez te parę dni, kiedy mieszkałam z anorektyczką Sylwią, usłyszałam wiele rzeczy o jej życiu. Jej siostra również cierpiała na anoreksję, przerodzoną w bulimię, a matka pozostawała na antydepresantach. Opowiadała mi jak to kiedyś jako dziecko, nieświadomie pomagała swojej siostrze chudnąć. Kiedy kazała jej wejść na plecy czy na nogi, a ona robiła z nią pompki.
Gdy rodzina Sylwii przychodziła ( a przychodziła praktycznie codziennie) widziałam wielką troskę i walkę. Dziewczyna natomiast gardziła każdą pomocą i zupełnie nie wiedziała, czemu tu się znajduje.
Na Paulinę patrzyłam natomiast początkowo z przerażeniem. Czarna, wulgarna dziewczyna, miała całe ręce w bliznach po żyletkach. Blizny te były grube, co wskazywało na to, że nie była laikiem w tej kwestii. Ręce to mało. Ona miała je na jednej stronie, na drugiej, na brzuchu (tudzież grała w kółko i krzyżyk), na ramionach.
Kiedy stąd wychodziła mówiła, że żałuje, a pani Karolina pocieszała ją, że zawsze może kupić preparat zmniejszający widoczność blizn.
Paulina była pozornie zła i chyba, dlatego przypadła mi do gustu.
Najpierw jednak przeniosłam się do pokoju Ali. Miała dwanaście lat, ale psychicznie była dużo dojrzalsza. Na pytanie, czemu tu się znajduje, odpowiada: próba samobójcza. Po paru dniach głębszej znajomości dziewczyna mówi, dlaczego chciała to zrobić. Odpowiedź brzmi rodzina. To, co mówiła po części pokrywało się z moimi przeżyciami. Ambicjami rodziców, krzykiem. Ona miała przynajmniej brata (również na antydepresantach), a moja rodzina zwyczajnie ‘’uciekała’’ z domu. Okazało się też, że słuchamy podobnej muzyki. Może to swoisty bunt z naszej strony, aczkolwiek dla ludzi takich jak my po prostu połączenie.
W owym czasie do szpitala został także przyjęty czternastoletni Michał. Patrzymy obydwie na zapłakanego chłopaka, z długa ciemną grzywą, ubranego w czarną koszulę. Pierwsza nasza myśl to, ‘‘ale Emo’’. Gdy zaczęłyśmy z nim rozmawiać okazało się, że nie ma z tym nic wspólnego, a po za tym jest dość mądrym dzieckiem. Pomimo tego, wszystkie dziewczyny po za mną i Pauliną, za nim szalały. Natomiast tylko ja i Michał na cały oddział pierwszy i drugi staraliśmy się nie przeklinać. Oficjalny powód próby samobójczej Michała: dziewczyna. Pierwsza myśl ‘’jak bardzo trzeba mieć posrane we łbie, żeby chcieć umrzeć przez jakieś chodzenie w wieku czternastu lat’’.
Później okazało się, że był to jednak chłopak, co nieco zmieniało postać rzeczy. W Michale pierwsze, co rzuciło się w oczy to delikatne, miękkie, wypielęgnowane włosy. Chciał być fryzjerem (ze średnią 5,2). A mi z miejsca powiedział, że aby włosy się nie niszczyły należy czesać je dopiero po umyciu. Tak też zrobił i efekt był zadawalający.
Całe godziny spędzaliśmy czas na bawieniu się naszymi włosami. Po prostu lubiliśmyto. Niestety nikt nie miał pojęcia, że Michał jest gejem i to z dziwną przeszłością.
Pewnego dnia całe zbiorowisko nas siedziało w pokoju. Rozmawiamy. Michał kładzie głowę na moich kolanach i bawi się moją grzywką. Ja jego również. Ogólnie wszyscy są rozluźnieni. Była to jedna z niewielu chwil, kiedy nikt nikomu nie przeszkadza, a my jako już zgrani kumple możemy sobie siedzieć bez przerywania personelu. Paulina siedzi sobie zwyczajnie na łózku.
Nagle wyszła. Myśleliśmy, że to nic takiego.
W tej chwili podbiega do nas Liwia i tłumaczy, że Paulina przed chwilą się powiesiła. Straciła przytomność, ale żyje. Przerażeni patrzymy na siebie. Całe pięć minut temu siedziała tu razem z nami. To, że przeżyła to cud.
Powiesiła się na prześcieradle zawieszonym na kratach. Doskonale wyczuła moment, bo w chwili, gdy to robiła wszyscy byli czymś zajęci. Zarówno personel jak i my – pacjenci. Tylko jedna Liwia przechodziła akurat tamtędy.
Gdy Paulina się ocknęła miała do niej wielki żal, że ją odratowała. Nie rozumiała, że nawet takie dziwne dziecko, jakim jest Liwia, na pewno miałoby ogromne wyrzuty sumienia po jej śmierci. Inaczej po prostu zrobić nie mogła. Taki jest odruch każdego człowieka.
Cały personel stwierdził, że to przez bogu ducha winnego Michała. Chłopaka przenieśli na drugi oddział, a my przez to widywaliśmy się naprawdę rzadko.
Na drugim oddziale było lepiej. Mniejsze przeszukiwanie po przepustkach, lustra w łazience. Tutaj natomiast czepiali się nawet o temperówkę. Jakby ktoś mógł mieć ze sobą śrubokręt z zamiarem odkręcenia obudowy i wyjęcia sobie ostrza. Chociaż, przyznam, że niektórzy tak czy siak się pocięli.
Michał wyszedł po dwóch tygodniach (tyle najkrócej można tu siedzieć). Ponoć nie miał myśli samobójczych a i łatwo mu, w to uwierzyli (miał dar perswazji).
Paulina pewnego dnia chciała wieszać się po raz drugi. Była jedyną osobą w tym szpitalu, która naprawdę z pełną świadomością i premedytacją chciała umrzeć. Reszta to zwracanie na siebie uwagi. Ona twierdziła po prostu, że życie jest bez sensu.
Tym razem pielęgniarki od razu ją wyczuły. Jedna z nich powiedziała jej, że w taki sposób może kiedyś zostać warzywem.
Z Pauliną w końcu się zaprzyjaźniłam. Jak to ona mówiła, ‘‘bo my latamy za piłką, a Dominika i Ala za chłopakami’’. Każda jej próba samobójcza i to, w jaki sposób mówiła o śmierci mnie przerażało. Była mi już dość bliską osobą. Teraz wiem, że w późniejszym okresie mówiłam tak samo. Śmierć przychodziła z taką łatwością, mówiłyśmy o tym tak jakby nikomu nie sprawiało różnicy to, czy umrzemy czy nie. Wtedy w szpitalu byłam przepełniona chęcią życia i walką. Później to wszystko zmieniło się diametralnie.
Później do mnie i do Pauliny dołączył Janek. Chłopak powiesił się na smyczy. Znalazła go młodsza siostra. Współczuję jej widoku.
Było nam razem dobrze, bo wreszcie czuliśmy się równi. Wśród ludzi nigdy tak nie było.
W szpitalu sprawdziłam też, czy nie jestem biseksualna. Sprawdziłyśmy to razem z Alą. W moim wypadku okazało się, że nie pociąga mnie nikt i nic. Ani mężczyźni ani kobiety. Może to kwestia działania leków. Ja tylko i wyłącznie lubię się przytulać.
Z Jankiem mieliśmy też podobne podejście do wiary. Istnieje siła wyższa, Bóg, przeznaczenie i wszyscy wywodzimy się od niego. Także Jezus, Budda, Kriszna i reszta, którzy weszli w stan innej świadomości, ale byli tylko ludźmi. To miłość jest celem wszystkiego.
My wierzymy natomiast w Boga, a odczuwamy wszystkie prawa stworzone przez człowieka. Człowiek nie jest nieomylny, a prawa kościelne są częścią ludzkiej natury. Niektórzy ludzie nieświadomie się podporządkowali, a duchowieństwo samo podporządkowywało innych.
Paulina wierzyła zaś w reinkarnację. Pan Krzysiek (człowiek, który miał zostać księdzem) zawsze się z tego śmiał. ‘’I co myślisz, że obudzisz się jako mrówka?’’.
Tak naprawdę nie było wśród nas rodzimych i praktykujących katolików. Każdy z nas miał jakieś społeczne ‘’odchyły’’. Może, dlatego tu wylądowaliśmy?
Ale Paulina pewnego dnia wyszła zupełnie ze szpitala. Zaraz potem Janek. Czułam się sama, jednocześnie doceniając spokój. Któregoś dnia na oddział został przyjęty nowy chłopak. Miał na imię Igor i sprawiał wrażenie kogoś pogodzonego z tym, co się stało. Nigdy nie powiedział mi dokładnie, dlaczego próbował to zrobić. Może był to za bardzo drażliwy temat. Ja też nigdy nie mówiłam o sobie. Myślę, że i tak byłabym źle zrozumiana. Dla tych ludzi psychiatria i wszystko ją otaczające, była nieznaną dziedziną. Sama próba samobójcza stwarzała dla nich mniej szoku od schorzeń typu depresja. Zresztą ową depresję znali tylko z nazwy. Mimo wszystko byli to ludzie bardziej tolerancyjni i otwarci, niż ci ze świata zewnętrznego.
Z Igorem spędzaliśmy czas raz to na rozmowie, raz to na wygłupianiu się. Z Dominiką łączyły go zupełnie inne relacje niż ze mną. My traktowaliśmy siebie po partnersku. Na pewno rozmawiał ze mną poważniej niż z tamtą dziewczyną. Widać było, że jest to dla niego jakiś obiekt westchnień.
Trzeba przyznać Dominika była śliczną dziewczyną. Miała typową ormiańską karnację (skąd wywodził się jej ojciec), ciemne włosy oraz duże, ładne oczy. Po za tym jej sylwetka była całkowicie proporcjonalna i dość atrakcyjna dla męskiego grona. Dominika miała dopiero 13 lat, co psychicznie zresztą było widać.
Dla niej to, co robiła z Igorem, było tylko jakimś wygłupem. Chłopak natomiast zwyczajnie się zakochał, co w tym wieku spędza sen z powiek połowie nastolatków. Dominika stwierdziła po krótkim czasie, że nie potrzebuje chłopaka z psychiatryka. Pamiętam, co jeszcze mnie w niej zabolało. Było to, to co powiedziała ojcu zaraz po domniemanej próbie samobójczej : ‘’jeżeli chcesz mojego szczęścia to proszę pozwól mi umrzeć’’. Nawet ja w tamtym stanie uważałam to jako poważny cios dla tamtego człowieka.
Kiedy wróciłam z długiej przepustki, Igor jakoś szczególnie chciał ze mną porozmawiać. Był w opłakanym stanie. Poprosiłam Dominikę żeby nas zostawiła. Wtedy opowiedział mi właśnie, o tym, co się stało. Nim zdążyłam cokolwiek mówić zauważyłam kilka cięć na jego ręce. Były to niegłębokie rany, które świadczyły o tym, że nigdy wcześniej tego nie robił. Mimo, że takie zachowanie było dla mnie nieco dziwne, szczególnie, że zrobił to właśnie zrównoważony Igor, współczułam mu tego.
Pamiętam jak jeszcze tydzień wcześniej wygłupialiśmy się razem przy ‘’Białej fladze’’ oraz śpiewając ‘’Mówię do niej mała patrz….’’. Śmialiśmy się, że tworzymy nową grupę wyznaniową: praktykujący, niewierzący.
Tym razem wszystko było inne.
Zaraz potem wyszłam ze szpitala.
Co zapamiętałam jeszcze stamtąd? Personel. Jedni lepsi, drudzy gorsi, ale tworzyli jakieś ciekawe indywiduum. Najbardziej polubiłam pana Krzyśka. Miał dwadzieścia pięć lat i dla świata był jakimś dziwolągiem. Może, dlatego dobrze mi się z nim rozmawiało. Może częściej o błahostkach, aczkolwiek każda nasza błahostka zawierała ziarnko przytoczonej prawdy, czy naszych myśli. On sam chyba raczej tego nie wychwycił, ale był moim ulubionym opiekunem.
Jego wieczny zaciesz na twarzy, po prostu rozwalał wszystkich. Z tym jednak, że wielu to denerwowało. Na mnie działało wręcz przeciwnie. Miało to w sobie cząstkę Łukasza, bo gdy on szalał z miłości, jego uśmiech też nie znał granic.
Pewnego dnia okazało się, że obydwoje piszemy wiersze. Myślałam, że są to wiersze, jakie przystało pisać dwudziestopięciolatkowi. Gdy je przeczytałam uśmiechnęłam się tylko do siebie. Były to czterowersówki o prostych tematach i budowie. Moim zdaniem świetnie nadawały się dla sześciolatków, nie obrażając pana Krzysztofa, bo pisać dla dzieci to też sztuka.
Ale jak uroczo o tym mówił.
- A o czym pan pisze?
- A wiesz, depresja, części garderoby, majtki, stanik.
On sam zaś mówił, że nie rozumie moich wierszy, albo, że dochodzi do smutnych wniosków po ich przeczytaniu. Stwierdził, że jest prostym człowiekiem i lubi pisać prosto.
Trwały mistrzostwa świata i często poruszaliśmy ten temat. Także polityki, czy ludzi. Pan Krzysiek dla ludzi był dziwakiem. Wiecznie się cieszył. Moim zdaniem wewnętrznie był smutny. Ciągle pytałam się, czemu tu pracuje.
-No, bo ja lubię dzieci.
-Nawet takie?
-Ale ja lubię dzieci.
-A ile pan zarabia?
-Na bułkę mi starczy. Po za tym lubię dzieci.
To jego nazwijmy poświęcanie się było urzekające. Szczególnie, że pracował po 24 godziny, za marne grosze,
kończąc przedtem ciężkie studia socjalne na UW.
Najlepszą diagnozę postawiłam mu przed samym wyjściem ze szpitala.
- Bo pan zewnętrznie ma zaciesz, a wewnętrznie powinien być tu z nami na oddziale.
-Zgadłaś.
-Widzi pan, chciałam zostać psychologiem i tu skończyłam.
- Widzisz, ja też chciałem zostać psychologiem i też tu trafiłem.
Za dużo się trzeba uczyć ogólnie.
- E tam.

Na koniec stwierdził, że mam rozwijać swój talent plastyczny.
Namalowałam pastelami kilka obrazków i już wszyscy zaczęli się cieszyć.
W szpitalu była sobie plastyczka zatrudniona na pół etatu (owszem wtedy, gdy ja okupowałam szpital, przez większość czasu była na urlopie). W zasadzie wszystkie swoje prace przed jej pojawieniem się niszczyłam. Tylko Paulina krzyczała na mnie, że mam tego nie robić, a Ala podwędziła mi upadłego anioła
Rozdanych prac było jeszcze kilka. Głownie dawałam je pielęgniarkom, które były nieświadome ich beznadziejności, jedna dla Pauliny.
W sumie z plastyczką było ciekawie. Potrafiłyśmy dwie godziny siedzieć nad jedną pracą i malować pastelami. Używałam tylko suchych, bo za olejnymi nie przepadałam. Tak pewnego dnia stworzyłyśmy wspólnie (albo może bardziej ona stworzyła) bociana w gnieździe wraz z młodymi. Lekarze stwierdzili, że to nadaje się na porodówkę. Powiesili to jednak na ścianie, a moi rodzice byli dumni, do tej pory nie wiem, z czego. Całe szczęście później im przeszło.
Jednak fajnie było coś tworzyć i czegoś się nauczyć. Gdy malowałam sama moje prace były przesycone tragizmem, a że do tego były słabe, nikomu się to nie podobało. Ale gdy namalowałam najpierw bociana, a później papugi wszystkich nagle to urzekło.
Z opiekunów dziwny był jeszcze pan Marcin. Ciekawym trafem nikt go nie lubił. Raczej nie, dlatego że na nic nie pozwalał itp.. Chodziło jednak o coś innego.. Do dziewczyn puszczał maślane oczy, po za tym wiecznie miał jakieś głupie dociski, dziwne komentarze. Liwia z jego powodu (jednakże nie maślanych oczu, a dziwnych docisków) uciekła ze szpitala. Z buta poszła na dworzec PKP jednak Straż Miejska po ówczesnym zawiadomieniu ją zgarnęła.
Liwia to ogólnie dziwny przypadek. Miała w sobie jakąś wszechogarniająca złość, mimo że była malutką dziewczynką. Tak zwyczajnie mówiła o tym, że podpaliła dom i szkołę. Niestety po jej charakterze było doskonale to widać.
Co można powiedzieć jeszcze o personelu? Pamiętam jeszcze Kamila (pan się na niego nie mówiło) . Był to dwudziestodwulatek, za którym wszystkie dziewczyny szalały. Dla nich był po prostu młody i przystojny. Mi natomiast rzuciło się w oczy, że słuchał reggae i miał prawdziwie przyjazne nastawienie do nas wszystkich.
Pokazywał nam nawet rasta tort, który zrobili mu przyjaciele na 22 urodziny.
Co do psychiatrów… Moja doktor była bezapelacyjnie najlepsza z nich wszystkich. Życiowa, konkretna, potrafiła do wszystkiego podejść realistycznie… po za tym słuchała soad-u i równa była z niej baba.
Mówiła, że też nosiła pacyfę i nie wierzy, genezę jej odwróconego krzyża wymyślonego przez księży. Inaczej byłaby już w piekle.
Gdy przyłapano mnie na paleniu w oddziale, stwierdziła, że spoko, ale mam jarać po za szpitalem.

Moi przyjaciele z realnego życia jednak o mnie pamiętali. Nie potrafię przewidzieć tego, co działo się w ich głowach, ale jakoś tam się starali. W międzyczasie pogodziłam się z Tomkiem, a do Natalii chyba to do tej pory nie doszło. Po prostu ludzie psychicznie chorzy przez niektórych zawsze będą niezrozumiale postrzegani jako czuby i wymyślacze smutku.
Magda dzwoniła, co któryś dzień, Natalia starała się pisać. W sumie nawet Ci ze szpitala pamiętali o moich urodzinach. Razem z panią Karoliną upiekli tort, Paulina coś mi namalowała, a reszta napisała życzenia. Natalia natomiast zrobiła moją mangową podobiznę. Pani Karolina to tez osobna historia. Dziewczyna lat dwadzieścia trzy z zawodu muzykoterapeuta po licencjacie, piekła z nami ciasta. Ganiała również Alę za to, że słucha Marlina Mansona, co źle wpływa na jej psychikę wprowadzając stan depresyjny.
Sama zaś podarowała mi płytę Indie rockową zespołu Hot Hot Heat, którą do tej pory słucham.
Z Łukaszem też się kontaktowałam. Teraz, gdy myślę sobie przez co on musiał przechodzić, uważam że lepiej mi po stronie, po której stoję. Trudno sobie wyobrazić, co czuje osoba, kochająca kogoś, kto się nienawidzi, kto za wszelką cenę pragnie śmierci. Nie potrafię nawet myśleć o tym, co czuł gdy przez jakiś okres czasu nie miał żadnych wieści o mnie, po za tym, że jest ze mną bardzo źle i znajduję się w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy nie myślałam o moich bliskich. O ich strachu, lęku przed moją śmiercią… Mimo, że bardzo kochałam Łukasza, miałam nadzieję, że po prostu mnie zostawi.
Świetnie określała nas piosenka The Cure – Friday I’m In love. To właśnie w piątki wracałam na przepustki i kontaktowałam się z nim. Łukasz wiedział, co przeżywam. Nie myślał o sobie, a wręcz przeciwnie robił wszystko żebym ja czuła się jak najlepiej. Tylko w owym czasie nie zauważałam jak bardzo jest to trudne dla niego, chociaż dziękowałam mu ze wszystkich sił, za to że jest przy mnie. W szpitalu cały czas myślałam o tym, że jestem komuś potrzebna, że czeka na mnie, że będzie…
Muzyka towarzyszyła mi różna. Pacjenci nadmiernie wykorzystywali Evanesense, co powoli doprowadzało mnie do szału. Z głośników leciała też Nirvana, co na dłuższą metę było jeszcze bardziej dobijające. Lubiłam Hot hot heat, ale osobiście słuchałam Kim Nowak (świetny Power), Post Regiment, Farben Lehre, Lao Che. Comy – choć to mój ulubiony zespół, bałam się ruszać, bałam się, że zepsuję, to co już naprawiłam.

Wyszłam ze szpitala i razem z rodziną pojechaliśmy w góry. Koło Krynicy mieszkała jakaś nasza piąta woda po kisielu, więc tam zanocowaliśmy. Miło tam było, wszyscy w porządku. Ciocia pakowała w nas tonę jedzenia. A wiec przytyłam. Poznałam moją kuzynkę Karolinę, która stwierdziła, że już niczym nie zdołam jej zaskoczyć…

‘’Cały świat
Spada nam na głowę
Tylko ty
Tylko ty jesteś
Tylko ty’’ Sweet Nosie - Ostatni
Odpowiedz
#3
Insominia napisał(a):Mówią na to przypadek bądź zrządzenie losu ( jak zwał tak zwał).
Dodatek w nawiasie radziłbym sobie odpuścić. Nie jest potrzebny i źle brzmi.

„Z racji tego, że interesowałam się psychologią (jeszcze niczego u mnie nie stwierdzono), znalazłam forum ludzi chorych.„

Insominia napisał(a):To dziwne, ale czułam jakieś spełnienie, czułam, że coś robię. I to całkiem sprzyjającego ludziom.
Te zdania połączyłbym w jedno, bo drugie jest trochę kulawe. Poza tym zamieniłbym „sprzyjającego” na np. „pomocnego”. To bardziej odpowiednie słowo.

Insominia napisał(a):...czy dojrzały piętnastolatek nieradzący sobie z otoczeniem i akceptacją.
Dojrzały piętnastolatek? RyzykowneBig Grin Wytłumacz mi, co to znaczy nie radzić sobie z akceptacją Tongue

Insominia napisał(a):Czasem sprawy miłosne, co było może mało istotne, ale jakoś Ci dwudziestoparolatkowie dziękowali mi za samą uwagę im poświęconą.
Dlaczego „ci” wielką literą?

Insominia napisał(a):W ten sposób poznałam Tomka - mojego ówczesnego przyjaciela. Wrażliwy, nieśmiały chłopak mający szesnaście lat.
Czy nie lepiej zamiast „mający szesnaście lat” byłoby napisać po prostu „szesnastolatek”? Lepiej brzmi i obywa się bez „lania wody”.

Insominia napisał(a):Na początku byłam źle do niego nastawiona, ale zaczęliśmy rozmawiać i to się zmieniło. Przez pół roku znajomości ponoć bardzo się zmienił.
Powtórzenie.

Insominia napisał(a):Wracając do forum.
To nie jest zdanie... Może napisz: Wróćmy do forum?

Insominia napisał(a):Wiele było sytuacji zarówno depresyjnych czy samobójczych.
Zamiast „czy” napisz „jak i”.

Insominia napisał(a):Łukasz (bo tak się zwał)pisał, że jest właśnie z tego forum.
„Bo tak się zwał” - niezbyt literacko. Lepiej brzmiałoby „bo tak mu było na imię” albo coś w tym stylu.

Insominia napisał(a):Najdziwniejsze w tym było to, że od początku stwierdził, że piszę wiersze.
„W tym było to” Tongue Pozbądź się „w tym”.

Insominia napisał(a):Uważał, że pewnie dziwne będzie dla mnie to ile ma lat.
Uważał pewnie, że będę zdziwiona, dowiedziawszy się, ile ma lat – tak bym to ujął. Obecne zdanie jest złe gramatycznie.

Insominia napisał(a):Idąc dalej, Łukasz mówił, że nie wiedział czy do mnie napisać, ale w końcu się przemógł.
Daruj sobie „idąc dalej”.

Insominia napisał(a):Łukasz miał nerwicę, co prawda wyleczoną.
Czyli miał, ale już nie miał? Bez sensu Tongue

Insominia napisał(a):Mapisałam nawet wiersz o nazwie ‘’Psychoterapeuta’’.
Zmień „o nazwie” na „zatytułowany”.

Insominia napisał(a):Zawsze, gdy stamtąd wychodziłam, czułam się taka wolna, bez cienia brudu i nieczystości…
Może się nie znam, ale brud i nieczystość to jedno i to samo.

Insominia napisał(a):Łukasz natomiast dla rodziców miał twórczy pseudonim ‘’Natalia’’.
Co to znaczy, że pseudonim jest „twórczy”?

Insominia napisał(a):Wiem, że gdy mówi się o związku czternastoletniej smarkuli z dwudziestopięcioletnim facetem, od razu myśli krążą wokół seksualności.
Może dlatego, że związek=seksualność?...

Insominia napisał(a):Czasami Twój głos był dla mnie jedyną ostoją.
No jak miałabym Ci nie ufać? Czułam taką pewność,( pewność, której nie mam nawet myśląc, czy rodzice mnie kochają) że mnie nie skrzywdzisz.
Mówisz ciągle O NIM a nagle w kolejnym zaczynasz już mówić DO NIEGO. Uporządkuj to jakoś.

Insominia napisał(a):Nasze ręce były idealnie wplecione.
Wplecione w co?

Insominia napisał(a):A i owszem byłeś.
Wystarczyłoby „owszem, byłeś” bez tych pojedynczych literek z przodu Wink

Insominia napisał(a):Wszystko działo się na ławce, na dworcu PKS. Ludzie dziwnie się na nas gapili.
Nic dziwnego, że się gapili, bo to bardzo nietaktowe ^^

Insominia napisał(a):Podeszliśmy do siebie.
-Miło Cię poznać. – Powiedział Łukasz
- Szkoda, że w takich okolicznościach.
Skąd jesteś?
- Z Rzeszowa.
-No to świetnie!
No tutaj to już jest totalnie bez sensu Tongue
Nie dość, że najpierw zalegają obscenicznie na ławce a dopiero potem się witają, to jeszcze ona dopiero teraz dowiaduje się, skąd koleś pochodzi. Mimo że wcześniej wiedziała nawet, że mieszka 400 km od niej... Poza tym znowu ot tak, w dowolnym momencie zmieniasz typ narracji.

Insominia napisał(a):I znowu czekała mnie wolność utracona za kratami.
Skoro była utracona, to wcale nie czekała.

Insominia napisał(a):Tego dnia ubrana byłam w fioletową sukienkę i czerwone klapki, Magda natomiast w dizajnerski biały podkoszulek i dżinsy.
Skoro przez cały czas dotąd nie opisywałaś wyglądu bohaterów, to po co teraz nagle zwracasz a niego uwagę? A może ja się chciałem dowiedzieć, w co Łukasz był ubrany, co? Hę?! Tongue

Insominia napisał(a):Pogadałyśmy chwilę w pokoju i poszłyśmy się przejść. Doceniałam to, że była i cierpliwie mnie słuchała. Razem całkowicie się dopełniałyśmy.
I poszłyśmy okrężną drogą na pole zboża. Zachwycałyśmy się pięknem tego wszystkiego. Co prawda buty miałyśmy całe ubłocone, ale było świetnie.
Niebo tak cudownie dopełniało się z tymi lśniącymi kłosami.
Powtórzenie.

Insominia napisał(a):A my rozwaliłyśmy się na środku, wydeptałyśmy buciorami dziurę w zbożu i siadłyśmy.
„A my” jest zbędne. „Rozwaliłyśmy się” i „buciorami” to nie są odpowiednie słowa...

Insominia napisał(a):Magda wyciągnęła swoją komórkę i poczęłyśmy robić zdjęcia.
„Zaczęłyśmy” byłoby dużo lepiej, bo po co taki archaizm?

Insominia napisał(a):Obydwie kochałyśmy fotografować. Naszym punktem zaczepienia były zdjęcia w sepii.
Fotografować – chyba za dużo powiedziane, skoro robią zdjęcia telefonem, hy hy Big Grin
Zdjęcia w sepii nie były punktem zaczepienia, mogły być co najwyżej upodobaniem.

Insominia napisał(a):Po za tym robiłyśmy sobie zdjęcia portretowe, czy mojej kiecki w zbożu.
Zdjęła sukienkę, rzuciła na zboże i robiła jej zdjęcia? Może jestem głupi, ale tak to rozumiem Tongue

Insominia napisał(a):Nie oszczędziłyśmy również naszych butów. Kocham takie spełnienie. Nie oszczędziłyśmy również naszych butów. Kocham takie spełnienie.
Dwa razy to samo.

Insominia napisał(a):Wtedy mam świadomość, że na takich chwilach wilach mogłabym spędzić całe życie.
Literówka.

Nie porwało mnie to opowiadanko, szczerze mówiąc. Właściwie to w ogóle mi się nie podobało. Co jakiś czas starałaś się, żeby Twoje zdania brzmiały dojrzale, ale na tle całości wychodziło to sztucznie i nieudolnie. Niestety tekst ma tę poważną wadę, że po jego przeczytaniu jestem w stanie mniej-więcej ustalić Twój wiek. Zarówno styl jak i fabuła zdradzają „młodzieńczość” a to znaczy, że musisz się jeszcze wiele nauczyć i ćwiczyć.
Bardzo razi niezdyscyplinowanie pod względem formy. Tu bohaterka zwraca się do czytelnika, tam do swojego internetowego kochasia, tu zwyczajna narracja, tam jakiś wierszyk, tu pamiętnik, tam jeszcze coś innego. Kompletny brak jednolitości.
Czytanie utrudnia też interpunkcja. Przecinki stawiasz, kierując się chyba jedynie własnym widzimisię, bo tam, gdzie powinny być, często ich nie ma a gdzie indziej zupełnie bez sensu szatkują poszczególne człony zdania. Poza tym tu i tam pałętają się niepotrzebne spacje. Przejrzyj tekst jeszcze raz pod tym kątem.

Być może zajrzę niebawem do części drugiej, ale pozwól, że wskażę Ci już tylko błędy, bo komentarz właściwie masz już tutaj.
Nie gniewaj się za krytykę, potraktuj ją jak cenną lekcję Wink
Odpowiedz
#4
dobra nie dobrnęłam do końca
Że tak po wiem w niektórych miejscach sie czepiasz, w niektórych nie znasz sytuacji, a w niektórych masz rację.
To z tym przedstawianiem się to ogólnie dialog nie ze mną, a z moją siostrą.
Co do dojrzały piętnastolatek, owszem zdziwiłbyś się, w szpitalu psychiatrycznym poznałam takie osoby. A brak akceptacji, hm nie daję na tacy psychologicznych zagadek. Może powinnam?
W niektórych miejscach nie powiem masz rację, ale w niektórych miejscach Twoje chamskie teksty średnio pasują.
No ok. Doceniam opisanie tych błędów, w których moim zdaniem masz rację.
Jeszcze jedno, w czym nie pasuję Ci archaizmy oraz tak zwane wyrażenia potoczne?
A może z tego fotografowania telefonem wyszły ładne zdjęcia co? Mam na komputerze mogę Ci pokazać.
Wszystko to samo życie. Co do interpunkcji, czy tym podobnych tu się zgodze. Reszta to samo życie.
Odpowiedz
#5
Nie dobrnęłaś do końca? Czyli zmarnowałem dwie godziny, pisząc nikomu niepotrzebny komentarz?...
W niektórych miejscach czepiam się z przymrużeniem oka, wydawało mi się to czytelne. Ale jednak nie jest, świadczy o tym Twoja reakcja na mój tekst ze zdjęciami robionymi telefonem ;P
Skoro w niektórych miejscach nie znam sytuacji, to wina leży po Twojej stronie jako autorki, bo po to daną sytuację opisujesz, żebym ją poznał a tu Ci się nie udało.
Psychologicznych zagadek na tacę mi nie musisz wykładać, ale poprawność gramatyczną jednak bym chciał Smile
Moja droga, licz się ze słowami, nic chamskiego Ci nie powiedziałem. Skoro coś jest w tekście źle, to mówię Ci, że jest źle. To rzetelna krytyka, nie chamstwo.
Archaizmy nie pasują mi tu, ponieważ...nie pasują. Tekst powinien być jednolity stylistycznie. A wyrażenia potoczne? W prozie należy używać ich z umiarem.

Widzę, że źle reagujesz na porady i krytykę. Zmień to, bo nie wyjdzie Ci na dobre.
Odpowiedz
#6
Dobrze reaguję na krytykę tylko niektórych miejsc nie rozumiem. Komentarz jest owszem potrzebny. W ogóle napiszę to od nowa. I wcale nie jest tak, że nie lubię krytyki, nie lubię ludzi, którzy z miejsca przyjmują, że wszystko wiedzą.
Ok w następnym tekście napiszę więcej, co by dotarło lepiej do czytelnika. Więc tak czy siak dziękuję.
Odpowiedz
#7
Witaj,

- Czytało się dość szybko, to masz na plus.
- Dlaczego piszesz zwroty > Ty, Ciebie > dużymi literami? To list? Pamiętnik?
- Wtrącenia w nawiasach zaburzają płynność czytania.
- Unikaj rozpoczynania zdań od > ale/ i.
- Unikaj określeń > jakieś, takie itp.
- Popraw błędy, które wypisał Ci mój kolega. Szanuj sobie Czytelników i ich pracę wkładaną w Twój tekst.
- Jeśli martwi Cię ilość komentarzy pod tekstem - zaangażuj się w życie forum. Komentuj, a zostaniesz skomentowana. Ja skomentuję drugą część Twojej opowieści dopiero wtedy, kiedy Ty go poprawisz zgodnie ze wskazówkami, które uznasz za dobre dla Twojego tekstu. To Twój tekst i Ty decydujesz, ale nie marnuj naszej pracy.

MOJE SUGESTIE:

''Po drugiej stronie(.)'' (S)spotkanie pierwsze(.)
to nie pozwalały. Jak to się - powtórzenie : to/to
( jak zwał tak zwał) - spacja za dużo
Z racji <tego>, że interesowałam się psychologią
(<na ten czas> jeszcze niczego u mnie nie stwierdzono)
Począwszy od wątków <o> nerwicy, depresji, schizofrenii, jak i do anoreksji czy bulimii. - <schizofrenii, skończywszy na wątkach o anoreksji czy bulimii>
rozmawiać, czytać ludzkie historie -<rozmawiać i czytać>
Takie nazwijmy to wysłuchiwanie dużo mi dawało. - <to "wysłuchiwanie" dużo>
czułam jakieś spełnienie, - wytnij > jakieś
w ten oto sposób z - wytnij > oto
Nie ważne czy był to - <Nieważne>
dziękowali mi za samą uwagę im poświęconą. -<za samą uwagę, którą im poświęciłam>
zaczęliśmy rozmawiać i to się zmieniło. - <rozmawiać i bardzo szybko się to zmieniło>
Napisałam może krótką wiadomość i było to jakieś zwykłe pocieszenie. - <Napisałam krótką wiadomość, próbując dodać jej otuchy i pocieszyć>
Ale myśl o szpitalu, psychologach i całym tym aparacie - jaki aparat masz na myśli?
Ciągle myślałam '' nic mi nie jest''. - spacja za dużo
Łukasz (bo tak się zwał)pisał, - spacja za mało
życiu ( i nadal on trwa)(,)gdzie lgnęłam do starszych, do wzorców, do osób, - spacja za dużo i spacja za mało, powtórzenie: do/do/do
od moich wyobrażeń. Od mojego - powtórzenie: od moich/od mojego
biło takie ciepło, ciepło dobrego serca. - <biło ciepło dobrego serca>
ale po za tym oni jeszcze - <poza tym>
z którymi fajnie było się śmiać. - <się pośmiać>
i nic(,) kompletnie nic(,) mi w tym nie mogło
Łukasz mieszkał na odległość czterystu kilometrów ode mnie. Ale wystarczała mi jego duchowa obecność. - połącz te dwa zdania w jedno, <Łukasz mieszkał czterysta kilometrów ode mnie>
Moi kumple dziwili się, co mi się stało. - powtórzenie: się/się
Ja natomiast nie pytałam o szczegóły, tego co się stało. - wytnij > tego, co się stało
moją chorobę. On był całym moim szczęściem. Zapominałam, że coś w moim - powtórzenie: moją/moim/moim
to nie wystarczyło... Paradoksem jest to - powtórzenie: to/to
, że jednak żyję, pomimo, że - powtórzenie: że/że
-Ile on ma lat? - brak spacji
się. Wiem, że gdy mówi się - powtórzenie: się/się
Nie wierzę byle, komu. Być może powiedziałabym to samo, co siostra - ale jak to? czyli siostra to byle kto? wytnij przecinek w pierwszym zdaniu
Na podstawie ciepła słów ( nie, nie - spacja za dużo
Czułam taką pewność,( pewność, której nie mam nawet myśląc, czy rodzice mnie kochają) że - wytnij > taka, spacja w złym miejscu
moja żółta sukienka leciała za mną. - <sukienka powiewała na wietrze>
Nasze ręce były idealnie wplecione. - <splecione>
-( )Miło Cię poznać. – Powiedział Łukasz(.)
- Szkoda, że w takich okolicznościach.
(- )Skąd jesteś?
- Z Rzeszowa.
-No(,) to świetnie!
> Kto mówi co i do kogo? Nic z tego dialogu nie wynika.
bo o 16 musiałam wyjeżdżać powrotem do szpitala. - <szesnastej>
i poczęłyśmy robić zdjęcia. - <zaczęłyśmy>
Po za tym robiłyśmy sobie zdjęcia portretowe, czy mojej kiecki w zbożu. - ze zdania wynika, że robiłyście zdjęcia sukience. Prawda to?
Nie oszczędziłyśmy również naszych butów. Kocham takie spełnienie. Nie oszczędziłyśmy również naszych butów. Kocham takie spełnienie. Wtedy mam świadomość, że na takich chwilach wilach mogłabym spędzić całe życie. - Tutaj masz po dwa razy to samo, co znaczy <wilach>? Zredaguj to.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Czas na mniej profesjonalny komentarz- podobało mi sięCool jest w tym opowiadaniu coś prawdziwego,
a to bardzo sobie cenię. Niestety błędy nieco przeszkadzają w czytaniu- bynajmniej to nie jest alternatywa dla przynajmniej!
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz
#9
Zasadniczo po przeczytaniu tego tekstu mam kilka spostrzeżeń.

1. jest to forma jak ja to nazywam udawanego pamiętnika. Forma pierwszoosobowa, jedna czy dwie daty dla nadania tonu. Ot wszystko. Masa wydarzeń pod jedną datą, brak jakiejś stylistyki i bieżących odczuć. Rozumiem, że ta osoba postanowiła napisać życiorys 17 lipca.
2. wspomniany już język i próba nadawania powagi. To są zwierzenia czternastolatki, nie ma co oczekiwać dojrzałości, właśnie przeciwnie, tutaj powinno być pełno emocjonalnych wyrażeń i opisów. Każde zdanie powinno odzwierciedlać zaczynającą się burzę hormonów. powinna opisywać niezrozumiałe dla siebie rzeczy które dzieją się w jej głowie i ciele i jak otoczenie reaguje na nią jako na raz dojrzewającą, dwa niestabilną emocjonalnie trzy może skonfliktowaną osóbkę. Wtedy Pamiętnik nastolatki będzie wiarygodny
3. zaburzenie afektywne dwubiegunowe czy wiesz czym ono się objawia? Mamy w dużym skrócie stany euforii czyli manii i potwornego spadku nastroju hipomanii. Osoby w stanie manii chcą przenosić góry, otwierają biznesy, nie potrafią usiedzieć w miejscu, mają energii jak po amfie, w fazie hipomanii uważają, że życie nie ma sensu. Czym charakteryzują się pamiętniki osoby cierpiącej na zaburzenie afektywne dwubiegunowe? Skrajnością nastrojów, jedne wpisy tryskają energią, planami i w ogóle są nawet czasem nieczytelne, niezrozumiałe językowo, inne wpisy ociekają marazmem, smutkiem i całą masą nieciekawych odczuć, z planami samobójczymi włącznie. Tego u ciebie nie widać, bo nie ma różnych wpisów, jest życiorys.

Jeśli chcesz napisać pamiętnik nastolatki z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym to przemyśl kilka punktów: 1. notatki dzienne, czasami brak jakichś będzie wynikał z tego że ma hipomanię, 2. dużo przeżyć emocjonalnych, przeżyć intymnych się nie bój, to pamiętnik, rzecz bardzo intymna 2. wtrącaj elementy wynikające z dojrzewania, problemy z rodzicami, problemy ze zmianami fizycznymi, konflikty z otoczeniem etc. 3. stosuj stylistykę, która będzie wskazywała na to w jakim stanie choroby znajduje się nasza autorka. 4 nawiązania do poprzednich dni, ciągłość życia i przeżyć, niektóre sprawy przecież powracają.
I w ogóle najlepiej jest poznać osobę z takim zaburzeniem.

Mam nadzieję, że moja pisanina w czymś Ci pomoże. Pozdrawiam!
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#10
Wiem co to ChAD, a bohaterka czyli ja (bo jakbyś nie zauważył to z mojego życia, czyli na faktach więc nie będę udawać)ma depresję a nie ChAD. To tyle z mojej strony. Za wszystkie uwagi serdecznie dziękuję i zaraz zabieram się za poprawę.
Uwierz w szpitalu taką poznałam pozdrawiam Wink

A tak baj de łej Ksiondz przepraszam Cię bardzo. Jak bylam nowa tutaj to jeszcze nie wiedziałam jakie to beznadziejne, chciałam tylko napisać to, co przeżyłam. A ja głupia się jeszcze zdenerwowałam na moje grafomanstwo.

Padam pod nogi.
Ins.
Odpowiedz
#11
Prolog
''Ludzie dzielą się na tych pozamykanych w zakładach oraz na jeszcze nieprzebadanych.''
Dla tych, którzy widzą inaczej i kochają inaczej.

Spotkanie pierwsze:
Miałam zobaczyć Cię już wcześniej, jednak okoliczności na to nie pozwalały. Jak to się stało, że przez parę miesięcy, o tym, czy jeszcze żyję dowiadywałeś się z bloga przyjaciółki?
Chyba nie myślałam o Tobie. Jedynie świadomość tego, że ktoś, gdzieś na mnie czeka, pozwalała wierzyć, że jakoś dam radę.


17 lipca 2010
Chciałam być twoim przedwczesnym prezentem urodzinowym (urodziny miałeś dzień później), dotknąć twojej skóry i poczuć, że nie jesteś tylko wyimaginowanym przyjacielem z nerwica.com.
Czemu się tam znalazłam i jak to się stało, że teraz jesteś przy mnie?
Niektórzy mówią na to przypadek... Z racji, że interesowałam się psychologią (jeszcze niczego u mnie nie stwierdzono), znalazłam forum ludzi chorych. Nie wiem, czemu, ale poczułam jakąś potrzebę zarejestrowania się. Znalazłam tam wszystko. Począwszy od wątków nerwicy, depresji, schizofrenii, jak i anoreksji, czy bulimii. To był czas, kiedy podejrzewałam u siebie chorobę afektywną dwubiegunową. Dużo czasu minęło zanim zaczęłam zauważać w sobie nieprawidłowości. Nie chciałam się nikomu wyżalać, mówić o sobie. Lubiłam natomiast słuchać ludzi, rozmawiać z nimi. Takie nazwijmy to ''wysłuchiwanie'' dużo mi dawało. To dziwne, ale czułam jakieś spełnienie. Odciągało mnie to od własnych, kompletnie niespójnych myśli. Przez takie rozmowy (nie tylko na tym forum)zaprzyjaźniłam się z wieloma osobami. Nie ważne czy był to dwudziestoletni punk, czy dojrzały piętnastolatek nieradzący sobie z otoczeniem i własną akceptacją. Czasem wysluchiwałam zwykłych spraw sercowych dorosłych już facetów, a oni dziękowali za samą uwagę. Rozmowy nadawały nutkę czegoś magicznego i zdrowszego do mojej depresyjnej codzienności.
Pamiętam, że napisałam kilka postów na forum. Były to jakieś podpowiedzi, czy samo okazanie zrozumienia dla odbiorców. Pisałam tylko wtedy, kiedy czułam, że jakaś sytuacja jest mi bliska.
Po paru dniach, a może tygodniach dostałam wiadomość od jakiegoś mężczyzny. Łukasz był użytkownikiem ''nerwica.com''. Myślał, że szczególnie dziwne będzie dla mnie to, ile ma lat. A miał ich dwadzieścia pięć.
Nie mam pojęcia skąd wyczuł, że piszę. Powiedział, że to widać po stylu postów. Co do wieku - kompletnie mi nie przeszkadzał, bo był to okres w moim życiu, ( i nadal on trwa)gdzie lgnęłam do starszych, do wzorców, do osób, z którymi będę mogła porozmawiać o wszystkim. Zazwyczaj byli to mężczyźni, bo kobiety w owym czasie uważałam za głupie. Zresztą oprócz moich przyjaciółek, które również nie do końca spełniały swoją funkcję, nie spotkałam według mnie''odpowiedniej''. Zawsze moim ''góru'' byli mężczyźni. Może spowodował to odwieczny brak męskiego wzorca.
Łukasz bał się napisać, a jednak to zrobił. To wszystko mnie zastanawiało. Byłam nim tak zaintrygowana, że każdego dnia czekałam na nasze rozmowy. Zaczęło się chyba w marcu…
Pewnego dnia rozmawialiśmy o miłości. Składało się na to wiele wątków, ale co najważniejsze, okazało się, że mamy takie same poglądy na pewne sprawy.
Nigdy nie rozumiałam ludzi zakochanych. Nigdy nie wierzyłam w prawdziwą miłość. To, co świat wyprawiał z uczuciami, było dla mnie niczym innym jak profanacją. Tu zaczął się nasz konsensus.
Byliśmy przeciwni przywiązaniu, uzależnieniu od siebie, zazdrości, chęci posiadania, tego jak ludzie wykorzystują ciała.
Tak naprawdę już po tej rozmowie wiedziałam, jakim Łukasz jest człowiekiem. Spotkałam wrażliwego, ciekawego mężczyznę. Rozmawialiśmy o wszystkim.
Stopniowo stworzyliśmy prawdziwą emocjonalną więź. Łukasz był przy mnie w momentach, w których nawet ja nie wiedziałam, co się dzieje. Mój umysł się wyłączył, już nie wybierałam, nie myślałam. Wiedziałam jedynie, że on czuje to samo. Czekałam na jego pierwsze kocham, wypowiedziane na gadu gadu. Mój mózg nie rejestrował tego, co się ze dzoało. Nie myśleliśmy o przyszłości. Czuliśmy się tak napełnieni, że przez moment cały nas ból został ukojony.
Czuliśmy tak niewinnie, tak lekko, wierząc, że tak ma być. dzieliliśmy się nieustającym dobrem: ze sobą,ludźmi. Wszystko było w tej chwili dobrem i miłością. Jestem pewna, że przez chwilę nie myślałam o złym. Byłam przez niego uleczona, a on zaś stał się moim jedynym psychoterapeutą.
Ludzie nie wiedzieli, co mi się stało.
- Czarnych ciuchów ci w szafie zabrakło?
Bardzo się przyzwyczaili do pozornie groźnego, ale zawsze skorego do rozmowy Killera. Ostatnio zaś nieco wycofanego.
Szczęścia wystarczyło niestety na krótko. W czerwcu symptomy choroby wróciły... Wcale nie w łagodnej formie.

Łukasz miał za sobą wyleczoną nerwicę społeczną. Myślę, że nie spodziewał się, że ja również będę potrzebowała takiej pomocy. Przez kilka miesięcy dzięki niemu czułam się o wiele lepiej. On nie wiedział, że kiedyś działo się inaczej.


od listopada oszukiwana
pustą bombonierką powtórzeń
szamotanina oskarżeń ucięła
pogawędkę ze śmiercią

psychoterapeuta pokazał pąki
związał wargami światłość w tęczówkach
przysłuchał się ukrytej nienawiści
mówił szeptem bezgłośnego ramienia

nie dotykał banałem łatwych powiedzeń
wyrzucił bełkot wiecznych wpojeń
szczegóły utożsamił z odgarnianiem włosów
prawdę widział w odbiciu drobnych marzeń

mała pacjentka
stanęła wolna
przed sensem
z jego brody

ubrał w godność
uzdrowił myśli
uciął za nią
pogawędkę z życiem


Paradoksem jest to, że do 17 lipca nie widzieliśmy się ani razu. Przesyłaliśmy sobie zdjęcia, jednak nigdy nie widzieliśmy siebie naprawdę.

Chcieliśmy spotkać się 25 czerwca, zakończenie mojego roku szkolnego było wprost idealne. Jednak tak się nie stało…

niedorzeczne kilometry
dotyk słowami
oszukuje pragnienia

Tego dnia dostałam przepustkę ze szpitala. Zawsze, gdy stamtąd wychodziłam, czułam się wolna...
Lubiłam napawać się widokiem zboża tle różawowego nieba. Odczuwałam pozytywną samotność, nie potrzebowałam ludzi. Kontakt z mężczyzna mojego serca był krótki, a mimo wszystko wiedziałam, że jest... Czuwa i czeka.
Dziękowałam, że jednak żyję, pomimo prób zaprzepaszczenia mojego życia.

Mimo, że siostra coś podejrzewała, zawiozła mnie na umówione spotkanie. W połowie drogi powiedziałam jej prawdę. Nie było to dla mnie łatwe, ale kiedyś ta chwila musiała nastąpić.

- Te, bo wiesz. Natalia ma na imię Łukasz.
-Ile on ma lat?
- Yydużo.
- To znaczy?
- Dwadzieścia pięć
- Co?

Zaczęło się. Wiem, że gdy mówi się o związku czternastoletniej smarkuli z dwudziestopięcioletnim facetem, od razu myśli krążą wokół seksualności.
Przynajmniej tak to wygląda dla ludzi, którzy nie wiedzą, jakie oblicza może przynieść miłość.
‘’On chce Cię skrzywdzić, wykorzystać, zgwałcić. Znam facetów w moim wieku.’’
Nie wierzę byle, komu. Być może powiedziałabym to samo, co siostra, innym dziewczynom. Tym razem było inaczej.
Uwierzyłam z dziecięcą naiwnością. Na podstawie ciepła słów ( nie, nie ciepła komplementów podsycanych pożądaniem), wsparcia, opieki, zrozumienia, którego nigdy nie miałam. Czasami Twój głos był dla mnie jedyną ostoją. Moja miłość była czysta, niczym jeszcze nieskalana. Może, dlatego wszystko przychodziło z łatwością.
Spóźniona. Siostra żałowała, że mnie tu przywiozła. Z wielkim trudem dojechałyśmy na dworzec PKS.
- Tylko pamiętaj, nigdzie z nim nie idź.
Wybiegłam z samochodu. Pędziłam do Ciebie, a moja żółta sukienka leciała za mną. Normalnie ubierałam się na czarno. To nawet nie ze względu na mój stan psychiczny. Po prostu takie było moje oblicze.
Kiedy pierwszy raz mnie dotknąłeś, delikatnie przytuliłeś do siebie, czułam jakbym znała cię od zawsze. Te ręce były mi tak bliskie, a jednocześnie takie ojcowskie.
I tak staliśmy na środku przejazdu dla autobusów. Przesunęliśmy się dopiero, gdy jakiś z nich zaczął jechać w naszym kierunku.
Patrzyłam na Ciebie, nie dowierzając. Szepnąłeś ‘’Wszystko będzie dobrze’’, a ja nie umiałabym w to zwątpić. W twoich ramionach wszystko znikło. Nagle cała ta sytuacja wydawała się banalna. Tylko nasze oddechy łaczyły się, napełniając każde z nas swoim zapachem.
Idealnie wpletliśmy swoje ręce.
Twoje zachowanie było delikatnie wariackie. Nikomu nie mieściło się w głowie, to że bez niczego przejechałeś dla mnie pół Polski.
Przeprosiłeś, że nie masz kwiatów, a ja wspomniałam o twojej ''niemożliwości''.
Położyłam głowę na twoich kolanach, a ty pochyliłeś się nade mną i patrzyłeś... Pierwszy raz poznałam orzechową barwę twoich oczu. Widziałam w nich troskę i strach, którego jeszcze wtedy nie potrafiłam zidentyfikować. Przechodzące obok osoby wyraźnie nie były nam życzliwe, ale ty nie widziałeś nic poza mną.
Nigdy nie zapomnę tych chwil. Moja siostra patrzyła na mnie jak zaczarowana. Nie była jednak zadowolona. Ludzie zawsze tak myślą, dopóki nie odkryją, że miłość może spotkać także ich. W naszym domu wrażenie miłości było złudne. Ciężko uwierzyć w coś, czego nie widzi się na własne oczy.

Siostra podeszła do nas.
-Miło Cię poznać. – Powiedział Łukasz
- Szkoda, że w takich okolicznościach.
Skąd jesteś?
- Z Rzeszowa.
-No to świetnie!

Odchodząc patrzyłam na ciebie jak dziecko, któremu właśnie ktoś zabiera tatusia. Jednocześnie miałam pewność, że jeszcze się spotkamy. W moim mniemaniu było to po prostu oczywiste.

Z pamiętników:
13.07.10
Oto jestem. Pomiędzy rozgałęzieniem myśli i wiarą, w to, że wszystko będzie prostsze. Tęsknię za Twoimi słowami, ciepłym głosem. Jestem tutaj. Paulina śpi, a ja spoglądam na osadzone w oknach kraty. Wszystko powoli zaczyna mieć zupełnie inny wymiar. I nie wiem, czy to zasługa psychotropów, czy mojej własnej wewnętrznej walki. Mam, dla kogo żyć. Moje myśli są splątane obok Ciebie. Staram się nie bać tego, co chciałam zrobić. Jeszcze tydzień i będę przy Tobie. Choć przez jeden krótki moment będę szczęśliwa.

******************
Proszę potraktować to jako przeżycia sklecone w opowiadanie. Niebawem dodam opowiadanie podobne stylistycznie, również na faktach. Obiecuję nie denerwować się na krytykę.

tak baj de łej boli mnie to że tu nie widać moich akapitów Sad
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości