Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pisarz
#1
Nie może wyjść ze zdumienia, że są jeszcze ludzie potrafiący tęsknić za poprzednim ustrojem. Niełatwo przychodzi mu zrozumieć, jak mógł się im podobać: przecież jest lepiej niż wtedy. Nie kapuje, po co te ciągłe narzekania, wspominania, nostalgie i frustracje, skoro bez przeszkód można zarabiać i bogacić się na czym kto chce?

Uważa, że kiedyś było bez porównania gorzej; nikomu nic się nie chciało i nikt nikogo za nic nie ganił. Ale teraz, kiedy nastała demokracja i przypętał się kapitalizm, chce nadrobić zmarnowane lata: dostosować się do ducha czasu.

Twierdzi, że skoro wdepnęliśmy w nowy ustrój, wszelkie cechy poprzedniego należy wyrugować, całkowicie odżegnać od przeszłości. Marzy mu się, by wszędzie i raz na zawsze zapanowała pragmatyczna ekonomia. By nad odrodzonym, dopiero co kiełkującym państwem rozwlec ochronny daszek: parasol gospodarczy; wszędzie i raz na zawsze, a to powiedzenie odnosiło się do twórczości także.

Twórczość zatem stała się częścią przemysłu, jego wiodącym PRODUKTEM, a twórca przekwalifikował się na fabrykanta i zrównał z producentem lofiksu, który bierze swoje życie razem z dobrodziejstwem inwentarza, który lubi nie tyle w nim uczestniczyć, co patrzeć, jak innym się ono kręci; woli stać na uboczu, być obserwatorem i słuchać z niego reportaży, niż brać w nim udział.

Nie wiesza się przy niepożądanych żalach i jojczeniach do lustra, słowem, nie myśli o tym, czego już nie ma i nie zastanawia się, co by mogło być, tylko idzie do przodu: z prądem.
Ostatnio, gdy ktoś naciąga go na połówkowe zwierzenia, nie umie powiedzieć, co było kiedyś złe. Obecne pochwala, aprobuje, z uznaniem cmokta i mlaszcze nad zachodzącymi zmianami. Niektóre na lepsze, inne na takie sobie, przeważnie jednak stwierdza, że aby żyć w obecnym świecie, trzeba się do niego dopasować, trzeba ryczałtem chwalić kulturalny brak kultury, zaczyna więc układać literki po uważaniu: wycierać pióro w papier.

Trudno rzec, czy jego twórczość jest żartem z czytelnika, bo niby coś tam WYDAJE, miota wersami à la kelner żonglujący postną zastawą, a wyrzuca je ze swoich wątpi niezwykle często i nie przejmuje się, że jego teksty budzą śmiech.

Wywija nimi bez opamiętania, ździebełka samokrytycyzmu, jak leci; tłucze je w ilościach przekraczających wszelkie pojęcie i rozsiewa gdzie się da, tu wiersz na okoliczność, tam proza do poduchy, istne cacuszka do podziwiania, co kto chce i na co jest zapotrzebowanie, co schodzi jak ciepłe bułeczki, a co sprzedaje jak czerstwe chały: laurkowe, akademijne, benefisowe, a płodny w tym rozsiewaniu jest na kształt królika.

Podejrzewam, że literaci kochają go nie całkiem, tolerują w zależności od sytuacji: jak raka na bezrybiu i na odczepnego.

Niekiedy piszą o nim źle, potępiają za własne grzechy, odsądzają od czci i wiary, wieszają na nim psy, cyrklują swoją miarką, podają jako przykład pleniącego się grafomaństwa i nieudacznictwa, przy czym uprawiana przez niego twórczość ma być odstraszającym dowodem na rozprzestrzeniający się upadek tejże.

A czasem wyrażają się o nim bombastycznie, prawie że na klęczkach, w przesadnych superlatywach. Stawiają na gipsowym pomniku, wielbią bez powodu, na wyrost i grubo przedwcześnie. I zamiast wesprzeć go w dążeniach, pokazać drogę, zachęcić do bycia niesztucznym pisarzem, wyrządzają mu krzywdę: utwierdzają w przekonaniu że już wszystko wie, że zjadł wszelkie rozumy, może więc usiąść na wawrzynach i nie musi swojej wiedzy poszerzać, konfrontować z tymi, którzy również piszą, porównywać swoich bździn z ich dokonaniami.

W ten sposób staje się intelektualnym terrorystą, samochwałem uwielbiającym narzucać swoje poglądy i zwracać na siebie uwagę, być w centrum artystycznego tumultu, uchodzić za skrybę, zabierać namaszczony głos w dyskusjach o prozie czy poezji, o czymkolwiek związanym z dziedzinami, o których ma zerowe pojęcie.

Co w żadnym wypadku nie przeszkadza mu w polemikach, wprost przeciwnie, potwierdza fakt, że jest zbyt inteligentny na to, by wdawać się w językowe utarczki i pospolitować z czernią oponentów. Z rozmówcami, których awansem lekceważy, traktuje z pełnym brakiem zaufania: bez respektu i z uprzejmie wyniosłą rezerwą.

Ostatnio poczyna sobie śmielej: wysyła swoją literacką garmażerkę na rozmaite konkursy, a że czyni to co rusz, często bywa nagradzany. Wyróżniany pozłacanym bobkiem, pojawia się na zjazdach, kongresach i literackich sympozjach w roli laureata, rozjemcy, mediatora trawionego dydaktyzmem, nieomal nauczyciela zawodu artysty, którego słucha się z otwartą gębą.

Kiedy mam do czynienia z wygłaszanymi przez niego komentarzami, w których na wstępie zaznacza, że jest PISARZEM, po czym bez żenady piętnuje niski poziom cudzej twórczości, zaczynam się wstydzić. Nie za niego, gdyż byłoby stratą czasu żałować bufona, ale za tych, co mu nadskakują i nie wyprowadzają z błędu. Opanowuje mnie wstyd za tych, co go utwierdzają w mylnych przeświadczeniach, że coś sobą reprezentuje.

Zbigniew Wodecki, niezły przecież estradowiec, kompletnie wyczyszczony z zarozumiałości powiedział, że nie daje koncertów, tylko występy. Koncerty to dawał Paganini, a on doskonale zna swoje artystyczne parametry i nie robi za pyszałka. Podobnie można by rzec, że poetą był Herbert, pisarzem Faulkner, a rozrośnięte stado dzisiejszych wierszokletów i prozaików, to granda w biały dzień; napisze taki ze trzy cherlawe tomiki i już wije gniazdko na Parnasie, już kupuje na Allegro mało używaną aureolę i zmierza tam, gdzie są gwary, aplauzy i jupitery…
Odpowiedz
#2
Uwielbiam ten tekst Big Grin Naprawdę rzadko znajduję w tym dziale cokolwiek, co mnie zainteresuje. Przyczyna jest prosta, nie są to do końca moje klimaty. Jest kilka minut po drugiej w nocy, a ja siedzę i komentuję publicystykę, kto by się tego spodziewał. No, ale wracając do tematu...
Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, jest styl. W sumie jeden z lepszych z jakim miałam styczność, dlatego zaznaczam ten punkt. Humorystyczne fragmenty, które wskazywały na pewien problem, nie raziły nawet w najmniejszym stopniu, za co należy się kolejny plus. Bardzo spodobał mi się ostatni akapit, w którym zawarta jest m.in. wypowiedź jednego ze sławniejszych Polaków. Warte pochwały są również wersy, które rozpoczynały tekst.
Cytat:(...)przeważnie jednak stwierdza, że aby żyć w obecnym świecie, trzeba się do niego dopasować, trzeba ryczałtem chwalić kulturalny brak kultury(...)
Od tego fragmentu wiedziałam, że całość przypadnie mi do gustu.
Pozdrawiam Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#3
Tekst jak najbardziej, na czasie. Napisany mocno i ze swadą. Wiele w nim racji, to fakt.
Prawdziwy artysta ma w zasadzie dwie drogi. Być wierny swoim ideałom, dokształcać się całe życie i przymierać głodem, albo oprócz w/w nauczyć się także odczytywać gusta odbiorców.
Myślę, że to żaden wstyd pisać tak aby ludzie chcieli to czytać?
Poza wszystkim kultura to też towar, a artysta ma żołądek i musi jeść jak każdy. Kultura bardzo wysoka i wysublimowana ma tą wadę, że zazwyczaj słabo się sprzedaje.
Mam kumpla, który usilnie próbuje mnie zarazić kinem ambitnym. Puszcza mi te ponoć niesamowicie ambitne dzieła i co? Zasypiam średnio po dziesięciu minutach projekcji. Ambitne to może i one są, ale nudne jak flak z olejem takoż. Za to bywa, że silnych wzruszeń dostarczają mi prościutkie filmy klasy "B"
Żaden to wstyd pisać teksty dla ludzi. Żaden wstyd sprzedać kilkutysięczny nakład. I wcale nie znaczy to, że autor jest mierny. Znaczy, że potrafi odczytać gusta odbiorców. Może nawet potrafi na nie wpływać. Czy ma prawo potem się wypowiadać i dzielić radami? No cóż, jak najbardziej ma, sprawdził się, jego dzieła idą do ludzi wzruszają, bawią, mogą coś zmieniać.
No ale pokory zawsze się coś się przyda.
Pozdrawiam serdecznie
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Trochę nie zrozumiałem tego tekstu. Czy to jest narzekanie na literatów, którzy w swoich przekrzywionych berecikach uważają że sztuka nigdy nie jest popularna, czy wręcz odwrotnie, na "masowców" tworzących w celach komercyjnych?
Odpowiedz
#5
Mam podobne odczucia jak kolega powyżej.

Po co i na co te narzekanie? Z tekstu aż wylewa się personalna niechęć, czy zazdrość kierowana w stronę bliżej czytelnikowi niepoznanej osoby. Początek jest pisany z trzeciej osoby, co nijak ma się do reszty tekstu. Nie przedstawiasz żadnej sylwetki, to jedynie taki wymysł w wykonaniu autora.

"Ostatnio poczyna sobie śmielej: wysyła swoją literacką garmażerkę na rozmaite konkursy, a że czyni to co rusz, często bywa nagradzany. Wyróżniany pozłacanym bobkiem, pojawia się na zjazdach, kongresach i literackich sympozjach w roli laureata, rozjemcy, mediatora trawionego dydaktyzmem, nieomal nauczyciela zawodu artysty, którego słucha się z otwartą gębą. "

Wysyłają bo mają do tego prawo i tak, zasmucę cię może, ale KAŻDY kto piszę ma prawo nazywać się pisarzem, jako że jest to zawód otwarty.

Wodecki a Paganini - czyżby odwieczny kult tego co było, jako najznamienitszy przykład idealnego twory z gatunku jakiekolwiek. Świat się zmienia i potrzebuje nowych tworów kultury, które muszą spełniać obecne wymagania, a nie stąpać po utartych szlakach przez (wątpliwych) w pewien sposób magików i innych takich. Piszę magików, bo za sto lat, ktoś może stanąć przed sytuacją, że słuchając dody, czy innego tiesto będzie zachwycał się najlepszą klasyką, do której dążyć powinni jemu znani twórcy.

Pozdrawiam,
Patryk
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#6
Magiczny
Prawo do pisania ma każdy, fakt. Lecz tego, co pisze na płocie nie wypada równać z tym, co wydał ze dwadzieścia książek. Czyli chodzi o nazewnictwo. Pisarz płotowy powinien wiedzieć, że istnieją proporcje, a zarozumiałość budzi śmiech.I o tym jest tekst.

pozdrowienia
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości