Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 2.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pierwszy mag elementu ziemi
#1
Ogólnie spontaniczne i napisane dla relaksu opowiadanie z uniwersum, w którym dzieje się fabuła "Wędrówka zniewolonych" (ta historia również będzie ukończona, mam gotowy następny rozdział, ale czekam bo chce być z dwoma do przodu w stosunku do publikowanych). Jak zwykle ostrzegam, że warsztat to nie moja mocna strona.

To był koniec. Mały oddział nie zdołał dotrzeć do reszty armii ludzkiej. Przecięto im drogę ucieczki. Żołnierze rozglądali się nerwowo. Mieli wrogów przed i za sobą. Potworne, szakalopodobne Anubisy w stosunku do buntowników nigdy nie okazywali litości. Gdy podbijali kolejne osady wstrzymywali swój popęd do mordu aby nie utracić zbyt wielu potencjalnych niewolników, lecz tutaj, gdy stali naprzeciw ludzkim buntownikom, niemożliwych do utrzymania w niewoli, nic już ich nie ograniczało. Chociaż Razakanie byli wolnym ludem, który przybył wspomóc buntowników z podpitych osad, to jednak przez najeźdźców byli traktowani tak samo jak „podbici”. Szakale nazywali ich pogardliwie „przyszłymi niewolnikami, którzy jeszcze przed zniewoleniem zaczęli się buntować”.

„Zamordują nas!”
„Nie chce umierać!”
„Poddajmy się. Może nas oszczędzą.”

Wojowników opanowało przerażenie, nasilał się strach. Przypominali skazanych na śmierć, którzy właśnie udają się na egzekucje. Dowodzący oddziałem kapitan, o imieniu Willak, musiał przemówić do wojowników. Chciał podtrzymać ich na duchu, pokazać, że zachował pewność siebie.
Mimo dobrych intencji, jego sposób prezencji irytował niektórych, szczególnie dwóch zbrojnych. Byli to Skruka, najbardziej zgryźliwy osobnik wśród buntowników oraz jego otyły i niestroniący od wina przyjaciel - Takak. Byli przeciwnymi osobnikami, zresztą kogo nie spytać w oddziale Willaka na temat tych dwóch udzieliłby tą samą odpowiedź: „Są dziwi”.

Zdecydowanie ci dwaj, szczególnie rozgadany Skruka, mieli specyficzne postrzeganie świata, znacznie różniące się od obioru rzeczywistości przez przeciętnego człowieka. Prawdopodobnie w tamtej chwili, otoczeni przez żądnych krwi Szakali, skupiali swe myśli na okropnym żarze, który lał się z nieba tamtego dnia oraz parzący w stopy piasek a nie na zagrożeniu śmierci z rąk tych stworów.

Nie było tajemnicą, że Skruka nie darzył zbytnią sympatią dowódcę oddziału, w którym służył.
- Nienawidzę tego skurw…
- Może wina? – przerwał kompanowi Takak, wyciągając przypięty do pasa bukłak, w którym zamiast wody było wino – Jeśli mam dzisiaj zginąć to chciałbym aby przynajmniej w małej części wyglądało to tak jak sobie wymarzyłem.
- Czyli będąc zalanym w trupa? –
- Tak – grubas złapał kolejny spory łyk wina.

Tymczasem Willak obmyślił plan. Nakazał pomniejszym dowódcą aby rozstawili oddział jak najszerzej wzmacniając szczególnie skrzydła. Tuż za nimi mieli jechać gwardziści na wielbłądach. Te zwierzęta nie należały do najszybszych, ale były zdecydowanie wytrzymalsze od człowieka jeśli chodzi o bieg. Pieszy posłaniec w pustynnych warunkach szybko opadłby z sił, w przeciwieństwie do Szakali, których oprócz szybkości cechuje również świetna kondycja i wytrzymałość. Kapitan chciał wysłać kurierów do najbliższych oddziałów, którymi dowodził Kazimar.

Willak podzielił się swoimi planami z pomniejszymi dowódcami zwanymi Setkarzami. Miał czas aby zrealizować swój plan. Oddziały Anubisów rozkoszowały się walką i mordowaniem ludzi, a przy tym lubili również wyzwania, dlatego dawali Razakanom tyle czasu ile tylko potrzeba.
Następnie kapitan stanął na przedzie oddziału, twarzą do swoich żołnierzy i zaczął przemowę:

- Dumni Razakanie i wojownicy z ludów sprzymierzonych, jesteście tutaj ponieważ…

- … Ponieważ byliśmy zbyt głupi aby siedzieć na dupie w Degaron – skomentował po cichu wypowiedź swojego dowódcy Skruka, słyszeli go tylko stojący obok niego wojownicy.

- Myślicie, że to koniec waszego życia. Mylicie się. Jeśli wytrzymamy wystarczająco długo…

… To damy Szakalom jeszcze więcej radości z zarzynania nas. –

- Ratunek nadejdzie. Kazimar ze swoimi licznymi oddziałami na pewno nas wspomoże…

… W pochówku –
- Jesteśmy ludźmi, ulubieńcami boga Alizana spośród wszystkich ziemskich stworzeń…

… Dlatego dostajemy ostro po tyłkach od Szakali –

Choć Takak śmiał się w niebogłosy, nie wiadomo czy była to sprawka zabawności docinków Skruki czy upojenia winem, to jednak niektórzy poczuli się urażeni. Były to czasy, gdy nakazy religii były bardziej respektowane niż ludzkie prawo toteż naruszenie czci Alizana mogło skutkować w najlżejszym przypadku podbitym okiem. Problem pojawiał się szczególnie u osób bez jakiegokolwiek poczucia dystansu, a takim był stojący przed Takakiem i Skruką, potężnie zbudowany Aniraz. Odwrócił się w stronę Degaronów.

- Pamiętaj „Sraka”, że jeśli jakimś cudem wyjdziemy z tego, to masz za ubliżanie naszemu panu niebiańskiemu, ode mnie pewien prezent, po którym zostanie ci piękna śliwa pod okiem i parę twoich zębów na ziemi – ostrzegł osiłek spoglądać przez swoje ramię w stronę zgryźliwca.

Nie zrobiło to jednak większego wrażenia na Skruce. Co więcej w nieco aktorski sposób ziewnął pokazując, że groźby stojącego przed niezbyt inteligentnego mięśniaka nic dla niego nie znaczą.

- Orzesz tyyyyyy…! –

Aniraz odwrócił się gwałtownie, chciał chwycić za krtań Skrukę, ale w porę dostrzegł to jeden z Setkarzy.

- Co ty wyprawiasz? – wrzasnął w stronę osiłka – Wracaj do szyku!

Aniraz cofnął ręce. Choć nadal był wściekły na stojącego za nim złośliwca, to jednak wykonał rozkaz odwracając się do niego plecami.

- Zapłacisz mi za to w obozie… jeśli przeżyjesz – ostrzegł potężnie zbudowany wojownik swojego drobniejszego i irytującego kompana z oddziału.

- Zapłacę ci? Chyba za to, że mogą schować się w twoim cieniu przed słońcem – zażartował Skruka.

Takak, który właśnie łapał kolejny łyk wina, plunął ze śmiechu, prosto na plecy Aniraza. Osiłek miał ogromną ochotę nauczyć pokory obu Degaronów, jednakże Sektarz uważnie mu się przyglądał.

- Spokojnie. Po co te nerwy – pijany grubas klepnął go po mokrych plecach – Jeśli uważasz, że obraziliśmy tym dowcipem Alizana to ciekawe co zrobiłbyś temu małemu, jest Marykańczykiem.

Takak wskazał palcem na stojącego obok niego młodego chłopaka imieniem Marik. Był Marykańczykiem, czyli członkiem nielicznej sekty religijnej, której wyznawcy wywodzą się głównie z członków podbitych ludów. Zasady tego wierzenia są proste. Marykańczycy uważali, że Alizan nie może być ich panem ponieważ skazał ich na życie na ziemiach niegościnnej pustyni, a prawdziwym panem ludzi jest Marakan, władca podziemnego królestwa potępionych, który chcąc udowodnić swoją potęgę zesłał na ludzi bestie aby ukarać ich za wiarę w „fałszywego boga”.
Za tym szły kolejne poglądy odróżniające Marykańczyków od reszty ludów. Uważali, że ludzie nie pochodzą z rajskich łąk na południu, tylko że od zawsze żyli na pustyni. Również wynaleźli i uprawiali sztukę medytacji.

Aniraz nie był wściekły. Jego uczucia przypominały bardziej mocne zaskoczenie:

- On… On jest heretykiem?! Ale jego oczy… Są bardziej niebieskie od morza. Jak to możliwe? –

Takak i Skruka nie kryli swojej radości z zapewnienia osiłkowi sporego skołowania. Wśród ludów pustyni wierzono, że Alizan pokazuje poprzez poszczególne cechy wyglądu, kto jest przez niego błogosławiony. Były to cechy wyglądu niezwykle rzadko spotykane wśród ludzi pustynni, u których dominowała ciemna karnacja, czarne włosy oraz ciemne oczy. Wśród cech świadczących o byciu ulubieńcem boga Alizana były między innymi niebieskie oczy, wyjątkowo jasne czyli takie jak u Marika.

Chłopak był przerażony. Choć wyglądem przypominał już dorosłego mężczyznę to jednak wewnątrz nadal daleko było mu do dorosłości. Czyli w skrócie był jak każdy typowy młodzieniec.

- Jesteś z zachodu jak my? – dopytywał się dalej Aniraz.

- Nie głupolu! – wtrącił się Skraka podirytowany nieumiejętnością logicznego kojarzenia faktów przez osiłka – Dołączył do nas w ramach wsparcia od Cyriana, po tym gdy dostaliśmy spore baty nieopodal Asuran. Durny Willak myślał, że odbije Edoran. Dobrze, że nas tam zatrzymali wcześniej, bo gdyby było inaczej pewnie zginęlibyśmy próbując odbić ufortyfikowaną osadę. Po co ona nam w ogóle? Przecież nie ma tam już ani jednego wodoranina i…

- Skruka, chyba odbiłeś od tematu – zauważył Takak po czym złapał kolejny łyk wina.

- A no tak. Jak już powiedziałem przysłali go tu z oddziałów Cyriana. A jak wierz Cyrian rekrutuje swoich żołnierzy z podbitych ludów a wśród nich jest wielu Marykańczyków. Wszystko jasne? –

Tymczasem Marik był mocno zdenerwowany. Dobrze wiedział jak ludzie z zachodu podchodzą do Marykańczyków. Traktują ich często bardziej wrogo niż Szakali.
- Nie martw się młodziaku – podtrzymywał go na duchu Skraka – Nie bój się tego osiłka. Jesteś błogosławiony przez samego Alizana i nieważne czy sam w to wierzysz.

Powiem ci więcej. Masz największe szanse spośród nas wszystkich na przeżycie tego. My słudzy Alizana mamy obowiązek chronienia jego wybrańców.
Aniraz nic nie mówił. Nawet się nie odwrócił, co można było uznać jako niechętne przyznanie racji złośliwemu żołnierzowi.

Nie było jednak czasu na dalszą rozmowę. Setkarze wyszli przed wojowników i dali znać do ataku.

- No to się zaczyna - Skraka zwrócił się do Marika – Trzymaj się nas a szczególnie tego sporego przed nami to wyjdziemy z tego cali… Albo przynajmniej spróbujemy.

- Dlatego ty się nie przejmujesz? – dziwił się młodzieniec.

- Bo jeśli zginę dzisiaj, to będzie oznaczało, że Alizan w końcu wysłuchał moje modły – odpowiedział zgryźliwiec.

Ludzie z całym impetem zaczęli nacierać w stronę Szakali. Potwory zajęły dogodną pozycję na wzgórzu. W stronę atakujących ludzi natychmiast poleciały setki anubijskich włóczni.

Biegnący przed Marikiem wojownik został przebity włócznią, młodzieniec w ostatniej chwili odskoczył w bok unikając wpadnięcia na trafionego towarzysza. Włócznie zadały również straty jadącym z tyłu jeźdźcom, chociaż częściej trafiały wielbłądy niż ludzi jadących na nich. To martwiło Willaka ponieważ od jeźdźców zależało powodzenie jego planu, dlatego na jego rozkaz Setkarze odesłali ostatnie rzędy piechurów do osłony tychże wojowników.

W końcu doszło do zderzenia oddziałów ludzkich i anubiskich. Jeźdźcy zaczęli zmierzać ku skrzydłom, gdzie skoncentrowane były główne oddziały buntowników. Osłanianym jeźdźcom udało się wyjechać z placu boju i ruszyć ku oddziałom Kazimara z prośbą o pomoc.

Ludzie liczyli, że utrzymają się do przybycia posiłków, ale sytuacja nie rozwijała się na ich korzyść. Umocniono skrzydła kosztem środka pola bitwy, w którym opór ludzi został bardzo szybko przełamany. Na domiar złego drugi oddział Anubisów ruszył na pomoc swoich pobratymcom. Willak dostrzegał, że tamci mają w swoich szeregach dwa ogromne skorpiony zwane Skarlakami, które z łatwością rozbijają szeregi przeciwnika a przed ich szczypcami i ostro zakończonym ogonem nie jest w stanie uchronić żadna zbroja ani tarcza.

Tymczasem Skraka i Takak wspierali się nawzajem. Niestety gruby żołnierz przesadził z piciem wina. Nie potrafił utrzymać równowagi. Nie przewrócił go żaden Szakal. Potknął się o własne nogi. Natychmiast potwory ruszyły w jego kierunku. Dwa żelazne miecze wbito w jego brzuch. Skraka nie mógł mu pomóc. Sam został przyparty do muru.
Tymczasem Marik również sobie kiepsko radził. Gdyby nie pomoc Aniraza prawdopodobnie by poległ. Siłacz powalał potężnymi ciosami mieczem nawet dwóch Anubisów na raz. Te odpłacały co i rusz raniąc go. Cięcia jednak nie były zbyt głębokie i nie robiły na nim większego wrażenia.

Choć Aniraz dla innych wyglądał na placu boju jak niezłomny heros to jednak i on stracił pewność siebie, gdy ujrzał naprzeciw potężnego Skarlaka. Bestia próbowała ugodził go ostro zakończonym ogonem. Osiłek odskoczył w ostatniej chwili. Zamiast niego skorpion trafił jednego z Szakali. Natychmiast szybkim ruchem Skarlak odrzucił go na bok. Zamiast zwinnego Aniraza olbrzymi skorpion zainteresował się Marikiem. Bestia ruszyła do ataku. Machnęła ogonem. Młodzieniec bez doświadczenia błędnie myślał, że obroni się przed tym atakiem tarczą. W ostatniej chwili odrzucił go na bok Skraka przyjmując na siebie cios. Ogon przez problemu przebił się przez tarczę i zbroję wojownika.

- Nieeee, nieeee, nieeee! – krzyczał Marik.

Aniraz musiał interweniować . Ruszył w stronę Skarlaka. Bez trudu unikał szarż i ciosów potwora. Choć były potężne siłowo to jednak zbyt wolne aby trafić osiłka. Wojownik przeszedł do ofensywy. Odciął pierwsze odnóże, później drugie. Stwór tracił równowagę, przestał szarżować. Na ten moment czekał wojownik. Skoczył i potężnym ciosem wbił miecz w okolica łba stwora. Normalnie potrzeba paru powtórzeń tego ataku z racji mocnego pancerza Skarlaka lecz Anirazowi wystarczył tylko jeden cios. Ogon Skarlaka z hukiem upadł na ziemię. Kłęby dymu wbiły się w powietrze.

Aniraz spojrzał w stronę Marika. Uśmiechnął się pełen dumy. Spokój jednak nie był im dany. Szakale nie zbliżają się do Skarlaków bo podczas walki zostawiając im potrzebne pole do manewru. Teraz ze dwojoną siłą zaczęli napierać na Marika.

Aniraz jako zabójca Skarlaka szczególnie przykuł uwagę Szakali. Blisko dziesiątka tych niezwykle szybkich stworów ruszyła ku potężnemu wojownikowi i ku ich zdziwieniu ten dawał radę się bronić.

Ale przybywało ich coraz więcej i więcej…

W końcu cztery miecze utkwiły w tułowiu Aniraza. Ugodzony został również Marik. Młodzieniec osunął się na ziemię konając powoli. Wśród odgłosów bitwy i szczeku Anubisów usłyszał jak jeden z wojowników krzyczy: „Willak nie żyje! Jesteśmy zgubieni!”

Marikowi było jednak wszystko jedno. Cieszył się, że Aniraz umarł od razu i nie męczył się. Zabawne. Jeszcze na początku bitwy nienawidził tego osiłka, jednak żarliwość z jaką bronił błogosławionego została doceniona przez niego.

Powoli wszystko się uspokajało. Z każdą chwilą coraz mniej ludzi było w stanie walczyć. Szakale niemal natychmiast ich dobijali. Młodzieniec miał szczęście. Stwór w bitewnym szale zapomniał o tym. Ale w sumie co to za szczęście zostać zabitym trochę później? Ale czy tym właśnie nie jest życie? Oczekiwaniem na śmierć, która prędzej lub później nadejdzie?
Młodzieniec dostrzegł teraz celowość prowadzenia medytacji u Marykańczyków. Obcowanie z pustką już go nie przerażało. Nawet jeśli Marakan nie istnieje to i tak oswajając się w medytacjach z uczuciem pustki i izolacji był gotowy na nicość. Patrzył na pustynię. Była piękna, spokojna, majestatyczna.

Wtedy Marik poczuł coś dziwnego. Jakby nagle zauważył, że ma w sobie coś podobnego do kryształu, który w nagle pękł uwalniając potężną energię, która zaczyna wypełniać ciało konającego młodzieńca.

„Czy to moja dusza uwalnia się z cielesnego więzienia aby trafić do świata zmarłych?” – zastanawiał się.

Jego przeczucie zaczęło się jeszcze bardziej umacniać, gdy niewidoczna, uwolniona energia zaczęła płynąć z jego ciała prosto do pustynnej piaszczystej ziemi, jednocząc oba, do tej pory obce sobie ciała. On i piaski pustyni teraz to jednością.

Odnajdując w sobie ostatki sił powstał z ziemi. Rozejrzał się wokół. Bitwa była skończona. Anubisy przeglądali ciała aby sprawdzić kto jest martwy a kto udaje. W powietrzu latały sępy, przygotowane na swoją ucztę, która za chwilę nastąpi.

Jeden z Anubisów dostrzegł stojącego na własnych nogach, krwawiącego Marika. Zaczął biec w stronę młodzieńca, lecz po chwili się zatrzymał. Rosła wściekłość w tym ostatnim ocalałym z bitwy człowieku. Piasek wokół niego zaczął falować jak woda w morzu szarpana przez rwący wiatr i rozbijająca się o burtę statku.

- No choć bydlaku, pokaże ci czym jest gniew sług Marakana! – krzyczał Marik.

Bestia dała znać swoim towarzyszą aby go wsparli. W jednej chwilę dziesiątki Szakali ruszyli w stronę rannego młodzieńca.
Marik tylko swą wolą sprawił, że całe pobliski piasek uniósł się ku górze jak ogromna fala, która padła prosto na atakujące stwory. Dziesiątki Anubisów w jednej chwili zostały zakopane żywcem.

To było ostrzeżenie dla pozostałych. Nim jednak zdecydowali się w jakikolwiek sposób zareagować, na placu bitwy rozpętała się ogromna burza piaskowa. Piasek wdzierał się do nozdrzy i ust bestii nie pozwalając im na oddychanie. Ci, którzy jeszcze przed chwilą uważali się za zwycięzców teraz padali jak muchy, jeden po drugim.
Anubisy zerwały się do ostatniej próby ataku. Na Marika ruszył potężny Skorlak oraz dwóch najbardziej wytrzymałych wojowników Szakali. Na żądanie młodzieńca piasek uformował ogromną dłoń, która zacisnęła się w pięść i z impetem uderzała w Skarlaka, miażdżąc mu wnętrzności i rozbijając pancerz.

Następnie piasek znowu zdeformował się i przelatując w powietrzu utworzył za plecami młodzieńca mur, który osłonił go przed włóczniami obu Szakali. Młodzieniec mógł wpływać na gęstość formowanych przez piasek postaci, dzięki czemu mur był wytrzymały jak skała.

Gdy młodzieniec nie potrzebował osłony, utworzona przez niego forma z piasku ponownie się rozpadła. Szakale dobyli miecze. W ostatnim rozpaczliwym ataku chcieli spróbować ocalić choćby małą część kompanów, którzy dusili się w piaskowej burzy sprowadzonej przez Marika. Nim zrobili choćby krok spod ich nóg wyrosły ostro zakończone stożki. Choć były z piasku to jednak twardością dorównywały skale. Bestie zostały na nie nadziane jak na pal.

To był koniec. Żaden Anubis nie ocalał. Gdy Marik zdał sobie z tego sprawę znikła burza a on upadł na ziemię. Nic nie wskazywało, że tu, gdzie leży przed chwilą rozegrała się bitwa. Martwe ciała zostały przykryte grubą warstwą pustynnego piasku. Osłabiony Marykańczyk zamknął oczy.

- „ Dzięki ci Marakanie” – powiedział w myślach tuż przed stratą przytomności.

Młodzieniec nie wiedział, że całe zajście obserwował z pobliskiego wzgórza Kazimar w otoczeniu swoich gwardzistów i medyka. Przez chwilę zastanawiał się czy uratować młodzieńca. To co widział było jednocześnie niezwykłe, przerażające, zaskakujące i cudowne. Z jednej strony przerażało go, że ktoś dysponuje mocą pozwalającą pokonać w pojedynkę całe oddziały. Ktoś tak potężny mógłby być niebezpieczny. Z drugiej strony od wieków ludzie poszukują sposobu aby pokonać liczne wojska anubiskie. Szakale wygrywali tą wojnę. Pozostawić czy uratować? Kolejne zagrożenie czy nowa nadzieja?
Odpowiedz
#2
Przebrnąłem, choć nie było łatwo. A głównie dlatego, że czułem się w tych klimatach obco. A Ty tego zadania nie ułatwiałeś. Czułem się zasypany ogromną ilością dziwnie brzmiących i nic-nie-mówiących nazw własnych. Nazwy krain, nazwy ludów, imiona... Czasami coś wytłumaczysz, np. o bóstwach albo Razakanach, a czasami nie. Występuje też sporo postaci, ale właściwie żadna nie jest wyrazista, przez co nikt nie zapada w pamięć.
Samo oczekiwanie tego oddziału na atak najeźdźców bardziej przypomina rozmowę w kolejce do laryngologa w przychodni NFZ niż jakieś faktycznie zdarzenie, któremu powinny towarzyszyć opisy nadciągających oddziałów, dźwięków z tym związanych i opisów tej hordy. A tu tylko jakiś luzacki dialog, a potem coś w stylu: "Ok, zaczynamy".
Opis bitwy wyszedł w miarę poprawnie.
Natomiast opis tego jak nagle Marik, który już-już ma umrzeć, nagle czuje coś dziwnego w klacie, wstaje i staje się rzeźbiarzem piasku w 3D. Właściwie prawie w ogóle się nie zdziwił. Od razu wywijał piaskową pięścią i nawet bez żadnej praktyki nauczył się manipulować gęstością piaskowego muru. Łatwizna i codzienność, nie? W końcu dzień wcześniej żonglował żużlem bez dotykaniaWink
Podobał mi się zabieg z formatowaniem tekstu (wyśrodkowanie, wyrównanie do prawej). Dobry pomysł i zastosowanie. Było też kilka smaczków, zwłaszcza w dialogach, które chyba wychodzą Ci najlepiej.
Ale niestety w mojej głowie została po tym opowiadaniu pustka. Za mało wyjaśnienia wplotłeś w tekst, przez co wszystko wydaje się obce i chaotyczne.
Widzę, że masz problemy z przelaniem swojej niewątpliwie bogatej wyobraźni na wirtualny papier. W tekście jest dużo luk i chociaż sam pomysł jeszcze mógłby się obronić, to został przedstawiony zdecydowanie zbyt ubogo i bez większej dbałości o czytelnika, który w gąszczu wydarzeń i mnogości postaci po prostu się zagubił.
2/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Dziękuje za opinie. Co jakiś czas chciałbym wrzucić takie opowiadanie aby zobaczyć czy rozwijają się moje umiejętności. Niby ocena niska ale mnie cieszy.Jest powolny progres bo jeszcze niedawno moje teksty, moim zdaniem, zasługiwały tylko na 1/5 Big Grin Big Grin Big Grin

1. Rzeczywiście mogłem bardziej wyjaśnić zasady sztuki magii w tym uniwersum. W tekście napisałem o zjednoczeniu się w jedno "Marika i piasku pustyni". Tutaj magia to nie techniki, zaklęcia, gestykulacja. To jedynie kwestia oddziaływania woli na określoną materię, zależnie od sposobu przebudzenia się mocy w człowieku. To moim zdaniem upraszcza bardzo stosowanie magii. Nie potrzeba treningów i lat praktyk. W ten sposób ujmowana magia jest prosta po przebudzeniu elementu energii magicznej (w tekście określony jako kryształ), niemal jak poruszenie ręki.

2. Marik nie był zdziwiony bo był ledwo przytomny i co najważniejsze wściekły. Gdyby ktokolwiek z nas widział śmierć swoich towarzyszy i nagle otrzymał moc ich pomszczenia czy od razu przeszedłby do działania czy też przystał i analizował nowy dar. Według mnie pod wpływem emocji od razu przeszlibyśmy do działania. Ale rzeczywiście mogłem rzucić jakąś scenkę prezentującą zdziwienie Marika, chyba najlepszy moment byłby po zabiciu ostatnich Anubisów, gdy opadają emocje, na chwilę przed stratą przytomności Smile

3. Rzeczywiście może być sporo luk, bo jednocześnie piszę w tych samych realiach znacznie dłuższą historię "Wędrówka zniewolonych". Czasami nie chciałem się zbyt zagłębiać i nadmiernie wyjaśniać aby nie psuć zabawy przy czytaniu "Wędrówka zniewolonych". Oczywiście zachęcam do zapoznania się i z tamtym tekstem Big Grin Druga sprawa ma tendencje do skrótów myślowych przez co niestety często nie objaśniam wyczerpująco co mam na myśli. Swoją drogą ostatnio powiedział mi mój promotor odnośnie mojej pracy magisterskiej Big Grin

4. Chciałem zaskoczyć. Może udałoby mi się to co zamierzałem gdybym miał lepszy warsztat ( chciałem dobrze, wyszło jak zawsze Big Grin ). To miał być masakryczny kontrast. Skraka i Takak gadali sobie jak gdyby nic podczas gdy wszyscy wokół trzęśli portkami. Czytelnik myśli, że ocalenie nadejdzie, że ja jako autor chowam gdzieś możliwość ratunku i nagle... BAM... okazuje się że ci dwaj nie boją się śmierci ale nie liczą na ratunek, tylko pragną śmierci do tego stopnia że się o nią modlą. Nagła zmiana o 180 stopni, z bohaterów niemal komediowych przemieniają się w bohaterów tragicznych. Myślałem że pięknie wyjdzie mi to zagranie, tymczasem najwyraźniej pięknie to schrzaniłem Big Grin

Dzięki za ocenę, w następnym opowiadaniu zastosuje twoje rady, a przynajmniej postaram się Big Grin
Odpowiedz
#4
Skraka i Takak mogliby wyjść bardziej kontrastowo do sytuacji, gdybyś co chwila dawał jakiś wtręt neutralny na temat bieżącej sytuacji. Oprócz tego, że reszta trzęsie portkami. Tu by się właśnie przydały jakieś opisy zbliżających się wojsk. Wtedy rzeczywiście mogłoby wyjść całkiem zabawnie.
Wczuj się w czytelnika. Wyobraź sobie, że to Ty nim jesteś. Czytelnik łatwo traci koncentrację, czasami trzeba mu przypominać subtelnie pewne rzeczy, pogłębiać postacie itd. Bo to, że Ty widzisz swoich bohaterów wyraziście, to nie znaczy, że czytelnicy też. Dla mnie są zamgleni, jakby za burzą piaskową Wink
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
To ma w sobie 'to coś' - fantastycznie!
''Gdyby ludzie mogli kierować własnym przeznaczeniem, mielibyśmy tylko świętych i bohaterów.'' Dodgy
Odpowiedz
#6
(01-09-2013, 10:34)Dzejs napisał(a): To ma w sobie 'to coś' - fantastycznie!

Dzięki! Cieszę się, że się spodobało Smile Zachęcam również do sprawdzenia "Wędrówka Zniewolonych" z tego działu. Jak wspomniałem historia z tego samego uniwersum co "Pierwszy mag elementu ziemi" Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości