Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Piaski Anfory
#1
Powiał wiatr zachodni. Zmiótł pojedyncze ziarna piasku spomiędzy poszarzałych skupisk kości. Gdyby tylko drobinki te zostały przy ziemi, pośród innych, podobnych sobie, nie byłyby teraz zwykłymi marionetkami podmuchu czerwieni. Ale los odszczepieńców zawsze był z góry przesądzony.

Strażnik uniósł lekko głowę i spojrzał na zachodni horyzont; jego ponura czerwień zdawała się pożerać wszystko przed sobą.

Edger’khel” – pomyślał ospale i strząsnął kawałki kości z opancerzonego torsu.

Leżał na cmentarzysku. Wokół jego potężnego ciała usypywały się bezkresne kopce szkieletów. Niektóre bestie zachowały odbicie swej dawnej formy, ale większość zgodnie ulegała suchym podmuchom martwego wiatru. Pokruszone kości, niegdyś stanowiące podporę ogromnych ciał, musiały w końcu zostać pochłonięte przez głębię mrocznej pustyni.

Strażnik z chrupotem łamanego szkliwa przycisnął prawą pięść do ziemi i podniósł się z trudem niewiele ponad stos szkieletów. Zdołał usiąść. Jego lewa rękawica zacisnęła się wokół rękojeści rdzawego miecza. Poderwał klingę ze stosu kości i wbił ją w piach pod sobą. Opierając się tak, wstał powoli na równe nogi. Imponujący rozmiar oręża niemal dorównywał jego tytanicznej posturze.

Ustawił się twarzą na zachód; jałowa, bezgraniczna przestrzeń tylko w jednym punkcie jarzyła się wątłą jasnością. Zarzucił miecz na prawe ramię i ułożył się w pozycję do skoku. Każdy jego ruch przeplatany był głuchym zgrzytem wyniszczonego ciała.

Oparł jeszcze stopy o pewniejszy grunt i wytężył całą swą materię. Wyzwolona energia na chwilę utworzyła gigantyczny podmuch, zmiatający wszystko wokół. Po strażniku nie zostało śladu i tylko długi jar, powstały przez impet jego lotu, mógł zdradzić kierunek, w jakim się udał.

Edger’khel, Zachodnia Brama, albo Wrota Pokutników, zależnie od świata, w którym się o niej mówi. Tutaj czerwień miała swe źródło. Tutaj też zjawiały się bestie najdziksze. Drapieżność – grzech trzeci.

Pustka przytłacza. Zwłaszcza, gdy przepełniona jest śmiercią. Co musi czuć istota, wtrącona w głębię nieznanego? Gdzie strach i brak nadziei przyjmują niemalże namacalne stężenie? Gdzie płuca napełniają się ich goryczą, miast orzeźwiającym tchnieniem powietrza?

Wściekłość.

Miotał się w bolesnej bezsilności. Żaden zapach, żaden kolor, żaden obiekt, nic nie było znane. Miotał się więc w morzu suchych kości, a one kruszyły się posłusznie pod naporem żelaznej skóry. Rogiem grzebać zaczął w piachu. Tylko piach, nic więcej. Ryk potworny rozdarł ciszę; hałas zawsze zdradzał ich położenie.

Jeden blask pośród pustyni. Przygaszony, ale żywy. Zbroja, hełm i miecz olbrzymi, a wraz z nimi śmierć.

Tytan wbił się w wysoką wydmę, siłą uderzenia rozrzucając masy piachu na dużej przestrzeni. Ryk ustał momentalnie; bestia zamarła w miejscu.

Zaskoczenie.

Strażnik wygrzebał się z zasypu i ze zgrzytem, okrężnym ruchem głowy, rozciągnął zesztywniały kark. Cienkie warkocze, wybiegające z wnętrza hełmu na barki, przetarły bezwładnie po wyniszczonej powierzchni pancerza.

Spojrzał na przeciwnika. Ocenił jego możliwości ataku i obrony. Skóra była twarda, z pozoru nie do przebicia, lecz żadna przecież istota nie jest wolna od słabych punktów. Na masywny róg należało zwrócić szczególną uwagę, ale siła mięśni wydawała się przeciętna – spokojnie można było dopuścić do zwarcia. Jedynie te kły; nawet piaski Anfory będą miały trudności z dokładnym ich przetrawieniem.

Mocno ścisnął miecz w prawej dłoni i zaparł się stopami w piachu. Czekał na atak; tutaj bestie zawsze atakowały pierwsze.

Istota w końcu zaczęła ryć pazurami w ziemi. Rozwarła paszczę, a spomiędzy rzędów połyskujących kłów spłynęły stróżki śliny. W końcu pochyliła się lekko i natarła w szaleńczej szarży.

Strażnik jej impet zatrzymał jedną dłonią. Choć posunął się po piachu do tyłu, utrzymał bestię przed sobą, z miażdżącą siłą przyciskając jej zaśliniony pysk w dół. Wymierzył przy tym błyskawiczny cios w brzuch, lecz ostrze miecza prześlizgnęło się tylko po metalicznej skórze potwora.

Bestia potrząsnęła głową, aby uwolnić się z przytłaczającego uścisku, i ze wściekłym rykiem wymierzyła śmiertelne pchnięcie rogiem.

Strażnik odepchnął się mocno od ziemi i jakby nie podlegając sile ciążenia, pofrunął na dużą odległość do tyłu. Gdy bestia trafiła w próżnię, a jej równowaga się zachwiała, w okamgnieniu do niej doskoczył i pochwycił za ostry róg. Potężne szczęki rozwarły się po tym, próbując dosięgnąć jego wyciągniętego ramienia. On zaś na ten właśnie moment czekał. Zrobił krok do tyłu i dwukrotnie wbił koniec miecza w miękkie podniebienie maszkary. Z jej gardła wydobył się przejmujący jęk, a na ziemię trysnęła struga ciepłej posoki.

Strażnik puścił twardy róg i pozwolił bestii paść na piach. Odwrócił się od niej z zawodem i pozostawiając tak konającą, ruszył powoli przed siebie.

Powiał wiatr północnowschodni.

Strażnik zatrzymał się w miejscu i głowę okręcił w bok, gdzie horyzont mienił się ciemnoniebieską barwą.

„Akhr’savah” – pomyślał ze spokojem. Nabrał w płuca więcej otaczającej go grozy i ponownie wzbił się dynamicznie w powietrze.

Akhr’savah, Północnowschodnia Brama, albo Wrota Bluźnierców, zależnie od świata, w którym się o niej mówi. Tutaj mroczny błękit miał swe źródło. Tutaj też zjawiały się bestie najbardziej niewdzięczne. Świętokradztwo – grzech ósmy.

Między stosami trucheł, w większości obdartych już ze wszystkiego prócz kości, rozbrzmiewał rozdzierający krzyk. Krzyk paniki, krzyk bólu; krzyk pomieszany z płaczem, krzyk pomieszany z przerażeniem. Krzyk ludzki.

Istota leżała plecami na piachu i trzęsła się na całym ciele. Ponura barwa błękitu zdawała się zalewać jej wzrok; głucha cisza zdawała się paraliżować jej słuch; martwe powietrze zdawało się uśmiercać jej płuca. Krzyczała więc. A w ten krzyk włożyła całą swą rozpacz i zagubienie.

Wszystko zmieniło się nagle. Ciszę wypełnił huk łamanych kości, a piasek zadrżał gwałtownie, jakby pod naporem uderzenia weń ogromnego ciężaru.

Uspokoiła się i drżący wzrok skierowała na źródło hałasu. Jej oczy rozszerzyły się w jeszcze większej panice, a z gardła wydobył się pisk przerażenia.

Patrzyła na istotę tytaniczną, nieznaną. Istotę, która jako jedyna w tym martwym świecie roztaczała wokół nęcącą aurę życia. Istotę, która była zwiastunem śmierci.

Strażnik kucał w stosie szkieletów i przyglądał się dziwnej maszkarze, wyplutej przez Północnowschodnią Bramę. Tutaj zawsze pojawiały się bestie najdziwniejsze; ale nie przypominał sobie żadnej tak małej, jak jego palec zaledwie. Ale była, więc należało wyzwolić ją mieczem. Zbliżył się do jej wątłego ciała i nachylił głęboko głowę, aby móc ocenić jej możliwości ataku i obrony.

Bestia patrzyła na to już niemalże obłąkanym wzrokiem. Nie mogła urwać krzyku przerażenia, nie miała też gdzie uciec. Patrzyła na ostrze ogromnego miecza, które zalane było strumieniami czyjejś krwi. Powiodła wzrokiem po popękanym pancerzu na piersi i zatrzymała go na masywnym hełmie. Tam majaczył jeden tylko wyłom, odsłaniający szmaragdową źrenicę.

Strażnik długo przyglądał się bestii, której forma go zaskoczyła niezmiernie. Była taka mała i delikatna. Wręcz niegodna jego miecza. Usiadł zatem z chrupotem łamanych szkieletów i postanowił zaczekać, aż urośnie.

Długo czekał. Bestia uspokoiła się w końcu i poczęła krzyczeć coś w nieznanym języku. Wyraźnie pragnęła jego reakcji. Ale nie była jeszcze godna walki. Strażnik siedział więc przy niej pogrążony w płytkim śnie i nie odpowiadał na żadne z rozpaczliwych wezwań.

– Odpowiedz mi! Obudź się! W jakim świecie ja jestem?! Błagam! Jak mogę się stąd wydostać?! Odpowiedz! – Padła na kolana i zaczęła łkać w bezsilności. – Czym był ten rytuał? Co się stało? Chciałam tylko dosięgnąć nieśmiertelności. Dlaczego więc tu jestem? Za co?!

Strażnik wyrwał się ze snu. Spojrzał na bestię, a ona znów zaczęła do niego krzyczeć coś niezrozumiałego. Lecz nie urosła w ogóle; to musiała być jej prawdziwa forma.

Podniósł się powoli z ziemi i wreszcie wymierzył śmiertelny cios mieczem. Bestia wrzasnęła i w histerii zakryła się rękami. Dziwne. Nie mogła walczyć, a chciała się bronić. Nie mogła przeżyć, a nie chciała umrzeć. Dziwne.

Strażnik opuścił miecz, a całą przestrzeń wypełnił jego niepojęty głos:

– Gharft sav ethrser. – „Wieczność jest długa”. – Mer trafrte dur uftrhest kher. – „Jeszcze zapragniesz mojego miecza”.

Błękitne oczy bestii zaświeciły w nadziei.

– Co mówisz?! Nie rozumiem! Jaki to język? Powtórz, proszę! – wołała w desperacji.

Lecz powiał wiatr północny.

Strażnik natychmiast spojrzał na horyzont, którego czerń bezlitośnie pochłaniała wszystko na swojej drodze. Bestia zaczęła cofać się w przerażeniu.

– Co się dzieje?!

Strażnik wpatrywał się uporczywie w północny mrok.

– Drakh’morth – powiedział z napięciem, a wszystko wokół zadrżało pod wpływem jego podniecenia.

– Nie rozumiem! Nie rozumiem cię! – krzyczała bestia.

Drakh’morth, Północna Brama, albo Wrota Upadłych, zależnie od świata, w którym się o niej mówi. Tam czerń miała swe źródło. Tam też zjawiały się bestie najbardziej żądne krwi. Mord – grzech pierwszy.

Strażnik nie oddawał już ani odrobiny swej uwagi bestii świętokradztwa. Drżał na całym ciele z zachwytu, a jego wzrok skupiony był wyłącznie na północnym horyzoncie. Przygotował się do skoku i wkrótce jedynie kłęby rozdmuchanego pyłu zdradzić mogły miejsce, w którym przed chwilą spoczywała jego potężna sylwetka.

Bestia zamarła. Gdy tylko została sama, znów pochłaniać ją zaczął beznadziejny mrok piasków Anfory. Z drżeniem ust rozejrzała się w koło. Nic, tylko piach i szkielety, pogrążone w gęstej czerni.

Na północnym widnokręgu raz po raz rozbłyskiwały jasne smugi. Piaski niosły drżenie walki, choć odbywała się ona tak daleko…

Bestia skryła głowę w dłoniach i przycisnęła czoło do martwego piachu. Zaczęła wznosić gorliwie błagania do tak znienawidzonego Boga.

Za późno.







Odpowiedz
#2
Cytat:Edger’khel” – pomyślał ospale


Dlaczego na końcu tej nazwy własnej są dwa apostrofy? Nigdy czegoś takiego nie widziałem :O

Cytat:Ustawił się twarzą na zachód; jałowa, bezgraniczna przestrzeń tylko w jednym punkcie jarzyła się wątłą jasnością.

Jarzyła się jasnością? Może "jarzyła się słabym światłem"?

Cytat:Oparł jeszcze stopy o pewniejszy grunt i wytężył całą swą materię. Wyzwolona energia na chwilę utworzyła gigantyczny podmuch, zmiatający wszystko wokół.

Materia = to co widzimy, czego możemy dotknąć itp.
Energia = siła potrzebna do zrobienia czegoś, nawet przy oddechu zużywamy pewną energię.
Tak więc czy ułożenie tych dwóch sformułowań nie jest troszkę... dziwaczne? Może lepiej by było "... i wytężył całą siłę swego ciała. Wyzwolona energia..." decyzję pozostawiam Tobie.

Cytat:Drapieżność – grzech trzeci

Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to Główny Grzech Piąty, no chyba, że tu o co innego chodziło, albo że u Ciebie są jakieś inne grzechy.

Cytat:Jeden blask pośród pustyni. Przygaszony, ale żywy. Zbroja, hełm i miecz olbrzymi, a wraz z nimi śmierć.

Heh, niezłe Big Grin Nie wiem, czy takie coś może istnieć w prozie, ale mi tam się podoba Big Grin

No, i mniej więcej tyle przeczytałem. Naprawdę, jestem już dziś dosyć zmęczony, ale obiecuję, że jutro jeszcze raz przysiądę i przeanalizuję resztę tekstu. Zapowiada się ciekawie.

PS Dlaczego w miejscach, gdzie powinien być akapit (chociaż nie zawsze)
, stawiasz dwa entery?




"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#3
Pierwszy komentarz z zawartością konstruktywnej krytyki, dlatego czuję się w obowiązku odpowiedzieć.
"Edger'khel" - miał być tam cudzysłów, ale małe potknięcie/

W sformułowaniu: "jarzyła się jasnością" nic mnie nie kuło. więc zostawiłem, ale jeżeli faktycznie jest to tak rzucające się w oczy, to na przyszłość będę tego unikał/ może ktoś inny się jeszcze wypowie.

Ta materia była dla mnie zabiegiem, dzięki któremu chciałem przypisać bohaterowi jak najwięcej nienaturalności. Jego cielesność ma być zagadką, skrytą pod pancerzem i hełmem. Później podobnie jest przy jego ruchach "poruszył się ze zgrzytem" czy coś takiego. Zgadzam się z Twoją definicją materii, ale nie wyklucza to tego, że strażnik również jest materią. Chciałem wstawić coś zagadkowego zamiast: "wytężył swe mięśnie".

Grzechy są wyłącznie moje (a przynajmniej moją gradacją, bo to zabrzmiało jakbym wszystkich był winien). Ich liczba odpowiada liczbie bram.

Reasumując, celowo ten tekst napisałem w formie artystycznej (a przynajmniej mam taką nadzieję), dlatego też może tam znaleźć się wiele"dziwactw", ale każde z nich ma swoją symbolikę. Moim celem było zasięgnięcie opinii ludzi miłujących temat (fantastykę) i to był pierwszy komentarz jakiego oczekiwałem, za co dziękuję.

Aha, co do tych podwójnych enterów, po prostu nie wiem jak mogę tutaj akapity wstawiać, a są one niezbędne.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#4
Akapity wstawiamy znacznikiem "[ p ]" na jego początku, bez spacji ani cudzysłowiu.

Dobra, chyba wszystko później jest stylistycznie dobre, ale pewności nie mam. Ale mam za to zastrzeżenia do fabuły, a raczej do jej braku. W tym skrawku tekstu, bo nie można go nazwać bez wyrzutów sumienia opowiadaniem, jest to tylko opis zabijania przez jakiegoś gościa a'la Kratosa bestii ze świata z bramami (?).
Nie mam pojęcia, co chciałeś tu przekazać. Mi to wygląda na początek, prolog do czegoś dużo większego. Kończę, i życzę sukcesów Big Grin

"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#5
Cytat: tylko w jednym punkcie jarzyła się wątłą jasnością.

Mnie natomiast coś w tym sformułowaniu kuje.

Cytat:Rogiem grzebać zaczął w piachu. Tylko piach, nic więcej.

Cytat:Jeden blask pośród pustyni. Przygaszony, ale żywy. Zbroja, hełm i miecz olbrzymi, a wraz z nimi śmierć.

Nie każdy lubi wiersze w prozie. Ja się do takich osób zaliczam.


Nie rozumiem określenia "bestia" użytego na opis tamtej istoty. Wydawała się raczej bezbronna.

Styl: Po przeczytaniu fragmentu mam mieszane uczucia. Język jest bardzo poetycki, a ja w prozie (jak już zresztą wspomniałem) tego nie lubię. Z drugiej strony nie miałem ochoty zamknąć okna przeglądarki. Błędów ortograficznych, interpunkcyjnych i stylistycznych nie wyłapałem, a to się ceni.

Jeśli natomiast chodzi o fabułę, to mam spore zastrzeżenia. Przez pierwszą połowę fragmentu nie działo się nic związanego z główną osią wydarzeń i powiedziałbym, że nie działo się nic ciekawego w ogóle i to właśnie ta część jest gorsza od tego, co się dzieje później. Kiedy już bohater spotyka "bestię", to znowu nie dzieje się nic pasjonującego. Postacie są zupełnie nieciekawe - Strażnik jest tak płaski, że nie ma nawet imienia, a gdy umierała "bestia" nic nie czułem.

Po przeczytaniu nie wiem, czy będzie ciąg dalszy. Podobnie jak nie wiem wielu innych rzeczy.

Jest średnio. Brawa za warsztat, ale ogólnie tekst zbyt ciekawy nie jest.

4/10
Odpowiedz
#6
Nie wiem czemu, ale pierwsze zdanie mi nie pasuje. Odstaje od akapitu i kuje w oczy, jakby na coś czekało. Może jednak lepiej by brzmiał "zachodni wiatr"?

"Ustawił się twarzą na zachód" - to obiektywne odczucie, ale ładniej, by się prezentowało "w stronę wiatru" skoro i tak stamtąd wieje.

"ułożył się w pozycję do skoku" - "przygotował się do skoku", krócej, a wiadomo o co chodzi. "Pozycja" jakoś tak pejoratywnie mi się kojarzy.

"Rogiem grzebać zaczął w piachu" - poetycko czy nie, szyk nie pasuje.

Bardzo podoba mi się twoje edytowanie tekstu. Mam słaby wzrok, który szybko się męczy przy komputerze i drażnią mnie "biegające mrówki". Wiadomo, że do druku czegoś takiego się nie zrobi, ale na forum, litości, przestrzeni!

Resztę tekstu doczytam rano, skupię się bardziej na fabule, bo też mam kilka uwag.
Have you seen my bear Tibbers?


moje niedopieszczone maleństwo Wink
Odpowiedz
#7
Witaj drogi Autorze. Cieszę się, że czujesz się w obowiązku odpowiadać na konstruktywną krytykę. Na mój komentarz nie musisz, wystarczy abyś zawarte w nim sugestie przemyślał.

Już sam początek tekstu kole w oczy. Powiedz mi jak czytasz pierwsze dwa zdania nie układają ci się one jakoś tak automatycznie w jedno? "Zachodni wiatr zmiótł pojedyncze ziarna piasku spomiędzy poszarzałych skupisk kości". Nie brzmi lepiej? Takie krótkie zdania w mało dynamicznych opisach nie wyglądają dobrze, zakłócają rytm. Zastanowił bym się też czy 'skupisko' to odpowiednie słowo. Jak nie jesteśmy pewni czy używamy dobre słowo, warto poszukać jego synonimów. 'Skupisko' w słownikach ma takie synonimy: grono, grupa, klaster, rada, zbiorowisko, zgromadzenie, kępa, aglomeracja, kolonia. Już wiemy, że słowo skupisko słabo pasuje do suchych kości.

Dalej jeszcze śmieszniej. Trzecie zdanie to bełkot - nic nie znaczy dla mnie czytelnika. Ja wiem, są próbą metaforycznego ukazania losu odszczepieńca, ale w tym miejscu, kiedy nic jeszcze nie wiemy o odszczepieńcu czy innej ofierze losu, nie mają znaczenia. W dodatku w ogóle potem nie pojawia się podmiot naszych poetyckich zapędów. Opis się urywa i jest strażnik, który jak się chwile później okazuje jest tam tylko po to aby powiedzieć nic nie znaczące słowo. To się po prostu nie trzyma kupy. Coś z tym fantem trzeba zrobić.

Strasznie dużo poetyckich epitetów, które udziwniają tekst. Moja rada, warto czasami napisać coś normalnie. Ludzie bardzo nie lubią czytać udziwnionych tekstów. Twój to nie filozoficzna rozprawa gdzie transcendentny indywidualizm miesza się z pseudoegzystencjalną dekadencją. Ty piszesz fantasy. Zawsze w takim miejscu przytaczam przykład z dość znanego filmu młodzieżowego pt. "Ania z Zielonego Wzgórza" (ta wersja z Megan Follows). W chyba trzeciej części Gilbert i Ania spacerują sobie. Chłopak pociesza Anię, która jest załamana, że wydawnictwo odrzuciło jej książkę. Gilbert cytuje w rozmowie taki fragment dzieła Ani: 'czy zechcesz mnie obdarzyć swą podwiązką o najpiękniejsza z pięknych', śmieje się i mówi: "Aniu tak nikt nie mówi". Ania śmiertelnie się obraziła na Gilberta i długo, długo z nim nie rozmawiała. Mało tego zdzieliła go koszykiem, który właśnie niosła. No właśnie. Autorze, tak nikt nie mówi. Nie obrażaj się i już broń boże z daleka ode mnie z koszykiem Wink. Przemyśl.

Ale nie przejmuj się, to jest dość częsta maniera osób, które zaczynają przygody z pisaniem. Wynika z tego, że chcemy brzmieć podniośle, profesjonalnie, chcemy się popisać słowotwórczą i poetycką kreatywnością. Ale im szybciej dojdziesz do tego, że to zła droga, tym lepiej dla ciebie. Smile

Unikaj także udziwnień w stylu: "usypywały się kopce". Znaczy to, że nasz denat leży na cmentarzu, na którym ktoś wysypuje w tym czasie kości. Wyobraziłem sobie niebo z którego ciurkiem sypią się kości na takie małe kopczyki dookoła bohatera. Chyba nie o to chodzi prawda? Udziwnienie. Sterty, kopce mogą się piętrzyć, zasłaniać, zajmować przestrzeń, raczej się nie usypują. Chyba, że mówimy o na przykład wydmach, które non stop się usypują wędrując z wiatrem. Widzisz różnicę?

"Zdołał usiąść. Jego lewa rękawica zacisnęła się wokół rękojeści rdzawego miecza." I znowu to samo, sama pusta rękawica się zacisnęła na rękojeści? Autorze, przeczytaj to jeszcze raz i zastanów się dla kogo i co piszesz. Opisujesz szczegół po szczególe obrazy które podstawia ci twoja wyobraźnia czy chcesz oddziaływać na wyobraźnię czytelnika? Zaskakujące jest to że te dwie, pozornie identyczne rzeczy, zazwyczaj nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego.

I tak dalej, potem nic się nie zmienia. Polecam czytać, dużo czytać. A przede wszystkim z dystansem przyglądać się swojemu tekstowi. Używaj normalnego języka, na skomplikowane metafory przyjdzie czas, nie wychodzą ci. Podobnie ten pseudo poetycki język. Naprawdę, drogi Autorze, zacznij pisać normalnie.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#8
"W sformułowaniu: "jarzyła się jasnością" nic mnie nie kuło." - hahahaha Big Grin przepraszam, nie mogłem się powstrzymać Big Grin

Tekst rzeczywiście taki, że się można myślowo zgubić. Za dużo i zbyt na siłę poetyzowania, wychodzi jakiś quasi-nawiedzony kogiel-mogiel. No i pełno kwiatków typu "rdzawy mieczy' czy 'wybiegające warkocze'. Jako rzecze Chrisiok - czytać, dużo czytać.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości