Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pięć minut [+18] - proza lipca 2019
#1
Star 
Pamiętam ojca jako wysokiego, przystojnego bruneta o lekko kręconych włosach i niesamowitym uśmiechu. W tych parszywych czasach, kiedy pasta do zębów miała konsystencję kitu i lepiła się do dziąseł, mój ojciec dysponował uśmiechem gwiazdy filmowej. Do tej pory jest to dla mnie tajemnicą. Jedną z wielu, których nigdy nie poznałam.
Zabierał mnie do kina i na lody, był moim najlepszym kumplem. Kiedy miałam piętnaście lat, nie widziałam niczego niewłaściwego w tym, że zamiast oglądać telewizję albo czytać gazetę, woli moje towarzystwo, szczególnie, gdy przychodziła Marta, koleżanka z osiedla.
Kiedyś poszliśmy razem na lody, ojciec wygłupiał się tak, że było mi wstyd. Robił głupie miny i chrząkał, a Marta umierała ze śmiechu. Ponieważ wszyscy się na nas gapili, poprosiłam:
­– Tatusiu, może już pójdziemy?
On w odpowiedzi roześmiał się i pstryknął mnie w nos.
– Tato! Nie mam już pięciu lat! – Zdenerwowałam się. – Chodźmy, bo się na nas gapią…
Zaśmiewająca się do tej pory do łez Marta nagle spoważniała. Spojrzała na siedzącą najbliżej nas parę, która rzucała nam ukradkowe spojrzenia, i z namaszczeniem wywaliła język na brodę.
A potem jeszcze skwitowała:
– Otwórz paszczę, to ci naszczę.
Pamiętam do dziś, jak ojciec zawył ze śmiechu.
Kilka miesięcy później, jeszcze przed końcem roku szkolnego, znikła nagle. Z dnia na dzień wyprowadziły się z matką, bez słowa pożegnania.

*

Spotkałam ją po dziesięciu latach.
Wracałam z zakupów i po prostu na nią wpadłam. Rozpoznała mnie, ale umknęła wzrokiem. Zaniedbana, jakaś taka wymięta, z podkrążonymi oczami i kilkuletnim chłopcem przy boku. Widać było, że wstydzi się okropnie. Wyglądała tak, że miałam ochotę wcisnąć jej chociaż stówę do kieszeni (pewnie przeżyłaby za to parę tygodni). Ja kończyłam właśnie architekturę, miałam „nagraną” świetną pracę w dużym biurze projektowym i czułam się, jakby należał do mnie cały świat.
– To ty… Dobrze wyglądasz. Bardzo dobrze. – Powiedziała z wyraźnym niezadowoleniem. ­
– Co u ciebie? – spytałam, udając że nie słyszałam sarkazmu w jej tonie – Czemu tak nagle wtedy wyjechałaś? Może wpadniesz do mnie, mieszkam tu niedaleko, pogadamy…
– E, nie. Teraz nie mam czasu. Małego muszę do szkoły zaprowadzić.
– Ładny chłopak – zdobyłam się na uprzejmość.
– Nie mój. Tylko się nim opiekuję. Dzieciak sąsiadki. Gdzie mieszkasz? Wpadnę do ciebie, jak będę wracała.
Podałam jej adres. Ani przez chwilę nie czułam, że dobrze robię.

*

– Ładnie się urządziłaś. Zawsze byłaś szczęściarą. Skąd na to wszystko masz? Tatuś ci zafundował?
– Nie… To mieszkanie przepisała mi babcia.
– No! Widać że stare, te meble też pewnie jakieś antyki, co nie?
– Nie. Zwykłe stare graty.
– No dobra, koniec z tym wersalem. O czym chciałaś pogadać? Coś tak nagle się zrobiła wielka przyjaciółka? Stare czasy chcesz powspominać?
– Słuchaj, Marta, ja cię tu na siłę nie ciągnęłam. O co ci właściwie chodzi?
– Kto ci płaci za czynsz i te wszystkie pierdoły? Studia i w ogóle… – drążyła, nie dając zbić się z pantałyku.
– Mam stypendium. Jestem sierotą, jeśli chcesz wiedzieć. Ojciec zmarł trzy lata temu…
Siedziała przez chwilę, wpatrując się we mnie ze zdumieniem. Wreszcie zapytałam:
– No co? Nie złożysz mi kondolencji?
– Rak? Zawał? Co to było?
– Wypadek.
– Jak...?
– Czemu cię to tak interesuje?
Patrzyła na mnie wyczekująco.
– Jechał na targi. Siedział na miejscu pasażera. Spieszyli się. Przed nimi nagle zatrzymał się TIR. Był jakiś zator na drodze, nieważne. Kierowca jechał za szybko. Nie wyhamował. Ojciec nie był przypięty pasami. Wyleciał przez przednią szybę i wbił się w tył ciężarówki. Roztrzaskał sobie głowę. Potem zeskrobywali jego mózg z asfaltu. Zadowolona? – wyrzuciłam z siebie, czując, że zaraz się rozpłaczę.
Spojrzała na mnie z jakąś taką czułością, pochyliła się, chcąc dotknąć mojej ręki, może policzka, ale odsunęłam się.
– Może napijemy się czegoś mocniejszego? ­– zaproponowałam, by przerwać niezręczną ciszę.
Zgodziła się chętnie. Przyniosłam butelkę wiśniówki. Po kilku kieliszkach język jej się rozwiązał i zaczęła mówić o swojej pracy opiekunki, potem jakieś plotki o celebrytach.
Wreszcie jej przerwałam:
– Czemu wtedy tak nagle się ode mnie odwróciłaś? Czemu tak nagle??? Matka ci zabroniła? To przez tego faceta, z którym zaszła w ciążę, kiedy kończyłyśmy podstawówkę?
– Chuj z nią. Zresztą żadnego bachora nie było. Usunęła. A ty co taka święta? Lepsza jesteś? Ty – karierowiczka, wyzwolona singielka, dająca dupy dziekanowi czy matka Polka, kochanka pijaka, który ją zapina na wytartym tapczanie? Myślisz, że jesteś lepsza od nas? Każda taka sama szmata.
– Dlaczego taka jesteś? Przecież nic złego ci nie zrobiłam. Czego ode mnie chcesz?
– Niczego. Wiesz, czemu? Bo byłaś moją pierwszą i jedyną przyjaciółką, bo trzymałyśmy się za ręce nad brzegiem Wisły, bo byłyśmy obie piękne, świeże, subtelne i szalone, bo kiedy powiedziałam: skaczmy, dopłyniemy do morza, zostaniemy syrenami, młode na zawsze, ty skoczyłaś, chociaż było zimno i padał deszcz. I jeszcze dlatego, że nigdy nie zapomniałam tych naszych spacerów w labiryntach powiślańskich parków, i że moja matka zawsze powtarzała: uważajcie na zboczeńców, dziewczynki!, a my razem czułyśmy się bezpieczne i wszystko było takie znajome, przyjazne, bo na zawsze razem, pust wsiegda budiet sonce. A teraz… Mam w sobie dziurę. Przepływa przez nią cały świat. Dlatego jestem dobra i zła. Tak jak świat. – Język plątał jej się coraz bardziej, co rusz dolewała sobie wiśniówki.
– Wiesz co? Może na dziś wystarczy. Daj mi swój numer, umówimy się kiedyś…
Natychmiast otrzeźwiała. Spojrzała na mnie zupełnie przytomnie.
– O nie. Dzisiaj wszystko ci powiem. Kiedy indziej nie będę miała siły. Dziś… Potem nigdy więcej… Nigdy więcej się nie spotkamy. – westchnęła, zbierając myśli – Dziś jest dzień, w którym zmieni się twoje życie.

*

– Zanim sprowadziłyśmy się z matką do twojego bloku, mieszkałyśmy w komunałce na Kamionku. Pięknie się tam żyło. Lato miało zapach żywicy ściętych morw i fermentujących owoców, a ja miałam wiecznie podrapane kolana i byłam szybsza niż moi koledzy z podwórka. Biegałam samopas jak dzikie źrebię… Sąsiedzi byli jak rodzina. 
A potem dostałyśmy przydział na to mieszkanie… Matka umiała zawsze zdobywać, co chciała. Była pielęgniarką w szpitalu na Solcu. Nigdy niczego nam nie brakowało.
Sielankowe dzieciństwo nie wyrobiło we mnie tego zwykłego, najprostszego, instynktu samozachowawczego. Wychowywałam się bez ojca, a koledzy traktowali mnie jak kumpla. Każdy gest dobroci brałam za dobrą monetę.
Ta sprawa z twoim ojcem zaczęła się, jak byłyśmy w siódmej klasie. Pamiętasz, jak zaczął mnie odprowadzać do domu? Śmiałam się wtedy, że traktuje mnie jak córkę. Wypytywał o szkołę, kolegów. A potem zaczął proponować mi dłuższe spacery, wreszcie wyjście na dancing. Nazywał mnie księżniczką, traktował jak dorosłą kobietę. Byłam przeszczęśliwa, czułam się taka ważna i…
Powinnaś się czegoś dowiedzieć o swoim nieskazitelnym, świętej pamięci tatusiu. Zadurzyłam się, jak to nastolatka. Zrobiłabym dla niego wszystko. I kiedy tamtego wieczora zapytał, czy matka jest w pracy, wiedziałam, że to się stanie. Strasznie się wstydziłam. I bałam się bólu. Tyle się o tym nasłuchałam od starszych koleżanek i naczytałam… W "Bravo" pisali, że trzeba stworzyć odpowiednią atmosferę do pierwszego razu. Jakieś pierdoły o rozluźniających masażach, olejkach, świecach. O niespiesznej grze wstępnej, rozgrzewających pieszczotach. Znałam to wszystko na pamięć.
A wiesz, jak to wyglądało? Rzucił się na mnie od razu za progiem mieszkania. Mówiłam: proszę przestać, nie! NIE! Pchnął mnie na łóżko, położył na mnie i zaczął obmacywać, miał wzrok szaleńca. Sapał przy tym jak dzikie zwierzę. Cały czas prosiłam, żeby przestał, że nie chcę tak, że to mój pierwszy raz… Ale on nie słuchał. Całował mnie i wciąż powtarzał, jaka jestem piękna. Wziął moją rękę i masował nią swoje krocze.
– Czujesz, jaki jest duży? – mamrotał, obejmując mnie mocno drugą ręką – Czujesz, jak bardzo cię pragnę?
– Proszę… Nie…
– Teraz już za późno, maleńka… Rozpaliłaś mnie – mamrotał, rozpinając spodnie.
Próbowałam się wyrwać, ale nie miałam żadnych szans.
Pięć minut. Pięć najgorszych minut mojego zasranego życia.
A wiesz, co było potem? Gówno wiesz, prawda? Skąd niby miałabyś wiedzieć? Córunia tatunia…
Potem spotykaliśmy się codziennie. Nawet wtedy, kiedy nie przychodziłam do ciebie. Robił ze mną wszystko, co chciał, a ja udawałam, że czerpię z tego przyjemność. Wiesz, dlaczego? Bo czułam, że mu na mnie zależy. Bo myślałam, że to niska cena za to, że spędza ze mną tyle czasu.
I nawet wtedy, gdy matka zaczęła się czegoś domyślać, a wreszcie nakryła nas w łóżku, wciąż do niego jeździłam. Ale on już mnie nie chciał. Bał się. Nie miałam nawet 15 lat…
Nie dostałam się do wymarzonego liceum Mościckiego, więc nie zależało mi już na niczym. Straciłam zainteresowanie twojego ojca, dla nikogo nie czułam się już ważna. Zaczęłam się puszczać. Szłam z każdym, kto miał ochotę. Matka wyzywała mnie od wycieraczek. Ale nigdy nie zapominała dawać mi tabletek antykoncepcyjnych. W gruncie rzeczy miała mnie zawsze gdzieś. Ale czego miałabym się spodziewać? Byłam wpadką, jej życiowym błędem. Zresztą była taka jak ja. W domu prawie codziennie był inny facet. Nie wiem, czy pamiętała chociaż ich imiona.
Żeby zamydlić oczy opiece społecznej, umieściła mnie w jednej z zawodówek najbliżej domu. Dołączyłam w połowie semestru, nikogo nie znałam, z miejsca zostałam autsajderem. Nie interesowała mnie ani nauka, ani dziewczyńskie towarzystwo. Z wzajemnością. Od początku musiałam znosić szarpanie i wyzywanie. Wiedziałam, że tylko szacunkiem wywalczę sobie spokój. Doprowadziłam do konfrontacji. Na solówkę wyzwała mnie gruba Kaśka zwana Piłą, bo już w wieku 13 lat była alkoholiczką. Dałam jej ostry wycisk, jej kłaki fruwały po całym dziedzińcu szkoły. Zawiesili mnie na miesiąc, a gdy wróciłam, stałam się powietrzem. Nikt więcej mnie nie zaczepiał. O to mi chodziło.
Czułam się wolna. Żeby dorobić na kosmetyki, handlowałam papierosami w szczęce na stadionie. To tam poznałam się z Arabusami. Jeden z nich zbajerował mnie nawijką i zegarkiem. Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw chodziliśmy po knajpach, wreszcie zaprosił mnie do siebie. Miał pełen barek kolorowych alkoholi, których nazwy widziałam po raz pierwszy. Sam nie pił. Kiedy zaczęło mi szumieć w głowie, troskliwie zaprowadził mnie pod prysznic. Twierdził, że od tego poczuję się lepiej. Wytrzeźwieję. Prześpię się potem chwilę i wrócę do domu.
Kiedy wyszłam z łazienki, czekało ich na mnie pięciu. Nieźle to sobie wymyślili. Nie miałam żadnych szans.
Na szczęście wszystko poszło szybko. Każdy z nich po prostu zrobił swoje i poszli. „Mój” Arab wziął mnie ostatni. Potem powiedział, że już nie będzie się ze mną spotykał, bo „oddał mnie koledze”.
„Przyjedzie do ciebie jutro pod szkołę” ­– oznajmił.

*

Facet był stary, chudy, wyglądał na chorego. Siedział w wannie i pomrukami wydawał mi polecenia. Miałam go umyć.
Kiedy nachyliłam się, by wziąć gąbkę, poczułam smród zjełczałego tłuszczu i rozkładającego się mięsa. Nie wytrzymałam. Obiema rękami z całej siły wepchnęłam go pod wodę. Zachłysnął się i próbował się unieść, ale poślizgnął się i zanurzył z powrotem. Przytrzymałam jego głowę. Machał rozpaczliwie nogami, rozchlapując wodę, próbował mnie dosięgnąć, ale był słaby jak niemowlę. Żałosny starzec, któremu zachciało się ruchać.
Potem dokładnie wytarłam podłogę i wszystkie ślady. Jak w filmach.
Pięć minut. Więcej to nie trwało.
 
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#2
poczułam jego smród, z rozkładającego się w powietrzu potu.

I co teraz zrobisz? No, co?  jak bym zmienił - koniecznie . Jest wiele opcji
I przez pozostały tobie czas, tak naprawdę nic z tym nie zrobisz. I chyba już nawet z sobą ci się nie uda.
Odpowiedz
#3
Grain, faktycznie, masz rację. Wywaliłam. Myślę, że wystarczy "pięć minut". Choć teraz wydaje mi się to nieprawdopodobne, żeby tyle czasu wystarczyło, hmm... No ale po pijaku pisane, więc ramy czasowe jakby rozmyte Wink
Dodałam znacznik "+18", bo się właśnie zorientowałam, że są tu sceny dość frywolne... Przepraszam Gunnar, że dopiero teraz...  Angel
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#4
Oto najlepszy, według naszych użytkowników, utwór prozatorski lipca 2019 roku.

Serdeczne gratulacje [Obrazek: smile.gif]
Odpowiedz
#5
Nie jestem zaskoczona. Utwór świetny, z górnej półki, dreszcze po mnie przechodziły, kiedy czytałam.

Serdecznie gratuluję Smile
Odpowiedz
#6
Serdecznie dziękuję za wyróżnienie Heart
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Gratuluję wyróżnienia.
Mocny i ponury tekst. Wyczuwam, jakby twój styl. I to bardzo fajnie wyrabiać sobie swój głos.
Kiedy pijana koleżanka zaczęła się kłócić, dialogi mogłyby być nawet bardziej pijackie. Tekst stracił by na przejrzystości po prawdzie, ale trochę zabrakło mi tam bełkotu. Najważniejsza myśl opowiadania, ten gwałt. Zastanawiałem się nad poprawnością psychologiczną. Z początku nie mogłem się pogodzić z faktem, że pomimo tego co się stało, ona czuła się jakby zauważona? Jakby komuś na niej zależało? Ale po zastanowieniu, z własnej obserwacji, a nawet z własnego doświadczenia coś takiego widziałem, może nie w tak drastycznej formie, ale taka chęć zastąpienia pustki, samotności, braku przynależności i akceptacji. Szkolna grupa chuliganów którzy traktują kogoś jak popychadło, ale on się godzi, bo mu mówią, że jest ich kumpel, nawet jakby to było fałszywe. Albo kiedy ktoś czuje się jak przygarnięty kundel, bo fajna dziewczyna zwróciła uwagę i się uśmiechnęła do niego. Czy wiecznie pijący, agresywny ojciec, który nagle ma dobry humor i raz na rok zachowuje się jak prawdziwy tata. Po namyśle sądzę, że istnieje coś takiego.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#8
Dzięki, Ahab. Twoje opinie o moich tekstach są zawsze bardzo cenne, bo pozwalają mi spojrzeć na narrację z krytycznej perspektywy drugiej strony ekranu.
Fakt, "bełkotu" nieco zabrakło, ale sam tekst pisany był po pijaku, więc może dlatego starałam się "trzymać pion" Smile Czy to tak nie jest właśnie tak, że pijany za wszelką cenę udaje trzeźwego? Oczywiście, nie tłumaczę się, faktycznie nieco kulawo mi to wyszło, na trzeźwo pokombinuję.
Podobają mi się Twoje przemyślenia.
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam!
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#9
Dla mnie największą siłą tego tekstu jest to, że jest prawdziwy. W postępowaniu tej dziewczyny, w jej słowotoku, w opisie, w agresji, którą wydaje się ochraniać, jest autentyzm. Już od pierwszych zdań dotyczących ojca poczułam, że to nie będzie historia z dobrym zakończeniem. Potem okazuje się, że jego postać to dopiero wstęp do koszmaru. Pięć minut. Niewiele, a tak cholernie zmienia życie. Mocna klamra na koniec.

Zwykle po przeczytaniu Twojego tekstu czuję się przestraszona faktem, że te treści można przełożyć na rzeczywistość. Takie rzeczy się dzieją i to wydaje mi się najbardziej dotykające.

Z technicznych rzeczy, opis matki wydał mi się niespójny. Może przeszła jakąś przemianę, od czasu mieszkania na Kamionku, ale tam widziałam ją jako kobietę niepatologiczną, potem nawet troskliwą (mówienie, żeby na siebie uważały). Potem jej relacja z córką jest przedstawiana zupełnie inaczej.
Podobnie jak Ahab, brakuje mi poczucia, że Marta jest pod wpływem. Z drugiej strony, może to zaburzyłoby przejrzystość historii.

Dzięki za ten tekst. Kawał mocnej rzeczy.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#10
Eiszeit, opowiadanie oparte jest na faktach z życia kilku osób z mojego otoczenia, bliższego i dalszego. Można powiedzieć, że niektórym osobom oddałam pewnego rodzaju hołd, innym sprawiedliwość, a jeszcze inne odbrązowiłam. Co do matki Marty, nakreśliłam ją dość nieostro, bo nie odegrała jakiejś szczególnej roli. Marta i tak by się stoczyła, matka nie mogła jej powstrzymać. Taka karma.

Serdecznie dziękuję Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości