10-04-2018, 15:00
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10-04-2018, 16:27 przez Miranda Calle.)
– Czekajcie, jeszcze pasztet – ciotka dopadła nas przy windzie.
Spojrzeliśmy po sobie zrezygnowani.
– Ale... – zaryzykował Arek – ciociu, nie trzeba było, mamy co jeść...
– Oj tam, bierzcie. Na Wielkanoc musi być pasztet! Upiekłam go specjalnie dla was.
Dar zaległ w naszej lodówce.
Wspominaliśmy go sytuacyjnie: może zrobię ci kanapkę z pasztetem? Ciekawe, czy się nie popsuł? A może zawieźć go na Paluch?
Po świętach problem przybrał na sile. Pasztet stał się jedynym tematem naszych rozmów, wyrzutem sumienia i solą w oku. Marzyliśmy, by spleśniał. Ale on był długowieczny, pełen
antybiotyków i GMO.
W wigilię ciotka przyjechała do nas.
Pasztet był bohaterem kolacji.
Spojrzeliśmy po sobie zrezygnowani.
– Ale... – zaryzykował Arek – ciociu, nie trzeba było, mamy co jeść...
– Oj tam, bierzcie. Na Wielkanoc musi być pasztet! Upiekłam go specjalnie dla was.
Dar zaległ w naszej lodówce.
Wspominaliśmy go sytuacyjnie: może zrobię ci kanapkę z pasztetem? Ciekawe, czy się nie popsuł? A może zawieźć go na Paluch?
Po świętach problem przybrał na sile. Pasztet stał się jedynym tematem naszych rozmów, wyrzutem sumienia i solą w oku. Marzyliśmy, by spleśniał. Ale on był długowieczny, pełen
antybiotyków i GMO.
W wigilię ciotka przyjechała do nas.
Pasztet był bohaterem kolacji.