Pamiętniki z Wojny Atomowej
#1
"Zabij człowieka, a będziesz mordercą. Zabij miliony, a będziesz zdobywcą. Zabij wszystkich, a będziesz bogiem". Francuski pisarz i biolog, Jean Rostand, był naprawdę mądrym człowiekiem. Przyznacie, że jest w jego słowach sporo prawdy. Brutalnej, okrutnej prawdy o ludzkości. Ludzkości, która zawsze dążyła, zawsze pragnęła władzy. Nawet za najwyższą cenę.
Wojna. Wojna się nie zmienia, mówili. Po części to prawda. Czy tłukąc się drewnianymi dzidami czy szarżując na siebie na wierzchowcach z mieczem w górze czy wreszcie wypuszczając z luku bagażowego bomby o mocy wielu kiloton, zawsze ale to zawsze chodzi o jedno – unicestwienie wroga. Ale przecież jest duża różnica pomiędzy setką rycerzy poległych na polu bitwy, a milionami zamordowanych w jednym zaledwie nalocie.
Wojna przyszła nagle, niespodziewanie. Mimo iż były wzmianki, prognozy, ostrzeżenia, nikomu nawet w najgorszych koszmarach nie mogło się przyśnić, to co zaczęło się tego pamiętnego dnia, 1 marca 2012 roku.
Stany Zjednoczone wraz z Koreą Południową odbywały rutynowe manewry wojskowe wiele mil od granicy z Koreą Północną w marcu 2010 roku. Mimo braku wrogich zamiarów i nieszkodliwości tych działań, reakcja Kim Dzong Ila była natychmiastowa. W prasie i mediach całego świata pojawiła się kontrowersyjna wypowiedź dyktatora Korei: „Jesteśmy gotowi wysadzić USA”. Napięcia rosły, zwłaszcza po oficjalnych wystąpieniach prezydentów Hugo Chaveza, Evo Moralesa i Raula Castro, którzy oficjalnie okazali wsparcie dla Korei Północnej i potępili obecność amerykańskich wojsk w Korei Południowej. Spór udało się załagodzić dzięki mediacji Rosji oraz Chin. Kim Dong Il stwierdził jednak, że „to nie koniec”. Dziesięć miesięcy później w trakcie wizyty prezydenta Rosji, Dmitrija Miedwiediewa w Chinach dokonano udanego zamachu, w którym zginął zarówno prezydent Miedwiediew jak i Hu Jintao, przywódca Chin. Do ataku przyznało się radykalne ugrupowanie komunistyczne Hóngsè Límíng (chiń. Czerwony Świt), które w powstałym chaosie przejęło pokojową władzę nad Chinami. W Rosji prezydentem został wybrany Władimir Putin. Chcąc przedsięwziąć pewne kroki w celu ustabilizowania polityki międzynarodowej prezydent USA, Barack Obama udał się z wizytą do Rosji i spotkał się z Władimirem Putinem. Tymczasem nowe władze w Chinach na czele z nowo wybranym przywódcą, Khan Ar Tiangiem, zawarły sojusz wojskowy z Koreą Północną w kwietniu 2011 roku i odcięły się od świata. Prezydent Obama na spotkaniu z Putinem wyszedł z propozycją utworzenia Koalicji Wolnych Narodów pod przywództwem USA i Rosji. W jej skład miały wejść wszystkie państwa Starego Kontynentu, Rosja, Stany Zjednoczone i Kanada. Celem Koalicji byłaby obrona przed ewentualnym zagrożeniem ze strony sojuszu Chin i Korei. Prezydent Rosji przystał na tą propozycję i wspólnie z prezydentem Obamą zaaranżował zjazd przedstawicieli państw członkowskich Unii Europejskiej, który odbył się w grudniu tego samego roku. W trakcie obrad, w których uczestniczyli wszyscy przywódcy państw europejskich, w wyniku zamachu zginął Barack Obama. Za atak odpowiedzialna była Al-Kaida. Pakistan, Afganistan i Iran zawarły sojusz zwany Bliskowschodnim. Oficjalnie poparły Al.-Kaidę w jej działaniach i zapewniły schronienie. Nowy prezydent USA, Joe Biden, nie miał wyboru, musiał wypowiedzieć Sojuszowi Bliskowschodniemu wojnę, co też uczynił w dwa dni po objęciu rządów. Turcja pod naciskiem państw Sojuszu przyłączyła się, a jej wojska przy wsparciu Iranu zajęły Bułgarię i Grecję, po drodze dopuszczając się rzezi na ludności chrześcijańskiej. W tym czasie z obawy przed atakiem do sojuszu przyłączyły się kolejne państwa Bliskiego i Środkowego Wschodu. Neutralna pozostała wyłącznie Arabia Saudyjska, licząc na zyski ze sprzedaży ropy obu skłóconym frakcjom. 5 stycznia 2012 roku wojska amerykańskie wylądowały w Polsce, Rosji i na Węgrzech, skąd miał nastąpić atak na siły Sojuszu, które zajęły Bukareszt i Belgrad. W Grecji trwały walki wojsk tureckich z włoskimi i francuskimi, których celem było odbicie państwa greckiego. Wojska państw Europy Zachodniej i Środkowej uderzyły na Bałkany. W tym samym momencie większa część sił amerykańskich i rosyjskich zaatakowała Iran i Turcję. Flota rosyjska w szybkim tempie opanowała Morze Czarne, a lotnictwo amerykańskie razem z rosyjskim skutecznie osłabiło morale Sojuszu. Siłom lądowym dość szybko udało się opanować Teheran i Ankarę oraz wyzwolić Bagdad. Arabia Saudyjska sprzymierzyła się z Koalicją, zapewniając zaplecze gospodarcze i wojskowe, co przesądziło o losach wojny. 26 lutego Sojusz Bliskowschodni z uwagi na nieuniknioną klęskę poddał się. Warunki pokoju były niezwykle niekorzystne dla państw Sojuszu. Turcja utraciła swoje posiadłości w Europie i stała się niejako lennem Grecji. Irak poszerzył swoje terytorium kosztem Iranu, który jako państwo przestał istnieć. Arabia Saudyjska dostała w zamian za udzieloną pomoc tereny należące do Pakistanu, który zachował tylko skromny skrawek ziemi na północ od Islamabadu włącznie z miastem. Afganistan, podobnie jak pozostałe państwa takie jak Kazachstan czy Uzbekistan znalazły się praktycznie pod panowaniem Rosji, nie zachowując nic poza lokalnymi samorządami. Mimo skali konfliktu straty po obu stronach nie okazały się tak duże, jak przypuszczano. Dzięki szybkiej interwencji wojsk Koalicji siły Sojuszu nie zdążyły przebić się do Środkowej Europy, czyniąc niewielkie szkody w zajętych w trakcie wojny krajach. Inaczej miała się sytuacja ludności cywilnej. Największą tragedią był blisko 40% spadek liczby ludności chrześcijańskiej na skutek brutalnych mordów dokonywanych przez wojska Sojuszu oraz praktycznie doszczętne zniszczenie Izraela na skutek nalotów bombowych dokonanych przez Turcję i Irak. Zginęła w nich większa część mieszkańców. Straty po stronie Sojuszu Bliskowschodniego również były ogromne. Tereny dawnych państw Sojuszu zostały całkowicie spustoszone.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Ciche jak dotąd Chiny postanowiły przypomnieć o sobie światu. 1 marca 2012 roku bombowce chińskie z bombami atomowymi w lukach ruszyły na Stany Zjednoczone. Japonia, chcąc powstrzymać inwazję ruszyła do kontrataku, ale powstrzymało ją lotnictwo chińskie. Niebo dosłownie pociemniało od ilości myśliwców chińskich. Wyszło na jaw, co robiły Chiny w takiej tajemnicy przez niemal cały rok. Państwa Europy i Ameryki zajęte wojną na Bliskim Wschodzie nie zauważyły zagrożenia ze strony Chin. Skutki tego były opłakane. Dziesiątki, setki bomb spadły na Stany Zjednoczone czyniąc z nich zupełne pustkowie. Pozostałe w kraju siły lądowe zostały zdziesiątkowane przez wojska chińskie w walkach o Alaskę. Nieliczni z mieszkańców znaleźli ratunek w schronach atomowych, które USA budowało od lat 50 w tajemnicy przed ówczesnym ZSRR, w obawie przed takim właśnie dniem. Tymczasem z nowo zdobytych terenów w kierunku Chin zostały wysłane samoloty z kolejnymi bombami. Państwa Południowej Ameryki widząc, że Stany Zjednoczone im nie zagrażają, postanowiły wspomóc Chiny i wysłały swoje siły lotnicze do Europy. Nikt nie spodziewał się ataku z tej strony, państwa Europy wysłały większość swych sił, by wspomóc siły amerykańskie i rosyjskie, które zmierzały do Chin. Wojska lądowe i powietrzne Chin i Koalicji spotkały się pod miastem Hotan 22 marca. Podczas gdy trwały zażarte walki, niebo nad Starym Kontynentem poczerniało od bombowców. Siły połączonych państw Ameryki Południowej rozpętały piekło nad miastami europejskimi. Bombardowania zakończyły się całkowitym zniszczeniem Europy. Bitwa pod Hotan, największa jak do tej pory batalia w historii ludzkości zakończyła się porażką. Porażką dla obu stron. Walki trwały nieprzerwanie od 22 marca aż do 1 kwietnia 2012 i pewnie trwałyby jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie jeden z generałów armii rosyjskiej, Michail Wyrionowicz, który w akcie rozpaczy i szaleństwa kazał wysłać dwie Bomby Cara i zrzucić je nad polem walki. W efekcie doprowadził do anihilacji siebie i dwóch największych armii w dziejach. Jedynymi, którzy przeżyli, byli nieliczni piloci , którym udało się umknąć przed zrzuceniem bomb. Zagładę przeżyło niewielu. Konflikty w Ameryce Południowej sprawiły, że w kilka miesięcy po wojnie poszczególne państwa zaatakowały się nawzajem. Kuba przestała istnieć. Europa po nalotach wyglądała jak jedno wielkie gruzowisko, choć wiele miast i miasteczek zachowało się w naprawdę niezłym, jak na taką skalę zniszczeń, stanie. Północna Afryka podzieliła los Europy, a w środkowej i południowej ludzie wrócili do pierwotnego życia. Bombowce południowoamerykańskie dotarły aż nad Ural po drodze pustosząc tereny Rosji resztą bomb, które zostały w lukach. I pomyśleć, że gdyby nie pomoc Chin i ich technologii pewnie nawet nie przeprawiłyby się przez Atlantyk. Bliski Wschód najmniej ucierpiał w wyniku wojny atomowej, ale Wielka Wojna Bliskowschodnia odcisnęła swoje piętno. W Chinach w wyniku wzięcia do armii każdego, kto choć trochę nadawał się na żołnierza, populacja zmniejszyła się do zaledwie kilkudziesięciu milionów. Wojna na wielu frontach (Japonia, Korea, Indie, Alaska), a także Bitwa pod Hotan sprawiły, że z potężnej armii chińskiej nie zostało nic. Ameryka Północna, a zwłaszcza USA stały się wielkim, radioaktywnym pustkowiem.

Rok 2022, 22 marca. 10 lat po Bitwie pod Hotan. Polska. Kraków.

Dawna stolica Polski nie ucierpiała tak, jak miasta Europy Zachodniej. Większość ataków skoncentrowała się na Francji, Hiszpanii, Niemczech czy Anglii. Wschodnia część miasta została zniszczona przez falę uderzeniową, która powstała w wyniku uderzenia bomby w Nową Hutę. Sama dzielnica stała się wyludnionym pustkowiem ze szkieletami bloków i zwałami gruzu. W miarę dobrze zachował się natomiast Plac Centralny i otaczające go osiedla. Jedyny wyjątek stanowi osiedle Zielone, na miejscu którego po wybuchu składu amunicji utworzył się krater. Centrum Krakowa zachowało się naprawdę nieźle. Fala uderzeniowa powstała od wybuchu na Balicach dotarła tylko do Alej Trzech Wieszczów, które stanowią niejako pewną granicę między opustoszałą, zachodnią częścią miasta, a lepiej zachowaną wschodnią. W samym centrum kilka miejsc zostało zrównanych z ziemią w wyniku bombardowań i utworzyły się tam kratery (tak stało się między innymi z większą częścią Rynku. Zachował się Wawel, w którego murach po wojnie schronienie znalazły liczne grupy mieszkańców miasta. Obecnie z niewyjaśnionych dotąd powodów miejsce to zostało zupełnie wyludnione, choć zapuszczają się tam często grupy poszukiwaczy w celu wyszabrowania co cenniejszych rzeczy. Tereny pomiędzy centrum Krakowa a Nową Hutą są swoistą strefą niczyją, labiryntem utworzonym z gruzów bloków i domów. Niewielu ludzi ma odwagę zapuścić się w tamte rejony, a tym bardziej pokonać je i wejść w głąb Huty. Wiadomym jest na pewno, że na terenie Ronda Mogilskiego jest niewielkie obozowisko należące do ludzi, którzy sami siebie zwą „Poszukiwaczami”. Zajmują się głównie wędrówkami po Nowej Hucie w poszukiwaniu czegoś cennego. Przed wojną w Hucie znajdowało się wiele podziemnych magazynów z bronią, a w sieci podziemnych piwnic i korytarzy łączących poszczególne bloki i osiedla znaleźć można jedzenie oraz wiele przedmiotów, na które z pewnością można znaleźć chętnych za odpowiednio wysoką kwotę. Główną walutą są kapsle po piwie i napojach butelkowych, których sporo się ostało po wojnie. Nie znaczy to oczywiście, że pieniądze stały się bezwartościowe, lecz prawdę mówiąc niewiele ich pozostało – kapsle okazały się trwalszym materiałem od banknotów. Poza Poszukiwaczami należy również nadmienić Kościół Odrodzenia. Ta sekta ulokowała się w klasztorze w Tyńcu, zabierając ze sobą wszystkich tych, którzy po wojnie byli zagubieni i szukali w kimś oparcia. Przywódcą tej sekty został mężczyzna, który sam siebie nazywa Aleksander Benedykt I i twierdzi, że jest papieżem Nowego Świata i Mesjaszem, który poprowadzi ludzkość do zbawienia. Większość ludzi ma ich za bandę opętanych szaleńców. Są raczej niegroźni, całymi dniami i nocami przesiadują w klasztorze żywiąc się okoliczną fauną i florą, czasem tylko zapuszczają się na granice Krakowa. Nikt jednak nie wie, jakie naprawdę mają plany, a wielu ludzi, którzy ruszali do klasztoru, nie wracało. Nikt też nie wie, co tak naprawdę kryje się w Nowej Hucie. Poszukiwacze opowiadają niestworzone historie, słychać często dziwne wycia i pomrukiwania, gdy nocą podejdzie się pod granicę strefy niczyjej z tą przeklętą dzielnicą.

**************************

Radek siedział na podniszczonych murach fortu Lubicz, grzebiąc coś przy swoim wysłużonym karabinie i przyglądając się reszcie obozu. Minęło już parę tygodni od kiedy trafił do Krakowa i znalazł się w gronie Poszukiwaczy. To był początek maja. Większość czasu spędził na przemierzaniu miasta, w Nowej Hucie nie był jeszcze ani razu i z tego co dane mu było tu usłyszeć, nie miał ochoty się tam zapuszczać. Dzisiejszy dzień miał zamiar spędzić odpoczywając – ostatnimi czasy nie miał chwili wytchnienia z uwagi na ciągłe penetrowanie Krakowa – chciał to miasto poznać jak najlepiej. Było około południa, kiedy zauważył grupę Poszukiwaczy kierujących się do centrum. Zmierzali zapewne do Galerii Krakowskiej, która stała się centrum wymiany handlowej. Z okolicznych miast i obozowisk, a także z dalszych części kraju przybywały do Krakowa karawany, przywożąc żywność i przeróżne przedmioty. Broń, amunicja, chleb, mięso, konserwy, zabawki czy gazety porno – wszystko to można było znaleźć w Galerii. A tak się złożyło, że akurat dzisiaj z zachodu miała przybyć większa grupa handlarzy, a Radkowi kończyła się już amunicja i zapasy.

Karawana, którą Kacper napotkał, maszerując w stronę Krakowa, była jak dar z niebios. Zmęczony i obolały, potrzebował jedzenia, które otrzymał w zamian za opiekę medyczną jakiej udzielił kupcom, którzy zostali zranieni, gdy próbowali powstrzymać szabrowników chcących złupić nocą ich obozowisko. Kacper zaoferował swą pomoc dzięki czemu pozwolono mu podróżować razem z karawaną do miasta. Miał nadzieję znaleźć tam jakiekolwiek wskazówki na temat maruderów, którzy porwali jego przyjaciółkę i zamordowali towarzyszy. Nie mógł przecież szukać po omacku, a istniało duże prawdopodobieństwo, że uda mu się natrafić na jakiś trop do nich prowadzący. Z tego, co usłyszał karawana, a wraz z nią i on sam, zmierzała do Galerii Krakowskiej.

„Dalej, za nim! Nie możemy stracić tego licznika!” – krzyki i stukot okutych butów niosły się po tunelu metra, który prowadził od Placu Centralnego w Nowej Hucie aż na północ miasta. Pod Galerią Krakowską grupa ludzi ścigała kogoś zaciekle. Byli już coraz bliżej, gdy zobaczyli, że znika za drzwiami do klatki schodowej. Gdy wybieli na górę, znaleźli się w centralnym punkcie Galerii, otoczeni przez masę ludzi i rzędy straganów. „Cholera jasna! Zgubiliśmy go! Niech to szlag!” – klnąc i złorzecząc wyszli z budynku, kierując się w stronę Politechniki Krakowskiej. Tymczasem za jednym ze straganów zdyszany i ledwo zipiący, czaił się jegomość w skórzanej kurtce i zielonych spodniach w kolorze khaki, trzymając w ręce licznik Geigera. „Ledwo udało mi się zwiać” – pomyślał Acid, bo takie nosił miano – „Muszę popracować nad kondycją”.

Około kilometra od Galerii, nieopodal stacji benzynowej, przeklinając na czym świat stoi z pustym bakiem w ręku szedł mężczyzna, zmierzając w stronę centrum. „Czy na żadnej piekielnej stacji nie ma choćby jedne kropli ropy? Urwał!”. W geście frustracji rzucił kanistrem o ziemię. Zatrzymał się i przetrząsnął torbę podróżną, która zwisała mu z barku. Było w niej kilka konserw, trochę chleba i kilkadziesiąt kapsli po piwie. Niewiele, ale zawsze coś. W kieszeniach miał jeszcze garść naboi do swojej wiatrówki. Zrezygnowany, skierował swe kroki w stronę budynków, które widział w oddali.

Budynków, wśród których drobna, niepozorna istotka z burzą rudych włosów próbowała się odnaleźć. Mapę, którą miała przy sobie już dawno wyrzuciła, gdyż po wojnie, wśród tych wszystkich gruzów nie szło ustalić, gdzie się jest, poza tym na owa mapa była przestarzała jeszcze przed wojną. Podłamana ruszyła przed siebie, nie wiedząc, dokąd zmierza. Znalazła się przed wejściem do dużego budynku, z którego dobiegały ludzkie głosy. „Cywilizacja” –pomyślała i weszła do środka Galerii.
Take what you want and give nothing back.
Odpowiedz
#2
Był późny wieczór gdy do obozu pod fortem przybyła karawana z dostawą towarów. Radek skończył wyskrobywać scyzorykiem resztki fasoli z dna puszki i potykając się o kamienie i głazy, zszedł na dół. Potrzebował amunicji, a w Galerii ciężko było o odpowiedni typ. Poza tym nie miał już żelaznych zapasów.
- I nowych butów, jasna cholera! – dodał na głos po wdepnięciu w kałużę. Od razu poczuł wilgoć, którą przesiąknęły jego dziurawe skarpety. Klnąc pod nosem, ruszył dalej.
Nietrudno było zgadnąć gdzie zatrzymali się handlarze – wokół nich zebrała się już gromada kobiet, a obok harcowały piszczące dzieci. Poszukiwacz zaczekał aż przewodnik karawany, jak co tydzień, oświadczy, że nie ma ubrań ani zabawek i tym samym odgoni tłum. Karawany oferowały głównie rzadkie towary – niedostępne w miastach (bo stamtąd zostały dawno temu zabrane przez Poszukiwaczy). Przewodnik właśnie wyrwał rozpaczającej kobiecie suknię, na którą nie było ją stać, spojrzał na stalkera i rozpromienił się.
- Radek! Dobrze Cię widzieć nierozszarpanego przez bestie! Przeszedłeś na zakupy? Mam wszystko czego dusza może zapragnąć! – rzekł zeskakując z paki ciężarówki.
- Wiktor – stalker podszedł i uścisnął dłoń przyjacielowi. – Myślałem, że handlujesz wokół Wrocławia.
- A gdzie tam! Odkąd Poszukiwacze dostali się do Ostrowa Tumskiego, mają w cholerę ekskluzywnych towarów. Rozumiem, że nie wyszedłeś mi na spotkanie z czystej uprzejmości?
- Amunicja 7,62mm do SWD, żelazne żarcie i… nowe buty. – rzekł wymownie patrząc na mocno przechodzone już buty.
Wiktor bez słowa wskoczył na pakę ciężarówki, poszperał, po czym wrócił z zamówieniem.
- Są nowe, firmy Adidas. Nigdzie już takich nie znajdziesz. Podobnie jak siedziby firmy, hehe – zaśmiał się.
Radek już wyjmował sakiewkę z kapslami, gdy handlarz go powstrzymał.
- I tak Cię nie stać. Nic nie mów, wiem co chcesz powiedzieć. Mam dla Ciebie zlecenie. Chcę żebyś poszedł dla mnie do Huty – powiedział zupełnie jakby mówił o wypadzie do baru po drugiej stronie ulicy.
- Chyba sobie żartujesz. Do Huty? Nigdy nie postawiłem tam nogi!
- W nowych adidasach postawisz. W Hucie nadal jest mnóstwo rzeczy! Broń, narzędzia, maszyny, części i mnóstwo innych gratów, za które zgarniemy fortunę! Potrzebujesz pieniędzy.
Radek już chciał odwrócić się na pięcie i odejść, ale zatrzymał wzrok na przygotowanym pakunku. Potrzebował tych rzeczy. Czy tak bardzo ich potrzebował by świadomie iść do Huty?
- Zgoda. To – sięgnął po rzeczy – biorę jako zaliczkę.
- Doskonale! – entuzjastycznie wykrzyknął handlarz. – Będziemy jednak potrzebować przewodnika. Kogoś, kto zna okolicę.
- Pożyjemy, zobaczymy.
- Tego pierwszego nigdy nie jestem pewien. Dobra, dość o interesach. Zostanę tu jeszcze chwilę, może znajdzie się klient. Spotkajmy się wieczorem w Galerii.
Poszukiwacz skinął głową i odszedł. Wrócił do swojego namiotu gdzie przebrał buty. Starą parę wyrzucił w krzaki. Dwa wychudzone psy węszące w okolicy, od razu się na nie rzuciły, wyrywając je sobie nawzajem z pysków. Stalker schował zapasy pod kamieniem, zasypując je wcześniej ziemią i popiołem z ogniska. Spoglądał za siebie, czy aby nikt go nie obserwuje. Kradzieże były na porządku dziennym. Otrzepawszy ręce z popiołu, wstał, przewiesił karabin przez ramię i dziarskim krokiem ruszył w kierunku Galerii.
Odpowiedz
#3
Acid łapał oddech. Ledwo uciekł przed grupą szabrowników, dla których w miarę niezniszczony - i co ważniejsze działający - licznik Geigera, który znalazł w jednym z opuszczonych budynków, był łakomym kąskiem. Szlag by trafił, ledwo się udało, pomyślał. Schował licznik do jednej z wielu kieszeni kurtki i wyszedł z ukrycia. Rozejrzał się wokół. Wszędzie pełno było handlarzy towarem wszelakim.
Zaburczało mu w brzuchu.
Przełknął ślinę.
W brzuchu zaburczało jeszcze raz.
Acid pogrzebał w kieszeniach i udało mu się zebrać ilość kapsli, która powinna załatwić mu porządny posiłek. Był zmęczony ucieczką przed szabrownikami i nie chciało mu się wypuszczać na poszukiwanie darmowego żarcia. Miał zdecydowanie dość przygód na dzisiaj. Ruszył wzdłuż straganów i brezentowych płacht rozłożonych na ziemi w poszukiwaniu czegoś zjadliwego. Wśród tłumu ludzi nagle wypatrzył wysokiego mężczyznę w średnim wieku. Gość był ubrany w długi skórzany płaszcz, a przez plecy miał przewieszony karabin. Acid sam nie wiedział czemu, ale ten facet go zaintrygował. Coś kazało mu iść za nim. Całkiem zapomniał o głodzie i cichaczem podążył za mężczyzną.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#4
Po godzinie marszu przez zasypane gruzem ulice Krakowa, Radek dotarł do Galerii. Wartownik stojący przy bramie (o ile można tak nazwać furtkę pośrodku krzywej palisady) wstał od ogniska i stanął stalkerowi na drodze.
- Dokumenty – burknął.
Poszukiwacz bez słowa wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki, wygniecioną książeczkę. Żołdakowi trochę zajęło odczytanie osobowych. Narzekał pod nosem na niewyraźne pismo.
- Z Dolnego Śląska, co? Zdolnyś?
- Słucham? – stalker udawał, że nie usłyszał za pierwszym razem.
- Jesteś z Dolnego Śląska. Jesteś więc zdolny?
- Na tyle by nie musieć ukrywać analfabetyzmu. Tusz nie jest rozmazany, litery są czytelne. Dawaj to – rzekł po czym zabrał dokumenty i poszedł dalej. Zdążył jeszcze usłyszeć za swoimi plecami pomruki wartownika:
- A żeby szlag trafił tych inteligentów…
Po Galerii kręciło się mnóstwo ludzi, głównie handlarzy. Skupowali i sprzedawali towar. Gdzieniegdzie kręciły się patroli milicji. Poszukiwaczy nigdzie nie było widać.
- Poszli w teren póki widno – pomyślał Radek.
Przez kwadrans szwendał się po parterze bez konkretnego celu. Gdy wchodził po ruchomych schodach (od dawna już nieczynnych), zorientował się, że ktoś go śledzi. Parę metrów za nim szedł średniego wzrostu mężczyzna z dreadami. Płatny morderca? Radek nie zauważył broni. Handlarz? Prędzej diler. Złodziej?
Stalker skręcił w boczny pasaż. Spojrzał za siebie. Gość zniknął. Odetchnąwszy z ulgą, postąpił naprzód. Wtem wpadł na rudowłosą dziewczynę. Była bardzo chuda. Podczas zderzenia upuściła książkę, z której wyleciało kilka luźnych kartek. Rod już miał przeprosić i schylić się by je podnieść, gdy kątem oka zauważył faceta z dreadami. Ruszył dalej. Zatrzymał się za jednym z filarów i zaczekał aż nieznajomy przejdzie obok. Gdy tak się stało, Rod zatrzymał go, szturchając kolbą karabinu w bok.

Acid & Anna
Odpowiedz
#5
Acid szedł za mężczyzną. Widział, jak ten wpada na jakąś rudowłosą dziewczynę. Kilka chwil później facet zniknął mu z oczu. Acid przyspieszył kroku. Nagle poczuł szturchniecie w zebra. Zamarł.
-Nie tak szybko, gagatku! - usłyszał. Powoli odwrócił głowę. Facet stal za filarem. Karabin trzymał w ręce. - Dlaczego mnie śledzisz? Kim jesteś?
Acid już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, kiedy usłyszał głos zza pleców:
- Przepraszam... Chyba się zgubiłam... -
Acid i tajemniczy mężczyzna odwrócili jednocześnie głowy. Za nimi stalą rudowłosa dziewczyna. Wyglądało, jakby miała się zaraz rozpłakać.

Anna
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#6
Wkraczając do Galerii i przestępując próg, a raczej wielkie gruzowisko, nigdy nie spodziewałby się w tym miejscu takiego harmideru. Wokół sadzawki pośrodku holu rozstawionych było kilkudziesięciu sprzedawców, którzy oferowali rozmaite przedmioty od sflaczałego mięsa napromieniowanej wiewiórki po rozmaite rodzaje uzbrojenia i... Maurycy podszedł do stojącego nieco na uboczu straganu, wokół którego stał pokaźny tłum potencjalnych klientów. Wszyscy wrzeszczeli próbując przecisnąć się do handlarza. Tuż obok niego rozmawiało dwóch mężczyzn, których konwersację udało mu się dosłyszeć i zrozumieć w panującym wewnątrz hałasie.
- Żartujesz! - powiedział pierwszy z nutką niedowierzania. Ubrany był w niebieski uniform z wypisaną na plecach białą liczbą "101".
- No jak tu stoję! - jego rozmówca natomiast miał na sobie coś w rodzaju taniego odpowiednika egzoszkieletu skomponowanego z drutów zbrojeniowych i miedzianych kabli, prawdopodobnie zakupionego od ruskich. - Snorki zaczęły wyłazić z opuszczonych budynków na Kazimierzu. Widziałem jak dwa z nich biegną w stronę bulwaru inflanckiego po ulicy Dietla... Ej! - trzasną ręką w stół - Czego się śmiejesz? Myślisz, że zmyślam? Już łatwiej mi w to uwierzyć niż w twoje dwugłowe krowy i zielonych Pudzianów...
- Pojebało?! - ten w niebieskim zaczął zanosić się histerycznym śmiechem doprowadzając swojego rozmówcę do obłędu.
Maurycy w końcu dopchał się do handlarza przeglądając jego wystawiony towar.
- Dobra, nie mam czasu. Mów pan co masz. - skwitował ogólnie Maurycy, sprzedawca tymczasem wyjął ze skrzynki pod stołem bordową flaszkę z jakimś płynem i rzekł.
- Węgierski Tokaj, rocznik 2018. Ponoć doskonale konserwuje przed radioaktywnością. - jego klient uniósł brwi ze zdziwienia. - W promieniu kilkudziesięciu kilometrów jestem jedynym dostawcą...
- Dam ci 5 kapsli.
- Panie, idź pan w chuj! To jest warto co najmniej 3 razy tyle.
- Okej, dam 7.
- W porządku, niech będzie. - widząc minę Maurycego niejeden naciągacz oddałby towar za darmo, lecz tym razem nie chciał prowokować kolejnej bójki tak jak miało to miejsce we Wrocławiu, gdzie zdemolowano pół obozu dla uchodźców tylko dlatego, że wino było za kwaśne.
Butelka wylądowała w podręcznej torbie, a Maurycy przeszedł kilka stoisk dalej do miejsca,gdzie sprzedawano jakiś dziwny typ amunicji. Oparł się o filar, po czym obserwował targujących się klientów. Wtedy też poczuł lekkie uderzenie po torbie, którą trzymał zawieszoną na ramieniu. Złodziejaszki. Nie prowokować, bo się speszą... Kątem oka dostrzegł intrygujący błysk i od razu wiedział, co to może być.
Błyskawicznym ruchem ściągnął zza pleców zawieszoną swoją starą wiatrówkę sportową po czym wycelował w domniemanego złodzieja. Ten widząc poruszenie za sobą odwrócił się szybko, po czym znieruchomiał, lecz już po chwili również celował w Maurycego ze swojego Dragonowa. Tuż za nieznajomym stała zdezorientowana dziewczyna gotowa w każdej chwili dobyć broni i powystrzelać wszystkich znajdujących się na hali oraz jegomość z dredami ciekawego koloru wyglądający na równie zaskoczonego co ona.
Domniemany złodziej uniósł ze zdziwienia brwi, po czym nie mógł ukryć rozbawienia widząc broń przeciwnika.
- Chcesz mnie zastrzelić z tej pukawki świrze?
- Jeśli trafiłbym w oko, czemu nie... Swoją drogą, fajna giwera.
- Dzięki. Odłożysz tą zabaweczkę czy mam ci spuścić lanie?
- Jedna apokalipsa w tą czy w drugą nie robi mi różnicy. - odrzekł Maurycy zaciskając palec na spuście.
Wtem między nich wskoczył facet z brązowymi dredami chcąc załagodzić sytuację. Lecz i on jednak stanął jak wryty, po czym wpatrując się dłuższą chwilę w Maurycego, wyglądał jakby rozpoznał w nim kogoś znajomego.

Acid a po nim Kacper
Odpowiedz
#7
- Mauryc? - Acid nie mógł uwierzyć własnym oczom. - To ty, brachu? -
Zapytany zwrócił wzrok na Acida, ale nie opuścił wiatrówki. Po chwili jednak lufa opadła na dol, a Maurycy wybuchnął głośnym śmiechem
- Acid! Kopę lat!
- Skąd się tu wziąłeś, brachu? Co za spotkanie - Acid rowniez zaczął się śmiać. - Niech mnie dunder świśnie, co za zbieg okoliczności! -
Facet z karabinem gapił się zdezorientowany, natomiast dziewczyna wciąż wyglądała na gotowa w każdej chwili zaatakować.
- Panowie! - Acid zamachał rekami. - I panie - dodał. - Myślę, ze zaszło jakieś tragiczne nieporozumienie. Proponuje opuścić bron, usiąść przy ogniu i porozmawiać, jak cywilizowani ludzie. Co wy na to? -

Kacper
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#8
Gdy starzy kumple zajęci byli odnawianiem znajomości, Anna postanowiła wykorzystać moment ich nieuwagi i czmychnąć niepostrzeżenie. Gdy się odwróciła droge zastawiło jej dwóch drabów w poszarpanych kombinezonach.
- Może się zabawimy maleńka? - zapytał jeden z nich, prezentując w obleśnym usmiechu szereg zepsutych zębów.
- Już ja się z wami zabawię... - szepnęła. W jej prawej dłoni mignął metaliczny połysk.

"Lekarza!!" Doszło do uszu Kacpra akurat gdy zsiadał z wozu. "Lekarza!!" Ktoś nie dawał za wygrana i najwidoczniej bardzo potrzebował pomocy. Chłopak zapiął mocniej uchwyty od apteczki i rzucił się biegiem w stronę skąd dochodziło wołanie o pomoc. Przebił się jakoś przez tłum, który zdążył się zabrać nad rannymi niczym stado hien.
- Jestem medykiem! - krzyknął i zanim ktokolwiek mu odpowiedział przyklęknął przy pierwszym z leżących mężczyzn. - Co tu się stało? - zadał pytanie w tłum, jednocześnie sprawdzając przytomność i funkcje życiowe poszkodowanego.
- Jakaś piekielna kobitka rzuciła się na nich z metalowymi prętami! - powiedział Acid wskazując na Maurycego i Radka, którzy trzymali szarpiącą się dziewczynę. Ledwo dawali sobie radę.
- Ten oddycha, tętno stabilne, tępy uraz głowy, nie wyczówam pęknięć czaszki. Opatrzę go zaraz, niech ktoś zrobi tu więcej miejsca! - Kacper krzyknął w tłum. Gdy uporał się z pierwszym podszedł do drugiego. Już na pierwszy rzut oka widać było, że facet nie ma szans. Nie w dzisiejszch czasach. Po wstępnych oględzinach zdiagnozował peknięcie podstawy czaszki. Spowolniony oddech, bradykardia i wyciek płynu mózgowo-rdzeniowego zmieszanego z krwią, z uszu i nosa. - Ten przepadł. Nie potrafie mu pomóc bez specjalistycznego sprzętu. Z reszta, nie mam takich umiejętności. - podniósł sie i spojżał na agresorkę. - Ta dziecinka załatwiła tak dwóch wielkich facetów? Łomem ich ztłukła, czy co? - Anna splunęła mu pod nogi i posłała w jego stroną kilka siarczystych przekleństw. Dała sobie spokój i przestała się wyrywać. Po chwili przybiegło rzech strazników.
- Co tu sie dzije? - zapytał ten, który wyglądał na dowodzącego.
- Ta diablica zamordowała moich tragarzy! - krzyknęła kobieta z tłumu.
- Nikogo nie zabiła! - krzyknął Kacper.
- Jeszcze. - dodał jakis gapi.
- Ty jesteś medykiem? - dowódca straży skierował swe pytanie do ratownika.
- Tak.
- Co z nimi?
- Jeden tylko poobijany. Drugi właśnie zchodzi, nie jestem w stanie mu pomóc. Środki przeciwbólowe już mi się skończyły.
- Babo, byłaś tylko z tymi dwoma tragarzami?
- Nie. - odpowiedziała kobieta. - mam jeszcze trzech pomocników.
- W takim razie zabierajcie te ścierwa z naszego bazaru. Dziewczyna my się zajmiemy. Jeśli dowiedziemy, że się broniła sprawa będzie zamknięta. Jeśli to ona ich napadła, wyląduje w burdelu i będziecie kobieto otrzymywać jeden procent jej zarobków jako rekompensatę za tragarzy.
- Jeden procent?! Toz to zdzierstwo w biały dzień, moi chłopcy warci był sto razy tyle! Chce dziesięć procent! - zaczęła się licytować.
- Nie będę się z tobą targował kobieto. Dziołcha jest młoda, ładna i kształtna. Dużo zarobi. Dwa procent dostaniecie i zamknijcie jadaczkę. - babka juz sie nie kłuciła, skinęła głową na zgodę.
- Chola, chola - wtrącił sie Maurycy. - Nie dzielcie skóry na niedźwiedziu. Jeszczeście jej winy nie dowiedli, a już sie o nią targujecie?
- Ma rację chłopak. - powiedział jeden ze strażników. - Zaprowadźmy ją do szefa. Anna w obstawie straży i naoczni świadkowie, w tym Acid, Radek, Maurycy i Kacper jako biegły, ruszyli do kwater straży by wyjasnic sytuację.

Czajniku, kto teraz?
Lolwut, chyba ja? Tongue // Malbi
Teraz Twój Curt MalbercieSmile
Met.
Nie robię wyjątków. Czarny, niebieski, pomarańczowy, czy nawet zielony jak zajdzie potrzeba.
Odpowiedz
#9
Curt siedział przy jednym z licznych na bazarze stolików i zajadał się konserwą. Pierwszą od długiego czasu konserwą. Od kiedy przybył do Krakowa, nic nie układało się po jego myśli. Okazało się, że każdy towar jest pioruńsko drogi, a na parę kęsów codziennego posiłku trzeba harować jak wół przez kilka dni przy noszeniu towarów dla Poszukiwaczy. Nie tak sobie to wyobrażał. Może byłoby nieco inaczej, gdyby nie skończyła mu się amunicja do karabinku i wiatrówki. Był bezbronny. Nie miał nawet noża. Nigdy też nie bił się jak zawodowy bokser, toteż wolał nie wchodzić nikomu w drogę i pracować dla Poszukiwaczy tak długo, jak mógł się dzięki tej pracy najeść.
Przewieszony przez ramię plecak nie ciążył przyjemnie. nie było w nim nic oprócz licznika Geigera. Był zadowolony, że ma chociaż to cacko. W razie straty roboty sprzedałby choćby to.
Mężczyzna szybko dokończył żarcie z puszki i strącił ręką opakowanie na ziemię. Poprawił plecak i wiszącą na grzbiecie wiatrówkę bez amunicji, wstał i już miał wracać na obrzeża Krakowa nosić resztę śmieci, gdy na placyku niedaleko dobiegły go głosy jakiejś bójki.
Padło kilka ostrych słów, ktoś dostał po pysku. Niby normalna rzecz, codziennie ktoś dostawał po pysku, codziennie ktoś zdychał jak pies, w rowie, zapomniany przez świat. Jednak coś go przyciągało do stojącej tam grupki ludzi. Przedarł się przez tłum i stanął przed nimi.
Na ziemi leżał człowiek z rozwaloną głową. Z jego głowy wypływała dziwna ciecz. Curt syknął.
- Urrrwał! Zabierzcie go stąd bo jeszcze ktoś się poślizgnie!

Aaaarrrrr!!! Ale urwał!! Ale to było dobre!!
Urwie następnemu!
Koniec, patrz, patrz, patrz, koniec....z urwałem oczywiście. Bądźmy choć trochę poważni i bez docinków w postach - od tego jest zaplecze Tongue
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz
#10
Siedziba straży mieściła się tam, gdzie przed wojną znajdował się supermarket Carrefour. Regały zostały poprzewracane i zamienione w barykady, wejść można było przez wąskie wejście szerokości dwóch kas. Kas, w których stali strażnicy z kałasznikowami w rękach. Wkrótce po tym jak zjawili się przed komisariatem, gapiów odprawiono i do środka weszła tylko biorąca udział w zajściu piątka. Spoglądając w lewo zobaczyli przez ogromną dziurę w ścianie budynku, która dawniej była przeszklona, jak słońce zachodzi nad zniszczonym miastem. Po chwili byli już prowadzeni przez szeroki korytarz ograniczony regałami. Strażnicy nieźle się urządzili. Co chwila mijali mniejsze alejki idące po bokach, aż wreszcie dotarli do drzwi prowadzących do, jak przypuszczali, pokoju do przesłuchań. Nie pomylili się. W pokoju było dwóch strażników i mężczyzna w szarym płaszczu, garniturze i staroświeckim kapeluszu, którego rondo rzucało cień na twarz jegomościa. Uczucie, jakie towarzyszyło spoglądaniu na tą osobistość, nie należało do najprzyjemniejszych. Aura, która go otaczała, powodowała niepokój. Było w nim coś takiego, co powodowało, że nigdy w życiu nie chciałoby się go spotkać. A jednak stali przed nim, a on oddelegował straże i w pomieszczeniu zostali sami. Nikłe światło jarzeniówki ledwo rozjaśniało mroki pokoju. Cała piątka usiadła na krzesłach naprzeciw tajemniczego gościa i mogła się wreszcie przyjrzeć otoczeniu. Naprzeciw nich znajdowało się sporej wielkości drewniane biurko, po prawej stronie wybita w ścianie dziura zastawiona kratami robiła za celę. Była całkiem duża, a w środku były nawet dwie prycze. Na tylnej ścianie znajdowało się prowizoryczne okno, po bokach którego stały dwie duże szafy. Mężczyzna dał im chwilę, by oswoili się z półmrokiem panującym w pokoju i dymem papierosowym, po czym ściągnął z głowy kapelusz i wstał.
- Więc to Wasza grupa zrobiła taki rejwach w moim centrum. Z tego, co widzę, nie jesteście zorganizowaną grupą. Z tego zaś, co słyszałem, winna wszystkiemu jest ta oto pannica i zostanie w tej oto celi na następny miesiąc.
Anna przez chwilę straciła poprzedni animusz, ale wnet jej oczy znów zajaśniały i spojrzała złowrogo na mężczyznę w marynarce. Ten tylko uśmiechnął się, a w jego uśmiechu było coś, co spowodowało, że dziewczyna na powrót spuściła wzrok. Reszta spojrzała po sobie, na ich twarzach malowało się zaskoczenie, zdziwienie i... znak zapytania.
- Dla Waszej informacji, kaucja za nią wynosi 1000 kapsli. Za duża kwota? Zwariowałem? Te pytania, jak widzę, malują się na Waszych twarzach. Jeżeli w ogóle macie zamiar coś z tym zrobić, to jest też inna możliwość - jegomość spojrzał na nich - Wasza "przyjaciółka" nie zostanie osadzona w tej celi, ba, pójdzie razem z Wami.
Na biurku wylądowało 5 pistoletów MAG i kilka magazynków.
- Zadanie jest proste - ciągnął dalej nieznajomy. - Macie jutro z rana wyruszyć do Nowej Huty, przedostać się na osiedle Szklane Domy i spod ruin kościoła odzyskać średniej wielkości skrzynię z metalowym okuciem. Kilka dni temu wysłałem tam moich ludzi, ale nie powrócili. Widzę, że macie w swojej grupce Poszukiwacza, a mnie osobiście żadnego nie udało się na tą misję pozyskać. Tego, co kryje skrzynia, nie musicie wiedzieć, macie tam po prostu dotrzeć, wyciągnąć ją z katakumb i wrócić tutaj. Proste, prawda? W dzień nic Wam nie grozi, a mimo wszechobecnego gruzu powinniście przejść tę trasę w tą i z powrotem w około 7-8 godzin. Broń, którą Wam ofiarowuję, nie będzie raczej potrzebna, jest ona tylko na wszelki wypadek. Możecie oczywiście mi odmówić, jeżeli uważacie, że nie macie zamiaru ryzykować. W końcu z tą dziewczyną, jak mniemam, nic Was nie łączy i poznaliście się chwilę temu, mam rację? - twarz rozmówcy pokrył wredny, zimny uśmiech.

Bohaterowie stanęli przed niejednoznacznym wyborem. Nie znali tej dziewczyny, ale z drugiej strony nie mogli jej przecież zostawić na miesiąc w celi, zwłaszcza, że to nie była jej wina. Wszelkie próby wyjaśnienia tego spełzły na niczym.

- Daję Wam czas do jutra, do szóstej. W hotelu po drugiej stronie Galerii, tuż przy wyjściu, macie zarezerwowany pokój na dzisiejszą noc. Powiedzcie, że przychodzicie od pana Ferra. A Ty, panno, tą noc spędzisz w naszej przytulnej celi.
Cała czwórka została wyprowadzona, a Anna o dziwo potulnie udała się do celi, nie protestując. Było to co najmniej dziwne. Gdy dotarli do pokoju hotelowego, zaczęli rozmyślać nad tym, co mają zrobić w zaistniałej sytuacji.


Teraz idziemy zgodnie z ustaloną kolejnością, pani i panowie
Take what you want and give nothing back.
Odpowiedz
#11
Pokój znajdował się na pierwszym piętrze hotelu. Był mały, ale pomieścił całą czwórkę. Ze ścian tapeta schodziła całymi płatami, krzywo pozawieszane półki pokryte były kurzem, drzwi nie domykały się, dlatego Acid przyparł je jedynym krzesłem, a okno miało wybite szyby. Mimo tych wszystkich wad, pomieszczenie, jak na obecne warunki, mogło uchodzić za luksusowe. Radek wyjrzał na ciemną ulicę. O tej porze ludność gromadziła się przy barach i burdelach. Ci, którzy nie zamierzali iść ani tam, ani tam, natykali się często na złoczyńców. Poszukiwacz przygryzł wargę, podrapał się po brodzie, po czym zasłonił okno poszarpaną zasłonką i opadł ciężko na materac. Przyjrzał się swoim nowym kompanom. Młody, zwany Curtem, w milczeniu oglądał karabin stalkera. Acid siedział na materacu Maurycego. Rozmawiali o czymś. Medyk, którego imienia Radek nie zapamiętał, grzebał przy swojej apteczce. Pistolet medyka leżał obok, jakby zapomniany. Widać facet nie dbał o broń.
Poszukiwacz miał wrażenie, że każdy z nich na coś czeka. Bynajmniej nie na wyjście do Huty, z pewnością nikomu się tam nie spieszyło. Stalker wyciągnął swój otrzymany pistolet i włożył magazynek z trzaskiem. To zwróciło uwagę pozostałych. I o to chodziło...
- Nikt z Was nie myśli teraz o kartach, piciu, jedzeniu czy cipkach. Wszyscy myślimy o tym, co dziś się wydarzyło i o tym, co spotka nas jutro. Chciałbym poznać Wasze zdanie - powiedział. Po tych słowach zapadło milczenie, które po chwili przerwał Maurycy.
- Jesteś Poszukiwaczem, prawda? - zapytał.
- Tak. Co w związku z tym?
- Nie musisz się więc tłumaczyć. Ty podejmiesz to zadanie, bo to Twoja praca: eksplorowanie opuszczonych terenów i wynoszenie z nich co cenniejszych rzeczy. Ta skrzynia w Hucie na pewno przyciągnęła Twoją stalkerską uwagę. Twoje zdanie więc znamy.
- Kraków to nie mój rewir. Owszem, czasem podejmuję ryzyko, inaczej nie byłbym Poszukiwaczem. Ale nie zamierzam pójść z zawiązanymi oczami do Huty, zwłaszcza w towarzystwie osób, których nie znam. Muszę wiedzieć na kim można polegać, kto nie ucieknie przy pierwszej lepszej okazji, kto nie wbije reszcie noża w plecy. Oczywiście każdy może podążać własną ścieżką, iść na poszukiwania samemu. Niech jednak nie liczy wtedy na jakąkolwiek odsiecz czy też udział w zyskach. Na ogół pracuję sam, ale w tym wypadku radzę trzymać się razem.
Nikt nie protestował.
- Nie znam tej dziewczyny - podjął po chwili. - Wy pewnie też nie. Ani myślę płacić kaucji za jej miesięczny pobyt w celi, bo przeżyłaby to. Z jednej strony, wciąż jesteśmy ludźmi i bądź co bądź, nie wypada jej zostawić. Z drugiej strony, nie podejmujemy tego zadania tylko po to, by ją wyciągnąć zza krat, a następnie pójść z nią do miejsca jeszcze gorszego. Z tego co słyszałem o Ferrze, a nie były to superlatywy, możemy mieć potem problem z pobytem na terenie Galerii. Nie wiem jak z Wami, ale ja bym to przeżył, nic mnie tu nie trzyma.
Głos zabrał Acid.
Odpowiedz
#12
- Dziewczyny nie znamy to fakt. - podjął Acid - Ale nie możemy przecież zostawić jej ot tak.
- Ma rację. - Maurycy wstał i podszedł do okna, skąd rozpościerał się widok na zagracony plac pod budynkiem dworca głównego. - Nie mamy interesu w wyciąganiu jej z więzienia, przynajmniej ja nie mam. Utknąłem jednak w tym mieście na dłuższą chwilę, jak sądzę. Dopóki nie znajdę sporej ilości paliwa, jestem uziemiony. Ten gość... jak mu tam było?
- Ferr. - podpowiedział Kacper.
- Właśnie... On wygląda na kogoś, kto ma spore wtyki w tym towarzystwie. Możliwe, że po wypełnieniu zadania, udzieli mi jakichś wskazówek jak zdobyć, to czego szukam.
Na dłuższą chwilę zapadło milczenie wśród zebranych. Każdy zastanawiał się nad swoim położeniem, a po wysłuchaniu tego, co powiedział Maurycy, niektórzy zapewne pomysleli, że gość jest egoistą myślacym jedynie o swoim interesie. Nawet jeśli tak było, to jemu to nie przeszkadzało. Opinia innych obchodziła go mniej niż zeszłoroczny opad radioaktywny.
- Gdy tak patrzę na was tu zgromadzonych - ciągnął dalej - nie wiem co powinienem sądzić. Nie znam nikogo z was, poza Acidem. Mimo to powiem wprost. Huta to niebezpieczne miejsce. Uchodziło za takie nawet przed wojną, a teraz z pewnością jest jeszcze gorzej. Wiem o tym dlatego, że bywałem w Krakowie dość często za czasów studiów. Samej Huty nie odwiedzałem wcale, ale kojarzę pewne miejsca i myślę, że z pomocą mapy oraz Acida mogę Was tam zaprowadzić.
- Więc jaki mielibyśmy plan? - mruknął Radek patrząc nieco z ukosa na swojego rozmówcę. Najwidoczniej nie przypadł mu do gustu ten typek, który usiłował go zastrzelić ze sportowej wiatrówki.
- Proponuję stworzyć coś na wzór drużyny. Ty jesteś Poszukiwaczem, znasz się na swoim fachu. Wiedziałbyś zatem jak poprowadzić nasz oddział. Kacper łatałby nas w miarę możliwości, a ja i Acid zajęlibyśmy się nawigacją po terenie. Curt?
-Tak się właśnie zastanawiam. - odparł zapytany – Czemu mamy pracować dla jakiegoś zawszonego frajera w laczkach? Proponuję rozejść się zaraz po wypuszczeniu dziewczyny na wolność. - Maurycy uśmiechnął się szeroko.
-Tak... Cały czas o tym myślałem, ale nie chciałem wyjść na wariata w towarzystwie nieznanych mi osób. To też jest jedna z możliwości.
-A co z twoim paliwem? - burknął Rod niezadowolony – Gdy nie spełnimy jego żądania, Ferr z pewnością nie będzie tym zachwycony i wyjazd stąd będziesz musiał przełożyć, co najmniej, na kilka tygodni. - Maurycy spochmurniał.
-Niestety masz rację, ale nie mam też pewności czy udzieli mi wartościowych informacji. Zasadnicze pytanie jakie powinniśmy sobie zadać to: jak bardzo zależy nam na wolności tej dziewczyny? Nie wiem jak wy, ja natomiast jestem gotów jej pomóc.

Ferr, kuhwa, Ferr! xD// Czajnik
Odpowiedz
#13
- Czuje się jak w cholernym Fallout Tactics... - powiedział Kacper. - Widzę, że nie mam wyjścia. Wchodzę w to. Ale jakby co, to nie pchajcie się tam, gdzie najwięcej strzelają. To nie jakaś gra komputerowa, nie potrafię zdziałać cudów. Moje zapasy są ograniczone, a chciałbym, by pomogły mi po wszystkim jeszcze coś zarobić. Swoją drogą, nie wiem, czy zauważyliście, ale ta dzierlatka miała całkiem zacny tyłeczek, więc szkoda by było, żeby taka sztunia skończyła w burdelu...
- Święte słowa. - powiedział z lubieżnym uśmieszkiem Acid.
- Czyli wszystko jasne. - podsumował Radek. - Wszyscy wyrazili zgodę na tą wyprawę, więc rano pójdziemy do Ferra ogłosić wesołą nowinę.
- Skoro, mamy to za sobą. - wtrącił Kacper. - Proponuję położyć się spać, póki mamy możliwość skorzystania z tych luksusów. Nie prędko znów nam się tak pofarci.
- Dobry pomysł. Ja zajmuję wyrko pod tamtą ścianą. - powiedział Maurycy.
Gdy każdy zajął swoje łóżko, zasnęli snem sprawiedliwego. Rano czekało na nich wyzwanie.
Nie robię wyjątków. Czarny, niebieski, pomarańczowy, czy nawet zielony jak zajdzie potrzeba.
Odpowiedz
#14
Radioaktywny wschód okrył Kraków szaro-żółtą poświatą. Galeria powoli budziła się do życia, a w hotelu nasi bohaterowie wstawali z łóżek. Zabrali swoje bagaże i sprzęt po czym wyszli z budynku i skierowali swe kroki tam, gdzie czekał na nich ich przymusowy pracodawca. Tymczasem w kwaterze strażników Anna z tęsknotą spoglądała na słońce wynurzające się zza horyzontu. Miała przejmujące uczucie, iż może być to jej ostatni wschód w tym życiu. Gdy tak rozmyślała, do pomieszczenia wszedł Ferr, elegancki jak zwykle, rozkoszując się widokiem, który malował się za oknem.
- Piękne, prawda? - rzekł wreszcie, spoglądając na Annę - Pamiętam czasy, gdy można było się tym cieszyć na zazielenionej łące pośród drzew. Ach, świat doprawdy był cudownym miejscem - zamyślił się. - Twoi przyjaciele - ciągnął dalej - pojawią się tutaj już wkrótce, dokładnie za trzy, dwie, jedną...
W pokoju rozległo się głośne pukanie. Anna zdziwiona spojrzała na rozpromienionego Ferra, który osobiście pofatygował się do drzwi i z uśmiechem na twarzy wpuścił naszych bohaterów do środka.
- Cieszy mnie, że zdecydowaliście się pomóc tej oto damie w opałach. - otworzył celę, wypuszczając Annę, po czym nagle, dosłownie w sekundzie chwycił jej ramię i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, przyczepił jej dziwną bransoletę.
- Chyba nie myśleliście, że będę na tyle nierozsądny, by puścić Was stąd wszystkich bez jakiejkolwiek gwarancji, że nie uciekniecie. Ta bransoleta to tak naprawdę mini-bomba, która wybuchnie za 48 godzin. Tak jest, daję Wam dokładnie 2 dni na dotarcie tam i powrót. W moim mniemaniu i tak za dużo, ale uznajcie to za "prezent". Nie próbujcie jej rozbrajać - nie zdradzę Wam jak wszedłem w posiadanie tego cuda, ale zdradzę, że rozbrojenie tego nie jest możliwe. Przynajmniej przez Was - ja mam swoje sposoby.
Spojrzeli na niego zmieszani i poirytowani, Anna miała chyba ochotę zabić go na miejscu, nawet jeżeli oznaczałoby to jej śmierć, ale powstrzymała się. Ferr kontynuował swój monolog.
- Cóż tu więcej rzec. Wyposażyłem Was, cel macie określony, mapa jest w Waszym posiadaniu jak widzę a i Poszukiwacz się Wam z pewnością przyda. Zatem żegnajcie i powodzenia - dodał z szarmanckim uśmiechem.

Po opuszczeniu Galerii skierowali swe kroki na wschód. Nie mieli czasu dywagować nad tym, co dalej robić z uwagi na bransoletę Anny. Nie do końca wierzyli, że to może być bomba, ale woleli nie ryzykować. Coś w tym facecie kazało im myśleć, że nie ma z nim żartów. Radek miał zamiar zatrzymać się po drodze w obozie Poszukiwaczy w dawnym Forcie Lubicz na rondzie Mogilskim.
Gdy dotarli na miejsce, skierowali swe kroki do jednego z zardzewiałych wagonów tramwajowych, które służyły po części za domy, a po części za barykadę. Poszukiwacz zniknął na moment za drzwiami wagonu, po czym wrócił z kawałkiem papieru w ręku. Okazało się, że to mapa metra, które ciągnie się niemal przez całe miasto. Jedna z linii wychodzi na Placu Centralnym, co teoretycznie powinno im ułatwić drogę, gdyż z tego co wiedział Radek, tunele są niemalże nienaruszone i wydają się być lepszą alternatywą niż przedzieranie się przez zagruzowaną Strefę Niczyją. Wszyscy zatwierdzili plan przejścia przez metro krakowskie i ruszyli w stronę wejścia do tuneli. Czuli się dość nieswojo, coś wisiało w powietrzu, ciężka atmosfera przygniatała ich. Okazało się, że metro nie jest w najlepszym stanie i przedostawanie się przez gruzy oraz stare, nadszarpnięte przez ząb czasu wagony nie jest zadaniem łatwym, a na dodatek czasochłonnym. Uszli już około kilometra, gdy nagle usłyszeli dziwne odgłosy, które z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. Zaczęli się wycofywać, nie chcąc ryzykować.
I wtedy to się stało.
Z głębi tunelu padło kilkanaście strzałów oddanych z broni maszynowej. Radek pospiesznie naładował Dragunowa, to samo zrobił Maurycy ze swoją spluwą i obaj oddali kilka strzałów w ciemność. Odpowiedział im kolejny wystrzał i jeszcze kilka następnych. Za sobą usłyszeli krzyk i charczenie. Maurycy pobladł. Rzucił swoją wiatrówkę i podbiegł do Acida, który padł ofiarą strzelaniny. Curt i Anna chcieli go ułożyć na plecach, by Kacper mógł się nim zająć, ale huk wystrzałów kazał im biec, uciekać stąd jak najdalej. Krople krwi skapywały na podłogę, gdy Maurycy biegł trzymając rannego Acida na plecach. Jego przyjaciel wykrwawiał się, a on to czuł, czuł posokę, którą nasiąkało jego ubranie. Strzały ustały, a oni zatrzymali się gdzieś w połowie drogi między wyjściem, a nieznanymi napastnikami. Acid został ułożony pod ścianą, a Kacper zajął się jego ranami. Radek mierzył swoim karabinem w nieprzeniknioną ciemność tunelu, podczas gdy reszta grupy nerwowo patrzyła na starania lekarza. Rany były ciężkie, kule jakimś paskudnym zrządzeniem losu ugodziły witalne punkty ciała Acida. Pomimo wysiłków Kacpra, po piętnastu minutach bicie serca ustało. Wszyscy zwiesili głowy. Maurycy uderzył pięścią w ścianę, w akcie rozpaczy rzucił się w kierunku, z którego przed momentem uciekali, ale powstrzymała go ręka Poszukiwacza, który pokiwał głową i stanowczo zabronił mu pójść na pewną śmierć. Zapadła martwa cisza.

Po wyjściu na zewnątrz zostali otoczeni przez Poszukiwaczy pytających, co się stało. Nie mieli jednak zamiaru odpowiadać. W milczeniu wyszli z obozu i na pobliskiej polance, pomiędzy uschłymi drzewami, pochowali Acida. Atmosfera była ciężka, ale byli do tego przyzwyczajeni. Świat Pustkowi był brutalny, bezpardonowy, nieludzki i niegościnny. Mieli na głowach poważniejsze zmartwienie niż śmierć towarzysza. Stracili trzy godziny, jednego z członków swej grupy, który bardzo dobrze znał miasto, a na dodatek na nadgarstku Anny wciąż była bomba, do której wybuchu pozostało coraz mniej czasu. Sytuacja nie była korzystna. Musieli się poważnie zastanowić, co robić dalej, skoro przejście metrem było wykluczone.
Take what you want and give nothing back.
Odpowiedz
#15
Nim złożyli ciało w prędko wykopanym grobie, Radek opróżnił kieszenie Acida ze wszystkiego. Wywołało to wyraźne oburzenie Anny i Maurycego.
- Acid z pewnością wolałby byśmy skorzystali z jego rzeczy zamiast je zakopywać. Można to uznać za zapłatę, za niepozostawienie jego ciała wilkom i lisom, jak to zwykle bywa – powiedział wstając od ciała.
Po tych słowach wręczył Maurycemu mapę Acida, a jego pistolet oddał Annie. Poszukiwacz spojrzał w niebo. Zbliżało się południe. Na horyzoncie widać było burzowe chmury. Na nieszczęście, to stamtąd wiał wiatr.
- Ruszajmy. Lepiej będzie szybko dotrzeć na miejsce, zabrać tę skrzynię i wrócić nim spadnie deszcz – zakomenderował.
Nikt nie oponował, wszyscy w milczeniu ruszyli za Radkiem. Maurycy szedł obok niego ze względu na swoją znajomość terenu. Kacper i Anna szli w środku. Curt szedł na końcu, co chwilę zerkając za siebie.
W głowie Poszukiwacza kołatało się mnóstwo myśli. Z tego, co powiedzieli mu jego znajomi po fachu, metro było bezpieczne. Tak więc Poszukiwaczy wykluczył od razu, wiedziałby gdyby tam byli. Kto więc tam stacjonował? Wojsko? To by tłumaczyło obecność karabinu maszynowego. Musiały to być jednak niedobitki. Po wojnie część wojska zdezerterowało i zajęło się ratowaniem skóry indywidualnie. Ci, którzy mieli jeszcze jakiekolwiek poczucie obowiązku, ruszyli do stolicy kraju. Więc kto jeszcze? Bandyci? Nie, oni mają w zwyczaju zaszywać się w metrze, przygotowani na najście. Szabrownicy, łowcy niewolników, Kultyści, czarnorynkowi handlarze, uchodźcy? Radek nie miał pojęcia. Wiedział jednak, że jeśli wróci cało z Huty, zbada metro. Oczywiście nie sam. Ktokolwiek tam był, musiał mieć dużo prowiantu, sprzętu i broni. Wszystko to jest cholernie potrzebne. I cholernie drogie.
To plany na przyszłość. A teraźniejszość? 4 godziny w plecy i jednego człowieka mniej, który dostał nie tylko w plecy. Szkoda. Znał dobrze okolicę i z pewnością nie uciekłby przy pierwszej lepszej okazji. Poszukiwacz zaczynał go nawet lubić, Acid wydawał się równym gościem. Co do reszty… Maurycy niepokoił Poszukiwacza. Był czujny, aż nazbyt. Rozglądał się uważnie na boki, wychwytywał wzrokiem każdy szczegół ich drogi. Nie można było tego powiedzieć natomiast o Kacprze. Szedł przed siebie, gapiąc się na swoje buty. Znał się jednak na swoim fachu, co było najważniejsze. Curt? Radek nic o nim nie wiedział, ale wątpił by jego ocena mijała się z rzeczywistością. Młody, doświadczony przez życie, ale niezahartowany przez Pustkowia. Natomiast Anna…
Tu był problem. Szli z tykającą bombą, o ile wierzyć Ferrowi. Poszukiwaczowi zaczęły przychodzić do głowy brzydkie myśli, bynajmniej nie o podtekście erotycznym. Radek zastanawiał się, jak bomby się pozbyć, gdy czasu będzie już zbyt mało na dotarcie z powrotem do zleceniodawcy. Rozbrojenie raczej nie wchodziło w grę, brakowało im eksperta od takich rzeczy. Dziewczynie można by odciąć dłoń… To jednak rozwiązanie drastyczne i bardzo możliwe, że nieskuteczne. Bransoleta na pewno posiadała czujnik pulsu lub ciepła. To oznacza, że jeśli chcą przeżyć, muszą nie tylko zdążyć na czas, ale za wszelką cenę chronić Annę przed ewentualną śmiercią. Drugim rozwiązaniem było wypędzenie dziewczyny. To jednak byłoby zbyt egoistyczne i podłe. Choć Pustkowia wyprały ludzi z części uczuć, Poszukiwacz nie byłby w stanie wysłać precz dziewczyny, nad którą wisi wyrok śmierci. Wiedział jednak, że gdy będą mieli opóźnienie i nie dotrą na czas, trzeba będzie podjąć ważną decyzję. Dać wiarę słowom Ferra, który nie wyglądał na takiego, co żartuje, czy też zignorować ostrzeżenie mogące być podpuchą.
Z rozmyślań wyrwał go Maurycy.
- No, jesteśmy na miejscu.
Znajdowali się na sporym skrzyżowaniu. Wszędzie, na drodze i na poboczach stały samochody różnego typu: głównie osobowe i ciężarówki. Jakiś motocykl też by się znalazł. 50 metrów od drogi, na poboczu, leżał rozbity helikopter telewizji. Jak ona się nazywała? TV… N? Tak, chyba tak. Część pojazdów była pordzewiała, spalona, ale niektóre zachowały się w niezłym stanie. Jednak powrót samochodem odpadał, ulice w tym rejonie były zatarasowane wrakami. Tylko człowiek mógł swobodnie między nimi przejść.
- Stella Sawickiego – wyjaśnił pośpiesznie Maurycy. – Przed nami… - wskazał palcem przed siebie. - …jest Huta.
- Więc to tu wypada zdecydować, co robić dalej – mruknął Poszukiwacz.
Anna
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości