Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Palmapalma i Prosty.
#1
Prosty.

Palemko, piszę ostatni mail do ciebie i być może więcej ich nie będzie. Wyruszam w bardzo daleką i niebezpieczną podróż w nieznane. Wyruszam w rejs dookoła świata moim Titanic-iem. Mogę napotkać górę lodową, smoki morskie, albo ryczące czterdziestki. Wszystko, i może również być nimfa wodna, albo Afrodyta. Mój Titanic jest zatapialny, bo to tratwa, którą sam zbudowałem. Jest jeszcze mniejsza niż Ra, ale powinna dopłynąć do celu. Gdybym się więcej nie odezwał, to znaczy, że ten cel jest daleko. Tak daleko, że nigdy do niego nie dopłynąłem. Jednak nie będę żałować, bo jestem bogatszy o cele, które już osiągnąłem dzięki tobie. Macham chusteczką na pożegnanie i znikam za horyzontem. Pa.


Po kilku miesiącach:

Palmapalma.

Ha! Prosty! Ale numer, zaglądam na naszą pocztę pierwszy raz od dawna i kogo widzę? Prostego. Telepatia! Co słychać w wielkim świecie? Gdzie, na jaki brzeg ciebie fale rzucały? Daleko odpłynąłeś czy może dryfowałeś w pobliżu? Opowiadaj wszystko po kolei i ze szczegółami, zajrzę, poczytam. A wiesz, ze kontemplując minione wczasy wspominałam nasze rozmowy? Cieszę, że cię widzę całego i zdrowego.

Prosty.

Palemko, ach, to cała historia ze mną, musiałbym ci długo opowiadać. Moje życie wisiało na włosku, właściwie to umarłem. Los okazał się dla mnie łaskawy i jestem tu na wyspie żywy i zdrowy. Powiem tylko, że uratowała mnie Indianka i...mam ją poślubić. Wybacz Palemko, ale ciebie nie było, a ja niestety jestem tylko mężczyzną. Czułem się taki samotny i chory, a ona taka opiekuńcza.....
Ale nie będę ciebie zanudzać Indianką i następnym razem opowiem o moich przygodach na tratwie.

Palmapalma.

No to opowiadaj! Ciekawość mnie zżera po tej długiej przerwie.
Nie przejmuj się, że jesteś tylko mężczyzną, my kobiety wierzymy, że kiedyś ewolucja da wam szansę Ale rozumiem, ze słabość ciała osłabiła też ducha, stąd ten nierozważny krok w małżeństwo
Czekam z niecierpliwością na szczegóły.

Prosty.

Tak, to chyba winna jest ewolucja, że pcha nas objęcia kobiet i...oceanów. To są największe żywioły i można jedynie dyskutować, który żywioł większy.
Jak miło wspominam nasze rozmowy na plaży, kiedy byłem wyczerpany po całodziennej pracy. Przy tobie odzyskiwałem energię i tak mogliśmy do rana prowadzić dysputy i nie tylko. Mnie osiadłe życie nie odpowiadało i w pewnym momencie podjąłem decyzję o wyruszeniu w podróż dookoła świata. Biedny jestem i stać mnie tylko na tratwę i nią wyruszyłem w rejs. Zaplanowałem całą trasę, a miejscem startu była nasza plaża w Garrucha. Później Atlantyk, Przylądek Horn, Pacyfik i przez Ocean Indyjski, Kanał Sueski i dobicie do naszej plaży. Moim największym marzeniem było, żebyś powitała mnie, kiedy dopływałbym do plaży. Późno się zrobiło, a ja jeszcze w pełni nie odzyskałem sił. Na dzisiaj to wszystko . Jutro spróbuję napisać więcej.

Palmapalma.

Oj Prosty mój Prosty... tratwa na taką wyprawę przez świat.. trzeba było słowo rzec, wiesz przecież że mam kokosy, mogłabym Cię wesprzeć nie tylko duchowo, ehh... Zniknąłeś a ja stałam na tej naszej plaży i długo machałam chusteczką, wpatrując się w horyzont i myśląc jakie wzburzone morza, oceany pokonujesz? Wrócisz jeszcze? I czy taki sam.. Podobno podróże zmieniają ludzi, zmieniają nasze spojrzenie na świat, nie chodzi o doświadczenia i zaspokojenie ciekawości podróżnika a raczej o nabycie pokory i podziwu dla różnej rzeczywistości w której musimy się aktualnie odnaleźć. Co przywiozłeś z tej podróży?

Prosty.

Moja Palemko ja wiem, że masz kokosy. Trudno, żeby palma kokosów nie miała, to całe piękno i smak palmy przecież. Brałbym od Ciebie kokosy i nasycałbym się nimi do woli, ale wówczas nie popłynąłbym.
A o innych kokosach mi nie wspominaj, bo moja ambicja nie pozwoliłaby takich od Ciebie wziąć.
Największym kokosem w podróży byłabyś ty sama, ale nie mógłbym narażać cię na ryzyko śmierci. Sam prawie nie umarłem przez te miesiące, kiedy dryfowałem po oceanie. Na przemian traciłem przytomność i odzyskiwałem, a największym pragnieniem były kokosy. Od ciebie...
Na dzisiaj to tyle, bo oczy mi nie wróciły do sprawności z odwodnienia i porażenia słońcem. Czarownik powiedział, że po ubłaganiu duchów będzie ok.
Pozdrawiam.

Palmapalma.

Kokosy są po to by brać je mój miły Prosty. Mogłeś śmiało brać, korzystać i cieszyć się nimi Teraz niestety za późno, Twoja podróż wiele zmieniła, kokosami delektuje się inny wielbiciel, a Prosty ma Indiankę, która na pewno ma wiele zalet i ważne, ze dobra, że opiekuńcza, troskliwa i kocha..
I dzięki niej mogę dzisiaj z Tobą prowadzić przyjacielskie konwersacje.
A cóż się takiego Prosty wydarzyło, co za tragiczne wydarzenia tak Ciebie osłabiły. Martwi mnie Twój stan... Czy mogę jakoś pomóc? Może cień, może odrobina kokosowego mleka, może kojący szelest liści..?

Prosty.

Droga Palemko, teraz już wiem, jaki byłem głupi, że nie brałem od ciebie wszystkich kokosów. Przecież ty byłaś dla mnie jednym najpiękniejszym kokosem. Czy to jakaś duma mi na to nie pozwoliła? Teraz, kiedy drugi raz się narodziłem, już nie jestem taki dumny i biorę świat całymi rekami. W tej chwili wygrzewam się w cieniu palm na przepięknej tropikalnej wyspie Saonie i stukam do ciebie te słowa. Ale o tym później, a teraz chcę powiedzieć, że mi siebie jest żal, a nawet zazdrosny się czuję o tego wielbiciela kokosów. Uważaj na niego!
Czy to możliwe, żebyśmy tylko na płaszczyźnie przyjacielskiej prowadzili rozmowę? To jest prawie, jak koniec świata, ale jednak przyjaźń sobie bardzo cenię i niech tak zostanie. Przynajmniej na razie.
Pytasz, cóż takiego tragicznego się wydarzyło? Otóż to wszystko przez ryczącą czterdziestkę. Zwykle przez takie czterdziestki traci się stare związki, dom, kasę, a u mnie stawką było moje życie.
W poprzednim mailu nakreśliłem moją trasę, jaką chciałem pokonać, ale zrealizowałem jej zaledwie małą część. Jeszcze powrócę do moich wcześniejszych przygód na oceanie, ale powiem o tej tragicznej dla mnie przygodzie. Stało się to na Przylądku Horn, gdzie są najtrudniejsze warunki żeglarskie. Otóż opływałem go i byłem już w połowie drogi, aż tu nagle na mnie leciała rycząca czterdziestka. Przygotowałem się, by stawić jej czoła, ale ona nie dała mi żadnych szans. To było straszne - zewsząd wiał straszliwy wiatr, sztorm chybotał moją tratwą i już myślałem, że za chwilę tratwa się rozpadnie na kawałki. Ale nie maszt, on był najmocniejszy z całej tratwy. Chwyciłem się go oburącz i tym sposobem wytrzymałem jeszcze chwilę. Lecz rycząca czterdziestka skupiła na nim uwagę i ze zdwojoną siłą zaczęła nim miotać. Wiedziałem, że jeśli mój maszt padnie, to i ja podzielę jego los. Tylko on dawał szansę przeżycia. Ale cóż może mężczyzna wobec rozszalałej czterdziestki!

Palmapalma

Ach.. rycząca czterdziestka.. najbardziej bezwzględna i destrukcyjna ze wszystkich możliwych dziestek.. Na takie najbardziej trzeba uważać, mój dzielny Prosty. Dałeś sobie radę, przeżyłeś, to doświadczenie powinno cię wzmocnić, ale widzę że wciąż dochodzisz do siebie, to musiało być straszne. Ale ważne, ze maszt nie ucierpiał, to przecież podstawa na tratwie.
A kokosy.. Byłam sama, porzucona na tej plaży, wystawiona na pokusy. No stało się, zbłąkany turysta natknął się kiedyś na mnie, był zmęczony położył się w cieniu palmowych liści, popatrzył w górę zobaczył kokosy i oszalał na moim punkcie.. i tak to się skończyło, a może zaczęło.. w każdym razie, on miał cień i kokosy, a ja towarzystwo na tej pięknej plaży. Jednak to tylko taki niezobowiązujący układ, on jak to turysta jest tymczasowo, a ja zbyt chwiejna i niestała.
Odpoczywaj prosty na tej rajskiej wysepce Saonie, wygrzewaj obolałe członki i kochaj swoja Indiankę.

Prosty

Masz dobrze, że jesteś wielbiona przez oszalałego na Twoim punkcie turystę.Ja też wyleguję się pod palmami, ale to nie ta palma... Jednak nie narzekam, bo jest mi tu dobrze, moja Skło obiega mnie, podaje najlepsze kawałki do jedzenia i nie tylko jedzenia. Największe przeboje mam z teściem Indianinem. On chce, żebym wybudował sieć hoteli na Saonie, a ja się z tego uśmiałem. Powiedziałem mu, że do szałasów indiańskich szanujący się gość z kasą nie przyjedzie. Może by i przyjechał, ale najwyżej jakiś pasjonat folkloru, albo rozbitek tratwy. Okazało się, że ów teść jest właścicielem wyspy. On chce sfinansować całą inwestycję, by córce zapewnić przyszłość. Powiedz Palemko, co mam począć? przecież ja się nie nadaje do osiadłego życia.

Palmapalma.

Prosty mój drogi, każdy związek to sztuka kompromisów, a zwłaszcza jeśli jest to związek z dzikim Saończykiem bo przecież żeniąc się ze swoją Indianką ożeniłeś się z właścicielem wysepki - jej ojcem a poza tym , każdy żeglarz musi mieć swój port, swoją przystań do której zawija po dalekich podróżach, pozwól wiec teściowi zrealizować się w biznesie hotelowym, a sam korzystaj z kokosów jakimi ten interes zaowocuje

Prosty.

Palemko, sorki, że tak długo nie odpisywałem, ale wiesz, obowiązki.
Jestem mocno zaangażowany w budowę hotelu z całą infrastrukturą.To jest mnóstwo przygotowań i wiele własnej pracy. Na dzień dzisiejszy zamknąłem najważniejszy etap prac konstrukcyjnych. Mianowicie został wkopany słup, na którym spoczywać będzie połać dachu. Będzie powiązany krokwiami i kalenicami z pozostałymi podporami, a całość pokryta wysuszonymi liśćmi palmowymi.
Wcześniej zrobiłem projekt architektoniczny całego obiektu i chciałem pokazać teściowi, inwestorowi przedsięwzięcia. Na moje nieszczęście przyszła wichura i zasypała mi cały projekt. Jutro spróbuję znów narysować na piasku ten plan i niech teść go zaakceptuje.
Mam do ciebie pytanie Palemko, ale takie techniczne. Ty jesteś obeznana z hotelami 5-cio gwiazdkowymi i chciałbym się dowiedzieć, w co taki hotel musi być wyposażony? Chodzi o urządzenia techniczne i sanitarne. Powiem tylko czym dysponuję i czy to wystarczy?
Ujęcie wody, to są zbiorniki retencyjne w zwiniętych liściach bananowców z okresową podażą deszczówki. Ciepło do przygotowywania posiłków to jest ognisko pośrodku holu hotelowego, a WC to zwykły drążek i dołek w kącie holu. Sorki, że takie skromne wyposażenie, ale innymi materiałami nie dysponuję.
Zwracam się do ciebie z tymi problemami, bo jesteś osobą bardzo wymagającą i możesz mi wiele doradzić. Pamiętam doskonale dawne czasy, kiedy pogardziłaś winem kupionym na twoje przybycie. Ja wówczas wyprułem ostatni grosz na niezłe winko, a ty dostałaś od niego odruchów wymiotnych. lecz druga musztardówka już ci smakowała. Tu, na wyspie, nawet musztardówek nie ma i muszę robić dłubanki z drzewa palmowego. Na zewnątrz tych naczyń wyryję napis krew Azteków. Czerwone wino w takim kubku może być niezłą atrakcją turystyczną.
Palemko, muszę już kończyć, bo stoi przy mnie teść z włócznią i nią wymachuje, bym zabrał się do roboty.
Czekam na list od ciebie. Pa.

Palmapalma.

Przepraszam, że mnie nie było tak długo, ale ostatnio u mnie też trudne chwile przyszły i jakoś czasu brak.
Ten Twój hotel to jak widzę super i w kategoriach gwiazdkowych się nie mieści, przepych i rozmach w każdym szczególe, naprawdę jestem pod wrażeniem przemyślanych rozwiązań i udogodnień oraz wyposażenia godnego szejka. Pomyśl jeszcze może tylko o jakimś SPA na terenie, warunki do tego masz przecież idealne - woda, błoto, kamienie, w różnych wariacjach i kombinacjach a wtedy bez wahania zamelduję się na Twojej wyspie.
Pozdrawiam Ciebie gorąco, i nie daj się zdominować teściowi, teraz Ty jesteś młody, silny, zdrowy samiec, pokaż mu kto na wyspie rządzi.
Całuję.

Prosty.

Nie przejmuj się, bo ja też jestem bardzo zabiegany. Budowa hotelu, organizacja i koordynacja pracy, a nawet jestem przewoźnikiem i to wszystko pochłania mnie całkowicie. A jeszcze moja Indianka mnie pochłania, bo to jest kawał kobiety. Nieduża, krępa i bardzo silna. Ona mi pomaga w budowie hotelu i zastępuje kilku chłopów, a nawet maszyny budowlane. Sama wciągnęła i umocowała wszystkie krokwie od dachu. Chciałem to ja zrobić, ale mnie odepchnęła i powiedziała, ze sama zrobi. Stwierdziła, że jeszcze sobie coś uszkodzę i kogo będzie pochłaniać.
Jestem ci wdzięczny Palemko, że służysz mi radą w sprawach hotelu i rzeczywiście masz rację z tym SPA. Przyszedł mi pomysł, by je urządzić i niech by nawet było poza budynkiem hotelowym. Na początek chciałbym zrobić hydromasaże i jakuzzi. Do hydromasażu chciałbym zastosować 2 słonie, które trąbą nabierałyby wodę morską i tryskałyby na wczasowicza. Kiedy jeden słoń tryska, drugi idzie napełnić trąbę. Jakuzzi natomiast, to zwykły dół napełniony mlekiem słonicy i wczasowiczki poczułyby się, jak Kleopatra. A dmuchać mogą zwykli Indianie. W takim super hotelu to wszystko może się wydarzyć.
Opowiem ci jeszcze, jakie przeboje miałem ze swoim teściem. Właściwie to nic takiego, ale mogło się skończyć tragicznie. Tragicznie ze strony mojej Indianki, ale po kolei. Otóż teść poprosił mnie, żebym zawiózł tratwą jego córkę Ach na sąsiednią wyspę Hispaniolę.
Na pewno słyszałaś o trzęsieniu ziemi i dużo Haitańczyków poginęło. On chciał wysłać tam swą córkę, żeby rozpoczęła akcję ratowniczą i wszystkie ofiary uratowała. Jej akcja miała nastąpić po odejściu międzynarodowych ratowników, bo ich nieudolność tylko zaszkodziła ofiarom. Akcja ratownicza Ach miała polegać na zorganizowaniu grupy modlitewnej, która miała umożliwić zmarłym żyć godnie wśród duchów.
Ale nie o tym chciałem powiedzieć, lecz o teściu i jego prośbie. Ach jest bardzo ładną dziewczyną, ale już niemłodą, bo ma 16 lat. Ona jest tak ładna, że aż ach i ach by się chciało....mówić o niej ciągle.
Ja na to przystałem z miłą chęcią i zobowiązałem się ją tam zawieźć.
Kiedy przygotowałem swoją tratwę do wypłynięcia, poszedłem do teścia, by dał swoją córkę w moje ręce. On stanowczym głosem nakazał bym się...onanizował. Trochę głupio mi się zrobiło i pomyślałem, że to taki zwyczaj dzikich, ale wykonałem jego rozkaz bez szemrania.
Kiedy chciałem wreszcie pójść po jego córkę, on jeszcze bardziej groźnie krzyknął do mnie - onanizuj się! Powiedziałem, że już to zrobiłem i był tego świadkiem. Jednak Indianin był nieugięty i chwycił swój oszczep, aby podkreślić wagę sprawy. Znów wykonałem jego rozkaz i znów chcę pójść po jego córkę, a on zamachnął się swoją włócznią i przejechał mi blisko twarzy, aż poczułem muśnięcie. Z trwogą znów wykonałem jego rozkaz i dopiero wówczas zezwolił mi zabrać Ach.
W końcu weszliśmy na pokład tratwy i obrałem kurs na Hispaniolę. Nagle przyszła duża fala, zakołysała tratwą, że aż Ach wpada mi w ramiona i nie mogła się z nich uwolnić. Po tej fali przyszła druga fala jeszcze większa i była podobna do ryczącej czterdziestki. Ale o dziwo tratwa jakoś wytrzymała i myślałem, że to już koniec fal. Jednak myliłem się, bo zauważyłem z trwogą, jak wali na mnie ogromna fala i musiałaby być to jakaś rozwścieczona sześćdziesiątka. Takich dużych fal nie ma i mogło być jedynie tsunami. Ono było małe, bo przeżyliśmy, ale jednak tratwa się wywróciła, a mnie i Ach wyrzuciło na ląd.
Po tym wszystkim siedzieliśmy na piasku i patrzałem skąd te fale mogły się wziąć, bo nagle osłabły, a morze w oddali było spokojne. Nie mogłem sobie tego wytłumaczyć do czasu, aż spostrzegłem w morzu moją Skło, która ciałem wielkości statku i dłońmi, jak żagle, robiła fale na wodzie. Mnie odechciało się pływania z Ach i to może nie ze strachu, lecz z przekonania, że Skło mnie mocno kocha. Ja ustąpiłem, ale nie wiem, co mój teść znów wymyśli.
Całuję w policzek.

Palmapalma.

Prosty jesteś niemożliwy! Uciekaj z tej wyspy dopóki są w Tobie jeszcze resztki cywilizacji. Może ona i rajska, może kroi się hotelowy interes, może jesteś pochłaniany przez dźwigokoparkę Indiankę, ale Prosty mój drogi... czy jesteś szczęśliwy? Te prymitywne zwyczaje i zachowania mogą cofnąć Cię w rozwoju o 1000 lat... a szkoda bo obawiam się, że jeśli ten regres cywilizacyjny będzie postępował w tym tempie to niedługo nie będziemy mieli wspólnego języka, oprócz języka ciała...
Czyli misja zbawcza podstarzałej Ach nie wypaliła, hmm, a nie może się za nich modlić tu gdzie jest? Podsuń jej ten pomysł, bo jestem przekonana że sama niego nie wpadła.
Hotel coraz bardziej mi się podoba, zwłaszcza te kąpiele w sadzawce z mlekiem. A potem okłady z młodych bananów.. mmm... Ale trochę się boję na tę wysepkę zawitać, twój teść ma dziwne wymagania wobec tubylców, ale może się to przenieść na turystów, i co ja wtedy pocznę, ja tak nie potrafię, nie dość że sama sobie to jeszcze trzy razy pod rząd w dodatku publicznie.
No nic, obserwuję nadal Twoje poczynania i czekam na rozwój wypadków.
Pozdrawiam cię, twoja Palemka.

Prosty.

Palemko, nie przejmuj się moim teściem, on nie jest zły. Z onanizmem to nie było tak, jemu chodziło o dobro córki Ach, żebym jej nie zrobił dziecka w trakcie podróży na Hispaniolę. To jest rejs od rana do wieczora i naiwny teść nie przewidział, że po takim potrójniaku odzyskam siły w ciągu godziny i zagrożenie będzie nadal. Czyżby Indianie mieli inaczej? Chociaż wątpię, bo Skło nie zezwoliła na naszą podróż. Ona jest bardziej bystra od swojego ojca.
Możesz śmiało przyjechać na naszą rajską wyspę do wielogwiazdkowca, gdyż niebawem będzie ukończony. Nigdzie tyle gwiazdek nie spotkasz, co u nas bo zawieszę ich całe mnóstwo. Oprócz nich, będą słoneczka, bo słońce tutaj ma rangę bóstwa.
Z bóstwem słońcem to miałem mrożącą krew w żyłach przygodę, że o mało co życia nie postradałem.
Opowiem ci jak było, a było ze mną krucho. To wszystko przez słonce, które jest bardzo żarłoczne i żądne krwi. Ludzkiej krwi. A właściwie to przez ciebie Palemko, bo zrobiłem, jak radziłaś, z tą misją zbawczą na rzecz ofiar trzęsienia ziemi w Haiti. Powiedziałem teściowi, że pomodlić się można tu, na Saonie i równie skutecznie pomóc poszkodowanym i zmarłym. Teściu odrzekł: - Hmmmm.
Wiedziałem, że ten pomysł mu się spodobał, bo na twarzy malowało mu się zadowolenie i sądziłem, że z tego powodu, iż nie musi wysyłać swej córki w tak niebezpieczną podróż. Jakże się myliłem i stwierdziłem, że bardzo mało znam swojego teścia i zwyczaje plemienne. Teść przyjaznym, ale stanowczym głosem powiedział do mnie - będziesz karmił słońce!
Kiedy usłyszeli to współplemieńcy, we wiosce zapanowała ogólna radość, a nawet tańce z okazji tego, co miało nastąpić. Następnego dnia przed południem przyszło po mnie dwóch wojowników mocno chwytając za ramiona w uroczystym orszaku przeprowadzili do pobliskich skał. Posadzili mnie na tronie i przywiązali sznurami do specjalnych klamer, by w akcie karmienia słońca nie przyszło mi do głowy, aby przerwać uroczystość.
Tronem było wydrążone w skale zagłębienie, z którego wychodziła wąska rynna na urwisko skalne skierowane ku południowemu słońcu. W samo południe miało mi być wyjęte serce z klatki piersiowej i wzniesione ku słońcu przez kapłana i przywódcy plemiennego - mojego teścia. Krew miała popłynąć rynną na skały i rozlać się, by ubłagać boga słońca, aby wstawił się za zmarłymi Haitańczykami. Nie można się dziwić ich zwyczajom, bo pochodzą w prostej linii od Azteków, a wiemy, jakie ofiary czynili z ludzi.
Kiedy tak leżałem przywiązany do tronu, miałem nadzieję, że to mi się śni, albo uczestniczę w strasznej komedii, w końcu żyję w cywilizowanych czasach i Saona zbytnio nie odbiega od niej. Te nadzieje okazały się płonne, kiedy ujrzałem zbliżających się wojowników z ogromnym nożem, by wyjąć mi serce. Ja wpadłem w szał i zacząłem się drzeć w niebo głosy uzmysławiając sobie grozę sytuacji i moją bezsilność. To zachęciło oprawców i ucieszyło, bo ofiara musi być świadoma i radować się, że została wybrańcem do wypełnienia misji. Te warunki spełniałem, południe nastało i widziałem tych dwóch od serca, by mi je wyjąć. Ostrze noża przyłożyli do mojej lewej piersi i lekko naciskając, robili mi na skórze ślad, w który następnie miał się zagłębić nóż. Nagle taniec z okrzykami dzikich ustał, bo miał nadejść kulminacyjny moment wyjęcia serca. Widziałem, jak oprawca zamachnął się, by jednym precyzyjnym ruchem ręki dokonać dzieła nakarmienia boga słońca.
Nie wiem, co dalej się działo, bo nastąpiła ciemność. Nic nie widziałem i sądziłem, że to z bólu, albo upływu krwi. Pomyślałem że jeszcze trochę i będzie po wszystkim, lecz tak się nie stało, bo nadal żyję i uświadomiłem sobie, że mam głowę nakrytą jakąś tkaniną. Po chwili słyszę - "mój ci jest, mój ci jest"
Czy umarłem i znalazłem się w średniowieczu, albo u Sienkiewicza na kolacji? Nie, to działo się na prawdę. Po zdjęciu płótna z głowy sprawa się wyjaśniła, bo widziałem Indian skręcających się w pół ze śmiechu, a u wezgłowia stała moja Skło, lecz poważna. Po uwolnieniu mnie z więzów oszołomiony przy pomocy Skło zwlokłem się z tronu .
Kiedy doszedłem do siebie, podczas wspólnego posiłku, zostałem zapoznany z ich kulturą i obrzędami religijnymi. Oni rzeczywiście są cywilizowani, a te obrzędy nawiązują do dawnej tradycji Indian.
Chyba zacznę pisać książkę o moich przygodach w indiańskiej wiosce.

Palmapalma.

Pojawiam się i znikam, i znikam, i znikam, mam na Twym punkcie bzika, mam bzika, mam bzika, daj się sobą nacieszyć, nacieszyć, nacieszyć i siedem razy zgrzeszyć i zgrzeszyć i zgrzeszyć... chyba coś pokręciłam ale jakoś tak mi się przypomniał ten tekst, uznałam, ze adekwatny do charakteru naszej znajomości i stopnia zażyłości.
Przy tak intensywnej budowie pewnie prace przy hotelowym szałasie już dobiegają końca, wkrótce Twoja temperamentna Indianka będzie Ciebie miała wyłącznie dla siebie. Już jej zazdroszczę tego stanu posiadania.
Napiszesz książkę? Super! Proszę o egzemplarz. Tylko nie pisz na piasku, bo ci znów wiatr zmiecie.

cdn.


Odpowiedz
#2
Szczerze mówiąc, nie wiem co dokładnie napisać. W ogóle nie rozumiem tekstu. Mogę się tylko domyślać, kim są bohaterowie, ale dalej wszystko jest dla mnie niezrozumiałe. Jest tego tak dużo, że szkoda wymieniać. Próbowałem spojrzeć na tekst przez pryzmat gatunku, ale dalej nic. Fabuła jest... dziwna. Korespondencja między bohaterami trochę sucha, wymuszona. Przesłania w ogóle nie ma. Tekst nie wzbudza ciekawości, nawet od pierwszych zdań. Nieskończona liczba nieścisłości. Czyta się trudno i długo, nawet, jeżeli tekstu za wiele nie ma.
Technicznie wypada słabo. Raz kropek za dużo, raz za mało, przecinki leżą, zdania pogmatwane, niezrozumiałe i tak dalej. Zaimki osobowe piszesz raz z dużej, raz z małej.

Ogólnie odniosłem wrażenie, że tekst przerasta mnie intelektualnie i jest skierowany do ograniczonej grupy czytelników (rzekłbym wręcz do "wtajemniczonych"), dlatego powstrzymam się z oceną, bo i tak byłaby niska.

Pozdrawiam, i liczę na poprawę w ciągu dalszym.
Odpowiedz
#3
Przyznam, że czytając tekst, miałem mieszane uczucia. Jest dosyć... zagmatwany (jeśli adekwatne jest tutaj to słowo). Nie powiem, żeby mi się to czytało jakoś ciężko, ale "lekko nie ma" Big Grin.

Mimo to, choć sam się sobie dziwię, ciekawi mnie dalsza część, więc na zachętę (Big Grin) moja ocena to: 2/5.

Pozdrawiam.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#4
Nie powiem żebym uśmiał się jak norka, ale niemniej kilkakroć parsknąłem. Czyli efekt humorystyczny przynajmniej po części osiągnąłeś.

Ciekaw jestem jednak, czy nieco nieudolny, mailowy styl, który w tekście stosujesz jest umyślną stylizacją, czy też wyłażą braki warsztatowe. Jeśli to stylizacja, to uważaj z nią. Powiedzmy że jedna ze stron może się tak wyrażać. Dobrze by było żeby druga dla kontrastu pisała ładnie i literacko. Taki kontrast byłby zapewne bardzo pożądany.

Tak czy inaczej, warto to kontynuować, potrafi bowiem zaciekawić.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości