Czyli …co ja patrzę?
Miałem świetne dzieciństwo gdyż usypiała mnie Balbina z Ptysiem bawili Bolek i Lolek, Zwierzyniec uczył miłości do zwierząt, a Adam Słodowy dobrze mi radził - Zrób to sam. Jako młodzieniec kulturę poznawałem oglądając Pegaz i Teatr telewizji, moją ciekawość świata i zjawisk z nim związanych zaspakajała Sonda, o sprawiedliwości, honorowym postępowaniu i szacunku do innych, wiedziałem wszystko z serialu Bonanza i to - nomen omen - w biało czarnych barwach. O wyrafinowane poczucie humoru dbał Kabaret Starszych Panów, a później Właśnie Leci Kabarecik Olgi Lipińskiej. Telewizja niby reżimowa ale za to ktoś dbał o poziom. Co się zmieniło? Otóż – wszystko. Zauważyłem, że poziom programów rozwija się odwrotnie proporcjonalnie do jakości obrazu. Czym więcej megahertzów, tym treści bliższe zeru.
Ku… linaria
O poranku telewizją władają mieszane pary w programach śniadaniowych, które za pośrednictwem zaproszonych gości, przekazują istotne informacje dlaczego w tym roku modne są gumiaki w kwiatki, kto aktualnie jest najbardziej znany z tego że jest najbardziej znany i co najistotniejsze dla narodu - czym się żywi. Zaproszeni mówią o sobie, bo nikt inny o nich nie chce mówić, a już na pewno - dobrze, prowadzący silą się na humor co rzuca się w oczy, a na drugim planie celebryci krzątają się w fartuchach przy garach, które stały się obsesją stacji telewizyjnych.
Po zakończeniu poranka w którym ZNANY aktor zaproponował nowatorskie połączenie smażonej kiełbasy z cebulą, następuje drastyczna zmiana tematyki i niski facet z Krakowa ze swoją mobilną garkuchnią przekazuje relację z gotowania kangura na plaży w Australii lub z topienia śniegu na herbatę w okolicach Spitsbergenu i o walorach smakowych może gadać godzinę patrząc w kamerę i mieszając chochlą śnieg w czajniku.
Po krótkim przerywniku na prognozę pogody, na ekranie pojawia się włoski mistrz patelni, który dla udowodnienia wyjątkowości jego kuchni i używanych składników, prezentuje film na którym ekipa telewizyjna uwieczniła go zrywającego garściami zioła w Puszczy Kampinoskiej, w ścisłym rezerwacie przyrody, a on zamiast za to gnić w kryminale – rżnie cebulę na wizji. Po zakończeniu emisji, zachęceni domorośli patelmistrze ruszają ogołocić rezerwat z poszycia i –jak się okazuje - jadalnej ściółki.
Po południu dla odmiany nieszczęśliwe dzieci serwują gotowane potrawy surowym jurorom. Dzieci nie są nieszczęśliwe dlatego że muszą gotować, tylko dlatego że im się zwarzyło mleko. Są to dziesięciolatki prenatalnie obciążone głodem sukcesu przez rodziców z wyższym wykształceniem ekonomicznym, zasuwających na zmywaku w Londynie.
Modnymi programami o tematyce kulinarnej stały się te o zdrowej żywności, w których porównuje się produkty pod kątem ich wartości odżywczych i składu. Niechętnie o nich wspominam, gdyż uświadamiają mi, że to co jem niczym nie różnią się od karmy dla kotów, a czasami nawet samych kotów.
Wieczorem emitowane są dwa programy o tematyce kuchennej, które zawsze mi się mylą – Piekielna kuchnia i Cóś tam cóś tam. Te są już przeznaczone tylko dla dorosłych, ponieważ słowa używane przez szefów kuchni w stosunku do pieprzących wszystko adeptów, są parlamentarne do bólu. Mam oczywiście na myśli polski parlament. Akcja obu programów rozgrywa się w kuchni ale to nie ma najmniejszego znaczenia, gdyż program nie przekazuje wartości kulinarnych, a jedynie instruuje jak należy się znęcać nad zatrudnioną hołotą, obrażać ją w niewybredny sposób oraz ukazuje łatwość z jaką współcześnie wywala się pracownika z roboty za niedoprawienie sałatki.
Późnym wieczorem, jako podsumowanie dnia pojawia się na ekranie rozczochrana blondyna, która miesza ludziom w garach, w głowach i w życiu. Proste jadłodajnie przepoczwarza w kiczowate wnętrza ozdobione drewnianymi bocianami, buntuje pracowników przeciw właścicielowi, sprawdza palcem kurze, a potem wtyka go w ziemniaki piure żeby sprawdzić czy nie ostygły, trzęsie tą blond strzechą bez czepka na każdym kotłem, a Sanepid milczy. Gdyby ją kiedyś podliczyli za jeden sezon po 1500 zł za każde wejście do kuchni w nieprzepisowym stroju i kilka razy po 5000 zł za recydywę, to może jej braknąć apanaży. Po jej wizycie każda knajpa nadaje się do wyburzenia, bo te kłaki są wszędzie.
Kolejny mistrz chochli i warzechy Łamie przepisy. Początkowo nie bardzo wiedziałem o co chodzi w tym programie bo żarcie jak żarcie, aż kiedyś zorientowałem się, że podróżując po Polsce Syreną 105 w kolorze yellow Bahama, faktycznie jechał za szybko i skręcał bez kierunkowskazu.
Jego francuski kolega z reklamy, w swoich programach mówi po Polsku tak pociesznie, że nigdy nie wiem co gotuje tym bardziej, że składniki których używa w swoich przepisach są do kupienia na każdy placu targowym… na Filipinach. Wnioski wyciągnięte z tych programów można zawrzeć w jednym zdaniu. Kanapka ze smalcem, żółtym serem i pietruszką, to wiocha ale już grillowana kromka chleba polana roztopionym smalce, posypana wiórkami żółtego sera i rwaną palcami nacią z pietruszki, to szczyt wykwintności.
Show, a tak właściwie - Szoł
Ilość programów w których występują GWIAZDY, przerasta w tym kraju kilkadziesiąt razy ilość GWIAZD dlatego twórcy tych programów doszli do wniosku, że gwiazdą można zostać właśnie poprzez udział w programie o GWIAZDACH co bardzo upraszcza proces rekrutacji. Wymagania są takie same jak przy przyjęciu do przedszkola – wystarczy mieć zaświadczenie o szczepieniu i pokazać bliznę. Za każdym razem gdy rozpoczyna się emisja takiego show, przypomina mi się piosenka z programu Zwierzyniec -…”i kudłate i łaciate, pręgowane i skrzydlate, te co skaczą i fruwają na nasz program zapraszają”.
Gwiazdy ekranu już tańczyły, pływały, ślizgały się, gotowały we wszystkich stacjach telewizyjnych i zawsze wychodzi im to tak samo słabo jak role w filmach, ponieważ poprzez udział w show mają - mało casu kruca bomba – na przygotowanie się do swojej pracy. Najbardziej zainteresowanymi w ciągnięciu tego pasztetu są operatorzy komórkowi tłukący kasę na SMS-ach w głosowaniach.
Inny rodzaj show polega na nachalnym szukaniu talentów, z których jury będzie sobie mogło pożartować, wyśmiać, wdeptać w glebę, obrzucić błotem, zrównać z ziemią ewentualnie pocieszyć, że jak poćwiczą to dorosną im do pięt ale są też takie programy z innym jury, w którym wszyscy płaczą ze wzruszenia nawet gdy krowa zaryczy, a jedna jurorka płacze zawsze, bo ją mąż rzucił. Te programy kilka razy zdarzyło mi się oglądać z ciekawości jak wygląda gwiazda estrady z rozciapanym po twarzy makijażem.
Ssssssssssssseeeeeeeerrrrrrrrriiiiiiiiiiiaaaaaaaaallllllllleeeeeeeeeee
Dawno, dawno temu w Wenezueli, chyląca się ku upadłości stacja telewizyjna, za ostatnie pieniądze, nakręciła łzawy, nudny jak flaki z olejem serial w którym zwroty akcji następowały co tysiąc odcinków. Miejscowi nie chcieli tego oglądać, dlatego Polska telewizja kupiła go z litości i wyemitowała w godzinach gotowania obiadu. Wtedy wzrosła sprzedaż telewizorów odpornych na opary kuchenne, a wśród bezrobotnych (bo bez talentu) reżyserów wybuchła epidemia pomysłów na równie udane produkcje. Do pisania scenariuszy zatrudniano stenotypistki, gdyż wystarczyło pisać byle co ale trzeba było to umieć robić szybko. Właściwie wystarczyło umić.
Wartość artystyczna jest powalająca, a dramaturgia przyprawia o dreszcze. Ludzie giną tam w zderzeniu z pustymi kartonami, by po trzech dniach zmartwychwstać w innym serialu. Po kilkunastu latach udziału w takim przedsięwzięciu, odtwórcom ról (nie mylić z aktorami) miesza się scenariusz z rzeczywistością i wracają samochodem z planu zdjęciowego do domu po pijaku, bo na ten dzień tak mieli w scenariuszu. Nawiasem mówiąc do dzisiaj nie wiem co się stało z Ryśkiem z Klanu.
Do niedawna wydawało mi się, że poziom tych seriali wyznacza dno poziomu artystycznego, gdy nagle studia reżyserskie ukończyło następne, jeszcze mniej ambitne pokolenie. Dodatkowym utrudnieniem była dla nich ilość seriali, która zatrudniała wszystkich odtwórców ról dlatego młodzi sięgnęli po rozwiązanie z czasów okupacji i modne w tamtym okresie łapanki. Dzięki temu genialnemu rozwiązaniu powstały takie dreszczowce jak Dlaczego ja, Szpital, Szkoła, Pamiątka z Wakacji i wiele innych równie emocjonujących produkcji. Nowatorskimi są w nich ta naturalna sztuczność, androidalny wdzięk gestów i miłosne kwestie brzmiące jak zapowiedź przyjazdu pociągu na dworcu kolejowym.
Balbina wyrasta przy nich na Ingrid Bergman.
Miałem świetne dzieciństwo gdyż usypiała mnie Balbina z Ptysiem bawili Bolek i Lolek, Zwierzyniec uczył miłości do zwierząt, a Adam Słodowy dobrze mi radził - Zrób to sam. Jako młodzieniec kulturę poznawałem oglądając Pegaz i Teatr telewizji, moją ciekawość świata i zjawisk z nim związanych zaspakajała Sonda, o sprawiedliwości, honorowym postępowaniu i szacunku do innych, wiedziałem wszystko z serialu Bonanza i to - nomen omen - w biało czarnych barwach. O wyrafinowane poczucie humoru dbał Kabaret Starszych Panów, a później Właśnie Leci Kabarecik Olgi Lipińskiej. Telewizja niby reżimowa ale za to ktoś dbał o poziom. Co się zmieniło? Otóż – wszystko. Zauważyłem, że poziom programów rozwija się odwrotnie proporcjonalnie do jakości obrazu. Czym więcej megahertzów, tym treści bliższe zeru.
Ku… linaria
O poranku telewizją władają mieszane pary w programach śniadaniowych, które za pośrednictwem zaproszonych gości, przekazują istotne informacje dlaczego w tym roku modne są gumiaki w kwiatki, kto aktualnie jest najbardziej znany z tego że jest najbardziej znany i co najistotniejsze dla narodu - czym się żywi. Zaproszeni mówią o sobie, bo nikt inny o nich nie chce mówić, a już na pewno - dobrze, prowadzący silą się na humor co rzuca się w oczy, a na drugim planie celebryci krzątają się w fartuchach przy garach, które stały się obsesją stacji telewizyjnych.
Po zakończeniu poranka w którym ZNANY aktor zaproponował nowatorskie połączenie smażonej kiełbasy z cebulą, następuje drastyczna zmiana tematyki i niski facet z Krakowa ze swoją mobilną garkuchnią przekazuje relację z gotowania kangura na plaży w Australii lub z topienia śniegu na herbatę w okolicach Spitsbergenu i o walorach smakowych może gadać godzinę patrząc w kamerę i mieszając chochlą śnieg w czajniku.
Po krótkim przerywniku na prognozę pogody, na ekranie pojawia się włoski mistrz patelni, który dla udowodnienia wyjątkowości jego kuchni i używanych składników, prezentuje film na którym ekipa telewizyjna uwieczniła go zrywającego garściami zioła w Puszczy Kampinoskiej, w ścisłym rezerwacie przyrody, a on zamiast za to gnić w kryminale – rżnie cebulę na wizji. Po zakończeniu emisji, zachęceni domorośli patelmistrze ruszają ogołocić rezerwat z poszycia i –jak się okazuje - jadalnej ściółki.
Po południu dla odmiany nieszczęśliwe dzieci serwują gotowane potrawy surowym jurorom. Dzieci nie są nieszczęśliwe dlatego że muszą gotować, tylko dlatego że im się zwarzyło mleko. Są to dziesięciolatki prenatalnie obciążone głodem sukcesu przez rodziców z wyższym wykształceniem ekonomicznym, zasuwających na zmywaku w Londynie.
Modnymi programami o tematyce kulinarnej stały się te o zdrowej żywności, w których porównuje się produkty pod kątem ich wartości odżywczych i składu. Niechętnie o nich wspominam, gdyż uświadamiają mi, że to co jem niczym nie różnią się od karmy dla kotów, a czasami nawet samych kotów.
Wieczorem emitowane są dwa programy o tematyce kuchennej, które zawsze mi się mylą – Piekielna kuchnia i Cóś tam cóś tam. Te są już przeznaczone tylko dla dorosłych, ponieważ słowa używane przez szefów kuchni w stosunku do pieprzących wszystko adeptów, są parlamentarne do bólu. Mam oczywiście na myśli polski parlament. Akcja obu programów rozgrywa się w kuchni ale to nie ma najmniejszego znaczenia, gdyż program nie przekazuje wartości kulinarnych, a jedynie instruuje jak należy się znęcać nad zatrudnioną hołotą, obrażać ją w niewybredny sposób oraz ukazuje łatwość z jaką współcześnie wywala się pracownika z roboty za niedoprawienie sałatki.
Późnym wieczorem, jako podsumowanie dnia pojawia się na ekranie rozczochrana blondyna, która miesza ludziom w garach, w głowach i w życiu. Proste jadłodajnie przepoczwarza w kiczowate wnętrza ozdobione drewnianymi bocianami, buntuje pracowników przeciw właścicielowi, sprawdza palcem kurze, a potem wtyka go w ziemniaki piure żeby sprawdzić czy nie ostygły, trzęsie tą blond strzechą bez czepka na każdym kotłem, a Sanepid milczy. Gdyby ją kiedyś podliczyli za jeden sezon po 1500 zł za każde wejście do kuchni w nieprzepisowym stroju i kilka razy po 5000 zł za recydywę, to może jej braknąć apanaży. Po jej wizycie każda knajpa nadaje się do wyburzenia, bo te kłaki są wszędzie.
Kolejny mistrz chochli i warzechy Łamie przepisy. Początkowo nie bardzo wiedziałem o co chodzi w tym programie bo żarcie jak żarcie, aż kiedyś zorientowałem się, że podróżując po Polsce Syreną 105 w kolorze yellow Bahama, faktycznie jechał za szybko i skręcał bez kierunkowskazu.
Jego francuski kolega z reklamy, w swoich programach mówi po Polsku tak pociesznie, że nigdy nie wiem co gotuje tym bardziej, że składniki których używa w swoich przepisach są do kupienia na każdy placu targowym… na Filipinach. Wnioski wyciągnięte z tych programów można zawrzeć w jednym zdaniu. Kanapka ze smalcem, żółtym serem i pietruszką, to wiocha ale już grillowana kromka chleba polana roztopionym smalce, posypana wiórkami żółtego sera i rwaną palcami nacią z pietruszki, to szczyt wykwintności.
Show, a tak właściwie - Szoł
Ilość programów w których występują GWIAZDY, przerasta w tym kraju kilkadziesiąt razy ilość GWIAZD dlatego twórcy tych programów doszli do wniosku, że gwiazdą można zostać właśnie poprzez udział w programie o GWIAZDACH co bardzo upraszcza proces rekrutacji. Wymagania są takie same jak przy przyjęciu do przedszkola – wystarczy mieć zaświadczenie o szczepieniu i pokazać bliznę. Za każdym razem gdy rozpoczyna się emisja takiego show, przypomina mi się piosenka z programu Zwierzyniec -…”i kudłate i łaciate, pręgowane i skrzydlate, te co skaczą i fruwają na nasz program zapraszają”.
Gwiazdy ekranu już tańczyły, pływały, ślizgały się, gotowały we wszystkich stacjach telewizyjnych i zawsze wychodzi im to tak samo słabo jak role w filmach, ponieważ poprzez udział w show mają - mało casu kruca bomba – na przygotowanie się do swojej pracy. Najbardziej zainteresowanymi w ciągnięciu tego pasztetu są operatorzy komórkowi tłukący kasę na SMS-ach w głosowaniach.
Inny rodzaj show polega na nachalnym szukaniu talentów, z których jury będzie sobie mogło pożartować, wyśmiać, wdeptać w glebę, obrzucić błotem, zrównać z ziemią ewentualnie pocieszyć, że jak poćwiczą to dorosną im do pięt ale są też takie programy z innym jury, w którym wszyscy płaczą ze wzruszenia nawet gdy krowa zaryczy, a jedna jurorka płacze zawsze, bo ją mąż rzucił. Te programy kilka razy zdarzyło mi się oglądać z ciekawości jak wygląda gwiazda estrady z rozciapanym po twarzy makijażem.
Ssssssssssssseeeeeeeerrrrrrrrriiiiiiiiiiiaaaaaaaaallllllllleeeeeeeeeee
Dawno, dawno temu w Wenezueli, chyląca się ku upadłości stacja telewizyjna, za ostatnie pieniądze, nakręciła łzawy, nudny jak flaki z olejem serial w którym zwroty akcji następowały co tysiąc odcinków. Miejscowi nie chcieli tego oglądać, dlatego Polska telewizja kupiła go z litości i wyemitowała w godzinach gotowania obiadu. Wtedy wzrosła sprzedaż telewizorów odpornych na opary kuchenne, a wśród bezrobotnych (bo bez talentu) reżyserów wybuchła epidemia pomysłów na równie udane produkcje. Do pisania scenariuszy zatrudniano stenotypistki, gdyż wystarczyło pisać byle co ale trzeba było to umieć robić szybko. Właściwie wystarczyło umić.
Wartość artystyczna jest powalająca, a dramaturgia przyprawia o dreszcze. Ludzie giną tam w zderzeniu z pustymi kartonami, by po trzech dniach zmartwychwstać w innym serialu. Po kilkunastu latach udziału w takim przedsięwzięciu, odtwórcom ról (nie mylić z aktorami) miesza się scenariusz z rzeczywistością i wracają samochodem z planu zdjęciowego do domu po pijaku, bo na ten dzień tak mieli w scenariuszu. Nawiasem mówiąc do dzisiaj nie wiem co się stało z Ryśkiem z Klanu.
Do niedawna wydawało mi się, że poziom tych seriali wyznacza dno poziomu artystycznego, gdy nagle studia reżyserskie ukończyło następne, jeszcze mniej ambitne pokolenie. Dodatkowym utrudnieniem była dla nich ilość seriali, która zatrudniała wszystkich odtwórców ról dlatego młodzi sięgnęli po rozwiązanie z czasów okupacji i modne w tamtym okresie łapanki. Dzięki temu genialnemu rozwiązaniu powstały takie dreszczowce jak Dlaczego ja, Szpital, Szkoła, Pamiątka z Wakacji i wiele innych równie emocjonujących produkcji. Nowatorskimi są w nich ta naturalna sztuczność, androidalny wdzięk gestów i miłosne kwestie brzmiące jak zapowiedź przyjazdu pociągu na dworcu kolejowym.
Balbina wyrasta przy nich na Ingrid Bergman.
Prawda jest jak dupa, każdy ma własną.
https://www.facebook.com/Waldemar.Biela.rysunek/?ref=hl
https://www.facebook.com/Waldemar.Biela.rysunek/?ref=hl