Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Późne Dni
#1
Zainspirowany DayZ, czyli modem do gry Arma II (wyjaśniam: taka "realistyczna" strzelanka, jeśli ktoś zupełnie nie interesuje się grami), postanowiłem spróbować swoich sił w napisaniu czegoś swojego. Najpierw miał to być żarcik dla kumpla (stąd Фома, czyli Tomasz), jednak wyewoluował w coś większego, czego fragmencik chciałbym przedstawić. Proszę nie bić, jeśli to zbyt infantylne dziełko, ale sam jestem jeszcze mały, toteż i wymogi mogłyby być mniejsze Smile Więc prosiłbym też o radę, i czy w ogóle powinienem się w to bawić. Jeśli nie, to może jakaś podpowiedź co poprawić, gdybym w przyszłości zechciał spróbować raz jeszcze? Z góry dzięki!


Późne Dni
Zastałem pokój, zostawię wojnę. A może koniec? Koniec czego? Czego koniec tak naprawdę jest końcem? Końcem nas, czy tylko końcem tego cośmy tu, na Ziemi, zbroili? Zbroili, jakie ładne słówko! Nie oddaje przecież nawet części tego, co po nas zostanie. A miało być tak pięknie…

***

Przede mną wielkie cywilizacje, po mnie zgliszcza. Zostawiam za sobą życie i ruszam z otwartymi ramionami w zimne objęcia tej Jedynej. Nie ucieczka jest w stanie mnie ochronić, ale tylko dziecinna prośba do tego, kogo dotąd nie uznawałem, a ostatecznie zmuszony jestem zaprzeczyć sobie samemu. Chyba, że nie mam już ochoty na konsumpcję - zwykle bezmyślną, w Jej obliczu nabierającą znaczenia i rumieńców. Wtedy sprawa prosta. Prosta, ale przecież i tak trudna. Poddać się, czy nie poddać. Walczyć, czy sczeznąć. Trudne pytanie, bardzo trudne. Może dać się ponieść wiatrem, spaść byle gdzie i byle jak, niech ten Bóg sądzi co stać się winno.

***

Foma stał w rozkroku nad gnijącym truchłem. Miał wrażenie, że może widział już podobną twarz, nie umiał powiedzieć tylko gdzie i kiedy. Podrapał się w głowę. Jego rana krwawiła dość mocno, jednak zatamowawszy draśnięcie szmatą poczuł się znacznie lepiej. Rany zawsze były po trosze kulą u nogi. Żył w nieustannym biegu, i choć znienawidzona astma często psuła mu szyki wiedział, że nie powinien zwlekać. Za wszelką cenę musiał spotkać się w umówionym miejscu z Nikolajem – ostatnim przyjacielem, jaki mu pozostał. Ale nie dlatego, że był to ostatni człowiek, co to, to nie! Mnóstwo ludzi kryło się po lasach i na własną rękę próbowało przeżyć, bo choć pojawienie się tego ścierwa powinno złączyć ludzkość w dążeniu do przetrwania, praktycznie walczyć o życie musiałeś także z przedstawicielami gatunku Homo Sapiens, szkoda tylko, że znaczenie tych słów nieco się wytarło. Snajperzy przyczajeni na pagórkach czatowali na łatwy łup. Jeśli tylko jakiś nierozważny człek wszedł im pod lufę tracił cały ekwipunek, a tylko przy okazji życie – bo ono niestety w ostatnim czasie straciło na wartości. Dość powiedzieć, że nawet najlepszy kumpel potencjalnie mógłby cię zabić, jeśli tylko zobaczyłby coś ciekawego w twoim plecaku. Przyjaźń i zaufanie zaczęły znaczyć wiele więcej niż kiedykolwiek wcześniej.
Foma stał więc – patrzył tępym wzrokiem na ohydną mordę potwora, i wyobrażał sobie, jak ten ktoś wyglądał za życia. Próbował sobie przypomnieć, czy i kiedy go widział. Trupowi brakowało sporej części nogi, widać przed przemianą to, co go zaraziło było tylko trochę głodne. Zwykle po złapaniu w szpony potworów człowiek modlił się, żeby zjadły go w całości, a przynajmniej by szybko się wykrwawił. Jeśli jednak pozostanie w nim choć iskierka życia, zmieni się w maszkarę. Niektórzy co prawda wybierają taką marną egzystencję, jednak co dokładnie dzieje się z ich świadomością – nie wiadomo. Tylko jedna rzecz jest bezsporna – po zmianie w zombie, jak zaczęto określać monstra, nie pozostaje w tobie nic z człowieka.
Z tych rozważań wyrwała go burza, która nagle objawiła się błyskiem i silnym wyładowaniem gdzieś na południu. W ogóle pogoda była marna. Marna dla kogoś, kto nigdy nie był na przykład w okolicy Jugosławii, gdzie w porze jesieni, czyli właśnie teraz, króluje pogoda zimna i mokra. Dla Fomy, który wychował się w tamtych okolicach pogoda była strawna, poza tym lubił ją. Nie przeszkadzała mu ciągła wilgoć w powietrzu, a i na alergię nie cierpiał tak bardzo, bo i kurzu było mało. Z burzą jednak wiązała się jedna niesprzyjająca okoliczność. Wynikała z niej niemożność przemieszczania się pod otwartym niebem. Dlatego teraz pierwotny pomysł zmienił się w pewność, że tę noc przenocuje w domku na odludziu. Od północy otaczał go ciemny las, drzewa w rytm wiatru kołysały się rytmicznie w tę i wewtę. Pod drzewami ginęła ściółka leśna, na którą składały się jesienne liście, choć czasem z trawy wyłaniały się pojedyncze krzaczki borówek. Stanowiły one istotną część pożywienia ocalałej ludności, toteż w lesie należało zachowywać szczególną ostrożność, bo niespodziewanie można było natknąć się na przykład na grzybiarza z siatką w jednej i pistoletem w drugiej ręce. W takich wypadkach najpierw pociąga się za spust, a potem pyta o zamiary.
W zasadzie niewiele było bezpiecznych miejsc. Gdyby zagrożeniem były tylko potwory, z powodzeniem można by żyć w miejscach zwykle odludnych, bo z niewiadomych przyczyn zombie kręciły się w pobliżu terenów zabudowanych. Pewnie tam spały, czy co one zwykłe po ciężkim dniu robić. Niestety, trzeba było trzymać się też z daleka także od ludzi. Czyli po prawdzie miejsc bezpiecznych nie było. Wszędzie schronienia mógł szukać ktoś inny, kierujący się takim samym zdrowym rozsądkiem jak ty. Trudno było przewidzieć z całą pewnością, czy przeżyje się do rana. Fomka miał nadzieje, że nikt nie zbłądzi do małego domku pod lasem.
Rano obudził się bardzo rześki, bowiem dach nieco przeciekał i chłodne krople lądowały na jego potylicy. Nie był z takich, którym przeszkadzałoby choćby i niewygodne miejsce do spania, bo choć kiedyś mieszkał dostatnio, to po kilku miesiącach spędzonych po lasach chcąc nie chcąc przyzwyczaił się do niewygód. Wstał i sprężystym krokiem udał się do pobliskiego strumienia, nie zapominając oczywiście o pistolecie.
Gdzie nie spojrzeć, zielono. Gdyby nie okoliczności, można by się zachwycać krajobrazem, fauną (której wiele nie zostało) i florą (której aż nadto). Zważywszy jednak na tę nieustanną perspektywę szybkiej acz bolesnej śmierci mało kto ważył się na zachwyty. Teraz Foma przebywał gdzieś na północy Jugosławii i po prawdzie nieszczególnie zastanawiał się co dzieje się w innych miejscach, za dużo miał własnych problemów. Kontakt ze światem urwał się nagle, zupełnie niespodziewanie. Pewnego dnia, jakieś pół roku przedtem, w niedzielny poranek siedział przy stole ze swoją liczną rodziną i oglądał telewizję. Właściwie nieźle im się powodziło. Mieszkali na wsi, ale posiadali spory teren i niezłą chałupę, a dookoła niej rozciągały się pastwiska. Żyło im się nieźle, Fomka zajmował się pracą na roli i nie myślał o niczym ambitniejszym. Skończył dopiero 22 lata, nie palił się więc do małżeństwa, a popędem zajmował się na własną rękę, toteż nawet dziewczyny - w swoim mniemaniu- nie potrzebował. Kilka lat wcześniej skończył szkołę i bez widoków na przyszłość zdecydował się pozostać z rodzicami, bratem i dwiema siostrami w rodzinnym domu.
Nikt z nich nie przeżył, tak przynajmniej mu się wydawało. Bo tego dnia, kiedy rankiem siedzieli przy kuchennym stole i patrzyli w ekran wszystko się zaczęło. Trwały wiadomości, spiker zawiadamiał o zbliżającej się ósmej rocznicy śmierci towarzysza Tito, na co ojciec mruknął tylko coś o „mijającej świetności” naszego kraju. Nikt go nie słuchał, bo jego poglądy na politykę powszechnie znano na pamięć. W telewizorze nagle ktoś wrzasnął. W okamgnieniu dziennikarz wstał od stołu, za którym zwykł siedzieć i znikł gdzieś poza kadrem. Przez chwilę nic nie było słychać. Raptem z głośników dobył się szum i ktoś upiornym głosem zaczął krzyczeć. Co chciał przekazać osłupiałym telewidzom raczej pozostanie zagadką. W tym momencie w studio zgasło światło, dało się wypatrzeć jedynie zarysy stołu i kubka pełnego wody, połyskującego w półmroku. Po kilkunastu sekundach nerwowego wpatrywania się w ekran można było ujrzeć już tylko „mrówki” biegające ochoczo po całej szerokości telewizora. Nie było sygnału. Siedzący przy kuchennym stole zaczęli dyskutować o tym, co się właściwie wydarzyło. Wygrała teza, że po prostu jakiś wariat wtargnął do studia. Przecież musieli przerwać tę farsę, to i sygnału chwilowo nie ma. Gdy tak rozmawiali, telewizor zupełnie się wyłączył. Co się stało? Ojciec podszedł do niego i uznał, że albo siadł odbiornik, albo nie było prądu. Próbując bez skutku włączyć lampę wydedukowano, że zawinił prąd, a właściwie jego brak. Cóż, zdarza się, więc nie robiono z tego afery, bo na wsi czasem prądu nie ma, a jak już wystąpi awaria to i kilka dni trzeba żyć o świecach. Zastanawiające było tylko, jak dziwnie zgrało się to z dziwami w telewizorze. Na razie nikt nie widział związku między tymi faktami, więc dalszą dyskusję chwilowo umorzono.

Odpowiedz
#2
Witaj na forum, kolego Achelonie. Przede wszystkim to skocz TUTAJ i przedstaw się grzecznie. Trochę kulturySmile BTW, mam nadzieję, że po wklejeniu jednego posta i zebraniu kilku opinii nie znikniesz, jak czyni wielu.

Ale do rzeczy:

Jeśli to Twój pierwszy twór literacki, to no cóż, pogratulować. Albo sprawnie władasz polszczyzną, albo poświęciłeś dużo pracy korekcie, bo większych błędów nie odnotowałem. Ot kilka drobnostek, które rzuciły mi się w oczy:

Cytat:Nie był z takich, którym przeszkadzałoby choćby i niewygodne miejsce do spania, bo choć kiedyś mieszkał dostatnio, to po kilku miesiącach spędzonych po lasach chcąc nie chcąc przyzwyczaił się do niewygód.

Takie bardzo potoczne. "W lasach" brzmi lepiej.

Cytat:Właściwie nieźle im się powodziło. Mieszkali na wsi, ale posiadali spory teren i niezłą chałupę, a dookoła niej rozciągały się pastwiska. Żyło im się nieźle(...)


Powtórzenie. Poza tym słowo teren zamieniłbym na grunt lub ziemię po prostu. Ale to subiektywne odczucie.

Cytat:Skończył dopiero 22 lata, nie palił się więc do małżeństwa, a popędem zajmował się na własną rękę, toteż nawet dziewczyny - w swoim mniemaniu- nie potrzebował.

Chciałeś dopiec koledze, co? Big Grin Zdanie może i zabawne (jak ktoś, tak jak ja na przykład, lubi chamski, niewyszukany humor), ale nic szczególnego nie wnosi do opowiadania, a i jakoś tak bohater traci na tym. Poza tym liczebniki w prozie lepiej pisać słownie. Swoją drogą 22-latek nie ugania się za spódniczkami? Jeszcze na wsi, gdzie dziewuchy chętne i rumiane? Co on z kółka różańcowego?
Cytat:Cóż, zdarza się, więc nie robiono z tego afery, bo na wsi czasem prądu nie ma, a jak już wystąpi awaria to i kilka dni trzeba żyć o świecach.


Można żyć o suchym chlebie i wodzie, ale o świecach? Lepiej świeczki palić, a nie je zjadać Tongue Oczywiście żartuję, ale chodzi o to, że sformułowanie "żyć o czymś", z reguły tyczy się do pokarmu. "Przy świecach" pasuje lepiej.

Cytat:Na razie nikt nie widział związku między tymi faktami, więc dalszą dyskusję chwilowo umorzono.

Nie wiem, czy można umorzyć dyskusję. Urwać, przerwać tak, ale umorzyć? Źle brzmi. Zbyt dystyngowanie jak na wiejską rodzinkę.

Więcej grzechów nie pamiętam. Ale ja nie lubię grzebać w języku, przyjdą lepsi, przesieją tekst gęstym sitem, więc nie ciesz się jeszcze zbyt mocno. Natomiast moja opinia ogólnie brzmi: nieźle! Fabułę ciężko oceniać, bo fragmencik króciutki. Na minus, znów, kurde, apokalipsa zombie. Milion pięćsetny twór z wirusem zamieniającym ludzi w potwory. Na razie nic nowego, ale może uda Ci się jakoś podejść ciekawie do tematu. Na plus, akcja nie w mieście, tylko blisko natury. Zapowiada się ciekawie, lasy mogą być interesującą scenerią postapokaliptycznych tragedii. O bohaterze, poza tym, że woli tłuc szwaba po kasku, zamiast zaciągnąć córkę sołtysa do obory, też na razie nic nie wiemy. Ale czytało się dobrze i na prawdę, jeśli to Twoje literackie początki, to Twój język i styl pozwalają mieć nadzieję, że zaprezentujesz coś co najmniej dobrego. Pisz, pisz, pisz i chwal się. Powodzenia.
Odpowiedz
#3
Cytat:Nie był z takich, którym przeszkadzałoby choćby i niewygodne miejsce do spania, bo choć kiedyś mieszkał dostatnio, to po kilku miesiącach spędzonych po lasach chcąc nie chcąc przyzwyczaił się do niewygód.
"po lasach" zmieniłabym, podobnie jak Okruszek, na "w lasach"
Cytat:Właściwie nieźle im się powodziło. Mieszkali na wsi, ale posiadali spory teren i niezłą chałupę, a dookoła niej rozciągały się pastwiska. Żyło im się nieźle, Fomka zajmował się pracą na roli i nie myślał o niczym ambitniejszym.
Powtórzenie. Wyrzuć ,,żyło im się nieźle", bo wcześniej już o tym wspominałeś.
Bardzo mi się podobało, obyło się bez wtop językowych Big Grin
Niby nic aż tak nowego, jednak to dopiero początek. Akcja leży w twoich dłoniach (głowie?). Opis przyrody o wiele bardziej zachęcający do dalszego czytania tekstu o zombie, niż miasta, oszklone wieżowce itd. To też na plus Tongue
Co by tutaj dodać? Pisz dalej, bo czekam na dalszą część Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#4
Cytat:Zastałem pokój, zostawię wojnę. A może koniec? Koniec czego? Czego koniec tak naprawdę jest końcem? Końcem nas, czy tylko końcem tego cośmy tu, na Ziemi, zbroili? Zbroili, jakie ładne słówko! Nie oddaje przecież nawet części tego, co po nas zostanie. A miało być tak pięknie…
Dla mnie za dużo 'pompy'. To tylko subiektywne zdanie, ale nie zaczynałbym w taki sposób, jak już to wplótłbym ten fragment później w opowiadanie.

Cytat:Nie ucieczka jest w stanie mnie ochronić, ale tylko dziecinna prośba do tego, kogo dotąd nie uznawałem, a ostatecznie zmuszony jestem zaprzeczyć sobie samemu.
Pogrubione dałbym od oddzielnego zdania. Dlatego, że piszesz o rzeczach dla czytelnika jeszcze nie znanych. W krótszych zdaniach łatwiej byłoby czytelnikowi przyswoić i potem sobie przypomnieć - "aha, to o to chodziło!". Także to zdanie jest jak dla mnie za długie.

Cytat:Poddać się, czy nie poddać. Walczyć, czy sczeznąć. Trudne pytanie, bardzo trudne.
Skoro pytanie to sugeruję znaki zapytania po zdaniu pierwszym i drugim z zacytowanych.

Cytat:Jego rana krwawiła dość mocno, jednak zatamowawszy draśnięcie szmatą poczuł się znacznie lepiej.
Wprowadzasz mnie w konsternację - najpierw piszesz, że rana krwawiła mocno, potem, że to tylko draśnięcie. Albo pierwsze pogrubienie jest zbyt mocnym określeniem, albo drugie zbyt lekkim. Wyśrodkowałbym to znaczeniowo.

Cytat:Żył w nieustannym biegu, i choć znienawidzona astma często psuła mu szyki wiedział, że nie powinien zwlekać.
Interpunkcja. Wywal przecinek po 'biegu', bo tutaj zdania podrzędne rozdziela Ci spójnik 'i', więc przecinek niepotrzebny.
Druga sprawa - wstaw przecinek po 'szyki'.
choć znienawidzona astma często psuła mu szyki - zdanie podrzędne
wiedział - zdanie podrzędne

Cytat:Jeśli tylko jakiś nierozważny człek wszedł im pod lufę tracił cały ekwipunek, a tylko przy okazji życie – bo ono niestety w ostatnim czasie straciło na wartości.
Wstaw przecinek po 'lufę'.

Cytat:Foma stał więc – patrzył tępym wzrokiem na ohydną mordę potwora, i wyobrażał sobie, jak ten ktoś wyglądał za życia.
Jak gdzieś wyżej - wytnij przecinek przed spójnikiem 'i'.

Cytat:Trupowi brakowało sporej części nogi, widać przed przemianą to, co go zaraziło było tylko trochę głodne.
To. Jakie to? Co go zaraziło. Dopowiadasz, dlatego 'co go zaraziło' musi mieć przecinek z obu stron. Krótko mówiąc - wstaw przecinek po 'zaraziło'.

Cytat:W ogóle pogoda była marna. Marna dla kogoś, kto nigdy nie był na przykład w okolicy Jugosławii, gdzie w porze jesieni, czyli właśnie teraz, króluje pogoda zimna i mokra.
Powtórzenie.

Cytat:Dla Fomy, który wychował się w tamtych okolicach pogoda była strawna, poza tym lubił ją.
Kolejne.Wink

Cytat:Teraz Foma przebywał gdzieś na północy Jugosławii i po prawdzie nieszczególnie zastanawiał się co dzieje się w innych miejscach, za dużo miał własnych problemów.
'po prawdzie' - to określenie śmignęło mi gdzieś wcześniej. Jest dość nietypowe, dlatego bym nie używał go zanadto, ale to już bardziej jak Tobie pasuje.

Cytat:Skończył dopiero 22 lata, nie palił się więc do małżeństwa, a popędem zajmował się na własną rękę, toteż nawet dziewczyny - w swoim mniemaniu- nie potrzebował.
22 napisz słownie.
Zabawne to o popędzie.Wink


Ciężko napisać coś o fabule, bo właściwie widzę to opko jako wstęp do jakiejś dłuższej historii. Moim zdaniem warto to kontynuować, bo pomimo, że zombie apokalipsa to temat bardzo ograny, to ma dużo fanów i ktoś by poczytał. Jest szansa. Co mogłem, to Ci wyłapałem + gdzie mogłem napisałem dlaczego korekta interpunkcji się należy w danym miejscu. Mam nadzieję, że przyda Ci się to przy dalszym pisaniu.

Ogólna rada: skupiałbym się bardziej na wycinku rzeczywistości, który w danym momencie pokazujesz w scence. Zapędzanie się w objaśnianie czytelnikowi sytuacji ogólnej, szerszego obrazu postapokaliptycznego świata to bardzo ciężkie zadanie, moim zdaniem. Trzeba mieć obeznanie w wielu dziedzinach, socjologii i biologii na przykład. Jeśli czujesz się na siłach albo piszesz to '4fun' to czemu nie, ale jak jakieś poważniejsze plany względem opka to radziłbym się właśnie skupiać na węższych opisach sytuacji.

Bez oceny zostawiam, bo to wstęp. A wstępy się ciężko ocenia, bo zwykle przedstawiają mało z 'właściwej' fabuły. Namalowałeś słowami świat i właściwie tyle. Jak coś dopiszesz to zajrzę, tymczasem tyle. Mam nadzieję, że pomogłem cokolwiek.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#5
Ciąg dalszy

II Zapomniałem, że zaraz po opublikowaniu tego kawałka pisałem jeszcze trochę, i teraz daję co nieco sprzed czterech miesięcy. To byłaby raczej naiwna historyjka, ale może spróbuję coś jeszcze dopisać

Tyle, że do rozmowy nie zdążono już wrócić.
Dwa dni potem wciąż nie było prądu, więc zaczęto mieć podejrzenia o jakąś większą usterkę. W niedzielę po nabożeństwie rozprawiano o zasadności włączenia wioskowego agregata, by zadzwonić gdzieś do centrali i spytać o powód tych przerw w dostawie energii. Agregat znajdował się w stodole sołtysa i rdzewiał nieużywany od zeszłej zimy, gdy trzeba było zadzwonić po lekarza w czasie awarii i wezwać go do złamanej ręki starszej kobieciny, która tak przecież skądinąd błahego złamania mogła nie przeżyć. Wtedy właśnie wielu przekonało się, na jakim odludziu przyszło im żyć. Do najbliższej wioski było ze trzydzieści kilometrów, a do lekarza z pięćdziesiąt. Jako, że było po zamieci dotarł dopiero po pięciu godzinach – drogi okazały się niemal nieprzejezdne. Teraz też ostatecznie zdecydowano uruchomić prądnicę i najpierw zadzwonić do sąsiedniej wioski. W telefonie nie było sygnału. To nieco zdziwiło sołtysa, ale wyjaśnił to sobie tym, że padł któryś ze słupów, więc awaria dotyczy i prądu, i telefonu. Postanowiono zatem wysłać kogoś do najbliższej osady, by zbadał czy i tam mają problemy. Zgłosił się ojciec Fomy. Był społecznikiem, często działał na rzecz wsi, teraz też postanowił pomóc. Najstarszego syna, czyli właśnie Fomę, wziął ze sobą. Pojechali małym autem transportowym, które normalnie służyło im w polu. Po półgodzinie dotarli na pagórek, z którego rozpościerał się widok na okolicę i z którego spływała łagodnie droga do Beresteczka. Zjechali nią i ujrzeli wioskę. Składała się z kilku niewybrukowanych ulic i może trzydziestu domostw. Było dziwnie cicho, nie widzieli żywej duszy. „Wymarłe miasto” – pomyślał Foma – czytał taką historię w jakiejś książce. Facet przyjeżdża do miasta w interesach, ale nie zastaje nikogo. Wszyscy zniknęli. Już nie pamiętał jak historia się skończyła, ale motyw z opustoszałym miastem pozostał mu w pamięci. Teraz czuł się jak ten facet. Zagubiony. Próbował zrozumieć, co się właściwie dzieje, ten widok normalnie pełnych ludzi ulic wprawił go w osłupienie. Zrozumiał, że dzieje się coś niezwykłego. Choć zwykle nie przejawiał cech wnikliwego obserwatora, teraz zaczął uważnie rozglądać się dookoła i próbował znaleźć jakiś szczegół, który podpowiedziałby mu co się stało. Przeszli jedną z ulic – drzwi większości domów stały otworem. Na ulicach walało się mnóstwo śmiecia i drobiazgów. Błotnista droga pełna była śladów ludzkich stóp i bieżników opon. Prowadziły w kierunku, z którego przyszli. Wrócili więc do auta i pojechali za nimi poprzez leżące odłogiem pola. Wygnieciona trawa stanowiła idealny trop. Jechali około trzydziestu minut. W pewnym momencie zobaczyli przed sobą kilkanaście aut, a między nimi idących ludzi. Cała grupa poruszała się powoli, samochody jechały w tempie idących na piechotę, więc ojciec nie musiał jechać szczególnie szybko. Gdy ludzie zorientowali się, że ktoś ich dogania nawet nie zwolnili. Tylko jeden starszy mężczyzna wysiadł z jadącego na przodzie kolumny auta i przesiadł się do ojca Fomy.
- Co się dzieje? – spytał rzeczowo tata.
- Dziwne rzeczy, bardzo dziwne. Uciekamy, bo zawiadomiono nas o czymś strasznym, ja sam w to nie wierzę, ale ponoć są świadkowie. – mówił zdyszany – Wy też nie macie prądu ani telefonu, prawda?
- W istocie. Właśnie dlatego tu jesteśmy, żeby spytać was o powód awarii, jeśli go znacie.
- To nie awaria. Odcięto nas od świata z premedytacją…
- Że co?! – krzyknął przerażony Foma.
- Dokładnie. Sam nie mogę w to uwierzyć, ale podobno sąsiednia wieś już nie istnieje. Wojna, ot co. Uciekamy, bo zawiadomili nas, ci co im się udało zwiać, że całe bandy jakichś ludzi idą na nas z południa. Podobno całe wsie wybijają, takie przynajmniej plotki są. A rząd spisał nasz rejon na straty. Odcięli nas od świata, z nikim się nie skontaktujemy, nikogo nie ostrzeżemy. Ponoć liczą, że całą sprawę uda się zatuszować i nie dopuścić do wojny na wielką skalę. Chyba chcą jakichś negocjacji, mimo że działania wojenne już rozpoczęte... Szalone, ale coś w tym jest…
- Ale kto niby miałby nas atakować?
- Tego nikt jeszcze się nie dowiedział… Rosjanie? Może Polacy? A może cały pierdolony Związek Radziecki! Tak naprawdę to ja sam niewiele wiem, słowo daję.
- Trzeba wrócić do naszej wsi, zarządzić szybką ucieczkę – powiedział ojciec – Ty, Fomka, zostaniesz z nimi, ja wrócę do nas, zmieścimy wszystkich na autach, bądź co bądź ludzi u nas mniej niż u was, prawda sołtysie?
- Ano, u nas ze trzy setki, u was nie więcej niż jedna.
- Więc ustalone. Słuchajcie, spotkamy się w Kozłóvku, to nie więcej niż dziesięć kilometrów stąd, a od nas ze trzydzieści. Stoi?
- Stoi. – jednym głosem odpowiedzieli syn i sołtys.
Ojciec odjechał, a Foma szedł u boku tamtejszego księdza. Nie przeczuwał, że ten spokojny rozdział jego życia został zamknięty.
Do Kozlovka dotarli po trzech godzinach. Mieszkańcy miasteczka nie wiedzieli niczego. Oni również byli odcięci od świata, jednak wiadomości o tej dziwacznej wojnie jeszcze do nich nie dotarły. Kiedy jednak usłyszeli nowiny od razu zarządzili przymusowe wysiedlenie dalej na południe. Według naiwnych wyliczeń sołtysa mieszkańcy rodzinnej wsi Fomy powinni pojawić się pół godziny wcześniej. Po dwóch kolejnych, większość zamieszkałych w Kozlovku była gotowa do wyjazdu. Wszyscy zabrali jedynie najważniejsze drobiazgi, toteż miejsce w autach znalazło też sporo mieszkańców Beresticzka. Po kolejnej godzinie zdecydowano się wysłać sklepikarza z jego terenowym autem w stronę wsi, z której jeszcze nikt się nie pojawił, aby zakomunikował miejsce następnego spotkania. Pojechał więc. I już nie wrócił.
Ruszyli więc na południe. Słońce przyświecało raczej nieśmiało, momentami zdawało się że świat ogarnie ciemność, a wszystko za sprawą postrzępionych chmur ciągnących się po horyzont. Trudno było jednak skupić się na czymkolwiek, bo bujanie auta w koleinach wiejskich drużek potrafiło doprowadzić do szału. Foma jednak martwił się o rodzinę i o przyszłość, która nie malowała się wesoło. Uczył się w szkole o drugiej wojnie, zdawał sobie sprawę jakim była okropieństwem i miał nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mu zmierzyć się z czymś tak złym. Teraz jednak marzenia prysły. Nie będzie mieć szansy na normalne życie, jeśli niespodziewanie wedrze się w nie Ona - Śmierć. Wszechogarniający zamęt i chaos, niewinne ofiary, zniszczone gmachy i życia, odciśnięte na umysłach piętna. Bał się o tym myśleć. Ostatecznie jednak nie był nawet pewien co do zasadności ucieczki – może jednak ktoś tylko podniósł bezmyślnie alarm i za kilka dni będzie mógł wrócić do domu? Nie potrafił uwierzyć w ingerencję rządu, chociaż wśród uchodźców coraz częściej padały takie głosy. Po prostu nie mógł zrozumieć takiej bezduszności. Odcięci od świata. Czy tak właśnie skończą?
Z tych rozmyślań wyrwał go krzyk, którego źródło umiejscowił gdzieś z prawej strony auta, którym jechał. Spojrzał. I przeraził się nie na żarty. Zza lekkiego wzniesienia oddalonego o kilkadziesiąt metrów zaczęły wyłaniać się sylwetki. Promienie zachodzącego słońca miały za plecami, toteż niewiele poza zarysami można było dostrzec. Liczbę ludzi, bo tak ich określił, oszacował na około trzydziestu. Co teraz? Stanęli na wzgórku nieruchomo. Wszyscy uchodźcy na drodze także. Stali tak przez krótką chwilę, a po niej nastąpiło apogeum. Ci z pagórka nagle zaczęli biec w stronę przerażonego tłumu.
- To nie żołnierze! – krzyknął ktoś stojący najbliżej. Więcej krzyknąć nie zdążył. To coś dopadło do niego ostatnim susem i powaliło na ziemię. Reszta pobiegła dalej, do ludzi najbliższych w kolejności. Zapanował wielki chaos, wszyscy poczęli uciekać w lewo, w pola położone przy drodze. Foma obserwował to z wnętrza auta i nie miał pojęcia co robić. Był tak przerażony, że tylko siedział z rozdziawioną gębą. W końcu kierowca także wysiadł i uciekł, zostawiając pojazd na środku drogi. Niewiele myśląc chłopak pobiegł za nim. Ci, którym się to nie udało w desperackiej walce próbowali pokonać oszalałego przeciwnika. Foma biegł, biegł i biegł. Wariackie myśli przelatywały mu przez głowę. Kim byli napastnicy, dlaczego nie mieli broni? Dlaczego, do jasnej cholery, rzucili się na tłum uchodźców z pustymi rękami, gryząc i drapiąc? Pojąć tego nie mógł. Dookoła widział wielu ocalałych. Bez słów ustalili miejsce postoju jakieś dwa kilometry dalej, w cichej dolince.
- Ilu nas jest? – spytał sapiąc najwyższy z mężczyzn.
- Tutaj chyba z pół setki, ale mnóstwo ludzi pobiegło do tego lasu –wskazał palcem mały zagajnik ktoś z grupy – nie wiem, gdzie są pozostali.
Foma popatrzył na gromadę i zdał sobie sprawę, że wśród nich nie ma prawie żadnych starszych ani kobiet. Przetrwali najsilniejsi… Zdał sobie sprawę, że ci na drodze nie poradzą sobie bez pomocy.
- Przecież tych psycholi nie było wielu – żachnął się jakiś młody chłopak – może wrócimy tam i spróbujemy uratować tych, co przeżyli?
- Wykluczone. Jest wojna, nie możemy bez sensu narażać też własne życie – uciął samozwańczy szef, ten sam wyrostek.
- Skoro jest wojna, to jakim cudem zaatakował nas oddział bez broni, gołymi rękoma? Poza tym wyglądali dość dziwnie, nie widziałem ich z bliska ale poruszali się, hmm… to nie było normalne…
- Może to nie regularna armia, tylko jakieś bojówki? – zasugerował ktoś niepewnie – może jednak udałoby się nam zawalczyć?
- W takim razie zróbmy tak: wyślemy kogoś na zwiady, niech ogarnie sytuację, a jak wróci ustalimy co zrobić. Niech to będzie… - tu podrapał się w głowę, zlustrował wzrokiem cały tłumek – …ty! – wskazał palcem na Fomę.
- Gdzie się spotkamy? – spytał chłopak, który zdążył już ochłonąć i garnął się do pomocy – tu, czy może w tym lesie, do którego pobiegła reszta?
- Niech będzie las. Tylko uważaj na siebie, nie podchodź zbyt blisko. Po prostu zorientuj się w sytuacji.
Foma odprowadzony wzrokiem gromady wdrapał się na pagórek z którego wcześniej zeszli i ruszył z powrotem w stronę drogi. Nadstawiał uszu, ale choć bał się śmiertelnie był bardzo podniecony czekającym go zadaniem. Po kilkunastu minutach widział już drogę, kilkanaście aut… i nic więcej. Zaczął więc skradać się coraz bliżej, ukryty za wysoką trawą. Nie słyszał niczego. W końcu dotarł prawie do samego wykrotu po drzewie, zapewne wyrwanego w czasie jakiejś wichury, a rzeczone wgłębienie sąsiadowało bliziutko z drogą. Wychylił głowę ponad chaszcze i… prawie zwymiotował. Na drodze w bezładnych hałdach leżały zmasakrowane ciała, w większości pozbawione rąk bądź nóg, okaleczone okropnie, z twarzami zastygłymi w bolesnym amoku.
"By człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem"
Odpowiedz
#6
Ok, biorę się za część drugą Twojego tekstu.

Cytat:wezwać go do złamanej ręki starszej kobieciny, która tak przecież skądinąd błahego złamania mogła nie przeżyć.
Natłok słów. Wywaliłbym 'skądinąd'.

Cytat:To nieco zdziwiło sołtysa, ale wyjaśnił to sobie tym, że padł któryś ze słupów, więc awaria dotyczy i prądu, i telefonu.
Pogrubione bym wyrzucił. Za wiele tłumaczysz w tym momencie.

Cytat:„Wymarłe miasto” – pomyślał Foma – czytał taką historię w jakiejś książce.
Wkradł się chaos w zapisie. Ja to widzę tak:
Cytat:„Wymarłe miasto” – pomyślał Foma. Czytał taką historię w jakiejś książce.

Cytat:Próbował zrozumieć, co się właściwie dzieje, ten widok normalnie pełnych ludzi ulic wprawił go w osłupienie.
Brzmi dziwnie. Zrezygnowałbym i napisał po prostu, że ten widok wprawił go w osłupienie.

Cytat:Cała grupa poruszała się powoli, samochody jechały w tempie idących na piechotę, więc ojciec nie musiał jechać szczególnie szybko.
Powtórzenie.
Poza tym zwrot 'idących na piechotę' wydaje mi się dość niefortunny. Jak idących, to wiadomo, że na piechotę.

Cytat:Foma biegł, biegł i biegł.
Źle to wygląda moim zdaniem.

Cytat:Foma odprowadzony wzrokiem gromady wdrapał się na pagórek z którego wcześniej zeszli i ruszył z powrotem w stronę drogi.
Przecinek po 'pagórek'.


Powiem Ci, że wizja odciętej od świata wioski może nie jest zbyt oryginalna, ale dla mnie jest bardzo klimatyczna. Pomysł był, jak dla mnie, w porządku. Może i masz rację, że naiwny, ale sam w sobie nastrojowy.

Dość niewiarygodne wydało mi się, że wszyscy tak uwierzyli w tę 'wojnę' bez większych wątpliwości i porzucili dobytek swojego życia. Sądzę, że można było rozegrać to jakoś wiarygodniej.

'Epicki' moment, kiedy grupa (zombie?) zbiega z wzgórza na uchodźców. Miałeś tutaj stary okazję na napisanie czegoś bardzo fajnego, wciągającego, może naturalistycznego i klimatycznego. Miałeś okazję, lecz nie poszło - fragment wyszedł suchy, bez większych emocji. Zamysł dobry, wykonanie słabsze.

Krótko jest, gdybyś rozpisał całość wydaje mi się, że byłoby lepiej.
Póki co 2/5 - pomysł miałeś dobry, klimatyczny pomimo, że naiwny. Nad wykonaniem tylko popracować i będzie lepiej.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#7
Zgadzam się z Hanzo, ten fragment dawał szerokie pole do popisu, którego nie wykorzystałeś.
Pisząc tekst, zadawaj sobie pytanie, jak ty byś się zachował na miejscu bohaterów. Uwierzyłbyś plotkom tylko dlatego, że nie ma prądu?
Zastanawia mnie również, czemu właściwie ocaleni mają się spotkać w lesie. Te stwory, ludzie czy co to tam było zapewne pobiegły po masakrze w ślad za ludnością. Trochę nielogicznym zachowaniem, moim zdaniem, byłoby wyjście z ówczesnej kryjówki.
Pomysł dobry, pierwsza część też była nie najgorsza. Jednak drugi fragment należy poprawić. I to ostro. Bo jest... suchy. Nielogiczny suchar xD *Wracam do tekstu* Mieszkańcy wiosek nie wiedzieli o wojnie, ale mimo to pozostawili cały swój dobytek i uciekli?
Czekam na poprawioną wersję.
Pozdrawiam Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#8
Opowiadania na podstawie gry są złe. Dotychczas takie widziałem tylko w analizatorniaach.
Nie oceniajmy opowiadania po wstępnie. Biorę się do czytania.

Cytat:„Rany zawsze były po trosze kulą u nogi. „
bezsensowne zdanie

Nie lubię i nie wierzę w taką wizję świata, ale to twój świat.

Cytat:Jeśli jednak pozostanie w nim choć iskierka życia, zmieni się w maszkarę. Niektórzy co prawda wybierają taką marną egzystencję
nie rozumiem – zombie stawali się ci co chcieli, a ci co nie chcieli to nie?

Cytat:Z tych rozważań wyrwała go burza
nie lubię tekstów typu „z tych rozważań wyrwało go coś”. Gdybyś napisał, że „rozpętała się burza” zdanie było by naturalniejsze.

Cytat:nie palił się więc do małżeństwa, a popędem zajmował się na własną rękę, toteż nawet dziewczyny - w swoim mniemaniu- nie potrzebował
mógłbyś to sobie odpuścić tą szczerość, to było aż obrzydliwe:p

Cytat:popędem zajmował się na własną rękę
ale to brzmi patetycznie:p

Czyli u ciebie zombie-apokalypsa była w 1988?

Jeśli chłopak żył dostatnio. Opis to, nie wierzę, że jest gdzieś jakiś kraj, gdzie rolnikom żyje się dostatnio.

Dobra, przeczytałem cześć pierwszą i nadal uważam, że opka na podstawie gry to zło. Gra nie odzwierciedla rzeczywistości, wymusza konflikty. Podczas realnej katastrofy ludzie zebrali by się w grupki. Takie działanie na własną rękę wszystkim szkodzi.

Przeczytana część pierwsza.

Styl: nie zniewala, w zasadzie to piszesz cholernie zwykle, nie źle, ani nie dobrze. Słownictwo proste, budowa zdań nie rzuca na kolana.
natural born killer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości