14-08-2018, 17:37
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14-08-2018, 17:38 przez Bruno Schwarz.)
Na dźwięk gongu wszyscy bez wyjątku zbiegli na podwórze. Uzbrojeni w ostre narzędzia, otoczyli kołem wędrowca, który wyglądał jak dziad kalwaryjski i mrucząc na zebranych z dezaprobatą, rozstawiał swój przenośny warsztat.
- To nie koniec, tylko początek. Pod tą kruszyną, co rośnie przy murze wszystko się zaczyna - mruknął starzec rozpędzając kamień.
- Nie pchać się, bo kogo skaleczę albo ktoś sam się pochlasta!
Wiedzieli, że jeśli się zdenerwuje, to będą musieli czekać do następnego razu, a ten może przecież nigdy nie nastąpić.
- Ludzie na litość boską, odsuńcie się trochę! – poprosił zdyszany dozorca.
Ostrzyciel wiedział wszystko o przeszłości i co najważniejsze, widział wszystko z pewnej odległości, całościowo.
- Kto pierwszy? – zapytał zniecierpliwiony.
Mieszkańcy kamienicy już wcześniej wybrali kudłatego chłopaka, bo tylko on umiał tak zgrabnie układać myśli w słowa.
- Czy to prawda, że ten ceglany mur wyznacza koniec świata? – powiedział speszony, podając nożyce krawieckie.
- Nie ostrzyłem tego wcześniej? – zapytał starzec podejrzliwie. Nie lubił, kiedy mu się przynosiło coś dwa razy tylko po to, żeby sobie posłuchać.
- On dawał wcześnie finkę z kościaną rączką – wtrącił się dozorca.
- A te nożyce, to po kim?
- Po ojcu – odpowiedział kudłaty i zaraz dodał – ojciec wyrabiał kapelusze, matka się modli za jego duszę i za coś jeszcze, zapomniałem.