Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ostatni z Potomków - Rozdział 1 - Dziecię Krwi
#1
Ukończyłem rozdział. Normalnie brawo JA XD
Łapajcie linka do dysku google: Ostatni z Potomków - Rozdział 1 - Dziecię Krwi

Miłego czytania Ludkowie.

P.S Wszelkie kopiowanie i wykorzystywanie tekstu bez zgody autora będzie traktowane jako przestępstwo i podlegać będzie karze.

_____________
DZIECIĘ KRWII


– Cholera jak zimno, i pomyśleć, że jeszcze przed chwila panował tu taki upał, że ledwo dało się wytrzymać!! Jak okiem sięgnąć żadnego schronienia. Czy przyjdzie mi tu zamarznąć?, na tej paskudnej i nieprzyjaznej skale.
Pogoda robiła się coraz gorsza, nagle zaczął padać śnieg, a temperatura spadała na łeb na szyje. W pewnym momencie zza załomu dało się dostrzec niewielka łunę. Bez zbyt długiego zastanowienia ruszyłem w tamtą stronę i…. Jaki to był wielki błąd przekonałem się niedługo potem….

***
Krzyk dobiegł z górnego pokoju niewielkiego domostwa na obrzeżach małego miasteczka, które liczyło sobie może z kilkaset osób, nie licząc pokaźnego zamku górującego nad mieściną. Zlany zimnym potem i z wyrazem przerażenia na twarzy młody chłopak podniósł się z łóżka. Patrzył to raz na jedną to raz na drugą dłoń nie mogąc uwierzyć, że są one jego własnymi. Do pokoju wpadła jak wicher siostra z widocznym zmartwieniem na twarzy. Rozejrzała się spokojnie po pokoju, nie zauważając niczego niepokojącego, zaczęła powoli podchodzić do chłopca. Ten zaś jedynie ukrył twarz w dłoniach nie zdolny do opanowania strachu jaki czuł. Dziewczyna nagle poczuła wielkie współczucie dla tego chłopca, którego nazywała bratem od czasu kiedy po raz pierwszy spotkała go nad rzeką, trzy lata temu, pamiętała to jakby to było wczoraj.

***
Szła spokojnie dróżką koło rzeki, z koszykiem pełnym chleba od starego piekarza, kiedy usłyszała głośny plusk, podbiegła zobaczyć cóż takiego wydało ów dźwięk. Wówczas zobaczyła chłopca, którego twarz była zanurzona w wodzie, bez zastanowienia upuściła koszyk i pobiegła by go wyciągnąć. O dziwo kosztowało ją to wiele wysiłku, mimo iż chłopak nie mógł być ciężki, wyglądał raczej jakby od wielu dni nie jadł i był skrajnie wycieńczony, ale na szczęście oddychał, miał około siedemnaście lat. Dziewczyna położyła go na trawie, a sama rozejrzała się dokładnie po okolicy w poszukiwaniu ziół leczniczych, które mogły rosnąc w okolicy. Mimo młodego wieku, miała szesnaście lat, kruczo-czarne włosy, srebrne oczy, była znana w całej okolicy jako najzdolniejsza uczennica zielarki, dzięki czemu znała się na ziołach, maściach i innych specyfikach służących ludziom. Po niedługim czasie i z odpowiednimi ziołami rozpoczęła przygotowania specjalnego lekarstwa, które miało pomóc chłopcu. Wykonanie nie trwało długo a podane miało prawie natychmiastowy efekt, chłopak otworzył oczy, rozejrzał się przytomnie, wstał podziękował dziewczynie za pomoc i odsunął się od niej, jakby obawiał się czegoś, lecz nagle ponownie upadł.
– Hej, nie przemęczaj się tak, nadal jesteś słaby.
Chłopak spojrzał na nią z nieukrywanym przerażeniem. Nie dało się ocenić co bardziej nim wstrząsnęło, to, że ktoś się do niego odezwał bez pogardy i przerażenia w głosie czy tez to, że jest słaby i niezdolny do samodzielnego poruszania się.
– Nie, nie, nie! – wykrzyczał chłopak
Krzyk był tak głośny, że dziewczyna musiała zasłonić uszy, kiedy spojrzała w kierunku chłopca, na jego dłoniach coś się pojawiło, lecz zaraz znikło a sam chłopak upadł nieprzytomny….
***
– Co się stało? – zapytała zatroskana.
Chłopak powoli odsunął dłonie od twarzy i spojrzał na nią z pełnym leku spojrzeniem.
– Znów ten sam sen?
Jedynie co chłopak mógł zrobić to skinął głowa na tak. Dziewczyna podeszła do niego, przytuliła go i delikatnie głaskała po głowie, uspokajając. Chłopak w końcu się rozluźnił, co pozwoliło oczyścić atmosferę z aury przerażenia.
– Pomyśleć, że ten chłopak, Oster, jest ze mną już trzy lata. Od tamtej pory, tego pamiętnego spotkania nad rzeką, nie wydarzyło się to co wtedy, nie pojawiło się także, to dziwne coś na jego dłoniach – pomyślała sobie dziewczyna.
Chłopak spojrzał na nią i tylko mocno ja przytulił szepcząc jej do ucha:
– Dziękuje Ci Alish, dziękuje, że tu jesteś.
Te słowa wprawiły dziewczynę w nie małe zdumienie, ale także wywołały wiele radości. Odsunęła od siebie Ostera i uśmiechnęła się ciepło. Rozczochrała jego czarne jak smoła włosy, uszczypnęła go w policzek, wzięła w dłonie jego twarz i złożyła pocałunek na czole, jak zawsze robiła kiedy miał koszmary, by rozgonić ciemne chmury w jego umyśle.
– Dobrze, skoro już się lepiej czujesz to idź się umyć i przyjdź do kuchni. – powiedziała Alish wychodząc z pokoju Ostera.
Po niespełna chwili chłopak pojawił się w kuchni. Nie była ona zbyt wspaniała, ale spełniała swoją funkcje jak również była miejscem przygotowań leków, maści i naparów przez Alish. Na stole czekało już śniadanie w postaci podpłomyka i owsianki oraz trochę sera. Oboje usiedli do stołu i bez zwłoki rozpoczęli jedzenie. Zawsze cenili sobie tą poranną chwile, kiedy w spokoju siedzieli przy stole mogąc porozmawiać o wyzwaniach, które ich czekają tego dnia jak i o marzeniach ich obojga by zmienić to, co jest możliwe do zmiany lub zaakceptować to, iż takie życie zostało już dla nich wybrane i będzie takie aż do końca ich dni. Alish po skończonym posiłku zabrała się za przygotowanie porcji medykamentów dla kilku osób, które na dziś miała zaplanowane.
– Oster jak skończysz to proszę byś umył naczynia, poszedł po zioła do Malwiny i skoczył jeszcze na targ po kilka świeżych warzyw oraz trzy szklane buteleczki od szklarza, masz tu 10 denarów. A i zanim zapomnę Rodrin prosił by ci przypomnieć, że masz dziś trening na polanie.
– Dobrze siostro, zapamiętałem i już biorę się za wszystko.
Oster szybko pozmywał i ruszył przez drzwi frontowe, zabrał swój miecz, który dostał od Rodrina na urodziny, bo jak twierdził, "Każdy szanujący się mężczyzna wygląda o wiele lepiej z bronią przy boku". Miecz był pamiątka po jego pra pra dziadku, lecz ani Oster ani Alish nie dawali temu wiary choć widzieli, że oręż ma wartość sentymentalną dla doświadczonego wojownika, mimo iż ma już swoje lata to nadal zachował sprawny umysł oraz tężyznę fizyczna odpowiadającą dwudziestopięcioletniemu mężczyźnie.
W okolicy Rodin był znany z turniejów lecz nie tylko, powiada się że jest on najlepszym wojownikiem królestwa, pokonał niewyobrażalną ilość wrogów i brał udział w dwóch wojnach, które toczyły się przez ten kraj. Z obu, dzięki swojej sprawności, doświadczeniu i umiejętnościom wyszedł bez szwanku. Ludzie szeptali, że jest on jedyną osobą, która mogłaby zagrozić pozycji młodego króla i przejąć władzę, lecz jak powszechnie wiadomo są to w głównej mierze pogłoski starszych, który nie wiedzą co zrobić z nadmiarem czasu wolnego, gdyż w cieniu zamku, który został podarowanemu Rodriowi przez króla, miasteczko było bardzo zadbane i dobrze prosperowało, a bandyci wiedzieli, że nie maja tu czego szukać. Plotki krążyły nie tylko o możliwościach rycerza do przejęcia władzy, ale również, że chciał on pojąc siostrę Ostera, Alishe za żonę. Prawdą było iż Rodin był przyjacielem Alishi od dawna, wszakże dbał o jej bezpieczeństwo kiedy jej rodzice wyruszyli na wyprawę po bardzo rzadkie zioło lecznicze, zwane "Smoczym Językiem", by móc je zasadzić w ich królestwie lecz niestety nigdy nie powrócili z tej wyprawy. Sam rycerz traktował dziewczynę jak własna córkę, choć sam nie miał dzieci, i zawsze służył jej pomocą, tak samo jak teraz kiedy to poprosiła go by nauczył Ostera sztuki wojennej strategii, walki mieczem oraz strzelania z łuku. Młody chłopak bardzo lubił spędzać czas z wojownikiem, którego traktował jak rywala i przyjaciela.

***
Droga do Malwiny była spokojna, mieszkała niedaleko niewielkiego jeziorka a wokół były poletka uprawne, gdzie wraz z braćmi hodowała zioła lecznicze oraz inne rośliny o przeróżnych właściwościach i zastosowaniu. Jak zawsze o tej porze dziewczyna wraz ze swoim rodzeństwem zajmowali się pracą na polach, tak było dość często bo ich rodzice zajmowali się leczeniem ludzi w stolicy, gdzie wielu potrzebowało ich usług, ale wracali do domu kiedy tylko mogli, wtedy zawsze Malwina, jej rodzeństwo, Oster, Alisha i Rodrin zbierali się w lokalnej karczmie i wyprawiali ucztę dziękując bogom jak i losowi za ich bezpieczny powrót. Zwykle wracali raz na kwartał i zostawali w rodzinnych stronach przez dwa tygodnie, doglądając, sadząc i zbierając rośliny, które były im niezbędne do pracy.
Oster jak zawsze, kiedy jego siostra potrzebowała ziół, a było to ostatnio dość często, pojawił się przed domem Malwiny w niecałe dwadzieścia minut od wyruszenia z domu. Zazwyczaj czuł się niepewnie przy spotkaniach z tą energiczną młoda zielarką, na oko miała ona osiemnaście lat. Poznali się, kiedy on miał osiemnaście, czyli dokładnie rok po tym jak zamieszkał z Alishą. Chłopak zapukał energicznie w drzwi, po chwili otworzył mu wysoki brunet w ubrudzonych od ziemi spodniach i dłoniach. Zapraszającym gestem zaprosił Ostera do środka zamykając za nim drzwi i krzycząc na całe gardło:
– Malwina!! Twój chłopak przyszedł ciebie odwiedzić!! Pospiesz się bo ktoś inny się nim zainteresuje i zostaniesz stara panną!! – wrzasnął Mirek
Takie teksty były specjalnością rodzeństwa Malwiny, zawsze kiedy Oster pojawiał się u nich w domu każdy z jej braci, a było ich trzech, uważał, że ma święty obowiązek wypomnieć siostrze jej przywiązanie do chłopaka oraz przypomnieć jej, że są inne które będą miałyby na niego chęć. Choć według Ostera takie gadanie było bezcelowe, bo on nie miał w głowie takich bzdur, marzył tylko o jednym….. W tym momencie Malwina rzuciła się Osterowi na szyję i powaliła go na ziemię. Była ona szczupłą, niewysoką i wysportowaną dziewczyną, która nie uciekała od trudów życia. Włosy miała koloru blond, spięte w koński ogon, które sięgały jej do pasa. Oczy dziewczyny były intensywnie błękitne, można było dosłownie utonąć w jej spojrzeniu.
– Malwina złaź ze mnie i weź mnie w końcu puść!! – wychrypiał Oster, gdyż uderzenie wycisnęło z jego płuc resztę powietrza
– Ale Oster tak dawno ciebie nie widziałam. Czemu nie przychodzisz częściej? – powiedziała Malwina z ociąganiem podnosząc się z chłopaka
– A jak myślisz, dlaczego staram się pojawiać u Ciebie tylko jeśli muszę, hmm? Po pierwsze, twoi bracia, którzy non stop wygadują takie głupoty jak przed chwilą. Po drugie za każdym razem jak tylko jestem rzucasz się na mnie jak byk na krowę w czasie rui.
– Moi bracie już tak maja, po prostu ignoruj ich, a co do tego rzucania się na ciebie… – powiedziała lekko zakłopotana dziewczyna.
– Malwina nie czerwień się tak, bo jeszcze zamiast głowy wyrośnie ci burak i co wtedy Oster o tobie pomyśli? – powiedział Rem, jeden z braci Malwiny, który dopiero co wszedł do domu.
– Rem bądź cicho!! – zdenerwowała się dziewczyna.
– A co to za zbiorowisko w domu? – pojawił się ostatni z braci Eust
Tak to byli bracia Malwiny: Rem, Eust i Mirek, trzech znanych w wiosce cwaniaczków, ale nie byli oni źli, raczej lubili robić niewinne psikusy innym. Jednak kiedy ktoś zalezie za skórę im lub ich siostrze to lepiej żeby więcej się nie pojawiał w okolicy, jeśli nie chciał być pośmiewiskiem całego miasteczka jak i okolicznych wsi. Rem, Eust i Mirek mieli odpowiednio po dziewiętnaście, dwadzieścia jeden i dwadzieścia trzy lata, Malwina była z nich najmłodsza.
– Jak to co? Przecież do Malwiny zawitał Oster, jej chłopak i przyszły mąż. – powiedział Mirek do reszty braci.
Malwina czerwona na twarzy ukryła ją w dłoniach i krzycząc głośno, że jej bracia to najwięksi idioci na świecie wybiegła z domu. Chłopacy spojrzeli po sobie lekko żałując tego co powiedzieli, ale wyraz skruchy szybko znikł a ich twarzy i zaczęli głośno rechotać. Uwielbiali drażnić siostrę w ten sposób, ale zawsze potem obdarowywali ja czymś co poprawiało jej humor, aż do następnego razu.
– Pewnie pobiegła do altanki, która zbudowaliśmy jakiś czas temu. – powiedział Rem.
– To czemu nie idziecie po nią? – zapytał Oster.
– Hahahaha żartujesz, my jesteśmy ostatnimi osobami które ona chce zobaczyć, a zwłaszcza w tej chwili –powiedział Eust. – Masz weź ze sobą te czekoladki, kosztowały krocie, ale były przeznaczone na dzień taki jak ten. Znajdziesz ją po drugiej stronie jeziorka.
– Ale zanim pójdziesz to choć jeszcze ze mną. – rzekł Mirek.
Oster oczywiście poszedł za chłopakiem. Wyszli tylnimi drzwiami prowadzącymi na pola, które wyglądały na bardzo zadbane a na nich rosły i kwitły rośliny lecznicze. Widok zapierał dech w piersiach, bo niewielkie pola mieniły się wszelkimi barwami w promieniach porannego słońca. Był tam także niewielki stół na którym leżały zwinięte rośliny lecznicze. Mirek sprawdził ich jakość i podał pakunek Osterowi.
– A teraz idź i powiedz mojej siostrze by wracała bo jej część pola czeka na rośliny.
Chłopak zrobił tak jak powiedział Mirek i ruszył do altanki na drugim brzegu jeziorka. Po krótkiej chwili dotarł na miejsce. Okazało się, że Malwina naprawdę tam była, stała oparta o balustradę i zamyślona spoglądała na jezioro przed sobą. Wydawało się, iż czeka aż będzie zachód słońca by rozkoszować się widokiem pomarańczy odbijającym się w tafli wody. Oster wyobrażał sobie Malwinę ubraną w letnią sukienkę, a nie jak teraz w ubranie do pracy, lekki wiatr rozwiewający jej długie aż do pasa włosy, w zachodzącym słońcu, przybierające barwę bursztynu i słodki, wręcz rozbrajający uśmiech na jej ślicznej twarzyczce. Oster mógł tam tak stać i nie odrywać od niej wzroku. Jej uroda potrafiła przebić nawet urodę księżniczek, które czasami przyjeżdżały do zamku Rodrina, ale to piękno mogła wyciągnąć jedynie natura odpowiednio tworząc atmosferę. Stał tam w osłupieniu już dobre parę chwil, kiedy w końcu Malwina się odwróciła. Oster spojrzał na jej twarz, którą zdobił piękny uśmiech, ale dało się też dostrzec ślady już wyschniętych łez. Bez zastanowienia, wiedziony jakimś impulsem, którego wcześniej nigdy nie doświadczył, podszedł do dziewczyny i bez słowa przytulił ją z całej siły do siebie. Malwina bezwiednie odwzajemniła uścisk i trwali tak dobrą chwilę wsłuchując się każdy w siebie. Po tej przedłużającej się chwili, nieśmiało odsunęli się od siebie, oboje z wyrazem zawstydzenia na twarzy. Przedłużająca się cisza nie ułatwiała żadnemu z nich podjęcia jakiejkolwiek rozmowy. W końcu Oster przełamał się i otworzył usta by rzec:
– Ja...Ja... – dukał chłopak
– Nie musisz przepraszać – odezwała się Malwina – to ja powinnam ciebie przeprosić za swoje zachowanie i za to, że pozwoliłam braciom na mówienie takich bzdur.
Łzy ponownie zebrały się w kącikach oczu dziewczyny, a Oster tym razem sam z własnej woli podszedł do niej, lekko przytulił i otarł jej zły zanim te znów zdążyły popłynąć. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, co sprawiło, że dziewczyna się zarumieniła, a bliskość osoby która tak lubiła napełniała jej serce radością tak wielką, iż nie można tego opisać słowami. Po chwili odsunęli się od siebie, tym razem bez zażenowania.
– A właśnie miałem coś ci dać – powiedział Oster wyciągając paczkę czekoladek.
– Nie musisz, jest mi juz lepiej i wiem, że te czekoladki są od moich braci. Zachowaj je, może podarujesz je swojej siostrze lub komuś kogo lubisz – promienisty uśmiech zawitał na twarzy Malwiny. – Mimo iż wiem, że mnie lubisz to ich nie przyjmę.
Wyraz twarzy Ostera w kilka sekund zmieniła się ze szczęśliwej w zakłopotana i znów w szczęśliwą. Wydawało mu się, że ona potrafi czytać mu w myślach.
– No dobrze Malwina, jak sobie życzysz, ale pamiętaj, że jeszcze wrócimy do tej nierozwiązanej sprawy.
Oboje w świetnych nastrojach wyszli z altanki i ruszyli z powrotem w kierunku domu dziewczyny. Spodziewali się ponownego wyśmiewania ich przez jej braci, ale o dziwo żadne słowa nie padły. Chłopacy jedynie spojrzeli na nich przelotnie uśmiechając się do siebie i wrócili do pracy na polach. Oster i Malwina stanęli przed drzwiami wejściowymi uśmiechając się do siebie.
– Dzięki Malwina za zrozumienie i zioła, też podziękuj braciom ode mnie za kawał dobrej roboty.
– Jasne przekaże i nie bądź na nich zły, to dobrzy bracia, ale czasami zachowują się strasznie dziecinnie.
Oboje ponownie spojrzeli na siebie i kiedy Oster chciał odwrócić się i iść, Malwina przytuliła go po raz ostatni i zostawiła buziaka na jego policzku mówiąc z figlarnym uśmiechem:
– To na szczęście i jako znak, że mamy jeszcze coś do dokończenia.
Oster niepewny co powiedzieć podrapał się po głowie, jedynie uśmiech pokazywał, że zgadza się na to. Po chwili odwrócił się i odszedł w stronę targu, gdzie miał kupić kilka warzyw.

***
Miejsce to jak zawsze tętniło życiem. nie ważne o jakiej porze dnia ktoś się tu zjawił. Tego typu miejsca kusiły kolorami oraz sprzedawcami wykrzykującymi by każdy kupił ich produkty, gdyż są one najlepsze i najwyższej jakości. Tak na prawdę można było zostawić tu nie mały majątek i pewnie Oster by tak zrobił, gdyby zależało mu na kupnie czegoś prócz warzyw, choć czasami przystawał i przyglądał się straganom z bronią. To właśnie Rodrin zaszczepił w nim podziw dla oręża stworzonego przez człowieka, trud jego wykonania i poświęcenie kowala, który w pocie czoła siedział przy gorącym piecu i siłą własnych mięśni rzeźbił klinki na kowadle.
– Nie marz tyle, bo jeszcze ciebie okradną. – Powiedział ktoś zza pleców Ostera.
Kiedy chłopak się obrócił ujrzał tylko zarys starszego i wyższego od siebie mężczyzny, gdyż patrzył pod słońce. Po postawie przybysza dało się domyślić iż jest on doświadczonym wojownikiem. Jego brązowe włosy były poprzeplatane siwymi kosmkami, brodę miał modnie ściętą w niewielki kucyk, a szare oczy przyprawiały o dreszcze każdego kto w nie spojrzał, chyba że znało się tego wojownika. Oster oczywiście go znał, był to nikt inny jak sam Rodrin.
– Hehehe Czołem mały szkrabie – rzekł Rodin do Ostera.
– Rodinie przy tobie nawet rosły mężczyzna wygląda na małe dziecko.
– Hahahaha. I tu masz racje. Taki już jestem. Wielkolud z Równin, tak mnie kiedyś nazywano. Był też Potwór, ale to dawne czasy.
– Wierzę ci Rodinie, oj wierzę.
– No dobra, sprawdźmy czy w tej kupie żelastwa znajdziesz coś wartościowego dla wojowników, jakimi obaj jesteśmy.
Oster rozejrzał się uważnie po stoisku, biorąc w dłonie każdą sztukę broni i sprawdzając ją bardzo uważnie. Sklepikarz oczywiście zapewniał, iż ma najlepszy oręż po tej stronie morza, lecz Rodrin go uciszył spojrzeniem by dać Osterowi chwilę ciszy na skupienie się. W końcu chłopak wziął do ręki coś co przypomina gruby nóż.
– I co? Znalazłeś cos interesującego? – zapytał Rodrin.
– Tak, ten nóż. Jest bardzo dobrze wyważony, poza tym jest też bardzo ostry. Co to za broń? - rzekł Oster jednocześnie zwracając się do sprzedawcy.
– Widzę, że masz bardzo dobre oko młodzieńcze. – rzekł sprzedawca.
– Oczywiście, że ma, to wszakże mój uczeń. – wtrącił się z nutą dumy w głosie Rodrin.
– Tak oczywiście, to widać od razu Mistrzu Rodrinie. Ten, jak to nazwałeś nóż, jest faktycznie nożem, ale Saksońskim, słyszałem, że w kraju skąd został sprowadzony ludzie nazywają go Saksą. Naprawdę nie rozumiem tego, przecież dziwna to nazwa na nóż. - rzekł sprzedawca.
– Ile chcesz, dobry człowieku, za ten niby nóż? – zapytał Rodrin.
– Jak dla ciebie panie będzie to jedyne 200 denarów.
– Strasznie dużo, za to można by kupić napierśnik płytowy. – spostrzegł Oster.
– Masz rację młody, ale sądzę, że jest wart swojej ceny. – rzekł Rodron wręczając sprzedawcy woreczek z pieniędzmi. – A teraz trzymaj mody to dla ciebie a i masz też tu trochę skóry, która mi została. Pamiętaj by w wolnej chwili zrobić kaburę na ten nóż oraz dobrze ją naoliwić. W czasie treningu pokażę ci coś ciekawego na temat tej zabawki.
Rodrin odszedł w swoją stronę a Oster poszedł szukać stoiska z warzywami. Oczywiście jak na złość nim trafił do tego stoiska został zaczepiony przez pewne nie miłe towarzystwo w formie 4 lokalnych chuliganów, którzy jak sami kiedyś twierdzili, trzęsą tą okolicą i nawet mistrz Rodrin nic im zrobić nie może. W niespełna kilka sekund wciągnęli Ostera do jakiejś bocznej uliczki. Na oko każdy z chuliganów miał jesteś dwadzieścia jeden lat, więc byli starsi od Ostera i zapewne silniejsi, lecz nie wiedzieli, że od czasu poznania go z Rodrinem trenował tak intensywnie, że często wracał do domu ledwo żywy, ale zawsze bardzo szczęśliwy.
– A teraz przybłędo oddawaj wszystko co masz!! – wykrzyczał pierwszy z napastników. – Chyba, że chcesz byśmy przerobili twoją buźkę tak, że nawet własna matka ciebie nie pozna i pozbędzie się ciebie.
Oster nic nie odpowiedział, tylko stał spokojnie z rękoma wzdłuż tułowia i z opuszczoną głową. Była to pozycja pokazująca uległość, co zapewne podbudowało jeszcze bardziej odwagę chuliganów, lecz oczy Ostera bacznie obserwowały każdy ruch przeciwników analizując ich słabe punkty. Chuliganie stali w formie rąbu, co od razu umysł Ostera zapamiętał, jako bardzo nie korzystną pozycje dla jego oprawców. Tak jak się chłopak spodziewał, poza która przybrał zachęciła oprychów do bardziej zdecydowanego działania. Pierwszy podszedł do niego, bez podejrzewania, że jest to jedynie gra. Oster wykorzystał to i celnym ciosem w brzuch powalił pierwszego chuligana, podciął też drugiego, a dwaj pozostali zdążyli mu umknąć. Podcięty chłopak już zaczynał wstawać, natomiast ten co dostał precyzyjny cios w brzuch nadal klęczał na ziemi jęcząc z bólu. Pozostali wyciągnęli noże, przekonani, ze widok broni przestraszy ofiarę, lecz pomylili się. Oster stał pewnie przyglądając się tylko i śledząc ich ruchy. Na jego twarzy malował się jedynie spokój i determinacja, która ostudziła zapał oprychów do dalszej walki.
– Co wy robicie idioci? Atakujcie! On jest sam, a was jest trzech – rzekł oprych, który właśnie się podnosił z ziemi. – Nawet nie wyciągnął broni, tak nas się teraz boi!
Szef bandy najwidoczniej odnowił morale swoich ludzi, bo znów zaatakowali. Oster nienawidził takiej walki. Lecz cóż począć jak bydło dostaje broń i czuje się niezwyciężone. Chłopak odpiął miecz wraz z kaburą od paska i stanął do walki. Nie chciał uszkodzić tych imbecyli, bo jeszcze by wynikło z tego większe zamieszanie. Napastnicy rzucili się na niego jak dzikie zwierzęta sądząc, że jest słabą ofiarą. Pierwszy, który padł był przywódcą, dostał on prosto w skroń co szybko wyeliminowało go z dalsze walki. Następny równie bezmyślnie rzucił się na Ostera i po niespełna chwili leżał na ziemi powalony uderzeniem prosto w szczękę, które sprawiło, że się zachwiał i padł jak długi, choć widać było, iż jeszcze był świadomy co się wokół niego dzieje. Pozostali dwaj postanowili działać razem i poruszali się po okręgu. W pewnym momencie zaatakowali, Oster uderzył kaburą w dłoń jednego z napastników, co sprawiło, że nóż poleciał na ziemie, podciął go tak, że ten upadł i uderzył mocno o ziemię. W ostatniej chwili wyciągnął miecz z kabury i metal zaszczękał o metal, kiedy zablokował cios wymierzony w jego plecy. Odepchnął od siebie napastnika i wycelował koniec miecza w jego gardło. Twarz Ostera nie wyrażała żadnych emocji, twardo patrzył na ostatniego z przeciwników i nie opuszczając miecza rzekł tak złowieszczym tonem, że każdego przyprawiłoby to o gęsią skórkę.
– Jeśli nie chcesz zginąć odrzuć broń. Już!
Przerażony chłopak bez chwili zastanowienia rzucił broń i padł na kolana przed Osterem chlipiąc żałośnie.
– Proszę wybacz, już nie będziemy więcej napadać na innych, przysięgam. – płaszczył się ostatni z napastników.
– A teraz zabieraj swoich kumpli i żebym nigdy więcej was na oczy nie widział. Zrozumiano? – rzekł zdenerwowany Oster.
Napastnik ze strachu narobił w spodnie. ocucił jednego z kolegów i obaj zabrali pozostałych dwóch. Zrobili to tak szybko, że po kilku sekundach juz ich nie było. Oster schował miecz do pochwy, a tą przypiął do paska. Nagle poczuł się bardzo słaby, tak jakby wszelkie siły go opuściły. Oparł się o ścianę pobliskiego domostwa, spojrzał na wierzch swojej prawej dłoni i zobaczył na niej znak smoka, który wyglądał jakby był wypalony w jego skórze. Chłopak usiadł ciężko na ziemi, czuł się zmęczony i oszołomiony, lecz powolutku wracały do niego siły, a znak zaczynał blednąć. Niedaleko miejsca w którym siedział stała też beczka na deszczówkę, ludzie wierzyli, że dobrze przygotowana deszczówka pomaga na wiele schorzeń, oczywiście wraz z leczniczymi ziołami. Podszedł do beczułki i napił się z niej wody. Świeża, krystalicznie czysta ciecz pomogła mu się otrząsnąć z emocji i napełniła jego ciało porcją świeżości, której teraz tak bardzo potrzebował. Stał jeszcze chwile oparty o beczkę by do końca uspokoić swoje mocno bijące serce, potem ruszył żwawym krokiem na drugi koniec miasteczka, gdyż tam mieszkał stary szklarz. Oster nie napotkał już swoich oprawców, wiec droga minęła mu dosyć szybko, nie licząc tego, iż miał trochę problemów z przedostaniem się przez zatłoczony plac, gdyż jakiś człowiek ubrany na czerwono, chyba kapłan wygłaszał swoje orędzie. Chłopak nie był zbyt bogobojny jak większość ludzi, wierzył, że osiągnie sukces jedynie ciężką pracą a nie modłami do możliwie nie istniejącego boga. Na chwilę zatrzymali go jacyś ludzie prosząc o datki, ale jedno spojrzenie chłopaka wystarczyło by się od niego odsunęli i pozwolili mu przejść w spokoju.
– Czemu dzisiejszy dzień jest taki dziwny? Przecież wykonuje te obowiązki raz na tydzień i nigdy jeszcze nie przydarzyło mi się tyle co dziś – pomyślał Oser.
Po niespełna chwili chłopak dotarł do domku szklarza, zapukał mocno do drzwi, a kiedy nikt mu nie odpowiedział walną w nie pięścią, aż zatrzęsły się deski.
– Czego?! Nie mam pieniędzy dla darmozjadów ani dla tego niby kościoła i nie chce rozmawiać o waszym bogu. Wynocha!! – zagrzmiała odpowiedź zza drzwi.
– Panie Fen to ja, Oster. – rzekł chłopak.
– Foster? Jaki Forster? Nie znam żadnego Fostera, to pewnie jakaś sztuczka tych dziwnych kapłanów by dostać się do mojej pracowni. Odejdźcie, bo poszczuje was moją Bertą.
– Oster panie Fen, Oster. Brat Alishy. Przyszedłem odebrać jej zamówienie na buteleczki.
Po tych słowach nastała cisza, chwile potem dało się słyszeć powolne pukanie o podłogę, następnie zgrzyt zamka i drzwi otworzyły się, a w nich stary Fen. Wyglądał nie najgorzej jak na staruszka, miał na oko jakieś 70 lat, ale jego słuch nie był juz tak sprawny jak wzrok czy umysł, poza tym nie za bardzo ufał obcym dlatego tez zamykał drzwi i wpuszczał tylko "swoich".
– Czemu nie mówiłeś, że to ty? - zapytał stary szklarz.
– Mówiłem, tylko pewnie nie słyszałeś.
– Nonsens, ja wszystko słyszę!
– Dobra Fin niech ci będzie. Masz to co moja siostra chciała? - zapytał Oster juz lekko zniecierpliwiony.
– Tak, Tak, mam. To będzie kosztować 3 denary młodzieńcze.
– Rozumiem, że uwzględniłeś zniżkę dla "swoich" – powiedział konspiracyjnie Oster do Fina.
– Oczywiście. Normalnie za usługę liczę sobie przynajmniej 10 denarów. - powiedział z uśmiechem stary szklarz.
Do pokoju w którym przebywał Oster i Fin wszedł młody chłopak w wieku około 17 lat, miał brązowe oczy i włosy, nie był specjalnie umięśniony, ale jeśli tylko się przyjrzeć dokładniej to można było stwierdzić iż wie co to ciężka praca. Ludzie mówili tez, ze zajmował się czymś co nazwał chemią lub alchemią, co świadczyło o tym, że ma bardzo wyrafinowany umysł.
– Dziadku kolejna partia gotowa, mogę sobie zrobić chwile przerwy? O cześć Oster. Jak się miewasz? – zapytał chłopak.
– Cześć. – krótko odpowiedział Oster
– Jasne, że możesz. Oster napijesz się herbaty? – zapytał stary Fin.
Chłopakiem, który tu pracował i pomagał szklarzowi był jego wnuk, Eryk. Z tego co się słyszało w okolicy Eryk nie tylko tu pomagał, ale tez podobno po tajemnie tworzył jakąś nowa broń, czy cos takiego. Miała to być szklana kulka wypełniona w środku jakimiś dwoma substancjami, które po rozbiciu kulki miały się połączyć i spowodować wybuch. Eryk oczywiście nie wiedział, że większość miasteczka ma go za jakiegoś świra i trzymali w tajemnicy swoje spostrzeżenia, bo jeśli go zabraknie to stary Fin nie da rady sam prowadzić swojego warsztatu.
– Nie dziękuje Fin, spieszę się trochę. Musze zanieść wszystko siostrze i jeszcze lecieć na polane gdzie mam odbyć trening z Rodrinem, więc jestem trochę zabiegany.
– Oster, czy zanim pójdziesz to czy mógłbym mieć do ciebie małą prośbę? – zapytał Eryk nieśmiało.
– Zależy o co ci chodzi. – Oczywiście Oster domyślał się o co może chodzić i nie pomylił się.
– Wziąłbyś kilka ładunków i sprawdził jak one działają?
– A ty dalej się bawisz w te swoje ładunki? Kiedy ty masz na to czas, skoro zawsze mamy tyle pracy. – zdziwił się Fin, nie mogąc zrozumieć fascynacje wnuka tym czymś.
– Zawsze znajdzie się chwila by zrobić cos nowego, dziadku. – rzekł niczym nie zrażony Eryk.
– No dobra, niech ci będzie, daj trochę tych swoich ładunków. – rzekł Oster.
Eryk podał niewielką torbę z ładunkami Osterowi, było ich łącznie piętnaście. Kiedy otworzył ową torbę, zobaczył, że ładunki są starannie ułożone na swoich miejscach zawinięte w tkaninę, która je chroni przed rozbiciem.
– Masz tu piętnaście ładunków. Po pięć z każdego rodzaju jaki zrobiłem. Pierwsze są oślepiające, po rozbiciu emitują bardzo mocne światło, więc najlepiej jak nie będziesz patrzeć na nie, ale też mogą one ci pomóc jak jest bardzo ciemno. Następna piątka to ładunki dźwiękowe, kiedy wybuchnie, dźwięk jest tak głośny, że może uszkodzić uszy. Ostatnie to ładunki, które mogą zabić, mają w sobie ostre odłamki, najlepiej trzymaj się od nich jak najdalej.
Oster po wysłuchaniu jaka jest zawartość torby przyjął ja z wyraźnym oporem. Przymocował ją u dołu pleców tak by mieć do nich szybki i łatwy dostęp z obu stron.
– Mam nadzieję, że nie wybuchną kiedy je będę nosił. – wyraził swoje obawy Oster.
– Spokojnie, są ciasno upakowane i zawinięte więc nic nie powinno im się stać. Jeśli będziesz potrzebował więcej to za tydzień powinienem już mieć kilka nowych gotowych.
Mimo zapewnień Eryka, Oster z niepokojem wyszedł od szklarza z dodatkowym ładunkiem niż by chciał. Udał się spokojnie w stronę swojego domu. Droga zajęła mu chwilę, ale w końcu dotarł. Wchodząc do domu nie zastał Alishy. Zostawił wszystkie rzeczy w kuchni, prócz miecza, saksy oraz ładunków, które odłożył w swoim pokoju. W czasie oczekiwania na powrót siostry, Oster zabrał się za wykonywanie kabury. Naoliwił dokładnie skórę, otrzymana od Rodrina, zszył ją bardzo grubymi nićmi, włożył do niej broń i kilka razy wyjmował ja i wkładał by przekonać się czy dobrze wszystko wykonał. Broń gładko przesuwała się w kaburze co sprawiło iż chłopak poczuł niemałą dumę, gdyż to pewien stary garbarz, który służył na zamku, nauczył go jak poprawnie wykonywać kabury. Chłopak przypiął ją do paska po prawej stronie, kiedy broń znalazła się na swoim miejscu poczuł jej ciężar. Zdziwił się, gdyż kiedy trzymał sakse w ręce nie wydała się ona taka ciężka. W czasie kiedy Oster pracował do domu wróciła jego siostra. Słyszał jak Alisha krząta się w dolnej części domu, lecz po chwili usłyszał także głosy innych osób. Wytężył słuch i rozpoznał głos Rem'a. Oster cicho wyszedł ze swojego pokoju by lepiej usłyszeć to co się działo.
– Daj spokój Rem, wiesz, że cenie sobie wasza pomoc w kwestii hodowli ziół, ale nie chce się uganiać za jakimś mistycznym ziołem, którego nigdy nie widziałam na oczy.
– Nie jest to daleko, jedynie sąsiednie królestwo, słyszałem, ze rośnie ono na pustyni, a jego owoce potrafią zdziałać cuda. – rzekł Rem.
– Tez o tym słyszałam, podobno zwie się to "Diabelskim Owocem".
– Zastanawiam mnie czemu tak go nazwali – zastanawiał się na głos Rem.
– To bardzo proste głuptasie – Alisha rozczochrała włosy Rem'a sympatycznie się śmiejąc. – Nazywa się tak, ponieważ jeśli nie zbierzesz go w odpowiednim czasie to jego właściwości, jeśli sa prawdziwe, mają dokładnie odwrotny skutek.
– Aham, dobra zapomnij co proponowałem – odpowiedział z rezygnacją.
– Nie martw się, kiedyś przejdziesz do historii i znajdziesz, bądź wyhodujesz świetną roślinę leczniczą – pocieszyła Rem'a dziewczyna.
Posmutniały Rem wyglądał żałośnie utraciwszy cały zapał jaki miał, lecz po chwili znów był sobą. Ten chłopak potrafił szybko pozbierać się w sobie. Uśmiechnął się zalotnie do Alishy i ruszył do wyjścia, przed drzwiami posłał jej jeszcze tylko jedno spojrzenie i zniknął za drzwiami. Dziewczyna westchnęła z ulgą, nie lubiła takich sytuacji, ale czasami się zdarzały i nic nie można było na to poradzić. Natomiast przysłuchujący się rozmowie Oster był bardzo zdziwiony obrotem spraw i powoli wycofał się do swojego pokoju, ponieważ spodziewał się, że niedługo przyjdzie tam jego siostra. Po niespełna kilku minutach usłyszał kroki na schodach i do jego pokoju weszła Alisha.
– Co robisz, braciszku? – zapytała.
– Właśnie skończyłem robić kaburę na ten nóż, który kupił mi Rodrin.
– Wybacz, że dopiero co wróciłam, ale po drodze do domu spotkałam Rodrina. Prosił byś na trening przyszedł do koszar.
– No dobrze, skoro tam mam trening to tam pójdę. Czy masz coś jeszcze dla mnie? – spytał Oster.
– Tak, na dole jest ciasto, które dostałam za maści od pewnej staruszki, jagodowe i bardzo pyszne.
Po chwili Ostera już nie było w pokoju, Alisha znalazła go wkładającego sobie kawałki ciasta do buzi, co zaowocowało tym, że prawie całą twarz miał w jagodach. Wyglądał jak jakiś pochłonięty obsesją na punkcie ciasta potwór. Alisha głośno się śmiała widząc swojego brata w takim stanie. Oster tylko spojrzał na nią, ledwo przełknął ciasto, popił mlekiem i przemówił:
– Wiesz, że takie wypieki to moja słabość, więc czego się spodziewałaś?
Alisha nic nie odpowiedziała, wzięła tylko kubek, nalała sobie mleka i przyłączyła się do jedzącego ciasto Ostera. Z wypieku nie zostały nawet okruszki. Po skończonym posiłku chłopak wrócił do swojego pokoju, zabrał miecz, nóż oraz ładunki i wychodząc z domu udał się do zamku.

***
Zamek był bardzo okazałą budowlą wzniesioną na wzniesieniu oraz, zbudowany ze specjalnego kamienia, który z czasem stawał się bardzo twardy. Wejścia do zamku broniła wykopana fosa, w której było pełno wody oraz niebezpieczne zwierzęta takie jak krokodyle. Drogi do zamku były dwie, jedna przez główna bramę z mostem zwodzonym, która zwykle była zamknięta chyba, że do Rodrina przyjeżdżała naprawdę ważna osobistość lub przywożone były zapasy. Drugą drogą były niewielkie drzwi z kładką, która na noc była wciągana do zamku. Szerokość kładki pozwalała by bez problemu obok siebie szły dwie osoby, drzwi były tak samo szerokie. Zewnętrzne ściany były pokryte substancją, która sprawiała, iż nie dało się wspinać po murach. Tak więc próba wspinaczki kończyła się efektownym pluskiem delikwenta do fosy, co oznaczało już brak możliwości wydostania się z niej i pożarcie. Po wejściu na plac można było podziwiać baszty zamieszczone na rogach grubego na 6 metrów muru, a w środku duża wieża centralna, dzięki której można było dostać się do głównych pomieszczeń. Niedaleko stała też budowla nie połączona z wieżą, a mianowicie były to koszary, gdzie stacjonowali żołnierze Rodrina, a za nią znajdowało się pole treningowe. Oster udał się w tamtym kierunku, nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi, ani na to, że był uzbrojony, gdyż przez dwa lata bywał tu częstym gościem. Po wejściu do koszar Ostera przywitał jeden z żołnierzy, wyglądał dosyć niegroźnie, ale opowieści o nim znane były wszystkim mieszkańcom zamku. Był silnym mężczyzną, na oko miał może dwadzieścia sześć lat, lubił nosić dłuższe włosy, o kolorze smoły, niż pozostali, miał tez charakterystyczna kozią bródkę, a spojrzenie jego oczu sprawiało wrażenie iż potrafił on odczytać najskrytsze myśli osoby na którą patrzył. Żołnierze wołali na niego Szatan, gdyż podczas treningów i walk poruszał się z niesamowita prędkością, że jedynie sam Rodrin dotrzymywał mu kroku. Rycerz wolał by wołano na niego Saturin, i właśnie pod takim pseudonimem był znany.
– Witaj Oster, szukasz Rodrina? – zapytał Saturin.
– Zgadza się, dostałem wiadomość, że trening ma się odbyć na zamku a nie na polanie tak jak wcześniej było planowane.
– Tu masz rację, niestety Rodrin ma jakieś spotkanie z jakimś prykiem z zamku Windsor, niestety nie znam szczegółów.
– A to ci pech. Ciekawi mnie skąd ta zmiana miejsca. Jak sądzisz? – zapytał Oster, Saturina
– Sam nie wiem, ale skoro już jesteś to może dasz się namówić na mały sparing? Wzięlibyśmy drewniane repliki oraz pancerze, ale bez tarcz, co ty na to?
– Hmmm interesująca propozycja, ale pewnie mnie pokonasz. – powiedział Oster z nuta smutku w głosie.
– Oj młody nie smuć mi się tu, każdy trening to kolejne doświadczenie dla ciebie i dobry trening. – rzekł radośnie Saturin.
– Dobra, namówiłeś mnie, ale jeśli dotrzymam ci kroku to stawiasz obiad oraz dobry napitek, zgoda? – zgodził się i zaproponował Oster.
– Jasne, ale jeśli ci się nie uda to umówisz mnie ze swoją siostrą, pasuje?
– To cios poniżej pasa, ale niech ci będzie. Dzięki temu będę miał motywacje by za tobą nadążyć.
Wojownicy poszli po swój rynsztunek lecz nie mogli wiedzieć, iż zza okna prowadzącego na plac treningowy przyglądają im się dwie postacie. Nie minęło wiele czasu kiedy Oster i Saturin wrócili w pełnym uzbrojeniu treningowym, stanęli naprzeciw siebie i złożyli oficjalne powitanie jak nakazywała tradycja przy pojedynkach jeden na jednego. W międzyczasie wokół miejsca treningu zebrali się rycerze, strażnicy i zamkowa służba, którzy akurat mieli chwile wytchnienia od swych obowiązków. Wśród tłumu dało się usłyszeć szyderstwa w stronę Ostera jak i pochwały dla jego przeciwnika. Jeden ze strażników zaproponował nawet zakłady, które nie uszły uwadze pojedynkujących. Ze strzępów informacji wynikało, iż większość obstawiała wygraną Saturina, a przebicie było rzędu dziesięć do jednego na jego wygraną.
– Widzę, że tłum bardzo lubi tych wojowników – rzekła tajemnicza postać przyglądając się widowisku zza okna
– Nie dziwię im się, panie, Ostera trenuje od dwóch lat i przez ten czas zrobił olbrzymie postępy, natomiast Saturin jest moim najwspanialszym i najbardziej zdolnym rycerzem - rzekł Rodrin.
– Rozumiem, że to ta dwójka pojawi się za dwa miesiące na zamku Trim by wziąć udział w turnieju, zgadza się Mistrzu Rodrinie?
– A i owszem, ale Wasza Wysokość wydaje się być nie przekonana co do tego.
– Wiesz Rodrin, są młodzi i porywczy, nie wiem czy wysyłanie ich na turniej to dobry pomysł....
Gość nie dokończył myśli, gdyż do drzwi zapukała służąca przynosząc owoce i napitek, skłoniła się obydwu mężczyzną i pozostawiła tacę na stoliku. Służka ponownie się ukłoniła i zmierzała już do wyjścia, kiedy głos gościa ją zatrzymał.
– Zaczekaj chwilę – rzekł. – Jak ci na imię?
– Anna, panie. Czy cos się stało, panie? W czym mogę służyć? – odpowiedziała służąca.
– Spokojnie, nie musisz się mnie obawiać, podejdź tu na chwilkę – rzekł gość do lekko wystraszonej służącej. – Czy widzisz tego człowieka, który jest na placu? – zapytał wskazując mężczyznę ubranego w lekką zbroję, która na naramienniku miała herb z białym smokiem.
– Tak panie widzę go - odpowiedziała służąca
– To świetnie, posłuchaj Anno – mówiąc to gość wyciągnął z sakiewki niewielki czerwony klejnot – pójdziesz do tego mężczyzny i przekażesz mu ten klejnocik oraz powiesz, by miał oko na młodego, zrozumie o co mi chodzi.
– Dobrze panie, już się robi - odpowiedziała Anna, chcąc iść wykonać polecenie, lecz gość jeszcze na chwilę ją zatrzymał.
– Zapomniałbym, masz tu 15 denarów za to, że odciągam cię od twoich obowiązków. – wręczył Annie monety – możesz już iść, i liczę na ciebie.
Anna skłoniła się i pośpiesznie wyszła z komnaty by zrobić to o co prosił gość. Po chwili obydwaj zobaczyli przez okno jak służka wręcza mężczyźnie klejnot, a ten w odpowiedzi spogląda w okno komnaty i macha na znak, iż zrozumiał polecenie swego pana.
– Panie wybacz mi proszę moją bezpośredniość, ale co ty kombinujesz? - zapytał Rodrin.
– Spokojnie Rodrinie, ten niewielki klejnot ma tylko potwierdzić czy przepowiednia jest prawdziwa, i który z tej dwójki jest tym kogo szuka...
Rozpoczęcie walki odwróciło uwagę gościa przez co nie dokończył swojej wypowiedzi, ale dla Rodrina nie musiał jej dokańczać, rycerz i tak wiedział, że coś niedobrego wisi w powietrzu, a jeden z jego podwładnych miał być tym, który przegna czarne chmury.
Walka rozpoczęła się na dobre, obaj wojownicy ścierali się już z piętnaście minut i żaden nie mógł zdobyć przewagi nad drugim, choć Osterowi trudno było nadążyć za Saturinem, to dawał radę. Wymieniali cios za ciosem, blokowali swoje ataki i krążyli wokół pola walki.
– Te pancerze krepują trochę ruchy, co ty na to by je zdjąć? – zapłat w pewnym momencie Saturin.
– Jasne, czemu nie – odpowiedział zdyszany Oster.
Wojownicy zrobili sobie chwilę przerwy by rozluźnić napięte mięśnie i ponownie przygotować się do walki, tym razem bez zbędnego balastu. Tłum wiwatował widząc Saturina i jego umięśnione od ciężkich treningów ciało. Oster tez nie mógł nie słyszeć zachwytów młodych dam na zamku skierowanych do Saturina, ale także do niego. Sam też bardzo mocno i intensywnie trenował przez dwa lata odkąd Rodrin zgodził się być jego nauczycielem.
Walka rozgorzała na nowe, tym razem Saturin był o wiele szybszy, to był jego największy atut. Oster stał póki co spokojnie i wyczekał atak Saturina, by go odbić lecz niestety nie zablokował całkowicie uderzenia, które przeszło przez obronę i trafiło w prawe ramię chłopaka, który zawył z bólu lecz szybko się powstrzymał.
– Widzę, ze specjalnie zaproponowałeś zdjęcie pancerza – rzekł Oster.
– Oczywiście – szyderczo uśmiechnął się Saturin.
Oster mimo bólu jaki odczuwał w prawej ręce nie miał zamiaru się poddać, stanął w odpowiedniej pozie, zamknął oczy by się skupić, odrzucić od siebie świat zewnętrzny, skupić się jedynie na Saturinie i pokonaniu go. Ból cały czas pulsował nie dając spokoju chłopakowi, wprawiał on go wręcz we wściekłość. Oster usłyszał także z tłumów, że nie ma szans z rycerzem, że powinien wrócić do domu i przerzucać obornik. Do tego jednego głosu dołączyło też kilka kolejnych, co wielce było irytujące, a ból ramienia podjudzał jeszcze bardziej jego wściekłość. W tym momencie przestał czuć cokolwiek, wypełniła go furia i rzucił się na Saturina. Atakował go bez chwili wytchnienia, zmuszając rycerza do desperackiej obrony.
Mężczyzna który wcześniej otrzymał klejnot spojrzał w okno nad placem, zauważył tylko lekkie skinienie głowy i ruszył na plac wołając swoich towarzyszy. Z tłumu wyszło dwanaście osób, każda z nich miała na ramieniu symbol białego smoka. Przepchnęli się przez rozentuzjowany i stanęli naprzeciwko walczących. Sześciu mężczyzn ustawionych wokół chłopaka miało kostury co pozwalało sadzić iż są to kapłani lub magowie, ale tych drugich nie widziano w królestwie od setek lat. Zostali straceni przez poprzednich władców, gdyż potrafili w mgnieniu oka zniszczyć całe królestwo, a żaden władca nie chciał oddać część swego terytorium na użytek magów ani spełniać ich kaprysów. Pozostała szóstka mężczyzn z mieczami rozgoniła tłum, dzięki czemu ci z kosturami mogli pracować. Ci ludzie wyciągnęli ze swych sakiewek niewielkie kamienne tabliczki i rzucili je tak by utworzyły krąg wokół Ostera. Kiedy to zrobili każdy z nich wykrzyknął słowo Ochrona.



Wokół szalejącego we furii młodzieńca pojawiły się świetliste promienie, które zamknęły go w szczelnej barierze. Byłą to bardzo stara technika znana magom jeszcze sprzed ery ekspansji magicznej, jakieś 1500 lat temu. Bariera ochronna raz za razem była uderzana przez opanowanego furia Ostera. W pewnym momencie chłopak stanął nieruchomo. Magowie sądzili iż już po wszystkim, lecz nie mogli się bardziej mylić. Z wnętrza bariery dało się ujrzeć iż wokół oczu chłopaka pojawiły się czarne łuski, a na jego prawym ramieniu pojawił się słabo wyraźny znak czarnego smoka. Natomiast oczy chłopaka przybrały kształt gadzich, co dodatkowo przeraziło magów, wojowników i stojącego w gotowości bojowej Saturina.
Głośny krzyk dobiegł z wnętrza ochronnej bariery, która zaczęła się kruszyć pod naporem ataków Ostera. Chłopak całkowicie stracił nad sobą panowanie, nie był juz tą sama osobą lecz zdziczałą bestią, która pragnie się uwolnić na wolność.
Nim bariera zdążyła całkowicie się rozpaść magowie rzucili kolejne tabliczki, tym razem z runami Kontratak, Opór i Blaknąć


Czarna aura zbierająca się wokół Ostera zaczęła znikać, a ataki na barierę stawały się coraz słabsze. Magowie choć bliscy zwycięstwa byli już bardzo wyczerpani poprzez zużywającą się w błyskawicznym tempie energię magiczną. Na szczęście Oster też słabł z coraz większą prędkością i po chwili leżał na ziemi nieprzytomny a symbol smoka na jego prawym ramieniu zaczął blednąć. Oczy chłopaka powoli wracały do normy a łuski wokół nich zniknęły....
Odpowiedz
#2
A nie można było tu wstawić? Tak po staremu? Zwyczajnie?

Aaaaa, bo runy są Wink

No, więc tak. Jest strasznie dużo błędów - literówki, interpunkcja, stylistyka (!). Czytałeś ten tekst po napisaniu? Najlepiej przeczytaj sobie na głos, albo nawet nagraj się i odsłuchaj.
Przyznaję, że nie przeczytałam całego, bo strasznie się nim zmęczyłam, ale na pewno historia ta może być ciekawa, tylko trzeba popracować nad formą. Dużo pisać, czytać, co się napisało, poprawiać.

Pozdrawiam i życzę weny Smile
Odpowiedz
#3
(02-08-2016, 20:31)czarownica napisał(a): A nie można było tu wstawić? Tak po staremu? Zwyczajnie?

Aaaaa, bo runy są Wink

Widzisz, jak już, to niech to dobrze wygląda XD
Odpowiedz
#4
O wiele lepiej by wyglądało bez run, ale z poprawionymi błędami Wink
Odpowiedz
#5
(02-08-2016, 20:43)czarownica napisał(a): O wiele lepiej by wyglądało bez run, ale z poprawionymi błędami Wink

Trochę to redagowałem wcześniej, a;le jak skończyłem to od razu dałem, bo bylem ciekaw co ogólnie ludzie sądzą.
Odpowiedz
#6
Czasem nie warto się spieszyć, bo ludzie Ci powiedzą to samo, co czarownica - że błędy rażą ich w oczy Wink
Dobra, już się zamykam, niechaj przemówią INNI Shy
Odpowiedz
#7
Mimo wszystko muszę Cię poprosić, byś wstawił tutaj swój utwór. Wstawianie bowiem linków do źródeł tekstów znajdujących się poza naszym forum jest niezgodne z regulaminem. Tym bardziej, że kiedyś link może się zdezaktualizować i wtedy zostanie pusta dyskusja pod niczym.

Proszę wstaw utwór edytując pierwszy post.

Tym razem traktuję to jako niedopatrzenie, ale proszę byś stosował się do regulaminu.
pozdrawiam serdecznie.

Pozdrawiam serdecznie
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
(02-08-2016, 21:44)gorzkiblotnica napisał(a): Mimo wszystko muszę Cię poprosić, byś wstawił tutaj swój utwór. Wstawianie bowiem linków do źródeł tekstów znajdujących się poza naszym forum jest niezgodne z regulaminem. Tym bardziej, że kiedyś link może się zdezaktualizować i wtedy zostanie pusta dyskusja pod niczym.

Proszę wstaw utwór edytując pierwszy post.

Tym razem traktuję to jako niedopatrzenie, ale proszę byś stosował się do regulaminu.
pozdrawiam serdecznie.

Pozdrawiam serdecznie

Proszę bardzo, Adminie
Odpowiedz
#9
Oj taaak. To mogła (lub może, jak się przyłożysz, być fajna historia) niestety na tę chwilę jest to kiepsko pozszywany zbiór zbiór niezłych pomysłów, w dosyć... kontrowersyjnym wykonaniu. No ale do rzeczy. Przyjrzyjmy się więc temu czym raczysz czytelnika.


Cytat:Krzyk dobiegł z górnego pokoju niewielkiego domostwa na obrzeżach małego miasteczka, które liczyło sobie może z kilkaset osób, nie licząc pokaźnego zamku górującego nad mieściną.
- Jakie znaczenie ma ilu mieszkańców liczy sobie miasteczko? Zresztą tego "liczenia" jest w tym zdaniu podejrzanie dużo.

Cytat:Zlany zimnym potem i z wyrazem przerażenia na twarzy młody chłopak podniósł się z łóżka. Patrzył to raz na jedną to raz na drugą dłoń nie mogąc uwierzyć, że są one jego własnymi. Do pokoju wpadła jak wicher siostra z widocznym zmartwieniem na twarzy.
- trudno chadzać ze zmartwieniami na twarzy, a tym bardziej wpadać z nimi jak wicher. Zmartwienie jest raczej takie jakby statyczne. Dynamice odpowiada strach, przerażenie, czasem wzburzenie....

Cytat:Rozejrzała się spokojnie po pokoju, nie zauważając niczego niepokojącego, zaczęła powoli podchodzić do chłopca.
to zaraz wpada jak wicher i rozgląda się spokojnie? Jakoś tak się to wyklucza. Poza tym znów za dużo tego pokoju..

[/quote]Ten zaś jedynie ukrył twarz w dłoniach nie zdolny do opanowania strachu jaki czuł. Dziewczyna nagle poczuła wielkie współczucie dla tego chłopca, którego nazywała bratem od czasu kiedy po raz pierwszy spotkała go nad rzeką, trzy lata temu, pamiętała to jakby to było wczoraj. .[/quote] No to zagaiłeś jak to drzewiej w bajkach bywało... Szkoda żeś nie napisał "Dawno, dawno temu, za siedmioma...."

Cytat:W tym momencie Malwina rzuciła się Osterowi na szyję i powaliła go na ziemię. Była ona szczupłą, niewysoką i wysportowaną dziewczyną, która nie uciekała od trudów życia. Włosy miała koloru blond, spięte w koński ogon, które sięgały jej do pasa. Oczy dziewczyny były intensywnie błękitne, można było dosłownie utonąć w jej spojrzeniu.
Pamiętaj, że piszesz fantasy. Klimat jak z naszego wczesnego średniowiecza... Oni wtedy nie uprawiali raczej sportów. Ba nie mieli pojęcia o co w tym biega, więc dziewczyna raczej nie mogła być "wysportowana". Zresztą nawet w opowiadaniu współczesnym, użycie takiego zwrotu byłoby conajmniej "pase". Zalecam więc użycia bardziej "wysmakowanych" i dostosowanych do epoki przymiotników. No i oczywiście nie mogłeś się powstrzymać od walnięcia opisu. Taki wkurzający schemat - wchodzi nowy bohater, to sru i go opisujemy od stóp po czubki uszu. Jakby nie dało się ładnie wpleść w akcję etapami

Cytat:– Ale Oster tak dawno ciebie nie widziałam. Czemu nie przychodzisz częściej? – powiedziała Malwina z ociąganiem podnosząc się z chłopaka
– A jak myślisz, dlaczego staram się pojawiać u Ciebie tylko jeśli muszę, hmm? Po pierwsze, twoi bracia, którzy non stop wygadują takie głupoty jak przed chwilą. Po drugie za każdym razem jak tylko jestem rzucasz się na mnie jak byk na krowę w czasie rui.
– Moi bracie już tak maja, po prostu ignoruj ich, a co do tego rzucania się na ciebie… – powiedziała lekko zakłopotana dziewczyna.
– Malwina nie czerwień się tak, bo jeszcze zamiast głowy wyrośnie ci burak i co wtedy Oster o tobie pomyśli? – powiedział Rem, jeden z braci Malwiny, który dopiero co wszedł do domu.
A fe... Co Ty mi tu za "końskie zaloty" opisujesz? A już ta "krowa w rui".... Stary, pojechałeś po bandzie. Taki tekst to chyba tylko w gimbazie można usłyszeć.

Cytat:– Pewnie pobiegła do altanki, która zbudowaliśmy jakiś czas temu. – powiedział Rem.
- Acha, musieli sobie wytłumaczyć, że zbudowali, bo już zdążyli o tym zapomnieć?

Cytat:Masz weź ze sobą te czekoladki, kosztowały krocie, ale były przeznaczone na dzień taki jak ten. Znajdziesz ją po drugiej stronie jeziorka.
Stary... Jest średniowiecze... skąd czekoladki? Nawet na dworach królewskich zwykły cukier był wówczas rarytasem nie z tej ziemi. Poczytaj trochę na ten temat, żebyś poczuł kontekst.

Cytat:Wydawało się, iż czeka aż będzie zachód słońca by rozkoszować się widokiem pomarańczy odbijającym się w tafli wody.
No ta "pomarańcza w wodzie" nie powiem, rozwaliłeś klimat na łopatki.

Cytat:Jej uroda potrafiła przebić nawet urodę księżniczek, które czasami przyjeżdżały do zamku Rodrina, ale to piękno mogła wyciągnąć jedynie natura odpowiednio tworząc atmosferę.

scena walki z opryszkami jest taka cokolwiek.... wodnista. No taka, jakby ją opowiadał jakiś gracz podczas sesji RPG... Ten kolo tam na dodatek zesrał się w nieodpowiednim momencie.


Cytat:Niedaleko miejsca w którym siedział stała też beczka na deszczówkę, ludzie wierzyli, że dobrze przygotowana deszczówka pomaga na wiele schorzeń, oczywiście wraz z leczniczymi ziołami. Podszedł do beczułki i napił się z niej wody. Świeża, krystalicznie czysta ciecz pomogła mu się otrząsnąć z emocji i napełniła jego ciało porcją świeżości, której teraz tak bardzo potrzebował.

W tamtych czasach ludzie nie zawracali sobie głowy gotowaniem wody (no chyba, że piwo robili. Stąd zresztą padali na czerwonkę jak muchy. Tak poza tym, Ty kiedyś widziałeś beczkę z deszczówką pod rynną. Z tymi wszystkimi utopionymi owadami, larwami komarów, kopeć z dachu, jakieś glony... Napiłbyś się czegoś takiego? No chyba, że cedziłbyś te wszystkie rarytasy przez zęby.


Cytat:Droga zajęła mu chwilę, ale w końcu dotarł.
No fajnie... szedł sobie i.... dotarł. Albo "dotarł do jej domu po niezbyt długiej podróży".... Ech, to albo ta chwila była była taka długa, albo droga taka ciężka, skoro aż docierał.

No niestety jest słabo. Trzeba by to napisać od nowa, ale porządnie. Wcześniej zaś poczytać sobie klasyków gatunku, żeby zobaczyć jak oni budują fabułę.
Dziękuję za wykonanie mojego polecenia
pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#10
Ciekawe są twoje uwagi i zauważam, ze albo jest to tak złe i skończyłeś czytać nim pojawił się wątek z zamkiem, albo reszta jest jakoś lepsza. W każdym razie mniejsza z tym.
Nie chce budować świata 120% średniowiecze bo nie o to w tym chodzi.
Odpowiedz
#11
Cytat:Nie chce budować świata 120% średniowiecze bo nie o to w tym chodzi.

Chodzi nie o to, czy średniowiecze, czy nie, ale niektóre opisy się po prostu kłócą z obrazem całości. Człowiekowi od razu włącza się wykrzyknik w głowie, że coś tu jest nie tak.
Wystarczy trochę pogłówkować i użyć bardziej wyszukanych przymiotników. Jak piszesz o wysportowanej blond lasce, to faktycznie od razu staje przed oczami babeczka uprawiająca jogging w parku. Można by napisać, że była silna lub zwinna, jak na swoją wątłą posturę. A opis jej koloru oczu i w ogóle taki szczegółowy, po tym, jak serwujesz scenę akcji z powaleniem faceta na podłogę, jest też taki - ni w kij, ni w oko. Mógłbyś takie szczegóły wplatać stopniowo w tekst, np. "...powiedziała i spojrzała na niego błękitnymi jak niebo oczami. Czuł, że się w nich zatapia." Bo taki opis: miała takie oczy, takie włosy, była wysoka i szczupła - jest bardzo uproszczony i ubogi. To nuży czytelnika.
Odpowiedz
#12
Cytat:Jak piszesz o wysportowanej blond lasce, to faktycznie od razu staje przed oczami babeczka uprawiająca jogging w parku.
Dokładnie o to mi chodziło. Zresztą nawet w tekście współczesnym użycie słowa "wysportowana" jest swoistym pójściem na skróty.
Zresztą poczytaj jak opis stosują mistrzowie gatunku.

Co zaś do kontekstu "historycznego". Fantasy teoretycznie może być współczesne. Np "Nocny patrol" Siergieja Łukjanienki, dzieje się w realiach współczesnej Moskwy i nic mu to nie szkodzi. Jednak Ty sam sobie jesteś winien.... Tak poprowadziłeś narrację, że czytelnik czuje "przez skórę" klimat siermiężnego, wczesnego średniowiecza.

Oczywiście, że doczytałem do końca. Tam jednak potknięć było mniej, tzn nic nie "waliło" mnie tak mocno po gałach. Powiem jeszcze raz: Pomysł na młodego wojownika ze szczególnymi zdolnościami (może klątwą) wydaje się ciekawy. Można z tego wykroić całkiem fajny tekst. Trzeba to jednak zrobić porządnie. Jeśli tworzysz jakieś uniwersum, to musi być ono spójne. Każdą niespójność, czytelnik zauważy jako nieprzyjemny zgrzyt. Teoretycznie owe nieszczęsne czekoladki mógłbyś wprowadzić, gdyby były totalnie konieczne, ale trzeba by na to czytelnika przygotować. Np. dać scenkę z wychwalającym towar z dalekich stron przekupniem lub coś podobnego. A i tak dość nielogicznym by się wydało, że zwykli zielarze byli wystarczająco zamożni by sobie na to pozwolić. Zresztą samą uprawę ziół potraktowałeś po macoszemu. Jakby to były zwyczajne buraki, dajmy na to. Już tu aż prosił się fajny opis zmyślnej cieplarni, pozwalającej uprawiać rośliny egzotyczne.

Ogólnie tekstowi przydało by się więcej plastyczności, wygląda bowiem dosyć ubogo. Pisanie zaś to sztuka gry na wyobraźni czytelnika. Przydało by się również popracować nad bogactwem języka. Powtórzenia wyrazów po trzy, cztery razy w kolejnych zdaniach nie wyglądają zbyt dobrze.


Może moje komentarze wydadzą Ci się cokolwiek cierpkie, ale życzę Ci dobrze. Nad wieloma aspektami musisz popracować, jeśli to Twoje pisanie ma czytelnika w przyszłości porwać.

Na początek, sugeruję jeszcze raz (jako ćwiczenie) napisać fragment, ten w domu zielarki Malwiny. Tylko proszę, ładnie, klimatycznie i ze smakowitymi szczegółami. Powiedzmy na stronę naszynopisu. Forum jest po to, by się pisać uczyć, więc popracujmy.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#13
Słuchaj, wysmarowałem ci tyle (patrz niżej), ale nie wiem, czy słusznie czynię, że publikuję post. Próbując bowiem czytać dalej, natknąłem się na niemałe trudności w dokonaniu tego bez narzekań i fal nadziei, iż tekst się z biegiem poprawi albo chociaż okaże 10x krótszy, niż w istocie jest. Nie poprawił się. Jest na co narzekać oraz co rusz wytykać, poziom jest niski, czyta się bez przyjemności, z poczuciem macoszej albo po prostu boleśnie amatorsko wykonanej roboty. Miałem dwa wyjścia - zamknąć jadaczkę i odejść (bo naprawdę ja tu się nie puszę i nie mądrzę, zaufaj mi, ale wiem, że mogę zostać tak odebrany, więc...) albo dorzucić swoje, z myślą Twojej, Autorze, korzyści, rzecz jasna. A przynajmniej taką mam nadzieję Smile Nie trudno poznać, co wybrałem. Oby mi wybaczył ten, kto powinien.
A Tobie oby mój post jakoś pomógł, nakierował może (?) Smile

Cytat:Krzyk dobiegł z górnego pokoju niewielkiego domostwa na obrzeżach małego miasteczka, które liczyło sobie może z kilkaset osób, nie licząc pokaźnego zamku górującego nad mieściną. Zlany zimnym potem i z wyrazem przerażenia na twarzy młody chłopak podniósł się z łóżka. Patrzył to raz na jedną to raz na drugą dłoń nie mogąc uwierzyć, że są one jego własnymi. Do pokoju wpadła jak wicher siostra z widocznym zmartwieniem na twarzy. Rozejrzała się spokojnie po pokoju, nie zauważając niczego niepokojącego, zaczęła powoli podchodzić do chłopca. Ten zaś jedynie ukrył twarz w dłoniach nie zdolny do opanowania strachu jaki czuł[zbędne]. Dziewczyna nagle poczuła wielkie współczucie dla tego [zbędne]chłopca, którego nazywała bratem od czasu kiedy po raz pierwszy spotkała go nad rzeką, trzy lata temu, pamiętała to jakby to było wczoraj.
Nieładnie wyrażone.
Do tego też zbędne, jeśli pytać mnie.

Okej, co ma zamek do populacji miasteczka? Zamek jest zamieszkały? Może zatem "nie licząc mieszkańców zamku" i koniecznie dodać, jaka jest na tym zamku sytuacja - miejsce suwerena? Uwzględnia to jakoś dworzan, służbę, straż? Nie wiemy nawet, jakie mamy lata.

zaznaczyłem zbędne słowa (raptem dwa, choć usunąłbym więcej) i masz też powtórzenia, które należy zniwelować.

Zdania wychodzą średnio. A to za długie, a to nieuporządkowane. Nie chciałbym, brońcie bogi, żebyś odebrał to za zuchwałość, ale pozwoliłem sobie przeredagować tekst, "poprawiając" to, co mi nie leżało. Może takie o, cuś, zdoła jakoś przybliżyć ci mój odbiór.

Krzyk dobiegł z górnego pokoju niewielkiego domostwa na obrzeżach małego miasteczka, co mieściło w sobie pokaźny zamek, górujący nad resztą zabudowy. Zlany zimnym potem, z wyrazem przerażenia na twarzy, młody chłopak podniósł się z łóżka [można nawet dodać: siadając/siadając na jego skraju. ale IMO jest okej]. Patrzył to raz na jedną, to raz na drugą dłoń, nie mogąc uwierzyć, że należą do niego. Przez drzwi wpadła jak wicher siostra, ewidentnie zmartwiona. Pokój otaksowała jednak spokojnie, wcale nie zauważając niczego niepokojącego. Gdy poczęła powoli zbliżać się do chłopaka, ten aż ukrył twarz w dłoniach, nie zdolny do opanowania strachu. Dziewczyna wielce mu nagle współczuła. Nazywała go bratem od czasu, kiedy po raz pierwszy spotkali się nad rzeką - choć minęły trzy lata, pamiętała to, jakby to było wczoraj.

Przy czym jak krzyk "dobiegał", to dokądś/kogoś zazwyczaj, ale ja tam bym tak zostawił. Po prostu coś mi mówi, że nie jest to do końca akceptowalne językowo.

Cytat:Szła spokojnie dróżką koło rzeki, z koszykiem pełnym chleba od starego piekarza, kiedy usłyszała głośny plusk, podbiegła zobaczyć cóż takiego wydało ów dźwięk.
Rozbij chociaż na dwa zdania. Daruj niektóre przymiotniki (spokojnie, starego, głośny - na dobrą sprawę tylko ten ostatni jest istotny) i ogólnie skracaj, ile można.
Cytat:Wówczas zobaczyła chłopca, którego twarz była zanurzona w wodzie, bez zastanowienia upuściła koszyk i pobiegła by go wyciągnąć.
Rozbij to, proszę. Zobaczyła chłopca... (i w ogóle co to znaczy z tą twarzą??? że klęczał/leżał na brzegu i twarz moczył tylko??) a nast. zdanie: Bez zastanowienia[...] i tu, jeśli mnie pytać, bardziej taka kolejność: pobiegła go wyciągnąć, upuszczając koszyk/koszyk upuszczając po drodze/zupełnie porzucając koszyk - takie wersje potrafią podkreślić niejako zaaferowanie.
Cytat:O dziwo kosztowało ją to wiele wysiłku, mimo iż chłopak nie mógł być ciężki, wyglądał raczej jakby od wielu dni nie jadł i był skrajnie wycieńczony, ale na szczęście oddychał, miał około siedemnaście lat.
Ależ ty upychasz te zdania i w ogóle nie dbasz o porządek.
No nie wiem, jak tu ci i co radzić. Musiałbym znowu wszystko zmieniać - a to niefajne i wydać się może każdemu, że zadufane. Więc po prostu powiem: nie pisz tak, marnie to się czyta.
Cytat:Dziewczyna położyła go na trawie, a sama rozejrzała się dokładnie po okolicy w poszukiwaniu ziół leczniczych, które mogły rosnąc w okolicy.
Zbędne. Już lepiej dookreśl, jakich niby ziół jej trzeba na podtopienie.
Cytat:Mimo młodego wieku, miała szesnaście lat,
A ja znam grubasów, którzy pomimo dużej wagi są otyli.
Cytat:kruczo-czarne włosy, srebrne oczy, była znana w całej okolicy jako najzdolniejsza uczennica zielarki, dzięki czemu znała się na ziołach, maściach i innych specyfikach służących ludziom.
Jak zwykle - rozbij na dwa zdania! Oraz... no w sumie czepiam się, zaznaczam to wyraźnie, ale gdybym już mógł się czepnąć: za długie toto. Uczennica zielarki mówi nam już wiele, znała się na rzeczy no.

Cytat:Po niedługim czasie i z odpowiednimi ziołami rozpoczęła przygotowania specjalnego lekarstwa, które miało pomóc chłopcu.
Wiesz, jak wielkie to i brzydkie pójście na łatwiznę, prawda? Słabo to uwiarygodnia realia sceny, postaci itd.
No i naprawdę, uważaj z tymi powtórzeniami Sad
Cytat:Wykonanie nie trwało długo a podane miało prawie natychmiastowy efekt, chłopak otworzył oczy, rozejrzał się przytomnie, wstał podziękował dziewczynie za pomoc i odsunął się od niej, jakby obawiał się czegoś, lecz nagle ponownie upadł.
No i tak do ukichania... SKRACAJ ZDANIA. Rozbij na dwa, trzy.
Cytat:– Hej, nie przemęczaj się tak, nadal jesteś słaby.
Chłopak spojrzał na nią z nieukrywanym przerażeniem. Nie dało się ocenić co bardziej nim wstrząsnęło, to, że ktoś się do niego odezwał bez pogardy i przerażenia w głosie czy tez to, że jest słaby i niezdolny do samodzielnego poruszania się.
– Nie, nie, nie! – wykrzyczał chłopak
Krzyk był tak głośny, że dziewczyna musiała zasłonić uszy, kiedy spojrzała w kierunku chłopca, na jego dłoniach coś się pojawiło, lecz zaraz znikło a sam chłopak upadł nieprzytomny…
A ja przeczytał i się poddał. Niewiele dodatkowo wiedząc, co właściwie przeczytał.
Trochę męka. Bez urazy.

p.s. Musisz wiedzieć, że trudno jest się wypowiadać na temat tego, co dokładnie w tekście zgrzyta i winno być poprawione - kiedy to uważa się, że w sumie wszystko jest źle.
To, co przeczytałem (ocenione powyższe) o tyle doskonale obrazuje, co mam na myśli, że przecież na dobrą sprawę wszystko wygląda okej, nie? Ot zdania jak zdania. Tylko że tekst jest właściwie cały (przeczytałem ledwie jedną piątą, przynaję bez bicia) pisany w ten sposób i okazuje się to naprawdę utrapieniem. Jakkolwiek by to nie brzmiało, "tak się nie pisze". Sztuka w tym, jak sądzę, aby to uprzystępnić.
I mówi ci to twój uniżony kolega po hobby, który sam wcale nie jest lepszy, zaznaczam Smile
Pozdrawiam i czekam na jakąś znaczną zmianę w formie, bo na razie naprawdę ciężko usiedzieć przy tym dłużej.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości