Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 2.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ostatni okręt
#16
Poprawiona wersja, mam nadzieję Wink



- Nawarkusie, przed nami niezidentyfikowany obiekt. - Głos pilota dobiegł z interkomu. - Wygląda na okręt, zdaje się, kolonizacyjny.
- Ostatni okręt kolonizacyjny był wysłany ponad trzy tysiące lat temu - odpowiedział Teto, dowódca krążownika. - To musi być coś innego.

Nawarkus podszedł do okna ukrytego za masywną tytanową płytą. Ruchem bionicznego nadgarstka sprzężonego z systemami kierującymi statkiem odkrył przesłonę, ukazując ciemny i zimny kosmos, czający się tuż za poliwęglanową szybą. Tak, to z pewnością był statek kolonizacyjny, pilot miał rację. Ale co, do jasnej cholery, robi tu ten okręt. Trzy tysiące lat, niemożliwe, by któryś przez tak długi okres przebywał w otwartej przestrzeni. Nie z powodu zapasów czy długości ludzkiego życia, statki te były samowystarczalne i przystosowane do przechowania nawet kilkunastu pokoleń ludzi, ale przecież w kosmosie roiło się od planet zdatnych do zasiedlenia. Zresztą widać to teraz, ludzkość skolonizowała już setki, jeśli nie tysiące przyjaznych globów Atak piratów i śmierć całej populacji okrętu też nie wchodziła w grę, znakomite uzbrojenie tych latających twierdz nie dopuściło by do tego.

- Rob - Teto, poprzez wszczepiony w krtań mikrofon, zwrócił się do pilota - jesteśmy jednostką patrolową, wiem, że już mieliśmy wracać do bazy, ale sprawdzenie tego statku należy do naszych obowiązków.
- Przyjąłem.
- Załogo - nawarkus zwrócił się do pozostałych czterech ludzi, znajdujących się na pokładzie - przygotować się do zejścia na obcą jednostkę.
- Ale, kapitanie, przecież kolonizatory są ogromne! A nas jest zaledwie garstka! - Złość w głosie nadawcy uniemożliwiła Teto rozpoznanie, do kogo należał krzyk.
- Bez dyskusji, to rozkaz – uciął nawarkus. Był zbyt zmęczony, by przeanalizować swoją decyzję. Kilkudniowy patrol to cholernie wyczerpująca misja. Teraz w głowie widniały mu tylko rozkazy „Coś dziwnego? - Sprawdzić.”- Kas, zabierz niezbędna aparaturę pomiarową.
- Zrozumiano. - Głos kobiety dobiegł z głośnika.
- Dor i Mak, pełne uzbrojenie. Nie wiem, co możemy tam spotkać, ale lepiej być przygotowanym na wszystko.
- Sir.
- Dan, jesteś lekarzem, wiesz, co robić. Za piętnaście minut zbiórka na głównym pokładzie. Bez odbioru.

Teto, zamknąwszy przesłonę, udał się do kajuty kapitańskiej. Przed lustrem dostrzegł piwnookiego mężczyznę z dwudniowym zarostem. Czarne, przyprószone siwizną włosy związane w kucyk, opadały na ramię, zasłaniając poszarpane, lewe ucho. Odkręcił kurek i zimną wodą przemył zmęczoną twarz, biorąc przy okazji kilka haustów orzeźwiającego płynu.

- Kurwa, a już mieliśmy kończyć zmianę - powiedział zmęczonym głosem, przebierając się we wspomagany kombinezon bojowy. - Musiało się trafić jakieś gówno. Oby tylko obeszło się bez żadnych komplikacji...

.oOo.

Kas, po kilkuminutowej walce, w końcu udało się otworzyć właz wejściowy okrętu. Zatęchłe powietrze buchnęło do śluzy łączącej oba statki, wywołując alarm w kilku urządzeniach pomiarowych.

- Nawarkusie, poziom tlenu jest na względnie optymalnym poziomie, ale musimy zostać w skafandrach - odezwała się Kas. - Promieniowanie na poziomie tysiąca dwustu piętnastu radów jest zbyt niebezpieczne.
- Rozumiem. Spróbuj połączyć się z systemem zasilania - dodał, wskazując na awaryjny panel kontrolny. - Przyda nam się światło.
- Nic z tego. - Zrezygnowana odwróciła się po chwili usilnych starań.
- Niedobrze. Włączyć noktowizory. - Teto chciał tego uniknąć. Nie lubił noktowizji, czuł się przez nią ograniczony, była dla niego nienaturalna. - Ruszamy

Ściany dookoła porośnięte były całą masą najróżniejszej roślinności. Samowystarczalność statku obróciła się przeciw niemu - flora pozostawiona sama sobie zajęła prawdopodobnie większą część pokładów, blokując przy tym dostęp do różnorakich pomieszczeń.
Potężne, zalegające na podłodze korzenie pulsowały delikatnie w rytm kroków, rozsiewając dookoła cichy, uspokajający pomruk. Zdenerwowanie załogi powoli odchodziło w zapomnienie, powodując znaczne rozluźnienie procedur bezpieczeństwa. Dor, zarzuciwszy karabin na ramię, nucił pod nosem skoczną melodię. Kas porzuciła sprawdzanie wskaźników aparatury pomiarowej – niewybaczalny błąd, za który na szkoleniu zgarnęłaby naganę uniemożliwiającą dalszą karierę wojskową - na rzecz podziwiania bogatej flory okrętu. Zawsze interesowały ją nieznane rośliny. Przykucnęła przy małym kwiatku o różowym zabarwieniu. Delikatnie rozchylone płatki odsłaniały mały słupek, przypominający płomyk świeczki otoczony przez miniaturowe ogniki – pręciki. Zapatrzona w tę dziwną roślinę, bezwiednie sięgnęła do hermetycznego zapięcia rękawic, nawet nie dostrzegając awaryjnych wskazań liczników umieszczonych na przedramieniu jej kombinezonu inżyniera. Musnęła przycisk zwalniający blokadę, a powietrze z cichym sykiem opuściło rękaw. Chwyciła za palce i już miała uwolnić dłoń od ciężaru skafandra, gdy kwiatek zwinął płatki i plunął w nią żółtą mazią.

- Kas! Nic się nie stało? - Nawarkus podbiegł do niej, widząc parującą ciecz na szybie hełmu kobiety.
- Nie, nie. Wszystko w porządku. - odpowiedziała, ponownie uszczelniając kombinezon. - Ja... Zamyśliłam się, a to coś mnie ochlapało. Możemy ruszać.

Teto obejrzał się na pozostałych. Spojrzał Kas w oczy, a ta ujrzała w nich nagły przebłysk niepokoju. Odwróciła się mechanicznie. Brakowało Maka.

- Mak! - zgłoś się. - Mak!

Trzaski w radiu zakłócały łączność. Przebiegł wzrokiem po twarzach towarzyszy. Uśmiechnął się blado, próbując ukryć niepokój.

- Zawracamy. - Zakręcił palcem wskazującym i wskazał kierunek, z którego przyszli. Zaciskając pięść dał znak do wzmożenia ostrożności.

Pierwszy zakręt. Drugi. Długi korytarz z mnóstwem drzwi. Kolejny zakręt. Kolejny korytarz. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zagłębili się w czeluściach tego upiornego statku. Przystanął gwałtownie, zdając sobie sprawę z ciszy panującej dookoła. Nie słyszał nawet kroków załogi. Obejrzał się. Był sam.
Korzenie zalegające na podłodze pulsowały co raz szybciej, jakby dostosowały swój puls do pulsu nawarkusa. W powietrzu zaroiło się od maleńkich, białych drobinek, wydobywających się z otworów w łodygach przyczepionych do ścian. Delikatny pomruk stopniowo przeszedł w szum wwiercając się w uszy osamotnionego dowódcy, skutecznie zagłuszając myśli.

- Kas, zgłoś się! Kas! - zażądał niemal błagalnym tonem. Komunikator milczał.

.oOo.

Dan szedł niespiesznie, starając się uspokoić oddech. Został sam, zgubił gdzieś pozostałych i znalazł się w nie lada kłopotach. Był lekarzem, nie miał nawet karabinu („Co za głupie przepisy!”). Rzucił okiem na wyposażenie medyczne i wyciągnął laserową piłę chirurgiczną – jedyny przedmiot, który jako tako nadawał się do walki. Rozejrzał się dookoła. Nawet nie wiedział, kiedy mógł rozdzielić się z resztą załogi, przecież szli koło siebie. Stanął na skrzyżowaniu korytarzy i skręcił w lewą odnogę. Ledwo przeskoczył wystający korzeń, ujrzał zwłoki leżące kilka metrów dalej. Szybko podbiegł, nie patrząc pod nogi i o mało co nie stracił równowagi. Kucnął przy ciele, dokładnie badając wzrokiem każdy szczegół. Kombinezon podobny do tego, który miał na sobie, tylko strasznie poobdzierany i zniszczony, jakby leżał tu już dłuższy czas. Szybka hełmu była zalana od wnętrza ciemną mazią lekko przypominającą krew. Chwycił dłoń trupa leżącą na piersi, odsłaniając plakietkę z imieniem. Zdarł brud zalegający na napisie i o mało nie krzyknął. Poległy żołnierz legitymował się jako Mak.

- Co do...? - Rozejrzał się z przestrachem.

Wstał, chciał jak najprędzej odejść z tego miejsca. Jeszcze tylko, w przypływie olśnienia, sprawdził czy gdzieś w pobliżu nie leży broń martwego kolegi.
„Nic z tego.” - pomyślał po chwili poszukiwań.
Ruszył przed siebie, nie oglądając się na truchło zostawione z tyłu. Wiedział, że powinien się zająć ciałem, ale nie miał najmniejszej ochoty dotykać tego cholerstwa. To, co się tam stało, nie było normalne. Nie mogło być. Przecież weszli na pokład tego przeklętego statku maksymalnie parę godzin temu, więc jakim cudem ciało wyglądało tak staro?
Dopiero po kilkunastu minutach dotarło do niego jak bardzo się zmęczył. Coś było nie tak. Czuł jak pot spływa mu po plecach, a oddech z trudem wdziera się do płuc. Przecież dbał o kondycję, a teraz zwykła przebieżka sprawiła mu taki trud? Spojrzał na korzeń leżący pod nogami. Białe, ledwo dostrzegalne drobinki, jakby kurzu, wydobywały się z otworów w roślinie, delikatnie wędrując w górę po niewidzialnych sznurkach. Kilka pyłków osiadło na wyciągniętej ręce mężczyzny, by po chwili wniknąć w strukturę kombinezonu, wyglądając przy tym jak topniejący śnieg. Dan nawet poczuł dziwne mrowienie w tym miejscu („To coś przenika nawet kombinezon!” - skonstatował w myślach, łącząc to z dziwnym samopoczuciem.) Szybko cofnął rękę i chciał ruszyć w dalszą drogę, gdy przed sobą usłyszał ciche kroki.

- Tu Dan, czy ktoś mnie słyszy? - szepnął przez mikrofon. - Niech ktoś się zgłosi.

Kroki zdawały się być co raz bliżej. Mężczyzna szybko podbiegł do pobliskiej wnęki w ścianie, starając się nie narobić hałasu. Zasłonił się kilkoma zwisającymi z sufitu chaszczami i czekał.
Nie wiedział czy to ktoś z załogi, ale wolał nie wybiegać z otwartymi ramionami w paszczę niebezpieczeństwa. Mak sam się nie zabił. Był przecież dokładnie przeszkolonym żołnierzem, a mimo to zginął, i to w pełnym uzbrojeniu. Dan nie chciał podzielić jego losu. Nie teraz, gdy w końcu, po kilku latach nieszczęśliwych miłości, znalazł wybrankę życia. Jaki bóg mógł dopuścić do takiej sytuacji. Zaledwie kilka godzin dzieliło go od powrotu do bazy i oświadczenia się Kim, a teraz? Walczył o życie, nie posiadając nawet porządnej broni i to w jakimś zapomnianym przez wszystkich statku.
Wspominając swoją ukochaną, stracił poczucie czasu i dopiero po kilku chwilach dotarło do niego, że kroki ucichły. Czyżby to coś czaiło się gdzieś w pobliżu, czekając tylko aż wyściubi nos ze swojej kryjówki? Nie wiedział, co robić. Wziął kilka głębokich oddechów. Odpalił piłę, a szum lasera delikatnie wgryzł się w panującą dookoła ciszę. Nie przejmował się, że to coś na korytarzu może usłyszeć jego broń, przecież i tak zdecydował się wyjść.
Jeszcze jeden wdech, kilka słów otuchy dla samego siebie i gwałtownych ruchem wyskoczył na środek korytarza. Spojrzał w stronę, z której uprzednio dochodziły kroki - pustka. Usłyszał jakiś plask za sobą i prędko się odwrócił. Scena, którą ujrzał, nawet dla niego jako lekarza była szokująca. Dwa ciała z rozprutymi brzuchami zwisały z sufitu zaczepione o kilka wygiętych łodyg. Podszedł na chwiejnych nogach, patrząc w oczy koleżanki z załogi. Nawet nie zauważył, że wszedł w zawartość jamy brzusznej leżącej pod wisielcami. Upadł tylko na kolana, bezgłośnie ruszając ustami.
Mężczyzna odpełzł od martwych przyjaciół i oparł się o ścianę, chowając głowę w kolana. Jak do tego doszło. Zaledwie kilka godzin dzieliło ich od końca zmiany, a teraz nie żyją. Co to za przeklęty statek? Bo z kolonizacją to on ma niewiele wspólnego. Spojrzał jeszcze raz na rany cięte. Gładkie krawędzie, to nie mogła być robota jakiegoś zwierzęcia, żadne nie ma tak ostrych pazurów. To zrobił człowiek. Na samą myśl o tym, robiło mu się niedobrze.

- To się wpakowaliśmy - bąknął smętnie, spoglądając na piłę.

Spuścił głowę i jeszcze raz wspomniał Kim, to jakie miał wobec niej plany. Spojrzał na zegarek. W tej chwili miała mówić „tak”, potem chciał jej pokazać bilety na egzotyczną Trin, gdzie wykupił miesięczny pobyt. Mieli tam jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie, w końcu tak rzadko z nią przebywał, a teraz, gdy w końcu dostał urlop, los okrutnie z niego zadrwił.

.oOo.

- Halo..kszksz... czy ktoś...kszy... słyszy? - Głos nawarkusa wyrwał Dana z zamyślenia.

Mężczyzna poderwał się na równe nogi w ułamku sekundy.

- Kapitanie! Tu Dan! - krzyknął, rozpaczliwie wciskając mikrofon, aż poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle.
- D..aaan? Wiesz..kszsz...z resztą?
- Ja... Tak. Wszyscy nie żyją.
- Co... ksz... Powtórz.
- Wszyscy nie żyją...

Więcej odpowiedzi nie było, sygnał przepadł, mimo to Dan jeszcze jakiś czas starał się nawiązać połączenie, lecz po kilkunastu minutach zrezygnowanie wzięło górę. Powrócił pod ścianę, przy której siedział i jeszcze raz schował głowę w kolanach, rozmyślając, co począć.
Przynajmniej ktoś z załogi żyje. Nie był sam, to duży plus, ale jakoś słabo podnoszący na duchu. W końcu nie wiedział, gdzie jest nawarkus. W sumie, teraz nawet nie mógł powiedzieć, czy Teto ciągle żyje. Od ich rozmowy minęło już trochę czasu. Mimo to, uczepił się myśli, że nie jest tu sam. Lepsze minimalne pocieszenie, niż żadne.
Wstał. Doszło do niego, że siedzenie w jednym miejscu na pewno nie uratuje mu życia, a nie chciał też zginąć, jak zwykły tchórz, z głodu lub wycieńczenia. Co by pomyślała Kim, jeśliby ktoś, kiedyś odnalazł jego ciało leżące pod ścianą bez ani jednego zadrapania na kombinezonie. Nie, zdecydowanie nie mógł na to pozwolić. Zostawił przyjaciół za plecami i udał się na spotkanie ze śmiercią.

.oOo.

Teto ucieszył się słysząc choć jednego członka swojej załogi. Ucieszył się tak wielce, że nie za bardzo zrozumiał, że reszta nie żyje, ale w tym otępieniu swój udział mogły mieć też dziwne, białe drobinki pyłków roślin z okrętu.
Nawarkus nie miał pojęcia, gdzie może znajdować się Dan. Teraz, po kilku godzinach błąkania się po ciemnych korytarzach, uświadomił sobie wielkość tego statku. Nie wiedział, czemu od razu tego nie dostrzegł, przecież widział statek z zewnątrz, znał okręty kolonizacyjne, odbył nawet przeszkolenie ze sterowania tymi kolosami, a mimo to, jak półgłówek, zagłębił się w trzewiach tego potwora z zaledwie garstką ludzi. Boże, nikt nie wybaczy mu takiego błędu, mało tego, sam sobie nie wybaczy, jeśli tylko wyjdzie z tego cało.
Szedł przed siebie kolejnym z setek takich samych korytarzy, nasłuchując uważnie oznak czyjejś obecności. Jednakże odkąd spotkał na swojej drodze trzy obce, zmutowane, humanoidalne formy życia, nie działo się nic niebezpiecznego.
Przysiadł pod jedną ze ścian, aplikując sobie dawkę regeneracyjnej substancji zabieranej na takiego rodzaju misje. Poczuł jak przez żyły pompuje się krew nasycona potrzebnymi składnikami odżywczymi, dając mu nową energię, tak potrzebną w tej, skądinąd, podbramkowej sytuacji. Odetchnął kilka razy, z trudem przełknął ślinę zebraną w suchym gardle i podniósł się raptownie, rozprostowując wszystkie członki ciała.

- Dan, zgłoś się! - Ze złudną nadzieją rzucił do mikrofonu, lecz tak jak się spodziewał, odpowiedziała mu tylko cisza.

Chwycił karabin zawieszony na plecach, po czym przypomniał sobie o jego bezużyteczności. Coś na tym okręcie zaburzało działanie elektroniki w broni palnej, więc zmuszony był wyciągnąć plazmowy nóż schowany w pochwie na udzie. Ruszył naprzód. Zaledwie po kilku krokach usłyszał czyjś oddech, dobiegający zza zakrętu przed nim. Szybko dopadł do ściany, kryjąc się za jednym z większych korzeni. Czekał. Słyszał sapiącego przeciwnika co raz wyraźniej. Jeszcze tylko chwila.
W końcu go zobaczył. Ten sam humanoidalny potwór, z którymi zetknął się wcześniej. Pewnie lata odizolowania na tym cholernym okręcie, wysokie promieniowanie i bóg wie, co jeszcze przyczyniło się do uwolnienia na świat takich maszkar. Dostrzegł jego zmutowaną łapę zakończoną dziwnym ostrym wypustkiem błyszczącym w ciemności. Będzie musiał na to uważać.
Patrzył w jedno wielkie oko, znajdujące się na środku bańkowatej głowy, gdy stwór przechodził obok jego kryjówki. Odczekał jeszcze chwilę, by wyskoczyć za plecami mutanta.

- Mam cię, skurwielu! - krzyknął, stając na środku korytarzu z nożem w ręku.
- Pgro zrby-cok-sb? Aw pg! Jgu! - zagulgotał stwór.

Nawarkus nie czekając na więcej, skoczył do przodu, chcąc jak najszybciej poderżnąć gardło gadzinie. Szybki ruch ręką chybił celu. Potwór odskoczył, wykrzykując nieartykułowane słowa. Teto szykował się do kolejnej szarży, gdy mutant z niesłychaną prędkością doskoczył do niego. Obaj gruchnęli o ścianę, kotłując się niemiłosiernie. Kapitan starał się przebić pierś mutant, lecz w chwili, gdy dopiął swego, poczuł przerażający ból w drugim przedramieniu. Nim zdążył zareagować, ujrzał dłoń spadającą na powyginane korzenie. Zawył osuwając się na kolana. Ze wstrętem odtrącił truchło zakrwawiające kombinezon i chwycił broczący kikut.
Teto nie mógł pojąć, jak do tego doszło. Przecież wcześniej bez żadnych problemów wyeliminował jego pobratymców. Wprawdzie nie stawiali zbytniego oporu, ale to nie chciało dotrzeć, do zmęczonego i wystraszonego mózgu dowódcy.
Opierając się o ścianę, starał się uspokoić oddech, niestety ze znikomym skutkiem. Wiedział, że stracił już za dużo krwi. Adrenalina krążąca w żyłach, tylko pogarszała sprawę, przyspieszając akcję serca. Nie mógł wyjść z tego cało. Zamknął oczy, przypominając sobie, co zostawił w domu. Żona z dwójką jego kochanych dzieci. Jak mógł być tak głupi i porwać się na tak szaloną misję? Nie dość, że stracił całą załogę (nie zakładał, by Dan przeżył), to sam skończy śmiercią, o której jego pociechy nigdy się nie dowiedzą. W sumie, gdy się głębiej zastanowił, nie było się czym chwalić w jakiejkolwiek śmierci, ale jednak zginąć w bitwie kosmicznej, a umrzeć na jakimś zapyziałym okręcie, robiło wielką różnicę.
Powieki ciążyły mocniej i mocniej, więc postanowił się im nie przeciwstawiać i posłusznie zamknął oczy, oczekując na nieuniknione. Przynajmniej tyle mógł dla siebie zrobić. Nie bać się w swoich ostatnich chwilach.

.oOo.


Rob, nie otrzymując odpowiedzi od kompanów już od kilku godzin, postanowił zejść na pokład okrętu kolonizacyjnego. Prędko przebrał się w kombinezon, biorąc dodatkowo aparaturę zaopatrującą w filtrowane powietrze, wzbogacone czystym tlenem. Nie lubił nieprzyjemnych zapachów, a podejrzewał, że na tym statku atmosfera mogła trochę stęchnąć.
Wziąwszy karabin, stanął przed grodzią oddzielającą statki i wcisnął przycisk zwolnienia blokady włazu. Przeszedł przez powstały otwór, zamknął przegrodę za sobą, wpompowując powietrze do małego pomieszczenia.
Jeszcze raz sprawdził całe uposażenie, zwolnił blokadę wejścia na okręt kolonizacyjny i zagłębił się w nieznanym środowisku.
Dopiero obył się z wszechobecną roślinnością, gdy za pierwszym zakrętem jego oczom ukazał się makabryczny widok. Tuż przed sobą znalazł zwłoki Maka oparte o ścianę, by zaraz, kilka kroków dalej, zwisające z sufitu szczątki Kas i Dora przyprawiły go o zawroty głowy. Ledwo zatrzymany odruch wymiotny nieprzyjemnie zakuł w gardło.

- Co tu się stało, do jasnej cholery?! - krzyknął z paniką, odbezpieczając broń i unosząc ją do pozycji strzeleckiej.

Minąwszy kolejny zakręt, dostrzegł resztę załogi. Dan i Teto leżeli obok siebie, zdaje się odpoczywając. Zdaje się, bo odcięta dłoń nawarkusa i nóż sterczący z piersi ich pokładowego lekarza mocno temu przeczyły.
Chwiejnie podszedł do poległych towarzyszy.

- Kurwa! Przecież to nóż kapitana!

Wybiegając z przeklętego okrętu nawet nie raczył obejrzeć się przez ramię. Może to i lepiej, przynajmniej nie dostrzegł Maka, który w milczeniu obserwował jak pilot opuszcza statek.

.oOo.

Rob usiadł za sterami swojego statku, czym prędzej odłączając się od okrętu, którego już chyba nigdy nie zapomni. Szybko wpisał koordynaty bazy do autopilota i wstrzyknął sobie środek usypiający. Nie przejmował się za bardzo stratą ludzi i tak był przydzielony do tej misji z rezerwy, więc nawet za dobrze ich nie znał, ale te obrazy masakry, to za wiele, jak na jego nerwy. A przecież prawdziwa szopka zacznie się dopiero po powrocie na rodzimą planetę. Nie może zostawić śmierci załogi bez wyjaśnienia.

- Przepisy... - skwitował, chwilę przed zaśnięciem.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#17
No, hanielu, muszę przyznać, że końcówka mnie zaskoczyła! Naprawdę sądziłem, że SPOILER! >>> tam są jakieś potwory, a tu się okazuje że to halucynacje <<< KONIEC SPOILERA!
Znalazłem parę literówek, ale niezbyt rzucały się one w oczy. Większych i poważniejszych błędów nie widziałem[ale może to dlatego, że niezbyt się znam ;p]. Mam tylko jedno pytanie. O co chodzi z tym nawarkusem? Raz jest z dużej, raz z małej? Czyż to jakiś pseudonim?

Plusy:

- pozytywne zaskoczenie
- brak sztampy
- nawet ładne i przyjemne opisy

Minusy:

- płaskie i bezpłciowe postacie po za Danem(któremu poświęciłeś trochę miejsca, ale i tak był płaski)
- kilka literówek


Ocena: 6/10

Czyli źle nie jest, ale mogło być lepiej! Z przyjemnością przeczytam cześć drugą jeśli tak owa powstanie(a mam nadzieję, że tak!).
Odpowiedz
#18
Nawarkus z dużej jest tylko na początku zdania, w środku jest zawsze z małej. Litrówki?! Gdzie?! Bohaterowie może nie są specjalni, ale to krótkie opowiadanie przeca. Szkoda, że tak nisko :<

Ale graty, że jednak skomentowałeś Big Grin

A nie zasłaniaj się, że się nie znasz, wypisuj, co Ci nie pasuje, tak się nauczysz więcej, nawet jeśli walniesz gafę, to ktoś Cię uświadomi.

Pozdrawiam Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#19
Mam tylko kilka zastrzeżeń natury technicznej, a mianowicie:

"rad" jako jednostka promieniowania? Rad to pierwiastek, z tego co wiem. Nie widzę powodu, dla którego zastąpiono by starego, dobrego Roentgena Radem.

Cytat:Teto, poprzez wszczepiony w krtań mikrofon, zwrócił się do pilota

Chryste, Panie... Wyobrażacie sobie coś takiego? Bo ja nie. Przecież to by mu rozpieprzyło struny głosowe. Nie lepiej standardowo bawić się w bionikę na żuchwie?

Cytat:wyciągnął laserową piłę chirurgiczną

Mój Boże... Co będzie następne? Plazmowy czajnik?

Cytat:szum lasera delikatnie wgryzł się w panującą dookoła ciszę.

Słyszałeś kiedyś (poza starwarsami), żeby laser szumiał? To jest cholerna żarówka. Tam nie ma co szumieć, chyba, że jakieś chłodzenie. Nie wiem, wiatraczek, czy co.

Cytat:oś na tym okręcie zaburzało działanie elektroniki w broni palnej, więc zmuszony był wyciągnąć plazmowy nóż schowany w pochwie na udzie.

wow. No to nie mam więcej pytań, wysoki sądzie. Z jednej strony kałasznikow - bo taki obraz widzę, jak ktoś mówi o karabinie i to w dodatku broni palnej - a z drugiej laserowa piła chirurgiczna (jako broń - spróbuj walczyć skalpelem, ciekawe, jak ci pójdzie) i plazmowy nóż. chłopie, to się technicznie nie trzyma kupy.

A co do samego tekstu - nawet ciekawy. Chociaż, powiem ci, ze spodziewałem się czegoś podobnego. Zrobiło się to oczywiste już na etapie "nie stawiających oporu pobratymców".

Ale samo w sobie nie takie złe. Tylko przykrótkie.
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#20
Jednym skalpele nie pasują, drugim piły, ludzie, kończą mi się pomysły na przedmioty, którymi da się odciąć dłoń :<

Nie no spoko, poprawię (znowu) Tongue

Dzięki za komentarz.

Pozdrawiam Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#21
Cytat: Wygląda na okręt, zdaje się, kolonizacyjny.
Nadmiernie przekombinowane zdanie. Próbowałeś zrobić to lepiej i nieco spieprzyłeś. Pamiętaj - najprostsze formuły zdaniowe są najlepsze (przynajmniej w prozie na naszym poziomie, u takiego Mickiewicza by to nie przeszło).

Cytat:Ostatni okręt kolonizacyjny był wysłany ponad trzy tysiące lat temu
Był wysłany... hmmm... no, od biedy dałoby się to zaliczyć, ale "wysłano" brzmiałoby w tym miejscu lepiej.

Cytat:odpowiedział Teto, dowódca krążownika.
Dałbym tutaj nazwę krążownika. Takie rzeczy lepiej nazwać szybko, bo potem można używać ich nazwy naprzemiennie z klasą statku (w tym wypadku słowem krążownik), co najczęściej zmniejsza ilość powtórzeń.

Cytat:Nawarkus podszedł do okna ukrytego za masywną tytanową płytą. Ruchem bionicznego nadgarstka sprzężonego z systemami kierującymi statkiem odkrył przesłonę, ukazując ciemny i zimny kosmos, czający się tuż za poliwęglanową szybą.
Wiem, wiem, to brzmi fajnie, ale jest nieco... technologicznie absurdalne. Po pierwsze - po jasną cholerę ta płyta? I to z tytanu? Wiem, wiem, żeby próżnia się nie wdarła. No ale ludzie, takie coś podnoszone i opuszczane manualnie? -_- Takie coś powinno być stale podniesione i opuszczane automatycznie. Drugim absurdyzmem jest bioniczny nadgarstek... bez urazy, ale czy nie lepiej poprostu wstawić w ścianie guzik? -_-

Cytat: Tak, to z pewnością był statek kolonizacyjny, pilot miał rację. Ale co, do jasnej cholery, robi tu ten okręt. Trzy tysiące lat, niemożliwe, by któryś przez tak długi okres przebywał w otwartej przestrzeni. Nie z powodu zapasów czy długości ludzkiego życia, statki te były samowystarczalne i przystosowane do przechowania nawet kilkunastu pokoleń ludzi, ale przecież w kosmosie roiło się od planet zdatnych do zasiedlenia. Zresztą widać to teraz, ludzkość skolonizowała już setki, jeśli nie tysiące przyjaznych globów Atak piratów i śmierć całej populacji okrętu też nie wchodziła w grę, znakomite uzbrojenie tych latających twierdz nie dopuściło by do tego.

Tym razem przejadę całym fragmentem Tongue
a) Ale co, do jasnej cholery, robi tu ten okręt? -> Pytajnik na końcu.
b)Trzecie zdanie, to o trzech tysiącach lat, jest skonstruowane odrobinkę absurdalnie. "To niemożliwe, by któryś przez trzy tysiące lat przebywał w otwartej przestrzeni". Pamiętaj, najprostsze jest najlepsze Tongue
c)Nie z powodu zapasów (chodzi o taki sport? Tongue Sprecyzuj xd), (przecinek)czy długości ludzkiego życia. (KROPKA). Statki te były samowystarczalne i przystosowane do przechowania nawet kilkunastu pokoleń ludzi .... no i dalej jest problem bo twoje wytłumaczenie tego nie specjalnie trzyma się kupy. Co ma ilość planet do tego że ten okręt tam jest? Mógł mu poprostu paść silnik na amen i utknęli.
d)Zresztą widać to teraz... hmmm, ja tego nie widzę. Troszkę głupio sformułowane Tongue
e)Brakuje ci kropki po globów.
f)Populacji? Statek to nie planeta, lepsze by było... hmmm.... śmierć całej załogi i pasażerów okrętu. Albo to samo, tylko bez "i pasażerów".
g)Wyjaśnij mi coś - od kiedy statki kolonizacyjnę są latającymi twierdzami? -_-[/quote]

Cytat:Teto, poprzez wszczepiony w krtań mikrofon, zwrócił się do pilota

O tym już pisał Sheaim, ja tylko dodam że to nie jest aż tak absurdalne. Wszystko zależy od rozmiaru urządzenia. Jeśli jest, np. "zmontowane" na poziomie nanorobotów to wątpie by to cokolwiek rozwalało. Chociaż owszem, lokalizacja mikrofonu mogła być lepiej obmyślona.

Cytat:- Załogo - nawarkus
Nawarkus, zamiast nawarkus.

Cytat:przygotować się do zejścia na obcą jednostkę.
Zejść to można z tego świata. Na obcą jednostkę to można co najwyżej wejść Tongue

Cytat:- Bez dyskusji, to rozkaz – uciął nawarkus
I ponownie dużej litery brak.

Cytat:Kilkudniowy patrol to cholernie wyczerpująca misja.
Em... wiesz, ja osobiście nie jestem jakiś specjalnie wytrzymały i po kilku dniach byłbym padnięty, ale... skoro kilka dni w kosmosie wyczerpuje specjalistów od patrolowania, to... co mają powiedzieć tacy na przykład członkowie załóg łodzi podwodnych po miesiącu w zanurzeniu?

Cytat:Przed lustrem dostrzegł piwnookiego mężczyznę z dwudniowym zarostem.
Przed... a nie raczej w lustrze?

Cytat:siwizną włosy związane w kucyk, opadały na ramię
przecinek zbędny

Cytat:Nawarkusie, poziom tlenu jest na względnie optymalnym poziomie, ale musimy zostać w skafandrach - odezwała się Kas. - Promieniowanie na poziomie tysiąca dwustu piętnastu radów jest zbyt niebezpieczne.
Hmmm..... Jak już powiedział Sheaim (chyba) rady nie są odpowiednią metodą mierzenia promieniowania... chociaż w Stalkerze był bar o nazwie "100 Radów" więc cholera to wie. Fragment "jest zbyt niebezpiecznie" bym wyrzucił, jest niepotrzebny trochę, zresztą chyba każdy wie że promieniowanie jest niebezpieczne, nie?

Cytat:była dla niego nienaturalna. - Ruszamy
Po "Ruszamy" powinna być kropka, zdaję się.

Cytat:flora pozostawiona sama sobie zajęła prawdopodobnie większą część pokładów
Prawdopodobnie jest nieco niepotrzebne.....

Cytat:blokując przy tym dostęp do różnorakich pomieszczeń.
Różnorakich, hmmm... Ponownie nie do końca pasujące słowo. Lepiej pasowałoby "niektórych".

Cytat:powodując znaczne rozluźnienie procedur bezpieczeństwa.
Akurat to jest trochę debilne. Procedury się raczej nie rozluźniły, co najwyżej podejście do nich ludzi. "powodując wśród nich znaczne rozluźnienie".

Cytat:jakby dostosowały swój puls do pulsu nawarkusa.
Znowu imię małą literą.

Cytat:laserową piłę chirurgiczną
Hmm.... Nie do końca rozumiem na co lekarzowi "polowemu" przyrządy chirurgiczne bardziej nadające się do np. operacji (a konkretnie amputacji). Chyba mądrzejsze by było wpakowanie na to miejsce jakiś leków spowalniających krwawienie, jakiś high techowych bandaży, czy czegoś takiego. Chociaż... może to tylko przez głupie przepisy Big Grin

Cytat:Nawet nie wiedział, kiedy mógł rozdzielić się z resztą załogi, przecież szli koło siebie
"przecież" pasuje do reszty zdania raczej średnio. skoro pasuje odrobinę lepiej

Cytat:Był przecież dokładnie przeszkolonym żołnierzem
Dokładnie tak średnio tu pasuje. "świetnie przeszkolonym" jest chyba odrobinkę lepsze.

Cytat:Głos nawarkusa
I znowu....

Cytat:Powrócił pod ścianę, przy której siedział i jeszcze raz schował głowę w kolanach, rozmyślając, co począć.
Kolejny niby nie błąd, ale zdanie które można poprawić. "rozmyślając nad tym, co począć".

Cytat:W końcu nie wiedział, gdzie jest nawarkus.
...

Cytat:Wstał. Doszło do niego, że siedzenie w jednym miejscu na pewno nie uratuje mu życia, a nie chciał też zginąć, jak zwykły tchórz, z głodu lub wycieńczenia.

Dotarło do niego, to po pierwsze. I zbędny przecinek po "zginąć".

Cytat:by pomyślała Kim, jeśliby ktoś, kiedyś odnalazł jego ciało
by pomyślała Kim, gdyby ktoś odnalazł kiedyś jego ciało

Cytat:Teto ucieszył się słysząc choć jednego członka swojej załogi. Ucieszył się tak wielce, że nie za bardzo zrozumiał, że reszta nie żyje, ale w tym otępieniu swój udział mogły mieć też dziwne, białe drobinki pyłków roślin z okrętu.
Em xD Cały fragment do napisania od nowa, dość kretyńsko ci to wyszło.

Cytat:Nie wiedział, czemu od razu tego nie dostrzegł, przecież widział statek z zewnątrz, znał okręty kolonizacyjne, odbył nawet przeszkolenie ze sterowania tymi kolosami, a mimo to, jak półgłówek, zagłębił się w trzewiach tego potwora z zaledwie garstką ludzi. Boże, nikt nie wybaczy mu takiego błędu, mało tego, sam sobie nie wybaczy, jeśli tylko wyjdzie z tego cało.

Nie wiedział czemu od razu tego nie dostrzegł. Przecież widział statek z zewnątrz! Znał okręty kolonizacyjne, odbył nawet przeszkolenie ze sterowania tymi kolosami. A mimo to, jak półgłówek, zagłębił się w trzewiach tego potwora z zaledwie garstką ludzi. Boże, nikt nie wybaczy mu takiego błędu. Mało tego, on sam sobie nie wybaczy, jeśli tylko wyjdzie z tego cało.

Cytat:Szedł przed siebie kolejnym z setek takich samych korytarzy, nasłuchując uważnie oznak czyjejś obecności. Jednakże odkąd spotkał na swojej drodze trzy obce, zmutowane, humanoidalne formy życia, nie działo się nic niebezpiecznego.
Albo przegapiłem jakiś fragment, albo tego spotkania nie opisałeś -_-

Cytat:Przysiadł pod jedną ze ścian, aplikując sobie dawkę regeneracyjnej substancji zabieranej na takiego rodzaju misje
A nie lepiej nazwać to poprostu stymulantem?

Cytat: Poczuł jak przez żyły pompuje się krew nasycona potrzebnymi składnikami odżywczymi, dając mu nową energię, tak potrzebną w tej, skądinąd, podbramkowej sytuacji.
Po pierwsze - po "Poczuł" brakuje przecinka. Po drugie - po "energię" zbędny przecinek". Końcówka nieco głupio sformułowana ale niech będzie.

Cytat:Odetchnął kilka razy, z trudem przełknął ślinę zebraną w suchym gardle i podniósł się raptownie, rozprostowując wszystkie członki ciała.
Wszystkie członk... eee, to można nieco źle zrozumieć. "wszystkie kończyny" brzmi nieco lepiej... i znacznie mniej dwuznacznie.

Cytat: Ze złudną nadzieją rzucił do mikrofonu, lecz tak jak się spodziewał, odpowiedziała mu tylko cisza.
Uparty człowiek, tyle razy to robić mimo że nie spodziewa się sukcesu, ale to tak nawiasem mówiąc. Ale... hmm... "rzucił się do mikrofonu, lecz, jak się spodziewał, odpowiedziała mu cisza".

Cytat:Chwycił karabin zawieszony na plecach, po czym przypomniał sobie o jego bezużyteczności. Coś na tym okręcie zaburzało działanie elektroniki w broni palnej, więc zmuszony był wyciągnąć plazmowy nóż schowany w pochwie na udzie.

Małe pytanie - a nóż plazmowy nie zawiera w sobie elektroniki?

Cytat:Zaledwie po kilku krokach usłyszał czyjś oddech, dobiegający zza zakrętu przed nim.
Po pierwsze - " Po zaledwie kilku krokach". Po drugie - coś musiało strasznie głośno oddychać.

Cytat:wysokie promieniowanie i bóg wie, co jeszcze
Bóg to chyba z dużej.

Cytat:przyczyniło się do uwolnienia na świat takich maszkar.
A to one były wcześniej gdzieś zamknięte, czy też w ogóle nie istniały i powstały dopiero na statku? Jak już to "przyczyniło się do stworzenia takich maszkar".

Cytat:Dostrzegł jego zmutowaną łapę zakończoną dziwnym ostrym wypustkiem błyszczącym w ciemności.
A nie wypustką?

Cytat:- Mam cię, skurwielu! - krzyknął, stając na środku korytarzu z nożem w ręku.
- Pgro zrby-cok-sb? Aw pg! Jgu! - zagulgotał stwór.

Nawarkus nie czekając na więcej, skoczył do przodu,
Ja bym go najpierw pochlastał a potem się odzywał ale spoko.... Ej i skąd wziałes zapis werbalny jednej z moich dawnych rozmów w świecie realnym z Alfem? Tongue

Cytat:chcąc jak najszybciej poderżnąć gardło gadzinie
Gadzinie? A toto gad jest? Tongue

Cytat:drugim przedramieniu.
Drugim = lewym, czy prawym?

Cytat:ale to nie chciało dotrzeć, do zmęczonego
zbędny przecinek

Cytat:wystraszonego mózgu dowódcy.
Od kiedy boi się mózg? Jak juz to do mózgu wystraszonego dowódcy

Cytat:Opierając się o ścianę, starał się uspokoić oddech, niestety ze znikomym skutkiem.
Pierwszy przecinek jest zbędny.

Cytat:Adrenalina krążąca w żyłach, tylko pogarszała sprawę, przyspieszając akcję serca.
Ponownie pierwszy przecinek jest zbędny.

Cytat:(nie zakładał, by Dan przeżył)
Nie zakładał... hmm... chyba raczej "sądził".

Cytat:to sam skończy śmiercią
Hę? xD

Cytat:Rob, nie otrzymując odpowiedzi od kompanów już od kilku godzin, postanowił zejść na pokład okrętu kolonizacyjnego.
Nawet nie bardzo wiem jak to poprawić... średnio poprawnie sformułowane to zdanie.

Cytat:Zdaje się, bo odcięta dłoń nawarkusa
Eee... nawarkus to w końcu co jest? Imię, nazwisko, stopień, czy co? Bo już w ogóle nie ogarniam tego.

Cytat:Nie przejmował się za bardzo stratą ludzi i tak był przydzielony do tej misji z rezerwy, więc nawet za dobrze ich nie znał, ale te obrazy masakry, to za wiele, jak na jego nerwy.
Pozostali członkowie jego załogi zmasakrowali się wzajemnie, a go to nie obchodzi bo nie znał ich za dobrze... miły ten facet.
A, no i ponownie nie za dobrze sformułowane zdanie.

No, Mission Accomplished Tongue

Dobra, błędy wypisane. Teraz ogólne wrażenie.
Opowiadanie mi się podoba, pomijając te parę błędów i źle sformułowanych zdań. Czyta się dość przyjemnie. Fabuła jest raczej mało oryginalna (przy czym w dzisiejszych czasach naprawdę cięzko wymyslić coś naprawdę oryginalnego), no poza końcówką którą wymyśliłeś naprawdę ciekawie.

Dałbym ci za to... hmmm.... 7/10... nie, 8/10. Za końcówkę Tongue
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#22
"Nadmiernie przekombinowane zdanie. Próbowałeś zrobić to lepiej i nieco spieprzyłeś. Pamiętaj - najprostsze formuły zdaniowe są najlepsze (przynajmniej w prozie na naszym poziomie, u takiego Mickiewicza by to nie przeszło)."

Nie widzę przekombinowania.

"Był wysłany... hmmm... no, od biedy dałoby się to zaliczyć, ale "wysłano" brzmiałoby w tym miejscu lepiej."

nie widzę różnicy, forma bierna po prostu

"Dałbym tutaj nazwę krążownika. Takie rzeczy lepiej nazwać szybko, bo potem można używać ich nazwy naprzemiennie z klasą statku (w tym wypadku słowem krążownik), co najczęściej zmniejsza ilość powtórzeń. "

opowiadanie ma kilka stron, krążownik pada raptem trzy razy, czy coś koło tego, bez sensu uwaga

"Wiem, wiem, to brzmi fajnie, ale jest nieco... technologicznie absurdalne. Po pierwsze - po jasną cholerę ta płyta? I to z tytanu? Wiem, wiem, żeby próżnia się nie wdarła. No ale ludzie, takie coś podnoszone i opuszczane manualnie? -_- Takie coś powinno być stale podniesione i opuszczane automatycznie. Drugim absurdyzmem jest bioniczny nadgarstek... bez urazy, ale czy nie lepiej poprostu wstawić w ścianie guzik? -_-  "

nadgarstek jest sprzężony z systemami, które kierują statkiem, czyli machnął nadgarstkiem i przesłona się otworzyła, nie wiem, gdzie tam masz, że on ją podnosi własnoręcznie. Tytanowa? Hm, żeby chornić przed promieniowaniem kosmicznym lepiej od szyby, żeby chornić przed ostrzałe, tytan wytrzymalszy niż szyba, wybierz coś

"Tym razem przejadę całym fragmentem "

a) racja
b)normalne zdanie, nie wiem, co masz z tym kombinowaniem Wink
c) zapasy, no można doprecyzować, ale chyba wiadomo, o co chodzi i to bez pudła, przecinek chyba, kropka opcjonalnie. Populacji napisałem, by oddać ogrom statku, a przy takiej ilości ludzi raczej mają wyspecjalizowanych techników, którzy by to naprawili (ten silnik)
e) racja
f) wyjaśnij mi coś, od kiedy mamy statki kolonizacyjny, żebyś mógł stwierdzić jak wygląda? Taki statek leci w nieznane, raczej powinien być opancerzony i uzbrojony...


O tym już pisał Sheaim, ja tylko dodam że to nie jest aż tak absurdalne. Wszystko zależy od rozmiaru urządzenia. Jeśli jest, np. "zmontowane" na poziomie nanorobotów to wątpie by to cokolwiek rozwalało. Chociaż owszem, lokalizacja mikrofonu mogła być lepiej obmyślona. „

Tu macie rację, ale nie z tych powodów, które podajecie. Dzięki językowi określamy słowa, w krtani byłoby słychać same bełkoty,

„Nawarkus, zamiast nawarkus. „

Uzasadnij i następne, gdzie to wymieniłeś.

„Zejść to można z tego świata. Na obcą jednostkę to można co najwyżej wejść „

Ta, ja ze schodów też schodzę, ale może jednak tylko wchodzę

„Em... wiesz, ja osobiście nie jestem jakiś specjalnie wytrzymały i po kilku dniach byłbym padnięty, ale... skoro kilka dni w kosmosie wyczerpuje specjalistów od patrolowania, to... co mają powiedzieć tacy na przykład członkowie załóg łodzi podwodnych po miesiącu w zanurzeniu? „

że są wyczerpani? Nie widzę tu problemu. Członkowie łodzi podwodnych też są jednostką patrolującą, tak poza tym

„Przed... a nie raczej w lustrze? „

racja

„przecinek zbędny „

racja

„Hmmm..... Jak już powiedział Sheaim (chyba) rady nie są odpowiednią metodą mierzenia promieniowania... chociaż w Stalkerze był bar o nazwie "100 Radów" więc cholera to wie. Fragment "jest zbyt niebezpiecznie" bym wyrzucił, jest niepotrzebny trochę, zresztą chyba każdy wie że promieniowanie jest niebezpieczne, nie? „

Rad jest dobrą jednostką, poszukać. A ja wziąłem z fallouta. Jest zbyt niebezpieczne nie jest zbędne, bo odnosi się do pozostania w skafandrach. Kas jest inżynierem, w jej obowiązku jest poinformowanie o takich niebezpieczeństwach.

„Po "Ruszamy" powinna być kropka, zdaję się. „

racja

„Prawdopodobnie jest nieco niepotrzebne..... „

nie wiedzą tego, dopiero weszli na statek, może jest tak tylko w tym korytarzu?

„Różnorakich, hmmm... Ponownie nie do końca pasujące słowo. Lepiej pasowałoby "niektórych". „

to zamienniki jak dla mnie, przynajmniej w tym przypadku

„Akurat to jest trochę debilne. Procedury się raczej nie rozluźniły, co najwyżej podejście do nich ludzi. "powodując wśród nich znaczne rozluźnienie".

Mogę się zgodzić

„Znowu imię małą literą.”

aha! Nawarkus to nie imę, imię to Teto, nawarkus to stopień

„Hmm.... Nie do końca rozumiem na co lekarzowi "polowemu" przyrządy chirurgiczne bardziej nadające się do np. operacji (a konkretnie amputacji). Chyba mądrzejsze by było wpakowanie na to miejsce jakiś leków spowalniających krwawienie, jakiś high techowych bandaży, czy czegoś takiego. Chociaż... może to tylko przez głupie przepisy „

nie wiem, co mu dać już, zaraz strzykawką się będzie bił Big Grin

„Nawet nie wiedział, kiedy mógł rozdzielić się z resztą załogi, przecież szli koło siebie „

też bym to nazwał zamiennikami, ale się zastanowię

„Dokładnie tak średnio tu pasuje. "świetnie przeszkolonym" jest chyba odrobinkę lepsze. „

jedno i to samo

„Kolejny niby nie błąd, ale zdanie które można poprawić. "rozmyślając nad tym, co począć". „

nad tym wprowadza zbędne przekombinowanie przecież Big Grin

„... '
kropki chyba ja powinienem wystawić Smile


„Dotarło do niego, to po pierwsze. I zbędny przecinek po "zginąć".  „

Dotarło zmieniałem, jakaś pomyłka mała, przecinek może i racja

„by pomyślała Kim, gdyby ktoś odnalazł kiedyś jego ciało”

wg mnie, Twoje wskazuje na to, jakby już ktoś znalazł jego ciało, ja gdybam, ale może się mylę



„Em xD Cały fragment do napisania od nowa, dość kretyńsko ci to wyszło. „

może, ale błędów tam nie ma Tongue

„Nie wiedział czemu od razu tego nie dostrzegł. Przecież widział statek z zewnątrz! Znał okręty kolonizacyjne, odbył nawet przeszkolenie ze sterowania tymi kolosami. A mimo to, jak półgłówek, zagłębił się w trzewiach tego potwora z zaledwie garstką ludzi. Boże, nikt nie wybaczy mu takiego błędu. Mało tego, on sam sobie nie wybaczy, jeśli tylko wyjdzie z tego cało. „

nie masz racji, rozdzielasz zdania w dziwnych miejscach, a pierwszy przecinek jest potrzebny, bo oddziela zdanie podrzędne...

„Albo przegapiłem jakiś fragment, albo tego spotkania nie opisałeś ”

nie opisałem specjalnie, taki był zamiar, nie ma błędu

„A nie lepiej nazwać to poprostu stymulantem?  „

może i lepiej, ale nie trzeba

„Po pierwsze - po "Poczuł" brakuje przecinka. Po drugie - po "energię" zbędny przecinek". Końcówka nieco głupio sformułowana ale niech będzie.


po poczuł racja, drugie nie, końcówka jak końcówka Tongue

„Wszystkie członk... eee, to można nieco źle zrozumieć. "wszystkie kończyny" brzmi nieco lepiej... i znacznie mniej dwuznacznie. „

za dużo się nagadaliśmy wczoraj, to brzmi Ci dwuznacznie

„Uparty człowiek, tyle razy to robić mimo że nie spodziewa się sukcesu, ale to tak nawiasem mówiąc. Ale... hmm... "rzucił się do mikrofonu, lecz, jak się spodziewał, odpowiedziała mu cisza". „

on krzyknął do mikrofonu, mikrofon nie stał na scenie, żeby się do niego rzucał. Był spanikowny, to próbował się skontaktować...

„Małe pytanie - a nóż plazmowy nie zawiera w sobie elektroniki? „

tak, nad tym się też zastanawiałem i stwierdziłem, że jest inaczej zbudowany, ale wiem, to muszę zmienić

„Po pierwsze - " Po zaledwie kilku krokach". Po drugie - coś musiało strasznie głośno oddychać. „

pierwsze racja, drugie no i? Cisza na korytarzu była

„Bóg to chyba z dużej. „

chyba nie

„A to one były wcześniej gdzieś zamknięte, czy też w ogóle nie istniały i powstały dopiero na statku? Jak już to "przyczyniło się do stworzenia takich maszkar".

Uwolnienia na świat, stworzenia, na jedno wychodzi, na drugie nie odpowiem, bo to jest w tekście


„A nie wypustką? „

chyba racja

„Ja bym go najpierw pochlastał a potem się odzywał ale spoko.... Ej i skąd wziałes zapis werbalny jednej z moich dawnych rozmów w świecie realnym z Alfem? „

wiesz, normalnie, czystko myślący człowiek pewnie też, ale... Alf mi dał

„Gadzinie? A toto gad jest?  „

to nie musi określać gada

„Drugim = lewym, czy prawym? „

mało istotne, zależy czy wolisz lewo czy praworęcznych, to sobie wyobraź w odpowiedniej Big Grin drugim, czyli nie tym w którym trzymał nóż, ale może doprecyzuję

„zbędny przecinek „

racja

„Od kiedy boi się mózg? Jak juz to do mózgu wystraszonego dowódcy „

racja

„Pierwszy przecinek jest zbędny. „

chyba nie

„Ponownie pierwszy przecinek jest zbędny. „

racja

„Nie zakładał... hmm... chyba raczej "sądził". „

nie ma różnicy

„Hę? XD „

wyrwałeś z kontekstu? To się nie szczerz Smile

„Rob, nie otrzymując odpowiedzi od kompanów już od kilku godzin, postanowił zejść na pokład okrętu kolonizacyjnego. „

nie wydaje mi się, aby było złe, ale może ktoś inny to zauważy

„Eee... nawarkus to w końcu co jest? Imię, nazwisko, stopień, czy co? Bo już w ogóle nie ogarniam tego. „

stopień, wyjaśniłem wcześniej

„Pozostali członkowie jego załogi zmasakrowali się wzajemnie, a go to nie obchodzi bo nie znał ich za dobrze... miły ten facet. 
A, no i ponownie nie za dobrze sformułowane zdanie. „

są też tacy ludzie Tongue Gdzie jest źle sformułowane?

Dziękuję za komentarz, ale że musiałem przebrnąć przez masę głupot, które wypisałeś chyba na złość już nie dziękuję Wink

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#23
Jako, że nie mogę już edytować posta to jeszcze raz dam ocenę Tongue


Plusy:

- pozytywne zaskoczenie
- brak sztampy
- nawet ładne i przyjemne opisy

Minusy:

- płaskie i bezpłciowe postacie po za Danem(któremu poświęciłeś trochę miejsca, ale i tak był płaski)
- kilka literówek


Ocena: 8/10

Świetne zakończenie+brak sztampy=to co misie lubią najbardziej! Mam nadzieję, że napisze drugą część ;>
Moje opowiadania:

To tylko interes(fantasy)
Nieznany(science fiction)
Głos ludu(fantasy)

"Lepiej, by się nas bano niż kochano, jeśli nie da się osiągnąć obu tych rzeczy naraz."

Odpowiedz
#24
A ja Ci Hanielu powiem tak. Technikę w tym opowiadaniu położyłeś tak że leży i nie kwiczy.
Rękę daje się uciąć najzwyklejszym nożem lub tasakiem.
Nie bardzo da się wymyślić coś takiego jak "nóż plazmowy" bo i nie ma to głębszego sensu. Palniki plazmowe a i owszem istnieją już współcześnie (nawet posługuję się takim) i służą do precyzyjnego cięcia metali a także innych twardych materiałów. Gdybyś się nie spotkał, to wygląda podobnie do palnika gazowego, tyle że jest zasilane powietrzem i prądem. Łuk elektryczny (plazma) jest skupiony do rozmiarów mniej więcej grubej igły za pomocą wypływającego z dyszy powietrza. Długość tej plazmowej igły to zaledwie 2 - 10 cm..
Mógłby z tego być co najwyżej kozik do obierania ziemniaków. A i to niewygodny bo by się ziemniaki przypalały.
Bronie laserowe też nie mają większego zastosowania w atmosferze gazowej. Rozproszenie energii jest zbyt duże.
W medycynie używa się już skalpeli laserowych (bardzo precyzyjnych i jednocześnie koagulujących naczynia krwionośne), ale żeby wykonać cięcie trzeba je przyłożyć praktycznie do samej tkanki (z jednej strony zapobiega nadmiernemu rozproszeniu, a z drugiej, bo daje się uruchomić gdy fotokomórka wykryje odbicie wiązki pilotującej od tkanek, zapobiega wypadkowi np uszkodzenia oka sobie lub sąsiadowi)
Inna sprawa że lekarze nie noszą z sobą żadnych podobnych narzędzi poupychanych po kieszeniach. Miałby prawdopodobnie apteczkę pierwszej pomocy ze środkami pozwalającymi doraźnie pacjenta zaopatrzyć na czas transportu z pola walki.. No ew znieczulić, uśpić, czy co tam jeszcze.

Skafandry. Z założenia cholernie ciężkie i bojowe. Powinny chronić przed skutkami przynajmniej pośredniego działania broni. Już dzisiejsze kamizelki kuloodporne chronią przed większością pocisków z broni strzeleckiej, nie wspominając już o działaniu broni białej. Oni zaś odziani w bojowe kombinezony, kroją się bez przeszkód. Ba przez te z założenia szczelne przecież ubranka przedostają się jakieś całkiem sporych rozmiarów ciała stałe...

No i na koniec implanty..
Po kie licho wszczepiać sobie urządzenia które mogą załatwić nam wzrok na cacy, kiedy ma się np szybę w kasku, w którą taki noktowizor da się wmontować..
W sumie wiedząc że ktoś może patrzyć moimi oczami to miałbym nawet obiekcje spojrzeć na swojego "wacka". Głupio jakoś Smile

No to se ponarzekałem. Jednak technika w klasycznym SF to rzecz ważna.

Co zaś do reszty.. Gdyby nie ewidentne błędy w postępowaniu Twoich bohaterów to opowiadanie było by całkiem dobre. Akcja jest poprowadzona na poziomie, jest conieco napięcia, czyli z tej strony nawet nieźle.
Tło opowieści trzeba jednak mocno dopracować i przemyśleć.

daję 5/ 10

Weny życzę
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#25
Gorzki, czytałeś chyba pierwszą wersję opowiadania, bo potem zrezygnowałem z implantu noktowizyjnego. Trochę tam pozmieniałem, aczkolwiek parę błędów, które wypisałeś, wciąż tam jest. Ale, serio błędów? Nóż plazmowy, bez sensu czy nie, w gwiezdnych wojnach są miecze świetlne, to czemu ja nie mogłem użyć czegoś podobnego?

Medyka i jego broń, wyposażenie muszę dopracować, to fakt.

Pyłki roślin zaznaczałem, że są maleńkie, ale Tobie pewnie chodzi o to, że są widoczne, czyli jednak nie takie małe. Racja, ale można chyba przyjąć, że to co widzą, to skupisko tych cząsteczek, więc je widzą, ale każda z osobna jest malutka, zdolna do przeniknięcia przez kombinezon. Nie mogę napisać, że są w skali nano, bo załoga by ich nie widziała, nie mogę też napisać, że to skupiskach nanocząstek, bo do tego musieliby testy przeprowadzić, a na takowe nie mają czasu.

Dzięki za komentarz Wink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#26
Czytając to opowiadanie przypomniały mi się takie filmy, jak Event Horizon, Sphere, Alien, czy Pandorum
Generalnie połączenie horroru z sf, historie, których siłą jest ciężki klimat.
Ogromny, dawno zapomniany statek, groza czająca się wewnątrz, lęk przed nieznanym, klaustrofobiczna atmosfera itd.

Jest nieźle, choć na twoim miejscu przyłożyłbym się bardziej do klimatu, bo to w nim widzę siłę tego opowiadania.
Fabuła jest na tyle prosta, by czytelnik mógł sam poskładać fakty do kupy i poznać sekret opuszczonego statku, ale jednocześnie na tyle dobra, żeby przy tym nie irytować banalnością. Jedyny błąd popełniłeś na początku pozwalając bohaterom tak szybko wejść na statek i co gorsza zginąć na nim, zanim zdążyłem ich lepiej poznać. Na tym z kolei ucierpiał klimat.
Nie uważasz, że porozcinane zwłoki to trochę banalne? Może dopiero Rob powinien je znaleźć na końcu? albo po prostu przesuń jak najdalej moment, gdy Dan się na nie natyka. To pierwsze ciało, które znalazł było ok Big Grin tzn. nieznana przyczyna śmierci, poszarpany skafander, ciało wyglądające jakby leżał tu już jakiś czas. Tamta scena potęgowała uczucie niepokoju i tylko karmiła tajemnicę. Opis kolejnych porozcinanych zwłok odziera z klimatu i jest na minus.

A teraz wyobraź go sobie zrezygnowanego i wystraszonego Dana, który błąka się tu już nie wiem ile ze świadomością, że coś zabija jego towarzyszy. Czytelnik towarzyszy mu podczas jego ostatnich minut przeciągających się w nieskończoność. Dan zaczyna wariować i wreszcie następuje kulminacja - widok pociętych zwłok (aż się prosi o dokładniejszy opis), to łamie go ostatecznie i sprawia, że rusza na poszukiwanie śmierci (ta scena akurat wyszła ci bardzo fajnie).

Dobrze, że zdecydowałeś się pokazać akcję z perspektywy więcej niż jednej postaci, ale z drugiej strony szkoda, że tylko Dan i Teto...
Rozbuduj tę część, gdy przeszukują statek i wszyscy jeszcze żyją. Poświęć trochę tekstu na każdego z nich, ich rozmowy i odczucia podczas łażenia po statku.
Weźmy za przykład Aliena. Tam na od razu na początku potwory nie porywają załogi. Zło wylęga się dość długo, a my mamy sporo czasu, żeby pobać się nieznanego Smile U ciebie to się dzieje za szybko.
Czytelnik powinien towarzyszyć większości bohaterów podczas ich ostatnich chwil. Każdy reaguje inaczej. Jedni będą walczyć, jak Dan, inni poddadzą się załamani, inni jeszcze przerażeni uciekną na oślep wątpiąc w to co widzą i zastanawiając się, czy umysł nie płata im figli.
Na tym powinieneś się skupić - Strach, rozpacz i szaleństwo ogarniające wszystkich członków załogi, jeden po drugim. Udało ci się to delikatnie zarysować, ale to opowiadanie potrzebuje czegoś mocniejszego.

Cytat:Chwycił karabin zawieszony na plecach, po czym przypomniał sobie o jego bezużyteczności. Coś na tym okręcie zaburzało działanie elektroniki w broni palnej, więc zmuszony był wyciągnąć plazmowy nóż schowany w pochwie na udzie.
Błąd. Karabin miał elektronikę, a nóż plazmowy nie? No i od razu wspomnę o drugim błędzie:
skoro nóż plazmowy to taki mini miecz świetlny, to nie mógł sterczeć z piersi zabitego. Wypaliłby dziurę w zwłokach, a potem przepalił podłogę. W końcu to "czysta energia" Tongue a tak najprawdopodobniej to by po prostu zgasł i sama rękojeść leżałaby obok Wink

Cytat:Dostrzegł jego zmutowaną łapę zakończoną dziwnym ostrym wypustkiem błyszczącym w ciemności.

To mi jakoś nie gra. Ta zmutowana łapa brzmi komicznie, co jest nie ma miejscu w tego typu opowiadaniu.

Cytat:Nawarkus nie czekając na więcej, skoczył do przodu, chcąc jak najszybciej poderżnąć gardło gadzinie.
To bym rozbił na parę krótszych zdań. To doda dynamizmu. Te długaśne rozleniwiają. No i "nie czekając dłużej" brzmi lepiej i normalniej niż "nie czekając na więcej" Wink

Cytat:Szybki ruch ręką chybił celu. Potwór odskoczył, wykrzykując nieartykułowane słowa. Teto szykował się do kolejnej szarży, gdy mutant z niesłychaną prędkością doskoczył do niego. Obaj gruchnęli o ścianę, kotłując się niemiłosiernie.
Tu jest ok, tylko to niemiłosierne kotłowanie bym wyrzucił, albo doprecyzował. Podczas opisu dłuższej walki warto wdać się w szczegóły, bo inaczej całość zaczyna brzmieć jak: "bitwa była ciężka i krwawa, szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę" Tongue Rozumiesz, o co mi chodzi?

Cytat:Kapitan starał się przebić pierś mutant, lecz w chwili, gdy dopiął swego, poczuł przerażający ból w drugim przedramieniu. Nim zdążył zareagować, ujrzał dłoń spadającą na powyginane korzenie.
Ujrzał swoją dłoń - tak zabrzmi lepiej, poza tym jest ok

Cytat:Zawył osuwając się na kolana. Ze wstrętem odtrącił truchło zakrwawiające kombinezon i chwycił broczący kikut.
A tu akurat IMO warto dodać, że chodzi o truchło mutanta, które go przygniotło, czy coś.

Cytat:Teto nie mógł pojąć, jak do tego doszło.
I taka mała uwaga. Wiedziałem, o kogo chodzi i bez informacji że to "Teto". Nie musisz non stop przywoływać imion bohaterów. Jeśli cały akapit/rozdział poświęcony jest jednej postaci i tylko ona tam występuje, to częste przywoływanie jej imienia jest zbędne.

Teraz ocena oscyluje w okolicach 5/10 ale jest szansa na więcej, tylko popracuj nad klimatem Smile
Odpowiedz
#27
Miecz świetlny.. dobrze.. Spójna wiązka światła uwięziona gdzieś na długości półtora metra. Trudne/niemożliwe do realizacji, ale niech tam, jakieś rozwiązanie technologii laserowej. Nie rozumiem tylko dlaczego wiązki tam nie przenikały przez siebie, tylko w zetknięciu działały jak normalne ostrze metalowe.
Gdybym komentował scenariusz gwiezdnych wojen, zapewne zarzuciłbym autorowi tą nieścisłość. Niestety w kinie amerykańskim roi się od takich "kwiatków" Smile. Czasem zastanawiam się co młodzi amerykanie robią na lekcjach fizyki Smile
No faktycznie ostrze z energii nie utrzymało by rękojeści tak że wystawała by z czyjejś piersi, to pewnik.

Wracając do kwestii pyłków. Jeśli skafander jest nieprzenikalny dla gazów, to mniejszej cząstki raczej już nie ma. Ot tak po prostu. Czyli z przenikania lipton. Można by uznać że coś ten kombinezon trawi, ale jakby kolo ujrzał takie zjawisko to nie czekając na cokolwiek zasuwałby z tego statku kłusem. Może więc postawić na jakiś rodzaj oddziaływania telepatycznego?

Broń palna właściwie nie miewa elektroniki.. no może poza urządzeniami celującymi. w przeciwieństwie właśnie do wszelkich elektronicznych cudeniek typu bronie energetyczne.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#28
Skoro już po tobie sporo ludzi pojechało, to ja też się przyłączę, czepianie się nie będzie, aż tak wiele... bo nie jest źle pod tym względem, a i nie wszystko chciało mi się wypisywać. Na koniec jeszcze kilka uwag ogólnych.

Cytat:Wygląda na okręt, zdaje się, kolonizacyjny.
trzymaj się jednego określenia, uzbrojony – okręt, nie uzbrojony – statek w polskiej nomenklaturze, a gdzie to niewygodne jest jednak kilka innych określeń.

Cytat:się do zejścia na obcą jednostkę.
raczej wejścia.

Cytat:Kas, po kilkuminutowej walce, w końcu udało się otworzyć właz wejściowy okrętu.
Nie pasuje mi tu walka.

Cytat:blokując przy tym dostęp do różnorakich pomieszczeń.
skąd wiadomo, że to pomieszczenia i to różnorakie. Imo, zdecydowanie lepiej komponowałyby się tu „części statku”

Cytat:zalegające na podłodze pulsowały co raz szybciej, jakby dostosowały swój puls do pulsu
zdecydowanie za dużo tych „pulsów”, może coś w stylu „jakby chciały wczuć się w rytm jego serca”?

Cytat:Nawet nie wiedział, kiedy mógł rozdzielić się z resztą załogi,
przeczytaj to proszę.
Cytat:Szybko podbiegł, nie patrząc pod nogi i o mało co nie stracił równowagi.
równowagi nie traci się ze względu na niepatrzenie pod nogi, tylko ze względu na potkniecia.
Cytat:wnętrza ciemną mazią lekko przypominającą krew.
„lekko” i zbędne i nie pasuje, a jeśli już to raczej „nieco”.
Cytat:ale nie miał najmniejszej ochoty dotykać tego cholerstwa.
nie rozumiem, najpierw przejaw szacunku dla poległego kolegi a potem „to cholerstwo”?
Cytat:Był przecież dokładnie przeszkolonym żołnierzem,
imho, żołnierz może być dobrze przeszkolony (czy raczej wyszkolony) ale czy dokładnie?
Cytat:Więcej odpowiedzi nie było, sygnał przepadł, mimo to Dan jeszcze jakiś czas starał się nawiązać połączenie, lecz po kilkunastu minutach zrezygnowanie wzięło górę.
nie podoba mi się „przepadanie sygnału” a już zdecydowanie nie pasuje mi „zrezygnowanie które bierze górę”Smile
Cytat:uświadomił sobie wielkość tego statku.
imo, raczej ogrom.
Cytat:Ze wstrętem odtrącił truchło zakrwawiające kombinezon i chwycił broczący kikut.
a) „zakrwawiające”??? i nie pasuje mi też „chwytanie” w kontekście kikuta, bo zakładam, że to jego kikut, może jednak „ścisnął”?.

Cytat:Wprawdzie nie stawiali zbytniego oporu, ale to nie chciało dotrzeć, do zmęczonego i wystraszonego mózgu dowódcy.
do redakcji.

Cytat:to sam skończy śmiercią,
skończy śmiercią?
Cytat:nie było się czym chwalić w jakiejkolwiek śmierci,
do redakcji.
To tyle czepiania się. Większość z tego to po prostu, to co mi jako czytelnikowi zgrzytnęło. Teraz co do „technikalii”. Z tego co zauważyłem w komentarzach, spora cześć czytających ma ten sam problem z systemem uzbrojenia. Piszesz o broni palnej, zgodnie z dzisiejszym kanonem jest to broń miotająca pociski w oparciu o reakcje chemiczne. Zapłon odbywa się w sposób mechaniczno/chemiczny. A elektronika to co najwyżej uzupełnienie całości (celowniki, stabilizatory itp). Więc, jakąż to elektroniką dysponowała broń palna, eliminowana przez otoczenie, która nie wyłączała z obiegu noży plazmowych czy laserowych? Zapłonem? Przecież, zapłon elektroniczny musiałby być oparty na podobnych zasadach jak oba te urządzenia? Elektroniczne blokady spustów? Już pomijam, że raczej nigdy nie znajdą zastosowania na polu walki, ale wówczas wszyscy dość szybko by się zorientowali i zapewne wycofali.
Druga sprawa, czyli przenikliwość kombinezonów... która łączy się też z owymi alarmami w śluzie. Gdyby pyłki mogły przenikać przez kombinezon, z całą pewnością byłby on nieużyteczny jako jakakolwiek ochrona a już z całą pewnością nie przed wrogim środowiskiem. I czemu drużyna weszła na pokład mimo alarmów? Bo nie były istotne? Wszystkie silne związki chemiczne oddziaływające w tak selektywny sposób neurologiczny to dość skomplikowanymi związkami chemiczne, nierzadko oparte o struktury aminokwasów. Więc każdy system powinien je wykryć. Więc albo system był starszy niż dzisiejsze albo bohaterowie byli durniami ignorującymi ostrzeżenia a do tego spacerującymi po skażonym pokładzie niemalże w podkoszulkach.
Kolejna sprawa, już mniejszego kalibru, uprzedzenia dowódcy. Jak rozumiem ma poczucie „ograniczenia” w doniesieniu do zewnętrznego noktowizora na wyposażeniu skafandra ale nie ma oporów przed wszczepionym w krtań mikrofonem?
A na koniec sama fabułą. Z tego co pamiętam, nawet u nas na forum jest niemal identyczne opowiadanie. Podobnych tekstów od czasów Andersona było sporo. Nic nowego nie wprowadziłeś. A wszystkie powyższe zarzuty co do mechaniki Twojego świata, da się wytłumaczyć jedynym zamiarem: opowiadanie winno mieć więcej niż pół strony i jakąś akcję. Gdyby nie istniały ograniczenia założone w stosunku do broni, wszyscy powystrzelaliby się zaraz po zakażeniu. Gdyby mieli szczelne kombinezony, nie zostali by zainfekowani (no może poza tą kobietką, ale też niewiele zdziałała by z niedziałającą bronią przeciwko trzem innym żołnierzom). Gdyby mieli trochę oleju w głowie, nie wleźli by na pokład. Więc, fabuła jakby na siłę naciągnięta do Twojego pomysłu na taką a nie inną wersję opowieści.
Just Janko.
Odpowiedz
#29
Uwagi:
1. Po kilku dniach nic nie robienie w kosmosie być zmęczonym? Powinno się pojawić jakieś uzasadnienie tego. No chyba, że do patrolu wysyła się największych leniwców.
2.Treść rozkazów i dyscyplina na podwładnych powala.
Ogólnie lubię s-f, ale nawet ja będąc maniakiem nie mogłem się zmusić do przeczytania tego do końca.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości