Mam z ciebie tylko to, kiedy bywałaś niczyją,
Zagnieździłem się przy niej, naciekającej na żądanie,
Może wtedy, po wejściu powiedziałem.
prawie rozkiełznana z pierwszej, przedwczesnej szadzi.
Bez omijaków, bronowania po czyjejś krwi
i obawy przed porównaniami.
Doposażyłem się wystarczającą ilością wabików,
żeby ponieść jakiś kłąb zaprzężony do płotu rozhuśtanego
Doposażyłem się wystarczającą ilością wabików,
żeby ponieść jakiś kłąb zaprzężony do płotu rozhuśtanego
naduczynnością tarcicy albo innej stolarki użytkowej.
Zagnieździłem się przy niej, naciekającej na żądanie,
dobrze ułożonej, do pociągnięć z kosmyczkami włosów.
Kiedyś nawet oblepiony przez palce,
urabiające ciasto na wiśniowy przekładaniec.
Może wtedy, po wejściu powiedziałem.
– niebo w gębie.
W napoczętym, uczciwym wnętrzu,
kiedy i mnie się wydaje,
że ma już mniej do upilnowania.