Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieści z Północnych Krain
#1
Jak pewnie wiecie lub też nie, ja i Malbert ramię w ramię walczyliśmy ze zbirami maści wszelakiej na forum Wiedźmin w naszej małej "grze wyobraźni". Wiele było fabuł stworzonych przez różnych graczy, a ja postanowiłem zamieścić tutaj finał jednej z nich, stworzonej przez mnie na potrzeby gry. Generalnie fabuła obracał się wokół szalonego elfiego maga-renegata, Deiredanna, który chciał, podobnie jak główny antybohater gry Wiedźmin, Jakub de Aldersberg, pragnie poprowadzić tym razem elfią rasę ku lepszej przyszłości.


<Ostatni elf pilnujący drzwi padł pod ciosem Varesa, który jednocześnie kopnął w drzwi. Weszli ostrożnie do środka. Weszli i zamarli z wrażenia. Komnata była ogromna, byli pewni, że zmieściłaby się tu warownia Kaer Du'nar. Kształtem przypominała sześcian, była wsparta na ogromnych, sięgających sufitu kolumnach. Sam sufit był iluzją. Iluzją pięknego, błękitnego nieba. Słońce przyświecało mocno, opadając kaskadą promieni na pomieszczenie. Biały marmur kolumn wspaniale komponował się z soczyście zielonymi pnączami oplatającymi je. Usłyszeli kroki. Najpierw ciche, z oddali, potem coraz bliższe. Wreszcie po drugiej stronie sali stanęła postać. Zbliżyła się kilka kroków, wchodząc w zasięg promieni iluzorycznego słońca.>
- Deiredann.
Deiredann: Rycerz Eryk z Danenbergu wraz z damą życia i towarzyszami. Witam Was serdecznie w mym domu. Rozgośćcie się. <Kilka elfek podeszło do nich, podało im w milczeniu kieliszki wina i odeszło> Proszę, proszę, pijcie, nie obawiajcie się, nie zatrułem wina.
<wciąż podejrzliwie, ale mimo wszystko spróbowali wina. Najlepszy trunek, jaki piłem - pomyślał Czajnik. Inni, widząc z min, myśleli to samo.>
Deiredann: Smaczne? Cieszę się, że Wam smakuje. Chodźcie, chodźcie dalej, spójrzcie tam, przez balkon.
<Podeszli do balustrady i ich oczom ukazał się wspaniały widok. Roślinność, dwa wodospady, słowem zobaczyli to samo, co wcześniej widział Malbert.>
Deiredann: Pięknie, prawda?
Lily: To prawdziwy raj...
Maxz: Tu jest cudownie... <Maxz zapatrzył się na cudowny obraz i jeszcze cudowniejsze elfki, przechadzające się po innych balkonach.>
Vares: Nie wierzę...na takiej pustyni? Tak cudowny pałac? Niesamowite...
Geralf: Nieprawdopodobne.
<Jedynymi, którzy nie zachwycali się tym widokiem, byli Czajnik i Rod. Spojrzeli przez moment na dzieło Deiredanna i wrócili z powrotem do wielkiej sali, zostawiając za sobą resztę. Deiredann podążył wraz z nimi.
Deiredann: I jak Ci się podoba mój mały raj, Eryku? A Tobie, wiedźminie? Wasi przyjaciele wydają się być zachwyceni.
- Wiesz równie dobrze jak ja, że nie nabiorę się na te miłe słówka i widoczki. Co chcesz osiągnąć?
Deiredann: Chce Cię przekonać, że nie czynię nic złego. Chcę lepszego świata. Lepszego i dla elfów i dla ludzi.
- Dla ludzi? Niby jak?!
Deiredann: Ludzie nie zasłużyli na ten świat. Spójrz, co zrobili... Rozboje, morderstwa, niszczenie natury, wieczne kłótnie i wojny, zdrada, kłamstwo i krew. Sam dobrze wiesz, o co mi chodzi. Kiedyś myślałem, że uda mi się uratować choć tę część ludzkości, która nie jest skażona tym...zepsuciem.
Rod: To z tego powodu porywałeś niewinne dziewczyny?
Deiredann: Między innymi. Niestety, z pewnych względów, porzuciłem moje plany.
Rod: A cóż to Cię zmusiło do zaprzestania porwań?
Deiredann: Skoro musisz wiedzieć, wiedźminie, to nakłoniła mnie do tego moja ukochana Stokrotka.
- Francesca? Jednak jest tutaj!
Deiredann: Tak, zgodziła się przystać na moją propozycję i pomóc mi budować nowy, lepszy świat.
- Niemożliwe...
Deiredann: Nic na to nie poradzicie. A czy wy nie chcielibyście do mnie dołączyć. Eryku, zrobię dla Ciebie wyjątek, gdyż wiem, że jesteś prawym człowiekiem, jednym z ludzi, których znam i którzy nie napawają mnie obrzydzeniem. Darzę Cię wręcz szacunkiem.
<stanęli na środku sali, Eryk podszedł do okna, spojrzał przez nie na zewnątrz. Kolejna iluzja. Miasta, wioski, lasy, góry, wszystko w śniegu, w lodzie. Ludzie...nie, zaraz, jakieś zwierzęta....włochate bestie. I mróz, przejmujące zimno. Nagle, w oddali, błysk miecza, świst szponów. Kilka osób na czele tłumu innych. To on...i reszta...razem z Deiredannem. Idą przez lodowe pustkowie. Kolejna wizja. Budowa miasta, wspólna praca. Bez krwi, bez przemocy, bez morderstw. Piękna, elfia architektonika. Nagle wszystko znika. Czajnik obrócił się z powrotem.>
Deiredann: Widziałeś właśnie przyszłość. Twoją przyszłość, przyszłość Twych przyjaciół. Jeżeli tylko podejmiesz właściwą decyzję.
<Czajnik przez dłuższą chwilę zastanawiał się, wreszcie dobył miecza.>
- Jeżeli to już wszystkie Twoje sztuczki, to możemy zaczynać.
Deiredann: Przykro mi, naprawdę mi przykro. Miałeś okazję dokonać dobrego wyboru dla siebie, dla Was wszystkich. Czas to skończyć, rycerzu.
<Deiredann wykonał kilka susów unikając zręcznie cięci Roda, który właśnie wyciągnął miecz. Do niego dołączyła się reszta. Fala energii zmiotła Czajnika i Varesa z nóg, reszta rzuciła się na elfa. Geralf trzymał się z tyłu, lekko wodząc mieczem przy ziemi, to samo robił Rod. Lily podbiegła do Varesa i Czajnika. Maxz stał z mieczem wyciągniętym na wprost elfa. Pierwszy ruszył Rod. Szybkim susem doskoczył do Deiredanna, wykonując znak Heliotropu, który odbił pocisk energii elfa. Ciął ukośne, ale ku jego zaskoczeniu Deiredann wywinął się jego cięciu i, wyciągając miecz z posągu stojącego pod ścianą zamachnął się na Rod, z całym impetem uderzając w jego ramię. Rodowi udało się uniknąć morderczego cięcia, lecz kosztem utraty równowagi, co wykorzystał Deiredann, uderzając w niego wiązką energii. Rod w ostatniej chwili złożył Heliotrop, ale było za późno. Uderzył głucho o ścianę komnaty, osuwając się na podłogę. Maxz nie czekał długo. Jeszcze nim Rod uderzył o ścianę rzucił się na Deiredanna. Miał wahania, miał obawy... ale zrozumiał wreszcie, że to, co chce zrobić Deiredann nie jest tym, czego on chce. Świat Deiredanna to nie jego świat. Składając palce w znak Igni uderzył w Deiredanna, który z łatwością skontrował atak i dopadł do Maxza. W ostatniej chwili uniknął kolców, które wyskoczyły spod ziemi, tracąc koncentrację, co wykorzystał Maxz, zadając cios. Cięcie chybiło celu, ale drasnęło Deiredanna.
Poirytowany elf uderzył kulą energii z całej siły w uderzającego z doskoku Maxza, co spowodowało, że elf uderzył głową w kolumnę, upadając bez przytomności. Deiredann podbiegł zwinnie do elfa, celując czubkiem miecza w brzuch leżącego na ziemi Maxza i uderzył. Brzęk ostrza o ostrze przeszedł głucho przez komnatę. Deiredann cofnął się dwa kroki w tył, blokując zażarte ciosy Czajnika. Z tyłu za Deiredannem ustawił się Rod, składając palce w Znak Igni i formując kulę. Celował dokładnie w plecy Deiredanna. Rzucił Znak, widząc ze zgrozą, że Deiredann odskakuje zwinnie w prawo, a Igni trafia w brzuch Czajnika, który odlatuje w tył.>
- Zaraza, mój brzuch. Cholera, za późno złożyłem Znak.
< Deiredann obraca się w piruecie i uderza mieczem Roda, który odskakuje w ostatniej chwili. Deiredann podbiega do Roda, nie zauważając zbliżającej się z boku Lily. Wampirzyca rzuca się z góry na elfa>
- Lily, nie!
<Miecz uderza gładko w twarz. Lily pada na ziemię. Podnosi wzrok, widząc Czajnik stojącego nad nią. Czajnik obraca się w jej stronę. Pół twarzy ma ubabrane krwią. Swoją krwią.>
- Skarbie, uważaj na siebie.
<Deiredann celnym kopniakiem odsyła rycerza pod ścianę, zmieniając w ostatniej chwili trajektorię jego lotu zaklęciem i posyłając w stronę szarżującego Roda. Obaj padają na ziemię. Elf to samo robi z Lily i skradającym się Geralfem. Wreszcie podchodzi do Czajnika, leżącego na ziemi i zwijającego się z bólu, podobnie jak reszta. Rod wstaje i w ostatnim akcie desperacji rzuca się na elfa. Ten jednak robi w powietrzu gest. Chrzęst...trzask. Rod upada w połowie skoku, łapiąc się za nogę i wijąc dziko.>
Deiredann: To Twój koniec, rycerzu. Twój i twych towarzyszy. Nie macie szans. Dałem Wam szansę, nie skorzystaliście. Teraz jesteście martwi.
<Kroki. Lekkie, zgrabne, zwinne kroki. Od strony korytarza. I głos. Miły, ciepły, przejmujący głos.>
- Deiredannie, co tu się dzieje?
Deiredann: Stokrotko, nie chciałem byś musiała to oglądać. To już ostatni etap mej krucjaty. To koniec. A co on tu robi?
<Deiredann wskazał na Malberta, który pojawił się znikąd.>
Stokrotka: Przyszedł tu ze mną. Podjął już decyzję. Tą samą decyzję, którą ja podjęłam.
Deiredann: To wspaniale.
<wiązka energii uderzyła w Deiredanna z całą mocą. Odleciał na ścianę, gubiąc przy tym swój miecz. Czajnik odetchnął z ulgą.
Stokrotka: Tak, Deiredannie, to koniec. Koniec, ale Twoich chorych planów. Nie przepadam za ludźmi, ale to, co robisz, to przesada. Nie pozwolę krzywdzić niewinnych istot. Twój chory plan się nie powiedzie, mój drogi.
Deiredann: Stokrotko...głupia, naiwna Stokrotko.
<Deiredann zaśmiał się głucho, wstał. Powietrze wokół Francesci zagotowało się, zalśniło. Magiczna bariera nie pozwoliła jej się wydostać. >
Deiredann: Teraz rozumiesz? Czy teraz widzisz, jak głupia byłaś, sprzeciwiając się mnie?! Jestem najpotężniejszym czarodziejem na świecie. Nikt nie jest w stanie mi zagrozić.
< Budynek zatrząsł się w posadach, przez korytarz przetoczyła się fala energii, wstrząsając wszystkim wokół. Deiredann spojrzał w stronę korytarza, pytającym i niepewnym wzrokiem.>
Deiredann: Co do...
<Ognista fala uderzyła w stronę elfa, który natychmiast użył zaklęcia blokującego. Za późno. Paląc się, poleciał do tyłu na ścianę. Do sali wpadła najpierw Triss, potem Sabrina, która uwolniła Francescę. Czajnik nigdzie nie dostrzegł Filippy.>
Triss: To koniec, Deiredannie. Nie próbuj sztuczek.
<Deiredann spróbował. I pożałował. Zanim w ogóle zdążył przygotować zaklęcie, błyskawica uderzyła kilka metrów od niego, raniąc go mimo to. Następna dosięgnęła celu. W powietrzu uniósł się zapach palonego mięsa. Wszyscy odwrócili wzrok. Malbert o mało co nie zwymiotował. W sali zapadła cisza. Straszliwa, przejmująca cisza. Z drugiej strony komnaty wyłoniła się Filippa, a w jej ręce dogasała wiązka elektryczności.>
Filippa: Naprawdę, nie chciałam tego.
Triss: Innego wyjścia nie było. Witaj, Eryku, dobrze się spisaliście. Wszyscy.
- Dziękuję, Triss.
Triss: Rod, oc z Tobą?
Rod: Arghh...nic takiego, Triss, chyba Deiredann złamał mi nogę.
Triss: Daj, obejrzę. Widzę, że nie tylko ty ucierpiałeś. Popatrzyła na ranę Czajnika na twarzy i brzuchu. Spojrzała na wciąż nieprzytomnego Maxza i leżącą obok niego Lily. Vares próbował się podnieść ale opadł twardo na posadzkę. To samo Geralf. Czarodziejki podeszły do każdego z osobna i opatrzyły rannych. Wreszcie, gdy wszyscy byli już na nogach. Spojrzeli w stronę resztek elfa. Czajnikowi musiało się wydawać, ale przysiągłby, że widział w oczach Francesci łzy. Był jednak prawie pewien, że mu się przywidziało.>
Triss: Smutny koniec.
- Tak...
Francesca: Zajęłam się już elfimi i krasnoludzkimi rezydentami tego miejsca. Odesłałam ich do Dol Blathanna, gdzie spróbuję wybawić ich od kłamstw Deiredanna.
Sabrina: To dobra myśl.
<Francesca, Sabrina i Filippa otworzyły portal i pożegnały Czajnika i resztę.>
Triss: Więc to koniec. Chyba się nie mylę, myśląc, iż chcielibyście wrócić do Kaer Du'nar i odpocząć.
Rod: Nie mylisz się, droga Triss.
- Dzięki Triss. Pozwól, że później zdam Ci z tego wszystkiego raport.
Triss: Och, tym się nie przejmuj. Myślisz o tym tak intensywnie, że wszystko już wiem. <Triss otworzyła teleport> Żegnajcie...zobaczymy się jeszcze.
- Bez wątpienia. Żegnaj, Triss.
<cała grupa przeszła przez teleport, Rod mocno kuśtykając, a Geralf trzymając się za wciąż bolące ramię. Wyszli po drugiej stronie, lądując na dziedzińcu Kaer Du'nar.>
- Dom. Nareszcie, dom....


Jeśli macie pytania czy sugestie to zarówno do mnie jak i do Malberta ^^
Take what you want and give nothing back.
Odpowiedz
#2
Najpierw was położył na łopatki, a później tajemniczo do komnaty wpadły 3 czarodziejki i zrobiły rozpizduchę, to jest to!

A na poważnie to musieliście mieć małego skilla i mało HP, bo było was kilkoro a nie daliście rady. Szkoda że mnie tam nie było, zrobiłbym z tą elfią mendą porządek xD
Odpowiedz
#3
Ta xD Ale to było daawnoo Z 1,5 roku temu, moje początki na wiedzmin.biz ;p Fajnie było, miło jest powspominać stare czasy Ale nie, nie mieliśmy małego skilla Bo ty było gra wyobraźni, wspólne opowiadanie xP Nie pbf. Ech, aż żal ściska za serce gdy parzę, jak szybko te czasy minęły...
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości