Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieści sklepowe
#1
Rozdział 1


Trudno nie lewitować, nie zahaczać głową o wysokie, te najwyższe chmury wtedy gdy siedzisz nie ruchomo w jednym miejscu a rzeczywistość Cię przytłacza. Oj, trudno by było cały swój czas zmarnować na myśleniu o rzeczach doczesnych, takich jak środki do WC, podłóg, mebli. Siedzę więc i nie skupiam się ciągle na mopach do podłóg, w promocji za pięć dziewięćdziesiąt dziewięć. Ale gdyby tak zacząć liczyć wszystkie te splatane sznureczki. Gdyby tak oddzielić nitkę od nitki i sprawdzić ile ich jest. Nie, pomyliłabym się, nie jestem tak dobra z matematyki jak moja siostra. A złe liczenie oznacza złe wyniki. Nie lubię złych wyników.

Nie jestem sfrustrowana, po prosu skończyło mi się mleko do kawy i musiałam wypić czarną. Chciałam sobie dogodzić i posypałam o jedną łyżeczkę cukru i teraz jest mi słodko. Ochroniarz, ten młody łepek, który komentuje moje dekoldy znowu się oparł o moją budkę.
-Co tam mała? Czytasz?
- Nie.
-A co robisz? Flirtujesz z kimś na gadu!

Ciekawe są zakonnice. Idą z wysoko uniesioną głową, takie pełne doniosłości chwili. Nie, zakonnice nie są ciekawe, znacznie ciekawsi są ludzie, którzy odchodzą od kas z koszykiem pełnym zakupów i liczą czy wszystko się zgadza. Pan zazwyczaj krzyczy na Panią, że ile można wydawać? Ona krzyczy na niego, że to wszystko to jedno zdzierstwo, że wszyscy złodzieje i komuniści. Nie życzymy kasjerce żeby się pomyliła.


Każdy dzień jest podobny. Identyczny w swojej podobno nie powtarzalnej fabule. Wstaję, karmię kota, głaszczę kota, myję zęby, układam włosy, nakładam makijaż, wychodzę, idę , wchodzę, otwieram szafki, liczę towar, ścieram wczorajszy kurz, piję kawę, czekam. I uśmiecham się. Uśmiecham się jak szalona, tak, że gdyby wracam do domu bolą mnie policzki i nie uśmiecham się już wcale. Czekam na cud, na coś co potwierdzi, że wykonywane przeze mnie czynności mają jakikolwiek sens.
- Co słychać mała?- pyta sąsiad z sklepu o obok.- Poświntuszymy dzisiaj?
- Pewnie, jak masz mleko do kawy, jestem cała Twoja.
Lubię niektórych ludzi. W zasadzie większość z nich toleruje nawet dłużej niż piętnaście minut. Prawdziwy zaszczyt, zarówno dla nich jak i dla mojego dumnego ego- widocznie nie mam takiego porąbanego charakteru by wszystkich nie lubić. Bo na przykład nienawidzę facetów, którzy zachowują się jak pierdolnięta Skarlet Ochara? Ok, mamy równouprawnienie, ale po chuj noszą spodnie, i lansują się na "boskich macho", teoretyków kamasutry, skoro praktyczne zdobycie kobiety jest po za zakresem ich możliwości. Może zbyt dużo czasu spędzają na masturbowaniu się własnym cierpieniem? Ehh. Nowy gatunek- "homo sapiens-pizdouchy". Tak bywa. Za dużo razy nabiłam się na ich gięte języki, pozorne otwarte serce. To chyba oczywiste, wolę być sama jak palec niż z kimś kogo nie mogę mieć. To pierwsze bardziej się kalkuluję. Może nie za dobrze liczę, ale umówmy się, bilans zysków i strat kontaktów międzyludzkich opanowałam doskonale.

Teraz nie warto myśleć o takich sprawach. Teraz przechodzą piękne panie w czerwonych sukienkach. Stukają obcasami o kafelki i rzucają zalotne spojrzenia na prawo i lewo. W dłoniach trzymają szare sklepowe torebki z napisami znanych sklepów. Unoszą się na tych butach jakby za chwilę miały odlecieć. Odchodzą i z daleka wydają się być czerwonymi, płynącymi nitkami na tle szarej, sklepowej masy. Jest godzina jedenasta piętnaście.

Od jedenastej piętnaście do dwunastej piętnaście nic się nie zmieniło. Dowiaduje się tylko o tym, że filet z dorsza jest na promocji. W zasadzie kogo to obchodzi? Spójrzmy prawdzie w oczy: nikogo to nie obchodzi. Nikt nawet nie słucha informacji z megafonu, każdy biegnie w swoim kierunku.

Stałość. W tej kategorii wygrywają starsi ludzie. Przechodzą koło mojego stoiska kilkukrotnie, kupują kilka rzeczy, po czym wracają za godzinę po gazetę, za dwie godziny po chleb, za kolejne parę godzi po coś innego. Uśmiecham się do nich a oni odwracają głowę. Udają, że wcale nie nudzą się w mieszkaniach sami, a ta rzecz, którą właśnie nabyli jest im niezbędna.

***

Mówiłam już ,że mam dwadzieścia dwa lata. Wspominałam, że jestem blada jak ściana i lubię pić kawę z mlekiem i cukrem. Nie jestem Małgorzatą i nie wychodzę z bukietem żółtych kwiatów żeby mnie odnalazł. Życie od dawna straciło już sens.
- Brakuje Pani równowagi- słyszę.- Pani jest tak blisko granicy szaleństwa.
Męski głos. Każde słowo wibruje w mojej głowie, tak że przez plecy przebiegają mi ciarki. Odwracam się by zobaczyć tylko oddalające się plecy pchających wózki przechodnich.


Odpowiedz
#2
Cytat:Trudno nie lewitować, nie zahaczać głową o wysokie, te najwyższe chmury wtedy gdy siedzisz nie ruchomo w jednym miejscu a rzeczywistość Cię przytłacza.
Uważam, że całe zdanie trzeba przeredagować.

Cytat:Nazywam się bardzo śmiesznie i spędzam życie w supermarkecie.
Nie lepiej od razu powiedzieć jak się nazywa?

Cytat:Chciałam sobie dogodzić i posypałam o jedną łyżeczkę cukru więcej i teraz jest mi słodko.
chyba tak powinno być?

Cytat:Ochroniarz, ten młody łepek, który komentuje moje dekoldy, znowu się oparł o moją budkę.
chyba tam powinien być przecinek, ale nie jestem pewna.

Cytat:Nic nie zmienia jednak faktu, że mleko cudownym trafem się nie rozmnożyło .
niepotrzebna spacja. W tekście pojawia się takich błędów więcej, więc to pierwszy i ostatni raz kiedy ci go wytykam. Przeczytaj uważnie tekst i popraw.

Cytat:Teraz jeszcze wodzę wzrokiem, jak jakaś pani z grubym, starym panem sprawdzają zapach odświeżacza powietrza.
Tam chyba tak powinno być.

Cytat:Kiedy tak siedzę w tym samym miejscu już drugi rok, rozpoznaję niektóre twarze.
Przecinek jak mniemam.

Cytat:Kiedy tak idzie i trzyma ten palec to jest uosobieniem anioła.
Chyba zjadłaś literkę.

Cytat:W zasadzie nikogo nie było w mieszkaniu, więc czego można było się spodziewać po sufitach i ścianach?

Cytat:Ona krzyczy na niego, że to wszystko to jedno zdzierstwo, że wszyscy to złodzieje i komuniści.
Jak mniemam.

Cytat:Po dwunastu godzinach uśmiechania się i namawiania potencjalnych klientów na zakup sprzedawanego przeze mnie towaru, wychodzę z tej ciemnicy w przestrzeń wieczornego spokoju miasta.

Cytat:Kilku żulów krzyczy:
Chyba tak powinno być, ale nie jestem pewna.

Cytat:- Przykro mi Panowie, nie palę- odpowiadam bardzo grzecznie.
Brak spacji przed myślnikiem.

Cytat:Identyczny w swojej podobno nie powtarzalnej fabule.
Niepowtarzalnej, jeśli już.

Cytat:Wstaję, karmię kota, głaszczę kota, myję zęby, układam włosy, nakładam makijaż, wychodzę, idę , wchodzę, otwieram szafki, liczę towar, ścieram wczorajszy kurz, piję kawę, czekam.
Zrezygnowałabym z tej wyliczanki.

Cytat:Uśmiecham się jak szalona, tak, że gdyby wracam do domu, bolą mnie policzki i nie uśmiecham się już wcale.
Chyba "gdy".

Cytat:- Co słychać mała?- pyta sąsiad ze sklepu o obok.- Poświntuszymy dzisiaj?
Znów brak spacji.

Cytat:Ok, mamy równouprawnienie, ale po chuj noszą spodnie, i lansują się na "boskich macho", teoretyków kamasutry, skoro praktyczne zdobycie kobiety, jest po za zakresem ich możliwości.
Wykasuj przecinak przed "i" oraz zrób go po kobiety.

Cytat:Nowy gatunek- "homo sapiens-pizdouchy".
Kolejny brak spacji.

Cytat:Unoszą się na tych butach, jakby za chwilę miały odlecieć.

Cytat:Spójrzmy prawdzie w oczy: nikogo to nie obchodzi.
Moja sugestia: lepiej by brzmiało, gdyby po dwukropku zostało tylko "nikogo".

Cytat:Przechodzą koło mojego stoiska kilkukrotnie, kupują kilka rzeczy, po czym wracają za godzinę po gazetę, za dwie godziny po chleb, za kolejne parę godzin po coś innego.

Cytat:Uśmiecham się do nich, a oni odwracają głowę.

Cytat:- Brakuje Pani równowagi- słyszę.- Pani jest tak blisko granicy szaleństwa. "
Chyba wiesz co jest nie tak?Wink

Cytat:Ocienione krzakami bzu i ogromnymi liśćmi kasztanowca podwórka, zdają się skrywać jakąś tajemnicę.

Cytat:Czas wcale się tu nie zatrzymał dla tych poniemieckich kamienic, stare, nieodnowione budynki powoli przemieniają się w ruinę.
Skorygowałabym jakoś to zdanie, a najlepiej zrobiła z niego dwa.

Cytat:O tym, że są zamieszkałe i ciągle w użytku, świadczą plastikowe okna od środka przysłonięte firankami.

Cytat:Na szczęście jeszcze nad tym, by nie rozmawiać z lustrem jeszcze panuję.
Kolejne zdanie do zmienienia.

Cytat:Zmywam wszystko tak, by na płaskiej tafli szkła nie pozostały żadne ślady dnia poprzedniego, ani jeden ślad ludzi, którzy tu byli i ośmielili się mazać palcem wystawę.

Cytat:Po oporządzeniu mojej budki, siadam wygodnie w skórzanym fotelu.

Cytat:Puszczam dym, pfu! , parę, która ma mi zastąpić szkodliwy dym zwykłych, śmierdzących papierosów.
Do tego zdania też mam jakieś "ale".

Cytat:-Heniek! Spójrz co Pani robi!- Krzyczy jakaś korpulentna pani z kaszubską trwałą.
Again ten sam błąd i dodatkowo również przed "Heniek", powinna być spacja. Takie błędy pojawiają się również w zdaniach poniżej. Raz stawiasz spację, a raz nie.

Cytat:Ta dziewczynka ze wzrokiem myślą niezmąconym, nie jest w stanie skończyć tak jak ja.

Cytat:Od dłuższej chwili z ławki koło mojego stoiska, spoglądał na mnie starszy człowiek.

Cytat:Miałam już świra, który rozbierał się na moim stoisku (żeby udowodnić, że jest prawdziwym mężczyzną), więc nauczona doświadczeniem nie mam zamiaru oglądać kolejnego ciała.

Cytat:-Tak…tak… ja znam takie przypadki.–Kreśli znak krzyża.
Niepotrzebna kropka po ''przypadki''.

Cytat:Kiedy przychodzi noc, spokojnie wracam do domu.

Cytat:„Ludzie piwnicy”- tak ich roboczo nazwałam.

Cytat:Tymczasem czekała na mnie sprawa komina, którą musiałam się zająć.

Cytat:Po piątym telefonie dowiaduję się, że owszem, zrobią ten komin, ale najbliższy termin to za dwa miesiące.

Cytat:-Ty mi tu nie drzyj ryja!

Z błędów to chyba na tyle, chociaż mogłam się gdzieś pomylić lub czegoś nie zauważyć, a szczególnie pod koniec, gdy już mało co zwracałam uwagę na błędy. Rzuciły mi się w oczy duże braki w interpunkcji. Popracuj nad tym. (Sama nad tym pracuję, pisząc swoje opowiadanie ;D). Co do tekstu, to jednak lepiej by było jeśli wstawiałabyś jeden, ale dłuższy rozdział. Czytanie tego, a później wyhaczanie ewentualnych błędów, trochę czasu zajmuję. Także, jeżeli tekst w ogóle będzie kontynuowany to radziłabym tak wstawiać. Co do opowiadania, to na początku jakoś nie szczególnie mnie zaciekawiło. Dopiero później, powoli zaczynało mnie wciągać. Momentami nawet się śmiałam. Wink Także, ogólnie mimo tego i owego, tekst mi się podobał. Czekam na dalszy ciąg. Smile




















"Mężczyźni kłamią, ale nikt tak nie przytuli kobiety jak mężczyzna."

Piszę:
Skrzydlaci
Odpowiedz
#3
Tekst przeczytałem z przyjemnością. Jest żywy, dowcipny i rozkręca się z upływem czasu. Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy, chętnie przeczytam.
Jest trochę literówek, "przecinki", ale to wszystko jest do poprawy na później. Ogólnie - bardzo fajna historia. OK.



Pozdrawiam.
G.A.S - Groteska, Absurd, Surrealizm.
Odpowiedz
#4
Jest tu sporo takich głupich błędów, literówek, czasami brakuje wyrazu
Cytat: posypałam o jedną łyżeczkę cukru i teraz jest mi słodko

A gdzieś nawet się "chłopacy" pojawili:p Szczególnie w pierwszym rozdziale dużo się tego znajdzie, wybacz nie mam siły szukać wszystkich.

Oprócz tego tekst bardzo zgrabny moim zdaniem. Jest pomysłowy, dość lekki, ale angażujący. No i chwilami naprawdę śmieszny. Ale chyba najważniejsze, że udało Ci się sprawić, że polubiłem bohaterkę. I że teraz czekam na kolejną częśćBig Grin
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz
#5
Rozdział 4


Jesień po prostu przyszła. Wtargnęła w moje życie z determinacją jakiej mi brakowało żeby rano wstać z łóżka i udać się dobrze znaną drogą do pracy. O ile od czasu do czasu łaskawie spływały na mnie ostatnie promyki lata, o tyle temperatura nie była na tyle łaskawa. Wraz z nagłą zmianą pogodny zmianie musiała ulec moja garderoba. Słodka sukienka w malutkie fiołki, spódniczki, wydekoltowane bluzeczki musiały odejść w zapomnienie. Ich miejsce zastąpiły grube swetry, chusty i płaszcze. Nawet najbardziej zaciekłe wielbicielki letniego negliżu musiały na nowo odziać swoje ciała, nie denerwując innych kobiet swoją doskonałą opalenizną i odsłoniętymi, płaskimi brzuszkami. Szczelnie odziane w płaszcze nie budziły u mnie poczucia zazdrości.

Diametralna zmiana pogodny wpłynęła również na pracę ludzi w supermarkecie. Jesień i zima to kluczowe pory roku w handlu, których etapy podporządkowują sobie wszystkie sklepy. No dobrze, na moje malutkie stoisko nie miały zbyt wielkiego wpływu, nie mniej stanowiąc integralną część zakupowego spektaklu zmuszona byłam w nich uczestniczyć (choćby i biernie).

Etap pierwszy- witaj szkoło! Mimo tego, że większość rodziców zna listę podręczników i rzeczy potrzebnych do szkoły od zakończenia poprzedniej klasy przez ich pociechy (choć spotkamy się w tym okresie również z określeniem „pasożyt” lub „zakała rodu”) etap przygotowania do szkoły rozpoczynają równo z ostatnim tygodniem sierpnia i pierwszym września. Księgarnie i dział szkolny supermarketu przeżywają istne oblężenie. Siedząc w mojej budce obserwuję jak wściekli rodzice odchodzą od kas z kartonami długopisów (jeden nie wystarczy), pędzelków (a nóż dziecko odkryje w sobie talent artystyczny i brak pędzli w wszystkich grubościach uniemożliwi mu rozwój) i innych szkolnych gadżetów nie wierząc w to ile wydali na ich malutkiego, słodkiego „darmozjada”. W tym czasie podchodzą do mnie bardziej i mniej sfrustrowani klienci, wydając swoje ostatnie pieniądze na niezbędne gadżety do e-palenia i możliwość wylania swoich żali do Bogu ducha winnej ekspedientki.
- Ten najtańszy olejek poproszę… Jakoś muszę do wypłaty dotrwać… Wie pani ile te dzieci kosztują? Poszaleli w tych szkołach! Gdybym wcześniej wiedział, to bym się lepiej zabezpieczył. Za te pieniądze to do Egiptu bym z żoną pojechał!
Niczego nie komentuje, uśmiecham się tylko i potakuje, cóż, klient nasz pan, tak? Zakończenie etapu pierwszego łączy się bezpośrednio z zwiększeniem utargów i zadowoleniem rodziców.

Etap drugi- Wszystkich Świętych. Już od początku października następuje wymiana dekoracji ze stert ułożonych zeszytów na sterty zniczy, mających przypomnieć kupującym o zbliżającym się dniu refleksji o śmierci i pamięci o bliskich. Wielkość i cena znicza mają oczywiście ogromne znaczenie, stanowią synonim naszej miłości i pamięci o tych, którzy opuścili ten ziemski padół. Nietrudno zgadnąć, które znicze najpierw znikają z sklepowej sterty- te olbrzymie i drogie.
Co roku o tej porze ucinam sobie miłą pogawędkę z zarządcą galerii.
-Pani Joanno, bo pani budka nadal taka nie udekorowana. Wszystkie sklepy tak pięknie ustrojone, a u pani takie smutne wystawy. Nie może pani coś z tym zrobić? Może jakieś inne opakowania, takie w kolorach jesieni? Jakieś liście z tektury powycinać? Żeby tak trochę tą pani budkę ożywić…
- Oczywiście, postaram się coś z tym zrobić… - odpowiadam, a zarządca zadowolony z odbytej konwersacji odchodzi. Temat zostaje zamknięty, on powiedział swoje, ja się z nim zgodziłam- efekty nie są istotne. Za pierwszym razem chciałam powycinać te cholerne liście, ale moje próby okazały się totalna klapą. Kiedy zarządca zapytał co z dekoracjami, odpowiedziałam, że w przyszłym roku. A jak bardzo mu zależy, to mogę postawić znicze, ale myślę, że to nie najlepiej wpłynęłoby na moja działalność. Zgodził się i odpuścił.

Etap trzeci- Boże Narodzenie. Przygotowania do jednego z najważniejszych świąt katolickich rozpoczynają się od pierwszego grudnia. Od 6 grudnia z radia unoszą się wszystkie świąteczne hity. Po usłyszeniu 16 raz tego samego dnia „Last Chrysmes” dolewam do herbaty cytrynówki schowanej za środkami do czyszczenia stoiska- na wyjątkowe sytuacje. Okres świąteczny sam w sobie jest „wyjątkową sytuacją”, nie mającą nic wspólnego z osławionym duchem świąt, ani dla klientów, ani dla sprzedawców. Wraz z kolejnymi dniami grudnia rośnie poziom agresji, który kulminuje się w dniu 23-24. Klienci rozzłoszczeni koniecznością wydania pieniędzy na prezenty (których wymyślenie stanowi odrębny problem) wylewają swoje frustracje na sprzedawców, którzy zmęczeni „świąteczną atmosferą” jak i pracą w trybie dwunastogodzinnym nie pozostają dłużni. Klienci walczą ze sobą o dorsza na samie, a ja walczę z sobą, by nie wstać i nie rzucić tego wszystkiego w….. no, ten tego… w kont.

Tymczasem mamy jesień, po etapie szkolnym, a przed nami jeszcze kilka miesięcy do totalnej apokalipsy w centrum handlowym. Dlatego wygodnie usadowiona w fotelu uśmiecham się i obserwuje jak kobieta w wieku lat trzydziestu biega po centrum w poszukiwaniu „czterolatka w żółtej bluzie”.

***

Skoro ustaliliśmy, że przyszła jesień kluczową sprawą dla sedna tej historii jest fakt, że wraz ze zmianą wystroju nie zmienia się natężenie klimatyzacji. Pogoda za oknem z dnia na dzień zapowiada nadejście mrozów, jednak nikt z osób decydujących o temperaturze w Centrum Handlowym nie zdaje sobie sprawy z temperatury panującej w otaczających nas murach. Tak też dochodzimy do sedna sprawy- jest zimno. Oczywiście nie dla klientów zapiętych szczelnie w kurtki i płaszcze ale dla nas, osób spędzających dwanaście godzin w jednym miejscu przy wiecznie otwierających się i zamykających drzwiach. W połowie września przychodzę do pracy w grubym zimowym swetrze, w połowie października mam na sobie dwie warstwy odzieży, a na dłoniach rękawiczki. Sytuacja ta utrzymuje się do listopada, gdy zarządcy są zmuszeni do włączenia ogrzewania, prawdopodobnie dlatego, że zimno zaczyna docierać do ich wygodnie urządzonych biur.
- Zimno tu na dole- komentuje urocza brunetka, lat trzydzieści parę, sekretarka dyrektora.- U nas na górze tak nie wieje…
- Uroki pracy biurowej. – Odpowiadam.
-Trzeba się było uczyć, pani Asiu!- Zadowolona z własnego żartu uśmiecha się i szybciutko ucieka do siebie by popatrzeć na schowany w szufladzie dyplom ukończenia Administracji, warty (według jej pracodawcy) tysiąc trzysta złotych netto miesięcznie.

Ja zostaję tam gdzie mnie znalazła i coraz częściej łapię się na myśleniu nad alternatywną metodą rozgrzania się, praktykowaną przez ludzi pracy od stuleci, mianowicie- wódką.

***

Wieczory są coraz dłuższe, a dni zlewają się , w krótkie nic nie znaczące plamy. Wracając po ciemku potykam się o nierówno ułożone płyty chodnikowe. Docieram do mieszkania tylko po to, by upewnić się w przekonaniu, że i tu nie zaznam odrobiny ciepła. Owinięta szczelnie w kołdrę i kocę obserwuję ruch firanek, które unoszą się raz w lewo, raz w prawo. Kolejny rok walczę z właścicielami, by wybulili odrobinę gotówki na wymianę nowych okien. Bezskutecznie. Radzę sobie więc z ich nieszczelnością jak tylko potrafię, wpychając w dziury stare gazety, obklejam je taśmą izolacyjną łudząc się, że uda mi się zatrzymać ciepło w mieszkaniu. Bezskutecznie. Trzymam na kolanach komputer i przeglądam ogłoszenia wynajmu mieszkań. Obiecuję sobie, że naprawdę tym razem wyzbędę się chorego sentymentu dla tego starego domu i wyprowadzę się z tej ruiny. Bo naprawdę nie jestem w stanie ocenić dlaczego nadal tu mieszkam. Nie ma ku temu żadnego racjonalnego powodu.

Z mocnym postanowieniem poprawy mojego życia zatrzaskuje komputer, zaciągam na głowę koc i próbuję zasnąć. Przede mną długa, bezsenna noc- sąsiedzi z dołu znowu urządzili imprezę.

***

W drodze do pracy zaczepiają mnie dwaj mężczyźni ubrani w eleganckie garnitury z rękoma pełnymi ulotek.
- Witam- rozpoczął młodszy.- Czy możemy pani zająć chwilkę?
- O co chodzi?- Odpowiedziałam bardzo grzecznie. Kolejna akcja charytatywna na rzecz jakiegoś hospicjum czy szpitala? Może poszukiwania zagubionego człowieka? Wiec polityczny?
- Czy wierzy pani w Boga?
Aha. Jehowi, świetnie , nie ma to jak zacząć radośnie dzień rozważaniami na temat wiary, życia po życiu, kwestii Jezusa Chrystusa i dnia sądu ostatecznego. No, i nie należy zapomnieć o rychłym nadejściu Zbawiciela. Tak, na takie rozmowy zdecydowanie nie miałam czasu.
Uśmiecham się i próbuję odejść, jednak mężczyźni nie poddają się, zastawiają mi drogę.
- Czy myślała pani kiedyś o śmierci?
- Mojej czy pana? –Nadal uśmiechnięta próbuję go wyminąć. Jechowi nie poddają się, podejmują walkę o moją zagubioną duszę i podążają za mną.
- Nie chcemy się pani narzucać, ale to ważne rzeczy są.- Dogania mnie jeden z nich i wciska w rękę kolorową broszurkę ze szczęśliwą rodziną na okładce. -Proszę wziąć książeczkę. Kiedy będzie pani gotowa, będziemy mogli porozmawiać. Bo czy jest coś ważniejszego od życia po śmierci?
- Tak- odpowiedział głos za mną. – Życie za życia.

Odwracam się by spojrzeć w najpiękniejsze oczy na świecie.
Odpowiedz
#6
Rozdział 5

Z całą pewnością zakochałam się. Miłość (och, jak to dumnie brzmi) okazała się brzemieniem, które ciężko unieść. Trudno sprostać czemuś, czego wcześniej nie znało się, a teraz z tak ogromnym rozmachem dotyka twojego życia. Ciężko jest pozwolić wejść ukochanej osobie do swojego życia, jeszcze trudniej powstrzymać ją przed pełnym ogarnięciem go. Broniłam się tak długo, jak mogłam, jednak on z determinacją godną wojownika rozbijał otaczające mnie mury. Robił to w taki sposób, że nawet nie zorientowałam się kiedy przyszedł dzień, w którym byłam tylko ja i on. Nic po za tym…

Nie.

Tak nie było. To zupełnie inna historia, o zupełnie innym bohaterze. Tak rozpoczynał by się melodramat albo inny harlekin. Ja po prostu, najzwyczajniej na świecie zakochałam się w młodym, przystojnym mężczyźnie. Nareszcie byłam szczęśliwa. Możecie mi pozazdrościć.

***

"Nie proszę nikogo o ogień. Nie chcę nic nikomu zawdzięczać. W życiu, miłości, literaturze. A mimo to palę."
Odpowiedz
#7
Nie zamieszczam szczegółowej analizy.
To później

Ogólnie: Baaardzo podobały mi się "Opowieści", mają klimat, wdzięk, lekkość przesłaniaTongue. Mają sens i ku niemu zmierzają. Z refleksją krytyczną, interpretacyjną poczekamy do wydania opowiadania.
Swoją drogą - szkoda, że "spaliłaś" je w Internecie. Istnieje duża grupa czytelników, którzy zatrzymaliby się przy tym opowiadaniu i...

W forumowej skali punktowej:

8/10 (odjęłam za warstwę językową, bo wymaga uwagi czasami na poziomie szkolnym)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
Jak dla mnie - bardzo dobre opowiadanie... Utrzymuje ciągle w takim przygnębiającym nastroju, zmusza do refleksji. Nie zachęca, zmusza. Zwłaszcza osoby takie jak my, mianowicie chcące uciec od świata we własne, bardzo często genialne myśli (wybaczcie tę nieskromność, jakoś tak mnie naszło...). Ale bardzo często też okazuje się, że świat, to najgorsza ze wszystkich kanalii, nigdy nie poddaje się w zabijaniu marzeń, a byśmy mogli je uchronić, trzeba ciągle walczyć i płacić ogromne ceny.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości