Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opę-taniec
#1
Noc. Na niebie Księżyc i gwiazd nieliczność. Na ziemi droga, pole i kukurydza. Niedociszenie - tylko psów szczekot i muzyka, co mnie tu ściągnęła i w kukurydzę iść każe. Więc idę, mijam kolejne szelesty liściaste, giętkie, uderzyste. Prowadzi mnie dźwięk, za uszy ciągnie jak belfer uczniaka, a ja się daję mu prowadzić jak uczniak belfrowi i umysłem wytańcowuję, chłonę, wtóruję. Stopniowo jednak budzi się ciało, rozkrępowuje, stłumione codziennicością. Księżyc miga zza głów widowni jak światła sceny, wiem, że ta armia stojąca w idealnych szeregach przyszła tu ze mną na koncert, zwrócona w Jego stronę. Raz za razem trącam przypadkiem publikę i ta przypadkowość stopniowo przeradza się w konieczność, konieczność rytmem podyktowaną. Czasem jeszcze oglądam się w mgłotoń zaplecną, ale czuję, że nie ma już oddźwięku od czucia. Umysł gaśnie, ociemniony nową siłą, która każe zamykać coraz częściej jego oczy na świat. Zamiast tych oczu otwiera się nowe oko, całocielna źrenica nieskończona, nienasycona, niedoświetlona, w którą wpada teraz wszystko: muzyka, kukurydza, Księżyc milczący i ta ziemia, którą powoli spod nóg tracę. Choć już nie ja tracę i nie ziemię, tylko siebie i świat, siebie i świat, i razem staczamy się na dno jednego wiru, w którym euforia odbija się od łodyg krzyku we wszechnieobecnym pogo, aż piana Księżyca błyska na brzegach, i talerze liści, ta perkusja kukurydziana rytm nadaje, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm, rytm - rytm to wszystko. Rytm, to wszystko. To wszytko.

Cisza.

Wychodzę na ciszę, ja, choć jeszcze nie do końca skończony, wychodzę na ciszę drogi i horyzont podchodzi mi do gardła, jak pętla się zaciska, aż słyszę trzeszczenie mgielnego sznura. Następuje stopniowa egzekucja Tamtego, nieuchronnie wlewam się z powrotem na jego miejsce, wypełniam je znajomą leguminą świadomości, bezpiecznie i cieplutko ograniczoną. Przede mną oskarżycielsko milczy Księżyc, za mną - kukurydza, i tym bezlitosnym milczeniem wmilczają we mnie tę oczywistą nieprzemilczalną prawdę: trzeba wracać.
Odpowiedz
#2
Użycie przeze mnie krótkiego dialogu pomiędzy Alibabą i Skromnością, nie było przypadkowe. Jeśli dostaniesz przepiękną kolię brylantową, rozbitą na kawałki i ktoś powie Ci, że będzie Twoja, będziesz cieszył się jej pięknem, to zapewne chciałbyś, aby złożenie jej było szybkie i proste. Szybko i łatwo chciałbyś mieć obiecane doznania: przeżywania piękna i radości posiadania czegoś wyjątkowego.
Wprawdzie nie operujesz tu jeszcze łomem, ale są już narzędzia takie które znam i rozumiem ich zasadę działania. Używanie łomu w wielu wypadkach wcale nie jest oznaką prostactwa, ale geniuszu. Pierwszym narzędziem wymyślonym przez człowieka nie był komputer, a my jesteśmy pitekantropami z cienką pozłotą blichtru i kultury. Nie dziwi Cię, że naród, który wydał Goethego i Beethovena, zrobił, co zrobił w czasie ostatniej wojny?
Chyba dobrze rozumiem, że rzecz jest o nieprzystosowaniu jednostki dziwnej, do otaczającego świata. Szarpie się, próbuje wpasować
w rytm innych. Wyrywa się, aby wrócić, bo nie ma innego świata do dyspozycji. Konwencja poetycka miła dla oczu (szczególnie oryginalne są neologizmy (np. codziennicość), zwroty (mgielny sznur, wmilczają). Niektóre (jak: legumina świadomości), mniej mi pasują. Dobrze kombinuję?
Na koniec refleksje natury ogólnej. Czemu właściwie w rozdziale "Inne"? Masz poczucie wyjątkowości i niezrozumienia? Głupio powiedzieć, że jestem świetny i lepszy- bo możecie się obrazić? Nie chcesz jako nieprzystosowany wewnętrznie, być postrzegany jako nieprzystosowany? (ale namieszałem!). Słonimski: " Skromność jest cechą miernot..." Ave.
Odpowiedz
#3
Dziękuję za recenzję.

Jeżeli chodzi o interpretację, to jest znacznie bliżej łomu niż Twoja. Tekst został w całości oparty na faktach (jak pisałem w wątku "Melanholizmu", zawsze staram się wychodzić od swoich doświadczeń). Po prostu poszedłem na pola, słuchając black metalu, i odrobinę zdewastowałem komuś zbiory, "tańcząc" do muzyki. Jest to nadrealistyczny nieco opis tego, co wtedy czułem. Chyba powinienem zaznaczyć to na początku tekstu. Przyznaję jednak, że Twoja wersja też ma pewną rację bytu - chodzi o końcowe "ochłonięcie" i powrót do "normalności", do skończonego, zracjonalizowanego, uporządkowanego, świadomego życia.

A czemu "Inne"? Stwierdziłem, że to, co piszę, na tyle waha się gdzieś tam między prozą i poezją, nie chcąc ostatecznie przechylić się w żadną z tych stron, że ciężko byłoby to przyporządkować do innego działu niż właśnie "Inne". To też kwestia tego, że nie chciałem sobie narzucać sztucznych szufladek, żeby się później nimi nie sugerować.
Odpowiedz
#4
"Łomiarz" to dobre określenie dla mojej osoby. Nie sądziłem, że tak przyziemne, naturalistyczne przeżycia, były osnową dla napisania tej impresji. Teraz poszedłem za bardzo górę. Ale moja wersja mi się podoba i jako t(fuj)ca, chyba nie masz nic przeciwko. Powiem więcej; jestem do niej przywiązany! Jak zwykle cytat: "Czasami duchowi ludzkiemu bardziej potrzeba ołowiu, niż skrzydeł". Black metal?! - brrr.Dodgy
Odpowiedz
#5
No cóż. "Każdy ma prawo do własnej interpretacji". Ale black metal nie taki straszny, jakim go malujesz. O, proszę - tutaj przykład.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości