Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Off Festival i masowa zagłada
#1
Tekst nie będzie bardzo długi, chociaż mógłby być, więc doceńcie.

Dwa dni temu newsowym headlinerem gazety.pl był komentarz Przemysława Guldy do reportażu amerykańskiej dziennikarki o OFF Festivalu. Zdziwiłem się dwukrotnie: po pierwsze, wow, ktoś z gazety.pl ogarnął pitchforka (tam ukazał się reportaż). Po drugie, wow, ktoś z gazety.pl ogranął pitchforka, mimo, że nie zna angielskiego.

Linki:

http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,11452...d=23799947

http://pitchfork.com/features/articles/9...of-poland/

Chcę omówić problem z dwóch stron: po pierwsze, dlaczego i co Przemysław Gulda uznał w tekście Jenn Pelly za bulwersujące. Po drugie: dlaczego dla ludzi żyjących w Polsce pewne fakty na temat tego kraju podawane za granicą, są bulwersujące.

Gdyby komuś nie chciało się czytać reportażu Pelly, streszczam kontrowersyjny fragment:

We wstępie pisze ona, że nie wiedziała nic o Polsce, zapytała więc znajomych, którzy tam byli i opowiedzieli jej, że to depresyjne, szare, pełne neonazistów i smutnych ludzi miejsce. Jest tam Auschwitz oraz pełno starego rolniczego sprzętu porzuconego przy drogach.

Gulda pisze z kolei tak:

Cytat:„O Polsce z kolei pisze bardzo źle: jako o kraju, w którym jest szaro, smutno, na każdym kroku widać pokłosie II wojny światowej i wspomnienia po zimnej wojnie, na każdym murze widać gwiazdy Dawida na szubienicach, a za każdym rogiem czają się neonaziści.”

Mój tekst nie jest jednak o tym, że autor tych słów nie zna angielskiego. Jest o oburzeniu.

Początkowo Przemysław Gulda sam z siebie nie oburza się. Pisze o reakcji środowiska:

Cytat:„Zaraz po opublikowaniu tekstu na polskich portalach i w polskiej części facebooka niemal się zagotowało. Zewsząd zaczęły się odzywać głosy odsądzające autorkę od czci i wiary, pomawiające ją o pisanie tekstu z tezą, brzmiąca w pewnym uproszczeniu tak, że Polska jest zła, kpiące z jej błędów i wypaczeń, oskarżające ją o kulturowy neokolonializm i kilka mniej poważnych grzechów.”

Następnie mówi co sam o tym sądzi:

Cytat:„Śmieszy mnie jednak święte oburzenie na tą część tekstu, w którym autorka opisuje swoje pozamuzyczne wrażenia z Polski. Może trzeba przyjąć do wiadomości, że z amerykańskiego punktu widzenia Polska może wyglądać właśnie tak, jak opisuje ją Pelly. Jako smutny, szary kraj, w którym nie dzieje się zbyt wiele ciekawego. Jako kraj słynny tylko za sprawą muzeów w obozach koncentracyjnych. Jako kraj pełen widocznego na każdym kroku antysemityzmu i homofobii.”

Na wstępie wyjaśnię, że pod zwrotem „śmieszy mnie” kryje się tak naprawdę „jestem oburzony”. Dwudziestoparoletni hipster post-inteligent nie „oburza się”, tylko ma bekę, wiem coś o tym, bo sam nie oburzam się tylko mam bekę, nawet gdy jadę na psychicznej rezerwie. W cytowanym fragmencie widać więc, że on naprawdę źle zrozumiał to, co napisała Jenn Pelly albo celowo manipuluje treścią reportażu, by wywołać pewne emocje wśród czytających. Nie ma to znaczenia, ważne jest, jakim obrazami oraz jakiego rodzaju faktami posługuje się Gulda i komentujący jego artykuł, jakiego rodzaju emocje one wywołują.

Nieprzypadkowo Pelly zaczyna swój tekst od cytatów ze znajomych. Pojedź do Polski i napisz reportaż o festiwalu, słyszy Pelly od redaktora. WTF is Poland? – myśli Pelly. Zresztą, to pewnego rodzaju klisza dziennikarska, że jadąc gdzieś do wschodniej Europy zaczynamy od negatywnych stereotypów, a wracamy z ustami pełnymi komplementów: wspaniały europejski kraj, interesująca muzyka, uśmiechnięci ludzie. Itd.

Nieprzypadkowo Gulda eksponuje fakty związane z holocaustem, antysemityzmem i zapóźnieniem cywilizacyjnym. Nieprzypadkowo czytelnicy z tym polemizują, nawet jeśli widzą, że Gulda źle zrozumiał tekst Pelly. Wszyscy oni, wszyscy my (z wyjątkiem mnie piszącego ten tekst, który jestem jedynym cwaniakiem) funkcjonujemy w tym układzie stereotypów, wyobrażeń i komunikujemy się językiem kształtowanym przez układ wyobrażeń, a nie językiem tworzącym wyobrażenia. Nikt przecież nie odrzucił zarówno entuzjastycznej retoryki Amerykanki jak i krytycznej analizy antropologicznej Guldy: come on, on robi niemal pokolenowy rozrachunek! Popatrzcie na to:

Cytat:„(...)w Polsce wcale nie ma antysemickich napisów na każdym murze? A może po prostu nie mamy o tym tak naprawdę pojęcia: bo nie ma ich przy wejściu do takich miejsc jak Miasto Cypel, Kato Bar czy Cafe Mięsna, a że to cały nasz świat, więc wydaje nam się, że cała reszta Polski tak funkcjonuje?”

Zarówno Pelly, Gulda, jak i komentatorzy artykułu Guldy, kręcą się w okół tematu polskiej nietolerancji i malkontenctwa jakby te zjawiska były obowiązkowymi elementami narracji o Polsce. Obie więc strony współtworzą ten sam układ wyobrażeń. Tak mniej więcej działają stereotypizacje, stereotypem na temat stereotypu jest to, że by myśleć niestereotypowo należy myśleć anty-stereotypami. To tak jakby dziecko które jest brzydkie i nikt go nie lubi, przyszło któregoś dnia z makijażem na twarzy i powiedziało: a jak teraz wyglądam, hmmm? Am I pretty enough? Nie! Idź sobie, po prostu cię nie lubimy.

Druga część mojego wywodu: dlaczego oburzać się na to, że mówią „polskie obozy śmierci”, albo „Polska jest brzydka”, mimo, że jest ładna?

Nie wiem. Nie mam pojęcia dlaczego oburzać się z tego powodu. Na dobrą sprawę, jeśli ktoś tak o nas mówi, nawet jeśli nie ma racji, ma rację. To proste, wyjaśnię na przykładzie:

W pewnym bloku mieszka rodzina Słabych. Znani są w całej dzielnicy z tego, że:

a) cuchnie z ich mieszkania. Nieziemsko, nieludzko wali na całym piętrze moczem.

b) Słabi są bardzo miłymi ludźmi.

c) ludzie goszczący u Słabych, mówią, że w ich salonie stoi gigantyczny pisuar.

Postanawiam to sprawdzić, chcę napisać artykuł na sąsiedzkiego bloga o rodzinie Słabych. Wychodzę od tego, że znani są z posiadania gigantycznego pisuaru w salonie. Otwiera drzwi zadbana i trzeźwa kobieta. Myślę sobie – o, czyli nie mieszka tu patologiczna rodzina. Kobieta jest ubrana w starannie wyprasowaną kwiecistą bluzkę i rozkloszowaną spódnice, czuję że ładnie pachnie, ale czuję też fetor dobiegający z wnętrza mieszkania. Pani Słaba z uśmiechem na ustach zaprasza mnie do salonu. Jest gustwonie umeblowany, na ścianach wiszą nawet obrazy, w rogu barek i drogie alkohole. Nie ma pustych butelek i rzygów w brudnej misce. Siadam na kanapie i teraz widzę. Pisuar wyrasta z jednej ze ścian, ma z dwa metry wysokości. Od góry do dołu ciągnie się gruba rdzawa smuga, mam wrażenie, że odlało się do niego z dziesięć tysięcy penisów. Okna są pootwierane mimo to jest duszno jak w tajlandzkim więzieniu. Pytam więc pana Słabego, dlaczego w waszym mieszkaniu stoi gigantyczny pisuar. Pan Słaby, mężczyzna o miękkich kobiecych ruchach, opowiada następującą historię: Pewnego dnia przyszedł do nas w towarzystwie rosłych synów, sąsiad, pan Silny. Powiedział, że zamontują u nas w salonie gigantyczny pisuar do którego wszyscy będą mogli się odlewać. Powiedziałem nie zgadzam się na taką instalację, więc skopali mnie, wnieśli pisuar i zrobili to co zapowiedzieli. Przez tydzień nieznani nam ludzie przychodzili i w naszym salonie oddawali mocz do pisuaru, nad całym procederem zawsze czuwał któryś z Silnych. Pomogła nam w końcu policja, która długo ociągała się z interwencją. Nie mogli w to uwierzyć. Pozostawiliśmy ten pisuar dla upamiętnienia. Pozostawiliśmy go, by nasi potomkowie nie dopuścili, by podobna zbrodnia wydarzyła się znowu. Teraz już rozumiem, mówię. Artykuł kończę słowami, że Słabi to bardzo miła rodzina, jednak w kryzysowym momencie swego życia ulegli Silnym. To nie ich wina, że zamontowano im w salonie gigantyczny pisuar. Mimo to, Słabi mogli być silniejsi.

Pisząc notkę, koncentruję się na tym co wiem o Słabych. Na pogłoskach na ich temat i ich weryfikowaniu. Mimo, że mogę wiedzieć, że współtowrzę pewien układ, choć mogę rozpocząć tworzenie nowego, wchodzę akurat w ten istniejący "bo chcę poznać prawdę". Dlatego stereotypy są tak mocne, wygrywają nawet wtedy gdy mówimy, "ach, te stereotypy". Układ jest możliwy, bo jest obustronny. Słabi współracowali ze mną, udzielili wyjaśnień.

Do czego zmierzam? Zachodni dziennikarze będą pisać o polskich obozach śmierci, albo o niemieckich obozach w Polsce, o Auschwitz, o komunizmie. Jest to część historii politycznej, to jeden ze składników wiedzy o innych krajach każdego człowieka, nawet jeśli czasem występują przekłamania, kłamstwa, ludzie będą mówić o faktach z historii politycznej, bo je znają. W przypadku Polski, mamy kilka gigantycznych pisuarów w salonie. Deal with it. Poza tym, wynika z tego jedno – że polityka historyczna, a nawet upamiętnianie ofiar, oddawanie czci poległym, to szkodliwy bullshit. Wiem, kryje się za tym wielkie cierpienie masy ludzi, milionów ofiar, ale czy ich to obchodzi? Muzeum pomordowanych polepszy sytuację pomordowanych? Pozostanie ona bez zmian. Polepszy sytuację kraju, który wybuduje muzeum pomordowanych? Pozostanie ona bez zmian. Pogorszy sytuację morderców odpowiedzialnych za morderstwa? Pozostanie ona bez zmian. A co z rodzinami ofiar, a co z pamięcią o tych, którzy odeszli, w ogóle? Jest ona mniej warta, niż kosztują skutki polityki historycznej.

Ok, a co z słynnym hasłem nigdy więcej?

Czy naprawdę ktoś uważa, że jeśli kolejny holocaust nadejdzie, dzięki tym miejscom pamięci powiemy, aha! znamy to! Jest to nazywane holocaustem, proszę natychmiast przestać go czynić! Czy ktoś uważa, że pojawi się kolejna organizacja legitymująca się swastyką, wydana zostanie książka o eliminacji pewnych ludzi, których autor ksiązki nie lubi i że ci ludzie będą przewożeni w wagonach do pracujących całą dobę gazowni? Czy serio ktoś wierzy, że musimy widzieć to, co stało się wtedy, by masowa zbrodnia nie powtórzyła się? I ostatecznie, czy ktoś żywi nadzieję, że człowiek zapowiadający się na zbrodniarza wojennego, odwiedzi muzeum pomordowanych i w rozżewnieniu nad piękną rzeźbą, oznajmi: ta sztuka przemawia do mojego wnętrza, czuję, że tu zginęli ludzie, to straszne, po czym zrezyguje z planowanej masowej rzeźi? Nie, do muzeów przychodza ludzie, którzy lubią się samobiczować, być może oskarżać o to co zrobili kiedyś jacyś szaleńcy, lub ludzie, którzy just don`t give a fuck. Szkolna wycieczka, nie ma lekcji. Muzea mają zmieniać świadomość społeczeństwa? Przecież to świadomość społeczna produkuje muzea.

Holocaust to nie zbiór narzędzi i scenariusz "pięć króków do", to sposób myślenia, metafora. On już się powtórzył, już się dzieje. Drony bombardujace dużych i małych Afgańczyków to masowa zbrodnia wczoraj, dziś i jutra, codzienna masowa zbrodnia. Rozwalenie wieżowców w Nowym Jorku było jednodniową zbrodnią ludobójstwa. Europa Zachodnia, jej korporacje oraz oczywiście my dokonujemy może nie masowej zbrodni, ale mówimy wszystkim Azjatom, Afrykanom i innym ludziom, pracującym za mniej rocznie, niż w Europie wydaje się w jeden dzień na świąteczne prezenty: mamy was gdzieś, fuck you! pozostańcie naszymi niewolnikami!

Upamiętnianie pewnych konkretnych zbrodni powoduje, że czujemy wśrodku ciepło, jesteśmy lepsi, a potwory z przeszłości, och, ohyda! Jak mogli! Polityka historyczna służy prawie zawsze budowie wizerunkowej potęgi państwa oraz polepszeniu samopoczucia obywateli. Muzea upamiętniające zbrodnie nikogo nie uszczęśliwiają, w niczym nie pomagają, niczemu nie zapobiegną. Jasne, poczucie sprawiedliwości, kolejna wielka idea. Pozostawmy wielkie idee zbrodniarzom wojennym, oni bardzo je lubią. Muzea upamiętniające szkodzą. Historia polityczna unieszczęśliwia ludzi. Nikt nie chce mieć cuchnącego pisuaru w salonie.

Kiedyś Europa była jedną, wielką, cuchnącą śmiercią i zwęglonymi ciałami dziurą w ziemi. To prawda, kiedyś była. W Polsce były obozy śmierci, a dziś mieszkają tu antysemici. To prawda, kiedyś były i to prawda, mieszkają. W Holandii działało wielu szmalcowników współwinnych śmierci tysięcy Żydów, to prawda, działało, w Austrii dziesięć lat temu współrządziła skrajnie prawicowa partia Jorga Heidera, to prawda, współrządziła i to prawda, że we Francji w latach 90-tych skinheadzi mordowali Algierczyków... Amerykanie napadli w XX wieku na więcej państw niż Związek Radziecki... w latach 30 tych na Ukrainie kilka milionów ludzi umarło... śmierć głodowa... w Libii zastrzelono dziś... masakra na ulicach Bostonu... mija piętnasta rocznica masakry w... zostali zastrzeleni w Monachium... to najwyższy wymiar kary jaki przewiduje turecki... siedmioletnia dziewczynka.






Odpowiedz
#2
Po przeczytaniu całości odniosłem wrażenie, że tekst został napisany przez cztery różne, choć bez wątpienia inteligentne, osoby. Skoro znalazła się w dziale "Publicystyka", to powinno ową publicystyką być, albo do miana takiej pretendować. I momentami rzeczywiście pretenduje. Ale mieszanie gatunków jest tutaj zbyt swobodne, nawet jak na felieton. A jakby tego było mało, czasami używasz języka potocznego, czasami formalnego, a innym razem naukowego. I wydaje się jakbyś sam sobie nie zdawał sprawy z tego misz-maszu. Jest też kilka powtórzeń, ale nie wiem czy to błędy, czy zabieg celowy, więc na wszelki wypadek się nie będę czepiał (choć jakby był to zabieg celowy, to powinno to chyba być jasne i wyraźne, nie? Ale może po prostu jestem głupi).
Szkoda, że od razu na początku popisujesz się brakiem obiektywizmu, ale w sumie można wybaczyć, jeśli to faktycznie miał być felieton.
Natomiast bardzo podobał mi się przykład z dwumetrowym pisuarem w mieszkaniu jako metaforą. Naprawdę udane, i choćby dla tego tylko fragmentu, nie żałuję, że przeczytałem całość.
Miejsca, gdzie popisujesz się językiem rodem z podręczników do antropologii, są niestety nieudane i właściwie nie wiadomo do kogo ta publicystyka miałaby być skierowana.
Niekonsekwencja. Nie jest to jeden z siedmiu grzechów głównych, ale to pewnie dlatego, że w czasach Starego Testamentu jeszcze nie było mediów.
Końcówka natomiast to czysta proza. Też całkiem udana, ale absolutnie nie pasuje do reszty. Chociaż reszta też nie pasuje do siebie.
Średnio.
3/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości