Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Odszumowanie
#1
Żyłem ciągle z jakimś wbitym sobie w głowę ćwiekiem. Zawsze to był ktoś ważny. Kobieta. Jak ten gwóźdź, od którego od którego zaczyna się przepis na zupę powszednią, a reszta bywa improwizacją. Żadnej nie wyrzuciłem z pamięci, po przecedzeniu przez obrusy, ceratę na stół, inne sukienki i spraną bieliznę z siermiężnych czasów.

Kiedyś najinniejsza z kochanek, oddawała się za to, że się pojawił się ktoś mówiący tak, że chciała się odnajdywać w niezrozumianych zdaniach i nieważne było, że po wypełnieniu kontraku raczej nie wrócę. Powiedziała to, i po krótkiej pauzie, jakby mi dawała na czas do namysłu, szybko wróciła do poprzedniego wątku o tym, że kiedyś potrafiła kopnąć przystawiającego się chłopaka. Za chwilę zaciskała się na mnie, tamując odpływ krwi.
Więcej ci nie ulegnę – prowokowała, nawet kiedy z niej wychodziłem.
Po naszym pierwszym razie spytała – pokazać ci się – żeby skubnąć z moich oczu ten moment zachwytu i posłuchać jak się wzbieram w słowa, ciągle z erekcją.
Gotowaliśmy się jak jak kompot ze wszystkiego co pod ręką: przejrzałe, niedojrzałe, niedomyte. W zbożu, trawie, na kawałku podłogi, bezludnej w krótkim czasie, w szumach rozbuchanej krwi. Przez większość dnia chodziłem boso. Połać porannej rosy podcinała nogi, jakby chciała studzić czas ale nie wyciągała z natręctwa innej – gotowej kochanki, przepoconej podniecająco – po zew krwi. I tyle o niej, nie oszaleję.

Teraz byłem przyjezdny. W tej wsi z niczyim, zapuszczonym sadem przeszedlem pierwsze wtajemniczenia, nauczyłem się wchodzić na drzewa z ulubionymi, sezonowymi owocami, miałem swoje skrytki. Byłem kilkulatkiem, być może pierwszym nasadzanym na nagości przez czternastolatkę, bardzej ode mnie zdumioną pobudzeniem rozwijającego się ciała. Kłaniam się jej, pierwszej, która mnie podjęła z ziemi. Bez słów, które potrafią rozwalić budowlę z przesianego piasku.

W te wakacje postanowiłem skończyć ze skrupułami, przestać odejmować sobie od ust, inne. Chętne – byle z urodą nie dla desperatów. Kiedyś były dwie, w tym samym czasie. Od jednej wracałem jeszcze za widna, wczesnym ostatnim autobusem. Po ochlapaniu zimną wodą i przebraniu się, jechałem rowerem do drugiej.

Pierwsza moja ruda. Poznana na zabawie, tak samo jak ja, słownie nadrabiała taneczne braki. Miała reglamentowane papierosy i chęć pociągnięcia znajomości. Spotkaliśmy się ze dwa razy w tygodniu. Już z pocałunkami, intencyjną wędrówką rąk w dół. W sobotę była ostatnia zabawa przed powrotem do domu. Marlena okazała się kolejną, która niemal od razu chciała mnie na męża. Przy nadarzającej okazji, w niedzielne południe odebrałem jej sygnały, z pewnością, że nie byłem pierwszym, przed którym się rozłożyła na zachętę, z konieczności i na wymogi kontynuacji typowego romansu tamtych czasów. Nawet nie pomyślałem, czy jej powolność to już wszystko, w co ją doposażyła natura. Na przystanku, przed pożegnalnym pocałunkiem powtarzałem jej dane adresowe, jak zapewnienie.

Nazajutrz miałem wyjechać. Z domu siostry wywoła mnie kuzynka. Była z nią Ela. Przyjechała składakiem, ubrana w to co zawsze. Prosiła o wieczorne spotkanie.
W czasie pierwszego, jak tylko zsiadła z roweru przewróciłem ją na skarpę, uniosłem bluzkę. Ze źle dobranego stanika, być może jedynego jaki miała, wysypały się piersi. Pachniała nie mniej intensywnie jak świeżo ukręcony miód. Nie wiem, komu albo czemu przypisać, że sytaucja została opanowana, bez liścia w twarz. Została ze mną równie zdumiona jak zaciekawiona. Pozwałała mi się zagniatać w sobie, rozsmakować. Wykorzystywała dla jakiejś części swojej kobiecości w przystawianych pełniejszych piersiach, i nie zawsze udawało się jej powstrzymywać dłonie. Czytałem tę grę na jednej połowie – od pasa w górę. Na czas. Został tydzień.
Otwieraliśmy się, pod koniec spotkań powiedziałem, że nie wiem jak długo nie wejdę w nowy związek. Jestem jakby po czymś co zgasło w oddali, ale musi się we mnie dopalić, czekam już na nic, bo tak trzeba, albo jestem taki, może w tym przypadku. To zawsze na nie działa, jak domniemanie potwierdzenia wyboru odpowiedniego partnera. Taki był mój wkład w tej grze.
Ostatnia zainteresowała się mną, jak testowanym specyfikiem na nieczułość, być może z przedłużonym okresem przydatności. Wcześniej zaniedbany: między grą w karty po pracy, sobotnią zabawą a niedzielną mszą, nawet nie wiedziałem na co czekam, jak żyję. Teraz byłem brzemienny z każdą podsuwaną książką, zaistniałą sytuacją poddaną innej analizie, która powiększała obszar pomiędzy skrajnościami, do wpadania w nie. Dla mnie to była miłość. Nieurojona, przenoszona jak termin końca świata, albo wyjścia z uzależnienia od guru.

Ela chciała czegoś więcej, potwierdzić się jeszcze za progiem seksu. Nie wyciągała ze mnie słów na chybił trafił, miały stanowić zabezpieczenie, że nie była łatwa, tylko

uwierzyła. Znowu. Jakby wyrabiała sobie alibi, i na te wieczory, żeby dłużej nie nadużywać cierpliwości rozgwieżdżonego nieba. Mogłoby wreszcie przykryć jej pełną nagość warkoczem Bereniki, a ja jej, najdłuższym jaki trzymałem w ręce.
Może, gdyby nie Marlena kilka godzin wcześniej. Kiedy Ela powiedziała – jestem gotowa na wszystko – wystraszyłem się siebie, dalszego, takiego skundlonego życia, które i ja jestem w stanie refundować innym. Nazwać logicznie i znależć spójne wytłumaczenie zachowania. Nie pojechałem na spotkanie i zasłużyłem na to gadanie, jakbym ją zbuchał za słowo w zastaw.

łtora roku później zobaczyłem ją znowu. Wracała autobusem do pracy. Była już matematyczką w wiejskiej szkole. Zostało dwie godziny do przesiadki. Miała klucze od nieogrzewanej stancji siostry. Odurzała tym samym zapachem i nosiła chyba ten sam albo podobny model stanika. W tamtych czasach niemal każdy był zapinany na zatrzask z plastiku. Wyluzowalem ją z niego dwoma palcami, poprzez sweter. Znowu miałem przewagę sytuacyjną?
Powiedziałem – te same – nie łgając, jakbym odnalazł zgubę.
Jedź ze mną, jestem gotowa na wszystko – to echo bylo namacalne.






Odpowiedz
#2
Bywają takie magiczne lata, czasami nawet jesienie, więc jest o czym rozmyślać... w zimie.

  Franku, Luśka przesyła Ci serdeczności Smile
Odpowiedz
#3
A rybie łuski?

To tylko próba napisania tekstu.

Dzięki.
Odpowiedz
#4
Aż mnie ciary... No! To jest prawda ekranu monitora.
Cała naga. Subtelna i szczera.
Opisana szczerym językiem pełnym treści Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Wkleiłem po komentarzu lepszą wersję - dzięki.
Być może nie napiszę lepszej prozy. Nie potrafię.
Odpowiedz
#6
Być może... Ale nie wiadomo.
Świetna, żywa narracja.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Tekst żyje. Ewoluuje. I dobrze. Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.
Wracam, bo ta narracja zasługuje na więcej niż jedno przeczytanie i zapomnienie.
Środki poetyckie w prozie nie zawsze się sprawdzają. Ale tutaj są dobrane doskonale, nie jest za słodko, bo nie może być - to prawdziwa, męska historia. Kobiece pióro wypaczyłoby rzeczywistość w kierunku ochów i achów Big Grin A tutaj mamy pot, kurz i dziką miłość.
Pozostawiam 5, ale wrócę tu na pewno nie raz.

Tylko popraw ---> "doposażyła"

Cytat:w co ją doposarzyła natura
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#8
Teraz pójdzie wolniej - większość nadmiaru szpachli prawie zebrana.

Dzięki.
Odpowiedz
#9
Tekst jest rzeczywiście świetny i należy mu się nominacja do tytułu utworu miesiąca.
Czekałam na pojawienie się piątki - i  jest - brawo.

I jeszcze dodam, że "Odszumowanie" to akuratny tytuł, podoba mi się.
Tak trzymaj i pisz.

Pozdrowienia od Luśki  Wink
Odpowiedz
#10
Są nowe fragmenty i zakończenie.

Raczej koniec, mógłbym już tylko popsuć.
Odpowiedz
#11
Zastanawiam się, czy te ostatnie dwa słowa "Nie to" są potrzebne.
Bardziej  podoba mi się tak  – Jedź ze mną, jestem gotowa na wszystko  - to nie było echo.

Dobrej nocy 
nebbia
Odpowiedz
#12
(25-08-2018, 23:30)nebbia napisał(a): Zastanawiam się, czy te ostatnie dwa słowa "Nie to" są potrzebne.
Bardziej  podoba mi się tak  – Jedź ze mną, jestem gotowa na wszystko  - to nie było echo.

Dobrej nocy 
nebbia

I tu zgadzam się z przedmówczynią. Lepiej gdy zakończenie nie zawiera kłódek, szlabanów Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#13
Znowu gmerałem.

Zakończenie przedstawiłem inaczej - kompromis dziewczyny, po waszych uwagach.


Dziękuję.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości