Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
O ptakach
#1
Siedziała wraz ze znajomymi na spotkaniu firmowym w tym nowo otwartym klubie, co to Michał nie chciał przyjść go zobaczyć. Nigdzie z nią nie chadzał. Tylko te wstrętne ptaszyska go interesowały. Nic poza nimi. Właściwie to nawet się już przyzwyczaiła. Jednak trudno było to zaakceptować. Ornitolog. Phi! Też mi coś… – myślała nie raz. Ma czterdzieści pięć lat, a zachowuje się jak nieopierzony dzieciak. Tylko orły bieliki i orły bieliki.
Nienawidziła ich z całego serca. I te jego ciągłe badania! Potrafił w środku nocy zerwać się i wyjechać na drugi koniec kraju, bo gdzieś tam, ktoś tam znalazł jakieś gniazdo! A z nią do klubu pójść to niełaska. Wszystkie jej koleżanki z biura zabierały swoich mężczyzn. Tylko ona wiecznie sama jak palec. Dziewczyny na pewno podśmiewały się z niej za jej plecami. Pani kierownik. Jak miała wzbudzać w podwładnych respekt, skoro nawet własny chłop się jej nie słucha? I jeszcze na domiar złego, ostatnia singielka Kryśka, żelazna dziewica, jak nazywano ją po cichu, znalazła sobie faceta. I oczywiście on przyszedł razem z nią! Nawet przystojny był. I ubrać się umiał. Nie tak jak Michał. Stary Pryk. Zdziadziały. A może to i lepiej, że nigdzie nie chciał chodzić? Wstydu by się jedynie najadła.
Posiedziała z nimi do dwunastej. Pośmieli się, poobgadywali zarząd. Wypiła trochę za dużo. Zrozumiała to w taksówce, kiedy zaczęło kręcić się jej w głowie. Gdyby był ze mną, nie musiałabym tyle pić!
Chwiejnym krokiem weszła do ciemnego mieszkania. Spał już. Chrapanie roznosiło się echem po przestronnej kawalerce. Zapaliła górne światło i wstawiła wodę na herbatę. Specjalnie zachowywała się głośno. Tak żeby go obudzić. Tak żeby się zainteresował co u niej. Bezskutecznie. Sen miał twardy. Szkoda, że tylko sen – spojrzała na niego litościwym wzrokiem. To pewnie dlatego tak fascynowały go te przeklęte ptaki. Sam chciałby mieć takiego orła, a nie żałosnego kolibra.
Nienawidziła go. Patrzyła jak śpi taki niechlujny i spocony. W samych gaciach. Skąd wzięła się ta plama? Fuj. Jego paskudny, tłusty brzuch falował wraz z wydychanym przez otwarte usta powietrzem. Glut zwisał mu z nosa. Boże, kiedy on się tak zmienił? Co ona w nim widziała? Czym ją do siebie przekonał? Przecież była z niej fajna laska. Mogła mieć każdego. A wybrała jego. Doktora ornitologii. Nikomu niepotrzebnej nauki. Może to dlatego, że był taki nieśmiały i zagubiony? Zawsze w cieniu, przyćmiony sławą starszego brata? W końcu lubiła dominować, rządzić. A Michał się słuchał… przynajmniej na początku. Przez pierwszy rok. Dopiero później przestał się nią interesować. Ptaki okazały się ważniejsze. Może to dlatego, że nie szło im w łóżku, że nie potrafili się dograć? Miała wyrzuty sumienia. Przecież to ona nie potrafiła go zaspokoić. Przemóc się by spełnić jego chore fantazje…
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk czajnika. Zalała więc wrzątkiem filiżankę i poszła do łazienki. Zapaliła światło. Krzyk przerażenia wyrwał się z niej rozdzierając ciszę nocy. W wannie leżało truchło jakiegoś ptaszyska, na wpół zeżarte, obdarte z piór. Zwymiotowała.
Wściekła udała się powrotem do pokoju i zaczęła go szarpać. Mocno, tak żeby się obudził. Kiedy to nie skutkowało uderzyła go pięścią w twarz. Najmocniej jak umiała.
– Obudź się! Natychmiast! – Uderzyła jeszcze raz. Dłoń zaczęła piec.
– Co jest, co się dzieje? – Zerwał się na równe nogi. – Oszalałaś? Czemu mnie bijesz?
– Ty nienormalny, porąbany szajbusie! – nie potrafiła się uspokoić. – Co to ścierwo robi w mojej wannie?
– To nie ścierwo. To Buteo lagopus lagopus. Myszołów włochaty, Bardzo rzadki okaz. Przygotowuję go do spreparowania. Będzie świetnie wyglądał na ścianie.
– Ty chyba żartujesz – nie wierzyła własnym uszom.
– Nie, dlaczego?
– Ty jesteś, ty jesteś pojebany! – wybuchła z nową siłą. – Lecz się, człowieku! Ja naprawdę znosiłam wiele. – Łzy wściekłości zagłuszały jej słowa. Musiał wytężyć słuch, by móc zrozumieć co do niego krzyczała. – Choćby te twoje obleśne, sztywne od smrodu, porozrzucane wszędzie skarpetki. – Podniosła jedną z ziemi i cisnęła mu prosto w twarz. Stał osłupiały. – To, że zawsze zostawiasz po sobie odór w łazience i nigdy nie opuszczasz klapy! Twoje zakompleksienie, brak zdecydowania i to jaką jesteś mimozą! Twój brak gustu! Twoje bezsensowne tyrady o tym, jak to nikt nie docenia twoich badań! Tak jakby były cokolwiek warte! Dość tego! Wynoś się z mojego mieszkania! I zabierz to obleśne cholerstwo.
W amoku wpadła do łazienki. W furii i szale wyciągnęła z wanny truchło i rzuciła nim w niego.
– Zabieraj to! Nie chcę cię znać.
– Ale kochanie… – Podszedł do niej i złapał, mocno przytrzymując za ramiona. Nie mogła się wyswobodzić. – Najdroższa, jedyna… Ja cię kocham. Jesteś moim promyczkiem, moją jaskółeczką. Nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie.
– Puszczaj! – Zaczęła się szamotać, ale on przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej.
– Nie możesz mnie zostawić. Mam tylko ciebie. Bez ciebie jestem nikim. – Splunęła w jego twarz.
– Puszczaj mnie natychmiast! – Kopnęła go kolanem w krocze. Najmocniej jak potrafiła. Za te wszystkie zmarnowane lata.
Skulił się i sycząc z bólu położył na drewnianej podłodze. Obok martwego ptaka. Zaśmiała się histerycznie.
– Jesteś taki sam, jak to ścierwo. Nienawidzę cię! Wynoś się. Podbiegła do szafki i zaczęła wywalać wszystkie jego rzeczy. Otworzyła okno i łapiąc w garść ubrania, wyrzuciła je na zewnątrz. – Nie chcę cię więcej widzieć. Zniknij raz na zawsze!
Obolały podniósł się i z przerażeniem w oczach zaczął zakładać spodnie wiszące na krześle obok łóżka.
– Jeżeli pozwolisz mi wyjść, wiedz, że zabiję się. Moje życie bez ciebie nie ma żadnego sensu.
– Nie pierdol! – Otworzyła drzwi wejściowe. – Z resztą rób sobie co chcesz. Byle z dala ode mnie.
Ubrał się czym prędzej. Wziął walizkę. Zaczął pakować ją powoli. Flegmatycznie. Jak wszystko co robił. Nie mogła tego zdzierżyć. Przechadzając się po pokoju brała jego szpargały. Wszystko czego się dotknęła lądowało za oknem. Nawet jej nie powstrzymywał. Smutnymi oczami patrzył na kobietę swojego życia. Kompletnie nie przypominała Małgorzaty, w której się zakochał. Była teraz jakąś obcą Gośką. Przerażającą. Barbarzyńską. Cudzą.
Ze łzami w oczach zamknął za sobą drzwi. Zostawił wszystkie te porozrzucane przedmioty, przechodząc obok nich obojętnie. Ona rzucała coraz to nowe rzeczy. Stał na dworze i przyglądał się jej załamany. Zdruzgotany. Zniszczony. Naprawdę postanowił się zabić. Życie bez niej nie miało sensu.
I nagle zadzwonił telefon. To jego asystent, Kajetan. Odebrał po dłuższej chwili.
– Jak tam doktorze? Obudziłem pana? – głos w słuchawce był podniecony i radosny. Miał do przekazania jakąś szczęśliwą nowinę.
– Nie, akurat nie.
– To co pan robi po nocy, zamiast spać? – Kajetan zażartował, ale tylko on zaśmiał się z dowcipu. – Z resztą, to nawet lepiej. Niech pan posłucha.
– Dajesz.
– Właśnie dostałem maila od znajomego. W lesie, niedaleko Kolbuszowej, natknął się on na wielkie gniazdo z pisklakami w środku. Nie uwierzy pan czyje gniazdo.
– Zaskocz mnie. – Oczy Michała nabrały blasku. Wiedział, że asystent nie zadzwoniłby z byle błahostką.
– Uwaga: orzeł przedni!
– Żartujesz! – Ornitolog uśmiechnął się wesoło. – Ale mamy fart. Jedziemy natychmiast. Będę u ciebie za piętnaście minut.
Rozłączył się rozentuzjazmowany. Spojrzał na okno w którym paliło się świtało. Na porozrzucane po ziemi przedmioty. Przez chwilę walczył z samym sobą. Obojętnie machnął na to wszystko ręką i udał się do samochodu. Są w życiu rzeczy, które da się naprawić. I są takie których się nie da. Są sprawy ważne. Są też o wiele ważniejsze.
Jeśli podoba Ci się to, co tworzę, zapraszam również na mojego autorskiego bloga literackiego
http://iterakilc.blogspot.com
Odpowiedz
#2
Zaciekawiło mnie Twoje opowiadanie. Wychwyciłam w nim kilka niedociągnięć, myślę, że bardziej kompetentne ode mnie osoby wypunktują Ci je. Ja chcę tylko powiedzieć, podobało mi się, chętnie przeczytałabym dalszy ciąg.
Pozdrawiam.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości