Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ministerstwo spraw ważnych cz.1 "Rzeczy ważne i ważniejsze"
#1
- Dzień dobry. Agent Waldek, a to agent Grzegorz. Czy możemy wejść?

Przed drzwiami domu właściciela piekarni usytuowanej na rogu Waligórskiej i Czerskiej, stało dwóch rosłych mężczyzn. Ubrani byli w schludne i średnio drogie garnitury polskiej firmy krawieckiej. Białe koszule biły swoją przejrzystością, ukazując potężne słowiańskie klatki piersiowe. Czarne krawaty, które zwisały na ich szyjach niczym dzwon Zygmunta były przewiązane techniką pętli szubieniczej. Buty też mieli picuś-glancuś. Wypolerowane na błysk i z podbitą pięta, tak aby było ich słychać już z daleko, idących marmurowym korytarzem ministerstwa spraw ważnych.

- A panowie w jakiej sprawie? Bo nie do końca wiem, o co chodzi.

Z trwogą w głosie odpowiedział blady jak trup mężczyzna w szlafroku i z kawą w rękach. Stał w kapciach, będących słabą imitacją żółtego pokemona. Agent Waldek głosem grubym i doniosłym odpowiedział spokojnie, jakby nic w życiu innego nie robił, prócz tłumaczenia takich rzeczy.

- Mamy do pana kilka pytań.
- A mogę panów nie wpuścić?
- Nie
- No to zapraszam.

Mężczyźni weszli w kolejności przedstawionych powyżej imion i od razu udali się do salonu właściciela piekarni, tak pewnie jakby na pamięć znali rozkład pomieszczeń w domu. Gdy natrafili na dużą skórzaną kanapę, usiedli na niej razem, w jednym momencie. Prezes piekarni szedł za nimi, szurając po brązowych drewnianych panelach swoimi kapciami jak na skazanie. Z każdą minutą jego bladość przybierała jeszcze bielszych odcieni. Jeżeli to trwałoby godzinę, facet na pewno stałby się przezroczysty. W końcu i on usiadł w dużym i głęboki, ciemno-zielonym fotelu. W radio grała lekka muzyka polskiej sceny rockowej, piosenka pod tytułem „A ni mi się śni, nie uciekniesz dziś mi”. Przypadek? Nie sądzę. Pierwszy odezwał się Agent Waldek.

- Czy pan Mirosław Rympał?
- Tak, to ja.
- Wiemy, proszę pana.
- To po co pan się pyta?
- Dla protokołu i podkreślenia powagi sytuacji proszę pana. Żeby potem pan nie mówił, że nawet nie wiedzieliśmy, po kogo przychodzimy.
- A to tak można? Co by się wtedy stało?
- Można. Mógłby pan wtedy nas zaskarżyć za niekompetentne wykonanie przesłuchania i w ten sposób przeciągnąć to co nieuniknione, a nawet uniknąć dalszego dochodzenia.
- Czyli teraz już mi to nie wyjdzie?

Kawa pana Rympała nadal była w kubku. Gdyby człowiek wydzielał ciepło równoznaczne z poziomem stresu, to teraz zaparzyłaby się drugi raz.

- Nie proszę pana.
- No dobrze. To o co chodzi?
- Czy jest pan właścicielem piekarni „Zakręcony faworek” na rogu Waligórskiej i Czerskiej?
- Tak. Oczywiście, że tak. To jakiś problem?

W tym momencie jakby iskra umiejętności mowy przeskoczyła na agenta Grzegorza, który odpowiedział w praktycznie identycznej tonacji i tempie, jak jego kolega z pracy.

- Czy w piątek trzynastego lutego roku bieżącego dał pan bułkę panu D.?
- Nie wiem. Nie pamiętam. To było przecież cztery tygodnie temu!
- Dał pan czy nie?

Dłonie pana Mirosława Rympała zaczęły trząść się tak mocno, że gdyby w kubku kawy był cukier, zostałby doskonale rozpuszczony. Bez różnicy, że owy kofeinowym napoju był już zimny jak temperatura organizmu jego właściciela. W końcu pan prezes piekarni odpowiedział, drżącym głosem.

- Mogłem panów nie wpuścić, prawda?

Na to odpowiedział niezmiennym tonem Agent Waldek.

- Mógł pan.
- To, czemu pan skłamał?
- Ja? Grzegorzu, czy byłeś świadkiem takiego zdarzenia?
- Nie, Waldku. Nic takiego się nie wydarzyło. Pan Rympał był tak miły, że bez nakazu wpuścił nas do swego mieszkania, po czym od razu zaprowadził nas do swego salonu i pozwolił nam usiąść na kapanie, a potem całkowicie dobrowolnie rozpoczął odpowiadać na nasze pytania. Mirosław siedział tak z kubkiem kawy w ręce i milczał, wpatrzony przestraszonymi oczami w panów z MSW. Nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa, dlatego Agent Waldek kontynuował.

- Więc dał pan tą bułkę czy nie?
- Ja nie wiem. Być może! A może nie! Nie pamiętam!
- To nie dobrze panie Mirosławie, bo to był przebrany za biedaka minister, który szukał dobrych ludzi. A jeżeli nie był to pan…
- Nie, no nie! To na pewno byłem ja! Tak! Przypominam sobie! No przecież! Był ubrany w brudne jasne jeansy oraz taki podarty sweter!?
- Hmm… Tak. To się zgadza. Jak myślisz Grzegorzu?
- Tak, taki strój był przewidziany na tamten dzień.

Prezes piekarni odzyskał trochę kolorytu na twarzy i spojrzał się podejrzliwie na swoich gości, mówiąc.

- Więc co w związku z tym?

Na to pytanie odpowiedział Agent Grzegorz, wstając i podając rękę.

- Więc gratuluję panu w imieniu Ministerstwa Spraw Ważnych! Otrzymuje pan roczny ulgę podatkową w wysokości pięćdziesięciu procent na wszystko!
- Naprawdę?
- Tak! Oto pismo dla Pana, które umożliwia panu płacenie wszystkich podatków zmniejszonych o połowę.
- To, TO NIESAMOWITE!  

W tym momencie obaj agenci wstali z kanapy i odpowiedzieli razem, praktycznie w tym samym momencie.

- Tak proszę pana! To niesamowite, bo w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze!

Po czym bez słowa wyszli. A to była jedna z tych spokojnych akcji… .
 
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości