Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
(08-09-2019, 11:00)Eiszeit napisał(a): – Proszę oprowadzić mnie po sektorze – polecił i zrobił dwa kroki na przód,(razem) wychodząc przed Petera Dougherty’ego.
(...)
Troian nie znał ludzi, którzy kiwali głowami na powitanie, odsuwali się od pulpitów i zdejmowali maski ochronne.
(...)

Po raz kolejny z przyjemnością czytałem o mimice i gestach zestresowanej osoby. Dzięki temu nawet postacie drugoplanowe są z krwi i kości, bardzo żywe i realne.

Ciekawe co Troian zdecyduje w związku z projektem. Pewnie sprawę skomplikuje śmierć kolejnych naukowców.

Czekam na ciąg dalszy Smile
Odpowiedz
(08-09-2019, 19:58)Gunnar napisał(a): Po raz kolejny z przyjemnością czytałem o mimice i gestach zestresowanej osoby. Dzięki temu nawet postacie drugoplanowe są z krwi i kości, bardzo żywe i realne.

Ciekawe co Troian zdecyduje w związku z projektem. Pewnie sprawę skomplikuje śmierć kolejnych naukowców.

Czekam na ciąg dalszy Smile
Dziękuję Smile

Troian jeszcze przez pewien czas będzie w kropce. Trudno nie brać tej sprawy personalnie i podjąć decyzję, mając na głowie tyle innych problemów związanych z firmą, narzeczeństwem i latającą luzem siostrą Big Grin

Dzięki za wizytę i wyłapanie potknięć, naprawiłam.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
_017

 
- Od momentu, kiedy pojawią się na tym odcinku trasy, będziemy mieli dwadzieścia minut. To dużo czasu. Mają zapewnioną nawigację, nasza praca obejmuje monitoring i system wygłuszający. Najpierw prześlij dane sanitariuszy w pliku do odczytu. Trzeba go przygotować – mówiąc, Clyton wskazywał obandażowaną dłonią na poszczególne monitory. Co chwilę przeskakiwał wzrokiem od twarzy Olka i z powrotem, czując się coraz bardziej przerażony. Mężczyzna wyglądał tak, jakby ktoś kazał mu zdjąć z siebie skórę i założyć na drugą stronę. Sztywno siedział w fotelu i starał się ogarnąć wzrokiem wszystkie wytyczne, tabele i systemy, które miał przed oczyma. Pięć monitorów przypominało mu wściekle mrugające oczy. Nie potrafił skupić na nich wzroku. Spojrzał niepewnie na blondyna i skinął głową, chociaż miał sucho w ustach. Niezgrabnie położył dłonie na dotykowych panelach klawiatury.
- Zacznij od skopiowania tego tekstu. Nie, tego na L3. Dobrze, zaznacz. Tak, Crtl i C. – Blondyn przez chwilę w niemym zawieszeniu patrzył, jak Olek naciska jeden klawisz, potem drugi. Odchrząknął. – Nie. Jednocześnie. To jest skrót klawiszowy.
- Wiem. Wiem o tym. – Rudzielec zamknął oczy, potrząsnął głową i policzył do trzech. Był zbyt zestresowany. Informacja, że od jego działań zależało powodzenie pracy dziewczyny nie była mu potrzebna. Kiedy Clyton oświadczył, że liczy się też czas, wskaźnik komfortu Olka zleciał poniżej zera. Starał się nie zerkać na monitor wyświetlający przebieg trasy. Im bliżej celu był czerwony punkt, tym bardziej trzęsły mu się ręce. Niezrozumiałe grafy na monitorach przypominały mu zdjęcia USG, które czasami oglądał, czekając w szpitalu aż matka skończy pracę. Szarość, czerń i biel, wyziarnione i nieczytelne. Zawsze wzbudzały w nim niepewność.
Skopiował fragment tekstu i zgodnie z poleceniem Clytona wkleił w ramkę komunikacyjną.
- Dobrze, teraz trzeba to zaszyfrować. – Blondyn próbował mówić takim tonem, jakby rozmawiali o gotowaniu owsianki. – W to miejsce wpisz ciąg znaków, który powtórzę. To jest klucz, nie pomyl się, bo nie otworzy wiadomości – zastrzegł, po chwili podając plątaninę cyfr i przypadkowych liter. Starał się robić to powoli, chociaż on także odczuwał presję czasu. Rzucił okiem na przepisany klucz i skinął głową. Wysłany.
- Kurwa, musi jechać tak szybko? – Rudzielec prawie jęknął, nie mogąc się powstrzymać przed spojrzeniem na czerwony wskaźnik.
- Olek, idziemy dalej. L1, zaczynamy załączanie systemu wygłuszającego. – Kolejne polecenie było niezrozumiałe już na etapie jego wypowiedzenia. Mężczyzna przełknął ślinę, poruszył palcami i otworzył okna, na które wskazał Clyton. Migający kursor wyglądał jak groźba. – Klamra. Teraz wpisz słowo, które dyktuję, z dużych liter. Nie, włącz Caps Lock. Dobrze. Teraz otwórz nawias. Pisz po kolei, rozdzielaj wyrazy przecinkiem – dyktował słowa w języku podobnym do niczego. – Linijka w dół. Nie, czekaj, nie zamykaj tej klamry. Idziemy dalej. Olek, Olek… spacja. – Clyton walczył z pokusą, żeby nie potrzeć nerwowo czoła. Spojrzał na elektroniczny zegar i wypuścił powietrze w płytkim wydechu, czując, że ich szanse powodzenia topnieją w zastraszającym tempie. – Musisz robić to szybciej – poinstruował. Zaczął dyktować kolejne komendy. Kilkukrotnie trzeba było się cofnąć, za zapomnianym znakiem równości, średnikiem, lub przecinkiem. Palce Rudzielca drżały do tego stopnia, że dotknął kilku paneli jednocześnie. Całość tekstu podświetliła się na niebiesko, żeby po chwili zniknąć, zanim blondyn zdążył otworzyć usta. Patrzył na to w osłupieniu, próbując nie dopuścić tego widoku do świadomości.
- Olek, kurwa mać. Cofnij to. Ctrl i Z. W tym momencie to wyjątkowo wskazane. – Próbował być spokojny, ale wulgaryzm i niestandardowe drżenie głosu zdenerwowały Olka jeszcze bardziej. Moment, w którym nie udało się przywrócić tekstu przelał czarę goryczy.
- Pierdolę to. Clay, dla mnie to pierdolona czarna magia. Kurwa. – Frustracja i zrezygnowanie prawie zmusiły go do ucieczki sprzed komputera. Został, widząc prześwietlone, stanowcze oczy blondyna.
- Musisz się uspokoić. Jeżeli ich nie wygłuszymy, najdalej jutro będą tutaj rządowe służby.
- O czym ty pieprzysz?
- Olek. Proszę cię. Wróćmy do pracy. Napisz to szybko – polecił, odwracając wzrok od bladej twarzy i wlepiając oczy w monitor. Wiedział, że kiedy pokażą się kamery, wszystko stanie się jasne. Jedyne czego nie był pewien, to reakcja mężczyzny. Jeszcze raz przedyktował kod. Starał się sprawdzać błędy na bieżąco i korygować je tak szybko, jak to było możliwe. Dla Olka ciąg pochrzanionych znaczków wydawał się nie mieć końca. Nacisnął milion enterów i jeszcze więcej spacji, a mimo to Clyton nadal wyrzucał z siebie kolejne linijki niezrozumiałego chłamu. Kiedy w końcu usłyszał „klamra”, wydawało mu się, że wybuchnie śmiechem. Przez krótką, przerażającą chwilę obaj myśleli, że komenda nie zadziałała. Potem monitor L5 wyświetlił zmienione parametry. Rezydencja Klemmera została wygłuszona. Blondyn spojrzał na nawigację i poczuł zimno w brzuchu. Mieli za mało czasu. Zaczął się zastanawiać, czy nie wpuścić M-0. To były myśli desperata.
- Wchodzimy do centrali monitoringowej. – Wychylił się do przodu, potrzebując zmiany pozycji ciała. Gdyby nie fakt, że musiał siedzieć obok mężczyzny, z nerwów zacząłby chodzić po pokoju. – Kliknij w to miejsce. Przedyktuję ci klucz. – Tym razem obyło się bez błędów. Oddech Olka brzmiał mniej więcej tak samo jak praca parowozu. Próbował podrapać się po karku, ale Clyton kazał mu pisać dalej. Zdążył jeszcze zerknąć na ekran z nawigacją, na którym czerwona kropka tkwiła nieruchomo na miejscu docelowym. Sekundę później na wszystkich monitorach pojawiły się wnętrza rezydencji Klemmera. Olek zamarł i zwiesił dłonie, widząc scenę rozgrywającą się w salonie. Bezgłośne strzały i bezgłośne krzyki. Sanitariusze padali na podłogę, z wykwitami krwi na białych fartuchach. Adrian Gross nie opuszczał broni, dopóki nie zastrzelił wszystkich. Dziewczyna przechadzała się pomiędzy ciałami. Odwróciła głowę w kierunku Łowcy, coś do niego mówiąc, sądząc po ruchu warg. Wykonał jeszcze jeden strzał, podrywając z ziemi ciało młodej kobiety, szarpnięte kulą jak kawałek mięsa. Zdawało się, że musieli ją dobić. Rudzielec odwrócił woskową twarz w kierunku Clytona.
- Co to ma być? – Nie spodziewał się, że jego głos zejdzie do szeptu. Czuł się pusto. Palce zdawały mu się odrętwiałe. Blondyn opuścił oczy.
- Musimy go wyłączyć. Potem skasujemy kilka ostatnich minut. Nie zdążyliśmy na czas – odpowiedział, za nic nie chcąc spojrzeć w oczy wbite w swoją sylwetkę. Czuł się świdrowany na wylot. Pragnął odsunąć się od tego spojrzenia. – Olek, teraz jest już za późno. Musimy to dokończyć – dodał, przez chwilę będąc pewnym, że mężczyzna odejdzie od biurka, a chwilę potem hukną drzwi od mieszkania. Niewiele się pomylił.  
- To jest jej praca? Z nim? – Rudzielec zadawał pytania, nie potrzebując odpowiedzi. Wydawały się bez znaczenia. Nie istniała rzecz sprawiająca, że mógłby to zrozumieć. Opuści dłonie na kolana. – Nie dotknę tego więcej – stwierdził. Nie zmienił zdania, nawet kiedy Clyton zaczął zębami zdejmować opatrunki. Jego dłonie przypominały bezwładną, siną masę.
Ożyły razem z M-0, który przejął kontrolę, doprowadzając zlecenie do końca. Nieczynny monitoring i skasowane klatki nagrań wydawały się Olkowi bardziej obrzydliwe niż wszystko, co widział do tej pory.
 
*~*~*
 
Obrócił twarz martwej sanitariuszki najpierw w prawą, a potem w lewą stronę. Rozchyliła krągłe wargi chwilę przed śmiercią, jakby zaskoczona, że umiera tak szybko. Były pociągnięte błyszczykiem, spomiędzy nich wyglądały równe, białe zęby. Kilka jasnych kosmyków wydostało się z ciasnego kucyka, związanego nisko nad karkiem.
- Szkoda. Piękna dziewczyna. – Gross zabrał rękę i wyprostował się nad ciałem. Wokół jego nóg walało się sześć trupów.
- Myślałam, że nic ci nie przeszkadza.
- Błąd. W takim wypadku od dawna uprawiałbym z tobą seks.
- Możesz pofantazjować.
Wymienili te uwagi bez zaangażowania, oboje skupieni na eksploracji domu. Frederica przestąpiła nad ciałem młodego mężczyzny. Miał powykrzywiane kończyny. Stężenie pośmiertne niedługo zacznie wykręcać ofiary na wzór sękatych drzew. Zajrzała do aneksu kuchennego. Cała rezydencja była urządzona w sposób wskazujący na nostalgię za nieaktualną modą. Podłogę i część ścian wyłożono płytkami imitującymi drewno. Dziewczyna przesunęła palcami po ręcznie zdobionym oparciu krzesła i zadarła głowę w kierunku sufitu. Z szerokiego klosza zwisał żałosny pęczek koralików. Zapaliła światło, dotykając starodawnego włącznika. Zastanawiała się, jak wiele Klemmer musiał zapłacić za ten ekscentryczny wystrój. Obróciła głowę, słysząc przeciągły jęk. Łowcy nie było w zasięgu wzroku, ale z pokoju na końcu korytarza sączyło się wątłe światło lampki. Podeszła w kierunku drzwi. Stanęła za futryną, tak jak się umawiali. Nie chciał, żeby mężczyzna zbyt szybko ją zobaczył.
Adrian ukucnął przed obiektem zlecenia. Staruszek siedział w wózku, obserwując Łowcę nieruchomymi oczyma. Zaciskał wargi w sposób wskazujący na niecodzienny upór. Mimo wszystko zaciskał również pięści. Gross czuł smród jego strachu. Przesunął wzrok po koślawych nogach, znacznie chudszych niż reszta imponująco tłustego ciała. Zrolowane skarpety odsłaniały napuchnięte, czerwone kostki. Wyżej, materiałowe spodnie zadarte nad kolana uwidaczniały pulsujące bulwy stawów, obrzmiałe i purpurowe. Wyczuwał ostry zapach. Kojarzył się z miętą i lizolem. Podniósł wzrok na twarz Klemmera, który wciąż milczał, nie wykonując najdrobniejszego ruchu. Drgnął dopiero w momencie, kiedy Łowca zaczął rozpinać guziki jego nocnej koszulki. Robił to z delikatnością, o jaką Frederica by go nie posądziła. W połowie rozbierania starca, który nadal się nie odezwał, odwrócił głowę w stronę drzwi.
- Idź do łazienki i wpuść wodę do wanny. Gorącą. Jeżeli ma czujkę, postaraj się o utrzymanie stałej temperatury – polecił. Przewidywał, że urządzenia w rezydencji były wyposażone w ulepszenia poprawiające komfort pacjenta. Rozebrał mężczyznę do końca, nucąc pod nosem, zmęczony ciszą. Dom był bezdźwięczny, jakby ktoś wypchał go watą w każdym kącie. Kiedy dziewczyna wróciła z informacją, że skończyła, kazał jej iść do kuchni. Stanął za wózkiem i wyprowadził Klemmera z pomieszczenia. Wjechali do łazienki.
 
Wycie stawało się coraz bardziej rozpaczliwe. Frederice bardziej przypominało zawodzenie torturowanego zwierzęcia. Co jakiś czas jęk wznosił się i opadał, przechodząc w puste, świszczące skamlenie. Siedzieli przy stole w kuchni. Adrian obracał w dłoniach popielniczkę.
- Czemu gorąca woda? – zapytała. Przestał poruszać dłońmi i podniósł na nią wzrok. Nie przepadała za tym. Kiedy skupiał całą uwagę na jej twarzy, czuła się dziwnie naga.
- W reumatoidalnym zapaleniu stawów, podczas zaostrzenia stanu zapalnego stosuje się zimne okłady. Wysoka temperatura pogarsza sytuację. Powoduje ból – wyjaśnił. Sądząc po kolejnym jęku rozpaczy, mężczyzna musiał czuć swoje kości z niesamowitą dokładnością. Pulsujące, miażdżone epicentra. Dziewczyna spojrzała w kierunku łazienki i wróciła wzrokiem do Grossa. Tym razem patrzył na jej ciało. Pod cienką koszulką dostrzegał skąpy zarys piersi, bezdusznie przyciśniętych sportowym biustonoszem. Bez obszernej bluzy wydawała mu się jeszcze drobniejsza.
- Skąd wiesz takie rzeczy? – zapytała, starając się zignorować to, co czuła z jego strony i to, co obudziło się w podbrzuszu. Nadal nie rozumiała tej zależności, tak prymitywnej, co naturalnej. Nieoczekiwanie Łowca się uśmiechnął.
- Ty myślisz, że zabijanie to tylko strzały z pistoletu, co? – zapytał, kręcąc głową. – Zabijanie to nauka. Chemia, bo przydaje się w substancjach psychoaktywnych. Fizyka, bo ciężko zastrzelić cel z trzech kilometrów, nie wyliczając trajektorii lotu. Anatomia dla lepszego efektu. Choroby cywilizacyjne i następstwa, które można wykorzystać. Psychologia i zależności poszczególnych typów charakteru. Narzędzia manipulacji i techniki wywierania wpływu – wyliczał. Nie po raz pierwszy pomyślała, że zasób jego wiedzy był nieoczekiwanie duży. Na początku nie potrafiła ocenić, jak ogromnym przygotowaniem merytorycznym dysponował. Po raz kolejny poczuła ciekawość dotyczącą miejsca, w którym go tego nauczyli. Nie przerywała, kiedy kontynuował. Klemmer wciąż wył, przewalając się w wannie. – Dlatego tam skąd… tam, gdzie byłem, szkolenie trwa sześć lat dłużej, niż w innych sortach. Muszą mieć na nas więcej czasu – stwierdził i położył dłonie na blacie stołu. Zauważyła, że był myślami gdzie indziej, kierując oczy ku dołowi. Czytając o mózgu zapamiętała informację, że tak wygląda człowiek wracający do traumy. Chciała o coś zapytać, ale wstał. – Chodź. Zadawaj mu szybkie pytania – poinstruował i poszedł do łazienki.
Mężczyzna leżący w wannie wyglądał żałośnie. Powykręcane nogi, pękaty brzuch i wiotki penis podrygiwały w wodzie, rozmiękczającej pożółkłą, starą skórę. Miał zapadnięte oczy i usta wykrzywione w kolejnym spazmie bólu. Trzęsąca się galareta na ramionach zadrżała i odpuściła, kiedy po raz kolejny próbował wesprzeć się o brzeg wanny. Zwalił się w wodę z plaśnięciem i wyciem, które na chwilę zagłuszyło myśli dziewczyny. Stanęła w kręgu światła, przed Adrianem, pozwalając, by Klemmer ją rozpoznał. Na chwilę przestał wyć. Jego źrenice najpierw się zwęziły, kiedy wytężał swoją pamięć, a potem rozlały jak czarna studnia. Zaskowyczał i znowu zaczął płakać, najpewniej świadom tego, co może go spotkać. Łowca odsunął się na bok, dając dziewczynie pełną swobodę przesłuchania. Podeszła bliżej i ukucnęła przy wannie.
- Rozpoznałeś mnie – zauważyła. Kilka rzadkich kosmyków przykleiło się do czaszki mężczyzny. Była upstrzona plamami i wyglądała na zaskakująco miękką. Jakby miała się zapaść. Frederica analizowała przez chwilę ciało przypominające rozmoknięte ciasto. Zaklasyfikowała Klemmera jako ścierwo i poczuła gwałtowny przypływ agresji. – Udzieliłeś Schindlerowi informacji po obdukcji, którą wykonało laboratorium. Powiedziałeś, że trzeba mnie zutylizować – wymieniała dalej, porcjując informacje, tak jak uczył ją Łowca. Najpierw kontekst. Potem konkrety. Zignorowała przeciągłe łkanie i nieme zaprzeczenia. – Powodem było uszkodzenie obszaru C. Tylko to? – Chciała doprecyzować tę kwestię. Wpatrywała się w Klemmera, czując jak jego mózg pracuje na skrajnie wysokich obrotach. Analizował konsekwencje. W jego obecnej sytuacji żadna z nich nie wydawała się wystarczająco potworna. Bardziej okrutna od gorąca, które traktowało jego stawy jak rozdrabniarka do orzechów. Skinął głową i próbował nabrać powietrza.
- Został uszkodzony wcześniej. Dużo wcześniej, zanim przywieźli cię na miejsce – wyznał. Była to informacja, której nie przekazał Klemensowi. Frederica zmarszczyła brwi.
- Te uszkodzenia da się cofnąć? – zapytała. Mężczyzna pokręcił głową, więc uszczypnęła go w obwisłą pierś, powodując przeciągły wizg bólu. Wiedziała, że kłamał. Czytała z aktywności płata czołowego. Łowca powiedział jej to samo, wyłapując ze słuchu. Powtórzyła pytanie.
- Nie jestem p-pewien. Nigdy nie… próbowaliśmy. Psychonicy to obszar C. Bez niego… to jak koń ze złamaną nogą – wystękał. Dziewczyna zacisnęła wargi. Psychonik. Dobrze wiedzieć, jak nazywała się jej rasa, wypaczenie, czy cokolwiek, do czego należała.  
- Po co ich tworzyliście? Kto… – urwała, przypominając sobie, że ma zadawać pytania pojedynczo. Czekała na odpowiedź. Powiedział, że nie wie i tym razem nie kłamał.
- To był projekt rządowy, dostaliśmy bezpośrednie środki. Błagam, wyjmijcie mnie…
- Za chwilę. Było nas dwoje. Bliźnięta. Dlaczego rozwijaliście nas inaczej? – Wbiła w niego wzrok, ponownie czując wyrzut adrenaliny i agresji. Nieoczekiwanie Klemmer obnażył zęby w upiornym uśmiechu. Dyszał, próbując przetrwać kolejną falę bólu.
- _0047 nie był objęty projektem. Nie należał do struktury – wyznał, zaciskając powieki. Przez chwilę dziewczyna miała wrażenie, że już ich nie otworzy.
- Dlaczego wybrał jego? Czemu to ja byłam Obiektem testowym? – warknęła, uznając, że pieprzy liczbę pytań. Mężczyzna łkał i błagał. Chciała przepuścić przez niego lekki prąd, ale obawiała się, że otłuszczone serce nie udźwignie ładunku.
- Płeć. Wolał mieć syna. – Odpowiedź spowodowała, że Frederica poczuła gwałtowną pustkę. Prozaiczność tego wyjaśnienia poraziła ją i kazała przysiąść na piętach. Zwiesiła głowę, wpatrzona w swoje dłonie. Czas zdawał się rozciągać jak ciepła plastelina. Gdzieś z zewnątrz, jakby spod wody dotarły do niej błagania i kolejny jęk bólu. Później pytanie Łowcy, jedyne, które mógł zadać w obecnej sytuacji. Sztywno skinęła głową.
Gross ukucnął przy wannie i zacisnął dłonie na zwiotczałej szyi. Mężczyzna szarpnął się z nieoczekiwaną siłą, nadwyrężając obolałe ciało. Szamotał się i wył. Ciężki plusk wody na płytkach zmieszał się z rzężeniem. Łowca wzmocnił chwyt i zanurzył charczący łeb pod wodę. Widział wybałuszone oczy, otwarte usta i kaskadę pęcherzyków powietrza ulatujących na powierzchnię. Chude piszczele waliły w ściany wanny. Odwrócił głowę, czując, że dziewczyna dotknęła jego ramienia. Przez chwilę nie wiedział czego chciała. Potem spojrzał na jej twarz i odsunął się od wanny. Zanim Klemmer zdążył zaczerpnąć powietrza, Frederica zastąpiła Grossa, zaciskając drobne ręce na opuchniętej szyi. Siłą barków naparła na podrygujące ciało, bezwiednie obnażając zęby. Adrian widział, że jej wargi drżały, tak samo jak zmarszczone brwi, ale oczy pozostawały nieruchome. Inne. Pożerała nimi widok, który miał zostać w jej wspomnieniach na stałe. Widział tytaniczną pracę małych mięśni, kiedy z całych sił próbowała utrzymać ciało pod wodą. Ważąc niecałe pięćdziesiąt kilogramów nie miała dużych szans. Przysunął się do niej, włożył ramię do wanny i położył dłoń na jej dłoniach. Wyglądała na absurdalnie dużą. Użyczył jej siły, którą nie dysponowała. Niecałą minutę później mężczyzna był już martwy. Rybie spojrzenie i usta wypełnione wodą pozwoliły Frederice odpuścić. Przepełzła kilka metrów dalej, nie próbując zrozumieć tego, co działo się wewnątrz niej. Wściekłość pierzchła. Została twarda, nieprzepuszczalna pustka. Patrzyła na swoje dłonie, zaczerwienione po kontakcie z gorącą wodą.
Adrian przez chwilę wpatrywał się w mężczyznę, oparty łokciem o brzeg wanny.
- Chwilę przed śmiercią zawsze są prawdziwi. Nie chcą udawać sami przed sobą – stwierdził w zadumie, sam do siebie. Odwrócił głowę i znieruchomiał, widząc w jakim stanie była dziewczyna. Wiedział, że wywołały go nie tylko informacje z przesłuchania. Pierwsze czynne morderstwo było jak rysa na psychice. Cenny, jedyny okaz tego typu w kolekcji doświadczeń. Nie wiedząc, jak powinien się zachować potarł usta dłonią. Poczuł na wargach słaby smak maści, którą staruch natarł się przed śmiercią. Splunął i wyciągnął rękę w kierunku Fredericy. Dotknął chudego ramienia, czując się bardziej nienaturalnie, niż kiedykolwiek przedtem. Szybko skapitulował. Wstał i poszedł do drzwi. Odwrócił się na progu.
- Chodź, Mała. Dobrze ci poszło.
Potrzebowała jeszcze sześciu minut. Wstała, wygładziła włosy mokrymi dłońmi i wciągnęła powietrze kilkoma dużymi haustami. Wyszła, nie patrząc na trupa w wannie.

*~*~*
Odpowiedz
(12-09-2019, 09:12)Eiszeit napisał(a):
- Od momentu, kiedy pojawią się na tym odcinku trasy, będziemy mieli dwadzieścia minut. To dużo czasu. Mają zapewnioną nawigację, nasza praca obejmuje monitoring i system wygłuszający. Najpierw prześlij dane sanitariuszy w pliku do odczytu. Trzeba go przygotować – mówiąc, Clyton wskazywał obandażowaną dłonią na poszczególne monitory. Co chwilę przeskakiwał wzrokiem od twarzy Olka i z powrotem, czując się coraz bardziej przerażony. Mężczyzna wyglądał tak, jakby ktoś kazał mu zdjąć z siebie skórę i założyć na drugą stronę. Sztywno siedział w fotelu i starał się ogarnąć wzrokiem wszystkie wytyczne, tabele i systemy, które miał przed oczyma. Pięć monitorów przypominało mu wściekle mrugające oczy. Nie potrafił skupić na nich wzroku. Spojrzał niepewnie na blondyna i skinął głową, chociaż miał sucho w ustach. Niezgrabnie położył dłonie na dotykowych panelach klawiatury. 
- Zacznij od skopiowania tego tekstu. Nie, tego na L3. Dobrze, zaznacz. Tak, Crtl i C. – Blondyn przez chwilę w niemym zawieszeniu patrzył, jak Olek naciska jeden klawisz, potem drugi. Odchrząknął. – Nie. Jednocześnie. To jest skrót klawiszowy.
Big Grin
Swoją drogą dobrze wiedzieć, że przez 300 lat przynajmniej skróty klawiszowe się nie zmienią Wink

(12-09-2019, 09:12)Eiszeit napisał(a):
Migający kursor wyglądał jak groźba. 
dobre Smile

(12-09-2019, 09:12)Eiszeit napisał(a):
- Chodź, Mała. Dobrze ci poszło. 
"Mała" z dużej celowo?

Federica przeszła na ciemną stronę mocy. Tego się nie spodziewałem, sądziłem, że będzie się starała jak najdłużej trzymać z daleka od tej krawędzi. Ale w takim towarzystwie, gdy jedynym celem jest tylko zemsta zdaje się to nieuniknione.
Spodziewam się, ze finalnie dojdzie do konfliktu na ostro z tandemem Troina-Roxana. Ale po drodze na pewno jeszcze wiele się wydarzy.

Czekam na kolejną część Smile

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(12-09-2019, 19:35)Gunnar napisał(a): Swoją drogą dobrze wiedzieć, że przez 300 lat przynajmniej skróty klawiszowe się nie zmienią Wink
Prawda? Dobrze mieć jakąś stałość w życiu Big Grin

(12-09-2019, 19:35)Gunnar napisał(a): "Mała" z dużej celowo?
Tak, od tej pory będzie się tak do niej zwracał.

(12-09-2019, 19:35)Gunnar napisał(a): Spodziewam się, ze finalnie dojdzie do konfliktu na ostro z tandemem Troina-Roxana. Ale po drodze na pewno jeszcze wiele się wydarzy.
Ciekawie, ciekawie... zobaczymy, co z tego wyjdzie Wink

Niekiedy, analizując relację Łowca-Frederica, zastanawiam się nad rangą przysłowia "z kim przestajesz"... chociaż może nie będzie aż tak łatwo.

Dzięki za wizytę,
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Wiadomość o zabójstwie Klemmera dotarła do Xernagenu sześć dni po znalezieniu zwłok w rezydencji. Cztery tygodnie później, Troian wciąż nie potrafił logicznie poukładać tego, co rozgrywało się dookoła nich. Naukowcy zaczęli panikować. On sam, patrząc na listę nazwisk zastanawiał się, kto będzie następny. Nie potrzebował dodatkowych wskazówek, żeby domyślić się, że sprawa nie jest zakończona. Czuł, że wszystko dopiero się zaczyna. Blokady w jego głowie puszczały jedna po drugiej, coraz wyraźniej zarysowując kontekst rzeczywistości. Wizyty w ukrytym sektorze laboratoryjnym i dostęp do specyfikacji projektu Psychonik skutecznie uzupełniały luki. Frederica. Jego siostra. _0046. Najwygodniej było mu myśleć o niej jak o kodzie. Wadliwym, dysfunkcyjnym prototypie, który wyrwał się spod kontroli. Poczuł kolejną falę irytacji.
- …ian… sprawiasz mi ból. – Usłyszał i momentalnie znieruchomiał. Spojrzał na swoją dłoń, zaciśniętą w pięść na poduszce. Białe włosy pomiędzy palcami. Zorientował się, że jego serce pracuje za szybko.  Poczuł, że wsunęła ramię pomiędzy nich i próbowała go od siebie odsunąć. Rozluźnił się i oparł na łokciu, dając kobiecie więcej przestrzeni. W rozświetlonej sypialni dokładnie zobaczył jej wzrok, pełen wyrzutu, dezorientacji i niemego pytania. Chciał z niej zejść, ale apodyktycznie zaplotła nogi wokół jego bioder i mocniej przycisnęła do rozgrzanego brzucha. Poczuł jej dłonie na policzkach.
- Gdzie ty jesteś? – spytała bardzo cicho, głęboko zaglądając w piwne oczy. Tak jakby sama próbowała go tam znaleźć. W jej głosie słyszał troskę.
- Przepraszam. – Nie potrafił odpowiedzieć na jej pytanie. Położył się po swojej stronie materaca i przykrył dłonią oczy, masując skronie opuszkami palców. Potarł czoło, zmęczony własnym rozbiciem i wagą decyzji, którą powinien podjąć. Roxana nie odpuściła. Nachyliła się tuż nad nim, łaskocząc włosami obojczyk i bok szyi. Nagie piersi przylgnęły do ramienia mężczyzny.  
- Powiedz mi, co się dzieje. – To nie była prośba. Wiedział, że mówił jej zbyt mało. Nie poruszył tematu Sortu i sektora ukrytego pomiędzy piętrami. Ani Obiektu, który wzrastał w trzewiach maszyny, symulującej wnętrze kobiecego ciała. Położył dłoń na jej karku i ucisnął podstawę czaszki, tak jak zawsze, kiedy była napięta. Szukał najlepszej odpowiedzi.
- Wydaje mi się, że wszystko już pamiętam. Ostatnia próba była mniej uciążliwa. Wspomnienia wróciły szybciej. Było ich mniej. – Już raz o tym rozmawiali. Roxana czekała, nie prosząc, żeby darował sobie wstęp. – To co służby znalazły w rezydencji pozwala mi myśleć, że Sandra Reiss nie spłonęła przez awarię – przyznał. Odwrócił wzrok, analizując pozostałe argumenty. Nienawidził powoływać się na intuicję. Spojrzał na Roxanę, szukając w jej oczach zrozumienia. Znalazł znacznie więcej. – Ty też tak myślisz – stwierdził. Skinęła głową. Milczał, czując, że biła się ze sobą, formułując myśl.
- Powinniście ze sobą porozmawiać. Ty i Frederica. Oboje macie część odpowiedzi. Myślę, że ona szuka własnych. – Nie musiała wyjaśniać w jaki sposób. Troian myślał podobnie. Z tą różnicą, że nie próbował zrozumieć postaw, ani motywacji. Miał w sobie zbyt wiele pogardy.
- Myślałem o hakerze. Mógłby mnie z nią skontaktować.
- Albo utrudnić kontakt – zauważyła. Znał jej zdanie na temat współpracy z M-0. Nie potrafił powiedzieć nic ponad to, że ma pewne podejrzenie, które nie pozwala mu przestać. Współpracowali w zakresie drobnych prac, które nie rzutowały na bezpieczeństwo firmy, a jednocześnie pokazywały skalę umiejętności hakera. Troian zapisał kluczowe informacje, ale do zyskania pewności brakowało jeszcze kilku składowych.
- Bez niego jej nie znajdę – stwierdził. Nie kłóciła się, wiedząc, że miał rację. Przesunął dłoń z karku na biały policzek. Przez chwilę patrzył w jasną, nieukrytą pod makijażem twarz, walcząc z pokusą, czy nie powiedzieć jej wszystkiego. Czuł, że to nie był dobry moment. Ostatnio była podatna na napięcia, a ich aktualna sytuacja nie oszczędzała ani jej, ani jego. Przeprosił ją czułym pocałunkiem. Przerwała go szybciej, niż przewidywał. Dotknęła wargami linii zarostu pod jego dolną wargą, złączenia obojczyków. Mostka. Zamknął oczy, czując jej usta w dolnej części brzucha. Wplótł palce w białe włosy i przez krótką chwilę pozwolił sobie czuć, zamiast myśleć.
 
*~*~*
 
Frederica co jakiś czas zerkała na telefon. Niekiedy jej wzrok padał na ekran monitora. Na obrazie jedna z kamer, do których się włamała, pokazywała ujęcie na drogę dojazdową przed apartamentowcem Evy Greenwood. Mimo wszystko, najczęściej dziewczyna spoglądała na Łowcę. Liczyła jego podciągnięcia, sennie zahipnotyzowana tempem ćwiczenia. Interesowała ją praca mięśni. Sposób, w jaki napinały się ścięgna. Nieczęsto doświadczała ludzkiej fizyczności w takim wydaniu, więc chciała zjadać ją wzrokiem, póki mogła. Obserwowała, nie kontrolując przepływu swoich myśli. Uparcie dryfowały w kierunku niedawnej awantury, która skutecznie obniżyła jej poczucie bezpieczeństwa. Pamiętała, że Clyton się nie odzywał. Z kolei Olek mówił dużo. Niecenzuralnie i momentami bardzo głośno. Nie była w stanie wskazać konkretnego zdania, które sprawiło, że straciła kontrolę, ale doskonale pamiętała następstwa; popsutą maszynę do prania i mrugające światła. I przepaloną rogówkę w lewym oku M-0. Chyba zarzut miał coś wspólnego z moralnością i człowieczeństwem. Powiedziała, żeby jej nie oceniał. Mówiąc to, czuła koktajl emocji, którego nie miała okazji doświadczyć nigdy przedtem. Gniew i poczucie, że wiedział zbyt mało o jej życiu, żeby się o nim wypowiadać. Warknęła, że chciałaby mieć taką moralność, jak on, ale nie zdążyła jej sobie wyhodować. Wtedy Clyton odezwał się po raz pierwszy, mówiąc, że moralności się nie hoduje, tylko wykształca. Pamiętała, że jego głos był cichy. Nie patrzył ani na nią, ani na Olka, wbijając oczy w obandażowane dłonie. Ten widok był żałosny. Pogłębiał we Frederice głębokie rozdarcie, którego doświadczała. Z drugiej strony sytuacja w mieszkaniu coraz mocniej uświadamiała jej, że jedyną współpracującą jednostką pozostawał Łowca. Nigdy nie przypuszczała, że w jego towarzystwie będzie czuła się lepiej, niż w swoim pokoju, obok Clytona pracującego zdalnie z telefonu. Czasami czuła, że nie ma tam już dla niej miejsca. Tak jakby dokonała wyboru, który odebrał jej opcję kroku w tył.
Po prostu nie są w stanie mnie zrozumieć.
Adrian zawisł w połowie podciągnięcia i odwrócił głowę w jej stronę.
- Co?
Zamrugała, wracając myślami do pokoju. Spojrzała na niego pytająco i pokręciła głową.
- Nic nie mówiłam – stwierdziła, podkurczając kolana do klatki piersiowej. Poruszyła palcami w białych skarpetkach. Spojrzała na kubek z herbatą stojący na stoliku. Sama go wybrała i sama obsłużyła się w kuchni. Adrian nie zwracał na nią uwagi, najprawdopodobniej zadowolony, że nie musi wokół niej skakać. Podejrzewała, że i tak by tego nie zrobił.
To nie jest taki człowiek.
- Kto? – Tym razem Gross zastygł na wyciągniętych ramionach, po wykonaniu szóstej pompki. Patrzył na dziewczynę, która znowu wyglądała na zdezorientowaną. Potrząsnęła głową.
- O co ci chodzi? Masz zaburzenia mechanizmu? – Nie pytała złośliwie. W jej towarzystwie często musiał poprawiać ustawienia płata skroniowego. Rozregulowywała go. Zgiął nogi w kolanach, przysiadł na piętach i przez następną minutę sondował ją tym wzrokiem, którego nie lubiła. Pod którym czuła się bezbronna i rozebrana. Wstała i poszła do kuchni, uznając, że trafiła na jego gorszy czas. Spojrzał za nią, skupiając wzrok na pracy chudych łopatek, kiedy się poruszała. Dzisiaj miała na sobie bluzkę w swoim rozmiarze, zawiązaną na karku. Zastanawiał się, czy kupowała ciuchy na działach dziecięcych. Usłyszał trzask drzwiczek szafki i brzęknięcie kubka odstawianego na blat. Wrócił do ćwiczeń. Miał to do siebie, że nie przekładał prywatnych planów na czas konsultacji z dziewczyną. Wychodził z założenia, że jest w stanie odpowiadać na jej pytania, podczas robienia innych rzeczy. Frederica mogłaby polemizować z jego opinią, zwłaszcza kiedy znikał w łazience na minimum czterdzieści minut. Zorientowała się, że na mycie przeznaczał jedną czwartą tego czasu.
Prostował ramiona, kiedy w jego polu widzenia ponownie zjawiły się jej stopy. Bez słowa usiadła na podłodze i zaczęła klikać w klawisze. Wolałby słyszeć tylko muzykę, ale przynajmniej nie gadała. To był milczący wieczór, od kiedy uświadomił jej, że zamach na Petera Dougherty’ego jest niemożliwy do zrealizowania. Z jakiegoś powodu chciała przyspieszyć cały proces, spodziewając się, że kierownik projektu Psychonik powie im wszystko, czego mieli zamiar dowiedzieć się seriami. Zapytał, gdzie w tym wszystkim jej satysfakcja i drugi powód, dla którego zdecydowała się zamordować wszystkich z listy. Po tym pytaniu zamilkła.
Muszę poradzić sobie sama.
Tym razem zaczekał, aż w jego głowie rozeszły się jeszcze cztery zdania. Wstał, ku jej zaskoczeniu wyłączył listwę grającą i podszedł do stolika. Odruchowo wcisnęła plecy w ścianę, gdy ukucnął naprzeciwko niej.
- Gadasz mi w głowie – oświadczył. Patrzyła na niego jak na obłąkańca. Bardziej niż zwykle.
- Naprawdę coś ci szwankuje. – Dotknęła swojej prawej skroni i chciała wrócić wzrokiem do monitora. Syknęła, gdy szarpnął ją za kostkę. Przejechała po dywanie do pozycji półleżącej, uderzając głową w ścianę za sobą.
- Skup się, Mała. Gadasz mi w głowie – powiedział jeszcze raz, przyszpilając ją wzrokiem w sposób, który nauczyła się rozpoznawać. Teraz był czas na słuchanie, nawet jeżeli mieliby dyskutować o natręctwie. Wróciła do siadu, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Otworzyła oczy szerzej, kiedy słowo w słowo powtórzył myśli, które sformułowała. – To część twojego czary mary? – zapytał. Pokręciła głową, obejmując palcami przedramię. Mogła mieć nagie plecy, ale nie pokazałaby nikomu nagich rąk. Były zbyt okaleczone, żeby je pokazywać.
- Nie wiem. Jeszcze mi się to nie zdarzyło – przyznała. Jak bumerang wracały do niej słowa Klemmera na temat odwracalności uszkodzeń obszaru C. Nigdy nie próbowali. Mogła być jakaś szansa. – Może to część umiejętności. Ciężko mi to ocenić. Jestem… zawahała się, nie wiedząc, czy chce się przed nim odsłaniać. Z drugiej strony, część związanych z nią informacji poznał w trakcie przesłuchań.  – Uszkodzona – dokończyła, spuszczając wzrok na poziom jego brzucha. Usiadł naprzeciwko niej.
- Co jeszcze potrafisz? – zapytał. Przez chwilę był pewien, że nie odpowie. Później zorientował się, że nie chciała mówić, tylko pokazać. Odwrócił głowę, obserwując tłumik poruszający się przy łóżku. Uniósł się na kilka centymetrów i zamiast na podłogę, spadł na materac. Szukała czegoś lżejszego. Z odrobiną niechęci przetransportowała w ich stronę pudełko prezerwatyw. Spadło na spodnie Adriana, który śledził je wzrokiem przez całą długość pokoju. Przez chwilę macał kartonik w palcach. Uniósł wzrok na jej twarz.
- Imponujące. A potrafiłabyś może…?
- Nie – ucięła, świadoma dalszej części tego pytania. Nauczyła się jego poczucia humoru, które nie było przesadnie wyszukane. – Mam problem z ciężkimi przedmiotami. Podejrzewam, że powinnam potrafić więcej. – Zastanawiała się, czy powinna powiedzieć mu o tym, że umiała odczytać jego nastawienie. Sądziła, że nie byłby zadowolony. Fakt, że często go nie rozumiała mógł być okolicznością łagodzącą, ale wolała nie ryzykować. Mocniej naciągnęła rękawy koszulki. – Roxana odblokowała moją pamięć, ale to, co umiem, zostało w tym samym miejscu. Nie mogę się rozwinąć. – Potarła czoło dłonią, czując, że zabrnęła trochę za daleko. Wzrok Łowcy wcale nie pomagał. Patrząc na nią, wracał myślami do ich pierwszego spotkania, kiedy nie miała problemu z uniesieniem i podporządkowaniem swojej woli kilkudziesięciu kilogramów żelastwa. Ale wtedy była nieludzko przerażona. Zdążył zauważyć, że pod wpływem silnych emocji traciła nad sobą kontrolę i wykazywała większą aktywność. Wyraźniej zaburzała pracę mechanizmu w jego głowie. Mógł precyzyjnie rozpoznać kiedy się bała, była wściekła, lub zdezorientowana. Milczenie między nimi rozproszył dźwięk przychodzącej wiadomości. Dziewczyna sięgnęła po telefon, widząc numer Clytona na wyświetlaczu. Odczytała. Łowca mógł zobaczyć, jak jej twarz tężeje, a palce sztywno zaciskają się na obudowie.
„Troian Schindler chciałby się z tobą spotkać. Nie wiem, co mu odpowiedzieć”.
Odłożyła telefon na stolik i poświęciła dwie minuty, siedząc nieruchomo, ze zmarszczonymi brwiami. Adrian milczał, z zaciekawieniem obserwując zmiany zachodzące w mimice. W końcu na niego spojrzała.
- Znajdziesz czas na drobną sprawę pomiędzy zleceniami? – zapytała.
- To zależy od twojej ceny.
- Cena zależy od wyniku tej sprawy – stwierdziła w zamyśleniu. Oparła się o ścianę, bezwiednie sięgając po kubek z herbatą. – Może to kolejne dwadzieścia pięć tysięcy Vernów – dodała ciszej, zapatrzona w telefon.
Adrian obserwował ją z zainteresowaniem, ciekaw, kogo chciała dodać do swojej listy. Otaczająca ich cisza umykała jego uwadze.
 
*~*~*

- Nie będę tego pił.
- Clyton, proszę cię. Zawartość…
- To obrzydliwe. – Ton odpowiedzi dobitnie świadczył o tym, że dyskusja jest zakończona. Wyraz twarzy blondyna także. Patrzył na Fredericę z góry, uparcie omijając wzrokiem kapsułowy bidon, który reklamowała mu jako urządzenie niezbędne do przeżycia. Procentowa zawartość białka w mieszaninie faktycznie robiła wrażenie, ale jej skład i miejsce, z którego pochodziła, przekraczał pewną granicę jego tolerancji. Frederica pokręciła głową i z rezygnacją odstawiła bidon na blat. Nie mając co zrobić z rękoma, zaczęła ważyć w dłoni pomarańczę. Kuchnię wypełniały cienie i światło neonów połyskujących na szyldach z drugiej strony ulicy. W mieszkaniu było cicho. Olek ewakuował się do swojego pokoju, kiedy tylko pojawiała się w polu widzenia. Niechęć między nimi przybrała formę zimnej wojny. Chwilowe zawieszenie broni, objawiające się napiętym milczeniem, w każdej chwili mogła przerwać ostra wymiana zdań. Dziewczyna coraz częściej wymykała się z mieszkania, a Clyton coraz więcej milczał. Teraz, stojąc naprzeciwko siebie, oboje mieli wrażenie, że coś wyrastało między nimi od dawna, a oni przegapili moment, w którym mogli to zlikwidować. Mężczyzna pierwszy przerwał milczenie, opierając się o kuchenne szafki. Krawędź blatu uwierała kościste lędźwie.
- Jak się czujesz? Z tym wszystkim? – zapytał. Wymieniali między sobą zdawkowe, merytoryczne informacje. Od dawna nie było przestrzeni na głębszą, bardziej osobistą rozmowę. Dziewczyna potarła czoło, opuściła dłonie i pokręciła głową.
- Nie wiem. W zasadzie wszystko idzie tak, jak chciałam. Dowiaduję się tego, na czym mi zależało. – Nie rozumiała skąd brała się gorycz w wypowiadanych słowach. Może sposób dojścia do prawdy przerastał jej wyobrażenie. Wielu rzeczy wciąż nie umiała poukładać. Tych na zewnątrz i tych w środku siebie. – Chciałabym, żebyśmy mogli zrobić to szybciej.
- I co dalej? – To pytanie jej nie pomogło. Po krótkiej chwili zawieszenia pokręciła głową, wychyliła się do przodu i wcisnęła dłonie pomiędzy kolana.
- To zależy od sytuacji. Zdecyduję, gdy dowiem się wszystkiego. Rozmowa z Schindlerem to jeden z etapów. – Spojrzała na mężczyznę. Szukała w jego oczach wsparcia, ale znajdowała tylko żal do samej siebie. Lewe, przepalone oko przypominało o niedawnych wydarzeniach. Mówił, że to nic takiego i że ma jeszcze prawe. Czuła, że były to tylko puste słowa.
- Na pewno chcesz tam iść?
- Tak – odpowiedziała od razu. – Chcę wiedzieć, co ma mi do powiedzenia. – Nie była pokojowo nastawiona. Miała wystarczająco dużo czasu, żeby wyhodować niechęć do Troiana Schindlera. Clyton umówił ich stosunkowo nisko, pośrodku trzeciej kondygnacji. Liczyła, że w dalece odmiennych warunkach niż te, do których przywykł, mężczyzna będzie mniej pewny siebie i bardziej zagubiony. Inną sprawą był fakt, że wolała spotkać się na „swoim terenie”. Zaczęła drapać przedramię, ale blondyn jej nie pozwolił, dotykając nadgarstka i odsuwając dłoń od skóry. Ciasno obandażowane palce nabierały już normalnego kształtu, ale nadal były bezużyteczne. Spojrzała na niego i z wahaniem, którego wcześniej nie było, objęła chude ciało. Poczuła, że przesunął przegub po jej plecach, próbując dodać jej otuchy i mocniej wcisnęła twarz w twardy mostek. – Przepraszam, że to tak wygląda. – Uciszył ją, zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze. Dali sobie kilka minut na pielęgnowanie tego, co było w nich najlepsze. Najbardziej ludzki komponent charakteru. W końcu uniosła głowę, odsuwając się na pół kroku od mężczyzny. Analizował jej twarz, dostrzegając nowe szczegóły. Lekki makijaż. Zamaskowane sińce pod oczyma i zdrowsze, niepopękane usta.
- Wyglądasz inaczej – zauważył, nie będąc pewnym, czy to dobrze, czy źle. Uśmiechnęła się niewyraźnie, po chwili poruszając wargami z lekkim zażenowaniem.
- Co w związku z tym?
- Nie wiem – przyznał – Nigdy cię tak nie oceniałem. – Nie potrafiłby tego zrobić. Jego nastawienie było tak samo płaskie i twarde jak zazwyczaj. Ani razu nie poczuła tej ulotnej, dziwnie różowej aury, którą czuła z kimś innym. Opuściła głowę.
- Clay, muszę ci…
- Nic nie musisz. Następnym razem zdecyduj się na mniej kont. I sprawdzaj środki przed pobraniem – poinstruował. Poderwała głowę, patrząc na niego z mieszaniną szoku, wstydu i zdezorientowania. Fakt, że wiedział od dawna, pozbawił ją pewności siebie. Zaczęła nerwowo poruszać dłońmi.
- Nie dałabym rady zarobić takiej kwoty. Nie w momencie, kiedy z nim jeżdżę. To jest po prostu niemożliwe. – Poczuła niechęć do siebie samej, słysząc, że zaczyna się bronić. Clyton milczał, zastanawiając się, co sam myśli o tej sytuacji. Oddała mu pożyczkę w wysokości siedmiu tysięcy Vernów. Opłaciła pierwsze i drugie zlecenie. Za tydzień miała do opłacenia trzecie. Zdawał sobie sprawę, że takie kwoty były nierealne do zebrania przy ograniczonych możliwościach czasowych.
- Nie byłem pewien, czy już jesteś na tym etapie. Wydawało mi się, że to jeszcze zbyt trudne – przyznał, tym razem patrząc na nią z zainteresowaniem i czymś na kształt dumy. Wyłapała zmianę w jego głosie i nieśmiało podniosła wzrok.
- Nie myślisz, że to złe?
- Myślę, że dużo się nauczyłaś. Włamanie do tylu kont w trybie, po którym nie mogą cię namierzyć i pobranie pieniędzy w sposób niemożliwy do wykrycia jest imponującą umiejętnością – przyznał. Sam jej to pokazywał. – Ale następnym razem zdecyduj się na mniejszą grupę docelową. I większe środki. Łatwiej okradać przedsiębiorstwa, niż cywili – poradził i sięgnął po czystą szklankę. Milczała, gdy nalewał wody z dyspozytora.
- Nie mów o tym Olkowi – poprosiła. Powiedział, że to oczywiste.
 
*~*~*
Odpowiedz
(15-09-2019, 15:48)Eiszeit napisał(a):
Czasami czuła, że nie ma tam już dla niej miejsca. Tak jakby dokonała wyboru, który odebrał jej opcję kroku w tył. 

Tak własnie rozmyślałem o ewolucji jej postępowania.


(15-09-2019, 15:48)Eiszeit napisał(a):
 Jestem… (nadliczbowa spacja) - zawahała się, nie wiedząc, czy chce się przed nim odsłaniać.
(...)
„Troian Schindler chciałby się z tobą spotkać. Nie wiem, jak mam (co?) mu odpowiedzieć”. 
(...)


- Nie byłem pewien, czy już jesteś na tym etapie. Wydawało mi się, że to jeszcze zbyt trudne – przyznał, tym razem patrząc na nią z zainteresowaniem i czymś na kształt dumy. Wyłapała zmianę w jego głosie i nieśmiało podniosła wzrok. 
- Nie myślisz, że to złe? 
- Myślę, że dużo się nauczyłaś. Włamanie do tylu kont w trybie, po którym nie mogą cię namierzyć i pobranie pieniędzy w sposób niemożliwy do wykrycia jest imponującą umiejętnością – przyznał. Sam jej to pokazywał. – Ale następnym razem zdecyduj się na mniejszą grupę docelową. I większe środki. Łatwiej okradać przedsiębiorstwa, niż cywili – poradził i sięgnął po czystą szklankę. Milczała, gdy nalewał wody z dyspozytora. 
- Nie mów o tym Olkowi – poprosiła. Powiedział, że to oczywiste. 
 
*~*~*
Tak myślałem, tylko też nie przewidziałem, że Federica jest już na takim etapie hakerstwa, obstawiałem, że to M-0 podbiera kasę Wink


Wprowadzasz pewną spekulację, że być może Troian będzie dążył do porozumienia z siostrą. Jestem ciekaw co z tego wyniknie.
Jak widać Federica nie jest taka całkiem uszkodzona, podejrzewam, że z czasem okaże się doskonałym obiektem Wink
Z drugiej strony, mimo, że wszystko idzie zgodnie z planem, nie daje jej to zadowolenia, czego sama nie rozumie. Cóż... ślepe uliczki zemsty.
Odpowiedz
(15-09-2019, 18:12)Gunnar napisał(a): Tak myślałem, tylko też nie przewidziałem, że Federica jest już na takim etapie hakerstwa, obstawiałem, że to M-0 podbiera kasę Wink
Dziewczyna się rozwija Big Grin 

(15-09-2019, 18:12)Gunnar napisał(a): Wprowadzasz pewną spekulację, że być może Troian będzie dążył do porozumienia z siostrą. Jestem ciekaw co z tego wyniknie.
Na pewno Roxana dążyłaby do tego rozwiązania. Zobaczymy, czy udało jej się go ku temu nakłonić.

(15-09-2019, 18:12)Gunnar napisał(a): Jak widać Federica nie jest taka całkiem uszkodzona, podejrzewam, że z czasem okaże się doskonałym obiektem [Obrazek: wink.gif]

Z drugiej strony, mimo, że wszystko idzie zgodnie z planem, nie daje jej to zadowolenia, czego sama nie rozumie. Cóż... ślepe uliczki zemsty.
Jej przypadek na pewno nie jest jasny. Co do zemsty się zgadzam. Prawda, którą słyszy, nie pomaga jej poukładać sobie rzeczywistości.

Skorzystałam ze wszystkich propozycji.

Dzięki za wizytę,
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Ominął plamę oleju, brudzącą szary chodnik. Wszedł między kontenery, czujnie stawiając stopy w kłębowisku śmieci, plastikowych kubków i papierowych opakowań. Pustostan po prawej stronie górował nad nim jak ponury dozorca. Po lewej miał zaplecza pasażu gastronomicznego. Smród przesmażanego, owadziego białka i spoconej skóry pracowników mieszał się z czymś ostrzejszym. Chlor i krew. Mieszanka, której nie znał. Wyszedł spomiędzy kubłów, otrzepał poły drogiego płaszcza i z niezadowoleniem zauważył smugę na nosku pantofla. Wsunął dłonie w kieszenie i czekał, wyłapując pojedyncze napięcia. Jedno, większe i naelektryzowane, zmierzało w jego stronę. Troian obrócił głowę i obejrzał swoją siostrę od butów, do czubka głowy. Zapamiętał ją bardziej zniszczoną i niestabilną. Wydawała się naelektryzowana, jakby ktoś oplótł ją drutem pod napięciem. Skupił się na pogardzie, agresji, obrzydzeniu i strachu, który wysyłała każdym neuronem organizmu. Czuł podobnie, chociaż dla Fredericy był bardziej nieprzystępny niż ktokolwiek, z kim miała styczność do tej pory. Jakby zderzała się z nieprzepuszczalną materią. Różnicą między nimi był strach. Ona bała się tego, co jej zrobił i tego, co mógł zrobić. On czuł do niej pogardę i lekceważenie, niezostawiające miejsca na lęk. Odwrócił wzrok od jej twarzy i obejrzał czarne, milczące okna pustostanu. Wiedział, że był ktoś jeszcze. Czuł inne nastawienie. Bardziej niebezpieczne i szalone. Ponownie wbił wzrok w dziewczynę, z satysfakcją zauważając, że cofnęła się o pół kroku. Drobne pięści były zaciśnięte tak samo, jak usta.
- Czego ode mnie chcesz? – Pierwsze pytanie zadała agresywnie, nie potrafiąc pohamować emocji. Nonszalancja, z jaką wysunął dłonie z kieszeni płaszcza, doprowadzała jej krew do wrzenia. Gniew opasywał głowę jak nieproszony gość.
- Zapytać, dlaczego to robisz – odpowiedział, pozostając na miejscu. W lokalu za jego plecami coś ciężkiego zwaliło się na ziemię. Oboje nie zwrócili uwagi na huk, wrzask i przekleństwa. Troian oglądał swoją siostrę, utwierdzając się w przekonaniu, że jest elementem sprawy pozbawionym wartości. Nie analizował ich podobieństwa. Więzy krwi, rodzinne sentymenty i inne bezużyteczne składowe nie wpływały na jego ocenę sytuacji. Określał jej wartość użytkową, z każdą chwilą klasyfikując dziewczynę jako śmieć.
- Żeby wiedzieć, dlaczego wy to zrobiliście. Mnie. W jakim celu i w jaki sposób. – Jej głos nie pozostawiał złudzeń. Gdyby mogła, pozwoliłaby Łowcy go zastrzelić. Fakt, że Adrian był niedaleko, gotowy reagować, w pewien sposób dodawał jej odwagi. Troian nie zmienił wyrazu twarzy.
- Twoja historia prawie mnie nie dotyczy. Nie miałem wpływu na decyzje Klemensa, ani na przebieg projektu. Wiem, w jaki sposób cię stworzono, ale nie ja wydawałem dyspozycje – mówił spokojnie, wyposażając swoje argumenty w bezlitosną logikę. W zderzeniu z chaosem w głowie Fredericy, taki dialog nie mógł prowadzić do wzajemnego zrozumienia. – Roxana przedstawiła mi twoje badania. Pomijając obszar C, miałaś poprawne parametry Obiektu Testowego. Twoja ucieczka, a w zasadzie sentymentalny błąd mojej narzeczonej, skomplikowały wiele spraw, o których nie masz pojęcia. – Uznał, że nie pozwoli jej zbyt wiele mówić. Przyszedł na spotkanie w konkretnym celu, jej zdanie nie miało dla niego znaczenia. Skrócił dystans pomiędzy nimi, powodując gwałtowne napięcie ze strony Fredericy. Poczuł impuls, żenujący i słaby. Zawrzała, kiedy się uśmiechnął. Marszczył brwi w taki sam sposób, jak ona. Chcę, żebyś zostawiła w spokoju projekt i naukowców. Twoje działania niepotrzebnie generują straty moralne, finansowe i…
- Przestań pieprzyć o stratach moralnych, bo nie masz pojęcia, o czym mówisz – warknęła. Poczuła z jego strony coś niewielkiego, jakby utratę kontroli, nad którą szybko zapanował. – Byłeś uprzywilejowany, ale nie miałeś żadnego wpływu, co się dzieje. Co z ciebie robią. Myślisz, że nie zamówił do ciebie nadajnika? – zapytała, krzywiąc wargi w wyjątkowo nieprzyjemny sposób. Troian milczał, przełykając jej słowa. Skierowała jego uwagę na obszar, który do tej pory ignorował. Nie przestanę. Nie, dopóki nie dowiem się wszystkiego. I dopóki on nie zapłaci. Tak naprawdę nie masz znaczenia. Byłeś takim samym pionkiem, jak ja. – Wydęła wargi, próbując przekonać samą siebie, że młody Schindler był błahostką. Oboje wiedzieli, że to nieprawda. Zadarł głowę w kierunku pustych okien.
- Jeżeli przestaniesz sprawiać problemy, pozwolę ci żyć twoje byle jakie życie. Zrób coś jeszcze, a każę cię odłowić. – Spojrzał na nią, chociaż nie musiał. Reakcja, którą odebrał, mówiła wszystko. – Jesteś błędem tego projektu. Wadliwą, dysfunkcyjną, problemową jednostką. Odpadem, który należało usunąć znacznie wcześniej. Ojciec popełnił sporo błędów. Nie mam zamiaru ich powtarzać – stwierdził i się odwrócił. Wyłapał wzrokiem sylwetkę zbłąkanego psa. Zwierzę zatrzymało się kilka metrów od nich, podkuliło ogon i skamląc uciekło w kierunku ulicy. Wyczuło niezdrową energię, pulsującą między ścianami zaułka. Frederica czuła, jak drżą jej ręce, a zaciskane zęby trzeszczą. Pragnęła jego śmierci.
- Jesteś słaba. Myślę, że o tym wiesz – dodał, a potem oddalił się w kierunku ulicy. Patrząc, jak odchodził, wrośnięta w ziemię, nie mogąc się poruszyć, podświadomie przyznawała mu rację. Wpatrywała się w pusty zaułek jeszcze długo po tym, jak zniknął, niezdolna poukładać siebie samej.
 
Oglądając swoje dłonie, wciągała przez nozdrza papierosowy dym. Adrian się nie odzywał, dając jej przestrzeń na przyjrzenie się własnym myślom. Zaciągnął się i uniósł twarz w stronę sufitu. Siedzieli w wybitym oknie pustostanu. Za nimi ziały dziury wyłamanych drzwi, na podłodze walały się długie, próchniejące drzazgi. Dziewczyna zwiesiła nogi w niebyt rozciągający się pod nimi. Na dole migały światła lokalu gastronomicznego. Z tej wysokości wyglądał jak kartonik zapałek. Zauważyła, że Gross podaje jej papierosa i po raz kolejny go zignorowała. Usłyszała, że zmienił pozycję.
- Czasami nie ma okazji, żeby samemu decydować – odezwał się, ale nie wiedziała, czy mówił do niej, czy do siebie. Po krótkiej chwili podjął wątek, uprzednio strzelając petem w przestrzeń. – Robią człowieka według norm i standardów, ustalają jaki ma być, do czego. Potem próbują, testują, poprawiają. Jeśli nadajesz się na broń, to nią jesteś. Jeżeli nie, to cię poprawią. Może boleć, może być trudno, ale nikt nie przestanie, to nie oni czują ten ból. Masz być efektem, nie jesteś już człowiekiem. Nie masz ich praw. Stajesz się od nich niższy. Bez wartości, tylko z datą produkcji i terminem użytku. Czasami możesz umrzeć nieużyty. Czasami wyeksploatują cię do tego stopnia, żebyś sam zapomniał, czym byłeś kiedyś i nie mógł porównać, czym stałeś się teraz. – Zamilkł, kliknęła zapalniczka. Czuł, że wbijała w niego wzrok. Spojrzał w jej twarz, w ogromne, rozszerzone strachem i rezygnacją oczy. Po raz pierwszy zwrócił uwagę na ich kolor. Wysunął w jej stronę zapalonego papierosa.
- Boisz się, bo to pewnie też o tobie.
Wzięła papierosa i zaciągnęła się, nie mówiąc ani słowa. Wypalili na zmianę.
 
*~*~*
 
Mały, żałosny skurwiel. Za słaby żeby coś z niego było i za mocny do usunięcia. Z wyobraźnią. Z empatią. Gnojek bez dyscypliny. Próbował być dla nich delikatny. Dławienie fiutem pomagało na chwilę. Nie rozumiał, co znaczy gwałcić. Rozumie empirycznie. Dwanaście lat, pierwszy raz, pierwszy orgazm. Pierwsze zezwierzęcenie. Nienawiść prowokowana własnym bólem, odwet na samym sobie. Jeżeli nie ty ich, to my ciebie. Mały, głupi sukinsyn potrzebował czasu, żeby zrozumieć ten mechanizm. Obrażeń. Krwiaków. Wybitych kończyn. Nie wyobrażasz sobie, jak długo ten idiota myślał, że może być inaczej. Naiwny bachor. Nauczył się pokory. Potrafił reagować na komendy. Stawał mu na zawołanie, nie kazał na siebie czekać. Rósł, robił się starszy. One nie robiły się starsze. Najmłodsza miała osiem lat. Uwierzysz, że ten dzieciak czuł wstręt do siebie? Słaby, wymięty, naiwny do granic możliwości. Uwierzył, że naprawdę dali mu zwierzę pod opiekę. Gdybyś widział to żenujące szczęście. Coś swojego, na własność. Element ludzki. Elementarny brak logiki w rozumowaniu. Kazali połamać psu kończyny. Nie chciał łamać, to połamali jego. Palec, nie palec, stopę, przedramię. W końcu przegrał i potrzaskał mu łapy. Nauczył się go nienawidzić nauczony bólem. Ty, albo wszystko, co jest dla ciebie ważne. Wyhodujemy z ciebie socjopatę, tylko w końcu się poddaj. Na końcu nic nie boli. Będziemy działać naturalnie, bo natura zakłada odczłowieczenie. Prymitywizm. Brutalność. Skurwiel zrozumiał, że musi myśleć instynktownie. Zabijać instynktownie. Szczytować instynktownie. Jeden moment, kilka krótkich sekund, w których nie trzeba myśleć. Uzależnienie od niebytu, nie od rozkoszy, uniezależnienie od myśli, na moment. Oczy ofiar błyszczące, proszące, skamlące. Ich ból równa się brak bólu własnego. Zerowa satysfakcja. Działanie instynktowne, bronienie się agresją. Wyhodowany, mały socjopata. Sukces pedagogiczny, trzecia perełka Sortu Dziewiątego. Bez empatii, bez wyobraźni. Potrzeba na to osiemnastu lat. Ten mały, nędzny kutas nareszcie stał się kimś. Trzeba być z tego dumnym.  
Poderwał się do siadu, otoczony ciemnością. Przestał oddychać. Ten dźwięk nie pasował do cichego mieszkania. Przez roletę prześwitywały kolorowe światła. Spod zmiętej, rozkopanej kołdry wystawały napięte nogi. Organizm przygotowywał ciało do ucieczki.
Ciężko uciec przed samym sobą.
Adrian Gross potarł twarz, po raz kolejny przypominając sobie, dlaczego stara się nie zasnąć.
Odpowiedz
(19-09-2019, 09:07)Eiszeit napisał(a): - Żeby wiedzieć, dlaczego wy to zrobiliście. Mi. (Mnie?) W jakim celu i w jaki sposób. – Jej głos nie pozostawiał złudzeń. Gdyby mogła, pozwoliłaby Łowcy go zastrzelić. Fakt, że Adrian był niedaleko, gotowy reagować, w pewien sposób dodawał jej odwagi. Troian nie zmienił wyrazu twarzy.
(...)
Oglądając swoje dłonie(przecinek) wciągała przez nozdrza papierosowy dym.
Jednak kawał chama z tego Troiana Big Grin - jej ucieczkę nazwać błędem. Od razu pali wszystkie potencjalne mosty. No i wyszło, że wcale nie szukał żadnego porozumienia. Domyślam się, że do finału powieści nie wszyscy przeżyją Wink


(19-09-2019, 09:07)Eiszeit napisał(a): Adrian się nie odzywał, dając jej przestrzeń na przyjrzenie się własnym myślom. Zaciągnął się i uniósł twarz w stronę sufitu. Siedzieli w wybitym oknie pustostanu. Za nimi ziały dziury wyłamanych drzwi, na podłodze walały się długie, próchniejące drzazgi. Dziewczyna zwiesiła nogi w niebyt rozciągający się pod nimi. Na dole migały światła lokalu gastronomicznego. Z tej wysokości wyglądał jak kartonik zapałek. Zauważyła, że Gross podaje jej papierosa i po raz kolejny go zignorowała. Usłyszała, że zmienił pozycję. 
- Czasami nie ma okazji, żeby samemu decydować – odezwał się, ale nie wiedziała, czy mówił do niej, czy do siebie. Po krótkiej chwili podjął wątek, uprzednio strzelając petem w przestrzeń. – Robią człowieka według norm i standardów, ustalają jaki ma być, do czego. Potem próbują, testują, poprawiają. Jeśli nadajesz się na broń, to nią jesteś. Jeżeli nie, to cię poprawią. Może boleć, może być trudno, ale nikt nie przestanie, to nie oni czują ten ból. Masz być efektem, nie jesteś już człowiekiem. Nie masz ich praw. Stajesz się od nich niższy. Bez wartości, tylko z datą produkcji i terminem użytku. Czasami możesz umrzeć nieużyty. Czasami wyeksploatują cię do tego stopnia, żebyś sama zapomniała, czym był kiedyś i nie mógł porównać, czym stałeś się teraz. – Zamilkł, kliknęła zapalniczka. Czuł, że wbijała w niego wzrok. Spojrzał w jej twarz, w ogromne, rozszerzone strachem i rezygnacją oczy. Po raz pierwszy zwrócił uwagę na ich kolor. Wysunął w jej stronę zapalonego papierosa. 
- Boisz się, bo to pewnie też o tobie.
Wzięła papierosa i zaciągnęła się, nie mówiąc ani słowa. Wypalili na zmianę. 
Kto by pomyślał, że łowca jest zdolny do takich przemyśleń?
(opcja) W tym fragmencie zmieniłbym narracje łowcy na męskoosobową do końca - robi wyznanie na swój temat niby mówiąc o kimś anonimowym i dopiero ostatnie zdanie wyjawia, że odnosi to także do dziewczyny.

Elementy "szkolenia" jak z hitlerjugend i SS.

Troian idzie na zwarcie. Z jego inteligencją zaskakujące, że spodziewa się, ze Federica go posłucha, zwłaszcza, że czuł jej gniew. Ale zaslepia go pogarda i poczucie wyższości, które jak się domyślam nie doprowadzą go do niczego dobrego.
Od dawna zastanawiam się czy i kiedy wrzucisz do rozgrywki rząd. Czy książka skończy się upadkiem reżimu? Czy będzie tylko rozgrywką między bohaterami bez wpływu na system władzy w Enklawie (ewentualnie mógłby o tym być drugi tom).

To teraz trochę pofantazjuję Smile
Federica likwiduje kolejnego naukowca. Troian zleca rządowemu łowcy jej zabicie. Rządowy łowca gnie w epickim starciu z Adrianem i Federicą. To skłania rząd do zainteresowania bohaterami. Konflikt się zaostrza. Adrian i Federica z pomocą virusa niszczą nie tylko Xeragem, ale i systemy rządowe. Wybucha rewolucja... Big Grin

Czekam na ciąg dalszy Wink
Odpowiedz
(19-09-2019, 18:33)Gunnar napisał(a): Jednak kawał chama z tego Troiana [Obrazek: biggrin.gif] - jej ucieczkę nazwać błędem. Od razu pali wszystkie potencjalne mosty. No i wyszło, że wcale nie szukał żadnego porozumienia. Domyślam się, że do finału powieści nie wszyscy przeżyją
Troian to również bohater dynamiczny Big Grin
To może być trafna koncepcja Wink

(19-09-2019, 18:33)Gunnar napisał(a): Kto by pomyślał, że łowca jest zdolny do takich przemyśleń?

Elementy "szkolenia" jak z hitlerjugend i SS.
Zdaję sobie sprawę, że Adrian jest postacią, do której trudno zapałać sympatią. Mimo wszystko, staram się zachowywać konsekwencję w kreśleniu psychiki jednostki dotkniętej takimi potwornościami, które dotknęły jego. Myślę, że to częsty mechanizm - większość psychopatów miało za sobą trudne dzieciństwo, lub traumatyczne wydarzenia. W jego przypadku wszystkie te działania były skrupulatnie zaplanowane. Ciekawe, na ile takie pranie mózgu da się odwrócić.

Skorzystałam z opcji, jest lepiej Smile

(19-09-2019, 18:33)Gunnar napisał(a): Od dawna zastanawiam się czy i kiedy wrzucisz do rozgrywki rząd. Czy książka skończy się upadkiem reżimu? Czy będzie tylko rozgrywką między bohaterami bez wpływu na system władzy w Enklawie (ewentualnie mógłby o tym być drugi tom).
Powiem, że na etapie pisania, na którym jestem, rozważam drugi tom Wink Sprawa Rządu będzie jeszcze powracać.

Pofantazjowałeś w ciekawym kierunku Big Grin Zobaczymy, na ile było to prorocze.

Dzięki za wizytę i wnikliwe czytanie.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
_018

 Roxana okrążyła wyspę kuchenną i po raz kolejny chwyciła za karafkę. Kontynuowała monolog, wystrzeliwując słowa w tempie, które uniemożliwiało zrozumienie kontekstu. Wzmacniała przekaz ostrą gestykulacją. Dwukrotnie zrezygnowała z nalania sobie whisky, na rzecz obrazowego wymachiwania dłonią. Troian milczał, próbując przeczekać ten popis niestabilności emocjonalnej.
- Odłowić? Odłowić?! To nie miało tak wyglądać – syknęła, znowu przechodząc dookoła wyspy. Krążyła w okolicach kuchni. Rąbnęła drzwiczkami szafki, zbyt mocno zasunęła blat, najprawdopodobniej sama nie wiedząc, czego właściwie szuka. Jej nastawienie przypominało rozbrojony granat. Zadawanie pytań wydawało się tak samo sensowne, jak spacer po polu minowym. Miałeś szansę się porozumieć, a nie jej grozić! Myślisz, że cię posłucha? Po czymś takim? Zginą kolejni ludzie i to będzie wina twoich złych decyzji. Rozumiesz, co staram się powiedzieć?
Praktycznie jej nie słuchał. Zaczynał żałować, że opowiedział o przebiegu wczorajszej rozmowy z Fredericą. Roxana weszła w fazę odpalonej petardy, słysząc jego argumentację.
- Nie była sama…
- Tym bardziej, skoro wiesz, że nie była sama! Nie masz pojęcia, z kim może współpracować. Kręcisz się w kółko. Razem mogliście mieć odpowiedzi. Nie będę brała w tym udziału. Zniszczyłeś ostatnią szansę na współp… urwała, czując, że traci władzę w nogach. Przed oczyma rozbłysła feeria cieni. Od niedawna tego typu stan nawiedzał ją w sytuacjach wzmożonego stresu, lub wzburzenia. Miała większe problemy z kontrolowaniem emocji. Próba opanowania tego, co działo się teraz, wydawała się niemożliwa. Nie wiedziała, czy ją złapał. Straciła świadomość, zanim upadła na podłogę.
Chwycił ją w ostatniej chwili. Objął bezwładne ciało i podtrzymał lecącą do tyłu głowę.
- Mówiłem, żebyś się nie denerwowała. – Pewniej chwycił kobietę i podniósł się na nogi. Darował sobie spacer do sypialni; ułożył Roxanę na kanapie w salonie. Wyciszył jej telefon i odłożył na ławę. Przez chwilę przyglądał się bladej twarzy. Poprawił kosmyk włosów i przesunął kciukiem po policzku. Nie czuł się komfortowo, fundując jej utraty świadomości. Mimo wszystko czasami nie widział innego rozwiązania. Nie umiał nad nią zapanować. Wiedziała zbyt mało, a mimo wszystko bardzo wyraźnie stawała w opozycji do jego planów. Nie potrafił przewidzieć, jak zareaguje, kiedy powie jej, co zamierza zrobić. Potrzebował czasu, żeby nabrać pewności, ale już teraz widział, że kierunek jego działań był dalece odmienny od wartości, którymi się kierowała. Złożył pocałunek na chłodnym czole, wstał i poprawił zapięcie marynarki. Wiedział, że kobieta będzie spała co najmniej pół godziny. Była stabilna, a on był już spóźniony. Wyszedł, przekonany, że wieczorem wszystko jej wynagrodzi.
 
Starał się delegować bieżące obowiązki do poszczególnych jednostek w kadrze zarządzającej średniego szczebla. Małymi krokami tworzył nową strukturę firmy, dzięki której Xernagen miał szansę stać się bardziej efektywny na polu biznesowym. Wszystkie działania, które podjął, nie zakładały powrotu głównego Dyrektora. Klemens Schindler stał się zbędną jednostką. Pracę nad składem serii wadliwych plastrów, która miała rozwiązać problem, w całości złożył na Roxanę. Kawałek po kawałku starał się kraść jej czas, który przeznaczała na sprawy własnego przedsiębiorstwa. Drobnymi działaniami budował grunt pod poważną rozmowę, w której zaproponuje, by całkowicie poświęciła się pracy dla Xernagenu. Potrzebował jej wiedzy. Podejrzewał, że nie da rady długo prowadzić biznesu lewą ręką i szybko przystanie na jego propozycję. Na scenie pozostawała Maud. Troian uważał, że jego narzeczona lepiej sprawdzi się jako udziałowiec, niż czynna twarz firmy.
Po trzech godzinach i siedmiu odrzuconych połączeniach wyłączył służbowy komputer i sięgnął do szuflady po notatnik. Jeszcze raz przenalizował zestawienie, które stworzył na przestrzeni ostatnich trzech tygodni. Biorąc pod uwagę drobne prace, które zlecał M-0 i informacje, jakie uzyskał od Roxany, nabrał ostatecznej pewności, z czym ma do czynienia. Projekt S725x powrócił jak marnotrawne dziecko. Troian nie wiedział, w jakim stanie był aktualnie, ale podejrzewał, że musiał przejąć inne ciało. Jeżeli miał rację, pojemnik, z którego korzystał, był znacznie mniej wydajny od dedykowanych prototypów tworzonych przez Xernagen. Szczątkowa specyfikacja, którą dysponował mężczyzna, pozwalała mu sądzić, że przy obecnej technologii powinni zaproponować coś o wiele lepszego. Nie był pewien, czy to wystarczająca karta przetargowa, ale uznał, że musi spróbować. Jeżeli S725x nadal było tym, czym je stworzono, wolał mieć je po swojej stronie. Spekulował, że taki ruch znacząco osłabi pozycję jego siostry i wyeliminuje ogromny obszar możliwości, jakimi mogła dysponować. Zapisał kilka najpilniejszych wyrazów i chciał zamknąć notes, ale jego uwagę przykuł zapisek w rogu. Łowca. Nadal nie poznał nazwiska człowieka, który najpierw współpracował, a potem próbował zabić Klemensa Schindlera. Podejrzewał, że Roxana mogłaby powiedzieć więcej w tej sprawie, ale uparcie zaprzeczała, lub omijała temat. Dał sobie pół minuty na analizę tego problemu, a potem wyszedł z gabinetu i skierował w kierunku wind. Po zamknięciu drzwi wpisał kod i zjechał pomiędzy piętra.
Nie wzbudzał takiego zainteresowania, jak przy pierwszej wizycie. Niezrozumienie i dezorientację zastąpił lęk. Pracownicy projektu vv5psh4 zrozumieli, że pojawił się nowy przełożony. Od kiedy Peter Dougherty zaczął konsultować z Troianem najważniejsze etapy projektu, wszystkie doprecyzowania, kto jest kim, stały się niepotrzebne. W pierwszej kolejności mężczyzna skierował się do gabinetu Naczelnika. Widząc go, Dougherty przerwał pracę nad nośnikiem, który miał przed sobą i wstał od biurka. Miał rozbiegane oczy. Patrzył na podłogę, przeskakując wzrokiem pomiędzy butami. Starał się nie konfrontować ze spojrzeniem młodego Schindlera. Troian wręczył mu notes.
- Zaznaczyłem miejsce, w którym zanotowałem specyfikację. Wszystko dotyczy projektu S725x, informacje znajdzie pan w archiwum. Chcę mieć zespół delegowany do tej sprawy. Potrzebuję wznowienia prac nad ulepszeniami zastępczego ciała. Macie tydzień na przedstawienie propozycji – powiedział, prowokując nerwowe podrygiwanie kącików ust mężczyzny. Peter potarł łysą głowę, dotknął warg i spojrzał na przełożonego z mieszanką niezrozumienia i obawy.
- Oczywiście, panie prez… panie dyrektorze, ale mały Psychonik…
- Rośnie – uciął Troian i wymownie spojrzał na notes. – Ta sprawa ma rangę priorytetu, panie Dougherty. Przez najbliższe miesiące projekt vv5psh4 wymaga jedynie kontroli. Tym zajmuje się dział obserwacji i interwencji. – Przez chwilę patrzył na Naczelnika, oczekując dalszej argumentacji, ale napotkał tylko spolegliwe spojrzenie. Wyszedł z gabinetu i przemierzył sieć korytarzy, odpowiadając na zwyczajowe powitania laborantów. Wszedł do ostatniego laboratorium, używając kodu, który udostępniła mu kobieta. Nie było jej w środku. Przy biurku zastał kilka teczek, niedopitą filiżankę kawy i porozrzucane nośniki. Przeszedł przez pomieszczenie i rozkodował drugie drzwi. Znalazł ją, zasłuchaną w miarowe tętno płynące z monitorów. Zauważył na jej twarzy tą samą mieszankę rozrzewnienia i nadziei, którą zakładała, patrząc na niego. Początkowo nie zarejestrowała jego obecności, zajęta mierzeniem parametrów płodu. Maszyna umożliwiała szybkie pobranie raportu na temat rozwoju i możliwych nieprawidłowości. Stanął obok kobiety, nie potrafiąc oderwać wzroku od poruszającego się keloidu. Świadomość, że gdzieś głębiej, ukryte przed jego spojrzeniem wzrasta coś niezwykłego, była niepokojąca.
- Troian – odezwała się, nie odrywając wzroku od urządzenia. Wymienili grzecznościowe powitania. W głosie kobiety słyszał mocne napięcie. Wciąż nie udzielił odpowiedzi, co zamierza zrobić z cudem, który miał przed oczyma. Poprosił o rozmowę w gabinecie. Formułowanie myśli w pobliżu tej istoty było trudniejsze niż przypuszczał.
 
- Rozwija się prawidłowo. Będzie silną dziewczyną. – Kobieta uniosła do ust filiżankę. Troian nie wypił swojej kawy, zajęty oglądaniem raportów. Stukał palcami w blat biurka, analizując pytania przychodzące mu na myśl.
- Dlaczego Xernagen zrezygnował z normalnego rozwoju płodu? – zapytał, podnosząc wzrok na kobietę. Uśmiechnęła się smutno i bezradnie.
- Mieliśmy ograniczone możliwości kontroli. Na późniejszym etapie zaszła konieczność stymulowania płodu środkami, które okazywały się toksyczne dla organizmu matki. Wiele rozpłodowych tego nie przeżywało – zasępiła się, poprawiając upięcie koczka. – Nie udało nam się skrócić cyklu płodowego przy użyciu maszyn. Płód rozwija się dziewięć miesięcy, a możemy rozwijać tylko jeden. Można mieć wątpliwości, czy zmiana była dobra. Na pewno była konieczna. – Pokiwała głową, jakby chciała potwierdzić to, co przed chwilą powiedziała i splotła dłonie na kolanach. Długo milczała, przeżuwając w ustach uwagę, którą powinna wyartykułować. Twoja narzeczona to bardzo zdolny naukowiec, Troian. Dzięki jej próbkom udało nam się zrobić szerokie postępy. Widać je w twoim profilu, ale profil _0046 też udało się nimi ustabilizować. Niestety, była zbyt zniszczona, zanim wdrożyliśmy środki zaradcze. Możliwe, że udałoby się cofnąć patologiczne zmiany, ale zniknęła. Jestem ciekawa, czy ona jeszcze żyje. – Zamilkła. Za każdym razem, kiedy mówiła o Frederice, albo o nim, Troian miał wrażenie, jakby słuchał matki opowiadającej o swoich dzieciach. Nigdy jej o to nie zapytał. Sięgnął po filiżankę i skinął głową.
- To prawda. Udało jej się opracować nową metodykę, zleconą przez ojca. Podejrzewam, że nikt inny nie będzie w stanie jej odwzorować – stwierdził, czując na sobie czujniejszy wzrok kobiety. – Roxana długo nie wiedziała, nad czym pracuje. Dopiero przy ostatnich badaniach została wtajemniczona. Mimo wszystko, tematyka projektu kłóci się z jej pojmowaniem świata. Odmówiła dalszych prac – przyznał i skonfrontował się ze wzrokiem starszej laborantki. Ku jego zaskoczeniu, kobieta była uśmiechnięta.
- Może powinieneś zmienić jej perspektywę. Wpłynąć na nią. Byłaby bardzo cenna, gdybyś… zdecydował się kontynuować ten projekt – mówiła ostrożnie, nie chcąc dać się przyłapać na sugestii. Troian natychmiast wychwytywał wszystkie manipulacje, ale im nie podlegał.
- W wielu obszarach. Podejrzewam, że dzięki współpracy bylibyśmy w stanie skrócić cykl inkubatoryjny – stwierdził, zdając sobie sprawę, że udziela szczątkowej odpowiedzi na pytanie, które najbardziej interesowało kobietę. Nie zapytała wprost, ale jej uśmiech stał się szerszy. Troian pomyślał, że prawie promieniała.
- Popracuj nad nią. Widziałam, jak na ciebie patrzy. Sądzę, że jest podatna – stwierdziła, budząc w nim poczucie winy, o którym zdążył już zapomnieć. Czuł, że powinien jeszcze trochę poczekać. Na sprzyjające okoliczności, albo olśnienie, które podpowie mu, jak powinien z nią porozmawiać. Dopił kawę i pożegnał kobietę, nie protestując, kiedy objęła go przed wyjściem.  
 
*~*~*
 
Zdjął plastikowe wieczko z kubka. Nie znosił pić kawy przez otwory, które gwarantowały poparzenie ust. Dziewczyna nie miała tego problemu, pociągając koktajl przez szeroką słomkę. Czuła, że bazę stanowił kartonowy sok, a mango było niedojrzałe, kwaśne i modyfikowane. Mimo wszystko dopiła napój. Obok niej stała papierowa torebka z suszonymi owocami. Ludzkie głosy wypełniające kawiarnię i tłum oczekujących na zamówienie niedaleko lady, trochę ją rozpraszały. Obejrzała się w stronę dużych okien, spojrzała na Adriana i wróciła wzrokiem do telefonu. Łowca był nieswój. Odpowiadał na pytania związane ze zleceniem i tylko na te. Zauważyła, że ogryzał brzegi papierowego kubka. Nie kontrolował gestów, mnąc w dłoni plastikowe wieczko. Nie chciał spotykać się w mieszkaniu.
- Myślę, że będziesz musiał sprawdzić naszą strategię bezpośrednio przed zleceniem. Stali się ostrożniejsi. Schindler na pewno zatroszczy się o to, żeby nie stracić więcej ludzi. – Nie miała złudzeń. Niedawna rozmowa z bratem bardzo dosadnie określiła rolę, jaką jej przypisał. Uznała, że jeszcze go zaskoczy, ale powinna stawiać wyważone kroki. Gross skinął głową, nie patrząc na rzuty budynku, które mu pokazała.
- Sprawdzę na miejscu. Maksymalnie kwadrans przed robotą ogarnij systemy alarmowe. Chcę wiedzieć, że wszystko jest wyłączone – polecił. Spojrzał na dno kubka i go od siebie odsunął. Frederica obserwowała jego dłonie.
- Stresujesz się tym, że Schindler może cię szukać? Nie odwołali służb. Nadal polują na zamachowca. – Starała się zrozumieć, skąd jego nastawienie. Pokręcił głową.
- Próbowali mnie szukać lepsi od nich – stwierdził. Rozejrzał się, zastanawiając, jak długo będą tutaj siedzieć. Chciał iść na oględziny. Działać, żeby nie musieć myśleć. – Nawet jeżeli biała suka powiedziała mu, jak mam na nazwisko. – Nie miał pewności, ale przewidywał, że sprzedała narzeczonemu kilka informacji.
- Ona ma na imię Roxana. – Frederica zmarszczyła brwi. Adrian się do niej uśmiechnął.
- Oczywiście. Możesz mi powiedzieć, dlaczego zakończyłaś lukratywną współpracę z panią Gosslin?
- Przestań. – Skrzywiła się. Nie miała ochoty na tę grę, w którą był znacznie lepszy od niej. Sarkazm, ironia i przytyki były obszarem, który wymagał nadrobienia. Ugryzła słomkę, wysiorbała końcówkę soku i odsunęła od siebie szklankę. Nie wiedziała, dlaczego patrzył na nią w taki sposób, ale średnio jej się to podobało.
- Więc? – ponaglił ją, odwracając wzrok od warg na wytuszowane rzęsy. Podobał mu się postęp. Frederica spojrzała na swoje dłonie, wzruszyła ramionami.
- Pokochała Troiana Schindlera – stwierdziła bezbarwnie, opierając policzek na przegubie. Dojrzała do tego, żeby nie winić kobiety za swoją sytuację. Widziała dużo filmów o miłości, z których nauczyła się, że zakochani ludzie podejmują idiotyczne, nieracjonalne działania. Niczego więcej. W gruncie rzeczy dotarło do niej, że albinoska w końcu trafiła na kogoś mocniejszego od siebie. Zauważyła, że Łowca kładzie na blacie kilka żetonów i zsunęła się z krzesła. Schowała telefon do kieszeni, zabrała torebkę i poszła za nim do wyjścia. Kawiarnia mogła być jedną z lepszych na tym osiedlu mieszkalnym, ale jej otoczenie wciąż stanowiły zaułki, kontenery i zasikane płyty. W powietrzu unosiła się para, prześwietlana migającymi neonami. Bilbord rozciągnięty nad placem, gdzie zaparkowali motocykl, atakował jej oczy feerią barw. Reklama wyglądała jak barwny klip muzyczny. Spomiędzy kontenerów wylazł pies. Widocznie spędzał pod lokalem większość czasu, bo podszedł do dziewczyny, leniwie machając wyliniałym ogonem. Do tej pory widziała jedynie płochliwe, dzikie osobniki. Zaskoczyła ją ufność, z jaką zwierzę trąciło nosem papierową torbę. Zawahała się, ale sięgnęła do środka i rzuciła mu wysuszony kawałek jabłka. Kłapnął pysk, pies chwycił mało satysfakcjonującą zdobycz i nagrodził dziewczynę radosnym merdaniem. Uśmiechnęła się, kiedy zaczął podbijać jej dłoń pyskiem, domagając się pieszczot.
- Widziałeś, w ogóle się nie boi…  - Wciąż uśmiechnięta odwróciła głowę w kierunku Adriana. Mężczyzna był w połowie drogi na plac parkingowy. Zmarszczyła brwi, odgoniła psa delikatnym gestem i rzuciła mu papierową torbę. Musiała przyspieszyć kroku, żeby zrównać się z Łowcą. Nie zapytała, co mu jest. Była zbyt wstrząśnięta nastawieniem, które od niego odebrała. Dużo agresji. Bólu. Wstyd i poczucie winy. Nie przypominała sobie, żeby czuł w taki sposób kiedykolwiek przedtem. Podał jej kask. – O co chodzi? – zaryzykowała pytanie, chociaż wyraz twarzy mężczyzny nie zachęcał do jakichkolwiek interakcji.
- O nic. Jedziemy – rzucił, przezornie oglądając skrzynkę motocykla.
- Adrian. – Znieruchomiał. Nieczęsto słyszał swoje imię, a od dziewczyny nigdy. Wyprostował się, oparł dłonie na kierownicy. Spojrzał na nią. Pod zniecierpliwieniem było coś jeszcze.
- Po prostu kurewsko nie lubię psów, w porządku? – zapytał, patrząc na nią w sposób, który skutecznie zniechęcił ją do odpowiedzi. Bez słowa usiadła za nim. Z zaskoczeniem poczuła, że stał się spięty, gdy objęła go w pasie. Nie zapytała.
 
*~*~*
Odpowiedz
(22-09-2019, 07:06)Eiszeit napisał(a):
 
Praktycznie jej nie słuchał. Zaczynał żałować, że opowiedział o przebiegu wczorajszej rozmowy pomiędzy nim, a (z?) Fredericą.
(...)
Poprawił kosmyk włosów i przesunął kciukiem? po policzku.
(...)
Szczątkowa specyfikacja, którą dysponował mężczyzna(przecinek) pozwalała mu sądzić, że przy obecnej technologii powinni zaproponować coś o wiele lepszego.
(...)
Bilbord(przecinek?) rozciągnięty nad placem, gdzie zaparkowali motocykl, atakował jej oczy feerią barw. 

Roxana głosem rozsądku, ale Troian ma swoje plany. Ciekawe, że odkrył, że współpracuje z firmowym wirusem. Nie przewidywałem, że będzie chciał go zwerbować. Ciekawe plany. Hodują kolejnego "mutanta" i mają technologię, by naprawić Federice. Czekam na kolejny ruch dziewczyny. Zapowiada się ciekawie Wink

Co do Adriana. Widzę, że zmierzasz do "ocieplania" jego wizerunku. Wgląd w jego przeszłość ma uzmysłowić czytelnikowi, że nie jest temu winny, jak go "uformowano" i sam jest ofiarą systemu co trochę inaczej każe patrzeć na jego zachowania. Tak już od przygody na kondygnacji 0  świtało mi, że będziesz go chciała "zresocjalizować". I widzę, że chyba zmierzamy w tym kierunku.

A i jeszcze jedna fantazja Big Grin
Następna akcja Federicy i łowcy to będzie wtopa (Troian przewidzi ich ruchy) ukryją się na kondygnacji 0, gdzie Federica przejmie umysłową kontrolę nad bestiami i sprawi łomot pościgowi Big Grin Koniec fantazji] Big Grin

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(22-09-2019, 21:18)Gunnar napisał(a): Roxana głosem rozsądku, ale Troian ma swoje plany. Ciekawe, że odkrył, że współpracuje z firmowym wirusem. Nie przewidywałem, że będzie chciał go zwerbować. Ciekawe plany.
Niestety, ten głos rozsądku jest skutecznie unieszkodliwiany przez Troiana, który przerasta ją możliwościami manipulacji. Nie wiem, czy wyłapałeś fakt, że jej utraty świadomości to jego robota - to po raz kolejny rzuca nowe światło na tę postać.
Cieszę się, że motyw z M-0 Cię zaskoczył, będzie miał swoją kontynuację Smile

(22-09-2019, 21:18)Gunnar napisał(a): Co do Adriana. Widzę, że zmierzasz do "ocieplania" jego wizerunku. Wgląd w jego przeszłość ma uzmysłowić czytelnikowi, że nie jest temu winny, jak go "uformowano" i sam jest ofiarą systemu co trochę inaczej każe patrzeć na jego zachowania. Tak już od przygody na kondygnacji 0  świtało mi, że będziesz go chciała "zresocjalizować". I widzę, że chyba zmierzamy w tym kierunku.
Tak, mam potrzebę "zajęcia się" tą postacią od samego początku. Miałam plan, że będzie to bohater dynamiczny i realizuję swoją wizję, z pewną konsekwencją, jaką jest równoczesna przemiana Fredericy. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi Smile

(22-09-2019, 21:18)Gunnar napisał(a): Następna akcja Federicy i łowcy to będzie wtopa (Troian przewidzi ich ruchy) ukryją się na kondygnacji 0, gdzie Federica przejmie umysłową kontrolę nad bestiami i sprawi łomot pościgowi [Obrazek: biggrin.gif]
Kolejna, dynamiczna fantazja, wyczuwam głód akcji Big Grin Co do wtopy, jesteś blisko, ale nie mogę zdradzić kiedy i w jaki sposób Wink

Dziękuję za szeroką opinię i uważność. Skorzystałam ze wszystkich opcji, poza ostatnim przecinkiem.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(23-09-2019, 21:22)Eiszeit napisał(a):
(22-09-2019, 21:18)Gunnar napisał(a): Roxana głosem rozsądku, ale Troian ma swoje plany. Ciekawe, że odkrył, że współpracuje z firmowym wirusem. Nie przewidywałem, że będzie chciał go zwerbować. Ciekawe plany.
Niestety, ten głos rozsądku jest skutecznie unieszkodliwiany przez Troiana, który przerasta ją możliwościami manipulacji. Nie wiem, czy wyłapałeś fakt, że jej utraty świadomości to jego robota - to po raz kolejny rzuca nowe światło na tę postać.
Tak, zwróciłem na to uwagę.


(23-09-2019, 21:22)Eiszeit napisał(a):
(22-09-2019, 21:18)Gunnar napisał(a): Co do Adriana. Widzę, że zmierzasz do "ocieplania" jego wizerunku. Wgląd w jego przeszłość ma uzmysłowić czytelnikowi, że nie jest temu winny, jak go "uformowano" i sam jest ofiarą systemu co trochę inaczej każe patrzeć na jego zachowania. Tak już od przygody na kondygnacji 0  świtało mi, że będziesz go chciała "zresocjalizować". I widzę, że chyba zmierzamy w tym kierunku.
Tak, mam potrzebę "zajęcia się" tą postacią od samego początku. Miałam plan, że będzie to bohater dynamiczny i realizuję swoją wizję, z pewną konsekwencją, jaką jest równoczesna przemiana Fredericy. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi Smile 
Federica się trochę zbiesi, a Adrian nieco nawróci? Byłoby to ciekawe "wyrównanie".
Ciekawe, czy istnieją takie przypadki w realnym świecie, czy "złe towarzystwo" zawsze równa tylko w dół.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości