Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
#76
(17-04-2019, 12:48)Eiszeit napisał(a): Roxana poroniła pod prysznicem. Zorientowała się, kiedy pochyliła głowę, chcąc wypłukać włosy z szamponu. Woda pod jej stopami miała różowy kolor od krwi spływającej spomiędzy ud. Po krótkiej konsternacji namydliła dłonie i zaczęła myć się jeszcze raz. Nie miała wątpliwości co się stało. Doświadczała tego poprzednio i nie mogła pomylić z niczym innym. Oceniła, że ciąża była wczesna. Jej organizm powinien poradzić sobie sam. Szorując biały brzuch nie czuła pod palcami blizn, które zdążyły się wchłonąć i zblednąć. Toksyny przestawały krążyć we krwi, zmetabolizowane przez wątrobę, przystosowaną do pracy z podobnymi substancjami. 
Żal mi Roxany. Tak poświęca się kosztem własnego zdrowia, choć wcale nie musiałaby tego robić.

(17-04-2019, 12:48)Eiszeit napisał(a): Gdyby sfałszować datę złożenia formularza w wewnętrznym systemie firmy i odpowiednio opisać powód zwolnienia, wszystko mogłoby wyglądać naturalnie. Podejrzewała, że blondyn to potrafił.
Nie wiem czy nie lepiej w ostatnim zdaniu brzmiałby czas teraźniejszy "potrafi"

(17-04-2019, 12:48)Eiszeit napisał(a): Niepokój osiadł w jej żołądku jak zwinięty wąż.
Ładne zdanie.

(17-04-2019, 12:48)Eiszeit napisał(a):  Zapytał(przecinek) ile zaoferowała Grossowi za wykonanie zlecenia, czy zastrzegła, że ma nie uszkodzić dziewczyny

Łowca zniknął z radaru. Jego nawigator nie ulega zniszczeniu w momencie śmierci ustroju. Zniknął z radarów, bo nie mają zasięgu. – Język wydawał się być za duży, a przełyk opuchnięty, ciężko było zrozumieć co wybrzęczał. – Enklawa bazuje na zasięgu, otaczają nas żywe urządzenia. Maszyny nie żyją w martwej strefie. Spadli na kondygnację zero – oświadczył i drgnął, 
A takie buty. Wcześniej obstawiałem, że Shindler w trakcie "pomocy medycznej" wyłączył łowcy nawigację.

(17-04-2019, 12:48)Eiszeit napisał(a): Roxana zerwała się z krzesła, widząc, co dzieje się z M-0. Mikael pokręcił mechanicznie głową, jego dłonie odwróciły się wierzchem do góry, a palce skurczyły. Nie kontrolował tych odruchów. Zwiotczał, zwieszając się na oparciu krzesła, głowa poleciała do tyłu. Jednocześnie rozświetlił się ekran drugiego laptopa, tablet zamigotał, otwierając okno wiadomości. Olek wziął urządzenie do ręki ze spokojem. Już raz widział to przedstawienie.  
„Poszukam aktywnego szybu.”
Spojrzał na tekst, potem na nieprzytomne ciało. 
- Zostaw – odezwał się do kobiety, zaglądającej w puste oczy. – Pracuje na odległość. 
Mocne zakończenie i nawet nieco zabawne pomijając to, że ciało M-0 balansuje na krawędzi życia.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#77
(17-04-2019, 14:56)Gunnar napisał(a): Żal mi Roxany. Tak poświęca się kosztem własnego zdrowia, choć wcale nie musiałaby tego robić.
Powiem tylko, że jej wątek ma drugie dno Wink

(17-04-2019, 14:56)Gunnar napisał(a): Nie wiem czy nie lepiej w ostatnim zdaniu brzmiałby czas teraźniejszy "potrafi"
Dobry pomysł, poprawiam.

(17-04-2019, 14:56)Gunnar napisał(a): Mocne zakończenie i nawet nieco zabawne pomijając to, że ciało M-0 balansuje na krawędzi życia.
Moje opisy są dość sugestywne, ale muszę zaznaczyć, że jego ciało jest w taki sposób wykańczane od lat. To przykre, ale można stwierdzić, że skrajne niedożywienie i wyczerpanie to w zasadzie naturalny stan ciała. Znajdzie się jeszcze w naprawdę podbramkowych sytuacjach Wink


Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#78
Adrian próbował oddać mocz. Mimo miażdżącego parcia na pęcherz z końcówki penisa wyciekła tylko krew. Zacisnął zęby i zaklął, drapiąc betonową ścianę. Czuł, że coś pęcznieje mu w dole pleców, wykluwa się w podbrzuszu. Zapiął spodnie i wrócił do grzebania przy windzie. To był ich pierwszy szyb od czasu opuszczenia chłodni. Wydawał się zdatny do użytku, ale Adriana niepokoił wskaźnik wysokości, przesunięty pomiędzy piętra. Winda była wyregulowana. Podejrzewał, że przy jej obecnej kondycji najprawdopodobniej zatną się pomiędzy pierwszą, a drugą kondygnacją.
- Poświeć na prawo – polecił i odgarnął trzy grube kable, próbując dostać się do mechanizmu pod nimi. Dziewczyna przesunęła telefon tak jak kazał. Miała wrażenie, że jej język jest za duży, żeby zmieścić się w ustach. Czuła, że ma szorstkie i popękane wargi. Gdyby zaczęła skubać zębami słoną skórę, na pewno by je rozkrwawiła. Łowca stał niecały metr od niej, czuła jego obecność i słyszała ruch palców pomiędzy kablami. Docierał do niej dziwny zapach przywołujący na myśl chorobę, albo ból. Jego charakterystyczna woń krwi w chlorowanej wodzie stopniowo zanikała pod ostrzejszym zapachem potu wsiąkniętego w ubrania. Frederica nie pachniała lepiej. Minęła trzynasta godzina na kondygnacji zero.
- Nie pojedziemy – zawyrokował i zatrzasnął klapkę skrzynki. Zreflektował się i nerwowo wyprężył, tak samo jak dziewczyna. Przez moment nasłuchiwali, nie mając odwagi poruszyć jakimkolwiek mięśniem. Nic się nie wydarzyło.
 - Spróbuj jeszcze raz – poprosiła. Dwukrotnie jej uległ, sam łapiąc się nadziei, że jednak im się uda. Tym razem splunął, chociaż nagromadzenie śliny w suchych policzkach wydawało się niemożliwe.
- Nie pojedziemy. Nie widzisz, że cholerny wskaźnik jest wyregulowany? – przesunął dłonią po spierzchniętych wargach i odwrócił się od szybu.
- Zaskoczę cię, ale nie. – Usłyszał i zacisnął pięść. Pyskowała mu w taki sposób coraz częściej. Podejrzewał, że była to metoda na poradzenie sobie ze strachem, albo kurwi element charakteru. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni, w lewej macając sortowy identyfikator. Uznał, że nie mieli wyboru. Jeżeli przejdą do sektora wind prywaciarskich powrót w razie awarii lub nieczynnego szybu będzie niemożliwy. Nie wystarczy im sił. Dość dobrze orientował się do której dzielnicy trafili i wiedział gdzie znajduje się sortowy komunikator. Tego typu urządzenia instalowano w różnych miejscach. Działały po użyciu imiennego identyfikatora. Mechanicy komunikowali się za ich pomocą z sortem Trzecim w razie utrudnień przy renowacji. Gross mógł go uruchomić i poprosić o pomoc. Wypadki na kondygnacji zero były problematyczne, ale Sort musiał szanować swoich ludzi. Zwłaszcza ludzi takich jak Adrian.
- Idziemy – zarządził i zaczął iść przed siebie. Słyszał, że ruszyła za nim, a po chwili poczuł jak łapie go za rękaw. Skręcili w szeroki korytarz prowadzący do galerii handlowej. Na końcu były obrotowe drzwi. Gigantyczny budynek stanowił osiedle mieszkalne eksterminowane przed dwa tysiące setnym rokiem. Infrastruktura i rozwiązania technologiczne były kompletnie przestarzałe. Gross nigdzie indziej nie widział zwykłych schodów. Mieli ruchome podjazdy dla niepełnosprawnych, w tym czasie nieaktywne, ale zdawało się, że to szczyt postępu. Galeria stanowiła podstawę osiedla. Nad nią, na planie kwadratu wyrastały budynki mieszkalne. Z balkonów wychodzących na pasaż można było oglądać centrum wypoczynkowe galerii z nieczynną fontanną i podartymi kanapami. Minęli pustą budę z jedzeniem, wyblakły szyld próbował informować, że zjedzą tu „pyszne gofry własnej roboty”. Adrian nie miał pojęcia, co to jest gofer, albo gofr. Starał się znaleźć wzrokiem komunikator. Z wyglądu przypominał bankomat, ale na zdezelowanym cmentarzysku przestarzałych urządzeń sprawiał wrażenie czegoś nie z tego świata. Mężczyzna zlokalizował go bez większych problemów. Stał pomiędzy podjazdem na piętro galerii, a rozbitą witryną sklepu z ubraniami. Powykręcane manekiny leżały na podłodze, wyglądając zza szklanych zębów rozwalonej wystawy. Dziewczyna zapytała, co miał zamiar zrobić, ale ją zignorował. Przez chwilę obracał w dłoni identyfikator. Cienka blaszka z kodem kreskowym i podstawowymi informacjami na jego temat, stanowiła być albo nie być w obecnej sytuacji. Spojrzał na wypukłą soczewkę na górze urządzenia, a potem na monitor zabudowany z czterech stron. Przytknął blaszkę do czujki, budząc komunikator do życia. Przez chwilę jasne światło i żywy dźwięk maszyny wydawały się nierealne. Nie na miejscu. Oboje drgnęli, niebieski ekran zamigotał i wyświetlił animację oczekiwania na połączenie. Odezwał się kobiecy syntezator mowy.
- Podaj. hasło – polecił, intonując każdy wyraz sztucznie przyjemnym tonem. Frederica obejrzała się dookoła, próbując wyczuć obecność którejkolwiek z istot. Głos wydawał jej się zbyt głośny, kiedy przyrównała go do wymienianych między nimi szeptów.
- Trzy tysiące trzysta trzydzieści trzy – wyrecytował półgłosem, ale nic się nie wydarzyło. Odchrząknął, rozejrzał się i powtórzył głośniej. – Trzy tysiące trzysta trzydzieści trzy.
- Melduj. – Syntezator wydał kolejne polecenie.
- Identyfikator numer 09217/s9. Status Łowca. Znalazłem się na kondygnacji zero, chcę znaleźć aktywny szyb. Proszę o wskazanie – zameldował zgodnie z żądaniem maszyny. Przez chwilę nic się nie wydarzyło, poza zmianą animacji przepływającej na monitorze; teraz patrzył na skłębione chmury. Komunikator przeliczał, myślał.
- Przyjęto. zgłoszenie. numer. dwieście. dwadzieścia. siedem. – Kobiecy głos brzmiał tak samo pozytywnie jak wcześniej. Adrian poczuł jak trzeszczą zaciskane zęby i pomacał językiem dziury w dziąśle. Frederica poczuła jego gniew, miał zapach gotowanej krwi.
- Jestem na kondygnacji zero, potrzebuję pilnie aktywnego szybu. Kurwa. – To ostatnie dodał ciszej. Głos zaczął dziękować mu za skorzystanie z komunikatora. Mężczyzna chciał rąbnąć pięścią w obudowę, ale tylko położył na niej dłoń.
- Adrian Gross, Sort numer Dziewięć – warknął desperacko i syntezator przestał gadać.
- Przeliczam – poinformował ich po krótkiej chwili i przez moment było zupełnie cicho. Frederica próbowała zrozumieć to, co właśnie usłyszała. To, że Mikael się pomylił. Wyłamała sobie palce, odsuwając się pół kroku od Łowcy. Legendy. Poczuła jakby ktoś przytknął jej zimny palec do szczytu kręgosłupa.  
- Przyjęto. zgłoszenie. numer. dwieście. osiemdziesiąt. dziewięć. – Zanim syntezator skończył recytować Adrian zaklął i wdusił przycisk na manualnej klawiaturze.
- Adrian Gross, Dziewiątka, melduję pilnie, oznaczenie szóstego stopnia – wysyczał, wciskając guzik do momentu, aż animacja znikła. Na monitorze pojawił się skan jego identyfikatora. W rogu było zdjęcie, był na nim młodszy o czternaście lat.
- Zmiana. w. systemie – wyrecytował kobiecy głos. Frederica nie miała pojęcia co pojawiło się na monitorze, ale odsunęła się jeszcze odrobinę. Coś co wychodziło z mężczyzny było jej bardzo dobrze znane. Nie miało kształtu, rozmiaru, ani określonej treści. Było szalone. Czuła coś podobnego w każdą z nieprzespanych nocy, w które zastanawiała się, dlaczego ją skrzywdzono.
„Adrian Gross, status – Łowca. Służba czynna -> zmieniono na status / Zaginiony -> zmieniono na status / Poległy w czasie wykonywania obowiązków zawodowych. Karta zaktualizowana. Karta zamknięta.”
Łowca przyglądał się temu przez dwanaście sekund. Ekran zamigotał, syntezator podziękował za skorzystanie z komunikatora i zamilkł. Przez chwilę mężczyzna nerwowo przeskakiwał oczyma pomiędzy soczewką kamery, a klawiaturą. Nie docierało do niego, co właśnie przeczytał.
- Skurwiele – warknął i prawie rozwalił czujkę, przyciskając do niej identyfikator. To co stało się później było prologiem do koszmaru. Alarm zaczął wyć, a czerwona dioda wbudowana w róg urządzenia zamigotała długimi, czerwonymi seriami.
UŻYTO NIEAKTYWNEGO IDENTYFIKATORA. OSTRZEŻENIE, UŻYTO NIEAKTYWNEGO IDENTYFIKATORA
Komunikat ryczał, dźwięk syreny ogłuszał rozkręcony do stu dwudziestu decybeli i piętrzył się w pustych oknach budynków mieszkalnych. Frederica miała wrażenie, że drżą ściany, zacisnęła dłonie na uszach, krzycząc coś do mężczyzny. Wrzeszczał, kazał jej biec, chwycił ją za nadgarstek i szarpnął w kierunku nieruchomej platformy podjazdowej. Za nimi skłębiło się napięcie. Czuła życie i głód, przepływający wściekle prąd i liczbę. Co najmniej kilkanaście stworzeń przepychało się przez gardziel obrotowych drzwi. Słyszała jak wpadły do galerii, Adrian szarpnął ją mocniej, zaczęła biec szybciej, mając wrażenie, że płonie jej przełyk. Złapała większy haust powietrza, potknęła się i krzyknęła, ale alarm skutecznie rozepchał się w jej ustach i zagłuszył ten dźwięk. Mężczyzna dźwignął ją do góry i popędzili górnym korytarzem. Stawiał dłuższe kroki, szarpał ją i wlókł za sobą, w końcu puścił. Upadła na podłogę, jej stopa zaklinowała się pomiędzy wyszczerbionymi płytami. Poczuła ból w kostce, pulsowanie i ciepło rozlewające się w kierunku kolana. Dźwignęła się na nogi i utykając zaczęła biec dalej. Zacisnęła zęby na dolnej wardze, rozgryzając skórę. Adrian dopadł do zablokowanego przejścia z napisem „wyjście służbowe”. Obok zamka był czytnik na podbijanie karty. Łowca rozpędził się i rąbnął butem w drzwi, próbując je wyłamać. Słyszał skłębioną masę, ładującą się na nieaktywny podjazd. Pazury szorowały o metal, połowa trasy, trzy czwarte. Kilka pierwszych stworzeń wbiegło na górny pasaż. Uderzył jeszcze raz, poczuł prąd przeszywający kolano, ale rąbnął po raz kolejny. Drzwi wgięły się do środka w kilku miejscach, ale nie ustąpiły. Spanikowany zaczął rozglądać się na boki. Na prawo kible, na lewo ślepy korytarz tarasu widokowego z balustradą. Cofnął się jeszcze raz, ale nie uderzył; zamek trzasnął, kiedy przepłynęła przez niego wiązka niskiego napięcia. Drzwi rozchyliły się przed nimi, nie wydając żadnego dźwięku. Adrian spojrzał na dziewczynę zwiniętą w pół i szarpnął ją za sobą, biegnąc naprzód. Usłyszeli jak stworzenia jedno po drugim walą w rozchylone drzwi. Zawiasy huknęły, kiedy drewno rąbnęło w przeciwległą ścianę, otwierając się na pełną szerokość i ostatecznie zleciało na ziemię. Pędzili przed siebie. Musieli znaleźć schody. Wybiegli na korytarz komunikacyjny, naprzeciwko mieli windy, po lewej klatki schodowe. Frederica dociągała obolałą kończynę, poruszając się coraz mniej płynnie.
- Trzymaj mnie – polecił i szarpnął ją do góry. Krzyknęła, czując jak jej stopy odrywają się od ziemi. Wczepiła się palcami w jego barki, oplatając chudymi nogami twarde ciało. Nie wiedziała jak konkretnie ją złapał, ale wiedziała, że ją niósł. Zadzwoniły jej zęby kiedy się potknął i wsparł dłonią na stopniach. Wbiegali wyżej. Rozejrzał się ogłupiony adrenaliną. Słyszał je za sobą, w grupie przestawały zachowywać się cicho. Nie wydawały naturalnych dźwięków, tylko dudnienie czterech łap i tumult wpadającej na siebie masy. Chwycił poręcz i zaczął wbiegać wyżej. Każde rozwarte drzwi do mieszkania stanowiły potencjalne kłopoty. Nie wiedział, czy skurwiele nie powłaziły do pustych kwater, chociaż pamiętał, że to nie powinno być możliwe z ich koordynacją ruchową. Biegł dopóki nie skończyły się piętra. Na suficie wisiała odwalona klapa do przejścia na dach, ale nie zdecydował się tam wejść. Wszystkie budynki przy eksterminacji były plądrowane. Jeżeli nie zostawały wyburzone, przerabiano je na sortowe magazyny, albo ograbiano i zostawiano puste. Wyglądało na to, że to osiedle podlegało drugiemu rozwiązaniu. Szarpnął za klamkę do mieszkania po prawej i wpadł do środka, zatrzaskując drzwi. Przekręcił starodawny łucznik w drzwiach. Puścił dziewczynę, zjechała z jego biodra i upadła na ziemię. Jęknęła cicho i zaczęła podnosić się z podłogi. Kostka napuchła, czuła pod palcami nabrzmiałą, ciepłą skórę. Słyszała, że Łowca zagląda do pomieszczeń. Chciał mieć pewność, że weszli wystarczająco wysoko, a stworzenia nie mogły pokonać takiej ilości stopni. Mgliście zastanowił się co by było, gdyby zamiast schodów budynek został wyposażony w platformy podjazdowe. Wszedł do pomieszczenia, które kiedyś musiało być salonem. Przez balkonowe okna wychodzące na pasaż galerii przebijało migające czerwone światło, stłumiony alarm wył. W kakofonii dźwięków prymitywy mogły szybko stracić rozeznanie, to działało na plus. Mieszkanie było prawie puste. Adrian nie sprawdzał czy jest woda, albo jakiekolwiek zapasy. Po poprzednich właścicielach zostały tylko wyblakłe fotografie na szafce rtv. Śmiesznie mały telewizor połyskiwał rozbitym ekranem w kolejnych seriach czerwonego światła. Mężczyzna wszedł do mniejszego pomieszczenia i zaczął się rozbierać. Cisnął kurtkę na ziemię, koszulkę, pasek, but. Zdarł z siebie spodnie i bieliznę, zrolował skarpety w bezładny kłąb i rzucił na stertę ciuchów w kącie. Zaczął uciskać i dotykać każdego centymetra nagiego ciała. Robił do desperacko, czuł, że boli, ale się nie zatrzymał. Wbił palce w przedramiona, w szyję i za uszami. Ugniótł łydki, piszczele, jądra i skórę między palcami stóp. Niczego nie wyczuł i nie znalazł. Zapomniał się i chwycił opaskę na nadgarstku. Znieruchomiał, wpatrując się w palce wsunięte pod zacisk. Prawie stracił kontrolę. Prawie ją zdjął. Nagi usiadł na ziemi, objął głowę dłońmi i schował między kolanami.
Frederica podeszła cicho do drzwi i oparła się o futrynę. Słyszała jak Łowca ciskał się w pomieszczeniu, bała się tego, co miał w sobie. Usiadła na ziemi, wyłapując pojedyncze odczucia. Desperację, lęk, wściekłość, poczucie nicości, nieświadomość, gniew i frustrację. Po raz kolejny zastanowiła się, ile razy czuła podobnie.
Alarm przestał wyć, ale dioda nadal migała. Żadne z nich się nie odezwało.
 
*~*~*
Odpowiedz
#79
(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a):  Miała wrażenie, że jej język jest za duży, żeby zmieścić się w ustach. Czuła, że ma szorstkie i popękane wargi. Gdyby zaczęła skubać zębami słoną skórę, na pewno by je rozkrwawiła. 
Może się powtarzam, ale twoi bohaterowie są tacy... ludzcy. W fantasy można zostać przebitym mieczem czy dźgniętym sztyletem, ale takie niuanse nie "przeszkadzają" bohaterom. Bardzo podoba mi się ten naturalizm. 

(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): Mechanicy komunikowali się za ich pomocą z sortem Trzecim w razie utrudnień w (przy?) renowacji. 
Dałoby się tu uniknąć podwójnego "w"

(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): Skręcili w szeroki korytarz prowadzący do galerii handlowej, na końcu były obrotowe drzwi.
Można by było podzielić w miejscu przecinka.

(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a):  Gigantyczny budynek stanowił osiedle mieszkalne eksterminowane ponad sto dwadzieścia lat wcześniej.
Grubo. A tak w ogóle to jaki mamy rok? Albo choćby wiek? Smile

(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): Galeria stanowiła podstawę osiedla, (kropka?) nad nią, na planie kwadratu wyrastały budynki mieszkalne. 
(...)
Dziewczyna zapytała (przecinek) co miał zamiar zrobić, ale ją zignorował.



(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): - Adrian Gross, Sort numer Dziewięć – warknął desperacko i syntezator przestał gadać. 
Aż wróciłem sobie do 2 rozdziału. Choć poznając Adriana i legendę nie dało się odeprzeć wrażenia, że to nie legenda Wink


(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): „Adrian Gross, status – Łowca. Służba czynna -> zmieniono na status / Zaginiony -> zmieniono na status / Poległy w czasie wykonywania obowiązków zawodowych. Karta zaktualizowana. Karta zamknięta.” 

Łowca przyglądał się temu przez dwanaście sekund. Ekran zamigotał, syntezator podziękował za skorzystanie z komunikatora i zamilkł. Przez chwilę mężczyzna nerwowo przeskakiwał oczyma pomiędzy soczewką kamery, a klawiaturą. Nie docierało do niego, co właśnie przeczytał. 
- Skurwiele – warknął i prawie rozwalił czujkę, przyciskając do niej identyfikator. To co stało się później było prologiem do koszmaru. Alarm zaczął wyć, a czerwona dioda wbudowana w róg urządzenia zamigotała długimi, czerwonymi seriami.
UŻYTO NIEAKTYWNEGO IDENTYFIKATORA. OSTRZEŻENIE, UŻYTO NIEAKTYWNEGO IDENTYFIKATORA 
No to ładnie mu podziękowali za służbę.

Dobry, dynamiczny opisu ucieczki.

(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): Poduszki poruszyły się, kiedy ze środka jeden po drugim zaczęły wyłazić karaluchy. 
Fajny motyw, choć zastanawiam się, czy żywiące się odpadkami przetrwałyby 120 lat.

(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): Zapomniał się i chwycił opaskę na nadgarstku. Znieruchomiał, wpatrując się w palce wsunięte pod zacisk. Prawie stracił kontrolę. Prawie ją zdjął. 
Już wcześniej zwróciłem uwagę na ten motyw. Ciekawe co oznacza ta opaska.


(22-04-2019, 16:45)Eiszeit napisał(a): Słyszała jak Łowca ciskał się w pomieszczeniu, bała się tego, co miał w sobie. Usiadła na ziemi, wyłapując pojedyncze odczucia. Desperację, lęk, wściekłość, poczucie nicości, nieświadomość, gniew i frustrację. Po raz kolejny zastanowiła się, ile razy czuła podobnie.
Coś czuję, że Adrian zostanie zresocjalizowany Wink
Kiedyś planowałem, że takim typem bohatera (zły nawrócony na dobro) będzie u mnie hrabia Gunnar. Ale jego postać rozwinęła się w zaskakujący dla mnie samego sposób.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#80
(23-04-2019, 20:39)Gunnar napisał(a): Może się powtarzam, ale twoi bohaterowie są tacy... ludzcy. W fantasy można zostać przebitym mieczem czy dźgniętym sztyletem, ale takie niuanse nie "przeszkadzają" bohaterom. Bardzo podoba mi się ten naturalizm.
Dziękuję. Bardzo zależało mi na takim stanie rzeczy, dlatego tym bardziej cieszę się, że to zauważasz.

(23-04-2019, 20:39)Gunnar napisał(a): Grubo. A tak w ogóle to jaki mamy rok? Albo choćby wiek? [Obrazek: smile.gif]
Około 2300 roku Wink

(23-04-2019, 20:39)Gunnar napisał(a): Aż wróciłem sobie do 2 rozdziału. Choć poznając Adriana i legendę nie dało się odeprzeć wrażenia, że to nie legenda [Obrazek: wink.gif]
Mam nadzieję, że opis w drugim rozdziale nie był zbyt nachalny i nie wskazywał od razu na możliwy rozwój wydarzeń Wink Nie mogłam sobie odpuścić Dziewiątki, zbyt szeroki motyw do rozwinięcia Big Grin

(23-04-2019, 20:39)Gunnar napisał(a): No to ładnie mu podziękowali za służbę.

Coś czuję, że Adrian zostanie zresocjalizowany [Obrazek: wink.gif]
Jedno napędza drugie Wink

(23-04-2019, 20:39)Gunnar napisał(a): Fajny motyw, choć zastanawiam się, czy żywiące się odpadkami przetrwałyby 120 lat.
Kiedyś przeczytałam, że karaluchy mogłyby przetrwać wybuch bomby atomowej Big Grin Poczytam więcej na ten temat i po głębszym researchu zdecyduję, czy zostawiać ten motyw, czy jest zbyt naciągnięty.

Naniosłam wszystkie propozycje interpunkcyjne i uniknęłam powtórzenia w zaproponowany sposób. Dzięki za szeroki komentarz i zainteresowanie Smile

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#81
Olek przestał przecierać twarz i wypuścił głośno powietrze. Czuł jak kant parapetu wbija mu się w lędźwie, ale to ignorował. Wszystko wydawało się nierzeczywiste. Kobieta siedziała na brzegu łóżka, wpatrzona w bose stopy. Przyciskała je płasko do podłogi, aż zbielały końcówki palców. Jedno nie patrzyło na drugie, wyraźnie czując dysonans między sobą.
- Musisz mi to powtórzyć jeszcze raz. – Mężczyzna przesunął ramiona do tyłu i chwycił parapet dłońmi. Wcisnął kciuki pod spód i raz za razem dawał upust sile, mając wrażenie, że jeżeli nie spuści ciśnienia z głowy, w końcu wybuchnie. Tworzywo zaskrzypiało pod zaciśniętymi dłońmi, kiedy się odezwała.
- Oswajam trucizny. Mówiłam. Olek, ty nigdy nie chciałeś tego słuchać. Nie rozumiałeś, co do ciebie mówię. – Cały czas używała tego samego argumentu. Jedynego jaki miała na swoją obronę. Mężczyzna cyknął językiem i skrzywił wargi w czymś, co kiedyś pewnie mogło być uśmiechem. Kiedy mówiła do niego w taki sposób czuł się jak toporny głupek, zbyt ciemny, żeby cokolwiek mu tłumaczyć. Zaraz po tej refleksji nachodziła następna, że w mniemaniu Roxany mógł być na tyle nieistotny, że nie zasługiwał na żadne tłumaczenie. Może to wszystko między nimi było bardziej puste, niż przewidywał. Przynajmniej z jednej strony. Spuścił głowę, ciężko wydmuchując powietrze przez nos.
- Powtórz mi jeszcze raz. Te zmiany – doprecyzował. Poruszyła się niespokojnie i niecierpliwie, ale pozostała na miejscu. Otuliła się ciaśniej szlafrokiem.
- Mam sztuczną nerkę. Lewa nie poradziła sobie z filtracją toksyn. Wątrobę częściowo wyposażoną w bardziej wydajne receptory, szczątkowo zachowaną naturalną tkankę. Wypaczony układ immunologiczny, otępiony na działanie alergenów, substancji toksycznie czynnych i trujących. Nie jestem zdolna do utrzymania ciąży – wyrecytowała, każde słowo wymawiając coraz ciszej. Bezwiednie zacisnęła uda pod szlafrokiem, jakby próbowała utrzymać między nimi to, czego od dawna tam nie było. – Olek. To całe moje życie. Te badania są najważniejszą rzeczą, jaką mam. Dla której żyję. Mogłam pomóc tej dziewczynie tylko dzięki umiejętnościom, które posiadam. Nie widzisz, że to było zasadne? – zapytała i poczuła gniew, słysząc, że jej głos brzmi rozpaczliwie. Olek się nie odzywał. Poruszył potężnymi ramionami i zaczął wyłamywać sobie palce.
- Myślałem, że po tobie. Nie wiedziałem co się z tobą dzieje. Leżałaś tutaj siedem godzin i było tylko gorzej. – Pokręcił głową i na chwilę wysunął żuchwę do przodu. Przygryzł język. – Gdybyś powiedziała cokolwiek, to bym się nie martwił – podsumował. Poza dezorientacją i strachem najbardziej uwierał go fakt, że kobieta kompletnie zignorowała jego potencjalne odczucia. Płytko. To słowo cały czas rozpychało się w jego głowie, niosąc za sobą prawdę, której do tej pory nie widział. Potarł twarz dłońmi, czując na policzkach szorstkość skóry i twarde odciski. – Nigdy się nie zabezpieczaliśmy. Mówiłaś, że masz to załatwione – zauważył. Gdyby wiedział w jaki sposób wygląda to „załatwione”, zrobiłby po swojemu. Nie potrafił określić nowego uczucia, które się w nim pojawiło i wgryzło bardzo głęboko. Poczucie pominięcia było miażdżące, ale pod spodem było coś jeszcze; nie dała mu żadnej szansy na wybór i świadomość. Znowu poczuł się jak zignorowany dzieciak.
- To wczesne poronienia – odezwała się głucho i podsunęła stopy na materac. Objęła jedno kolano ramionami, drugą nogę położyła płasko na łóżku. – Nie sądziłam, że powinieneś wiedzieć.
- Ile? – zapytał od razu i zdziwił się, słysząc własny głos. Było w nim jakieś obce brzmienie. Roxana długo nie odpowiadała.
- Jedno z pewnością. Drugie mogło być twoje, albo Grossa. Ale to nie ma żadnego znaczenia – powiedziała, a on poczuł, że wbiła te słowa w bardzo miękkie miejsce, mordując coś ważnego.
- To dziecko….
- Płód, Olek. To był…
- Kurwa. Ten płód, wiedziałaś, że się nie utrzyma. Że nic z tego nie będzie. – Przesunął dłonią po włosach i poprawił poluzowany opatrunek. Formował w ustach to, co chciał powiedzieć i próbował przewidzieć, co się potem stanie. – Myślałem, że jesteś chora z ambicji. Ale ty jesteś po prostu okrutna – stwierdził. Roxana po raz pierwszy spojrzała prosto na niego. Miała wrażenie, że coś między nimi puściło. Bardzo cienka nitka wzajemnego przyciągania pękła prawie bezgłośnie, jakby przecięta ostrymi nożycami. Mężczyzna nie oddał jej spojrzenia.
- Dociągnę to do końca – zaczął – zostanę, bo nie mogę patrzeć, jak mu zależy. – Wskazał głową na salon, w którym M-0 leżał nieprzytomny na krześle. Sztuczny umysł i desperacja wykończyły jego rezerwy późną nocą. Kiedy oczy zgasły w zwiotczałym ciele, Olek przeniósł go na kanapę. Godzinę później blondyn doczołgał się z powrotem do stolika. Pomyślał, że taka determinacja w stosunku do kobiety jest głupotą. I że bardzo dobrze znał podobnego faceta. – Dociągnę ten temat, a potem wysiadam. Będziesz musiała poszukać ochroniarza – skończył i odepchnął się od parapetu. Wyszedł z sypialni, zanim Roxana zdążyła coś powiedzieć. Zamknęła rozchylone usta i została na miejscu, mając wrażenie, że przyrosła do materaca.
Mikael był już przytomny. Na pierwszy rzut oka można było nazwać go nawet chaotycznym. Olek zatrzymał się, słysząc dźwięk dotykowej klawiatury i przez moment nic nie mówił, obserwując jak mężczyzna pracuje. Przeskakiwał oczyma pomiędzy monitorami i co chwilę przesuwał skrzynkę przypominającą router odrobinę w lewo lub w prawo. Wystrzelił ramieniem na bok i sięgnął po tablet, kilkukrotnie przybliżając mapę na ekranie. Mrużył oczy, obliczał, myślał. Biorąc pod uwagę sektor firmy, z którego spadli, mógł z dużą dokładnością określić aktualne miejsce ich pobytu. W przybliżeniu nałożył na mapę rozmieszczenie wind, pozaznaczał trasy, które byłyby najbardziej logicznym rozwiązaniem. Przewidywał, szukał. Potem zaczął rozpisywać współrzędne.
- Mam aktywny szyb – zatrzeszczał i popił to stwierdzenie wodą. Sińce pod jego oczyma przypominały czarne worki. Wyprostował palce i dopadł do drugiego z laptopów. Olek bez słowa zaczął nastawiać kawę. Kiedy wrócił z kubkiem do stolika, Mikael trwał w dziwnym zawieszeniu. Obserwował oba monitory, co jakiś czas rzucając okiem na tablet. Wygiął kręgosłup w nawias i pochylił głowę niżej, wpatrzony w jeden punkt.
- Uruchomili coś. – Spojrzał na mężczyznę. – Uruchomili – powtórzył. Żywa maszyna. Kontakt. Olek usiadł przy nim i zajrzał mu przez ramię, nie widząc, co dokładnie blondyn miał na myśli. Podążył wzrokiem za jego palcem na zaciemniony kwadrat. – Tutaj. – M-0 odwrócił głowę, w oczach miał bezsprzecznie ludzką emocję. – Wiem, jak nadać wiadomość.  
Odpowiedz
#82
(26-04-2019, 09:56)Eiszeit napisał(a): - Oswajam trucizny. (...) Mam sztuczną nerkę. Lewa nie poradziła sobie z filtracją toksyn. Wątrobę częściowo wyposażoną w bardziej wydajne receptory, szczątkowo zachowaną naturalną tkankę. Wypaczony układ immunologiczny, otępiony na działanie alergenów, substancji toksycznie czynnych i trujących. Nie jestem zdolna do utrzymania ciąży – wyrecytowała, każde słowo wymawiając coraz ciszej.
No tego się nie spodziewałem. Trochę przerażające eksperymentowanie na własnym ciele i jednocześnie budzące współczucie - takie zatracenie się w swojej pasji, która może cię zniszczyć. Oryginalna postać.

Sugestywnie opisujesz niełatwe relacje bohaterów.

(26-04-2019, 09:56)Eiszeit napisał(a): - Dociągnę to do końca – zaczął – zostanę, bo nie mogę patrzeć, jak mu zależy. – Wskazał głową na salon, w którym M-0 leżał nieprzytomny na krześle. Sztuczny umysł i desperacja wykończyły jego rezerwy późną nocą. Kiedy oczy zgasły w zwiotczałym ciele, Olek przeniósł go na kanapę. Godzinę później blondyn doczołgał się z powrotem do stolika. Pomyślał, że taka determinacja w stosunku do kobiety jest głupotą. I że bardzo dobrze znał podobnego faceta.
Mocne.

Być może coś mi umknęło, ale nie zauważyłem żadnej literówki. Bardzo dopracowany fragment.

Czekam na więcej Smile
Odpowiedz
#83
(26-04-2019, 15:14)Gunnar napisał(a): No tego się nie spodziewałem. Trochę przerażające eksperymentowanie na własnym ciele i jednocześnie budzące współczucie - takie zatracenie się w swojej pasji, która może cię zniszczyć. Oryginalna postać.
Dziękuję Smile Początkowo Roxana powstawała jako bohaterka powieści fantasy, zawodowa trucicielka. Po przeniesieniu postaci do sci-fi chciałam zachować ten motyw, ale potrzebował dopasowania do realiów. Wyszło nieźle Big Grin

Dzięki za wizytę, pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#84
_008

- Nie śpij.
- Nie śpię.
Adrian oderwał potylicę od zimnego betonu. Zamrugał w ciemnościach i spróbował odczytać niewyraźną godzinę w prawym kącie pola widzenia. Na górze był środek dnia. Oni siedzieli w mroku. Tłuste kwadranse wlokły się jeden za drugim, rozciągając jak ciepła plastelina. Ani on, ani Frederica nie zwracali na to uwagi. Pytała go o różne rzeczy. O kobietę, która podkupiła zlecenie, o reakcję Schindlera i o środek, który jej podano. Nie potrafił udzielić informacji tak precyzyjnie, jakby sobie tego życzyła. Potem zapytała go o Dziewiątkę, a on przestał udzielać informacji w ogóle. Spędzili w milczeniu ponad trzy godziny, doświadczając z niesamowitą wyrazistością swoich organizmów. Mężczyzna nie był świadom, że z pragnienia można chcieć wypić własną krew. Wyobrażał ją sobie, buchającą w zimnym, betonowym piekle, słoną i metaliczną. Widział jak parowała. Ścierpło mu gardło, język nie pasował do ust. Końcówka przywierała do suchego podniebienia, po oderwaniu piekąc paroksyzmem bólu.
- Myślę, że już ich nie ma. Niczego nie czuję. – Szept Fredericy brzmiał jakby nałykała się piachu. Mrugnęła, podrażniając gałki oczne suchymi powiekami i poruszyła się przy boku Łowcy. Oboje siedzieli na jego kurtce, powoli przekraczając barierę leniwego zrezygnowania. Żadne z nich nie powiedziało tego na głos, ale oboje czuli, że już tutaj zostaną. Dziewczyna uznała, że to nie byłoby takie złe. Powoli zaczynała widzieć, chociaż brzegi były rozmyte, a obraz mało ostry. Pomyślała, że rozróżniałaby światła i cienie, nie potrafiąc identyfikować przedmiotów. Mimo wszystko nie pojawiła się w niej radość, że odzyskuje wzrok. Najprawdopodobniej nie miało to znaczenia. Na popękanym suficie co jakiś czas pojawiała się czerwona struga światła. Alarm już nie wył, ale zepsuta dioda nadal pracowała. Frederica wbiła oczy w sufit, przyglądając się swoim tępym myślom.
- Dlaczego mnie nie zabiłeś jak spadliśmy? – zapytała. Poczuła, że skóra na dolnej wardze pęka, mała kotlinka wypełniła się krwią. Zassała słoną ciecz i przejechała językiem po zębach.
- Zastanawiałem się, jak znaleźć wyjście. Nie miałem na to czasu – stwierdził, poruszając się niemrawo. Zastane mięśnie przypominały zimne kamienie. Zdążył się już ubrać, lepka koszulka przylegała do niego jak gorsza skóra. Czuł zapach swojego ciała i jej ciała, dziwny i mniej natarczywy. – Potem pomyślałem, że to będzie akt łaski – dopowiedział i przez chwilę rozbrajali te słowa. Oboje wiedzieli, że nie mówił wszystkiego. Frederica nie naciskała, obserwując kolejną serię czerwonego światła.
- Nie masz oczu ofiary. – Usłyszała i odwróciła głowę w jego stronę. Najprawdopodobniej uniosłaby brew, ale jej twarz zdawała się być sztywna z wyczerpania. Zapytała, co przez to rozumiał.
- Nie ma w nich ogłupienia. Takie spojrzenia przypominają oczy patroszonych cieląt. Nierozumne, proszące o współczucie. Oczekujące odpuszczenia dlatego, że dostali w naturze role ofiar. Każdy jest jednym i drugim jednocześnie. Pytanie z jakimi oczami mu wygodniej – stwierdził, wyciągając nogi przed siebie. Mróweczki odrętwienia przebiegły po twardych udach na pachwiny, poczuł jak coś pulsuje w obolałym członku, żeby za chwilę znowu usnąć, do następnego ruchu. – Chciałem zobaczyć co potrafisz. O co tyle hałasu. Dlaczego płacą za ciebie takie kwoty i uprawiają ze mną seks – wyjaśnił. Roxana miałaby pewnie inne zdanie na temat tego, co wydarzyło się tamtej nocy, ale tu jej nie było. Frederica zmrużyła oczy, wyostrzając kontur jego sylwetki. Przypominał czarną masę pełną sprzecznych emocji. Przez chwilę widziała go wyraźniej, kiedy kolejna smuga czerwieni wpadła do pomieszczenia. Zmarszczyła brwi i nieoczekiwanie wyprostowała plecy.
- Ta dioda ciągle miga – stwierdziła cicho, potem powtórzyła to głośniej. – Miga. – Uchwyciła palcami parapet i próbowała się podciągnąć. Maleńkie mięśnie ramion zawibrowały i puściły, syknęła oparłszy się na skręconej kostce. Adrian dźwignął się na nogi i podniósł ją za sobą. Nie rozumiał o co chodziło, ale czuł tę nienaturalnie żywą ekscytację.
– Powiedz mi, jak to miga – poleciła, przykładając czoło do zimnej szyby. Widziała rozbłyski czerwieni ginące w rozmyciu przed oczyma. Mężczyzna zaczął wpatrywać się w punkt na rogu komunikatora. Recytował serie mignięć, nie wiedząc co oznaczają jej rozłożone palce, które dokładała jeden po drugim w znanej sobie sekwencji. Po dłuższej chwili zorientował się, że zatoczyli koło, a on mówi to samo. Przy trzecim razie zaczął robić to, co dziewczyna.
- Jest. – Zaczął prostować palce, odliczając czas do kolejnego sygnału. – Następny. – Krótsza przerwa i kolejne mignięcie. Potem znów dłuższa ciemność i seria trzech rozbłysków. Frederica zaczęła się uśmiechać, ignorując fakt, że rozpruwa sobie wargi.
- To jest napis. Napis w standardzie Unicode – szepnęła – jeszcze raz – zarządziła i zmarszczyła czoło, zapominając o pragnieniu, o głodzie i o tym, że każda kończyna ciała wydaje się być dokręcona do stawu zardzewiałą śrubą. Łowca powtarzał.
– Współrzędne – powiedziała wreszcie tak cicho, że ledwie ją zrozumiał. Przy kolejnej serii mignięć zaczęła recytować. Zapamiętał początek i końcówkę, żeby odnaleźć zapis w historii mechanizmu. Przegrzebywał własną głowę, dosłownie i w przenośni. Poczuł nowy smak w suchym gardle, determinacja rozlała się z jego przełyku do płuc i niżej, powoli obejmując całe ciało.
- To jest namiar na czynną windę? – zapytał. W środku niego coś błagało żeby potwierdziła, że dobrze się zrozumieli. Skinęła głową i trzymając się parapetu zaczęła sunąć wzdłuż okna. Mikael. Wiedział, że potrafiłaby odczytać jego komunikat. Sam ją tego nauczył. Pomyślała to imię jeszcze raz i zakopała je głęboko w sobie, jak cenny talizman. Usłyszała brzęczenie klamerek, kiedy Łowca zakładał kurtkę i uczepiła się jego rękawa zaraz po tym. Krok za krokiem wyszli na klatkę schodową, pustą jak oczodół w gigantycznej czaszce. Zaczęli schodzić niżej.
 
Błąkali się czterdzieści trzy minuty. Adrian widział czas obok podświetlonych współrzędnych i rzutu zapamiętanej trasy. Winda, według wytycznych, znajdowała się w innym molochu mieszkalnym. Przedzierali się przez osiedle po przekątnej, omijając potencjalnie niebezpieczne miejsca. Kazał jej iść środkiem, z dala od wybitych okien i bram wbudowanych w fasady budynków. Instynktownie omijała przeszkody, idąc na słuch. Stawiała stopy prawie tak samo jak mężczyzna, starając się nie obciążać kostki. Zatrzymała się zaraz za nim, próbując wyciągnąć z mroku jakiekolwiek zarysy kształtów. Poczuła nagły ścisk żołądka, kiedy się odezwał.
- Korytarz się zawalił – ocenił i podszedł bliżej do gruzowiska, korzystając ze zmysłu, którego dziewczyna była pozbawiona. Ukucnął, macając dłonią w pustej niszy. Wsadził do środka całe ramię, starając się ocenić rozmiar przejścia. Wyprostował się powoli i otarł wargi dłonią. Frederica znała na pamięć ten koktajl w jego głowie. Wiedziała, że się zastanawiał. Oboje wiedzieli, że nie mogą iść naokoło. Nie wystarczy im na to sił. Powiedział, że muszą się przeczołgać. I że musi iść pierwsza. Osunęła się przy nim na kolana i zaczęła macać dłońmi płyty chodnikowe. Rozgarnęła gruz palcami i położyła się płasko na ziemi. Zaczęła wczołgiwać się w ciasną szczelinę, czując jak ostre odłamki szorują po jej brzuchu. Zacisnęła powieki i usta, coś zaczepiło o rękaw jej koszulki. Odbiła na prawo dosłownie centymetry i nadziała się na kolejną ścianę. Nie było więcej miejsca. Za sobą miała mężczyznę, przed sobą metry ciasnego korytarza. Koślawo sięgnęła ręką do góry, trafiając palcami na poszarpany beton. Poczuła jak ciepło wezbrało w chudej piersi i rozlało się na policzki. Serce zadudniło jej w uszach. Zacisnęła zęby i zaczęła przeć naprzód. Adrian przez chwilę myślał, że dziewczyna się nie poruszy. Zostanie w tym zastygnięciu, usztywniona strachem i klaustrofobicznym uciskiem, a on za nią, wciśnięty pod stertę gruzu jak wygłodzony szczur. Zdawał sobie sprawę, że jeśli trafią na przeszkodę wycofanie się będzie prawie niemożliwe. Rozdzierał kurtkę o chropowate ściany, dysząc i zmuszając wychłodzone mięśnie do wysiłku. Napływająca do nich gorąca krew sprawiała, że boleśnie puchły. Pomyślał, że to co robili przypomina mu pchanie się na świat z wnętrza wyjątkowo plugawej matki. Przedzierali się w mroku i ciasnocie prawie siedem minut, najdłuższych w jego życiu.
Wygrzebali się po drugiej stronie, czując ciężki napór stęchłego powietrza i przez chwilę leżeli płasko na brzuchach, starając się nie oddychać zbyt głośno. Mężczyzna podniósł się na kolana i pociągnął ją za sobą. Wyszli prosto na trakt komunikacyjny. Pod nimi ziało kilkadziesiąt metrów czerni, po obu stronach ciągnęły się potrzaskane barierki zabezpieczające. Zaczęli iść przed siebie. Dziewczyna marszczyła brwi, próbując zlokalizować jakiekolwiek stworzenia, ale nie wyczuwała niczego, co mogło im zagrozić. Wyczuła jedno z nich dopiero, kiedy weszli na teren zamkniętego osiedla. Wyczuła je zbyt późno. Coś nią szarpnęło, uderzyła głową w ścianę, słysząc kłapnięcie własnych zębów. Poczuła podmuch na policzku, gdy coś minęło jej twarz o milimetry. Szarpnęła się i upadła, potykając o porzucony kawał blachy. Usłyszała jak Łowca zwala się na ziemię, grzechocząc zamkami kurtki, a jego buciory ryją potrzaskaną podłogę. Wierzgał, rozwalając gruz w chaotycznej szarpaninie z czymś szalonym. Frederica wciskając się w ścianę widziała dwa skłębione kształty, dwie czarne masy, których nie umiała rozróżnić. Oba nastawienia były pierwotne i ślepe w okrucieństwie. Tak samo prymitywne w żądzy przeżycia i pragnieniu mięsa. Jedno z nich było bardziej agresywne. Wiedziała, że to wściekłość Grossa. Syknął, a potem coś zdławionego wypadło z jego gardła, jakby zakrztusił się bólem. Impulsy poruszyły się w głowie dziewczyny bez udziału woli. Poczuła, że drętwieją jej dłonie i przeraziła się, kiedy mężczyzna wrzasnął. Ten krótki dźwięk był czymś nienaturalnym i nieoczekiwanym, nie wiedziała, czy nie trafiła w niego. Wrzask rozbił się spiętrzonym echem pod sufitem dziedzińca, a kiedy umilkł, zaczęli słyszeć coś innego. Cichy, dziwnie robaczy pisk. Kwilenie trwało prawie minutę, zanim we Fredericę uderzyły zawroty głowy i smród. Zapach przesmażanej krwi i odór ozonu. Adrian odczołgał się na plecach od skwierczącego stworzenia, pozwijanego w świdry bólu. Widział jak ryło pazurami w dziurawych płytach i rozchylało zdeformowany pysk. Wokół łysego łba pojawiły się nitki dymu. Gotowała mu głowę. Łowca spojrzał na Fredericę, a sekundę później jednocześnie odwrócili twarze w kierunku jednego z balkonów. Coś trzasnęło najpierw tam, potem niżej. Kolejne chaotyczne dźwięki docierały z czarnej gardzieli punktu aptecznego i jubilera. Puls załomotał mu w skroni, pociągnął ją za ramię, czując, że jest dziwnie wiotka i zaczął przesuwać się blisko ściany w kierunku tarasu dawnej restauracji. Ból pełzł z boku jego szyi za ucho, kąsając napięte receptory. Jeszcze jeden krok, dwa następne, potknął się i zwalił na kolana, podnosząc się tak szybko, jakby wcale tego nie było. Przestawał panować nad motoryką ciała. Zaparł się buciorami o ziemię i kazał dziewczynie wejść na górę po swoich plecach. Podciągnął się zaraz za nią, słysząc po raz pierwszy agonalne dźwięki stworzenia, które zamordowała. A potem jeszcze coś. Do ochłapu ciągnęło rozbite stado. Charczało i świszczało, komunikując się ze sobą w przerażająco wibrujący sposób. Łowca i dziewczyna popędzili tarasem do lokalu, potem na prawo w ciasne korytarze kuchennego zaplecza. Frederica instynktownie próbowała iść wyżej, łapała dłonie Łowcy i dźwigała się za nim, wytężając pulsujące mięśnie. Dotarło do niej, że słabiej zaciskał palce, kiedy go trzymała. Wpadli do magazynu i otworzyli tylne drzwi. Przez chwilę wydawało się, że są bezpieczni, a zaraz potem Adrian wciągnął ją z powrotem do środka i otaczając ramionami wcisnął ich w kąt pomieszczenia. Nie wiedziała co się dzieje, dopóki nie wyczuła wrogiej, charczącej obecności kilka metrów od nich. Bała się, że stworzenie usłyszy jej łomoczące serce. Musiało je usłyszeć, huk krwi w skroniach był po prostu zbyt głośny. Przez chwilę myślała, że mężczyzna zasłania jej uszy, ale przesunął dłonie na policzki, zatykając oba kciuki pod kości szczęki. Wcisnęła się w twardy brzuch, po obu stronach miała jego uda. Próbowała odwrócić głowę, ale jej nie pozwolił. Zrozumiała, że skręci jej kark, gdyby coś przelazło przez rozchylone drzwi. Akt łaski. Poczuła ciepło na łopatce, tam gdzie dotykała lewej strony jego klatki piersiowej. Zorientowała się, że krwawił. Adrian także to wiedział i zdawał sobie sprawę, że gdyby stworzenie wżarło się odrobinę niżej, miałby przeprutą żyłę podobojczykową. Krwawienie było obfite, ale niegroźne. Bał się innych następstw ugryzienia, które powoli zaczynał odczuwać. Uderzenia gorąca, chaotyczne wybijanie rytmu serca i postępujące odrętwienie lewej strony ciała. Pochylił głowę i na moment przestał oddychać, wpatrując się w rozchylone drzwi. Coś za nimi przesunęło się na prawo, prawie zajrzało do środka i znikło w mroku, pędząc w stronę sygnałów nadawanych przez swoich pobratymców. Gdyby nie charczenie, Adrian nie zorientowałby się w porę, że stworzenie było za drzwiami. Oboje jeszcze przez chwilę trwali w napiętym zawieszeniu, zanim podnieśli się na nogi. Łowca musiał próbować dwukrotnie, zanim mu się udało. Spojrzeli na siebie. On na umorusaną, wymęczoną dziewczynę, ona na czarny kontur pulsujący strachem. Stanęli obok siebie i poszli naprzód. Według mapy zostało im do pokonania niecałe pięćset metrów. Poruszali się wolniej, ciszej i z większą rozwagą, wyprężając nerwy, kiedy zagrzechotała najmniejsza bryłka gruzu. Powoli oddalali się od źródła zagrożenia, nie pozwalając sobie w to uwierzyć, ani się uspokoić. Frederica zastanawiała się, co stworzenia zrobiły z martwym osobnikiem. Czy pożarły jego ugotowany łeb. Poczuła, jak rękaw Łowcy wyszarpuje się z jej dłoni i początkowo chciała powiedzieć, żeby się nie wydurniał i przestał zaczynać od nowa. Usłyszała tąpnięcie i zorientowała się, że upadł. Przez chwilę nie wiedziała, co ma robić, słyszała jak nieskładnie próbował usiąść pod ścianą korytarza.
- Jak miniesz halę targową zostanie jeszcze jakieś dwieście metrów. Potem na prawo, w bramę. Na końcu, za klatkami schodowymi jest winda – brzmiał jakby ukradł cudzy głos. Dopadła do niego, kładąc dłonie na zimnych rękach, potem na mokrej klatce. Uniosła zakrwawione palce do twarzy, krew śmierdziała czymś jeszcze.
- Dlaczego to mówisz? Wcześniej nie mówiłeś. – Zamilkła, czując panikę wzbierającą w głosie. Szarpnęła go za rękaw, mogąc równie dobrze próbować podnieść piętro kondygnacji. Ciemność zdawała się uśmiechać. Szarpnęła jeszcze raz. – Musisz wstać – warknęła. Nie trafi tam sama. Nie da rady tam dojść. Rąbnęła pięściami w jego pierś i poczuła przepływający ładunek. Dziurawy, poszarpany impuls podrygujący w ciele. Jakby był rozstrojony. Dwa szybkie uderzenia, potem nic. Jedno, drugi ton w długim odstępie czasu od pierwszego. Cztery szybkie walnięcia, cisza. Zdezorientowana poczuła, że nadal na nią patrzy, ale już jej nie widzi. Instynktownie, na ślepo ułożyła dłoń na jego mostku. Ładunek wezbrał z głębszych obszarów niż do tej pory, a potem przepłynął. Jej własne serce podskoczyło, wstrząśnięte wiązką prądu, a ustrój rozedrgał się na kilka sekund. Poczuła jak mężczyzna drgnął i skurczył palce, a potem zaczął pracować w równym tempie. Raz, dwa, raz, dwa, miała poparzone opuszki palców. Nie oddychając spuściła głowę i walnęła brodą w jego mokrą koszulkę, zanim osunęła się na bok. Miała wrażenie, że znowu leci jej z nosa, ale nie była pewna. Potarła twarz dłonią, rozmazując na czole jego krew.
- Musimy iść – powtórzyła i pozostała nieruchoma. Adrian także się nie poruszył, w strachu, że najmniejsza zmiana pozycji zaburzy chwiejną równowagę jego tętna. Mocny puls rozpychał się w żyłach, wstrząśnięty przedziwnym prezentem, jakim go obdarzyła. Nie potrafiłby powiedzieć niczego w tej sytuacji, więc milczał. Po kwadransie podniósł się pierwszy, podpierając o ścianę korytarza. Kiedy dziewczyna dźwignęła się do pionu stał już pewniej na nogach. Złapał ją, zanim z powrotem gruchnęła na ziemię.
- Jak? – zapytał i zanim zdążyła zaprotestować, posadził ją sobie na biodrze tak jak wtedy, gdy uciekali do mieszkania. Oplotła go ramionami, czując, że jej głowa stała się ołowianie ciężka.
- Stary sposób informatyków. Jak nie działa to resetować – stwierdziła i nie powiedziała już niczego więcej. Wznowili marsz do windy, on na nogach, ona na jego rękach.

Adrian stawiał koślawe kroki. Przedzierał się przez osiedle w przerażająco wolnym tempie, co chwila przystępując, żeby się nie przewrócić. Gdyby upadł, to byłby koniec. Dziewczyna zaczynała bezwładnie zwisać, więc chwycił ją inaczej. Pod palcami miał krótkie włosy i pulsującą potylicę. Najgorszy był moment, kiedy zobaczył windę. Wydawało mu się, że droga do szybu jest nienaturalnie rozciągnięta. Coś, co powinno go zmotywować ostatecznie rąbnęło w głowę jak obuch i kazało stanąć. Zaczął wierzyć, że miło będzie usiąść i po prostu zaczekać, aż winda sama przyjdzie. Potrząsnął głową, przygryzł język i z tytanicznym wysiłkiem oderwał stopę od podłoża. Pięćdziesiąt metrów, dwadzieścia. Dwanaście. Dwa. Stanął przed drzwiami. Położył dłoń na panelu po prawej stronie i przez chwilę był pewien, że nic się nie wydarzy. Z opóźnieniem, prawie niedostrzegalnie, strzałka podświetliła się na niebiesko. Kilkadziesiąt pięter wyżej coś ożyło i zaczęło sunąć ku nim. Frederica otworzyła oczy i zobaczyła kołnierz jego kurtki. Drgnęła niespokojnie przy fali zgrzytów towarzyszących rozsuwaniu się drzwi i zobaczyła światło. Weszli prosto w nie, do maleńkiej przestrzeni, która wydawała się absurdalnie bezpieczna. Wyczuła kilkanaście stworzeń. Pewnie zwracały łby w stronę zgrzytliwego dźwięku, pewnie biegły w ich stronę. Nie miało to żadnego znaczenia. Wjeżdżali na górę.
 
*~*~*
Odpowiedz
#85
(29-04-2019, 09:28)Eiszeit napisał(a):
Tłuste kwadranse wlokły się jeden za drugim, rozciągając jak ciepła plastelina. 
Ładne, artystyczne zdanie.

(29-04-2019, 09:28)Eiszeit napisał(a):
Żadne z nich nie powiedziało tego na głos, ale oboje czuli, że już tutaj zostaną. Dziewczyna uznała, że to nie było(by?) takie złe. 
(...)
– Potem pomyślałem, że to będzie akt łaski (nadliczbowa spacja) – dopowiedział i przez chwilę rozbrajali te słowa. Oboje wiedzieli, że nie mówił wszystkiego. Frederica nie naciskała, obserwując kolejną serię czerwonego światła. 

(29-04-2019, 09:28)Eiszeit napisał(a):
- Nie masz oczu ofiary. – Usłyszała i odwróciła głowę w jego stronę. Najprawdopodobniej uniosłaby brew, ale jej twarz zdawała się być sztywna z wyczerpania. Zapytała, co przez to rozumiał. 
- Nie ma w nich ogłupienia. Takie spojrzenia przypominają oczy patroszonych cieląt. Nierozumne, proszące o współczucie. Oczekujące odpuszczenia dlatego, że dostali w naturze role ofiar. Każdy jest jednym i drugim jednocześnie. Pytanie z jakimi oczami mu wygodniej – stwierdził, wyciągając nogi przed siebie. 
Ciekawy wgląd w psychopatyczny umysł.
Choć tak zastanawiam się, gdzie oni w enklawie bydło chowali Wink
Chów bydła jest bardzo przestrzenno i wodochłonny. Już teraz w laboratorium można hodować mięso, co prawdopodobnie jest naszą przyszłością - zanik tradycyjnych hodowli na rzecz mięsa z próbówki.
Po prostu zastanawiam się, czy Adrian miał okazję na własne oczy widzieć krowę, czy po prostu wyraża obiegową opinię.
W ogóle ciekawa sprawa w takim megamieście. Czy gdziekolwiek jest jakaś choćby namiastka dzikiej przyrody? Jakieś drzewa, zwierzęta?

(29-04-2019, 09:28)Eiszeit napisał(a):
Zaczął wierzyć, ze miło będzie usiąść i po prostu zaczekać, aż winda sama przyjdzie.




W pewnym momencie już obawiałem się, że uśmiercisz łowcę. Trochę dziwne zważywszy, że to psychopata. Jednak zaczynam domyślać się, że jest taką samą ofiarą systemu jak Federica.
Dobre opisy akcji i zwroty fabuły. 
Want more Wink
Odpowiedz
#86
(01-05-2019, 21:50)Gunnar napisał(a): Ciekawy wgląd w psychopatyczny umysł.
Choć tak zastanawiam się, gdzie oni w enklawie bydło chowali Wink
Chów bydła jest bardzo przestrzenno i wodochłonny. Już teraz w laboratorium można hodować mięso, co prawdopodobnie jest naszą przyszłością - zanik tradycyjnych hodowli na rzecz mięsa z próbówki.
Po prostu zastanawiam się, czy Adrian miał okazję na własne oczy widzieć krowę, czy po prostu wyraża obiegową opinię.
W ogóle ciekawa sprawa w takim megamieście. Czy gdziekolwiek jest jakaś choćby namiastka dzikiej przyrody? Jakieś drzewa, zwierzęta?
Nie sądzę, żeby zobaczył obrazki z rzeźni na własne oczy, ale na pewno oglądał materiały, z których szczegółowo wynika co i jak Wink 
Najbardziej "zielono" jest na samej górze. Nie ma naturalnych rezerwatów przyrody, parków itp., wszystko zostało wyhodowane sztucznie i stanowi element estetyki miasta, wkomponowany w otoczenie. Samo mięso jest towarem luksusowym, zwłaszcza te hodowane w miarę naturalnie (nie w warunkach laboratoryjnych, ale na sztucznej paszy itp.). Wykorzystuje się je rzadko i za duże pieniądze - tym samym też tylko "góra" pozwala sobie na takie zachcianki. Na niższych kondygnacjach można spotkać bezdomne psy i koty. Funkcjonują hodowle zwierząt rasowych, ale ras jest znacznie mniej niż dzisiaj i to również jest towar luksusowy Smile

(01-05-2019, 21:50)Gunnar napisał(a): W pewnym momencie już obawiałem się, że uśmiercisz łowcę. Trochę dziwne zważywszy, że to psychopata. Jednak zaczynam domyślać się, że jest taką samą ofiarą systemu jak Federica.
W pierwszym odruchu poczułam zaskoczenie, bo myślałam, że raczej wolałbyś taki przebieg wydarzeń Big Grin
Naniosłam wszystkie poprawki.

Dzięki za wizytę i pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#87
(02-05-2019, 07:18)Eiszeit napisał(a):
(01-05-2019, 21:50)Gunnar napisał(a): W pewnym momencie już obawiałem się, że uśmiercisz łowcę. Trochę dziwne zważywszy, że to psychopata. Jednak zaczynam domyślać się, że jest taką samą ofiarą systemu jak Federica.
W pierwszym odruchu poczułam zaskoczenie, bo myślałam, że raczej wolałbyś taki przebieg wydarzeń Big Grin
Gdy się go na początku poznaje, czytelnik myśli "Jak długo główni bohaterowie będą się z nim męczyć zanim epicko zejdzie z tego świata?" Big Grin
Ale odkąd zaczyna zdradzać pewne ludzkie odruchy, zwycięża ciekawość "czy przejdzie na jasną stronę mocy?" Wink

PS: Dzięki za wyjaśnienia o roślinach i zwierzętach.
Teraz nawet sobie pomyślałem, że w ramach prania mózgi i odczłowieczania w celu eliminacji ludzkich odruchów, puszczali łowcom różne świństwa, także sceny uboju zwierząt.
Odpowiedz
#88
(02-05-2019, 11:14)Gunnar napisał(a): Gdy się go na początku poznaje, czytelnik myśli "Jak długo główni bohaterowie będą się z nim męczyć zanim epicko zejdzie z tego świata?" [Obrazek: biggrin.gif]

Ale odkąd zaczyna zdradzać pewne ludzkie odruchy, zwycięża ciekawość "czy przejdzie na jasną stronę mocy?" [Obrazek: wink.gif]

Teraz nawet sobie pomyślałem, że w ramach prania mózgi i odczłowieczania w celu eliminacji ludzkich odruchów, puszczali łowcom różne świństwa, także sceny uboju zwierząt.
Cieszę się, można powiedzieć, że był to zamysł tworzenia tej postaci. A z jasną stroną mocy...to skomplikowane Wink
 
Wyciągasz bardzo trafne wnioski Big Grin
Odpowiedz
#89
Wnętrze samochodu było rozgrzane, a powietrze duszne od zapachu okablowania. Jechali długo. Wokół nich robiło się coraz bardziej pusto. Po zjechaniu na trzecią platformę mieli drogę tylko dla siebie. Nad nimi, jak asfaltowe macki ośmiornicy wiły się spiętrzone ulice. Przecięli skrzyżowany trakt komunikacyjny, zjeżdżając z trzeciej kondygnacji.
Olek zamknął kratkę wentylacyjną po stronie kierowcy. Gorąc buchał mu w twarz, wciskał się do nosa i wysuszał gardło. Próbował przykręcić ogrzewanie, ale jego towarzysz notorycznie protestował, mówiąc, że jest zimno. Tłumaczył to faktem, że przy niskiej masie ciała zaburzenia termoregulacji były stanem naturalnym. Olek pomyślał, odklejając koszulkę od rozgrzanego fotela, że chrzani tego typu stany naturalne. Był zły, kanciasta broń Łowcy zatknięta za pasek spodni wciskała mu się w plecy. Zaczynał czuć, jak odbija się na nim brak porządnego spania i niska kaloryczność śmiesznej porcji proszkowej jajecznicy. To wszystko i jeszcze trochę więcej składało się na konsekwencje dwóch ostatnich nocy. Zapłacił gigantyczne odszkodowanie zapienionemu dyrektorowi hotelu, który zażądał wyjaśnień, co działo się w pokoju numer trzysta trzydzieści trzy. I w jaki sposób w wyniku „kameralnego spotkania” wybito dziurę w drzwiach łazienki i potrzaskano cztery krzesła na cztery, które były w apartamencie. Mówił dodatkowo o zniszczonych frontach, uszkodzonej szybie i zakrwawionym zlewie. To ostatnie było najbardziej niepokojącym punktem przesłuchania. Olek tłumaczył się pokrętnie i mało wiarygodnie, w ostateczności wyrównując koszty naprawy zniszczeń. Jego zdaniem wyliczenie zostało zawyżone. Roxana poinformowała go, że wyrówna mu to przy kolejnej wypłacie. Nie skomentował tego, nadal nie potrafiąc z nią normalnie rozmawiać. Pożegnała się z nim dotknięciem zimnego policzka i równie zimnymi oczyma. Wiedział, że nie była kobietą, która pozwalała na cofnięcie raz przyjętego komunikatu. Bardzo dobrze zrozumiała, co miał jej do powiedzenia i weszła w fazę godzenia się z tym faktem. On także chciałby już tam być.
M-0 oderwał wzrok od wyświetlacza i spojrzał na prawo. Obok nich wyrastała ściana monstrualnego budynku osiedlowego. Wyglądała jak rozstąpiona, mojżeszowa fala. Mężczyzna wrócił wzrokiem do telefonu.
- Cały czas się przemieszcza – wyjaśnił. Czerwona kropka, oznaczająca nawigator Grossa, przesuwała się ku górze od kilkudziesięciu minut. Pojawiła się na mapach blondyna niecałą godzinę wcześniej, prowokując natychmiastową reakcję. Uparł się, że jedzie z Olkiem i w drodze manipulacyjnego szantażu zjadł cztery saszetki na raz. Stosował się do wszystkich zasad jakich od niego wymagano, skupiając na nawigowaniu i starając się nie zasłabnąć. Przez całą drogę zupełnie nieanalitycznie nie zakładał możliwości, że Frederice mogło się nie udać.
- Myślisz, że są we dwoje? – usłyszał pytanie Olka i pokręcił głową.
- Nie wiem. To tylko jego nawigator. Ale jeżeli zginął na dole, mogła zabrać ze sobą jego oko – wyjaśnił, a po chwili dodał pytające „no co”, widząc trudne do zdefiniowania spojrzenie.  Oddala się – poinformował, przybliżając do twarzy tablet, na którym wyświetlał mapę trasy zaginionej dwójki. Nieoczekiwanie na ekran telefonu wskoczyło okno wiadomości. Olek zacisnął dłonie na kierownicy i drgnął, kiedy blondyn rąbnął chudymi kolanami w schowek, prostując się na fotelu pasażera.
– Wysłała współrzędne. – Jego głos zawibrował i wybrzmiał typowo ludzką ekscytacją. – Napisała, że ma jego telefon. – Spojrzał na mężczyznę, ale nie doczekał się komentarza. Próbował zadzwonić pod obcy numer, ale notorycznie zderzał się z głosem automatycznej sekretarki. Poruszył się niespokojnie i mocniej chwycił pas bezpieczeństwa, kiedy autem zarzuciło na wyrwie. Standard nawierzchni ulegał pogorszeniu im niżej się znajdowali. Zostali połknięci przez tunel i wystrzelili po drugiej stronie, zjeżdżając po łuku coraz niżej. Nie wiedząc, co powinien zrobić, zaczął lokalizować telefon, z którego dostarczono wiadomość.
– Wyszli na środkowej platformie drugiej kondygnacji. Widzę to miejsce z dokładnością dziewięćdziesięciu procent. Musimy zjechać niżej – zakomunikował, obserwując zielony trójkąt, którym oznaczył Fredericę. Czerwona kropka towarzyszyła mu tylko przez chwilę, a potem zaczęła się oddalać.
– Wyszli we dwoje – stwierdził cicho, tym razem z wyraźnie brzmiącym, prawie groteskowym niedowierzaniem. Olek spojrzał na niego pytająco, po chwili wracając wzrokiem do ulicy.
- Szczerze mówiąc byłem pewien, że Łowca da radę, przecież znał topografię – zauważył. M-0 spojrzał na niego, próbując odgadnąć, czy mężczyzna jest szczerze niepoinformowany, czy próbował żartować. Niejednokrotnie usłyszał od społeczeństwa, że nie posiada poczucia humoru, dlatego wolał się upewnić.
- Na dole jest gatunek – wyjaśnił, ale odpowiedziało mu kolejne pytające spojrzenie.
- Gatunek został stworzony przez Rząd na przełomie dwa tysiące dziewięćdziesiątego i dziewięćdziesiątego pierwszego roku. Założeniem był tani projekt militarny, bazujący na połączeniu zwierzęcego instynktu i ludzkiej motoryki, charakteryzujący się dużą odpornością fizyczną i stosunkową łatwością sterowania. Dwukrotnie wykorzystano testową populację w niewielkiej skali i okazało się, że projekt nie spełnia swojej funkcji. Tresura okazała się niemożliwa, a wpływ na układ neuronalny lub genotyp kończył się śmiercią, albo upośledzeniem ustroju. Wszystkie osobniki projektu delegowano na dół w celu utylizacji. Kondygnacja zero nie była już wtedy zamieszkiwana przez ludzi, Enklawa miała pełne dwie platformy i rozbudowywała trzecią. Problem wygenerował się cztery lata później. Podczas eksterminowania pierwszej kondygnacji na potrzeby stworzenia Sortu odkryto, co dzieje się niżej. Kilku testowych materiałów nie udało się efektywnie zutylizować. Nie zostały przeprowadzone badania mogące wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Osobniki były nieodławialne. Niepozbawione funkcji rozrodczych zaczęły się rozmnażać i dostosowywać do warunków panujących na dole. Utraciły zmysł wzroku, jednocześnie rozwijając słuch do ponadprzeciętnego stopnia. Nieustannie mutujący genotyp doprowadził do wykształcenia innych cech, zwiększających szanse na przetrwanie w narzuconych warunkach. Gatunek jest padlinożerny. Próba powtórnej utylizacji, najprawdopodobniej przy użyciu silnej chemii byłaby niemożliwa. Środowisko skażone na długie lata uniemożliwiałoby jakiekolwiek prace renowacyjne. Ich liczba została absurdalnie ograniczona z uwagi na gatunek, ale stosunkowo szybko Rząd wpadł na pomysł jak można wykorzystać zaistniałą sytuację. Na dole sortowi żołnierze pozbywają się wszystkich ciał utylizowanych przy eksterminacjach, niektórych rekrutów, materiałów szkoleniowych, ofiar zleceń i manipulacji rządowych. Gatunek wykorzystany w takiej formie spełnia lepszą rolę niż pierwotna, do której został wyhodowany. Problem pojawia się w momencie, kiedy utkniesz tam, jeszcze żyjąc – wyjaśnił. Olek milczał, próbując to sobie poukładać. Uznał, że nie jest w stanie i na kwadrans skupił się już tylko na drodze. Blondyn był aktualnie chaotycznym nawigatorem, więc poprosił, żeby zamontował telefon na chwytaku i pozwolił mu jechać po swojemu. Jechali trasą pomiędzy dwoma molochami na których, jak na kolumnach, stały wyższe kondygnacje ich świata.  
- Bardzo zależy ci na tej dziewczynie – stwierdził nieoczekiwanie. M-0 spojrzał na niego znad tabletu.
- Mamy wspólny cel – zabrzęczał, ale jego oczy zamigotały, a z lewego prawie całkiem spełzła niebieska mgła. – Nadała mi imię – powiedział już bardziej składnie, chociaż Olek nie mógł oprzeć się wrażeniu, że władanie językiem sprawiało mu trudności. Coraz wyraźniej widział, że M-0 jest podzielony. Osobiście wolał tego drugiego, bardziej przypominającego organizm, niż maszynę.
- Jakie to imię? – zapytał, próbując jak najdłużej utrzymać w przytomności jego żywą część. Blondyn próbował odpowiedzieć, ale coś go zablokowało. Przez chudą twarz przeszedł krótki spazm, potem odwrócił głowę i wlepił w tablet znów całkiem sztuczne oczy. Resztę trasy pokonali w milczeniu. Na zewnątrz furkotało powietrze, nieliczne neony reklamujące firmy z piątej kondygnacji rozpraszały czerń.
 
Znaleźli ją w ciasnej uliczce pomiędzy dwoma lokalami. Dygotała na schodach, zaciskając w palcach telefon Adriana. Siedziała na skórzanej kurtce. Początkowo nie zrozumiała kogo ma przed sobą. Majaczący przed oczyma cień próbował do niej mówić, dużo i bardzo szybko. Potem poczuła uścisk jego ramion. Wycieńczenie i strach przylgnęły do niej jak druga skóra i w pierwszym odruchu chciała się wycofać. Ktoś silniejszy wziął ją na ręce.
Olek niósł dziewczynę do samochodu, starając się na nią nie patrzeć. Z dziwnym opóźnieniem dotarło do niego, że nigdy nie chciałby doświadczyć takiej czerni i ciszy, w jakiej ci dwoje musieli żyć przez prawie dwie, potworne doby. Zatrzymał się tylko na chwilę, żeby wyrzucić broń do jednego z kontenerów. Wpadła w mrok i odbiła się z grzechotem od blaszanego dna, a on poczuł się zdecydowanie lżejszy.
 
*~*~*
Odpowiedz
#90
(03-05-2019, 20:30)Eiszeit napisał(a): Po zjechaniu na trzecią platformę byli już jedynym pojazdem na drodze.
Intuicyjnie wiadomo o co chodzi ale formalnie brzmi jakby pasażerowie byli pojazdem.

(03-05-2019, 20:30)Eiszeit napisał(a): Roxana poinformowała go, że wykona nadwyżkę do jego kolejnej wypłaty. 
Może: Roxana poinformowała go, że wyrówna mu to przy kolejnej wypłacie.

(03-05-2019, 20:30)Eiszeit napisał(a): - Cały czas się przemieszcza – wyjaśnił. Czerwona kropka(przecinek) oznaczająca nawigator Grossa(przecinek) przesuwała się ku górze od kilkudziesięciu minut.

Nie wiedząc(przecinek) co powinien zrobić, zaczął lokalizować telefon, z którego dostarczono wiadomość. 

- Gatunek został stworzony przez Rząd na przełomie dwa tysiące dziewięćdziesiątego i dziewięćdziesiątego pierwszego roku. Założeniem był tani projekt militarny, bazujący na połączeniu zwierzęcego instynktu i ludzkiej motoryki, charakteryzujący się dużą odpornością fizyczną i stosunkową łatwością sterowania. Dwukrotnie wykorzystano testową populację w niewielkiej skali i okazało się, że projekt nie spełnia swojej funkcji. Tresura okazała się niemożliwa, a wpływ na układ neuronalny lub genotyp kończył się śmiercią, albo upośledzeniem ustroju. Wszystkie osobniki projektu delegowano na dół w celu utylizacji. Kondygnacja zero nie była już wtedy zamieszkiwana przez ludzi, Enklawa miała pełne dwie platformy i rozbudowywała trzecią. Problem wygenerował się cztery lata później. Podczas eksterminowania pierwszej kondygnacji na potrzeby stworzenia Sortu odkryto, co dzieje się niżej. Kilku testowych materiałów nie udało się efektywnie zutylizować. Nie zostały przeprowadzone badania mogące wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Osobniki były nieodławialne. Niepozbawione funkcji rozrodczych zaczęły się rozmnażać i dostosowywać do warunków panujących na dole. Utraciły zmysł wzroku, jednocześnie rozwijając słuch do ponadprzeciętnego stopnia. Nieustannie mutujący genotyp doprowadził do wykształcenia innych cech, zwiększających szanse na przetrwanie w narzuconych warunkach. Gatunek jest padlinożerny. Próba powtórnej utylizacji, najprawdopodobniej przy użyciu silnej chemii byłaby niemożliwa. Środowisko skażone na długie lata uniemożliwiałoby jakiekolwiek prace renowacyjne. Ich liczba została absurdalnie ograniczona z uwagi na gatunek, ale stosunkowo szybko Rząd wpadł na pomysł jak można wykorzystać zaistniałą sytuację. Na dole sortowi żołnierze pozbywają się wszystkich ciał utylizowanych przy eksterminacjach, niektórych rekrutów, materiałów szkoleniowych, ofiar zleceń i manipulacji rządowych. Gatunek wykorzystany w takiej formie spełnia lepszą rolę niż pierwotna, do której został wyhodowany. Problem pojawia się w momencie, kiedy utkniesz tam, jeszcze żyjąc – wyjaśnił. 
Mocne. Fajny motyw, realistyczne wyjaśnienie i kolejny rządowy udano-nieudany eksperyment.

Tylko jedna uwaga do czasu.
Akcja dzieje się ok 2300 roku.
Wcześniej pisałaś że budynek w którym ukryli się Adrian i Federica (gdzie były karaluchy) został eksterminowany 120 lat wcześniej - czyli ok 2180 roku. Tymczasem tutaj mamy, że gatunek został stworzony w latach 2090/2091 i już wtedy kondygnacja zero nie była zamieszkiwana.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości