Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
#46
*~*~*

Frederica Aarden miała dwadzieścia cztery lata i pochodziła z pierwszego piętra trzeciej kondygnacji. Straciła rodziców przypadkowo, podczas sortowej eksterminacji ich dzielnicy. Nigdy nie ukończyła szkoły wyższej, jednak predyspozycje do nauk ścisłych pozwoliły jej znaleźć zatrudnienie związane z siecią i wewnętrznymi systemami. W historii kredytowej dziewczyny widniały specjalistyczne oprogramowania i wieloetapowe kursy podnoszące kwalifikacje. Prawdziwej Frederice najbardziej podobał się ostatni zapis tożsamości i uznała, że kilka takich szkoleń faktycznie byłoby przydatną inwestycją. Pracowali nad jej personaliami przez ostatnie czterdzieści dziewięć godzin. Dla dziewczyny było to porównywalne z czytaniem opowieści, której główną bohaterką jest ona sama. Nie potrafiła nazwać uczucia, które pojawiło się w jej przełyku i nie chciało odpuścić. Zlepianie fragmentów historii, która nie miała prawa się wydarzyć rzucało nowe światło na krzywdę, jaka ją spotkała. Odebrano jej szansę na przeżycie wszystkich pozornie nieistotnych szczegółów, drobnych składowych, które weryfikowałyby ją jako człowieka. Była numerem bez własnej linii fabularnej, z tatuażem na karku zamykającym całą resztę w lakoniczny nawias. Zdawała sobie sprawę, że rozpoczęcie pracy nad jej tożsamością oznaczało zamknięcie poprzedniego etapu. Mikael upierał się, że znajdzie inny sposób na odblokowanie jej pamięci, ale miała wrażenie, że obecnymi działaniami robili sobie grunt pod wyjście awaryjne. Nie mogąc odgrzebać prawdziwej przeszłości zaczynali kreować sztuczną. Oficjalnie istniała, ale nie potrafiła w pełni smakować tego faktu. Nie w momencie, kiedy na języku wciąż miała gorzki smak rozczarowania. Potrząsnęła głową i skręciła w kolejny pasaż.
Tego ranka wspólnie z Mikaelem zdecydowali, że najwyższy czas uzupełnić zapasy żywności i odebrać pocztę. Paczki w mieszkaniu Livii zawalały cały korytarz, prowokując lokatorkę do nerwowego telefonu, który wykonała dzień wcześniej. Uznali, że zabiorą przesyłki na raty, najpierw Frederica, potem Mikael. Dziewczyna doszła do wniosku, że trochę aktywności dobrze wpłynie na jej organizm, jeszcze nie do końca ustabilizowany po ostatnich próbach. Starała się iść sprężystym krokiem i utrzymywać tempo wyznaczane przez rytmiczny chrzęst butów na brudnym chodniku. Przekroczyła kilka porzuconych przedmiotów z wprawą właściwą osobie, która pokonuje tę samą trasę któryś raz. Szła prawie na pamięć, w odpowiednich momentach odwracając głowę od ścian poznaczonych rdzawymi rozpryskami. Rozglądając się wokół celowała oczyma w puste okna porzuconych mieszkań, zastanawiając się jakie historie przypisane były minionym mieszkańcom. Jak się nazywali, ile mieli lat, jak wiele czasu dano im na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Milcząca plątanina rur i rusztowań wysoko nad jej głową nie udzielała odpowiedzi. Nieoczekiwanie dziewczyna nadepnęła na samochodzik z rozładowaną baterią i odskoczyła, słysząc pęknięcie plastikowego dachu. Spojrzała pod nogi, przez chwilę analizując rozłożenie śmieci walających się po ziemi. Coś się zmieniło. Fotograficzna pamięć podsuwała ostatnio zapamiętany obraz, mętny i niejasny, z czerwonym alertem, że coś jest nie tak. Frederica ukucnęła i przebrała palcami w porzuconych przedmiotach. But leżał tam od zawsze, tak samo jak wypruty kabel. Lalka bez oka nie zmieniła swojego położenia, to też było w porządku. Zmarszczyła brwi i dotknęła piasku, krusząc go między kciukiem i palcem wskazującym. Plama oleju. Nie było jej tu wcześniej. Poczuła ucisk, zdając sobie sprawę, że plama była świeża. Wyprostowała się, unosząc głowę w stronę pustego molocha stojącego na trasie do windy. Rząd wybitych szyb balkonowych wyglądał jak garnitur zębów rozciągniętych w uśmiechu. Trzy łukowate bramy były zawalone paletami, gruzem i potrzaskanymi barierkami sterczącymi z mroku jak połamane kości. Zwykle skracała trasę, przechodząc przez jedną z tych bram. Wstrzymywała wtedy oddech na dwanaście, może piętnaście kroków, w ciemności nierozpraszanej przygaszonymi neonami. Mimo wszystko czuła się pewnie, nie pokonywała tej drogi po raz pierwszy. Zmarszczyła brwi i podeszła w kierunku bramy, rejestrując w głowie jakiś ruch. Wyczucie. Nie, przeczucie. Miała wrażenie, że rozpoznaje nowe nastawienie. Jakby widziała kleksy cudzych emocji na chodniku, albo czuła nieznany wcześniej zapach obcej myśli. Gdyby potrafiła rozpoznać ten zapach powiedziałaby, że śmierdzi jak krew zmieszana z chlorowaną wodą. Weszła w bramę i zmrużyła oczy, chcąc wyostrzyć zarysowane w mroku szczegóły. Pod jej nogami walała się czarno-żółta taśma, prawie niewyblaknięta dzięki gęstej ciemności. Siedem kroków, dziewięć. Słyszała bicie swojego serca, smród przybrał na sile. Widziała już pierwszą z klatek schodowych na dziedzińcu rozjaśnianym bladożółtym neonem. Dostrzegała szczegóły; skrzynka kodująca z wypisanymi numerami mieszkań miała zbitą szybkę, drzwiczki spadły z jednego zawiasu i przekrzywiły się na skos. Dziesięć kroków, dwanaście. Wyszła z bramy i poczuła zapach rozwianego dymu z papierosa. To był ten moment, w którym dotarło do niej, że jest już za późno. Adrian Gross palił, siedząc na pierwszym stopniu schodów, dwa metry od niej.
Wiedziała kto to, nie musiała pytać czego chce. Przez chwilę stała w miejscu, próbując uświadomić sobie, że nie był projekcją jej zestresowanego mózgu. Jak nieoswojony koszmar, który widywała we śnie i w cieniach na jawie, wyglądających zza każdego rogu. Według ich nawigacji powinien przebywać na trzeciej platformie. Nie istniało logiczne wyjaśnienie dlaczego siedział obok niej.
- To on. – Stała kompletnie nieruchomo w zgęstniałej ciszy. Przestrzeń dookoła niej zdawała się ciaśniejsza, miała wrażenie, że brama za jej plecami skurczyła się do rozmiarów dziurki od klucza. Nie była świadoma, że odezwała się na głos, dopóki jej nie odpowiedział.
- Ja – potwierdził, nie zmieniając pozycji choćby o milimetr. Wpatrywał się z chorym zainteresowaniem w cel, wymagający kilkunastu tygodni poszukiwań. Słysząc jego głos poczuła jak urealnienie sytuacji wali w nią z mocą pędzącej ciężarówki. Pierwszy wyrzut adrenaliny sprawił, że zakręciło jej się w głowie.
- Nie miałeś prawa tutaj być. – Brzmiała tak, jakby tłumaczyła tę kwestię samej sobie. Jej własny głos wydawał się bezbarwny i przerażająco spokojny, w porównaniu do tego, co działo się wewnątrz niej.
- Jestem. – On z kolei brzmiał tak, jakby w ogóle nie miał na to wpływu. Wyrzucił peta, podnosząc się ze stopni, na których siedział i stanął naprzeciwko niej. Frederica zrozumiała, co się właściwie dzieje.
Rzuciła się z powrotem w kierunku bramy. Szarpnęło nią kiedy chwycił za chudy bark, udaremniając żałosną próbę ucieczki. Pomyślała, że jego palce są z metalu. Poczuła jak głowa i nogi lecą do przodu a plecy wyginają się w łuk, w ustach miała smak miedzi i przerażenia. Obszedł ją dookoła i zmusił, żeby na niego popatrzyła. Wydawało jej się, że tak samo człowiek zerka na padlinę albo na ofiary wypadków. Widok zbyt odrażający żeby na niego spojrzeć, a jednocześnie zbyt niecodzienny, żeby tego nie zrobić. Wyglądał tak samo jak na zdjęciu. Jedyną zmianą była czarna zaślepka w prawym oczodole. Zgroza pęczniała, stając się żywym organizmem. Frederica miała wrażenie, że słyszy jej zaszczuty oddech, chociaż w rzeczywistości był jej własnym.
- O to tyle hałasu. - Początkowo nie zrozumiała co mówił, strasznie zaciągał samogłoski. Zacisnęła zęby, czując jak ciśnienie w jej czaszce wzrasta, rozpychając się pomiędzy fałdami mózgu. To bolało. Nie miała pojęcia co się dzieje. Jasne oko przyszpiliło rozbiegane spojrzenie i nie chciało wypuścić. Wierzgnęła kiedy złapał ją za brodę, ale momentalnie osadził ją na miejscu. Ból rozlał się w płacie czołowym po ciemieniu aż na potylicę, jakby niekontrolowany impuls przeskoczył jej po nerwach. Mocniejszy paroksyzm przeszył obie skronie Grossa, na moment oślepiając jedyne oko Łowcy. Mężczyzna zatoczył się i gruchnął na chodnikowe płyty. Mechanizm w płacie skroniowym zatrzeszczał i padł, towarzyszący temu ból przypominał oberwanie obuchem w głowę. Zbierając się z ziemi słyszał jak dziewczyna ucieka. Nie potrafiła tego robić, w panice przewalając rupiecie stojące jej na drodze. Oddychała za głośno, w tym oddechu był wzbierający płacz. Zaczął orientować się w jej położeniu na słuch. Potrzebował chwili, żeby odzyskać ostry obraz. Znowu coś przewróciła, nie podobało mu się to, że słyszy ją tak daleko. Niezależnie gdzie i jak bardzo spanikowana była, przed nim nie dało się długo uciekać. Wyciągnął nadajnik z kieszeni i użył go po raz pierwszy, na razie zachowawczo. Tym razem pośród chaosu dźwięków usłyszał tąpnięcie upadającego ciała. Podniósł się i pomknął w tym kierunku, wbiegając do pasażu handlowego.
Frederica pomyślała, że ponownie przeprowadzają na niej próbę, tym razem używając kilkunastu elektrod. Na moment usztywniło jej nogi jak pałąki i upadła na porozbijane płyty, pozbawiona wzroku i oddechu. Poczuła rozdrobniony gruz na zębach i po wewnętrznej stronie warg. Coś w głowie pulsowało i tłukło się jak szczur zamknięty pod wiadrem. Wypluła krew i pył, zdzierając ciągnięte po nawierzchni kolana i pobiegła dalej, obijając się o ściany wąskiego korytarza. Łowca biegł za nią. Nie miało prawa cię tu być.
Minął zgruchotaną makietę sportsmenki reklamującej punkt z żywnością funkcjonalną, słysząc brzęk tłuczonej szyby dwa pomieszczenia dalej, rumor przewalonej witryny i trzask czarno-żółtej taśmy. Potem zapadła cisza. Frederica zorientowała się, że jest w potrzasku. Awaryjne wyjście było zamurowane, wokół niej wznosiły się okopcone ściany. Adrian pamiętał, że palili tam ludzi. Wypadła na zewnątrz jak spanikowany pocisk i wrzasnęła krótko, widząc zdezelowaną makietę reklamującą błyskawiczne jedzenie dla niemowląt. Wyminęła ją i popruła przed siebie, nie zastanawiając się dokąd właściwie ucieka. Nie mogła wrócić do domu. Istniało zbyt duże ryzyko, że Łowca pozna miejsce ich pobytu. Trafiła do kolejnego ślepego zaułka, potykając się o rupiecie leżące na chodniku i rozdarła dłoń, wspierając się o chropowatą ścianę. Dyszała, mając wrażenie, że piekące mięśnie parzą wilgotną skórę. Krople potu perliły się na krótkich włosach. Odwróciła się, zdając sobie sprawę, że nie ma dokąd uciec. Poza fetorem krwi w chlorowanej wodzie poczuła zapach strachu. To był jej strach.
Nadajnik zagrzechotał w dłoni Grossa. Czegokolwiek mężczyzna spodziewał się w zaułku na pewno nie było tym, co faktycznie zobaczył. Dziewczyna stała przed nim z butami wrytymi w piach, jakby miało jej to pomóc utrzymać się na nogach. Opiłki szkła, kawałki metalu i pomniejsze rupiecie unosiły się wokół niej jak nieregularna bańka. Zauważył, że cięższe przedmioty unoszą się wolniej i szczątkowo opadają, jakby utrzymanie ich w powietrzu wymagało większej siły woli. Poczuł zapach ozonu, a z nosa dziewczyny buchnęła rozrzedzona krew i zatrzymała się na górnej wardze. Padł na chodnik kiedy odłamki pomknęły w jego stronę. Wczołgał się za makietę, słysząc zgrzyt metalowych części przebijających ją z głuchym dźwiękiem, jak dzioby ślepych ptaków. Usłyszał chrzęst i rumor na wąskim zadaszeniu, w które raz po raz walił złom, kilka szyb rozprysnęło się z brzękiem pod chaotycznym uderzeniem tej surrealistycznej fali. Poczuł piekący ból w ramieniu tuż nad łokciem, kiedy kawał blachy przepruł makietę i wbił się w twarde ciało. Uznał, że widział już wystarczająco wiele i docisnął wgłębienie nadajnika, tym razem znacznie dłużej. Najpierw usłyszał gruchot, kiedy całe żelastwo zwaliło się na ziemię, wzbijając w powietrze kłęby pyłu. Potem pisk dziewczyny wyrwany z gardła, kiedy ciało wyprężyło się z bólu. Mięśnie antagonistycznie walczyły o przewagę a czaszka zdawała się pękać wzdłuż i w poprzek. Frederica w drgawkach upadła na chodnik, tracąc kontakt z rzeczywistością. Gross zdjął kciuk z nadajnika. Całość trwała niecałych pięć sekund. Przez chwilę było całkowicie cicho i spokojnie.
W pierwszej kolejności rozpiął mundur i oderwał wąski pasek koszulki. Zawiązał prowizoryczną opaskę uciskową, oceniając pobieżnie obrażenia. Podniósł się na nogi i schował nadajnik do kieszeni, ale wciąż trzymał na nim dłoń. W razie konieczności wolał reagować szybciej niż później. Podszedł do nieprzytomnego ciała i przewalił je buciorem na plecy. Również czubkiem buta obrócił twarz w swoją stronę i przez chwilę jej się przyglądał. Była wymazana kurzem i krwią. Usta pozostały rozchylone w przebrzmiałym pisku, który z siebie wydała.
Zjadał ją wzrokiem trzy, może cztery minuty. Potem podniósł nieprzytomną dziewczynę z ziemi i zniknął w jednym z korytarzy. 
Odpowiedz
#47
(11-02-2019, 13:42)Eiszeit napisał(a): Rozdział IV część III

 M-0 usiadł na swoim miejscu, ona zajęła swoje, roboczo składające się (z) salonowego fotela i nowej klawiatury.
Zabrakło tu chyba "z"

Podoba mi się jak opisujesz powolny proces rozwoju relacji między bohaterami, ich rozwoju emocjonalnego. Wygląda to płynnie i naturalnie. 

(11-02-2019, 13:42)Eiszeit napisał(a): Rozdział IV część IV

Zacisnęła palce na cienkiej kopercie, w środku znajdował się niewielki nośnik przelewowy z dużą sumą pieniędzy.
Tu bym podzielił na dwa zdania.


Łowcy pracują dla rządu, ale dorabiają sobie na boku, jako mordercy na zlecenie?

No to Roxana nie zrobiła dobrego deala. "Nie miła" scena sypialniana, ale myślę, że też sprostałaś, nie popadając w brutalizm językowy a jednocześnie nie uciekając od tematu. W drugim tomie "Szeprt" dzieje się coś podobnego, lecz w pewnym momencie (wcześniejszym niż u ciebie) urywam, zostawiając resztę domysłowi czytelnika, bo nie czułem się na siłach, by coś takiego opisywać.
Odpowiedz
#48
(21-03-2019, 18:14)Gunnar napisał(a): Tu bym podzielił na dwa zdania.
Dobra sugestia. Teraz cały kontekst wybrzmiewa lepiej Smile "Z" już dodałam, faktycznie zjadłam je podczas któreś edycji.

Cytat:Łowcy pracują dla rządu, ale dorabiają sobie na boku, jako mordercy na zlecenie?

O status Łowcy mogą ubiegać się ludzie urodzeni i przeszkoleni w Sorcie. Głównie realizują zlecenia Rządu, ale pracują też "prywatnie", wykonując brudną robotę każdego rodzaju - porwania, wyłudzenia, gwałty, morderstwa, przesłuchania. Mimo wszystko każde z prywatnych zleceń kontroluje Sort i interweniuje, jeżeli jego wykonanie miałoby zagrozić interesom Rządu. Oczywiście, jeżeli dany Łowca posłusznie wszystko zgłasza Wink . Głównym źródłem ich utrzymania są mimo wszystko środki oficjalne, bo niewielu obywateli stać na takie usługi.

Cytat:W drugim tomie "Szeprt" dzieje się coś podobnego, lecz w pewnym momencie (wcześniejszym niż u ciebie) urywam, zostawiając resztę domysłowi czytelnika, bo nie czułem się na siłach, by coś takiego opisywać.
Miałam kilka podejść do tego fragmentu i chyba pięciokrotnie zmieniałam przebieg sceny. Myślę, że tego typu wydarzenia najczęściej nastręczają problemów twórcy tekstu i wymagają pewnego wyważenia, jeżeli już decydujemy się je pisać. Jakby to nie brzmiało - cieszę się, że sprostałam wyzwaniu.  

Cieszę się, że relacje pomiędzy bohaterami rozwijają się według Ciebie naturalnym tempem, nie lubię sztucznego przyśpieszania.

Dziękuję za wizytę i pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#49
(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a): Rozdział V część I
Na sekwencję składała się na wymiana kroplówek z elektrolitami, zmiana wenflonu w odpowiednich odstępach czasu, który co uniemożliwiało wystąpienie stanu zapalnego, pomiar temperatury ciała i częstotliwości uderzeń serca.
To zdanie przeorganizowałbym w powyżej zaproponowany sposób.

(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a): Frederica miała pod głową poduszkę, obok niej leżały zwinięte płaty pociętego ubrania. Rozciął je i rozebrał ją w momencie, kiedy skóra nagrzała się do niepokojącego poziomu.
To, że pociął ubrania w zasadzie jasno wynika z kontekstu.

(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a): Przez kilka następnych godzin z zainteresowaniem obserwował, jak temperatura ciała stopień po stopniu stopniowo spada do prawidłowych wartości. Najcieplejszy pozostawał punkt u podstawy czaszki, na płacie potylicznym. M-0 zanotował najdłuższy czas powrotu do normy temperaturowej właśnie w tym miejscu.
Błędów tu nie ma, ale być może uznasz moje propozycje za pomocne.

(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a): Poczuła jak cierpnie jej skóra na ciele.
Proponuje warianty:
- Poczuła jak cierpnie jej skóra na ciele.
- Poczuła jak cierpnie jej skóra całym na ciele.

(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a): Wyciągnęła palce po  papierowy ręcznik,
Podwójna spacja.
(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a): Zmarszczyła brwi mając wrażenie, że coś się zmieniło. Nie brzęczał. Mówił normalnie, chociaż komunikaty nadal były pozbawione wyrazu.
Big Grin
(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a):  Ładnie - zdążyła pomyśleć, zanim zasnęła z głową opartą na wystającej ramie jego obojczyków. 
W zasadzie nie wiem czy to poprawne, ale przemyślenia zapisuję podobnie jak dialogi, bo to w zasadzie kwestie wypowiadane w głowie Wink

(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a):  Do tego dźwięku doszedł inny, płochliwy dźwięk paznokci drapiących podłogę.
Bliskie powtórzenie.

(04-03-2019, 11:11)Eiszeit napisał(a): Wyglądało to tak, jakby jej mózg generował własny, sprzeczny ładunek o znacznie większej sile.
Może: przeciwny?

Dobry fragment. Nie może bohaterom iść za łatwo Wink
Odpowiedz
#50
(26-03-2019, 21:33)Gunnar napisał(a): W zasadzie nie wiem czy to poprawne, ale przemyślenia zapisuję podobnie jak dialogi, bo to w zasadzie kwestie wypowiadane w głowie Wink
Będę musiała przemyśleć tę koncepcję. Mam sporo takich wtrąceń, spróbuję dopasować tę formę i ocenić, czy mi odpowiada Smile 

Cytat:Może: przeciwny?
Mam wrażenie, że słowo sprzeczny kładzie większy nacisk na jakąś nieprawidłowość, utrudnienie. Wolałabym zostawić ten przymiotnik.

Cała reszta sugestii bardzo pomocna, naniosłam proponowane poprawki. Dziękuję Smile

Cytat:Dobry fragment. Nie może bohaterom iść za łatwo [Obrazek: wink.gif]
Z Fredericą jest trochę tak jak z Sędzią...długo, długo będzie trwała batalia o poszukiwane odpowiedzi Wink

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#51
_006

Troian Schindler przywykł, że pukano do jego gabinetu. Mając przed sobą naczelnika Dougherty’ego, który wpadł do pomieszczenia jak rozdygotany pocisk, przez kilka sekund analizował możliwe korzyści i konsekwencje wyproszenia go i zasugerowania, żeby wszedł jeszcze raz. Mężczyzna łączył w sobie wszystkie cechy i zachowania, do których młody Schindler odnosił się w najlepszym przypadku z rezerwą, a w najgorszym z pogardą. Ignorował chaotyczną gestykulację i podniesiony ton głosu mężczyzny, przyjmując wykrzykiwane komunikaty jedynie na poziomie treści. Rozwarte na oścież drzwi gabinetu zamknęła dopiero młoda laborantka. Stanęła z dala od wzburzonego mężczyzny i wsunęła smukłe dłonie do kieszeni fartucha. Troian podejrzewał, że zaciskała palce w pięści.
Wrócił wzrokiem do Dougherty’ego i zastanowił się, dlaczego ktoś do tego stopnia niestabilny emocjonalnie był jednym z głównych kierowników działu toksykologii. Naczelnik z rozmachem wskazał laborantkę, prawie gubiąc zegarek na zbyt luźnym pasku. Jego podminowany głos brzęczał w ścianach gabinetu, irytujący jak natarczywe bzyczenie komara.
- Panie Schindler, proszę o natychmiastowy kontakt z przełożonym. Pan Klemens musi wiedzieć, co zaszło! Pan Klemens musi wiedzieć, powtarzam. To jest oburzające! - Strzelił kropelkami śliny i potoczył wokół błędnym spojrzeniem. Na łysej głowie wykwitły czerwone plamy, takie same jak na luźnych policzkach. Zdjął nerwowo okulary i wytarł szkła w materiał fartucha, nie starając się opanować drżenia śniadych dłoni. Troian miał wrażenie, że to zaplanowana manifestacja, pod którą ukrywały się potencjalne korzyści. Poczuł się jak uczestnik kiepskiego spektaklu, zagubiony w mętnej fabule. W chwilową ciszę wkradł się stukot obcasów. Przeniósł wzrok na kobietę przechadzającą się nerwowo po gabinecie wzdłuż panoramicznych okien, wychodzących na centrum piątej kondygnacji. Zasznurowała ręce na piersiach, przybierając zamkniętą postawę. Nie patrzyła na niego, ale był pewien, że wyczuwała to spojrzenie.
- Najpierw proszę wyjaśnić, co takiego zaszło, że wymaga natychmiastowej interwencji – odezwał się spokojnie, co wywindowało skalę frustracji Dougherty’ego poza przyjęte parametry. Miał wrażenie, że gruba żyła na szyi mężczyzny lada chwila pęknie. Splótł dłonie przed sobą, oczekując na odpowiedzi. Doczekał się widowiskowego wyrzygania frustracji.
- Ta niestabilna emocjonalnie kobieta poparzyła mojego laboranta! Chłopak jest w szpitalu, żąda odszkodowania od firmy! Składa wypowiedzenie! Bardzo obiecujący młody człowiek, a teraz pociągnie nas do odpowiedzialności, nie mówiąc już o stracie w kadrze. Niepowetowanej stracie! – Naczelnik bryznął śliną i szorstko otarł brodę rękawem fartucha. Kobieta uśmiechnęła się gorzko i wydała z siebie ciche prychnięcie. Troian spojrzał na nią badawczo, ale nadal uparcie unikała jego spojrzenia.
- To prawda, pani Gosslin? – zapytał i jednocześnie zdecydował, że sprawa nie będzie wymagała interwencji ojca. Jeden poparzony laborant był dla firmy istotny w podobnym stopniu, co grzecznościowy napiwek w drogiej restauracji. Kobieta w końcu na niego spojrzała. Odniósł wrażenie, że wzbudza w niej obawę. Skinęła głową.
- Prawda, panie Schindler. – Jej głos nie zdążył przebrzmieć, kiedy Dougherty wrzaskiem wybił na wierzch kolejny komunikat.
- Słyszał pan! Ta kobieta jest niestabilna, nieetyczna i niekompetentna! Proszę o kontakt z panem Klemensem, natychmiastowy!
- Nie dotykaj moich kompetencji. – Odpowiedź Roxany przypominała ostrzegawczy syk. Skojarzyła się Troianowi z kobrą rozkładającą kołnierz, zanim rzuci się do ataku. Postanowił interweniować, zanim treść wypowiadanych komunikatów wymknie się spod kontroli obu stron. Nie akceptował sytuacji, w której emocje uniemożliwiały merytoryczną wymianę zdań.
- Sugeruję, żeby się państwo uspokoili. Pan Klemens wyznaczył mnie do rozwiązywania konfliktów, które dzieją się na miejscu. Z pewnością nie będę zajmował go tą sprawą, dopóki nie otrzymam wyjaśnień w jaki sposób i dlaczego doszło do opisanej sytuacji. Samo obrzucanie się wyzwiskami nie rozwiąże sprawy, panie Dougherty. – Spojrzał na mężczyznę i skinął lekko głową, zapraszając go do dalszych wyjaśnień. Naczelnik ponownie przetarł okulary, które nie wymagały przecierania i odetchnął, starając się zapanować nad rozedrganym głosem. Stukot obcasów Roxany dezorientował, wciąż chodziła po gabinecie.
- Chłopak pomylił pomieszczenia, zamiast do mojego laboratorium miał nieprzyjemność wejść do laboratorium pani Gosslin, po czym ta kobieta bez wyraźnego sygnału i powodu dopuściła się uszkodzenie ciała, narażenia życia i zdrowia…
- Pieprz się Dougherty. Pieprz się, błagam. – Miała dość. Oparła się biodrem o przeciwległą ścianę i potarła twarz dłońmi. Poczuła się nieludzko zmęczona. Włosy ściągnięte w ciasny kucyk przyprawiały ją o ból głowy, zapach pudru maskujący ślady na szyi drażnił nerwy i sprawiał, że piekły ją oczy. Słyszała jak mężczyzna wciąga powietrze z oburzeniem i niedowierzaniem, że pozwoliła sobie na taką obelgę w towarzystwie przełożonego. Widziała młodego Schindlera po raz pierwszy, chociaż to między innymi przez niego przechodziły jej raporty. Pierwszą myślą było to, że jest łudząco podobny do ojca. Drugą, że nie jest taki sam. Miał inne oczy. Nie zmieniało to faktu, że obawiała się tego spojrzenia. Nie dała sobie przerwać.
- Ten laborant od kilku tygodni dopuszczał się nadużycia słownego wobec mojej osoby. Zgłaszałam to kilkukrotnie, ale zostałam zignorowana. – Zacisnęła pięści jeszcze mocniej. Miała wrażenie, że jej paznokcie trzeszczą.
- Co tam się stało po tym, jak laborant... proszę podać nazwisko…
- Rackley. – Dougherty od razu przyszedł z pomocą, nie chcąc oddać kobiecie panowania nad sytuacją.
- …wszedł do pani laboratorium. – Troian nie poświęcił mu uwagi, cały czas patrząc na laborantkę. Roxana spojrzała młodemu Schindlerowi w twarz, zauważając, że to twarz poważna, przystojna i kompletnie nieprzenikniona. Pomyślała, że wyglądał tak, jakby ktoś wymodelował jego rysy w kamieniu.  
- Wspominałam o nadużyciach słownych ze strony pana Rackleya – zaczęła – Zaskoczył mnie w laboratorium, wykazując się ignorancją i brakiem wyobraźni. Byłam w odzieży ochronnej, wykonywałam ryzykowną próbę na kwasach. Podszedł zbyt cicho, nie słyszałam, że jest za mną. Dotknął mnie i wystraszył. Odwróciłam się zbyt gwałtownie i oblałam go stosowaną próbą. Nieumyślnie. To wszystko – wyjaśniła i odwróciła głowę. Troian zauważył, że dotknęła palcami boku szyi i objęła się drugim ramieniem w biodrach. Odniósł wrażenie, że z każdej strony ugniata ją strach i poczucie winy. Gdyby Roxana mogła usłyszeć tę myśl, pewnie by się z nim zgodziła. Zdawała sobie sprawę, że zareagowała zbyt ostro. Jej nerwy były nadszarpnięte, a ciało obolałe. Nie minęły dwa tygodnie od czasu spotkania w Camelocie. Zdawała sobie sprawę, że była nadwrażliwa, szarpiąc się w klatce własnego strachu i obrzydzenia do powracających migawek tamtej nocy. Niepokój potęgował fakt, że Łowca nie odezwał się od tamtego czasu. Godziła się z rzeczywistością, w której została oszukana. Spojrzała na mężczyznę.
- Proszę sprawdzić nagranie. Sytuacja miała miejsce dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut temu. – Rozłożyła ręce w zapraszającym geście, a potem z trzaskiem uderzyła nimi w biodra. – Panie Schindler, jeżeli ta farsa potrwa jeszcze chwilę, sama zaskarżę firmę o brak reakcji na zgłaszane skargi. Kilkukrotnie wspominałam o niestosownym zachowaniu pana Rackleya, w tym dwa razy mailowo, nikt nie zareagował. – Spojrzała na Dougherty’ego, krótko, tak jak mogłaby spojrzeć na robaka w bieżniku podeszwy. Mężczyzna wydął wargi i przez chwilę zdawało jej się, że błysnęły zęby. Wiedziała do czego pragnął doprowadzić. Mieli pomiędzy sobą niewyjaśnione sprawy. Sekret i tajemnica potrafiły gnieść tak samo jak ciężar odpowiedzialności. Młody Schindler dotknął panelu na klawiaturze.
- Rozumiem pani oburzenie, chciałbym jednak wyjaśnić tę kwestię zamiast kogokolwiek bezpodstawnie oskarżać. Zwłaszcza, że w wyniku zaistniałej sytuacji pracownik odniósł obrażenia – wyjaśnił, logując się do systemu monitorującego. Spojrzał na Roxanę, czekając na przedłużoną weryfikację odcisku palca. W zestawieniu z lakoniczną treścią jej raportów, nie spodziewał się otrzymać tak chaotycznie reagującej jednostki. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że myśli kłębiące się w głowie kobiety muszą być poplątane i trujące. Stanęła za jego plecami, kiedy zaprosił ich do obejrzenia nagrania. Naczelnik przez chwilę stał w miejscu, wyraźnie zbity z tropu.
- Nie, panie Dougherty, proszę podejść. Sądzę, że wszyscy powinniśmy obejrzeć to nagranie. – Ponaglił go gestem pokazującym, że jakikolwiek sprzeciw nie ma sensu. Dotknął ikony startu na nagraniu i obserwował rozwój sytuacji na przestrzeni maksymalnie czterdziestu sekund. Gest laboranta Rackleya faktycznie był zbyt poufały, jednak Troian nie mógł pozbyć się wrażenia, że widzi w jego ruchach więcej szczeniackiej ciekawości niż groźby. Dalej sytuacja potoczyła się szybko. Nieszczęśliwy wypadek implikowany przez głupotę, miał odbijać się na poparzonej twarzy chłopaka do czasu przejścia kilku operacji plastycznych. Monitor zgasł pod wpływem dotknięcia odpowiedniego panelu.
- Chciałbym, żeby pani została – stwierdził Troian i spojrzał na naczelnika. Dougherty wyglądał na niezadowolonego z rozwoju sytuacji. Zniknęła napompowana wściekłość, a na jej miejsce wpełzł analityczny niepokój.
- Musi pan przyznać, że postępowanie pana Rackleya można uznać nie tylko za pogwałcające przestrzeń osobistą, ale przede wszystkim nierozsądne. Naruszające zasady bezpieczeństwa pracy poprzez zaskoczenie laboranta, podczas wykonywania potencjalnie niebezpiecznej próby. Znalazł się w niewłaściwym laboratorium, w którym zastał laborantkę w odzieży ochronnej, co jest wystarczającym wskazaniem do zachowania szczególnej ostrożności. To nie biuro, ani tym bardziej plac zabaw. I o ile uważam, że reakcja pani Gosslin faktycznie mogła być zbyt ostra, to sądzę, że pan Rackley jest poniekąd odpowiedzialny za zaistniałą sytuację  - wyartykułował powoli i rzeczowo swoje argumenty, przyglądając się zmianom zachodzącym na twarzy mężczyzny. Krzywy uśmiech ustąpił niedowierzaniu, ślepemu niezrozumieniu a potem czemuś, co pojawia się na twarzach ludzi mających wrażenie, że wiedzą coś, czego nie wie nikt inny. Ten grymas mówił „oczywiście, dokładnie wiem, o co tutaj chodzi”.
- I co? Obejdzie się bez konsekwencji? - zapytał. Roxana wydęła lekko wargi i usiadła po drugiej stronie biurka, naprzeciwko przełożonego.
- Pozwoli pan, że o swoich konsekwencjach zechcę rozmawiać na osobności, a nie przy panu – powiedziała cicho i skupiła uwagę na tytule książki leżącej na blacie.
- Przypomnę, że o konsekwencjach decyduję tutaj ja. W razie potrzeby po konsultacji z panem Klemensem. Nie musi pan ich znać. Sprawa nie może pozostać bez stosownej reakcji ze strony firmy, rozpatrzę ją. Póki co jednak uważam, że pana oskarżenia, mimo, że powodowane pewnie słusznymi emocjami, były oskarżeniami na wyrost obarczającymi. - Troian zmierzył go wzrokiem. Przez chwilę analizował spojrzenie ciemnych oczu, którymi Dougherty starał się go obrażać, nie używając słów. Zdawał sobie sprawę, że naczelnik nie uznawał go za osobę godną zajmowanego stanowiska. Najprawdopodobniej ze względu na wiek, jak i pomniejsze uprzedzenia. – To wszystko, może pan odejść – dodał, pogłębiając niechęć malującą się na twarzy mężczyzny. Zastanawiał się, czy Dougherty pozwoli sobie na zatrzaśnięcie drzwi, ale zamknął je pożądanie cicho. Kiedy wyszedł, Troian miał wrażenie, że jego gabinet opuściło tornado. Nie czuł się swobodnie w towarzystwie chaotycznych emocji, nad którymi nie potrafiono zapanować. Spojrzał na kobietę i przez chwilę obserwował jej twarz skupioną na książce. Odezwał się, przykuwając jej uwagę, ale nie mógł pozbyć się wrażenie, że patrzyła na niego z oporem lub obawą.
- Przykro mi, że ta sytuacja musiała przyjąć taki obrót, pani Gosslin. Postaram się o to, aby sprawę udało się rozwiązać polubownie. Poszkodowany sam nie pozostaje bez winy, co umniejsza jego pozycji ofiary. Podejrzewam, że będzie tego świadom  – zwrócił się do niej i wyczuł lekką zmianę. Jakby odczuła ulgę.
- Przyznam, że byłoby to dla mnie korzystne. Proces sądowy byłby stratą czasu. – W jej przypadku chodziło też o reputację. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Wystarczyło jej, że codziennie rano przekopywała się przez sieć w poszukiwaniu doniesień o tym, co stało się w Camelocie. Na ten moment jej koszmar pozostał głęboko schowany w świadomości trzech osób. Miała nadzieję, że nigdy stamtąd nie wypełznie. Potarła palcami bok szyi, puder osiadł na opuszkach palców jak pył ze skrzydła motyla. Mężczyzna naprzeciwko niej nie zmienił pozycji.
- Chciałbym jednak, aby pani również była świadoma, że takie działanie było nieprofesjonalne. Co więcej, uważam, że laborantka z pani doświadczeniem i na tak wysokim stanowisku powinna się bardziej kontrolować, zwłaszcza pracując na silnych odczynnikach. Gdyby ktokolwiek inny był zmuszony zwrócić pani uwagę reakcja byłaby taka sama? To spore nadużycie. – Cały czas na nią patrzył. Krótkie mrugnięcia nie przynosiły ulgi, czuła się zmiażdżona pod tym spojrzeniem. Kontynuował, chociaż zrobiło jej się już sucho w ustach. – Dodajmy do tego kwestię, może nie nadrzędną, ale jednak widoczną, braku kadrowego. Nie chciałbym być zmuszony do rezygnacji z pracowników z powodu pani niekontrolowanego zachowania. Wydaje mi się, że to jasne?  - zapytał, chociaż tak naprawdę nie oczekiwał odpowiedzi. Skinęła głową i zacisnęła palce na nadgarstku, łapiąc się na tym, że nerwowo skubie mankiet fartucha.
- Proszę odpowiedzieć  – polecił, a ona uświadomiła sobie, że jego spokojny ton nie jest ani trochę kojący, wręcz przeciwnie.
- Jest to dla mnie jasne, panie Schindler – odpowiedziała, unosząc głowę. Potem ponownie skupiła wzrok na książce. Zastanawiała się, czy to na pewno dobry moment na tę sprawę, ale nie miała wyjścia. Potencjalne korzyści były zbyt duże.
- Miałabym jeszcze jedną prośbę. Czy byłaby możliwość, żeby moje raporty były kierowane bezpośrednio do pana? Obawiam się o rzetelność oceny naczelnika Dougherty’ego. Zdaje pan sobie sprawę na jakich zasadach zostałam zatrudniona.  – Wychodziła z założenia, że Klemens wprowadził go w tę kwestię. Zastanawiała się, czy dał mu dostęp też do innych, bardziej ponurych i przerażających spraw. Poczuła, że kolejny gorzki uśmiech wypełza jej na usta, więc poruszyła nimi w taki sposób, jakby przed chwilą uszminkowała wargi.
- Myślałem o podobnym rozwiązaniu, przyznaję. Zatrudniliśmy panią dla rzetelnych informacji i wyników badań, ich autentyczność pozostaje kwestią nadrzędną – stwierdził, nie odrywając wzroku od jej twarzy. – Interesuje panią ta książka? – zapytał nieoczekiwanie, zauważając, że wbijała w nią spojrzenie prawie asekuracyjnie. Roxana zamrugała i podniosła wzrok, siłą rzeczy konfrontując się z jego oczyma. Jasne, piwne, zimne. Skinęła głową.
- Tak. Jej tytuł jest odrobinę kompatybilny z tematem moich prywatnych badań.
- Więc proszę ją pożyczyć. – Wręczył jej książkę, przesuwając ją palcami po blacie. Podziękowała skinieniem głowy, szacując, że odda mu ją najdalej za trzy dni, jednocześnie zadowolona i kompletnie zdezorientowana. Nie spodziewała się tego po wszystkim, co zdążył jej przekazać. Usłyszała stłumiony dźwięk telefonu schowanego w kieszeni fartucha.
- Mogę już iść? - zapytała i podniosła się, kiedy tylko zezwolił jej gestem na opuszczenie pokoju. Podchodząc do drzwi odblokowała ekran i wyświetliła otrzymaną wiadomość. Zatrzymała się. Poczuła jak sztywnieją jej kończyny.
Ikersen 03-33-23-333. 23.30” Miała wrażenie, że ze strachu rozbolały ją nawet kości.
Troian analizował zmiany zachodzące na widocznej z półprofilu twarzy kobiety. Uznał, że widok nagle blednącej albinoski jest równie ciekawy, co niepokojący. Zmarszczył brwi i wychylił się odrobinę zza biurka. Przyglądał jej się prawie analitycznie.
- Coś się stało, pani Gosslin? – zapytał, a ona mechanicznie pokręciła głową, czując jak przerażenie usztywniło jej kark. Zacisnęła zgrabiałe palce na książce.
- Wszystko w porządku, dziękuję. – Jej głos wydawał się należeć do kogoś innego. Wyszła, nie oglądając się na Schindlera. Nawet po drugiej stronie drzwi miała wrażenie, że czuje jego badawczy wzrok na swoich plecach.


*~*~*
Odpowiedz
#52
(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a):
Rozdział V, część II

 Ocknęła się, leżąc na plecach. Pierwszą rzeczą jaką zauważyła, był zielony neon, który nieprzerwanie migotał, przebijając (przenikając?) przez zaciągniętą roletę. 

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Oczy piekły i łzawiły, podrażnione przez rozmazany rusz
tusz?

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Nie zgasił światła, rozlewało się natrętną, żółtą smugą na sztucznej podłodze.
Tu bym podzielił zdanie w miejscu pierwszego przecinka.

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Kilka białych pasm wpadło do środka i zmieniło się w mokre zwitki.

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Światło nadal rozlewało się na podłodze, będące niewzruszonym świadkiem okropieństwa leżącego w hotelowym brodziku.
Nadmierna literka.

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a):  Zastanawiała się(przecinek) czy jakiś zabłąkany gość słyszał jej krzyki i uznała, że z pewnością tak.
(...)
Krok za krokiem, podpierając się dłonią zimnej ścinany(przecinek) zaczęła iść w kierunku windy.
(...)
Nieważne jak starała się krążyć, zawsze ostatecznie trafiała między uda, gdzieś głębiej(przecinek) zastanawiając się(przecinek) czy jeszcze kiedykolwiek zdecyduje się doświadczyć mężczyzny.

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Opierając się na jego barku Roxana pokuśtykała chwiejnie do windy, nie odpowiadając na żadne z zadawanych jej jego pytań. 
Wariant: "zadawanych pytań" bez "jej'

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Zapaliła się jak fajerwerk i wysyczała w kilku dosadnych słowach(przecinek) co sądzi o tym pomyśle. W obliczu tego typu argumentów musiał ją szantażować. 
(...)
 Nie podobało mu się to(przecinek) co słyszał. 
(...)
- Powiedz mi(przecinek) kto to zrobił. – Nie liczył ile razy powtarzał tę prośbę, ale mniej więcej tyle samo razy Roxana pokręciła głową. – Więc powiedz mi(przecinek) dlaczego. 


(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Jej głos wciąż brzmiał tak, jakby głośn(i)a zdarła się i zużyła.
Chodzi o część aparatu mowy?

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Nie wiedziała(przecinek) co na to odpowiedzieć. 
(...)
Zastanawiała się(przecinek) gdzie zostawiła głowę i czy strach naprawdę jest w stanie zdmuchnąć racjonalność jak pył. 
(...)
 Kolejny dziwny uśmiech, jakby wymykający się jej spod kontroli(przecinek) wypełzł na sine wargi. 
(...)
Jeden z kierowników, Dougherty, wyrwał mnie znad raportów, nie widziałam go tak przerażonego(przecinek) chociaż pracujemy razem już rok. 
(...)
Podali mi raporty, presja była miażdżąca, dziewczyna traciła kolejne procenty szans na przeżycie, a ja nadal nie wiedziałam(przecinek) co jej się stało.
(...) 
Nie rozumiałam(przecinek) co się dzieje, nie potrafiłam ocenić tego gniewu i stresu, który atakował mnie w każdym wypowiadanym słowie. 
(...)
Nie rozumiał(przecinek) co próbowała mu powiedzieć. 

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a): Mogłam patrzeć na sprawę z boku, jednocześnie Klemens stał się cholernie podejrzliwy. Gdybym tak nieoczekiwanie mu uległa nabrałby podejrzeń, nie można odmówić mu inteligencji.
Oba te zdania podzieliłbym w miejscach przecinków.

(10-03-2019, 15:32)Eiszeit napisał(a):
Czasami przerażała ją skala tego(przecinek) na co się porywa. 
(...)
I dostanę ją, choćby nie wiem(przecinek) co miało się jeszcze stać.
(...)
Chcę wiedzieć(przecinek) co tam się właściwie dzieje.


Opis jak Roxana zbiera się po gwałcie wręcz wstrząsający. O mrocznych rzeczach piszesz, ale literacko bez zarzutu. W tym momencie znaczek [+18] staje się adekwatny.
Wyjaśniły się motywacje działania Roxany i jej związki z Federicą. Podoba mi się, jak wątki łączą się w całość. Motywacje Roxany wzbudzają sympatię do postaci, pozwalają ją sklasyfikować, że należy do "tych dobrych".

Z przecinkami nigdy nie jestem na 100% pewien, więc to tylko propozycje oparte o pewne zasady (zazwyczaj przed "co" gdy wprowadza zdanie podrzędne i czasownikami kończącymi się na "ąc").
Odpowiedz
#53
(30-03-2019, 19:15)Gunnar napisał(a): Z przecinkami nigdy nie jestem na 100% pewien, więc to tylko propozycje oparte o pewne zasady (zazwyczaj przed "co" gdy wprowadza zdanie podrzędne i czasownikami kończącymi się na "ąc").
Dziękuję - część przecinków naniosłam, zdania wybrzmiewają z nimi lepiej. Część jednak pominęłam, głównie w kwestiach dialogowych i miejscach, gdzie zależało mi na szybszym tempie.

Dziękuję też za wyłapanie literówek (faktycznie miało być tusz i głośnia). Chyba naprawdę nie ma znaczenia ile razy czyta się tekst - zawsze coś umknie Wink 

Cytat: Ocknęła się, leżąc na plecach. Pierwszą rzeczą jaką zauważyła, był zielony neon, który nieprzerwanie migotał, przebijając (przenikając?) przez zaciągniętą roletę.
Tutaj zmieniłam na "prześwitując przez". Wydaje mi się, że to sformułowanie najlepiej realizuje to, co chciałam przekazać i brzmi jaśniej niż moja pierwsza propozycja.

Powoli połączenia między bohaterami będą zataczać coraz szersze kręgi Smile

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#54
Trzeci Concept Art serii Smile
 
Autor pracy - Patryk Łapiński
Autorka postaci - Eiszeit

Roxana Gosslin
[Obrazek: 70Euuo8.jpg]
Odpowiedz
#55
A mam takie pytanie: Jak powstają te grafiki?
Autor ma tu swobodę na podstawie opisu, czy pierwowzorem jest zdjęcie realnie istniejącej osoby, czy jest jak przy sporządzaniu portretu pamięciowego: siedzisz z grafikiem podczas pracy i mówisz np: "czoło mogła, by mieć nieco wyższe" albo "oczy bardziej niebieskie"? Wink

Grafiki oczywiście, tak jak poprzednie, bardzo zacne Wink
Odpowiedz
#56
(02-04-2019, 20:04)Gunnar napisał(a): A mam takie pytanie: Jak powstają te grafiki?
W zasadzie to połączenie metod, o których mówiłeś Smile Początkowo przesyłam opis postaci, jej cechy fizyczne i charakterologiczne (ważne w kontekście tego czegoś, w spojrzeniu Big Grin ). Do tego szereg zdjęć pomocniczych konkretnych szczegółów, np. w przypadku Roxany upięcie włosów, cechy osobnicze albinosa itp. Na końcu zdjęcia rzeczywistych osób, które mają podobną fizjonomię. W oparciu o te wszystkie pomoce powstaje Concept Art. W procesie powstawania jestem obok i podpowiadam. Jeżeli Art dotyczy mojej postaci, to bezpośrednio, jeżeli postaci Eslee, po konsultacjach z nią Smile Oczywiście zostaje jeszcze trochę miejsca na interpretację własną grafika Wink
Odpowiedz
#57
(21-03-2019, 12:30)Eiszeit napisał(a):
Rozdział V, część III
Słyszała swoje bicie swojego serca, smród przybrał na sile. 

 Nie potrafiła tego robić, w panice przewalając rupiecie stojące jej na drodze. Oddychała za głośno, w tym oddechu był wzbierający płacz. Zaczął orientować się w jej położeniu na słuch. Potrzebował chwili, żeby odzyskać ostry obraz. Znowu coś przewaliła, (przewróciła?)nie podobało mu się to, że słyszy ją tak daleko. 

 Poza fetorem krwi w chlorowanej wodzie poczuła zapach strachu. To był jej strach. (może: Własnego strachu)

W pierwszych zdaniach dałem się wkręcić, że odkryli jej prawdziwą przeszłość Wink

Opisy jak zwykle bardzo plastyczne. Walka na gruzowisku zaskakująca. Objawiają się "moce" bohaterki. W trakcie czytania pomyślałem sobie "no, zaczyna się fantasy" Wink
Fajnie, jestem bardzo zadowolony z przeczytania tego fragmentu. 
Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu. Niedługo powinienem być już na bieżąco.
Odpowiedz
#58
(02-04-2019, 20:11)Eiszeit napisał(a):
(02-04-2019, 20:04)Gunnar napisał(a): A mam takie pytanie: Jak powstają te grafiki?
W zasadzie to połączenie metod, o których mówiłeś Smile Początkowo przesyłam opis postaci, jej cechy fizyczne i charakterologiczne (ważne w kontekście tego czegoś, w spojrzeniu Big Grin ). Do tego szereg zdjęć pomocniczych konkretnych szczegółów, np. w przypadku Roxany upięcie włosów, cechy osobnicze albinosa itp. Na końcu zdjęcia rzeczywistych osób, które mają podobną fizjonomię. W oparciu o te wszystkie pomoce powstaje Concept Art. W procesie powstawania jestem obok i podpowiadam. Jeżeli Art dotyczy mojej postaci, to bezpośrednio, jeżeli postaci Eslee, po konsultacjach z nią Smile Oczywiście zostaje jeszcze trochę miejsca na interpretację własną grafika Wink
Chciałbym mieć takiego grafika wśród znajomych Wink
Odpowiedz
#59
(02-04-2019, 20:43)Gunnar napisał(a): Chciałbym mieć takiego grafika wśród znajomych Wink
Fakt, bardzo komfortowa opcja Wink Ja poszłam o krok dalej i wychodzę za niego za mąż Big Grin

Dziękuję za wszystkie uwagi, naniosłam proponowane poprawki poza tą nawiązującą do strachu. Potrzebuję ją jeszcze przemyśleć i uwzględnić przy kolejnym sczytywaniu tekstu.

Cytat:W pierwszych zdaniach dałem się wkręcić, że odkryli jej prawdziwą przeszłość [Obrazek: wink.gif]
O to chodziło, cieszę się, że "trik" działa Wink 

Cytat:Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu. Niedługo powinienem być już na bieżąco.
Bardzo miło czyta się takie rzeczy - dodają motywacji.

Dziękuję za wskazówki i pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#60
(03-04-2019, 11:03)Eiszeit napisał(a):
(02-04-2019, 20:43)Gunnar napisał(a): Chciałbym mieć takiego grafika wśród znajomych Wink
Fakt, bardzo komfortowa opcja Wink Ja poszłam o krok dalej i wychodzę za niego za mąż Big Grin
A to szczerze winszuję Smile
I pozdrawiam przyszłego pana młodego Wink
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości