Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
Drzwi zamknęły się za nim równie cicho, jak otworzyły. Skrzynka kodująca nie wydała żadnego dźwięku. W mieszkaniu było ciemno tylko przez chwilę, zanim automatyczna fotokomórka spróbowała oświetlać jego kroki. Znalazł sterownik i wyłączył oświetlenie. Lepiej czuł się w ciemności. Zobaczył zarys swojej sylwetki w nagich oknach i przez chwilę poczuł się jak pełnokrwisty intruz. Nie pasował do wnętrza, do którego bezprawnie wtargnął. Okrążył wyspę kuchenną, przyglądając się bibelotom. Notatnik, niewielki laptop, lufka do papierosów i wysoki dzbanek na wodę, bez uchwytu. W środku pływały cztery plastry cytryny. Podszedł do blatu i wyjął ze zlewu pękatą szklankę. Na brzegu widniał czerwony ślad pomadki. Rozmazał go kciukiem na szkle, zanim odstawił naczynie na miejsce. Poszedł do ich sypialni.
Rozrzucone ubrania jak zwykle go zdezorientowały. Przełknął pragnienie graniczące z szaleństwem, żeby poskładać szmaty zwisające z krzesła. Dotykał miękkich rękawów, badając fakturę materiału. Przyjrzał się jego garniturom i jej sukienkom. Równo ułożonym krawatom i drogim spinkom do mankietów. Zapach mieszkania należał do jego lokatorów. Mężczyzna pachniał mniej przyjemnie. Łowca przestał żałować, że nie zastał go w domu. Wyszedł z sypialni i przeszukał jego gabinet. Potem korytarz i pokoje na piętrze. Na każdym stopniu schodów stała para jej butów. Nie znalazł niczego interesującego.
W łazience poświęcił dłuższą chwilę szczotce, na której zostało kilka białych włosów. Dostrzegł odciski palców na brzegu lustra, zacieki w kabinie prysznicowej. Pod nogami zaplątał mu się nieczynny odkurzacz. Pewnie niedawno skończył pracę zaprogramowaną na dziś. Gross pochylał się nad porzuconym paskiem szlafroka, kiedy ktoś wszedł do domu. Usłyszał trzask drzwi i kilkukrotne klaśnięcie, kiedy czujnik ruchu nie zadziałał. Krótki błysk światła oznaczał, że zapaliła lampę manualnie. Wiedział, że to była ona. Poznał ją po zapachu.
Kobieta stanęła przy wyspie, zabębniła paznokciami o blat i uniosła dzbanek do ust, żeby zrobić cokolwiek. Nie zawracała sobie głowy szklanką. Nie zainteresowało jej zepsute światło, ani fakt, że nie zrealizowała połowy dzisiejszego terminarza. Sprawy przedsiębiorstwa zeszły na trzeci plan. Zdjęła buty jeden o drugi i odrzuciła na bok. Odstawiła dzbanek, odłożyła torebkę na blat i zdjęła z ramion sztywny żakiet. Wylądował na podłodze obok czółenek. Na piersiach, wyglądających zza kopertowego dekoltu, kwitły czerwone plamy. Położyła dłoń na krtani i znów zaczęła szczypać skórę, w bezwarunkowej reakcji organizmu. Stała bezpośrednio pod lampą, oparta o wyspę lędźwiami i objęta ramieniem w talii. Wbijała wzrok w stopy, decydując, że powinna pomalować paznokcie na inny kolor. Powinna mu powiedzieć. Zacisnęła usta i sięgnęła do torebki. Wyjęła z bocznej kieszeni niewielki nośnik, niezmiennie odczuwając pragnienie, żeby go zniszczyć. Wiedziała, że to nie przekłamie rzeczywistości. Obracając urządzenie w dłoni, palcami drugiej ręki próbowała na oślep dotknąć dzbanka. Zastygła z dłonią na szkle, kiedy usłyszała kroki na schodach. Odwróciła głowę. Patologiczne ciepło rozlało się w jej ciele, nogi zdawały się odrętwiałe od nadmiaru krwi. Serce ruszyło w histeryczny cwał. Czuła ból, jakby spanikowany mięsień miał za moment spiąć się i już nie ruszyć. Poczucie bezpieczeństwa - frazes, który nie istniał.
Łowca stał naprzeciwko niej, oddalony o niecałe dziesięć kroków. W górnym świetle lampy widział cienie zniekształcające jej twarz. A może była to maska przerażenia. Podszedł do niej, obserwując niewielką, ale istotną zmianę w jej spojrzeniu. Napawała go jeszcze większym głodem. Byli na tyle blisko, że mógłby jej dotknąć. Zajrzał w zastygłą twarz, szukając tego ulotnego wyrazu, który widział przed chwilą. Zauważył, że jej oczy drżą, a palce zaciśnięta na dzbanku są patologicznie białe. Uśmiechnął się prawie serdecznie i odsunął jej dłoń od szkła. Oboje wiedzieli, że to bardzo zły pomysł. Skóra na jej mostku pulsowała, zdradzając serce, tłukące się między żebrami. Coś do niej powiedział, ale go nie zrozumiała. Głos uzupełniał obraz. Nie mogła dłużej wmawiać sobie, że to wszystko na niby. Bez upiększeń i niedopowiedzeń zrozumiała, że bez swoich trucizn nie znaczy nic. Nie potrafiła się obronić. Czując, że nie ma miejsca, w którym może się schować, przełknęła pulsowanie w gardle. Gwałtowny skurcz w dole brzucha sprawił, że położyła dłoń pod pępkiem. Zrobiła to bezwiednie, instynktownie. Uśmiechnął się. Ten uśmiech był potworny. Zrozumiał, co zobaczył w jej oczach. Świadomość, że nie odpowiadała tylko za siebie. Jego wzrok stał się bardziej natarczywy.
- Zawsze mnie to fascynowało – mówił cicho, ale słyszała go bardzo wyraźnie. Sztywna ze strachu zamknęła oczy, gdy dotykał wargami jej ucha. Czuł zapach skóry, perfumy, śladową ilość pudru. Odór zgrozy. – Widziałem takie oczy. Były silne do końca. Oddawać życie w obronie kogoś, kogo się jeszcze nie zna. Jak to możliwe?  – Rozumiała, że mówił do siebie, opowiadając monolog obłąkańca. Poczuła jego dłoń, twardą i ciepłą, jakby zamoczył ją we krwi. Zadarł materiał spódnicy, dotknął jej krocza i podbrzusza. Chwyciła go za przegub, rozdzierając paznokciami skórę. Miała w gardle nabrzmiałą gulę szlochu i coraz bardziej wściekły wzrok. Pamiętała o bólu. Cofnął dłoń, nie spodziewając się takiej stanowczości. Odniosła wrażenie, że źrenica w jego prawym oku rozlewa się jeszcze bardziej. Patrzyli na siebie prawie pół minuty.
Ta siła. Uważam, że to piękne. Chciałbym, żeby ktoś kiedyś miał takie oczy dla mnie. – Chwycił jej twarz i przez chwilę była pewna, że zgruchocze jej żuchwę. Wiedziała, że zrobi z nią to samo, co w hotelu. Może tym razem ją rozerwie, albo udusi. Wciskał jej w usta palce, które gryzła. Szarpnęła się, waląc udem w kant wyspy. Jego siła zdawała się szydzić z jej bezradności. Syknęła, walcząc z twardymi ramionami wokół swojego ciała. Nie mogła pozwolić, żeby to stało się ponownie. Była pewna, że tym razem by tego nie przeżyła.
Gwałtownie znieruchomieli, słysząc brzęk kostkarki do lodu. Kilka bryłek z grzechotem wpadło do wysokiej szklanki. Za plecami Grossa uruchomił się komunikator, a mechaniczny głos zaczął recytować zestawienie najnowszych doniesień z branży farmaceutycznej. Przez chwilę Łowca analizował, co to oznacza. Zobaczył w jej oczach ulgę i nie potrzebował więcej informacji. Puścił ją, a ona uczepiła się dłońmi brzegu wyspy, krusząc paznokcie.
- Chcę, żebyś mu coś przekazała – polecił. Zatroszczył się, żeby dobrze zapamiętała tę wiadomość.
Kiedy wyszedł, wciąż stała nieruchomo, oparta o krawędź blatu. Oświetlona pojedynczą lampą, wyglądała jak aktorka na opuszczonej scenie. Rozchyliła usta i przez chwilę starała się miarowo oddychać, żeby powstrzymać wzbierający szloch. Przegrała.  
 
Troian zaparkował bliżej, niż zwykle. Zabrał teczkę z siedzenia pasażera, sprawdził aktualności w terminarzu na następny dzień i wysiadł z samochodu. W oknach mieszkania paliło się tylko jedno światło. W drzwiach klatki wyminął go mężczyzna. Schindler nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie zapach krwi w chlorowanej wodzie. Zatrzymał się, marszcząc brwi i oglądając za nieznajomym. Kierował się w dół ulicy, omijając światła latarni. Przez chwilę Troian chciał iść za nim, odwrócił się w jego kierunku. Potem jedna myśl, prosta i klarowna, kazała mu pędzić na górę.
Nie skorzystał z windy, ignorując palenie mięśni, nieprzyzwyczajonych do intensywnego wysiłku. Asekuracyjnie chwycił poręcz, skręcając na półpiętrze. Nie zwracał uwagi na pieczenie w płucach i poluzowany krawat. Jego samopoczucie na chwilę przestało mieć znaczenie. Wpadł do mieszkania, wołając ją po imieniu. Stała w tym samym miejscu, przyciskając dłoń do podbrzusza. Podszedł do niej i próbował jej dotknąć. Była sztywna i niedostępna. Równie dobrze mógłby poruszać manekinem. Zadawał jej pytania, których nie rozumiała. Nie odpowiedziała na ani jedno z nich. Zdezorientowany i niepewny, co się wydarzyło, sukcesywnie tracił kontrolę. Spojrzała na niego, w oczach miała pustkę.
- Za chwilę stracę twoje dziecko.
Zamarł.
 
*~*~*
 
Łowca zatrzymał motocykl dwie ulice dalej, w miejscu, z którego miał dobry widok na apartamentowiec. Zobaczył, jak strzeliły światła. Snop iskier ze skrzyń instalacyjnych wyglądał jak świąteczne fajerwerki. Sycząc i dymiąc, kaskadami spadały na chodnikowe płyty. Rozświetlone okna mieszkań gasły jedno po drugim, w nienaturalnie szybkim tempie. Oślepły latarnie. Cała ulica pogrążyła się w mroku, w powietrzu zrobiło się gęściej. Czuł się tak, jakby za chwilę miała nastąpić burza tysiąclecia. Przyłożył rękaw do twarzy, dusząc się ciężkim zapachem ozonu. Mimo wszystko szeroko się uśmiechał.
Zrozumiał, o co tyle hałasu.
 
*~*~*

Jeszcze raz odtworzył nagranie. Na nośniku wpiętym w tablet migała zielona dioda. Pulsujące tętno płodu i ruchy szaro-czarnej masy na monitorze, wyzwalały w nim sprzeczne emocje. Roxana opierała się na stercie poduszek, z nogami przykrytymi do połowy szpitalną kołdrą. Nie miała makijażu, świeżo umyte włosy poskręcały się na końcach w puszyste spirale. Odłożył tablet, odwrócił się w jej stronę i dotknął białej dłoni. Spojrzała na niego, z ulotną obawą, której nie udało jej się zatuszować. Patrzyła w ten sposób od poprzedniej nocy. Żałował, że stracił nad sobą kontrolę.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytał. Analizując ostatnie tygodnie ich wspólnego życia, zaczynał dostrzegać pewne symptomy, które brali za coś innego. Apatia, senność, problemy z układem trawiennym. Fakt, że prawie nie dotykała papierosów. Bolesność przy stosunkach, zmiana nastroju. Dziwne, ulotne impulsy, które od niej wyczuwał. Podejrzewał, że gdyby nie ciche dni i mijanie się tygodniami, zorientowałby się znacznie wcześniej. Założył pasmo włosów za jej ucho, a ona nadal milczała, poruszając w skupieniu palcami stóp.
- Nie byłam pewna. Nigdy wcześniej coś takiego się nie zdarzyło. Mówiłam ci, że nie jestem zdolna do utrzymania ciąży – odpowiedziała, sama próbując zrozumieć, dlaczego tym razem sprawy potoczyły się inaczej. Sądziła, że fakt, że ojciec dziecka nie był zwykłym człowiekiem, mógł mieć duże znaczenie. Odetchnęła cicho, wreszcie patrząc na niego tak, jak powinna. Bez strachu. Chyba była zmęczona. – Dowiedziałam się dwa tygodnie temu. Chciałam podjąć jakąś decyzję i przedstawić ci moje stanowisko. Nie dałam rady – przyznała. Światło wpadające przez okna prześwietlało jej włosy. Wydawały się nienaturalnie białe, jak na starożytnych obrazach. Przełknęła ślinę, skupiając wzrok na pofałdowanej pościeli. – Ma już cztery miesiące. – Wiedziała, że mężczyzna zrozumie, co chciała mu przekazać. Troian poruszył się na krześle, marszcząc brwi i odrobinę wychylił się ku niej. Złapał się na tym, że mówi ciszej.
- To oznacza, że płód zaczął się rozwijać jeszcze przed odstawieniem prób – zauważył. Poruszyła wargami i pokiwała głową. Przesuwała w palcach materiał kołdry.
- Wytrzymał pierwszy miesiąc. Badania prenatalne nie wykazały odchyleń od normy. Jest zdrowy. Chłopiec – dodała. Tej informacji nie było na nośniku. Troian przez chwilę analizował, czy to cokolwiek zmienia. Nie zastanawiał się nad możliwością posiadania dziecka. Nie projektował marzeń, ani planów związanych z rodzicielstwem. Doszedł do wniosku, że płeć nie miała dla niego znaczenia. Bardziej interesowała go nienaturalna odporność komórek, które przetrwały w trującym organizmie matki. Im dłużej milczał, tym bardziej desperacko myślała, co powiedzieć. Skubnęła palcami mankiet jego koszuli. Spojrzał na nią, konfrontując się z oczyma pełnymi niepewności. Nie wiedziała, co robić dalej. On wiedział. Zastanawiał się, jak bardzo ją tym skrzywdzi.
- Eric. Chcę, żebyśmy dali mu tak na imię – powiedział. Przez moment miała wrażenie, że się nie zrozumieli. Uśmiech ulgi, który rozjaśnił jej twarz, był piękniejszy niż wszystko, co Troian widział do tej pory. Ukłucie, które mu towarzyszyło, nie było tak przyjemne. Pocałowała go, a on nie oponował. Prawie kwadrans siedzieli w milczeniu. Mechanicznie przesuwał dłoń po jej plecach, opierając usta na białych włosach. Zastanawiał się, czy nie jest za późno na realizację jego planów. Miał nadzieję, że nie.
- Troian?
- Słucham.
- Chcę zmienić mieszkanie – oświadczyła. Zadarła głowę, żeby na niego spojrzeć. – Nie poczuję się tam bezpiecznie. Nie w momencie, kiedy tam był. – Próbowała nie wracać myślami do poprzedniej nocy. Skurczyła dłonie, kiedy napięcie osiadło na jej karku. Obiecał, że znajdzie coś wygodnego. Podziękowała. Powiedział, że zrobi dla niej wszystko. Uwierzyła. W obecnej sytuacji, tak było znacznie łatwiej.
Nie wracali w rozmowie do wiadomości, którą przekazał jej Gross. Troian nie uważał gróźb za coś wartościowego. Mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że powinien zareagować. Działania jego siostry wychodziły poza przyjęte przez niego założenia i wymykały mu się spod kontroli. Myślał nad kartą przetargową. Chciał mieć pewność, że tego typu sytuacja więcej się nie powtórzy. Kilkukrotnie próbował przewidzieć, co by się stało, gdyby wczoraj zdecydował się zostać po godzinach. Odsuwał się od tych spekulacji. Położył dłoń na brzuchu Roxany i dał jej jeszcze godzinę swojego czasu. Zanim wyszedł, zapytał o sposób powstawania środków blokujących pamięć. Oglądał procedurę, ale chciał mieć pewność, że dobrze zapamiętał proporcje. Nie zapytała, dlaczego chciał to wiedzieć. Przekazała mu wszystkie informacje, przybierając ekspercki ton, a on nie protestował, zapisując w notesie dane, które go interesowały. Zanim wyszedł, jeszcze raz go pocałowała. Wyznała, że go kocha. Powiedział, że jest zaszczycony.
 
Wrócił do firmy. Przez całą drogę analizował raport medyczny ojca, który spłynął na skrzynkę. Leczenie nie przynosiło rezultatów. Szukano przyczyn i rozważano zmianę sposobu podawania leków. To nie była dobra wiadomość. Troian miał nadzieję, że zanim zdążą zareagować, nowotwór zeżre większość układów Klemensa, kwalifikując go na terapię paliatywną. Odpowiedział, że odwiedzi ojca w tygodniu i zarezerwuje sobie czas na dłuższą rozmowę z lekarzem prowadzącym. Potem wyłączył nośnik, chcąc skupić się na sprawach, które były istotne.
W pierwszej kolejności umówił spotkanie z Peterem Doughertym. Następnie przesłał do jednego z laboratoriów wytyczne, które otrzymał od swojej narzeczonej. Potrzebował takiej ilości środka, która będzie w stanie zablokować wspomnienia z ostatnich kilkunastu lat. Wystarczyła mu informacja, że pożądany efekt jest możliwy. Na inne pytania nie musiał odpowiadać.
Do laboratorium kobiety dotarł później, niż przewidywał. Była na miejscu, jak zwykle z niedopitą kawą, zmarszczonymi brwiami i monstrualną ilością plików do przeczytania. Zanim zdążyła go przywitać, kazał jej zaprowadzić się do sali obok. Wyczuł, że jest zdenerwowana i nie do końca pewna, co zamierzał zrobić. Mimo wszystko wpuściła go do środka, sama pozostając w drzwiach pomieszczenia. Gestem zezwolił jej, żeby podeszła.
- Jak długo jeszcze?
- Jeden trymestr. – Jej głos był napięty. Skinął głową, wpatrując się w maszynę. Podszedł bliżej, próbując dostrzec cokolwiek zza wirującego keloidu. Nie udało mu się.
- Na tym etapie jesteś w stanie wprowadzić zmiany w fenotypie? – zapytał, nie odwracając się w jej kierunku. Nie musiał widzieć twarzy, żeby wyczuć gęstniejące napięcie.
- Tak. – Skinęła głową. Obszedł maszynę dookoła, obserwując zmieniające się parametry. Dotknął pancernego szkła w taki sam sposób, w jaki kilka godzin wcześniej dotykał brzucha swojej narzeczonej.
- Chcę, żeby była podobna do Roxany Gosslin – polecił. Spojrzał na kobietę. Uśmiechała się z ulgą. Decyzja została podjęta.
 
*~*~*
Odpowiedz
(10-10-2019, 13:30)Eiszeit napisał(a): Łowca stał naprzeciwko niej, oddalony o niecałe dziesięć kroków. 
Brakująca literka.
Od słów "Powinna mu powiedzieć" obstawiam, że zaszła z Troianem w ciążę. Ciekawe, czy trafiłem Wink
...
Trafiłem Big Grin

Przez chwilę obawiałem się, że postawisz na opcję "hard" - Roxana poroni, co rozpali w Troianie rządzę odwetu za wszelką cenę.
Choć podejrzewam, że i tak zechce upolować Łowcę. Z drugiej strony być może będzie chciał wykorzystać swoje dziecko jako kolejny etap "ewolucji" nadczłowieka.

Jeszcze taka uwaga. Troian wyczuwa "elektrykę" człowieka, nastawienie etc. Czy z tymi zdolnościami nie powinien wcześniej wykryć, że w łonie Roxany rozwija się nowe życie? Tak na poziomie swoich zdolności, to chyba mógłby odkryć rozwijający się mózg dziecka.

(10-10-2019, 13:30)Eiszeit napisał(a):
- To oznacza, że płód zaczął się rozwijać jeszcze przed odstawieniem prób – zauważył. Poruszyła wargami i pokiwała głową. Przesuwała w palcach materiał kołdry. 
Odstawiła próby po tej akcji kiedy o mało nie umarła, obficie krwawiąc. To rzeczywiście cud, że płód przeżył taki wstrząs organizmu matki.

(10-10-2019, 13:30)Eiszeit napisał(a):  Pocałowała go, a on nie oponował. 
literówka

Zastanawiam się komu Troian chce zablokować pamięć. Z pewnością nie ojca, bo tego już przeznaczył do utylizacji.

(10-10-2019, 13:30)Eiszeit napisał(a): Do laboratorium kobiety dotarł później, niż przewidywał. Była na miejscu, jak zwykle z niedopitą kawą, zmarszczonymi brwiami i monstrualną ilością plików do przeczytania. Zanim zdążyła go przywitać, kazał jej zaprowadzić się do sali obok. Wyczuł, że jest zdenerwowana i nie do końca pewna, co zamierzał zrobić. Mimo wszystko wpuściła go do środka, sama pozostając w drzwiach pomieszczenia. Gestem zezwolił jej, żeby podeszła. 
- Jak długo jeszcze? 
- Jeden trymestr. – Jej głos był napięty. Skinął głową, wpatrując się w maszynę. Podszedł bliżej, próbując dostrzec cokolwiek zza wirującego keloidu. Nie udało mu się. 
- Na tym etapie jesteś w stanie wprowadzić zmiany w fenotypie? – zapytał, nie odwracając się w jej kierunku. Nie musiał widzieć twarzy, żeby wyczuć gęstniejące napięcie. 
- Tak. – Skinęła głową. Obszedł maszynę dookoła, obserwując zmieniające się parametry. Dotknął pancernego szkła w taki sam sposób, w jaki kilka godzin wcześniej dotykał brzucha swojej narzeczonej. 
- Chcę, żeby była podobna do Roxany Gosslin – polecił. Spojrzał na kobietę. Uśmiechała się z ulgą. Decyzja została podjęta. 
Ciekawe, co kombinuje.

Otwarło się parę nowych kwestii.  Troian stał się teraz głównym rozgrywającym fabuły. Czekam na ciąg dalszy.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(10-10-2019, 18:04)Gunnar napisał(a): Przez chwilę obawiałem się, że postawisz na opcję "hard" - Roxana poroni, co rozpali w Troianie rządzę odwetu za wszelką cenę.
Choć podejrzewam, że i tak zechce upolować Łowcę. Z drugiej strony być może będzie chciał wykorzystać swoje dziecko jako kolejny etap "ewolucji" nadczłowieka.
Przyznam się, że nie zakładałam ani przez chwilę takiej opcji. Wydaje mi się, że Troian nie jest człowiekiem, który tak radykalnie działałby w obliczu osobistej straty. Jego działania napędza korzyść biznesowa.
No i nie chciałam znów jej krzywdzić, już swoje dostała w tej powieści Wink

(10-10-2019, 18:04)Gunnar napisał(a): Jeszcze taka uwaga. Troian wyczuwa "elektrykę" człowieka, nastawienie etc. Czy z tymi zdolnościami nie powinien wcześniej wykryć, że w łonie Roxany rozwija się nowe życie? Tak na poziomie swoich zdolności, to chyba mógłby odkryć rozwijający się mózg dziecka.
Zwróciłeś uwagę na ciekawy temat i przez moment zastanawiałam się, czy nie powinnam poprowadzić spraw w ten sposób. Wczoraj z drugą Autorką konsultowałyśmy sprawę i mam dwa argumenty - mózg dziecka musi mieć trochę czasu na rozwinięcie się do takiej formy, która dawałaby się wyczuć. Dodatkowo, przez ostatni czas mieli napięty okres, prawie nie rozmawiali, a wszystkie zmiany, które mógł wyczuwać w kobiecie składał na odstawienie trucizn i agresywny powrót organizmu do stabilności.
Zastanawiam się, czy nie dodać gdzieś w ostatnim fragmencie wzmianki, że dopiero teraz zrozumiał, czym w istocie było to, co od niej odbierał. Tak będzie Twoim zdaniem logicznie?

(10-10-2019, 18:04)Gunnar napisał(a): Zastanawiam się komu Troian chce zablokować pamięć. Z pewnością nie ojca, bo tego już przeznaczył do utylizacji.
Dobrze, że to wyłapałeś, istotny wątek Wink

Faktycznie, teraz to Troian staje się postacią, która pociąga za sznurki.

Skorzystałam ze wszystkich uwag.
Dzięki za wizytę Smile
Odpowiedz
(11-10-2019, 09:28)Eiszeit napisał(a):
(10-10-2019, 18:04)Gunnar napisał(a): Jeszcze taka uwaga. Troian wyczuwa "elektrykę" człowieka, nastawienie etc. Czy z tymi zdolnościami nie powinien wcześniej wykryć, że w łonie Roxany rozwija się nowe życie? Tak na poziomie swoich zdolności, to chyba mógłby odkryć rozwijający się mózg dziecka.
Zwróciłeś uwagę na ciekawy temat i przez moment zastanawiałam się, czy nie powinnam poprowadzić spraw w ten sposób. Wczoraj z drugą Autorką konsultowałyśmy sprawę i mam dwa argumenty - mózg dziecka musi mieć trochę czasu na rozwinięcie się do takiej formy, która dawałaby się wyczuć. Dodatkowo, przez ostatni czas mieli napięty okres, prawie nie rozmawiali, a wszystkie zmiany, które mógł wyczuwać w kobiecie składał na odstawienie trucizn i agresywny powrót organizmu do stabilności.
Zastanawiam się, czy nie dodać gdzieś w ostatnim fragmencie wzmianki, że dopiero teraz zrozumiał, czym w istocie było to, co od niej odbierał. Tak będzie Twoim zdaniem logicznie? 
Jak najbardziej tak. Często się zdarza, że odbieramy jakieś bodźce, informacje, ale przez natłok innych dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę z ich znaczenia.
Odpowiedz
(11-10-2019, 09:34)Gunnar napisał(a): Jak najbardziej tak. Często się zdarza, że odbieramy jakieś bodźce, informacje, ale przez natłok innych dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę z ich znaczenia.
Dopisałam dwa zdania wyjaśnienia w tekście. Dziękuję za uważność Smile


Dziewczyna złączyła pięty, zmieniła pozycję siadu i jeszcze raz obejrzała się za siebie. Na dachu było pusto. Spóźniał się ponad pół godziny. Spojrzała na prawo, na przeszklony biurowiec, odbijający w tysiącu szyb feerię różnokolorowych neonów. W budynku, poprzecinany okiennymi ramami, przeglądał się hologram. Monstrualna reklama nowego uniformu motocyklowego, spacerowała pomiędzy skrzyżowanymi ulicami, dezorientując kierowców. Na dole tętniło życie piątej kondygnacji. Frederica uniosła głowę, wdychając ostre, elektryczne powietrze. Miała wrażenie, że wszystko wokół jest naładowane energią, której mogła dotykać. Słyszała, co się stało. Doniesienia o awarii, która miała miejsce kilka dni wcześniej, spłynęło do mediów w przeciągu kwadransa. Nie połączyli tego z Troinanem Schindlerem. On dostarczył im innej rewelacji. Cała Enklawa próbowała odkryć przyczynę, dla której Roxana Gosslin znalazła się w szpitalu. Fredericę także to interesowało. Nie tak bardzo, jak to, czy Clyton wyjdzie z Xernagenu, ale jednak. Zastanawiała się, czy Łowca był tak nieostrożny, żeby zrobić kobiecie krzywdę. Od trzech dni nie odebrał ani jednego połączenia. Lakoniczna wiadomość, którą jej napisał, nie załatwiła sprawy. W obecnym stanie, chciała porozmawiać z nim równie mocno, co go zabić.
Logo firmy produkcyjnej w formie gigantycznej elipsy, obracało się na metalowej konstrukcji, rzucając cień na jej sylwetkę. Połyskujący znak firmowy gasł i zapalał się ponownie; spojrzenia ludzi ciągnęły do niego, jak ćmy do światła. Nie usłyszała, kiedy się pojawił.
Usiadł obok, a ona poczuła, jak napinają się jej mięśnie, a w głowie coś przeskakuje na płaty potyliczne. Ostatnio wyraźniej czuła swoją czaszkę. Miała wrażenie, że potrafi nazwać miejsca, w których generuje najmocniejsze impulsy.
- Co tam się stało? – zapytała od razu, napastliwie, ignorując mróweczki odrętwienia, rozchodzące się po puszczających mięśniach. Przeczekała standardową procedurę zginania i prostowania nóg. Poprawił pas z bronią, chwilę mocował się z zapięciem opaski, zanim jej odpowiedział. Miała wrażenie, że mijają godziny.
- Nic. Nie było go w domu. Przeszukałem pokoje, niczego nie znalazłem. Wróciła, chwilę porozmawialiśmy, wyszedłem – streścił przebieg spotkania, rozglądając się dookoła. Sam wybrał miejsce. Patrzenie na świat z góry wywoływało pozorne poczucie kontroli. Wirująca konstrukcja nad ich głowami z jękiem zatoczyła kolejny obrót. – Ona jest w ciąży – dodał. Frederica poderwała głowę.
- Niemożliwe – skwitowała, pamiętając swoje rozmowy z albinoską. Roxana wytłumaczyła jej, do jakiego stopnia badane trucizny zdegenerowały układy organizmu. – Mówiła, że nie jest do tego zdolna. – Nie rozumiała, dlaczego jej głos nie brzmiał tak, jakby była realnie przekonana. Doszła do wniosku, że nagle wszystko stało się możliwe, a ona boi się tej perspektywy. Adrian nie miał zamiaru jej przekonywać.
- Mówię, jak jest. Za kilka dni pewnie o tym przeczytasz. – Nagły zryw wiatru potargał jego kurtkę. Zmrużył oczy, stawiając kołnierz i spojrzał na Fredericę, zapatrzoną w wielokolorowe okna biurowca. – Przekazałem jej wiadomość. Będzie musiał zareagować. Coś w końcu się wydarzy. – Wyciągnął papierosy i wysunął paczkę w jej stronę. Dziewczyna pokręciła głową, opierając brodę na splecionych dłoniach. Wiedziała, że miał rację. Zasłuchana w zgiełk miasta nie zarejestrowała, że nie odpalił papierosa. Zaatakował ją tak szybko, że przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje.
Wyrżnęła skronią w beton, czując wstrząs i zgrzyt zębów. Miała wrażenie, jakby ktoś narzucił jej na twarz kawał czarnego materiału. Z zamroczenia wyrwał ją ciężar, wyduszający oddech z płuc. Wierzgnęła, czując na sobie jego ciało. Nie rozumiała, co się dzieje. Usypiał jej czujność tak długo, że przestała obawiać się agresji, wpisanej w podstawę jego charakteru. To, co działo się teraz, było jak migawka z przeszłości. Przypomniała sobie swój strach. Próbowała nabrać powietrza, ale poczuła tylko krew i chlor. Leżał na niej, przywalając do ziemi jak szmacianą laleczkę. Nie miała fizycznej szansy w starciu z jego siłą. Myślała, że połamie jej kości. Sycząc i klnąc, próbowała wyczołgać się na bok. Udało jej się umknąć spod jego ramienia, ale tylko na chwilę. Krzyk uwiązł jej w gardle. Przewalił ją na brzuch, dociskając twarz do betonu. Wyczuła jego nastawienie. Metaliczny smak w ustach przybrał na sile, wierzgnęła jeszcze raz, mimo krwi wrzącej w mięśniach. Znalazł dłonią jej piersi, prowokując pełne protestu wycie i kolejne szarpnięcie, które udaremnił. Zaślepił ją strach. Jego dłoń między jej nogami uruchomiła furię, przerażenie i zgrozę, które strzaskały barierę wewnątrz czaszki. Kłapnęła zębami, czując się tak, jakby ktoś wsadził jej świder w środek mózgu. Kolejny ruch między półkulami, ból i kopnięcie prądu, potem dziwny, rozciągnięty huk. Nacisk zelżał, gdy mężczyzna ją puścił. Próbując zerwać się na nogi odwróciła głowę. Zamarła, widząc rzeczywistość.
Okna biurowca migotały wściekłymi fajerwerkami barw, jakby w środku ktoś zapalał i gasił kolorowe światła. Dziewczyna usłyszała ryk hamującego auta, wycie sygnału dźwiękowego i huk gnącego się metalu. Spojrzała na hologram. Migoczący i ociężały tracił koordynację, wychodząc poza obszar, który dla niego zaprogramowano. W rozkroku, gasnąc i zapalając się na zmianę, przepruł most i główne skrzyżowanie, oślepiając ludzi prowadzących auta. Kolejna kraksa i łomot pociągnęły za sobą domino wypadków. Frederica miała wrażenie, że patrzy na zabawę niesfornego dziecka, które rozgniata resoraki. Piąta kondygnacja utonęła w wyciu alarmów i sygnałów służb ratowniczych. To wszystko przestało mieć znaczenie, kiedy niepokojący dźwięk, przypominający westchnienie gigantycznego stworzenia, przebił się do jej świadomości. Spojrzała na Łowcę. Klęczał, opierając dłonie na rozstawionych udach. Głowę miał zadartą ku górze, w stronę źródła dźwięku. Ona też tam spojrzała. Logo firmy produkcyjnej wykonało leniwy obrót. Jego ruch nie był naturalny. Zatrzymywało się, jakby elektryczny mechanizm nie zasilał go z jednostajną mocą. Podstawa konstrukcji się zachwiała. Elipsa ospale zawisła w połowie kolejnego obrotu, przeciążając stelaże, na których ją osadzono. Przeciwwaga była zbyt duża. Frederica miała wrażenie, że słyszy jęczące śruby. Przez chwilę czas nienaturalnie się rozciągnął. Mogła dokładnie obserwować moment eksplozji. Nie było ognia, tylko syk iskier. Nienaturalna siła zgruchotała elipsę od środka, rozbijając ją w pył jak choinkową bombkę. Światła Enklawy obiły się w tysiącu kolorowych odłamków, lecących w dół jak szklana, skrząca chmura. Adrian uśmiechnął się i zamknął oczy. Nie miał niczego więcej do zrobienia.
Frederica poczuła nagły wyrzut paniki. Ruch w jej głowie przybrał na sile, a po obwodzie ciała przepłynął mocny impuls. Czuła w sobie energię. Pulsującą i dziką, pozornie niezdolną, żeby ją oswoić. Nie słyszała własnego krzyku, ale poczuła, że pękają kąciki warg. Mając wrażenie, że dźwiga na plecach kilka pięter ich świata, zatrzymała szklane zęby w powietrzu. Zawisły kilka metrów nad nimi, ostre i błyszczące jak brokat. Łowca otworzył oczy. Opuścił głowę, żeby móc spojrzeć na dziewczynę. Stała na nogach, zaparta podeszwami o beton. Garbiła się, jakby przytłoczona wagą czegoś niesamowicie ciężkiego. Odłamki drgnęły, kiedy się poruszyła. Miała w oczach ogień, usta, skrzywione w grymas wściekłości drapieżnie odsłaniały zęby. Dopadła do niego, wymierzając pierwszy cios w twarz. Zapiekło, chociaż nie zabolało. Uderzyła go jeszcze czterokrotnie. Za każdym razem część szkła traciła stabilność i rozbijała się na dachu. Widział to. Czekał. Przy piątej próbie ciosu chwycił ją za nadgarstek. Dopiero teraz dotarło do niego, że lżyła go najgorszymi słowami, jakie znała.
- Ty skurwysynu. Ty psychopatyczny skurwielu.  – Widział, że nad sobą nie panowała. Przepuściła przez niego prąd, a on pomyślał, że zepsuła mu ramię. Miał wrażenie, jakby puścił każdy przyczep mięśniowy. Mimo bólu, szarpnął ją jeszcze mocniej i ściągnął na kolana. Waląc nogami w beton prawie strzaskała sobie rzepki. Klęcząc naprzeciw niego, zapierała się jak zdziczały kot.
- Tego, to chyba jeszcze nie umiałaś – zauważył, nie spuszczając z niej wzroku. Nie musiał doprecyzowywać. Słyszała, jak dzielnica kilkadziesiąt pięter pod nimi dogorywa. Kilka kawałków szkła spadło z nieba, brzmiąc jak przyjemna nuta pośród tego horroru. Przestała się szarpać. Spojrzała na niego, czując, jak coś ucieka z jej klatki piersiowej. Energia, która do tej pory rozpychała żyły, wracała do centrum. Ból głowy stał się niemożliwy. Zacisnęła powieki, a szkło wiszące nad nimi runęło w dół.
On schylił głowę, ona zakryła swoją ramionami. Odłamki kąsały odsłonięte miejsca, wpadały pod ubrania, tnąc materiał na ciele. Oboje kulili się jak przed atakiem gryzącego psa, naznaczeni coraz większą ilością krwawiących zadrapań. Brzęk był ogłuszający. Szklany proch pokrywający dach przypominał diamentowy pył. Nie wyprostowali się jeszcze długo po tym, kiedy to wszystko się skończyło. Potem, ostrożnie, dziewczyna opuściła dłonie. Spojrzała na Łowcę, klęczącego w tej samej pozycji. Zza jego ucha ciekła krew, tak samo jak z brwi i skrzydełka nosa. Dłonie mężczyzny były pokaleczone, a kurtka przepruta w kilku miejscach. Frederica wiedziała, że nie wygląda lepiej. Pocięta skóra piekła w kontakcie z potem. Podał jej rękę, a ona nie protestowała. Dźwignęli się na nogi, stojąc pośród zgliszcz przypominających świeży śnieg. W pewien sposób ten widok wydawał jej się piękny.
- Chodź, zaraz będą tu służby i dziennikarze – wycharczał, wypluwając odłamek z ust. Pokaleczył język, szukając go między wargą, a dziąsłem. Frederica, nadal otumaniona, poszła za nim, wytrzepując resztki szkła z włosów i z ubrania. Idąc w stronę wyjścia na klatkę, nie mogła przestać oglądać się za siebie. Świadomość, co zrobiła, napawała ją lękiem. Spojrzała na plecy Łowcy idącego przed nią. Czuła, że musi coś powiedzieć. Problem w tym, że brakowało jej słów.
 
*~*~*
 
W podajniku było coraz mniej cukru. Obserwował, jak dosładzała czwartą kawę, za każdym razem sypiąc więcej. Wokół niej stały trzy talerze, każdy z nich powalany resztkami sosu ze sztucznej czekolady. Pochłonęła podwójne porcje, a teraz czekali na następną. Jej mózg potrzebował pożywienia. Łowca patrzył, jak kolorowe światło stroboskopu odbija się w jej twarzy. Zielone, czerwone, fioletowe. W końcu podniosła na niego wzrok. Wydmuchał dym, wygodniej rozpierając się na skórzanej kanapie. Lampa nad nimi dawała żółte światło. Od strony parkietu docierały do nich mało zaangażowane głosy przypadkowych muzyków, kilka osób jak śnięte muchy bujało się pod sceną. Adrian miał wrażenie, że są pośrodku scenografii jakiegoś starego filmu. Kelnerka zaniosła zamówienie do stolika obok, a wracając podstawiła mu nową popielniczkę. Zapalił kolejnego papierosa. Obserwowali się przez kwadrans, nie wiedząc, które wyglądało gorzej. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Ekrany w lokalu wyświetlały najnowsze doniesienia, które nikogo nie interesowały. Spokojny, zadymiony świat w rytm wiekowej muzyki country. Przyniesiono jej zamówienie. Ze sceptycyzmem oglądała porcję naleśników, próbując przygładzić dłonią naelektryzowane włosy.
- Chcesz? – Wysunęła w jego stronę widelec z lukrowaną truskawką. Pokręcił głową, wypuszczając ustami kółeczka dymu. – Dlaczego to zrobiłeś? Skąd wiedziałeś?
- Tylko jedno pytanie do przesłuchiwanego – przypomniał, strzepując papierosa. Mimo wszystko blado się uśmiechnęła. Wsadziła truskawkę do ust. Zmrużył oczy, lokalizując pośladki dziewczyny, która nosiła tace z piwem. – Myślałem nad tym. Trochę. Mówiłaś, że nie umiesz więcej, niż rzucanie pudełkiem prezerwatyw. – Pamiętał ten wieczór w mieszkaniu, kiedy rozgadała się w jego głowie. Wykonał przy skroni taki ruch, jakby pokazywał, że jest stuknięta. Popiół z papierosa spadł na blat przed nim, dym zatoczył fantazyjne koło. – Przy naszym pierwszym spotkaniu umiałaś podnieść cały złom w alejce ze śmieciami. Dlatego, że się przestraszyłaś. – Powiódł wzrokiem za kolejną dziewczyną. Spojrzał na Fredericę, orientując się, że zjadła już połowę porcji naleśników. – Potem, za każdym razem, kiedy się mnie bałaś, mocniej wariował mi mechanizm. Albo jak się wkurwiłaś, albo, jak się śmiałaś. – To ostatnie zdarzało się nieczęsto i od ostatnich dwóch tygodni. Ostatnio rzadziej, bo martwiła się o hakera. Jej emocje stały się na tyle wyraźne, że nie miał problemu, żeby je zauważyć. Wdusił peta w popielniczkę i sięgnął po kubek z kawą. Smakowała jak szczyny. – Mówiłaś, że on się kontroluje. Twój brat. Widziałem, co się stało po tym, jak wszedł do domu. Minęliśmy się na klatce. Nie wiem, co mu powiedziała, ale widziałem efekt. – Odstawił kubek. Dziewczyna już nie jadła, uważnie przysłuchując się temu, co miał do powiedzenia. – Chciałem zobaczyć, jak zadziała u ciebie. Na przesłuchaniu w domu Greenwood czułem, że się boisz. Nie podobało ci się to, jak uprawiała ze mną seks. – Był o tym przekonany. Frederica skinęła głową, uciekając wzrokiem na swoje dłonie. Tamtej nocy coś się w niej obudziło. Lęk, którego źródłem była pierwsza noc po ucieczce i przypadkowa wizyta w klubie ze striptizem. Tam po raz pierwszy poczuła tego typu strach, jeszcze nie rozumiejąc, o co chodzi. Łowca unaocznił jej to ze szczegółami. Spojrzała na niego, zastanawiając się, czy mu dziękować, czy go przekląć. Czuła się ciasno w swoim ciele. Miała wrażenie, że składowy element niej wrócił na miejsce, a ona nie mogła się do niego przyzwyczaić. Psychonik. Wreszcie wpisywała się w pełną definicję. Obserwowała, jak mężczyzna gniecie kubek w dłoni i odpala kolejnego papierosa. Jego twarz była fioletowa, zielona i żółta. Lampa nad ich stolikiem zabzyczała, ale nie zgasła. – Co masz zamiar zrobić? – zapytał, zastanawiając się, co znaczy jej spojrzenie. Przekręciła głowę, nadziewając kolejną truskawkę na widelec. Były tak zmodyfikowane, że chrzęściły w zębach jak plastik.
- Nauczę się strzelać – stwierdziła. Uśmiechnął się, wydmuchując dym. 
Odpowiedz
(13-10-2019, 19:17)Eiszeit napisał(a):  Połyskujący znak firmowy gasł i zapalał się ponownie, przyciągając uwagę ludzi, jak ciem do światła. 
Rozumiem o co chodzi i porównanie dobre, ale w obecnej formie zgrzyta w zdaniu gramatyka.


No i była akcja. Chciałbym to zobaczyć w kinie Wink
Ale opis wystarczył, bym w wyobraźni zobaczył dynamiczną, barwną scenę.
Akcja łowcy ciekawa, choć ryzykowna, bo Federica niekontrolowanym wydatkowaniem energii mogła ich pozabijać.
No ale bez ryzyka nie ma zabawy Big Grin
Tak, jak podejrzewałem, dziewczyna potrafi znacznie więcej niż się jej wydaje, co jest zapowiedzią epickich starć w przyszłości.

Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(13-10-2019, 20:04)Gunnar napisał(a): Rozumiem o co chodzi i porównanie dobre, ale w obecnej formie zgrzyta w zdaniu gramatyka.
Mi również zgrzytało coś w tym zdaniu. Zmieniłam w taki sposób, ale nadal coś mi w nim nie pasuje: "Połyskujący znak firmowy gasł i zapalał się ponownie, przyciągając oczy ludzi, jak ćmy do światła."
Zastanawiam się, czy nie lepiej zostawić po prostu: "Połyskujący znak firmowy gasł i zapalał się ponownie.", bez zbędnych udziwnień.

(13-10-2019, 20:04)Gunnar napisał(a): Akcja łowcy ciekawa, choć ryzykowna, bo Federica niekontrolowanym wydatkowaniem energii mogła ich pozabijać.
No ale bez ryzyka nie ma zabawy Big Grin
Cóż, on nigdy nie kieruje się ostrożnością w życiu Big Grin

Dzięki za miłe słowa i wizytę Wink 
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(14-10-2019, 10:34)Eiszeit napisał(a):
(13-10-2019, 20:04)Gunnar napisał(a): Rozumiem o co chodzi i porównanie dobre, ale w obecnej formie zgrzyta w zdaniu gramatyka.
Mi również zgrzytało coś w tym zdaniu. Zmieniłam w taki sposób, ale nadal coś mi w nim nie pasuje: "Połyskujący znak firmowy gasł i zapalał się ponownie, przyciągając oczy ludzi, jak ćmy do światła."
Zastanawiam się, czy nie lepiej zostawić po prostu: "Połyskujący znak firmowy gasł i zapalał się ponownie.", bez zbędnych udziwnień.
Można zrezygnować z porównania, albo jeszcze pobawić się takimi wariantami:
Spojrzenia ludzi ciągnęły do niego, jak ćmy do światła. 
...przyciągając spojrzenia ludzi, jak światło przyciąga ćmy.
Odpowiedz
(14-10-2019, 16:12)Gunnar napisał(a): Można zrezygnować z porównania, albo jeszcze pobawić się takimi wariantami:
Spojrzenia ludzi ciągnęły do niego, jak ćmy do światła. 
...przyciągając spojrzenia ludzi, jak światło przyciąga ćmy.
Skorzystałam z tego wariantu, najbardziej mi się spodobał.

Dzięki i pozdrawiam Smile
Odpowiedz
_020

Zapoznał się z raportem z ostatnich dwóch miesięcy. Osiem tygodni, które M-0 spędził w Xernagenie, przyniosło wymierne korzyści. Wzmocnił znaczenie intranetu, załatał luki w komunikacji z zewnętrznymi podmiotami firmy i stworzył system minimalizujący zużycie energii. Podczas ostatniego z projektów, zadał młodemu Schindlerowi pytanie, czym zajmuje się jednostka generująca najwyższe straty prądu. Zajmowała niewielki obszar na mapie energetycznej, oznaczony czerwonym kolorem. Troian odpowiedział, że to laboratorium tworzące prototypy. Później w zamyśleniu analizował, jak niesamowite ilości energii mały Psychonik zużywał do rozwoju. Do rozwiązania pozostał miesiąc. Jego narzeczona miała przed sobą jeszcze trzy.
Wprowadzono go do osobnej jednostki, ulokowanej w sektorze testowania leków. Przystosowanie jej, zajęło personelowi więcej czasu, niż zakładały wstępne wyliczenia i znacząco nadszarpnęło budżet. Troian miał nadzieję, że będzie warto. W centrum pomieszczenia, na podeście, mieściła się eliptyczna sala badawcza. Przezroczyste ściany na pierwszy rzut oka wydawały się niewidoczne, dopóki nie odbiły się w nich dane z zewnętrznych monitorów. Nad M-0 czuwało pięciu specjalistów i cztery androidy, nadzorujące jego wyjścia poza elipsę. Kod był kruchy i osłabiony, a Schindlerowi zależało na tym, żeby się nie rozpadł. Podtrzymywano go energetycznie za każdym razem, kiedy opuszczał swoją salę. Rzadko korzystał z tego przywileju, większość czasu spędzając na wirtualnym spacerze po sieci Xernagenu i rozmowach z mężczyzną, którego Troian nie znał. Zgodnie z umową, kontrolował kontakty blondyna. Nie znalazł w nich żadnych poszlak wskazujących na to, że haker nawiązywał łączność z _0046.
Przeszedł przez krótki podest i pozwolił wprowadzić się do wnętrza elipsy. M-0 wyglądał tak samo, jak ostatnio. Siedział na brzegu łóżka, zapatrzony w nowe dłonie, ulepszone po ostatnim zabiegu. Chude kolana wyglądały zza szpitalnej koszuli, zawiązanej na karku. Ilość portów, które zdecydowano się umieścić w jego ciele była na tyle duża, że wbudowywano je na raty. Na początek cztery po wewnętrznej stronie przedramion. Troian zauważył czerwieńsze okręgi na skórze, w miejscach, które przygotowano na wszczepienie. 
- Jak się czujesz? – zapytał, obserwując aktualne raporty stanu zdrowia mężczyzny, wyświetlone na głównym monitorze. Elipsa od wewnątrz wydawała się mniej realistyczna. Po ścianach, przypominając powolne fale, przepływały wyładowania. Przez to miał wrażenie, że sala zmienia kształt. Wrócił wzrokiem do swojego rozmówcy, który nadal oglądał dłonie. Każda opuszka palca została wyposażona w czujnik, lepszy od tego, który posiadał wcześniej. Zamigotał i podniósł na Schindlera dwoje sprawnych oczu.
- Poprawnie. Widzę dalej i lepiej, jestem w stanie dotrzeć poza zakręty Sieci – zaraportował. Jego brwi wypłowiały, a głowa była naga. Zaczęto przygotowania do operacji na otwartej czaszce. Mózg M-0 miał zyskać nowy wymiar zaawansowania. Clyton przechylił głowę i uniósł dłoń, żeby dotknąć swojej skroni. Troian zauważył, że jego ruchy nie są płynne. – Po pierwszym transferze danych w płaty ciemieniowe, zanotowano zaburzenia mowy. Układ ruchowy stracił dwanaście procent wydajności – zabrzęczał, dociskając opuszki palców do płata skroniowego. Ciężko było ocenić, czy to skarga, czy informacja. Mężczyzna skinął głową.
- Otrzymałem te raporty. Wiemy, że następnym razem należy transferować mniejsze pliki – zapewnił. Podszedł bliżej, obserwując mapę mózgu blondyna. Ponad osiemdziesiąt procent obszaru było nienaturalnie rozświetlone. Zanotowali podwyższoną aktywność, która dodatkowo wzrastała z każdym ulepszeniem. Clyton czuł, na poziomie własnego ciała, jakby ten drugi miał więcej miejsca. Zastanawiał się, kiedy jemu samemu zrobi się ciaśniej. Odczuwał wpływ M-0 i wsparcie, którego udzielał przy zleceniach, chociaż nie słyszał jego głosu. Miał wrażenie, że sam potrafi coraz więcej, zupełnie instynktownie, a ich wzajemne oddziaływanie staje się prawie automatyczne.
- Kiedy będę mógł rozpocząć diagnozę systemu zabezpieczeń? – zapytał. Umawiali się na podjęcie działań znacznie wcześniej. Do tej pory Schindler go zbywał, mówiąc, że warto skupić się na pełnym ulepszeniu. Teraz też ze zrozumieniem pokiwał głową, siadając naprzeciwko niego na jednym z krzeseł. Wsparł brodę na zaplecionych dłoniach.  
- Lekarze zalecają czekać. Chciałbym, żeby nowy system był w pełni sprawny. Podejrzewam, że dalej posunięte ulepszenia zagwarantują produkt lepszej jakości – stwierdził, wpatrzony w prześwietlone oczy. Blondyn się nie odezwał. Poza elipsą, na zewnątrz, ludzie w białych kitlach krzątali się dookoła nich, raportując o każdej zmianie w kodzie. Prywatność była przywilejem, którego brakowało. M-0 czuł się sondowany. – Mam dla ciebie zadanie. – Troian skinął dłonią na androida stojącego na zewnątrz i zezwolił na otwarcie drzwi do komory. Przez chwilę obaj patrzyli, jak robot umieszcza na ziemi płaski nośnik, przypominający duży dysk, a potem podpina się do zasilania. W pomieszczeniu pojawiło się kilkanaście panoramicznych prostokątów. Zamigotały, szukając stabilności. M-0 wstał z łóżka i powoli wszedł pomiędzy projekcje. Wyciągnął palce, przepruwając dotykiem jedną z nich.  
- Mapy Sortu – ocenił. Spojrzał na Schindlera, szukając odpowiedzi, ale jej nie otrzymał. Nie rozumiał intencji. – Android ma przepięty sortowy nośnik zdejmujący szyfr. To z założenia niemożliwe – dodał, spoglądając na osiem map poszczególnych Sortów, dwie zarządcze i cztery gospodarcze. Zadarł głowę ku górze. Poczuł, że mężczyzna podniósł się z krzesła i stanął obok niego.
- Zgadza się. Chcę, żebyś wskazał wszystkie punkty kontrolne, sterowniki, systemy zapłonowe i wodotryskowe, szpule energetyczne, agregaty prądotwórcze i alerty szybkiego reagowania – polecił, spacerując wzrokiem po mapach. M-0 znów odwrócił głowę w jego stronę, ale nie doczekał się najmniejszej reakcji. Wrócił oczyma do zlecenia. Wyciągnął ramię, na wstępie odrzucając od siebie dwie projekcje. Uniósł drugą dłoń i wygasił następne trzy prostokąty. Przechadzając się pomiędzy nimi, zmieniał ustawienia map na hierarchiczne. Jego oczy stały się jaśniejsze. Zakreślał palcami czerwone obszary, zaczynając od centrum, na obrzeża. Czasami dodawał kilka elementów. Niekiedy rezygnował z tych, które zaznaczył. Wyczuwał przestrzeń, przebywając gdzie indziej, chociaż fizycznie nie opuścił laboratorium. Przyglądając się temu, Troian pomyślał, że dotyka pewnego rodzaju nadnaturalności. Wykonanie zadania trwało mniej niż piętnaście minut. Nieoczekiwanie projekcje rozproszyły się po elipsie, zajmując miejsce na wysokości oczu obu mężczyzn. Schindler, z dobrze maskowaną konsternacją, obserwował ilość zaznaczanych obszarów. Nie podejrzewał, że będzie miał tyle możliwości. W pewnej chwili M-0 opuścił ręce. Przyjrzał się badawczo wszystkim projekcjom, weryfikując poprawność wykonanego zlecenia. Nie znalazł luk. Pasek ładowania na masce podpiętego androida sugerował, że zapisuje dane. Troian z uznaniem kiwnął głową.
- Drugie zlecenie jest raczej prozaiczne. Chcę, żebyś skontaktował się z moją siostrą. – Na ułamek sekundy projekcje znikły. Mężczyzna nie zwrócił na to uwagi, podejrzewając, że zapis danych był zbyt obciążający. M-0 próbował się ustabilizować. Odwrócił głowę w kierunku Schindlera, po raz kolejny nie potrafiąc wyłapać celu prośby. Weszli na kruchy grunt.
- Nasza współpraca obejmowała kilka pierwszych miesięcy. Nie wiem, pod jakim kanałem jest teraz dostępna. Konieczne byłoby przeszukanie Sieci – odpowiedział, mając wrażenie, że dobranie odpowiednich słów sprawia mu gigantyczną trudność. Troian skinął głową.
- Wiadomość musi do niej dotrzeć. Daję ci siedemdziesiąt dwie godziny – położył nacisk na ostatnie słowa. Zanim wyszedł, przekazał mu treść komunikatu.
Clyton został sam. Usiadł na łóżku i zapatrzył się w przezroczyste ściany elipsy, nie widząc ludzi poza nimi.
 
*~*~*
 
Twarz modelki reklamującej tusz do rzęs zafalowała, kiedy kula odbiła się od pancernego szkła. Bilbord  wisiał na wschodniej ścianie budynku nośnego, który podpierał wyższe kondygnacje. Łowca trafił w środek źrenicy, przeładował pistolet i wymierzył ponownie.
- Mówię ci, że to bajt. – Pusty trakt komunikacyjny wił się obok nich jak betonowy wąż. Stali na dachu wieżowca, wyłączonego z użytku kilkanaście lat temu. Huk wystrzału wzniósł się ponad mrok ciemnych pięter. Reklama po raz kolejny straciła ostrość. Podał pistolet Frederice.
- Może naprawdę chce to wszystko zakończyć. – Przyjęła broń i próbowała ułożyć ją w dłoni. – Poświęca jednego, zamiast trzech – zauważyła, patrząc na mężczyznę. Machnął głową w stronę bilbordu, popędzając ją do działania. Pewniej stanęła na rozstawionych nogach i oddała strzał, trafiając w jednokolorowe tło reklamy. Zaklęła, oddając mu pistolet. – Dougherty może dużo wiedzieć.
- Mała, to nie jest naturalne. – Opuścił broń wzdłuż prawego uda. W rozlanej źrenicy odbiły się czerwone światła ostrzegawcze; wyłączali z ruchu kolejną trasę. Można było odnieść wrażenie, że całkiem niedługo na niższe platformy będzie można dostać się jedynie windą. Jeżeli w ogóle zakładano taką opcję. Według Adriana, równie dobrze mogli przygotowywać grunt pod utylizację wszystkiego poniżej trzeciej kondygnacji. Oszczędność środków stanowiła silną argumentację. Spojrzał na Fredericę nerwowo drepczącą w miejscu. Wpatrywała się w bilbord. Reklama leciała w pętli sześćdziesiąty czwarty raz.
- To po co ta propozycja? – zapytała. Wiadomość z przedwczoraj sprowokowała w dziewczynie różne myśli. Clyton wysłał ją na tymczasowe konto, a prośbę, żeby takowe założyła, przekazał jej przez Olka. Zrozumiała, że blondyn nie mógł swobodnie się komunikować, lub obawiał się o możliwość namierzenia miejsca jej pobytu. Może jedno i drugie. To nie były najlepsze wiadomości. Z kolei to, co otrzymała, trudno było sklasyfikować; Troian Schindler zaproponował, że wyda im Petera Dougherty’ego. Aktualnie kończyli przygotowania do czwartego zlecenia, obierając za cel Lukasa Waschenko. Propozycja była nagła, podejrzana i najprawdopodobniej nierozsądna, ale kusiła Fredericę. Zdecydowanie nie kusiła Łowcy.
- Wie, że wybijemy mu wszystkich i spanikował. Ale nie jest idiotą, żeby nie wykorzystać sytuacji. „Wyznaczone miejsce odbioru obiektu zlecenia”. Kurwa, co dalej? Pojadę po faceta i wrócę z kulą w czole.
- Wtedy raczej nie wrócisz.
Oddał serię strzałów, nie dając się wmanewrować w tę grę słowną. Kiedy huk przebrzmiał, Frederica skinęła głową i wyciągnęła rękę po pistolet.
- Dobra. Czyli Waschenko.
- Waschenko. Porządnie się… - urwał, bo wystrzeliła, tym razem trafiając modelkę w czoło. Z uznaniem skinął głową. – …dobrze się obwarował. Nie ruszymy go ani w domu, ani w pracy. Sprawdziłem. Ale facet ma regularne hobby. Zjeżdża na niższe piętra trzeciej kondygnacji, do klubów. Za cztery dni ma wykupioną wejściówkę w jednym, który znam dosyć dobrze. Moloch, ale z kilkoma wyjściami. Przesłuchamy go w pokoju dla gości – stwierdził. Dziewczyna nie była przekonana.
- Nie pracowaliśmy w miejscach publicznych. Ryzykownie. – Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. – Jak coś pójdzie nie tak, mogą nas zdemaskować.
- Nie mogą. Ty też byłaś w tym klubie. – Spojrzał na nią. Mówił o miejscu, w którym go znalazła. Dziewczyna poczuła, jak coś wywraca się w jej brzuchu.
- Nie ma mowy. – Pamiętała, co tam się działo i jak się wtedy czuła. Teraz dysponowała większymi umiejętnościami i lepiej się kontrolowała, ale nie chciała podejmować niepotrzebnego ryzyka. Nie w grze o taką stawkę.
- Nie ma opcji – skontrował, zabierając jej broń. Przypiął ją do pasa, podszedł do krawędzi dachu i usiadł, zwieszając nogi w niebyt. Dołączyła do niego, uprzednio upijając kilka łyków wody. Gdzieś za nimi przejechał zabłąkany samochód. Słyszała go, łapiąc wzrokiem maleńkie światła w oddali, zanim zniknął. Łowca zapalił papierosa, a ona zaczęła rozganiać dym dłonią. Pomiędzy piętrami nie było dobrej cyrkulacji powietrza. Usiadła po turecku, nieco dalej od krawędzi dachu.
- Jak coś pójdzie nie tak, też możesz mieć problemy – zauważyła. Nie rozmawiali otwarcie o tym, że się ukrywał, ale oboje wiedzieli, jak wyglądała sytuacja. On mógł nie być gadatliwy, ale ona nie była ślepa.
- Miejsce jak każde inne. Ubierz się tak, jakbyś potrafiła się dobrze bawić. – Zdusił na betonie w połowie wypalonego papierosa. Wydmuchał wąską strużkę dymu, zapatrzony w czarną przestrzeń pod nimi. Często się zastanawiał, jak długo by spadał. I gdzie mógł wylądować. Frederica nie zareagowała. Spojrzała na opaskę na jego nadgarstku, którą jak zwykle bezwiednie poprawiał, sprawdzając stan zacisków. Myślała o niej od jakiegoś czasu. O jej wpływie i znaczeniu.
- Mogę? – zapytała. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, o co chodzi. Wskazała palcem jego przegub. Zmrużył oczy, ale wyciągnął ramię w jej stronę. Pokręciła głową. – Nie, zdejmij – doprecyzowała. Poczuła się pod jego oczyma mniej więcej tak, jakby zbiegła z zakładu zamkniętego.
- Po co?
- Chcę zobaczyć. – Upór był cechą charakterystyczną obojga, ale ona potrafiła lepiej go wykorzystać. Łowca powiedziałby raczej, że była bardziej upierdliwa, ale dziewczyna widziała same plusy. Bez przekonania, obserwując ją w poszukiwaniu podstępu, rozpiął zatrzask. Kiedy zdjął opaskę zauważyła, że skóra była znacznie bledsza w miejscu, w którym ją nosił. Przyjęła od niego identyfikator, bo tak zaklasyfikowała przedmiot, który miała w dłoniach. Numer i seria nadrukowane po wewnętrznej stronie potwierdziły jej przypuszczenia. Zatrzaski były mocno wyrobione, ale solidne. Całość kojarzyła się jej ze skórzanymi kajdankami. Była nieprzyjemna w dotyku.
- Dawali je wam na początku szkolenia?
- W trakcie. Po wstępnych egzaminach – wyjaśnił. Dotknął przegubu, czując się dziwnie. Niewłaściwie. Jakby zrobił coś niedobrego. – Daj.
- Zaraz. Po co ją nosisz? Przecież uznali cię za zmarłego. Nie udzielili ci pomocy. I nienawidzisz tego miejsca. – Spojrzała na niego. Poruszył szczęką, jak zawsze, kiedy się denerwował i nie miał argumentów, czyli kiedy wchodzili na temat jego przeszłości. Wyciągnął rękę po swoją własność.
- Przyzwyczaiłem się. – W rzeczywistości nie noszenie opaski było dla niego czymś nienaturalnym. Miał wrażenie, jakby był z nią zrośnięty. Identyfikowała go i nadawała sens jedynej rzeczy, którą potrafił robić. Bez myślenia o sobie jak o obiekcie Sortu Dziewiątego, pozostawało myślenie o sobie jak o człowieku. Adrian nie lubił tego robić. Czuł, że był kiepski w człowieczeństwo. Frederica lekko wydęła wargi.
- Bez sensu – oceniła i cisnęła opaskę w mrok przed nimi. Przez chwilę nie rozumiał, co się wydarzyło. Przez kilka sekund bezruch i otumanienie wydawały się czymś normalnym, a potem zerwał się na nogi. Gwałtownie rozłożył ramiona, tracąc balans nad krawędzią, za którą była tylko czerń. Zobaczyła zalążek histerii w jego ruchach. – Skacz. Prawie to samo, jakbyś ją dalej nosił. – Znowu był szybszy od niej. Wierzgnęła nogami, próbując kopnąć go w brzuch, albo w cokolwiek. Gruchnęła na beton przywalona do ziemi jego kolanami. Trzasnął materiał, rękawy koszulki puściły na szwach rozprute jednym szarpnięciem. Złapał ją za ręce, nie zwracając uwagi na wytrzymałość kości. Uniósł okaleczone przedramiona przed jej twarz, żeby mogła dobrze przyjrzeć się bliznom, które ryła przez ostatnie miesiące. Wierzgnęła głową i walnęła butami w ziemię, próbując się spod niego wyczołgać.
- Tego się nie do po prostu wypierdolić, co? – warknął, drugą ręką łapiąc ją za policzki, żeby przestała machać łbem. Znieruchomiała, wpatrzona w jego oczy, pełne takiego samego gniewu, jak jej własny. Zacisnęła pięści.
- Nie da. Dlatego byłeś w lepszej sytuacji. Puść mnie. Puść mnie kurwa teraz. – Walnęła łokciami w beton, kiedy ją odepchnął. Podszedł do krawędzi dachu i chodził wzdłuż niej jak pobudzony pies. Czuła wypływający z niego surrealizm. Słyszała jak klął, co chwila wychylając się nad przepaścią. Podniosła się do siadu i spojrzała na swoje ręce. W kilku miejscach widziała krwawe wybroczyny, ale w innych zbliznowacenia były zbyt grube. Spróbowała zakryć przedramiona strzępami rękawów. Nie chciała na to patrzeć. Gross zaczął iść w jej stronę, a ona napięła się w oczekiwaniu na drugi wybuch furii. Usiadł obok niej, niestabilny jak odpalona flara. Milczała, odbierając nierówne nastawienie, od którego zaczęła pulsować jej czaszka. Wciągnęła w nozdrza tłuste powietrze, przeczekując kolejne minuty niewygodnej ciszy. W końcu zdecydowała się odezwać.
- Dlaczego cię szukają?
- Spierdalaj.
Nie ruszyła się z miejsca, wpatrzona w jego profil. Strach mijał, w miarę jak nazywała jego nastawienie; rezygnacja i nic poza nią. Kompulsywnie macał nagi przegub, wgapiając się w reklamę. Milczeli bardzo długo.
- Boją się, że powiem reszcie. O tym, że nas wyruchali. Koncertowo. – Jego głos był cholernie nieprzyjemny. Zmarszczył brwi i poruszył wargami, jakby szukając słów. – Kiedy na dole zamknęli moją kartę pomyślałem, że jestem wolny. Mogli myśleć, że już nie wrócę. Sam tak myślałem. Jak udało się nam wyjść, nie chciałem, żeby mnie znaleźli. Poszedłem do hakera. Miał mnie przeskanować i usunąć chip, którym Dziewiątka oznakowywała rekrutów. Pod narkozą. Nie wiadomo, gdzie jest i jak działa. Nawigowali nas po nim, rozliczali ze zleceń. Zaczęli to robić, kiedy Łowcy wyszli spod kontroli Sortu. Nie umieli sobie z nami poradzić. Potem już sami raportowaliśmy, bo i tak nas znajdą. – Nabrał głęboki haust powietrza. Frederica milczała, siedząc zupełnie nieruchomo. Wiedziała, że jeżeli mu przerwie, nigdy więcej nie powie o tym ani słowa. – Tyle, że tego chipu nie ma. Próbowałem trzy razy. Nie ma kurwa niczego. – Nieoczekiwanie się zaśmiał. To był krótki dźwięk przepełniony goryczą, tak nienaturalny, że dziewczyna poczuła dreszcz na karku. – Jak kurewsko się baliśmy, żeby uwierzyć w coś, co nie istnieje. – Zacisnął szczęki. Dotknął czegoś strasznego, daleko w przeszłości, którą zagrzebywał najgłębiej, jak się dało, razem ze swoim charakterem. – Nie jestem ulepszony. Nie robili nic, co wykracza poza naturalne metody. Zmieniali nas od dziecka. Od malutkiego, zachowania, gesty, psychologiczne pierdoły. Filmy, testy, próby. Przekraczanie granicy, która co chwilę była coraz dalej. Oceniali, który rekrut się nada. Ale tego nie da się kurwa sprawdzić. Nie przy niemowlakach, które drą się o żarcie, srają i przesypiają większość dnia. Czasami się mylili. – Sięgnął po papierosy. Wyjął jednego, ale nie odpalił. Zawiesił wzrok na swojej dłoni. – Przestali inwestować w Sort Dziewiąty, bo jesteśmy za drodzy do wyprodukowania. Zbyt czasochłonni. Stymulacje, inicjacje, zmiany, materiał, na którym mogliśmy ćwiczyć. Dziewczynki, dzieci do utylizowania, odpady oddawane przez Rząd. Zaczynało brakować środków i nie zawsze się udawało. Czasami chłopaki się stawiali, to wtedy kula w łeb, po kilkunastu latach pracy. Pierdolona marnacja. Wyciągnięcie człowieka z człowieka ma swoje konsekwencje – urwał. Widziała, że zamknął oczy i został tak na jakiś czas. Po chwili podjął wątek. – Szukają mnie, bo chcą mieć pewność, że nie powiem reszcie. Gdyby tak było, to ich nie zatrzymają – zamilkł. Dziewczyna wahała się, czy zadać pytanie. Milczał na tyle długo, że znalazła dla siebie przestrzeń.
- Ilu was jest? Poza tobą? – Nie zorientowała się, że siedzi bliżej niego. To, co odczuwał, domagało się okiełznania. Dotknięcia. Nie miała odwagi.
- Sześciu. Z czterema mógłbym się dogadać.
- A piąty?
- To pierwszy. Mój opiekun. Szuka mnie.
- Dlaczego?
Znowu zamilkł. Nie wiedział, jak mógł jej wyjaśnić. „Odgryzłem mu pół fiuta”, nie brzmiało najlepiej. Pokręcił głową.
- Nie dogadywaliśmy się – podsumował. Odłożył niezapalonego papierosa. – To jest nieodwracalne. Wytresowali mnie takiego, jak chcieli. I tak generalnie będzie. – Docisnął peta do ziemi, niszcząc filtr; tytoń rozsypał się na betonie. Frederice wydawało się, że go rozumiała. Jej pierwsze próby normalnego życia bywały rozczarowujące. Czasami nadal nie odnajdywała się w zależnościach, które rządziły światem. Ale miała swoją tożsamość. Z wahaniem wyciągnęła palce i oderwała jego dłoń od przegubu. Nie zareagował.
- U Klemmera powiedziałeś, że ludzie stają się prawdziwi, kiedy umierają. – Zrobiła pauzę, czekając na jakiekolwiek potwierdzenie. Skinął głową. Ona również skinęła głową, dobierając w myślach właściwe słowa. – Powiedziałeś mi, jak mam iść. Wtedy na dole.
Przez moment doznawała dziwnego zawieszenia, a potem poczuła, że nieznacznie się zmienił. Wewnętrznie. Pojedyncza myśl próbowała rozproszyć resztę, ale początkowo była za słaba. Chciał na nią spojrzeć, ale zrezygnował, wracając wzrokiem do reklamy. Brakowało mu odpowiednich słów, które mógłby powiedzieć. Nigdy nikomu nie dziękował.
Frederica zacisnęła palce na jego dłoni i spojrzała w tę samą stronę.
Nie ma za co.
 
*~*~*
Odpowiedz
(17-10-2019, 09:32)Eiszeit napisał(a):
 Nad M-0 czuwało pięciu specjalistów i cztery androidy, nadzorujące jego wyjścia poza elipsę. Kod był kruchy i osłabiony, a Schindlerowi zależało na tym, żeby się nie rozpadł. Podtrzymywano go energetycznie za każdym razem, kiedy opuszczał swoją salę. Rzadko korzystał z tego przywileju, większość czasu spędzając na wirtualnym spacerze po sieci Xernagenu i rozmowach z mężczyzną, którego Troian nie znał. 
Tu nie załapałem o jaki kod chodziło.

(17-10-2019, 09:32)Eiszeit napisał(a):
 Clyton czuł, na poziomie własnego ciała, jakby ten drugi miał więcej miejsca. 
niecały "ten" się pochylił Wink

(17-10-2019, 09:32)Eiszeit napisał(a):
- Mapy Sortu – ocenił. Spojrzał na Schindlera, szukając odpowiedzi, ale jej nie otrzymał. Nie rozumiał intencji. – Android ma przepięty sortowy nośnik zdejmujący szyfr. To z założenia niemożliwe – dodał, spoglądając na osiem map poszczególnych Sortów, dwie zarządcze i cztery gospodarcze. Zadarł głowę ku górze. Poczuł, że mężczyzna podniósł się z krzesła i stanął obok niego. 

- Zgadza się. Chcę, żebyś wskazał wszystkie punkty kontrolne, sterowniki, systemy zapłonowe i wodotryskowe, szpule energetyczne, agregaty prądotwórcze i alerty szybkiego reagowania – polecił, spacerując wzrokiem po mapach.
Czyżby przygotowywał zamach stanu? Big Grin
A może spowoduje różne awarie w systemach rządowych a potem sprzeda im zabezpieczenia? Wink

(17-10-2019, 09:32)Eiszeit napisał(a):
Schindler, z dobrze maskowaną (nadliczbowa spacja) konsternacją, obserwował ilość zaznaczanych obszarów. 
(...)
Clyton został sam. Usiadł na łóżku i zapatrzył się w przezroczyste ściany elipsy, nie widząc ludzi poza nimi.  

- To po co ta propozycja? – zapytała. Wiadomość z przedwczoraj sprowokowała w dziewczynie różne myśli. Clyton wysłał ją na tymczasowe konto, a prośbę, żeby takowe założyła, przekazał jej przez Olka. Zrozumiała, że blondyn nie mógł swobodnie się komunikować, lub obawiał się o możliwość namierzenia miejsca jej pobytu. Może jedno i drugie. To nie były najlepsze wiadomości. Z kolei to, co otrzymała, trudno było sklasyfikować; Troian Schindler zaproponował, że wyda im Petera Dougherty’ego. 
Na kilometr śmierdzi zasadzką.

(17-10-2019, 09:32)Eiszeit napisał(a):
 Często się zastanawiał(przecinek) jak długo by spadał.
(...)
Czuł, że był kiepski w człowieczeństwo. 
Rozumiem, że "człowieczeństwo" jako gra, choć naturalniej brzmiałoby:
w człowieczeństwie.

(17-10-2019, 09:32)Eiszeit napisał(a): Czuła wypływający z niego surrealizm.
(...)
- Boją się, że powiem reszcie. O tym, że nas wyruchali. Koncertowo. – Jego głos był cholernie nieprzyjemny. Zmarszczył brwi i poruszył wargami, jakby szukając słów. – Kiedy na dole zamknęli moją kartę pomyślałem, że jestem wolny. Mogli myśleć, że już nie wrócę. Sam tak myślałem. Jak udało się nam wyjść(przecinek) nie chciałem, żeby mnie znaleźli. Poszedłem do hakera. Miał mnie przeskanować i usunąć chip, którym Dziewiątka oznakowywała rekrutów. Pod narkozą,(kropka?) nie wiadomo, gdzie jest i jak działa.
(...)
Wyciągnięcie człowieka z człowieka ma swoje konsekwencje – urwał. 

Federica szuka w łowcy człowieczeństwa. Ciekawe, gdzie to zaprowadzi głównych bohaterów.
Dobrze, że nie przystali na propozycję Troiana. To byłoby zbyt naiwne. Choć on pewnie się tego spodziewał i naprawdę planuje coś innego.

Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(17-10-2019, 18:22)Gunnar napisał(a): Tu nie załapałem o jaki kod chodziło.
O M-0. Schindler nadal nazywa go kodem, co w zasadzie nie jest błędnym rozumowaniem. W rzeczywistości to coś jak kod/program.

(17-10-2019, 18:22)Gunnar napisał(a): Czyżby przygotowywał zamach stanu? [Obrazek: biggrin.gif]
A może spowoduje różne awarie w systemach rządowych a potem sprzeda im zabezpieczenia? [Obrazek: wink.gif]
Ciekawe spostrzeżenia Big Grin

(17-10-2019, 18:22)Gunnar napisał(a): Rozumiem, że "człowieczeństwo" jako gra, choć naturalniej brzmiałoby:
w człowieczeństwie.
Na razie zostawiłam po staremu, muszę przemyśleć tę opcję.

(17-10-2019, 18:22)Gunnar napisał(a): Federica szuka w łowcy człowieczeństwa. Ciekawe, gdzie to zaprowadzi głównych bohaterów.

Dobrze, że nie przystali na propozycję Troiana. To byłoby zbyt naiwne. Choć on pewnie się tego spodziewał i naprawdę planuje coś innego.
Może do nawrócenia Grossa Big Grin
Troian ma jeszcze kilka asów w rękawie.

Dzięki za uważne czytanie, skorzystałam ze wszystkich uwag, wyłączając tę, o której wspominałam.

Na koniec się pochwalę - dzisiaj skończyłam pisać Numer Big Grin Po roku i trzech miesiącach powieść jest zakończona. Pozostaje wstawiać na VA i ulepszać w oparciu o uwagi  Big Grin

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
(18-10-2019, 12:19)Eiszeit napisał(a):
(17-10-2019, 18:22)Gunnar napisał(a): Rozumiem, że "człowieczeństwo" jako gra, choć naturalniej brzmiałoby:
w człowieczeństwie.
Na razie zostawiłam po staremu, muszę przemyśleć tę opcję.
Po przemyśleniu, radzę nie zmieniać. Sam stoję na stanowisku, że w przeciwieństwie do narratora, bohaterowie nie muszą się wyrażać zawsze gramatycznie, stylistycznie etc. Jeśli jakaś wypowiedź nie do końca jest poprawna, albo jest poprawna ale niezbyt dobrze brzmi to jeśli lepiej ukazuję osobowość bohatera to jest w pełni uprawniona.

(18-10-2019, 12:19)Eiszeit napisał(a): Na koniec się pochwalę - dzisiaj skończyłam pisać Numer Big Grin Po roku i trzech miesiącach powieść jest zakończona. Pozostaje wstawiać na VA i ulepszać w oparciu o uwagi  Big Grin 
To gratuluję Smile
Mnie zostały do napisania jeszcze tylko dwa rozdziały i kończę II tom Szeptu Gromu.
Odpowiedz
(18-10-2019, 15:58)Gunnar napisał(a): Po przemyśleniu, radzę nie zmieniać. Sam stoję na stanowisku, że w przeciwieństwie do narratora, bohaterowie nie muszą się wyrażać zawsze gramatycznie, stylistycznie etc. Jeśli jakaś wypowiedź nie do końca jest poprawna, albo jest poprawna ale niezbyt dobrze brzmi to jeśli lepiej ukazuję osobowość bohatera to jest w pełni uprawniona.
Jestem tego samego zdania Wink

(18-10-2019, 15:58)Gunnar napisał(a): To gratuluję [Obrazek: smile.gif]
Mnie zostały do napisania jeszcze tylko dwa rozdziały i kończę II tom Szeptu Gromu.
Dziękuję Heart 
Wypatruję z niecierpliwością kontynuacji Smile


 Troian wszedł do gabinetu ojca i zamknął za sobą drzwi. Przez chwilę stał przy wejściu, wpatrując się w pionowe, zaciągnięte rolety. W pokoju panował półmrok. Podszedł do regałów, które sięgały sufitu i bezwiednie obejrzał grzbiety książek. Każda z nich była porządnie przetarta i błyszcząca, chociaż nikt nie brał ich do ręki od miesięcy. Fotele dla petentów stały na chromowanych nogach. Po drugiej stronie biurka zagłówek dyrektorskiego krzesła był odrobinę wyżej. Troian rzadko zasiadał na tym miejscu. Ostatni raz podczas rozmowy z hakerem, kiedy zyskał dostęp do biurka. Nie podobał mu się zapach pomieszczenia, jego kwadratowy kształt i fakt, że ojciec podjął w nim większość decyzji dotyczących syna. Mężczyzna zastanawiał się, z iloma osobami tu rozmawiał. Jak często z Naczelnikiem. Jak wiele razy była tu kobieta z najniższego laboratorium. Przechadzając się po pomieszczeniu, wyjął z kieszeni klucz. Zwyczajny, trochę stary, taki, jakim otwierało się mieszkania z pierwszej kondygnacji. Dotykał palcami grzbietów książek. Regały po prawej i po lewej stronie nie miały nic do zaoferowania. Wąski, postawiony ukośnie regał od strony okien nadrobił zaległości. Troian początkowo przesuwał dłońmi po malowanym drewnie, badając miejsce styku z okienną framugą. Mniej więcej w połowie jej długości mógł wsunąć palce głębiej. Wyczuł opuszkami zapadkę, podobną do tych, które montowano w szafkach starszej generacji. Nacisnął. Fragment drewnianej listwy ustąpił pod palcami, odchylając się ku mężczyźnie. Młody Schindler analizował to, co widzi. Patrzył na staroświecki zamek. Wyglądał na antywłamaniowy. Bez wahania wsunął klucz do środka i przekręcił; mechanizm działał. Fragment regału odchylił się jak zwyczajne drzwi. Światło zapaliło się automatycznie. Troian patrzył na długie, bardzo wąskie pomieszczenie, w którym stały metalowe szafy na dokumenty. Nie było szuflad, tylko pieczołowicie opisane kategorie. Wszedł do środka, uderzony zapachem starego papieru, tuszu i kartonów. Zrozumiał, że nie był jedyną osobą, która część tajemnic przelewała na kartki. Przebierając palcami w dokumentach, zaakceptował fakt, że czeka go kilka godzin pracy. Zaczął jak zawsze systematycznie, od początku.
Po pięciu godzinach i dwudziestu sześciu minutach siedział za biurkiem ojca, analizując dokument leżący na blacie. Sortowa pieczątka z datą wskazywała na przedawniony list. Przygotowany do wysyłki, ale nienadany. Troiana to nie zaskoczyło. Data, którą widział, obejmowała dzień zamachu. Treść listu nie wywołała w nim gniewu, ani frustracji. Można powiedzieć, że nareszcie czuł spokój. Zrozumiał. Wyciągnął rękę i dotknął przedmiotu zapakowanego w foliową reklamówkę. Niewielki załącznik do listu, przypominający nadajnik gps.
Tak. Ostatecznie zrozumiał wszystko.
 
*~*~*
 
- Nie, to zanieście na piętro. Pierwsze drzwi po prawej – poinstruowała, odprowadzając wzrokiem dwa androidy dostawcze. Wczytały komendę i skierowały się w stronę szklanych schodów. Roxana miała wrażenie, że za mniej niż dwa miesiące będzie jej bardzo trudno po nich zejść. Spojrzała w stronę kuchni, gdzie cztery zdalne jednostki elektryczne montowały ich nowe oświetlenie. Pod ścianami piętrzyły się zakodowane kapsuły transportowe. Przewieźli większość swoich rzeczy, początkowo z niedowierzaniem i trwogą zdając sobie sprawę, ile ich jest. Większość stanowiły jej ubrania, niektóre nigdy nie noszone. Troian nie skomentował, ale podjął decyzję o dostawieniu jeszcze jednej szafy. Cierpliwie zniósł szereg jej pomysłów na zaprojektowanie wnętrza, a potem oddał całą decyzyjność, zasłaniając się brakiem czasu. Roxana uznała, że tak było im łatwiej. Przeprowadzka nie generowała niepotrzebnych napięć, a ona mogła stwierdzić, że ostatnio żyli względnie spokojnie. Dobrze wspominała ich pierwszą noc w nowej sypialni.
Skorygowała androida, który próbował rozłożyć dywan nie tam, gdzie trzeba i odwróciła głowę w stronę drzwi prowadzących na zewnętrzny taras. Salon był jasny, tak jak wszystkie nowe mieszkania budowane na szczycie piątej kondygnacji. Położyła dłoń na brzuchu i podeszła w stronę okien, powolnym ruchem gładząc swojego sześciomiesięcznego syna. Oparła się o framugę, instynktownie sięgnęła po papierosy i strzeliła palcami, przypominając sobie, że nic z tego. Patrzyła na Enklawę. Zza dźwiękoszczelnych szyb nie docierał do niej zgiełk miasta. Za plecami słyszała bzyczenie, szuranie i odgłosy przekazywanych komend. Drgnęła, kiedy trzasnęły drzwi. Spojrzała na Troiana, który zwyczajowo najpierw odłożył teczkę na półkę w korytarzu, zsunął buty i równo ustawił je przy wycieraczce, a następnie odwiesił płaszcz. Wszystko wydawało się takie, jak zawsze. Z tym, że wrócił z pracy o pięć godzin za późno. Zmarszczyła brwi, kiedy do niej podszedł. Trzymał w dłoni fabrycznie zapakowaną płytę winylową.
- Co się stało? – Wiedziała, że się stało. Wsunęła palce w czarne włosy, przyjmując jego pocałunek. Miał chmurne oczy, chociaż był całkowicie opanowany. Oparł dłoń na jej brzuchu i dłuższą chwilę milczał.
- Pomyślałem, że spędzimy razem wieczór. Kupiłem nową płytę – wyjaśnił, odkładając winyl na podłokietnik fotela. Poprawił ułożenie białych włosów. Lekkie fale pasowały do czerwonej sukienki, którą miała na sobie. Kupił ją dwa tygodnie temu, robiąc furorę w sklepie z odzieżą dla ciężarnych. Enklawa żyła ich związkiem i karmiła się najmniejszymi przejawami prywatnego życia. Zaczął z tego korzystać, widząc, że jego narzeczonej coraz bardziej odpowiada ta sytuacja. Po raz pierwszy nie pisano o niej w zły sposób. Złapała przy nim medialny oddech, a on nie miał zamiaru tego zepsuć. Zapytał, jak się czuła, chociaż nie musiał. Widział, że było lepiej. Mieszkanie, które wspólnie kupili, przywróciło jej spokój. Miał wrażenie, że czuły system antywłamaniowy miał w tym szczególny udział.
- Lepiej. Twój syn przestał być taki niespokojny – odpowiedziała. Ostatnio wiele narzekała na ciągłe zmiany pozycji i fakt, że dziecko nie dawało jej spać. Troian doskonale to wiedział, przez jej nieustanne wiercenie się, samemu nie sypiając lepiej. Uśmiechnął się i pocałował jasne czoło.
- Byłaś już na tarasie?
- Nie. Nie ma mowy, żebym tam wyszła – pokręciła głową, nie ruszając się z miejsca. Wziął ją za rękę, ale nadal oporowała. Szklana podłoga na czterdziestym drugim piętrze wieżowca nie budziła jej zaufania.
- Z projekcją jest znacznie lepiej – uspokoił ją, kładąc dłoń na panelu sterowania przy oknach. Zmrużyła oczy, widząc krótkie falowanie przestrzeni, zanim wybrał odpowiedni motyw. Wizualizacja tropikalnego ogrodu zajęła całą przestrzeń tarasu. – Chodź – zachęcił, odsuwając przeszklone drzwi. Wyszedł pierwszy, oglądając się na nią. Wydawało jej się, że ciężkie, wielobarwne kwiaty zadrżały w kontakcie z jego ramieniem. Miała wrażenie, że czuje ich zapach. Powietrze miało inny smak. Sztuczna rzeczywistość przez moment wydawała jej się prawdziwsza, niż otaczające ich miasto. Mocno chwyciła go za rękę i wyszła za nim, ostrożnie stawiając stopy na tarasie. Z olbrzymią ulgą zauważyła, że projekcja nie rozprasza się pod wpływem dotyku, tylko do niego dopasowuje.
– Myślałem, że już mi zaufałaś. – Podniosła wzrok na jego twarz. Walcząc ze świadomością, że tkwią zawieszeni kilkadziesiąt pięter nad ziemią, zbliżyła się do niego, nie zapominając, że stąpa po szkle. Otoczył ją ramieniem w talii i zadarł głowę ku górze. Zrobiła to samo. Nie potrafiła odgadnąć, o czym myślał.
- Miałeś odwiedzić ojca…
- Już u niego byłem.
Później uruchomiła laptop i przeczytała najnowsze wiadomości. Wysłuchali płyty, nie zamieniając ze sobą ani słowa. 
 
*~*~*
 
Szpitalny korytarz był cichy, nie licząc szeptów, dobiegających z dyżurki pielęgniarek. Jedna z nich odsługiwała automatyczną sortownicę, która z cichym mruczeniem przyporządkowywała zestaw leków do numeru pokoju. Druga wertowała elektroniczną kartę, zaznaczając na niebiesko wypisy. Troian zarejestrował to kątem oka, przez mniej niż dwie sekundy. Stanął pod wibrującym światłem jarzeniówki i wpisał swoje nazwisko przy skrzynce wizyt. Drzwi odblokowały się z cichym kliknięciem i przesunęły na prawo. Wszedł do pokoju, w którym jego ojciec śnił lub myślał, spokorniały w bezwładzie. Klemens Schindler na szpitalnym łóżku, z dłońmi leżącymi na równo naciągniętej pościeli. Manicure dwa razy w tygodniu, podwyższona opłata za usługę. Troian zastanawiał się, czy skacząc wokół niego, personel nie miał wrażenia, że obsługuje trupa. Jego twarz wydała mu się gumowa. Przyglądając się jej, zrozumiał, że stoi w tym samym miejscu od przeszło czterech minut. Kropla potu na jego skroni, nabrzmiała i ciężarna, wsiąkała w czarne włosy. Poczuł się chory, jakby wszystkie emocje, które tłumił w sobie, wyłaziły porami skóry. Wyprostował mankiety marynarki i zajął standardowe miejsce po prawej stronie łóżka. Potarł brodę, wsłuchując się w szorstki dźwięk, który wcześniej jego mózg zwykle ignorował. Rzeczywistość wydawała się zbyt wyraźna. Kolory nasycone jak na źle ustawionym ekranie monitora.
Troian?
Obserwował swoje imię; myśl przeformułowaną na wyraz. Musiał się skoncentrować, żeby nie popsuć komunikatora, kiedy uszkadzał kamerę w rogu pomieszczenia. Spojrzał w martwą soczewkę i wydawało mu się, że widzi w niej swoją widmowo-bladą twarz.
- Chciałem cię o coś spytać. – Własny głos też brzmiał obco. Z komunikatora przesunął oczy na monitor z parametrami zdrowotnymi. Unormowane, stabilne. Zastanowił się, dlaczego jego życie nie mogłoby wyglądać podobnie. Sięgnął do teczki, stojącej przy prawym kolanie i wyjął nienadany list. Rozłożył dokument, pedantycznie poprawiając dłonią sztywność rogów. – Dlaczego wyceniłeś mnie tak nisko?
Komunikator zamigotał. Twarz Klemensa nadal była gumowa, a dłonie nieruchome. Jedynie migający wściekle kursor pozwalał przypuszczać, że uruchomił magazynek łgarstw. Mimo wszystko, po trzech minutach na ekranie nie pojawiło się ani jedno zdanie.
- Kiedy moja siostra uciekła, Sort obciążył Xernagen kosztami zwrotnymi projektu. Sfinansowali dwadzieścia sześć lat badań, a tobie uciekł Obiekt. – Nie był sarkastyczny. Sam sobie wydawał się wyzuty z emocji jak porcelanowa skorupa. Obojętny profesjonalizm przedsiębiorcy stał się jego maską. – Próbowałeś ratować sytuację i najpierw jej szukałeś. Przyjechała do ciebie uszkodzona, a za taką nikt by nie zapłacił. Postanowiłeś oddać inny Obiekt, który stworzyłeś na ich procedurach, ale własnym systemem. Opracowałeś ulepszenia metodyk. W taki sam sposób tworzyłeś kolejnego Psychonika, który wzrasta w jednostce laboratoryjnej pomiędzy piętrami – recytował. Ekran wciąż pozostawał pusty. Klemens widocznie potrzebował czasu. Nigdy nie ćwiczył mówienia prawdy. – Dlaczego Sort powierzył Xernagenowi to zlecenie? – zadał pytanie i postanowił zaczekać tak długo, jak to będzie konieczne. Potrzebował kwadransa cierpliwości. Jego ojciec przeanalizował swoje położenie, mocne i słabe strony sytuacji, swój wpływ na to, co się wokół niego dzieje, a potem się poddał. Nastąpiło to w tym samym momencie, w którym Troian wsunął w bezwładną dłoń nadajnik. Zabawkę do kontrolowania głowy. Kursor drgnął.
Projekt Psychonik jest zleceniem rządowym. Rząd finansował projekt.  
Mężczyzna odczytał wiadomość.
- Dlaczego Sort był zaangażowany w projekt rządowy?
Xernagen jest Sortem Zero.
Cztery słowa wyjaśniające prawie wszystko. Troian potarł knykciami miejsce pod dolną wargą, bezwiednie zagapiając się w list.
- Wiedzą o tym, że produkujesz nowe Obiekty? – Nie musiał czekać na odpowiedź. Klemens zrozumiał, że nadszedł czas spowiedzi.
Nie. Nie znają metodyki.
Kursor znikł. Przez chwilę wydawało się, że pacjent nieoczekiwanie zasnął, albo zakończył połączenie. Na ekranie pojawiło się kilka przypadkowych znaków. Wyglądało to tak, jakby niesforne dziecko położyło rączkę na klawiaturze. Przez moment kolejne linijki przeskakiwały po monitorze, współgrając z przeprutą, migoczącą linią pulsu Klemensa Schindlera. Troian miał wrażenie, że widzi drgnięcie jego warg, ale równie dobrze mogło to być złudzenie. Usłyszał ostrzegawczy pisk maszynerii, komendę o błędzie komunikatora i restarcie systemu. Ekran zgasł. Prosta linia przesuwała się nad ich głowami z jednostajnym dźwiękiem, wypełniając pomieszczenie energią nieodwracalności. Mężczyzna wstał. Schował list i nadajnik do teczki. Kliknęły zatrzaski, zaskrzypiały podeszwy butów, trzasnęły drzwi. Idąc w stronę dyżurki pielęgniarek zatrzymał jedną z kobiet, która niosła na sale chorych wieczorny zestaw leków.
- Proszę pani, podejrzewam, że mój ojciec miał wylew. – Przez chwilę obserwował chaos. Miał wrażenie, że rzeczywistość przyspieszyła tempo, a on stoi w tym samym miejscu, mijany przez rozbiegane pielęgniarki. Otwarte na oścież drzwi wydawały mu się ponure, chociaż na korytarz wylało się światło. Poprawił marynarkę i wyszedł z oddziału, zostawiając za sobą podniesione głosy i rozedrgane polecenia. Panika przechodziła w chłodny profesjonalizm. Niedługo zmienią pościel na łóżku dla kolejnego pacjenta.
Wyszedł ze szpitala i wsiadł do samochodu. Ustawił w nawigacji inną trasę i wyjechał na obwodnicę. Chciał kupić nową płytę.
 
*~*~*
Odpowiedz
(20-10-2019, 07:02)Eiszeit napisał(a): Przechadzając się po pomieszczeniu(przecinek) wyjął z kieszeni klucz.
(...)
Przebierając palcami w dokumentach(przecinek) zaakceptował fakt, że czeka go kilka godzin pracy. Zaczął jak zawsze systematycznie, od początku.
(...)
Przygotowany do wysyłki, ale nie nadany(razem). Troiana to nie zaskoczyło. Data, którą widział, obejmowała dzień zamachu. Treść listu nie wywołała w nim gniewu, ani frustracji. Można powiedzieć, że nareszcie czuł spokój. Zrozumiał. Wyciągnął rękę i dotknął przedmiotu zapakowanego w foliową reklamówkę. Niewielki załącznik do listu, przypominający nadajnik gps.
Tak. Ostatecznie zrozumiał wszystko.
Tylko dlaczego Klemens miał wysłać do sortu sterownik do psychoników? Bo jak rozumiem chodziło o urządzenie, które kiedyś pożyczył łowcy, gdy ten szukał dziewczyny, a drugie miała jedna z naukowców, którą zlikwidowali.
(a chciał go sprzedać rządowi razem z urządzeniem?)

(20-10-2019, 07:02)Eiszeit napisał(a): Przewieźli większość swoich rzeczy, początkowo z niedowierzaniem i trwogą zdając sobie sprawę, ile ich jest.
Nieodłączny szok przeprowadzek Big Grin

(20-10-2019, 07:02)Eiszeit napisał(a): Nastąpiło to w tym samym momencie, w którym Troian wsunął w bezwładną dłoń nadajnik. Zabawkę do kontrolowania głowy.
Niezły zabieg psychologiczny Wink

Dobry zabieg z inwersją czasową. Pozostawiasz otwarte pytanie, czy Klemens zszedł z tego świata sam z siebie, czy Troian mu dopomógł.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości