Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Numer [+18] (CAŁOŚĆ)
(26-08-2019, 18:15)Gunnar napisał(a): Zastanawiam się teraz, jak pozbędą się tego wirusa, bo podejrzewam, że to konieczne, by Clayton wrócił do pełni człowieczeństwa. Może go wypuszczą do sieci Xeragenu i on zniszczy wszystko? To byłoby coś Wink
Ciekawie, ciekawie.... Big Grin

(26-08-2019, 18:15)Gunnar napisał(a): Roxana i Troian uzgadniający narkotykowy interes - po prostu urocze [Obrazek: wink.gif]
W moim przekonaniu to po prostu musi być para, którą łączy biznes. Inaczej daleko by nie zaszli Big Grin 

Celowo pomijam znaki interpunkcyjne w kwestiach M-0. Chciałam zapisać to tak, jak "widzi" je Clyton. Cybernetyczny gość nie ogarnia intonacji, ani interpunkcji.
Odpowiedz
(26-08-2019, 19:24)Eiszeit napisał(a): Celowo pomijam znaki interpunkcyjne w kwestiach M-0. Chciałam zapisać to tak, jak "widzi" je Clyton. Cybernetyczny gość nie ogarnia intonacji, ani interpunkcji.

Tak się właśnie domyślam robiąc poprawki, że to celowy zabieg. Jest ok :-)
Odpowiedz
Zsiadła z motocykla, czując, że drży na całym ciele. Tym razem to nie było euforyczne rozedrganie, które odczuwała po większości przejażdżek. Adrian został na miejscu. Pocierał twarz dłońmi, które też odrobinę drżały. Usłyszał, że zaczęła iść przed siebie.
- Będziesz ją przesłuchiwać w kasku?
Zatrzymała się i zawróciła. Powiesiła kask na rączce kierownicy, nie patrząc na mężczyznę. Chwycił ją za przedramię, kiedy się odwracała. Próbowała się wyrwać, ale jej nie pozwolił. Spojrzeniem osadził ją na miejscu.
- Zadajesz pytania. Dyplomację zostawiasz dla mnie. W takim stanie nie masz prawa korzystać z tego swojego czary-mary – warknął. Kwadrans temu prawie zginęli na ulicy. Stres paraliżujący Fredericę sprawiał, że zaczynała wpływać na elektrykę wokół siebie. Samochodową również. Jednak największy problem stanowiło zaburzenie mechanizmu Grossa. Zaburzenie przy dwustu pięćdziesięciu kilometrach na liczniku. Prawie czuł, jak kilka ton pofałdowanej masy przywala motocykl z obu stron. Po prawej ciężarówka. Po lewej zabudowa traktu, którym przejeżdżali. Jeszcze nigdy nie widział kół cysterny tak blisko swojej twarzy. Ryk klaksonu dotkliwie wpłynął na nadwrażliwy słuch. Wyrzut adrenaliny nie lepiej obszedł się z łomoczącym sercem.
Szarpnął, zmuszając ją do skinięcia głową. Czuła, że wszystko idzie w złym kierunku. Wyłączenie androida też nie przebiegło gładko. Padł dopiero w momencie, kiedy wokół głowy uniosły się zwitki dymu. Śmierdziało palonymi kablami i czymś jeszcze. Jakby sztuczne tworzywo odłażące od czoła stopiło się i zagotowało.
Puścił ją i zsiadł z motocykla. Podziemny parking był cichy, prawie pusty. Wyłączona kamera nie zarejestrowała ich obecności. Ruszył w stronę klatki schodowej, prowadzącej na poziomy laboratoryjne. Czujka nie zareagowała na ruch, w ciemności musieli wspiąć się na trzeci segment. Przez wąskie szyby na półpiętrach wpadały żółte, przyćmione smugi z korytarzy. Odepchnął masywne drzwi i wszedł pierwszy. Po lewej cztery kwadraty światła padały na podłogę, wymykając się zza przeszklonej ściany laboratorium. Poza tym na korytarzu było zupełnie czarno. Po prawej stronie znajdowały się dwa mniejsze pomieszczenia, wynajęte przez tę samą kobietę; składownik i sortownia. Frederica zatrzymała się pomiędzy nimi, wciąż pozostając w cieniu. Sandra Reiss siedziała kilka metrów od nich, w pomieszczeniu naprzeciwko, pochylona nad komputerem. Adrian wszedł pierwszy.
Nie zdążyła wstać z krzesła. Chwycił ją za szyję i przewrócił razem z nim, kółka zaryły w ziemię, rysując sztuczne płytki. Żałośnie obracały się na wywalonych do góry nogach, kiedy czołgała się pod szafki. Nie zdawała sobie sprawy, że łka i piszczy. Próbowała bić, kiedy podnosił ją z podłogi. Wykręcił do tyłu wierzgające ręce i przycisnął ją plecami do siebie, obejmując przedramieniem rozkrzyczane gardło. Charknęła, kiedy ścisnął mocniej, chcąc odrobiny ciszy. Przez chwilę wierzgała, machając nogami wiszącymi kilka centymetrów nad ziemią. Znieruchomiała, gdy zobaczyła Fredericę. Dziewczyna weszła do pomieszczenia cicho, dziwnie nie pasując do chaotycznego obrazu, który rozgrywał się przed jej oczyma. Oglądała napiętą twarz, którą zapamiętała jako młodszą. Kobieta mogła mieć nie więcej niż pięćdziesiąt lat. Przekrzywione okulary spadły z jednego ucha. Wysoki czarny kok stracił na elegancji, kiedy z upięcia wylazło kilka pasm. Frederica skinęła głową, nie odwracając wzroku. Adrian postawił krzesło i dosunął do biurka, siłą zwalając kobietę na siedzisko. Prawie trzasnęły jej kolana. Próbowała odepchnąć się dłońmi od blatu, ale momentalnie złapał ją za kark. Sparaliżowana nie była w stanie reagować. Dziewczyna stała po drugiej stronie biurka, z nienaturalnie pustą głową. Nie miała pojęcia, jakie pytanie zadać. Obserwowała jak twarz kobiety wykrzywia grymas obrzydzenia, kiedy Łowca wsunął palce do jej ust, międląc wargi i język, póki nie zaczęła się krztusić. Zaczynał być znudzony.
- Na czym polegała moja obdukcja? Ile wykonałaś ich wcześniej? Kto jest za to odpowiedzialny? – wystrzeliła z siebie kilka pytań na raz, kiedy supeł w jej gardle ostatecznie puścił. Podniosła wzrok na Grossa, widząc, że kręcił głową.
- Pojedynczo. Inaczej wybierze sobie najłatwiejsze – przypomniał, wycierając oślinione palce w drżący policzek kobiety. Potem pogłaskał ją po głowie, żeby za chwilę brutalnie chwycić kok. Krzyknęła, poddając się szarpnięciu.
- Na czym polegała moja obdukcja? – Frederica czuła, że się trzęsie. Od środka, jakby wszystkie mięśnie podłączono do gigantycznego kontaktu i przepuszczono przez nie prąd. Miała kwaśny smak w ustach. Suche wargi. Sandra Reiss nie odpowiadała. W zamian Łowca udzielił swojej odpowiedzi. Kółka zapiszczały, odjeżdżając w tył, kiedy kobieta przyrżnęła czołem w otwarty laptop przed sobą. Adrian poderwał jej głowę go góry i rąbnął jeszcze raz. Klawisze zaklekotały, ekran zaświniła rozmazana krew. Zapytał, czy chciałaby to powtórzyć. Zawodząc pokręciła głową. Łzy rozmazały makijaż pod oczyma, na górnej wardze lśniła wilgoć z cieknącego nosa. Zostawił ją w spokoju. Frederica czekała, nie zwracając uwagi, kiedy zaczął chodzić po laboratorium. Oglądał bibeloty.
- Użyliśmy…sk…błagam, zostawcie mn…. – wrzasnęła, kiedy znów do niej podszedł. Krzyk przeszedł w szloch. Trzęsła się na krześle, zaciskając powieki, tak jakby spodziewała się znaleźć w innym miejscu i innym czasie, kiedy otworzy oczy. Tusz wgryzał się w spojówki. – Dyrektor zamówił skaner…kory przed-przedczołowej. Skanowaliśmy korę.
- Co z zatruciem organizmu? – Kolejne pytanie zadawała z większą łatwością, niż poprzednie. Mimo to nadal stała w miejscu, bojąc się podejmować jakikolwiek ruch. Nie chciała się rozproszyć. Sandra Reiss załkała i niespokojnie poruszyła w jęczącym fotelu. Kolejne pasma włosów wymknęły się z koka i przykleiły do twarzy poklejonej krwią, smarkami i śliną, gdy potrząsnęła głową w geście zaprzeczenia.
- Tylko…tylko skaner.  Proszę…proszę cię, nie wiem dużo – wyjęczała, starając się wziąć ją na litość. Z ich dwójki tylko dziewczyna wydawała się zdolna do odczuwania tego typu emocji. Do odczuwania czegokolwiek.
- Nie wykonaliście całościowych badań? – zapytała. Do tej pory miała wrażenie, że Schindler podjął decyzję o jej utylizacji na podstawie ogólnego stanu, wywołanego metabolitem, który przyjęła. Adrian miał takie samo zdanie w tym temacie. Mówił, że wyglądała jakby była martwa, nawet jeżeli wiedział, że to tylko na chwilę. Kobieta pokręciła głową. Próbowała podnieść się z krzesła, ale Gross majaczący za jej plecami jak zły omen skutecznie ją powstrzymał. Potłukł rząd buteleczek i rozpieprzył konstrukcję do sortowania próbek.
- Na czym polegało badanie, które wykonywałaś?
- Proszę…
- Mógłbyś?
Kobieta zaczęła wyć i kręcić głową. Rozbite okulary spadły na trzęsące się uda. Twarz wykrzywiona grymasem wydawała się dwa razy starsza. Adrian zatrzymał się w pół kroku, obserwując działania Fredericy. Opuścił dłoń i czekał.
- Skanowaliśmy korę przedcz…przedczołową. Obszar C…C – urwała i zaczęła błagać jeszcze bardziej zapamiętale. Umilkła, kiedy objął palcami jej gardło. Czuł jak pracuje krtań przełykająca nadmiar śliny. – Uszkodzenie obszaru C zakwalifikowało cię do ut-utylizacji – dokończyła. Dziewczyna milczała, nie zwracając Adrianowi uwagi, żeby przestał międlić palcami twarz kobiety. Reiss zakrztusiła się wymiotami, kiedy znów wsunął jej palce do gardła. Do tej pory Frederica była przekonana, że strategia Roxany się powiodła. Myślała, że podjęli decyzję o utylizacji na podstawie śmierci organizmu. Rzeczywistość okazała się trudniejsza do zaakceptowania.
- Wysłał mnie na dół, bo miałam popsuty obszar C? Jakiś pieprzony obszar spowodował, że poszłam do utylizacji? Co z resztą? – Czuła, że traci panowanie. Gross pokręcił głową, również zwracając na to uwagę. Zamrugały lampy, mechanizm zaczął trzeszczeć. Zobaczyła, jak bezgłośnie sugeruje: oddychaj. Zacisnęła pięści. – Co to jest obszar C? Co tam jest? – Domyślała się odpowiedzi. Kobieta wyjęczała, że nie wie. Potrafiła zobaczyć go na skanach i ocenić rozległość uszkodzenia, ale cała reszta była poza jej kompetencjami.
- Nie…nie pozwalał nam ze sobą rozmawiać – załkała, prostując się na krześle. Krew pod jej nosem tworzyła małe, pękające bąbelki. Zdawało się, że powoli zaczynała rozumieć swoje położenie. – Nigdy nie widziałam się z innymi…
- Kierownik projektu?
- Dougherty.
- Od kogo dostawałaś raporty dotyczące obszaru C?
- Kl-klemmer. – Kobieta przekroczyła granicę. Po zdradzeniu nazwisk, wątpliwa przyszłość wydawała się jasna, niezależnie od dalszych kroków. Klemens Schindler nie wybaczał niektórych słów. Opuściła głowę, czując się spokojniejsza. Adrian widział już takie twarze. Frederica nie.
- Ile Obiektów skanowałaś? – To było najważniejsze pytanie. Spotkało się z milczeniem. Powtórzyła je dwukrotnie, za każdym razem odbijając się od ściany. Spojrzała na Grossa, instynktownie szukając w nim oparcia. Nie zawiodła się.
Łowca sięgnął do kieszeni spodni, a potem zakrył dłonią twarz kobiety. Wepchnął jej coś do ust, prawie wybijając przy tym zęby. Zapiszczała i zaczęła walić butami w płytki. Zakrztusiła się i zarzęziła, zginając kark, gdy ją puścił. Wypluła na trzęsące się dłonie kawałek materiału. Frederica poczuła z jej strony coś potwornego. Zgrozę, która zastąpiła jakiekolwiek ludzkie odruchy. Na dłoniach Sandry Reiss leżały powalane krwią majtki z nadrukiem kreskówkowych statków kosmicznych. Siedziała kompletnie nieruchomo, nie zwracając uwagi, że Łowca obrócił krzesło w swoją stronę. Ukucnął przed nią.
- Ciekawy chłopak. Równo układa gacie w szufladach. Śpi na lewym boku – wyliczał prawie szeptem. Wycie kobiety stworzyło przerażającą przeciwwagę. Zaczęła kręcić głową, krztusząc się szlochem. Cały czas powtarzała nie. – Umrzesz tutaj. To jasne. Ale teraz możesz wybrać, czy kiedy już skończymy, skuszę się, żeby wrócić do jego pokoju. – Wpatrywał się w kobietę, wywołując jeszcze większą histerię. Chwiejna nitka śliny zwisała z rozchylonych w grymasie ust. Szeptała, że nie wierzy. Frederica podeszła do Adriana i położyła dłoń na boku jego szyi, zanim ukucnęła obok.
- Nikt mu nie płaci za to, żeby krzywdził twoje dziecko. Dlatego jeszcze tam nie pójdzie. Ale możesz mi wierzyć, potrafię wzmocnić jego motywację – powiedziała, przyszpilając spojrzeniem rozbiegane oczy laborantki. Wstając, Łowca uśmiechnął się pod nosem. Łgała, ale to było dobre posunięcie. Dziewczyna również się wyprostowała i usiadła na biurku, uprzednio zamykając i odsuwając laptop. Nogą przekręciła krzesło w swoją stronę. Po raz pierwszy widziała tego typu twarz. Kobieta zdawała się uśmiechać, chociaż kąciki ust opadały ku dołowi. Zmrużone oczy. Rozjechane brwi. Zza podwiniętych warg wychynęły zakrwawione zęby.
- Ile Obiektów skanowałaś?
- Dwa. Uszkodzony i niedorozwinięty.
- Co się z nimi stało?
- Zutylizowane. Nie br…nie brałam udziału w dalszym post-postępowaniu – wyłkała. Przez cały czas zaciskała w palcach zakrwawione majtki. Dziewczyna zauważyła, że krew pochodzi jedynie z ust kobiety.
- Kiedykolwiek skanowałaś Troiana Schindlera? – Kolejne pytanie. Za odpowiedź wystarczyło zszokowane spojrzenie. Laborantka sztywno pokręciła głową.
- Pan prezes kazał sprzedać skaner kilka tygodni temu. Wziął ze sobą r-raport z ostatniej obdukcji – wybulgotała. Frederica patrzyła na nią przez dwadzieścia sekund. Starała się zrozumieć, co odczuwa. Czy odczuwa cokolwiek. Gross także zdawał się być pusty. Spodziewała się natłoku emocji, poplątanych i trefnych, ale przez cały czas był zaskakująco spokojny. Spojrzała na niego i skinęła głową. Odeszła od biurka i odwróciła się do drzwi. Poprosiła, żeby się śpieszył. Spełnił jej prośbę, dusząc Sandrę Reiss w zaskakująco krótkim czasie. Z powrotem założył jej potrzaskane okulary i bezwiednie zakręcił krzesłem. Trup obrócił się trzykrotnie, przy ostatnim okrążeniu bezwładnie zsuwając z siedziska.
Adrian podszedł do Fredericy i polecił, żeby poinformowała hakera. Czując jakby jej palce były z gumy, wysłała wiadomość do M-0. Wychodząc z laboratorium miała wrażenie, że stopy nie dotykają podłogi. Wybuch wstrząsnął budynkiem, gdy byli na parkingu. Przez chwilę stała z głową zadartą w kierunku sufitu. Potem założyła kask i usiadła na motocyklu.
 
Stali oparci o odrapaną ścianę. Papka sosu i modyfikowanej rzodkwi wypadła z mokrego papieru i plasnęła obok butów Adriana. Inaczej złapał rozwaloną kanapkę. Podły posiłek z równie podłej budy musiał mu wystarczyć na resztę nocy. Spojrzał na dziewczynę, która tępo gapiła się w budynek przed sobą. Nie chciała jeść. Miała supeł w żołądku. Odwrócił za nią głowę, kiedy odeszła na stronę. Usłyszał, że rzyga pomiędzy kontenery.
Oparła dłonie na kolanach i odczekała, aż minie ostatnia wywrotka w obolałym brzuchu. Miała poczucie, że jej jelita ścisnęły się w ciasne węzły, a przełyk skurczył na wzór cienkiego sznurka. Chwiejnie wróciła do mężczyzny. Już nie jadł. Odpalił papierosa i wyciągnął w jej stronę. Pokręciła głową, obejmując ramiona. Zaciskała palce na łokciach.
- Przejdzie – stwierdził, zadzierając głowę i wydmuchując dym. Stłumiony ryk klaksonu dotarł do zaułka, w którym stali. Frederica patrzyła na swoje buty.
- Nic nie czujesz, kiedy to robisz – podzieliła się z nim swoją obserwacją. – Jak? – zapytała. Wzruszył ramionami i strzepnął popiół.
- Do tego mnie wyhodowali.
- Dziewiątka? – Nie odpowiedział. Wypalił papierosa i strzelił petem pomiędzy kubły z odpadami.
- Kto następny?
- Klemmer. – Była tego pewna. Gross skinął głową i poszedł w stronę motocykla. Poszła za nim.
Odpowiedz
(29-08-2019, 09:13)Eiszeit napisał(a): Oglądała napiętą twarz, którą zapamiętała jako młodszą. Kobieta mogła mieć niewiele mniej niż (niecałe?) pięćdziesiąt lat.
(...)
- Nic nie czujesz, kiedy to robisz – podzieliła się z nim swoją obserwacją. – Jak? – zapytała. Wzruszył ramionami i strzepnął popiół.
- Do tego mnie wyhodowali.
- Dziewiątka? – Nie odpowiedział. Wypalił papierosa i strzelił petem pomiędzy kubły z odpadami.
- Kto następny?
- Klemmer. – Była tego pewna. Gross skinął głową i poszedł w stronę motocykla. Poszła za nim.

No tak. Zemsta. 
"Kto walczy z potworami, powinien się strzec, by walka nie uczyniła go jednym z nich. Bo kiedy długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie." (Nietzshe)
Nie czynię już żadnych założeń co do rozwoju osobowości Federicy pod wpływem zemsty. Jestem bardzo ciekaw, jak dalej poprowadzisz tę postać. 

Pozdrawiam i wypatruje kolejnych fragmentów Smile
Odpowiedz
(30-08-2019, 11:04)Gunnar napisał(a): No tak. Zemsta. 
"Kto walczy z potworami, powinien się strzec, by walka nie uczyniła go jednym z nich. Bo kiedy długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie." (Nietzshe)
Nie czynię już żadnych założeń co do rozwoju osobowości Federicy pod wpływem zemsty. Jestem bardzo ciekaw, jak dalej poprowadzisz tę postać. 

Pozdrawiam i wypatruje kolejnych fragmentów Smile
Zemsta Wink Frederica jest w tym momencie bardzo plastyczna. Można powiedzieć, że ukształtowuje się, czerpiąc z otoczenia. A wszyscy wiemy, jakiego ma "mentora", może być różnie.

Skorzystałam z opcji poprawki.

Dzięki za wizytę i pozdrawiam Smile
Odpowiedz
_016

Troian podniósł wzrok znad ekranu. Urządzenie wyglądające jak średniej wielkości tablet było w rzeczywistości elektroniczną kartą pacjenta. W zakładkach mógł wybrać dostęp do historii choroby i przebiegu leczenia. Do prognoz. Spojrzał na Roxanę, siedzącą po drugiej stronie szpitalnego łóżka. Patrzyła na Klemensa, jej twarz wyglądała jak woskowa maska. Uznał, że to ciekawe połączenie, biorąc pod uwagę emocje, które od niej odbierał. Wyczuła jego wzrok.
Nie usłyszy cię.
Prawie niedostrzegalnie skinęła głową. Mężczyzna mógł jej nie słyszeć, ale nie była przekonana, czy szpitalne kamery rzeczywiście nie rejestrowały dźwięku. Czuła, że lepiej nie wyartykułować określenia uparcie rozpychającego się w jej ustach. Za każdym razem kiedy odwiedzali Klemensa milczała, siedząc sztywno i starając się nie dać po sobie poznać, że najchętniej wbiłaby w pomarszczoną szyję choćby gryf troianowego pióra. Odwróciła wzrok, kiedy jej narzeczony ponownie opuścił oczy na raport medyczny. Przeczytała go jako pierwsza, dlatego sposób w jaki mężczyzna marszczył brwi i nerwowe poruszanie palcami wcale jej nie dziwiły. W jego ocenie na pewno byłoby korzystnie, gdyby starszy Schindler obudził się chociaż na chwilę. Na kwadrans, w trakcie którego mógłby udzielić trzeźwych odpowiedzi.
Przeszkodziła im pielęgniarka. Poinformowała, że musi rozebrać pacjenta, zmienić plaster i pobrać krew do badań. Mówiąc to wymieniała kroplówkę. Troian nie oponował. Wstał, jeszcze raz spojrzał na nieprzytomne ciało i wyszedł, trzymając dłoń Roxany w swojej dłoni.
Wolałabyś, żeby się nie obudził.
Mocniej ścisnęła jego palce. Nie spodziewała się przywyknąć do momentów, w których odzywał się w jej głowie. Były nienaturalne. Czasami miała wrażenie, że przeglądał jej myśli jak kolorową książkę. Wiedziała, że to duże uproszczenie, ale i tak znacząco wgniótł jej strefę komfortu.
- Jest nam potrzebny. Potrzebny tobie – poprawiła się, mówiąc szeptem. Minęli rząd przeszklonych drzwi i dyżurkę pielęgniarek. Cyfrowa tablica pokazywała, kto z personelu jest w danej chwili wolny. Obok nazwisk widniał ciąg cyfr, który pacjenci mogli wpisywać w urządzenia leżące przy łóżkach, w celu przywołania danego pracownika. Opuścili oddział, mając wrażenie, że ostry zapach środków dezynfekujących osiada im na językach.
Troian otworzył przed nią drzwi od strony pasażera, przy okazji zostając twarzą jutrzejszej rozkładówki. Nauczył się ignorować flesze, ale nie potrafił zaakceptować ludzkiej masy, krążącej wokół nich jak patologiczna orbita. Usiadł na miejscu kierowcy i automatycznie zaciemnił szyby. Potem uruchomił auto i na nowo skalibrował ustawienia. Kobieta zauważyła, że nadrzędną funkcją był wyczulony autopilot. Miał załączony tryb awaryjnego uruchomienia. Spojrzała pytająco na mężczyznę.
- Choruję na padaczkę. W razie ataku automat przejmuje kontrolę nad pojazdem – wyjaśnił lakonicznie. Wyraz jej twarzy zmusił go do bardziej obszernej odpowiedzi. – Ostatni incydent miałem dziewięć miesięcy temu. Aktualne leki działają – uspokoił ją i ruszył z miejsca. Zdawał się nie przejmować faktem, że z dużym prawdopodobieństwem rozjedzie tarasujących drogę dziennikarzy. Każda z rozkrzyczanych mord chciała poznać szczegóły dotyczące stanu Klemensa Schindlera. Rozpierzchli się jak wszy, kiedy samochód przepruł parking i włączył się do ruchu. Roxana patrzyła w szybę. Nie odzywał się, czując, że odtwarzała w głowie potencjalny dialog pomiędzy nimi. Nauczył się, że często w ten sposób radziła sobie z trudnymi tematami.
- Te plastry. Moglibyśmy je wykorzystać, kiedy wróci do świadomości. Zawierają substancję czynną i spowalniają rozwój nowotworu. Cała sprawa wyglądałaby naturalnie. – Nadal miała twarz odwróconą w stronę okna, jakby widziała za nim coś wysoce zajmującego. Palcami skubała mankiet czerwonego żakietu, który miała na sobie. Mężczyzna milczał, coraz bardziej utwierdzając ją w przekonaniu, że przekroczyła granicę. Jej sugestia mogła zdmuchnąć wszystko, co do tej pory udało im się wypracować.
- Jeżeli proces będzie postępował zbyt szybko, będę mógł stymulować jego nerwy. To powinno ustabilizować stan organizmu do czasu, póki nie dowiem się wszystkiego. – Jego odpowiedź była całkiem naturalna. Poczuł, że Roxana odwróciła głowę w jego kierunku. Chwilę potem dotknęła jego dłoni. Nie odrywał wzroku od jezdni. Milczący sojusz między nimi zatoczył przedostanie okrążenie. Ostatnim będzie Frederica.
Wznowił temat dziewczyny pięć tygodni wcześniej, tego sama dnia, kiedy dowiedział się o wypadku w laboratorium Sandry Reiss. Zapytał, w jaki sposób jego siostra skontaktowała się z Roxaną. Kobieta wyjaśniła, że pomógł jej haker, z którym współpracowała od czasu ucieczki. Przemilczała swój udział w sprawie. Nie po to, żeby go okłamać, ale po to, żeby nie okłamywać samej siebie. Nie chciała wracać do roli, jaką Łowca odegrał w całym przedstawieniu. Sama myśl formułująca jego nazwisko bolała jak otwarta rana. Później nastąpiła seria pytań o M-0. Starała się przybliżyć mężczyźnie zagadnienia, które rozumiała, ale większość działań blondyna pozostawała dla niej niejasna. Systemy komputerowe nie były jej dziedziną. Zauważyła, że chociaż nie wydawał się zadowolony z przebiegu tamtej rozmowy, na przestrzeni ostatniego miesiąca znacznie się uspokoił. Sytuacja finansowa firmy ulegała poprawie. Magazyny krytycznie wypowiadały się o spółce ich przedsiębiorstw, oraz współpracy z pomniejszymi sektorami Rządu, nazywając działania młodego Schindlera krokiem w tył. Xernagen nigdy nie był spółką. Kiedy pokazała Troianowi ten artykuł, stwierdził, że nigdy nie był też zadłużony czterokrotnością własnego budżetu. Powoli i z wysiłkiem, ale stawiał firmę na nogi. Spokój na tym obszarze pozwalał skupić się na sprawie projektu. Wspomnienia powracające po zakończeniu drugiej próby były niepokojące. Obejmowały niewyraźne migawki z dzieciństwa; krótkie strzępy myślowej projekcji, podczas której czuł ból. Swój i cudzy. Coraz intensywniej zastanawiał się nad prawdziwym powodem swojego stworzenia. Nad sposobem, w jaki to zrobili. I nad tym, gdzie mieściły się laboratoria, których wciąż nie mógł znaleźć.
Roxana zsunęła buty i usiadła na piętach, zwracając ciało w kierunku mężczyzny.
- Usunięcie substancji czynnej będzie trudne, ale do zrealizowania. Najbardziej wątpliwym elementem jest dystrybucja. Do szpitala musiałaby trafić specjalna seria plastrów. Dedykowana. O ile nie chcesz poświęcić jeszcze kilku osób. – Ostatnie zdanie dodała jako oczywistość. Troian w głębi siebie uznawał, że takie poświęcenie, to żadne poświęcenie. Mimo wszystko korzystniej było nie zwracać na siebie uwagi.
- Xernagen zaopatruje ten szpital od dwunastu lat. Zorganizowanie specjalnej dostawy nie stanowi problemu. Seria bez oznaczeń może być dedykowana dla jednego pacjenta. Powołam się na wrzucenie partii w koszty firmy i zwolnię ich z płatności. To powinno skutecznie zamknąć temat – dodał, zatrzymując się za sznurem aut. Godziny szczytu w Enklawie nie były dobrą porą na przejazd po mieście, ale pogodzenie ich grafików było na tyle niecodzienne, że skłaniało do nagięcia zasad logicznego postępowania. Odwrócił głowę i spojrzał na kobietę. – Wspominałaś o Łowcy, który współpracował z ojcem. Powiedziałaś, że według ciebie to on jest odpowiedzialny za ten zamach – zaczął, a ona zmieniła pozycję na siedzeniu. – W archiwum znalazłem identyczne numery finansowe. Jeden z ostatniego okresu. Pokrywa się z czasem, w którym ojciec zlecił znalezienie Obiektu. Przelew został odroczony, a następnie cofnięty – kontynuował, obserwując jak kobieta wyciąga telefon. – Znasz jego nazwisko? – zapytał. Wyczuł gwałtowne pobudzenie nerwów i coś jeszcze. Najtrafniej mógłby nazwać ten stan psychicznym dyskomfortem. Pomyślał, że otrzymała niepokojącą wiadomość z przedsiębiorstwa. Jej palce, mocno zaciśnięte na telefonie mogły potwierdzać jego teorię. – Coś się stało?
- Nie. Nie znam jego nazwiska – odpowiedziała na tyle dziwnym tonem, że sprowokowała kolejne spojrzenie. Starała się go uniknąć. – Maud – rzuciła zdawkowo, poruszając dłonią, w której trzymała telefon. Na ekranie nie było żadnej wiadomości. Drgnęła i spojrzała w tył, słysząc klakson samochodu za nimi. Troian zobaczył, że sznur aut ruszył, a on przegapił okazję na zielone światło. Podjechali do linii stopu. Roxana międliła telefon w dłoni, a chwilę później znowu odwróciła głowę do okna. Po dwudziestu minutach miał wrażenie, że już się nie odezwie. Nie miał racji. – Na twoim miejscu sprawdziłabym u źródła. Zweryfikuj ten numer w Sorcie – podsunęła. Spojrzał na nią krótko, zanim wrócił wzrokiem do jezdni.
- Nie udzielą mi informacji. Nie mam na co się powołać.
- Powołaj się na odroczony przelew. Powiedz, że przez kłopoty finansowe ojciec nie zdążył opłacić ich człowieka, a odpowiedzą na wszystkie pytania. – Była tego pewna. Dla Sortu liczył się zysk napychający kieszeń Rządu. Zyskiem była siła robocza, którą hodowali. Cała instytucja kojarzyła jej się z wylęgarnią larw. Dotknęła palcami boku szyi, zapatrzona w neony reklamujące nową restaurację. Poczuła dłoń Troiana na swoim udzie i z mimowolnym oporem odwróciła twarz w jego stronę.
- Cieszę się, że tu jesteś – stwierdził. Wywołał na jej twarzy uśmiech. Blady, ale prawdziwy.
 
*~*~*
 
Frederica otworzyła zębami korek butelki i upiła łyk wody, nie odrywając wzroku od monitora. Pośladki zdrętwiały jej od siedzenia na podłodze, więc zmieniła pozycję, siadając po turecku. Miała białe skarpety. Nauczyła się zwracać uwagę na wiele rzeczy, od kiedy częściej ze sobą przebywali. Kolory powodowały rozproszenie. Kompletnie nie znał się na technologii. Łamał prawo drogowe. Bezlitośnie wytykał jej fizyczność. Czasami zachowywał się jak w obłędzie. Nie potrafił pracować bez muzyki. Po czasie ona również przywykła do jej obecności w swoim otoczeniu i zaczynała odczuwać pewien dyskomfort podczas pracy z Clytonem. Blondyn potrzebował ciszy. Dźwięki go dekoncentrowały.
Podniosła głowę i spojrzała w kierunku kuchni. Co jakiś czas słyszała rumor, walenie drzwiczkami szafek i brzęk naczyń. Naliczyła, że zbił cztery szklanki. Wracał do pomieszczenia i wychodził, kręcąc się po mieszkaniu. Odpowiadał na jej pytania, ale czuła, że był kompletnie nieobecny. W ogóle na nią nie patrzył. Obcisłe spodnie, które miała na sobie, doprowadzały go do szału. Nawet jeżeli kończyły się znacznie wyżej nad kostką, niż powinny.
- Dwa tygodnie to za długo. Cały proces rozciąga się w czasie – zauważyła, kiedy znowu pojawił się w polu widzenia. Usiadł na podłodze obok niej, wstał, bezsensownie poprawił pościel na materacu i znów usiadł. Patrzyła na niego, ale nic nie mówiła. Cierpliwie zniosła przypadkowe spojrzenie prześlizgujące się po ciele i zastukała palcami w blat, kierując jego uwagę na właściwy temat. Wskazała ekran.
- Dlaczego nie możemy przesłuchać go wcześniej?
- Bo nie mamy warunków – rzucił, próbując skupić się na terminarzu, który mu pokazała. – Mieliśmy lepszą szansę trzy tygodnie temu.
- Mówiłam, że to za mały odstęp. Zbyt szybko zaczęliby coś podejrzewać. – Upiła kolejny łyk. W napięciu czekała na jakąkolwiek reakcję Schindlera, ale poza lakonicznym komentarzem w mediach nie podjął żadnych działań. Nie wyglądał na poruszonego utratą pracownicy. Mistyfikacja nie posiadała luk, wypadek wydawał się wiarygodnym scenariuszem. Mimo wszystko Frederica oczekiwała konkretniejszej reakcji. Przeszukała komputer Roxany, ale tam również nie znalazła jakichkolwiek śladów zgłębiania informacji na temat śmierci Sandry Reiss. Zaczęła się zastanawiać, czy Troian Schindler miał świadomość, czym zajmowała się kobieta. Czym zajmował się każdy z naukowców widniejących na liście.
Gross polecił, żeby znalazła współrzędne, które udało mu się ustalić przed tygodniem. Chciał, żeby pokazała mu je na planie miasta. Skinęła głową i wyświetliła mapę. Wynik wskazywał na obrzeża Enklawy, niedaleko północnego obwodu. Przybliżyła widok. Mężczyzna wskazał pasaż ekskluzywnych posiadłości, rozrzuconych w znacznym oddaleniu jedna od drugiej.
- Klemmer się tutaj rehabilituje. W uproszczeniu możesz to nazwać prywatnym sanatorium. Facet ma RZS, cukrzycę typu drugiego i jest tłusty. Brzuch zasłania mu fiuta. Jeździ na wózku inwalidzkim. Może wykitować, zanim czegokolwiek się dowiesz – wyliczał, dotykając palcami ekranu i jeszcze bardziej przybliżając widok. Zauważyła, że jego dłonie drżały. Rzuciła mu krótkie spojrzenie, ale wbijał oczy w ekran laptopa.
- Co proponujesz?
- Delikatne metody. Mam na niego pomysł, ale najpierw musimy zabezpieczyć akcję. W posiadłości będzie personel. Chcę wiedzieć ile osób i skąd. Z instytucji publicznych, prywatnych, czy z własnych firm. Monitoring to standard, trzeba będzie wyłączyć. Zorientuj się, czy lokal ma dźwiękoszczelny tryb. Podejrzewam, że tak. Facet mieszka blisko traktów komunikacyjnych pomiędzy Enklawami, pewnie zainwestował w wygłuszacze. – Przez chwilę wiercił się na miejscu. Wyprostował nogi tylko po to, żeby po chwili znowu je skrzyżować. Frederica starała się ukryć rozbawienie. Nadal nie czuła się przy nim swobodnie, ale w takich chwilach wydawał się zbyt skupiony na sobie, żeby zwracać na nią uwagę. Pomijając ten wzrok. Nie potrafiła określić odczucia, które w niej wzbudzał, ale było wyjątkowo dziwne. Z jednej strony pełne dyskomfortu i każące narzucić dystans, a z drugiej nieoczekiwanie przyjemne. Objawiało się delikatnym mrowieniem w dole brzucha, za każdym razem, ilekroć je sobie przypomniała. Nie potrafiła go nazwać, ale czuła, że ma różowy kolor. Było zupełnie nowe.
- Mam się jakoś konkretnie ubrać? – zapytała, mając w pamięci ostatnie doświadczenie.
- Zakładaj co chcesz, nie ma znaczenia. Ale mogłabyś odpuścić powyciągane łachy. – Gestem ręki wskazał na bluzę, w której siedziała. Ubranie wyglądało tak, jakby równie dobrze mogło pasować na mechanika. Adrian dowiedział się, że mieszkają razem, ale nie miał zamiaru wykorzystać tej wiedzy, nawet jeżeli zlokalizowanie ich lokum byłoby wyjątkowo proste. Wyjaśnianie spraw z Olkiem zniknęło z listy jego priorytetów. Frederica zmarszczyła brwi, ale nie skomentowała. Wróciła wzrokiem do mapy.
- To daleko. Nawigacja wskazuje na płatne trakty komunikacyjne. Jak chcesz się wylegitymować? – zapytała. Starali się nie zostawiać śladów w trakcie przygotowań. Do głowy przyszło jej kolejne pytanie. – Kiedy zrobimy oględziny?
- Nie zrobimy. Za duży kawał drogi, pojedziemy na żywo. Ty i haker musicie się postarać, żeby wszystko było poukładane. – Nie lubił pracować w taki sposób. Zazwyczaj chciał sprawdzić wszystko sam. Bezpośrednio przygotować się na każdą ewentualność. Mimo wszystko specyfika zlecenia kazała mu coraz częściej naginać stosowane metody. – Pojedziemy bocznymi trasami. Dłużej, prawie po obwodnicy. Ale nie mam zamiaru pokazywać się na sześciu bramkach – stwierdził. Miał swoje powody, o których nie wiedziała. Skinęła głową.
- Tym razem nie chcę, żeby to był wypadek – zdecydowała. Chciała odrobinę potrząsnąć poukładanym światem Schindlera. Nie rozumiała, dlaczego Łowca się uśmiechnął.
- To nawet niemożliwe. Kolejna awaria systemu byłaby podejrzana. Wystrzelany personel i martwego starucha ciężko nazwać nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. – Przez chwilę milczał, zapatrzony w jej stopy. Wsunęła je pod stół, czując się niekomfortowo pod tym spojrzeniem. – Chcesz zwrócić uwagę na siebie, czy na sytuację?
- Na sytuację – odpowiedziała od razu. Sądziła, że obie sprawy to jedno i to samo. Nie miała złudzeń. Kiedy dojdą do wniosku, że ktoś umyślnie morduje naukowców z listy, Roxana szybko będzie w stanie wskazać winnego. Nie wiedziała, co czuje w związku z tym. Zamrugała, słysząc nieoczekiwane pytanie Grossa.
- Herbaty chcesz? – Podniósł się i czekał na odpowiedź. Pokręciła głową, myśląc, że wypiłaby herbatę w tym mieszkaniu tylko wtedy, jeśli kupiłaby ją w budzie oddalonej najmarniej o kilka kilometrów i ani na chwilę nie zostawiła bez opieki. Poszedł do kuchni, zostawiając ją w zdezorientowaniu, które nie chciało przebrzmieć. Usłyszała, że nastawił wodę w staromodnym czajniku. Gdyby miał dyspozytor nie musiałby tracić na to czasu. Nerwowo poruszyła stopą. Poderwała głowę, kiedy wyszedł z kuchni i zaczął zakładać buty.
- Gdzie ty idziesz? – Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc sytuacji. Mieli jeszcze szereg kwestii do omówienia.
- Na górę. Słodzik się skończył, to pożyczę – wyjaśnił, wciskając piętę w ciężki bucior. Wyszedł, zanim zdążyła zaprotestować. Zamknęła usta, przyglądając się zatrzaśniętym drzwiom. Wróciła wzrokiem do komputera, zdecydowana wykonać chociaż ułamek swojej pracy, żeby nie tracić czasu. Ostatnio prawie nie bywała w mieszkaniu Clytona. Kiedy nieobecność Łowcy się przedłużała, dziewczyna odczuła czystą irytację. Zauważyła, że od kiedy współpracowali, potrafi z większą klarownością ocenić własne emocje i uczucia. Wzbudzał ich zdecydowanie za dużo, zwracając uwagę na rzeczy, które ona dotychczas ignorowała. Stan jej cery, na przykład.
Podniosła wzrok w stronę sufitu, kiedy dotarły do niej odgłosy z mieszkania na górze. Stuprocentowo jednoznaczne. Ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową, trąc czoło w geście rezygnacji. Zamknęła laptop, oparła się o ścianę i w ten sposób spędziła kolejny kwadrans.
Odwróciła głowę w stronę drzwi, kiedy wszedł do mieszkania. Stan psychiczny w normie. Brak drżenia rąk. Zdjął buty i usiadł obok niej.
- Zapomniałeś słodzika – mruknęła. Parsknął śmiechem. Powiedział, że się wyrabia.
 
*~*~*
Odpowiedz
Witam.
Czytając dalej. Nie wiem jak opisać gdzie jestem, trochę się pogubiłem. Ale poziom jest jak najbardziej utrzymany.
Gratuluję powszechnej wiedzy z informatyki i sam nie wiem architektury, mechaniki, elektroniki. Chodzi mi o opisy budynków, czy tego jak działają urządzenia w tej przyszłości. Wspominałaś kiedyś, że podobały ci się opisy, że sama chciałabyś takie wymyślić, i szczerze ja mam tak samo, nawet jeśli umiejętnie wyszukujesz info. jak co ma działać i wyglądać to też wielki szacun, bo ja tego nie umiem. Na bank bym poległ przy próbie opisu. A momentami jest naprawdę fachowo. Nie wiem czy studiowałaś elektromechanikę czy coś podobnego, lub się tym interesujesz, ale to naprawdę widać, no i dzięki temu ten świat jest taki szczegółowy i żywy.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
(01-09-2019, 10:11)Eiszeit napisał(a):
I nad tym, gdzie mieściły się laboratoria, których wciąż nie mógł znaleźć. 
Zastanawia mnie ta spraw ukrytych laboratoriów. Roxana uwolniła Federicę, był tam opis pomieszczeń. Musiała więc wiedzieć, gdzie ją będą trzymać w tej wyjątkowej sytuacji, kiedy ucieczka mogła się udać. Czy nie mogliby zacząć szukać w tym własnie miejscu?

(01-09-2019, 10:11)Eiszeit napisał(a):
Pomijając ten wzrok. Nie potrafiła określić odczucia, które w niej wzbudzał, ale było wyjątkowo dziwne. Z jednej strony pełne dyskomfortu i każące narzucić dystans, a z drugiej nieoczekiwanie przyjemne. Objawiało się delikatnym mrowieniem w dole brzucha, za każdym razem, ilekroć je sobie przypomniała. Nie potrafiła go nazwać, ale czuła, że ma różowy kolor. Było zupełnie nowe. 
Tylko żeby się w nim nie bujnęła Big Grin
I zastanawiam się skąd ma kasę na opłacenie jego usług?
Choć znając możliwości M-0, to mogli cyfrowo skądś buchnąć Big Grin

(01-09-2019, 10:11)Eiszeit napisał(a):
- Zapomniałeś słodzika – mruknęła. Parsknął śmiechem. Powiedział, że się wyrabiała. (się wyrabia?)

W zasadzie Roxana z Troianem chcą zrobić z Klemensem, to co Federica z naukowcami - przesłuchać i wykończyć Big Grin
Zobaczymy, jak im pójdzie z realizacją. Zapowiada się jeszcze sporo akcji Wink
Odpowiedz
(01-09-2019, 19:07)Gunnar napisał(a): Zastanawia mnie ta spraw ukrytych laboratoriów. Roxana uwolniła Federicę, był tam opis pomieszczeń. Musiała więc wiedzieć, gdzie ją będą trzymać w tej wyjątkowej sytuacji, kiedy ucieczka mogła się udać. Czy nie mogliby zacząć szukać w tym własnie miejscu?
Roxana była jedynie w sali badawczej, kiedy postawieni pod ścianą naukowcy potrzebowali jej pomocy. To było bardzo dynamiczne kilka minut i została stosowanie odeskortowana. Sama ucieczka wyglądała w ten sposób, że kobieta zdjęła z Fredericy blokady, wiedząc, kiedy dziewczyna będzie zabierana na badania - jednak nie wiedziała, skąd zostanie zabrana. Frederica uciekła podczas prowadzenia jej na miejsce, nie bezpośrednio z laboratorium.

(01-09-2019, 19:07)Gunnar napisał(a): Tylko żeby się w nim nie bujnęła [Obrazek: biggrin.gif]
I zastanawiam się skąd ma kasę na opłacenie jego usług?
Choć znając możliwości M-0, to mogli cyfrowo skądś buchnąć [Obrazek: biggrin.gif]
Big Grin Czy to nie byłoby ciekawe...?
Dobry trop Wink

(01-09-2019, 19:07)Eiszeit napisał(a): napisał(a): - Zapomniałeś słodzika – mruknęła. Parsknął śmiechem. Powiedział, że się wyrabiała. (się wyrabia?)
Miałam wrażenie, że w formie "wyrabia", będzie zbyt kontekstowa. Wyrabia się Adrian, czy ona? Wydawało mi się to niejasne, ale nie mam pewności, jak byłoby lepiej.

Dzięki za wizytę Smile
Odpowiedz
(02-09-2019, 11:19)Eiszeit napisał(a):
(01-09-2019, 19:07)Eiszeit napisał(a): napisał(a): - Zapomniałeś słodzika – mruknęła. Parsknął śmiechem. Powiedział, że się wyrabiała. (się wyrabia?)
Miałam wrażenie, że w formie "wyrabia", będzie zbyt kontekstowa. Wyrabia się Adrian, czy ona? Wydawało mi się to niejasne, ale nie mam pewności, jak byłoby lepiej.
Myślę, że na tym etapie czytelnik już tak zna bohaterów, że raczej oczywiste byłoby dla niego, kogo miał na myśli.
Odpowiedz
(01-09-2019, 17:31)Ahab napisał(a): Witam.
Czytając dalej. Nie wiem jak opisać gdzie jestem, trochę się pogubiłem. Ale poziom jest jak najbardziej utrzymany.
Gratuluję powszechnej wiedzy z informatyki i sam nie wiem architektury, mechaniki, elektroniki. Chodzi mi o opisy budynków, czy tego jak działają urządzenia w tej przyszłości. Wspominałaś kiedyś, że podobały ci się opisy, że sama chciałabyś takie wymyślić, i szczerze ja mam tak samo, nawet jeśli umiejętnie wyszukujesz info. jak co ma działać i wyglądać to też wielki szacun, bo ja tego nie umiem. Na bank bym poległ przy próbie opisu. A momentami jest naprawdę fachowo. Nie wiem czy studiowałaś elektromechanikę czy coś podobnego, lub się tym interesujesz, ale to naprawdę widać, no i dzięki temu ten świat jest taki szczegółowy i żywy.
Pozdrawiam.
Dziękuję. W trzecim rozdziale wprowadzam nowe postaci i kolejną linię fabularną, dlatego łatwo się pogubić. Już od czwartego znów wracamy "na stare śmieci", a linie zaczną się przenikać Wink Trójka to taki trochę rozdział dla przedstawienia nowych bohaterów i nakreślenia sytuacji - Łowca szukający Fredericy, Klemens zamieszany w jej historię, Roxana i Olek jako nowe figury w rozgrywce.

Jeżeli chodzi o opisy, większość robię intuicyjnie. Jeżeli coś wymaga szerszego researchu, konsultuję się z drugą Autorką, która zna się na informatyce i udziela mi rzetelnych informacji. Często też poprawia moje błędne wyobrażenie o pewnych mechanizmach Wink

Dziękuję za wizytę.
Pozdrawiam Smile

(04-09-2019, 10:59)Gunnar napisał(a): Myślę, że na tym etapie czytelnik już tak zna bohaterów, że raczej oczywiste byłoby dla niego, kogo miał na myśli.
Ok, poprawiłam, masz rację.

Dodatkowo, jeszcze raz zastanowiłam się nad kwestią, o której ostatnio dyskutowaliśmy - Łowca legitymujący się dokumentem na wzorze dokumentu z sąsiedniej Enklawy. Zrezygnowałam z tego motywu, faktycznie może przesadnie namieszać i zostawić furtkę do podejrzeń.

Dzięki za sugestie Smile
Odpowiedz
Zostało pół godziny do alarmu. Budzik póki co milczał, stojąc w pustym pokoju Olka. M-0 był sam. Oceniał takie warunki pracy jako idealne. Mimo wszystko, zamiast skończyć wycieczkę po komputerze Troiana Schindlera, odsunął się od biurka.
Co robisz?
Pytanie Clytona pozostało bez odpowiedzi. Przemierzył salon i zaszył się w kuchni. Wyciągnął z szafki garnek, który według niego wyglądał jak akwarium. Był pękaty, ale miał odpowiednio dużą średnicę. Nalał do środka wody z dyspozytora. Trzy czwarte wysokości naczynia. Przyjemnie parowała, ale tylko przez moment. Na szkle odbiły się odciski jego dłoni. Postawił garnek na blacie i przesunął palce po płycie grzewczej. Ruch okrężny. Pełna moc urządzenia.
Po co ci to?
Zignorował. Oparł się o szafkę i obserwował jak woda zaczyna bulgotać i wyskakiwać z garnka. Jeszcze dziesięć sekund. Może dwanaście. Krzyk Clytona rozdarł mu głowę. Z sekundy na sekundę stawał się bardziej cichy, w miarę jak M-0 spychał naturalną jaźń głębiej, w odmęty braku świadomości. Włożył obie dłonie do wrzątku, do jednej drugiej długości przedramienia. Przejmując kontrolę nad ciałem nie potrafił odczuwać bólu. Przechylił głowę, obserwując jak skóra staje się czerwona i miękka. Rozgotowane mięso. Po mniej niż minucie wyjął opuchnięte ręce. Zacisnął palce w pięść, obserwując pękającą skórę. Jak na dorodnej, napuchniętej parówce wyjętej z mikrofali. Wyłączył płytę i wrócił do biurka. Na tyłach głowy blondyn wył. M-0 pozwolił sobie na niewyraźny uśmiech. Pracował jeszcze około dwudziestu minut, zostawiając na klawiaturze ślad płynu limfatycznego.
Budzik Powinieneś wyłączyć
Wycofał się, Clyton upadł na ziemię. Krzesło odjechało za krawędź dywanu i uderzyło w ścianę, zostawiając na niej czarny ślad od oparcia. To, co wyszło z gardła blondyna nie przypominało dźwięku wydawanego przez człowieka. Przeszorował policzkiem po dywanie, w spazmie bólu obnażając zęby. Zasysane między nimi powietrze brzmiało jak świst. Czuł, że czoło ma mokre od potu, a przez kończyny przechodzi seria drgawek. 
Budzik wył. Ciało podrygiwało pod biurkiem w rytm bezgłośnego szlochu. Bezużyteczne dłonie razem z nim.
 
*~*~*

Olek zaciągnął się, wydmuchał dym. Skierował dłoń z papierosem w stronę Clytona. Blondyn wyciągnął ręce, próbując złapać filtr obiema dłońmi. Wyglądały jak dwie puchate śnieżki, ciasno obwiązane bandażem.
- Czekaj, pomogę ci…
- Olek. Jak pójdę oddać mocz będziesz tak samo pomocy? – Bezbarwny ton i ostre spojrzenie wywołało kapitulację. Rudzielec odpuścił, pozwalając Clytonowi męczyć się z papierosem. Wypalona do połowy używka wyleciała spomiędzy nieporadnych dłoni i upadła na ziemię. Olek pozwolił jej tlić się na podłodze kilka sekund, zanim ją podniósł. Blondyn siedział nieruchomo, wpatrzony w swoje kolana. Bezużyteczne dłonie zwiesił pomiędzy nimi. Mężczyzna podsunął mu papieros do ust i cofnął, kiedy ten się zaciągnął. Wydmuchał dym na stopy. Wcześniej, pierwsze zaciągnięcie w życiu spowodowało kaszel. Drugie łzawienie oczu. Trzecie zaczęło przynosić ulgę nerwom.
- Po co skurwiel to zrobił? Przecież nie ma dokąd pójść. – Dla Olka sytuacja wydawała się pozbawiona sensu. Wyniszczanie ciała blondyna stanowiło składową charakteru M-0, której żaden z nich nie rozumiał.
- Nie jestem tego pewien. – Clyton nie odrywał wzroku od podłogi. Blisko lustra walały się buty Fredericy. Na szafce nocnej tusz do rzęs. Pomadka. Porzuciła je po pierwszej nieudanej próbie makijażu, ale wiedział, że zrobi kolejne podejście. Nie odpuszczała. Dopiero niedawno przekonał się, jak bardzo. – Cały czas pozostaje w kontakcie z młodym Schindlerem. Xernagen ma coś, co należy do niego. Coś, co go tam przyciąga. Myślę, że sam nie wie co to jest. Ale pragnie tego. Chorobliwie. – Uniósł dłoń, żeby podrapać się po głowie i skapitulował w połowie drogi. Ból nie był natarczywy, dopóki działały tabletki znieczulające nerwy. Problem polegał na tym, że nie mógł zjadać ich bez końca. Obaj podnieśli głowy, kiedy w drzwiach zgrzytnął zamek.
Frederica weszła do środka. Urwała standardowe powitanie w okolicach pierwszej sylaby. Widząc Clytona pospiesznie zrzuciła torbę z ramienia i znalazła się przy kanapie, kucając naprzeciwko niego. Dotknęła jego dłoni i cofnęła palce, gdy syknął.
- Co się stało? Opowiedz – poleciła prawie gorączkowo. Olek wdusił peta w popielniczkę. Opowiedzenie co zaszło, zajęło Clytonowi mniej niż pięć minut. Zauważył, że w połowie opowieści zaczęła międlić bluzę w okolicy przedramienia. Kiedy skończył, zamyślona patrzyła w podłogę, co jakiś czas poruszając ustami. Segregowała informacje. Blondyn wiedział, jaka nadrzędna myśl zagościła w jej głowie.
- On może pracować. Zrealizuje najbliższe zlecenie – odezwał się, asekuracyjnie patrząc w kierunku paczki papierosów. Frederica z impetem uniosła głowę. Spojrzała na niego tak, jakby ją uderzył.
- Myślisz, że naprawdę to mnie obchodzi? – zapytała, podnosząc się na nogi. Nie odpowiedział, pogłębiając uczucie zagubienia, które ją otoczyło. Czuła ogromną potrzebę wyjaśnienia spraw, motywacji i wszystkich trybów, które na stałe zagościły w ich życiu. Nie wiedziała, od czego ma zacząć. Wszystkie emocje i decyzje zdawały się przenikać i nie pasować do rzeczywistości. Wszystko było zbyt trudne i zagmatwane. Clyton spojrzał na nią, nie zmieniając pozycji.
- Masz dwa tygodnie. Do tego czasu może będę mógł poruszyć palcami. Nikt inny nie zrealizuje tego zlecenia. Muszę dać mu więcej przestrzeni – zdecydował. Usłyszał cichy pomruk z tyłu głowy, jakby zadowolone bzyczenie pracującej maszyny.
Tak
Dziewczyna milczała, zdając sobie sprawę, że miał rację. Olek pokręcił głową i trochę zbyt mocno odstawił na szafkę kubek, który chwilę wcześniej uniósł do ust.
- To jest jakieś popierdolone. Koleś ugotował mu łapy, a wy chcecie dawać mu więcej miejsca? Kurwa, co będzie dalej? Może wsadzi jego palce do rozdrabniarki. Albo skoczy z balkonu. Jeśli ma dokąd uciec, ciało przestaje być potrzebne – warknął, dziwiąc się własnej irytacji. Było w ich ustaleniach coś nieludzkiego. Czuł się tak, jakby słuchał rozmowy dwóch robotów.
- Co proponujesz? – Dziewczyna na niego nie patrzyła. Wzrok Clytona i własne wyrzuty sumienia wystarczyły, żeby skutecznie wpędzić ją w kiepski stan emocjonalny. Nie potrzebowała dodatkowo zmarszczonych, rudych brwi. Olek milczał, niespecjalnie przygotowany na jej pytanie. Zapalił kolejnego.
- Nie wiem. Kurwa. Ale na pewno nie powinniście wypuszczać sukinsyna. – Zaciągnął się i zaklął, kiedy papieros połamał mu się w palcach. Clyton wyprostował się na kanapie i odłożył dłonie na kolana. Wpadł na pomysł.
- Mógłbym ci dyktować komendy. Znak po znaku, pokażę ci, gdzie je wpisywać. Potrzebujemy dwudziestu minut. To wykonalne. – Spojrzał na Olka, szukając potwierdzenia. Rudzielec wyglądał na zbitego z tropu. Grzebał w silnikach i samochodowej elektryce, ale komputer to było co innego. Służył mu do przeglądania Sieci i odpalania prostych gierek. Dodatkowo nie miał pojęcia, czym konkretnie zajmuje się ta dwójka. Miał przeczucie, że to nic przyjemnego. Spojrzał na wychudzoną twarz, prześwietlone oczy i dłonie, przypominające białe, żałosne kule. Przeniósł wzrok na Fredericę, napiętą i niepewną. Nie chciała wtajemniczać w zlecenie nikogo z zewnątrz, nawet mężczyzny, z którym mieszkała pod jednym dachem. Z drugiej strony stała świadomość, że ma wybór pomiędzy złym, a gorszym. Odwróciła wzrok, prawie niedostrzegalnie kiwając głową. Clyton patrzył na Olka, czekając na decyzję. Opuścił oczy dopiero, kiedy tamten się zgodził.
 
*~*~*

Sortowy budynek zarządczy był miejscem, w którym komfort stał daleko na liście priorytetów. Troian czuł się nieswojo od pierwszego kroku. Dezorientowały go wysokie, zakratowane okna. Zębate cienie kładły się na podłodze, wytartej tysiącami obutych stóp. Zewnętrzne trakty, osiatkowane i niestabilne, podzwaniały podczas przemarszu kilkuosobowych oddziałów. Ten dźwięk przyprawiał mężczyznę o ból głowy. Prowadzony przez czterech ósemkowych wszedł na ruchome schody. W trzech czwartych trasy minął ich gigantyczny wózek z bemarami. Śmierdział czymś przypominającym rozgotowaną owsiankę i ciepłe, modyfikowane mleko. Mężczyzna pchający transport skinął głową do mijających go żołnierzy. Po zjechaniu na szeroki korytarz skręcił w przejście oznaczone kodem, którego Troian nie rozumiał. Rozmowa ze strażnikami wydawała się bezzasadna. Każdy z nich miał na twarzy kask z szybą, za którą Schindler nie mógł dostrzec oczu. Miał pewność, że to ludzie. Jeden z nich miał wbudowane ulepszenia, ale pozostali stanowili masę kości i krwi. Ten poprawiany poszedł przodem i rozkodował przejście w kolejnym korytarzu. Powtarzał tę czynność jeszcze czterokrotnie, zanim plątaniną traktów dotarli do miejsca docelowego. Wprowadzono go do sali konferencyjnej, rozbłysły światła. Zmrużył oczy, przez chwilę nie mogąc się rozejrzeć przez nienaturalny skurcz źrenic. Usłyszał kroki. Dwie osoby. Nie, trzy. Zamrugał, przyzwyczajając się do ostrego oświetlenia. Rząd okrągłych kloszy przypominał lampy estradowe zamontowane pod sufitem. Pomieszczenie miało kształt prostokąta. Po prawej okna, oddalone trzydzieści centymetrów jedno od drugiego. W każdym z nich kraty. Po lewej toporna masa pancernych szaf i odrapana ściana. Na końcu pomieszczenia znajdowały się, w tym momencie ponownie zamykane, dwuskrzydłowe drzwi. Huknęły archaiczne zapadnie, po chwili do pomieszczenia dotarł dodatkowo pisk elektrycznego zamka.
 Wysoki mężczyzna szedł w jego stronę. Zatrzymał się z przytupnięciem obcasa i wyciągnął do niego dłoń. Troian ją uścisnął i pozwolił zaprowadzić się do ogromnego stołu. Oparcia krzeseł były przesadnie wysokie, blat zbyt szeroki, żeby dało się rozmawiać poufnie. Surowość tego miejsca wybrzmiewała w detalach. Zarządca usiadł naprzeciwko, po jego lewej stronie zajęła miejsca kobieta z małym laptopem. Najprawdopodobniej sortowa sekretarka. Trzeci mężczyzna stał przy oknach, oparty o parapet. Na jego uniformie nie było sortowego numeru. Ponura twarz, imponujące zakola i kilka włosów ulizanych na bok do czaszki powinny wzbudzać śmieszność. Tak samo jak zgarbione ramiona i półkolisty nadmiar brzucha, wystający spod kamizelki. Troian, patrząc na żołnierza, odczuwał tylko niechęć. Zdążył wyłapać wzrokiem opaskę na jego prawym nadgarstku, zanim Zarządca się odezwał.
- Poinformowano mnie, z czym pan przychodzi, panie Schindler. Pańska prośba nie zostanie zrealizowana. Sort nie udziela informacji na temat swoich pracowników – zaczął, momentalnie wzbudzając w mężczyźnie irytację. Droga do Sortu i przeprawa przez bramki zabezpieczające pożarła mnóstwo czasu. Spojrzał w twarz swojego rozmówcy, starając się nie okazać zdenerwowania. Mężczyzna był łysy, a jego brwi tak jasne, że prawie niewidoczne. Postawiony kołnierz oficerskiego munduru dotykał kości żuchwy. Wyblakłe, niebieskie oczy były nieprzeniknione tak samo jak jego nastawienie. Troian nie mógł odebrać ani jednej emocji. Cichy. Spokojny jak stojąca woda. Kobieta po lewej stronie siedziała sztywno, z dłońmi zwieszonymi nad klawiaturą.
- Rozumiem państwa procedury, ale moja wizyta ma na celu przyniesienie korzyści zarządowi Sortu. Mój ojciec nie zdążył opłacić jednego z waszych Łowców. Chciałbym uregulować rachunek – zaczął, chcąc jeszcze raz wyjaśnić powód swojej wizyty. Zmarszczył brwi, czując coś dziwnego od żołnierza stojącego przy oknach. Wciąż patrzył w ziemię, ale pięści w kieszeniach spodni z pewnością miał zaciśnięte. Krótki impuls szczątkowej furii przebiegł po jego nerwach. Temat Adriana Grossa był wrażliwy w sortowych murach. Największy problem z Łowcą polegał na tym, że nie mogli go znaleźć. Najlepszy pies jest doceniany, póki stoi przy nodze pana. Od kiedy zerwał się ze smyczy, stanowił kłopot. Protokół utylizacyjny został przedłużony już czterokrotnie, ale poszukiwania nadal nie przynosiły rezultatów. Najwidoczniej mężczyzna oparty o parapet traktował sprawę personalnie.
- Zlecenie od pańskiego ojca nie zostało zarejestrowane przez sortowe systemy. Łowca działał niezgodnie z procedurami. Wobec tego uiszczenie wynagrodzenia nie stanowi dla nas priorytetu. Mimo wszystko, panie Schindler, pewne rachunki wymagają pilniejszej reakcji. – Skinął dłonią na kobietę. W imponująco szybkim tempie wpisała kilka komend. Troian nie rozumiał, co się właściwie dzieje. – Biorąc pod uwagę, że pan Klemens Schindler pozostaje nieobecny, a pan stał się osobą decyzyjną, będę kontynuował wyjaśnienie sprawy bezpośrednio z panem. – Dotknął panelu wbudowanego w blat i splótł przed sobą dłonie. Troian nerwowo poruszył palcami, tak jakby trzymał pomiędzy nimi pióro. Oczekiwali w milczeniu ponad dwie minuty, zanim do pomieszczenia wszedł starszy żołnierz, z opasłą teczką, niesioną na sztywno wyciągniętych przedramionach. Położył dokumenty przed Zarządcą, wykonał sortowe pozdrowienie i odszedł, kiedy przełożony zezwolił mu na to ruchem dłoni. Otworzył teczkę i przesunął ją na drugą stronę blatu. – Pan Klemens zdążył uregulować jedną czwartą kary umownej, którą nałożyliśmy na Xernagen – kontynuował, wiedząc, że Troian go nie słyszy. Wystarczyło jedno spojrzenie na zagubione, chaotyczne oczy, żeby zdać sobie z tego sprawę. Schindler nie wierzył w to, co widzi. Przewertował dokumenty jeden po drugim, czując, że wszystko, o czym myślał w jednej chwili stało się nieistotne. Wszystko, w co wierzył i w co przestał. Rozmiar mistyfikacji stworzonej przez ojca przekraczał granice wyobraźni. Zdążył obejrzeć sześć kartek. Pozostałe, stanowiące niewypowiedzianą groźbę skrywały resztę tajemnicy. – Tak jak może pan zobaczyć w umowie, niewywiązanie się ze zlecenia nastąpiło dziesięć miesięcy temu. Zgodziliśmy się rozłożyć płatność na raty. Termin kolejnej minął trzy dni po rozpoczęciu bieżącego miesiąca. W jakiej formie zdecyduje się pan uregulować zaległości? – zapytał. Mówił spokojnie, tak jakby rozmawiali o rzeczach oczywistych. Młody Schindler czuł, że pocą mu się dłonie. Kwota na dole strony była nierealna do uiszczenia. Jedna czwarta kary umownej.
- Chciałabym…chciałbym… – urwał, po raz pierwszy w życiu tracąc rezon w ten sposób. Spojrzał w nieruchome, niebieskie oczy Zarządcy. Zobaczył delikatny, w zamyśle pokrzepiający uśmiech. Przełknął ślinę. – Zdecyduję się na nośnik przelewowy. Mimo wszystko chciałbym prosić o odroczenie. Potrzebuję głębiej zapoznać się ze sprawą, ojciec nie zdążył w pełni mi jej przekazać – skłamał. Wiedział, że mężczyzna również wie. Nie miał pojęcia o tej sprawie. Zarządca skinął głową.
- Pan Klemens nie zdążył zrobić wielu rzeczy – stwierdził lakonicznie.  – Pańska prośba będzie obarczona jedenastoprocentową kwotą odsetek za odroczenie – poinformował. – Nie może pan zabrać dokumentacji poza to pomieszczenie. Ma pan kwadrans na zapoznanie się ze sprawą – podsumował, znów splatając dłonie przed sobą. Miał popękane knykcie. Troian skinął głową. Z jednej strony liczył odsetki, z drugiej próbował ogarnąć myślami rozmiar koszmaru, który miał przed oczyma. Przeciążone półkule zdawały się zgrzytać i zawieszać. Poruszył palcami, policzył do pięciu i zaczął wertować dokumenty.
Wychodził z Sortu, czując, że niosą go nieswoje nogi. Światła, kraty, przemarsz żołnierzy i jednostki kluczące w korytarzach stawały się dla niego niewidzialne. Pierwszy łyk powietrza na zewnątrz sprawił, że zakręciło mu się w głowie. Stracił poczucie czasu. Stojąc za bramą, mając za plecami kilometry rozciągających się hangarów, poczuł się mniejszy niż kiedykolwiek przedtem. Bez wartości. Bez znaczenia. Bez pomysłu na to, co powinien zrobić. Z zerowym poczuciem kontroli sytuacji.
 
*~*~*
Odpowiedz
(05-09-2019, 10:02)Eiszeit napisał(a):
Widząc Clytona(przecinek?) pospiesznie zrzuciła torbę z ramienia i znalazła się przy kanapie, kucając naprzeciwko niego. Dotknęła jego dłoni i cofnęła palce, gdy syknął. 
- Co się stało? Opowiedz – poleciła prawie gorączkowo. Olek wdusił peta w popielniczkę. Opowiedzenie(przecinek?) co zaszło, zajęło Clytonowi mniej niż pięć minut. Zauważył, że w połowie opowieści zaczęła międlić bluzę w okolicy przedramienia.
(...)
Nie wiedziała(przecinek?) od czego ma zacząć. 
Dobrze, że mają tego Olka, głos rozsądku. Ja też bym ukarał wirusa - za takie zachowanie nie wypuszczanie go przez dwa tygodnie, może by spokorniał Wink

(05-09-2019, 10:02)Eiszeit napisał(a):
Dezorientowały go wysokie, zakratowane okna. Zębate cienie kładły się na podłodze, wytartej tysiącami obutych stóp. 
Łady epitet.

(05-09-2019, 10:02)Eiszeit napisał(a): Zarządca usiadł naprzeciwko, po jego lewej stronie zajęła miejsca kobieta z małym laptopem. Najprawdopodobniej była sortową sekretarką. 
W czytaniu na głos zdaje mi się, że drugie zdanie lepiej by wyglądało w takiej formie: Najprawdopodobniej sortowa sekretarka.

(05-09-2019, 10:02)Eiszeit napisał(a): Mężczyzna był łysy(przecinek?) a jego brwi tak jasne, że prawie niewidoczne.
(...)
Zmarszczył brwi, czując coś dziwnego od żołnierza stojącego przy oknach. Wciąż patrzył w ziemię, ale pięści w kieszeniach spodni z pewnością miał zaciśnięte. Krótki impuls szczątkowej furii przebiegł po jego nerwach. Temat Adriana Grossa był wrażliwy w sortowych murach. Największy problem z Łowcą polegał na tym, że nie mogli go znaleźć. Najlepszy pies jest doceniany, póki stoi przy nodze pana. Od kiedy zerwał się ze smyczy, stanowił kłopot. Protokół utylizacyjny został przedłużony już czterokrotnie, ale poszukiwania nadal nie przynosiły rezultatów. Najwidoczniej mężczyzna oparty o parapet traktował sprawę personalnie. 
Pewnie kolega po fachu, co miał za zadanie sprzątnąć zgubę.

Takie kłopoty finansowe i pomyśleć, że przez jedną małą Federice Wink
Tylko zastanawiam się, czy to właśnie ta kara była jakoś ujęta w zobowiązaniach przedsiębiorstwa? Bo Troian wiedział o monstrualnym zadłużeniu, więc powinien dociekać z czego on wynikało - ta informacja o zadłużeniu musiała zawierać kwotę i wobec kogo ono jest. Jakoś to musiało wyglądać w dokumentach księgowych.
Odpowiedz
(05-09-2019, 14:59)Gunnar napisał(a): Dobrze, że mają tego Olka, głos rozsądku. Ja też bym ukarał wirusa - za takie zachowanie nie wypuszczanie go przez dwa tygodnie, może by spokorniał Wink
A jak nie, to do kąta w płacie potylicznym Big Grin

(05-09-2019, 14:59)Gunnar napisał(a): W czytaniu na głos zdaje mi się, że drugie zdanie lepiej by wyglądało w takiej formie: Najprawdopodobniej sortowa sekretarka.
Faktycznie, dzięki. Wykorzystałam.

(05-09-2019, 14:59)Gunnar napisał(a): Takie kłopoty finansowe i pomyśleć, że przez jedną małą Federice [Obrazek: wink.gif]
Tylko zastanawiam się, czy to właśnie ta kara była jakoś ujęta w zobowiązaniach przedsiębiorstwa? Bo Troian wiedział o monstrualnym zadłużeniu, więc powinien dociekać z czego on wynikało - ta informacja o zadłużeniu musiała zawierać kwotę i wobec kogo ono jest. Jakoś to musiało wyglądać w dokumentach księgowych.
Troian cały czas próbuje dociec, wobec kogo jest zadłużenie. Do tej pory z papierów wywnioskował, że jest ogromne i podjął działania, żeby załatać budżet, jednocześnie cały czas szukając, jakim cudem doszło do takiej sytuacji. W tym fragmencie już wie, że zadłużenie jest wobec Sortu. I że to, co uważał za koniec świata to dopiero część kary Wink Postawiłam go w trudnej sytuacji, ponieważ nadal nie ma dostępu do wszystkich dokumentów, Klemens jest nieprzytomny, a dodatkowo cały czas jest coś, z czego nie zdaje sobie sprawy. Powoli będzie okrywał kolejne fakty.

Dzięki za wizytę, skorzystałam z większości propozycji.
Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
Był sam w windzie. Wpisał pięciocyfrowy kod i dotknął ikony startu. Stary szyb początkowo gwałtownie osunął się w dół. Później zaczął zjeżdżać miarowym, płynnym tempem. Troian wpatrywał się w panel sterowania, analizując ikony, które podświetlały się jedna za drugą. Trzecia od końca pozostała ciemna, winda się zatrzymała. Spodziewał się zgrzytu rozsuwanych drzwi, ale otworzyły się przed nim bezgłośnie. Przed sobą miał korytarz.
Wyszedł i zadarł głowę w kierunku sufitu. Poukrywane rury, schowane instalacje. Po obu stronach białe ściany, poprzecinane rzędem mlecznych okien. Poszedł naprzód. Wszystko wydawało się ciche. Nienaturalne. Niekiedy czuł delikatne drgania, kiedy setki szybów wokół laboratorium sunęły w górę i w dół, dostarczając ludzi na poszczególne kondygnacje Enklawy. Jednostka ukryta pomiędzy piętrami. Mężczyzna starał się rozpatrywać wiele rozwiązań, ale takie nie przyszło mu do głowy. Zastanawiał się, kiedy stworzono tę komórkę. Czy jego ojciec brał czynny udział w uruchomieniu ukrytego sektora. Wnętrza wyglądały na stosunkowo nowe. W pewnym momencie usłyszał wibrujący alarm. Zatrzymał się, lokalizując poruszenie na końcu korytarza. Zobaczył, że w jego kierunku suną dwa androidy, a za nimi idzie mężczyzna, który po chwili raptownie się zatrzymał, tak jakby nie był pewien, czy powinien iść dalej. Troian stał w miejscu, obserwując Petera Dougherty’ego. Naczelnik wygładził klapy fartucha, nerwowo poprawił okulary i zrównał się z androidami, stojącymi po obu stronach młodego Schindlera. Luźne policzki drżały, oczy strzelały dookoła, jakby szukając kogoś jeszcze.
- Panie prezesie… – zaczął i urwał. Troian czuł, że mężczyzna nie ma pojęcia, co zrobić w zaistniałej sytuacji. Kolejka w rozgrywce przestała być po jego stronie.
- Biorąc pod uwagę stan mojego ojca, przejmuję projekt vv5psh4 w jego imieniu – stwierdził. Jego głos brzmiał spokojnie, jak zawsze. Nabrzmiała ciekawość została zastąpiona profesjonalizmem. – Proszę oprowadzić mnie po sektorze – polecił i zrobił dwa kroki naprzód, wychodząc przed Petera Dougherty’ego. Zdezorientowany Naczelnik przez chwilę stał bez ruchu, a potem bezwiednie skinął głową. Wydane polecenie nie zostawiało wiele miejsca na polemikę. Zaprowadził przełożonego na koniec korytarza. Skręcili w prawo.
- Przepraszam, panie Schindler, ale nurtuje mnie jedna kwestia… od kogo dostał pan dostępy? – zapytał. Klemens nadal był nieprzytomny. Nie miał pojęcia w jaki sposób poufne informacje trafiły w ręce jego syna. Ani jak wiele Troian wie o projekcie, będąc jednym z najlepszych reprezentantów, jakiego udało im się wyprodukować na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat.
- Sortowy zarząd skontaktował się ze mną w sprawie długu. Otrzymałem do wglądu teczkę projektu. Myślę, że to najlepszy moment na zajęcie się sprawą. Czekanie, aż pan Klemens odzyska przytomność mijałoby się z logiką, prawda? – zapytał. Dougherty skinął głową, nie będąc w stanie powiedzieć nic, co poprawiłoby jego sytuację. Pytanie o przeszłość prezesa, albo o skalę świadomości, mogło zostać źle odebrane. Wprowadził go do głównego laboratorium, uprzednio wpisując kod przy drzwiach.
- Liczę, że udostępni mi pan szyfry do wszystkich pomieszczeń – wtrącił Troian, rozglądając się po pomieszczeniu. Było duże. Zasobne w maszyny, których nigdy wcześniej nie widział. Część przypominała kapsuły, inne wyglądały jak gigantyczne tomografy. Plątanina przewodów wokół nich i monstrualne monitory, pod które były podpięte, kazały sądzić, że ich przeznaczenie było dalece inne. Mężczyzna zbliżył się do prycz, ustawionych pod przeciwległą ścianą, jedna przy drugiej. Nad każdą zamontowano ekrany wyświetlające mapy fal mózgowych. Miejsca, w które wpinano kable wydawały się wyeksploatowane. Dalej był długi blat, przypominający deskę rozdzielczą w starym samolocie. – Jakie badania są przeprowadzane w tej sali? – Kolejne pytanie. Domyślał się odpowiedzi, przywołując w pamięci etapy projektu, z którym zapoznał się siedemdziesiąt dwie godziny wcześniej.
- Aktywacja i rozwój obszaru C. – Informacja usatysfakcjonowała Troiana. Podszedł do bardzo wąskich, przesuwnych drzwi w przeciwnej części pomieszczenia. Spojrzał na Naczelnika, który bez słowa otworzył przed nim kolejne pomieszczenie. Było białe i ciasne. Kiedy wszedł do środka, na ścianach, suficie i podłodze pojawiły się czarne odbicia dłoni. Wyglądały jak martwe ćmy zaduszone pod kloszem lampy. Znikały równie szybko, co jakiś czas powracając w widmowej projekcji. Pamiętał te obrazy. – Sala stymulacyjna. Przeprowadzamy tutaj próby na dorosłych Obiektach.
- Pamiętam. – Troian spojrzał na Dougherty’ego. Mężczyzna jeszcze nigdy nie wyglądał tak blado. W kącikach zaciśniętych ust zebrała się spieniona ślina. Przełknął i sztywno skinął głową.
- Ostatnie testy miały miejsce czternaście miesięcy temu.
- _0046 – wtrącił, prowokując u Naczelnika desperacką ucieczkę wzrokiem. Nie potrzebował potwierdzenia. Kazał zaprowadzić się dalej. Zobaczył laboratorium, w którym Obiekty poddawano blokowaniu pamięci. W boksie obok zachodziła kalibracja hormonalna. Naprzeciwko trwałe pobudzenie neuronów. Dwa pomieszczenia dalej, sektor zajmujący się stymulacją przerostu kory przedczołowej. Troian nie znał ludzi, którzy kiwali głowami na powitanie, odsuwali się od pulpitów i zdejmowali maski ochronne. Nie rozpoznawał osób ściskających mu dłoń. Ale widział, że oni pamiętają. Poczuł irytację i szybko przywołał się do porządku. Została im ostatnia sala. Zatrzymał się przed drzwiami, zwracając w stronę Naczelnika.
- Panie Dougherty, czy środki na finansowanie projektu pochodziły bezpośrednio z Sortu? – zapytał. Mężczyzna patrzył na swoje buty, szarpiąc się między tym, co powinien, a tym co mógł powiedzieć. Uznał, że sprawa wymknęła się spod kontroli w momencie, kiedy młody Schindler otrzymał kod do windy.
- Projekt vv5psh4 jest projektem rządowym. Sort przygotował plany i wystosował zlecenie.
- Czemu Xernagen?
- Nie wiem. – Naczelnik spojrzał mu w oczy. Przez moment Troian sondował pracę jego płata czołowego. Przestał, kiedy nabrał pewności, że nie został okłamany. Dougherty nie znał odpowiedzi na jego pytanie. – Możemy dalej, panie Schindler? – zapytał, a kiedy przełożony skinął głową, wprowadził go do kolejnego laboratorium.
Było małe. Ciepłe. Kobieta siedząca przy biurku obejrzała się przez ramię, wyraźnie zaskoczona ich obecnością. Monitor, przy którym siedziała, wyświetlał zmieniające się parametry. Temperatura, czas. Tętno, którego póki co nie dało się wymierzyć. Spojrzała na Troiana i przez chwilę jej twarz stężała. Miał wrażenie, że głębokie zmarszczki uległy wygładzeniu. Była chuda, elegancko pomalowana. Zdrowe, posiwiałe włosy upięła w ciasny koczek z tyłu głowy. Podniosła się, początkowo wspierając o blat biurka. Podeszła do niego powoli, jakby dając czas na to, by ją skojarzył. Była niewyraźną plamą na tle jego wspomnień, ale twarz wydawała mu się znajoma. Czuł coś pozytywnego w związku z jej postacią. Zbliżyła się na odległość pół kroku i położyła mu ręce na ramionach. Nie spodziewał się tak poufałego gestu, a jednocześnie czuł, że wszystko było tak, jak powinno. Kobieta była niższa. Zadarła głowę, kąciki jej ust skierowały się w górę, prezentując uśmiech pełen zadowolenia. I dumy.  
- Troian. Złote dziecko – wyszeptała. Poczuł zapach jej perfum, zapach skóry. Ucisk, kiedy złapała go za dłoń. Pociągnęła go delikatnie, dając do zrozumienia, żeby poszedł za nią. Dougherty został przy drzwiach, nie potrafiąc pójść za nimi. Nie chciał skracać dystansu dzielącego go od katastrofy, która miała nastąpić.
- Skąd pani zna moje imię? – Troian zadał pytanie, próbując skupić wzrok na kobiecie. Prowadziła go w stronę drzwi na tyłach pomieszczenia. Rozkodowała pierwszy etap, potem następny. Trzykrotne kodowanie dało mu do zrozumienia, że zobaczy za nimi coś ważnego. Kobieta pogładziła jego dłoń.
- Nadał ci je chwilę po urodzeniu. Czekał na ciebie. Byłeś drugi – odpowiedziała i wprowadziła go do środka. Mężczyzna patrzył, powoli domyślając się, co ma przed sobą. Maszyna stojąca w centrum laboratorium miała kształt przezroczystej elipsy i wydawała się zawieszona w próżni. W środku wirowało coś przypominającego roztwór koloidalny. Zmieniało kolor, kojarząc mu się z refleksami na skórze węża. – Wszystko się zmienia. Nie korzystamy już z żywych kobiet. – Wyczuł smutek w jej głosie. Nostalgię. Tęsknotę za czymś, z czym się identyfikowała. Podszedł bliżej do urządzenia, położył na nim dłoń. Było twarde i zimne. – Przekwitłe łono – wtrąciła kobieta, przypadkiem uzupełniając jego myśli. Podeszła do niego i przez chwilę milczała. Pozwalała mu zrozumieć. – Klemens kazał nam próbować bez względu na wszystko. Zmarnowaliśmy siedem próbek. To cud. Cud, że się przyjął – stwierdziła, zapatrzona w wirującą ciecz. Mężczyzna odwrócił głowę, żeby na nią spojrzeć.
- Ojciec był dawcą – stwierdził, nie zapytał. Skinęła głową, a on wrócił wzrokiem do elipsy. W środku, schowane przed jego oczyma, kiełkowało życie. – Jak długo?
- Pięć tygodni. Parametry są w normie. Po podaniu pierwszej dawki kalibrującej nadal żyje. – Informacje, które otrzymywał, wzbudzały w nim uczucie pustki. Nie wiedział, co powinien myśleć o rzeczy, którą miał przed sobą. Jedna część, mniej racjonalna i bardziej przestraszona, kazała mu to zniszczyć. Druga opowiadała się za rozłożeniem tego szaleństwa na składowe.
- Jak wiele macie próbek? – zadał kolejne pytanie, nie mogąc oderwać oczu od maszyny. Pracując, zdawała się oddychać.  
- Dwie. Nie możemy rozwijać ich równolegle. Nie mamy więcej symulatorów – wyjaśniła. Przez chwilę stał nieruchomo, wpatrzony w przełom, który miał przed oczyma. Zbyt dużo informacji na raz stworzyło w jego głowie chaos, który jednocześnie zdawał się zbierać w całość wszystko, co do tej pory wymykało mu się z rąk.
- Co stało się z pozostałymi? Przede mną? – zapytał, nie wiedząc, czy chce poznać odpowiedź. Usłyszenie faktu było czymś innym, niż przewidywanie wydarzeń.
- Zostały zutylizowane. Część nie przeżyła badań. Część nie spełniała norm projektu. Dopiero _0046.
- Czy ja też…
- Nie. Ty nigdy – ucięła, wiedząc, o co próbował ją zapytać. Poczuł, że chwyta go za dłoń. – Nie każesz go zniszczyć. Prawda? – W jej głosie było coś błagalnego. Nie potrafił udzielić odpowiedzi.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości