Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nowy Świat
#1
Szary ten świat pełen pustki,
coraz więcej ludzi z niego wypada,
choć miejsca jest dosyć.
Lament na świetle dziennym,
znów odchodzę.

Bracia pożerają siebie nawzajem
podczas rytuałów. Mówią, że diabeł
wstąpił w bliźnich, przegryzając krwawe mięso.

Życie diametralnie uległo zmianie.
Myślących już nie ma wśród nas,
liczy się tylko pozycja.

Czy Bogowie widzą, co zrobili podczas wojny?
Czy czują nasz ból?


Zamknąwszy zeszyt, oparłem się o zimne pręty metalowego łóżka. Chwile spędzone we własnym świecie nie dawały mi już tego uczucia wolności, co kiedyś, wspomnienia wciąż były zbyt świeże. I ta pustka wokół, o zgrozo. Strach i niepewność o następny dzień powoli doprowadzały ludność do paniki. Władze z początku eliminowały niebezpieczne jednostki po cichu, teraz nic nie jest już tak łatwe. Brakuje nam jedzenia, żołnierzy i nadziei, że jeszcze kiedyś może być dobrze. Świat zwariował, a potem rozpadł się na kawałki. Powoli zabierał naszych bliskich, jakby chciał pozbyć się wszystkich normalnych, tych dobrych i złych. Ale czemu tych dobrych? Co takiego zrobili? Czemu nie pozbył się nas, potworów, dając szerokie pole naturze, czyste konto, możliwość odrodzenia się? Świat sam siebie zgładził.
Już nic nie jest jak dawniej, ziemia, która była moją matką umarła. Nie ma tu zielonych roślin i przyjaznych zwierząt. Zniknęły drapacze chmur i miliony kilometrów wyłożonych asfaltem. Biznesmeni chodzący z kubkiem kawy i teczką pod pachą, lekarze przekonani o swojej wyższości, psycholodzy zastanawiający się, jakie kto ma problemy, bezdomni żebrzący na ulicach. Oni wszyscy zniknęli, pozostały już tylko prawdziwe potwory.
Od początku masakry do tego momentu jest nas już o połowę mniej, wielu moich znajomych postanowiło szukać ludzkich zgrupowań, byli pewni, że takowe są. Resztę wymordowano za domysły, sianie paniki, niepodporządkowywanie się nowemu władcy, albo po prostu z czystego kaprysu. Nie czarujmy się, harmonia, jaką da się zauważyć na pierwszy rzut oka, to tylko pozory. Nie spisano nawet nowego prawa, które uwzględniałoby nową rasę.
Nazywam się Sanji, krótko po rozpadzie zostałem ostatnim przedstawicielem rodu. Moi poczciwi rodzice zaginęli, dwie córki oraz syn zmarli we śnie. A żona, moja piękna żona, Kasumi, z którą spędziłem dziesięć cudownych lat, zostawiła mnie, zapadając w śpiączkę. Wciąż jednak mam nadzieję, że się z niej wybudzi, spojrzy na mnie czułym spojrzeniem nad ranem z kubkiem kawy w dłoniach i porannikiem w małe pandy na ramionach.
Nie tylko ona odeszła w ten sposób, wiele kobiet zostawiło swoje rodziny, zasypiając. Nadal oddychają, zawieszone w powietrzu, emanując białym światłem. Zamknięto je w metalowym pomieszczeniu w dawnej siedzibie wojska, wszyscy byliśmy tym oburzeni. Liczni myślą, że to blokuje ponowny powrót ukochanym dam do domu, ale czy to nie są jedynie rozpaczliwe myśli? Kasumi wróciłaby do mnie za wszelką cenę, jestem tego pewien, zawsze byłem. Pragnę jedynie móc ją oglądać, pokazywać jej, jak bardzo mi zależy.
Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia, przez ułamek sekundy zastanawiałem się, czy czasem nie zasnąłem, jak to ostatnio mi się zdarzało. Czyjaś ciężka dłoń ponownie opadła na żelazne drzwi mojego tymczasowego schronienia, otarłem łzę z policzka, która pojawiała się zawsze w momencie wspominania dawnych dziejów, po czym ześlizgnąłem się na zimną posadzkę, pokonując trzy metry do przeciwległego kąta pokoju. Takie siedziby wybudowano dla każdego członka Stowarzyszenia Elity Intelektualnej Nowego Świata, w skrócie SEINŚ. Teraz pewnie rozumiecie, dlaczego preferuję pełną nazwę.
- Sanji, mistrz oczekuje ciebie w gabinecie za pół godziny!- powiedział niskim głosem jeden z dwóch zgolonych na łyso żołnierzy, których skórę znaczyły głębokie blizny i przerażające tatuaże. Szczególnie w oczy rzucił mi się czerwono-czarny wąż z wyciągniętym językiem na dłoni mężczyzny, którą trzymał przy skroni. Wzdrygnąłem się, wyobrażając sobie, jak ten język spełza na czoło człowieka, wędruje ku najbliższemu otworowi i morduje go powoli.- Mamy cię eskortować.
- Ttttak…- wydukałem po chwili.- Momencik.
Cofnąłem się do mieszkania i wziąłem łyk lodowatego płynu wodo-podobnego, smakującego jak mocz. Musiałem się tym nacieszyć, warunku były jakie były, cokolwiek do picia okazywało się prawdziwym rarytasem. Zgarnąłem z półki przy wejściu klucze, zamknąłem drzwi i podążyłem za żołnierzami, zastanawiając się, o co może chodzić. Ryūtarō, wielkiego mistrza, znałem z przedszkola, a następnie ze studiów. Nie byliśmy wrogami, ale nie nazwałbym go swoim kolegą. Zazdrościliśmy sobie nawzajem powodzenia u kobiet, szacunku wśród ludzi i wszelkich sukcesów. Jednak nie mieliśmy kontaktu dobrych jedenaście lat, miałem nadzieję, że nie chował do mnie o nic urazy. W przeciwnym razie, moja sytuacja mogłaby wyglądać bardzo nieciekawie.
Opuszczając metalowe piekło, znaleźliśmy się na pustyni pełnej gruzów, krwi, trujących roślin i przyczajonych za nimi zwierząt, które czekały na moment, by zaatakować. Były jednym z powodów, dla których ludzie spędzali czas w swoich pokojach, bądź, ci spoza stowarzyszenia, w wioskach, które udało im się zbudować po czterech miesiącach trudów. Nie były to zachwycające domostwa, a prowizoryczne ściany przykryte ciemnymi gałęziami drzew i wysokimi trawami, które czasem służyły za przekąskę dla spokojniejszych odmian zwierząt, przynoszących wytwór mleko-podobny.
W pewnej chwili poczułem ciepło na karku, słodki zapach w nozdrzach. Obracając się, nikogo nie zauważyłem, byłem sam na sam z wywołującymi we mnie strach żołnierzami. Dopiero po paru zdaniach, które usłyszałem, uświadomiłem sobie, że ów słodki zapach niosły ze sobą włosy mojej ukochanej Kasumi.


Nie poddawaj się, kochany,
ja wciąż przy tobie jestem.
Może i słaba, i krucha,
ale za to kochająca.
Przetrwaj dla mnie,
abym miała dokąd wracać.


- Coś nie tak, Sanji?- mruknął drugi żołnierz, szczupły i szarooki, przewyższający mnie o jakieś pół metra. Jego dłoń spoczywała na metalowym sztylecie, którego i tak najprawdopodobniej nie użyłby podczas walki. Nowe czasy zmuszały nas do korzystania z boskich darów, jakie otrzymaliśmy w czasie rozłamu.
- Wszystko w porządku, po prostu… Ee… Coś mi się wydawało- Zbyłem go, nie chcąc mówić o wiadomości od żony. Wciąż nie byłem pewien, czy dostaje je faktycznie, czy to może tylko chore marzenia.
Następnych trzydzieści minut minęło mi na rozmyślaniu o zmianach, jakie zaszły. Wiedziałem mniej więcej, co należałoby zmienić i w jaki sposób można by do tego dążyć. Byłem jednak przekonany, że Ryūtarō nie chodziło o poradę. Zapewne szukał ludzi do kolejnej brudnej roboty. A może przypomniał sobie nasze dawne spory i zapragnął pozbyć się i mnie?
Siedzibą mistrza był czteropiętrowy ceglany budynek, który ocalał jako jeden z niewielu. Naiwni ludzie pomagali w rekonstrukcji, aby wyglądał bardziej władczo, licząc na schronienie. Wykorzystano żywioły wody i powietrza, aby oczyścić okolicę, ziemi do wyrównania terenu oraz utworzenia najpotrzebniejszych mebli, a ognia do stworzenia lampo-podobnych, wiszących kul. Pracujący lud oczywiście go nie otrzymał żadnego wynagrodzenia, a został jedynie zmuszony do opuszczenia stolico-podobnego miejsca.
Budynek był strzelisty, miejscami zdobiony nieprzyjaznymi twarzami dzikich zwierząt z przeszłości. Nie wzbudzał pozytywnych uczuć, jak prawie nic w Nowym Świecie. Wokół niego rosły wysokie drzewa, przypominające dęby. Wywołali je służący Ryūtarō, którzy władali żywiołem ziemi. Oni wszyscy również liczyli na schronienie, z dziesiątek pozostało dwóch.
Korytarz wyłożony kamieniami przywodził na myśl średniowieczne zamczyska. Było zimno, pomimo stale palących się kul ognia, które zawieszano w powietrzu. Gdzieniegdzie walały się stosy książek, które ocalały. W większości były to rozmaite encyklopedie, kroniki, puste zeszyty. W kątach stały potężne kamienne donice, w których rosły Demoniczne Niezapominajki, czyli wysokie rośliny o grubych łodygach z pięknymi, granatowymi płatkami i czerwonymi pręcikami. Wyglądały cudownie, ale trucizna w nich zawarta wyraźnie odstraszała ludzi.
Dziesiątki metrów korytarzy zapełnione były żołnierzami oraz członkami Elity Intelektualnej Nowego Świata. Ludzie uwielbiali tutaj przebywać, czuli wtedy pozorne bezpieczeństwo. Potrzebowali kontaktu z ludźmi, gdy zabrano im wszystko. Byłem jedną z niewielu osób, które swój czas spędzały w samotności.
Witając się kiwnięciem głowy z kilkoma znajomymi mi osobami, czułem przyjemne ciepło na karku. Zamyślony, prawie nie zauważyłem, że doszliśmy do gabinetu mistrza. Zapukałem, zaproszono mnie do środka. Przekraczając próg, znów było mi zimno. Żołnierze, którzy mnie przyprowadzili, zostali na zewnątrz. Normalnie ucieszył bym się z tego powodu, jednak wewnątrz czekało na mnie kilku jeszcze bardziej nieprzyjaznych goryli, czekających na skinienie głowy mistrza, aby mnie zaatakować. On sam siedział pośrodku pomieszczenia, opierając się o kamienne biurko. Narzucona była na niego czarna szata z kapturem, więc nie widziałem jego władczego oblicza. Spod fałd ciemnego materiału wychodziły jedynie kościste palce, zapraszające mnie bliżej. Podszedłem więc.
- Witaj, mistrzu.
- Witaj, Sanji. Ostatnio niewiele o tobie słyszałem, prowadzisz jakieś badania na własną rękę?
Znowu oskarżenia, które przekonywały mnie, iż moja pozycja nie była zbyt bezpieczna. Wiedziałem, że najlepiej by było, gdybym poszedł w ślad mego poczciwego przyjaciela, Jasona, i stąd odszedł. Jednak… Czy mogłem zostawić Kasumi? Czy byłem gotowy na kolejne zmiany?
- Nie, mistrzu. Wspominam dawne dzieje, śniąc o tych, którzy odeszli. Czekam na zadanie, które miałeś mi przydzielić.
- Nie pogrążaj się w smutku, bracie. Nie mamy miejsca dla wyniszczonych jednostek. Prawiłeś o zadaniu, więc przejdę do sedna sprawy. Pamiętasz zapewne moją żonę, Hisako?
Kolejna z rzeczy, których zazdrościłem temu zapatrzonemu w siebie burakowi. Jego żona spodziewała się drugiego dziecka, przeżyła rozłam i miała się dobrze. Z tego, co pamiętam, Kasumi czasem się z nią spotykała na herbatce i babskich pogaduchach, nigdy o to nie wypytywałem. Przez całe swoje życie, Hisako była mi zupełnie obojętna, jednak ostatnie miesiące sprawiały, że jej nienawidziłem. Starałem się to zmienić z całych sił, przecież to nie była jej wina. Mimo wszelkich starań, nie potrafiłem.
- Owszem, pamiętam. Spodziewacie się dziecka- powiedziałem przez zaciśnięte zęby, czując mrowienie wewnątrz dłoni. Byłem niemal pewien, że wkrótce pojawi się fioletowe światło, więc zacisnąłem pięści. Nikt nie wiedział o moim sekrecie, wmawiałem im, że władam jedynie żywiołem powietrza, ale mam problem z zapanowaniem nad nim. Nie miałem ochoty zostać kolejnym wybrykiem natury.
- Tak, Sanji. A ty, jako ojciec wychowujący niegdyś trójkę dzieci zapewne wiesz, jak wiele znaczą dla nich członkowie rodziny. Z tym właśnie związana jest twoja misja.
Poruszyłem się nerwowo. Nie minęło nawet pół roku po utracie całej mojej rodziny, z czego nadal się nie otrząsnąłem, a ten cham, ten sadysta rozkazuje mi szukać jego brata, ciotki, wuja czy kogo tam jeszcze. Krew pulsowała mi głośno w żyłach. Musiałem się uspokoić. Ryūtarō nie władał żadnym z żywiołów w takim stopniu, jak ci specjalizujący się w jednym, jednak podróżował astralnie, rozpoznawał aury, a czasem podobno czytał w myślach.
- Co mam zrobić, mistrzu?
- Niedawno otrzymałem wiadomość, że widziano moją matkę gdzieś daleko na południu. Na wschód wyruszyła siostra Hisako razem z rodziną. Twoim zadaniem jest ich odnaleźć i przyprowadzić tutaj najlepiej jeszcze przed porodem, który nastąpi za pół roku.
- Panie, z całym szacunkiem, ale to jest niemal niemożliwe.
- I dlatego posyłam ciebie, dokonywałeś wielu rzeczy niemożliwych. Wyruszysz jeszcze dzisiaj, niewielka ilość ludzi powędruje z tobą. Nie wzbudzaj w nikim napotkanym podejrzeń, ta misja to sekret. A teraz odejdź, nie masz wiele czasu. Bywaj, Sanji. Do, mam nadzieję szybkiego, zobaczenia. Nie zawiedź mnie.
Otworzono drzwi, audiencja dobiegła końca i dano mi wyraźny znak, że mam opuścić gabinet mistrza. Zaciskając pięści jeszcze mocniej, skłoniłem się, niemal wybiegając. Szybko przekroczyłem próg budowli, zmierzając ku tymczasowemu schronieniu. Wokół mnie roiło się od dzikich zwierząt, zbliżał się mrok. Adrenalina jednak pulsowała mi w żyłach tak mocno, że byłem niemal pewien, iż podczas starcia ucierpiałyby te potwory, a nie ja. A najlepiej Ryūtarō, który teraz miał wszystko, a ja zupełnie nic.
Kilkadziesiąt minut później było już zupełnie ciemno. Gdzieniegdzie paliły się kule ognia, jednak nie dawały zbyt wiele światła. Wytworzyłem w dłoni kolejną, niewielką, którą zawiesiłem przy łóżku. Wrzucając do niewielkiego plecaka wszystko to, co miałem, zastanawiałem się, czy nie lepiej by było, gdyby przyszło mi umrzeć. I wtedy znowu owinął mnie słodki zapach.

Nie opuszczaj mnie, ukochany,
bo nie będę miała powodu, by wracać.
A wtedy pozostanę na wieki w mym ciele.
nie widząc powodu, by stąpać po ziemi.


Dwie godziny po przekroczeniu progu mego schronienia minęły mi na rozważaniach, sporach z samym sobą i rozmowach z ukochaną żoną. A w sumie to jej monologach, gdyż nie potrafiłem udzielać odpowiedzi. Po tych ponad stu minutach, opadłem na łóżko, zamykając oczy, i nim się obejrzałem, pogrążony byłem w twardym śnie, przynoszącym wspomnienia minionych i pięknych dni z Kasumi i dziećmi.

The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#2
Cytat:Zniknęły drapacze chmur i milionów kilometrów wyłożonych asfaltem.
piszesz o wymarciu natury, a wspominasz o drapaczach chmur;/ dosłownie symbolu cywilizacji ludzkiej, jej dumnym a niedojrzałym względem przyrody charakterze.
"milionY kilometrów wyłożonych asfaltem"
Cytat:Biznesmeni chodzący z kubkiem kawy i teczką pod pachą, lekarze przekonani o swojej wyższości, psycholodzy zastanawiający się, jakie kto ma problemy.
o rety, ale sztubacko. to już nawet nie są truizmy, to są disneyowskie karykatury. paradne.
Cytat:Oni wszyscy zniknęli, pozostały najsilniejsze, najgorsze jednostki.
hm. no własnie juz wczesniej chcialem coś zacytować..
Cytat:Powoli zabierał naszych bliskich, jakby chciał pozbyć się wszystkich normalnych, tych dobrych i złych.
..więc jak to było w końcu? normalnych? czy dobrych? a moze złych? zdanie jest głupie, bo wychodzi na to, ze normalnych złych i dobrych, więc kurcze.. wszystkich;/ a potem się dowiadujemy, że pozostali najgorsi. no czyli ci źli jakoby. chociaż jeśli chodzi o ścisłość, to tak naprawdę to się wszystko maceruje i kiełbasi, i nic już nie wiadomo, o czym ten narratorro ględzi.

ponadto opisywana rzecz (fatalnie opisana, z poziomu piaskownicy; akwizytor sprzedający w ten sposób nie zdechłby z głodu tylko dlatego, że prędzej dostałby gwoździem w sztachecie przez czoło) zalatuje kiczem i.. no czymś brzydkim, czego nie trzeba zaraz nazywać. biznesmeni, lekarze... no bogaci (nie nazwałbym tego elitą moralnosci; a narrator zdaje się uważać inaczej) wyginęli. na świecie zostali sami źli, tudzież najgorsze jednostki - więc może źli pod kątem wykształcenia, łyczkowie i hołysze.
Undecided

Sanji nie pamięta swojego nazwiska, ale całą resztę tak? urocze.

Cytat:Wzdrygnąłem się, wyobrażając sobie, jak ten język spełza na czoło człowieka, wędruje ku najbliższemu otworowi i morduje go powoli.
hahBig Grin wariat!
Cytat:Musiałem się nacieszyć nim
trochę słabo się przyłożyłaś do korekty.
Cytat:Zgarnąłem z metalowej półki przy wejściu klucze
"Zgarnąłem klucze z półki przy wejściu"
pojmuję, że ten metal jest jakoś wyjątkowo wazny, i że okaże się istotnym wspominanie o nim co rusz, ale myślę, że tutaj można go sobie odpuścic, hm?
Cytat:Ryūtarō, wielkiego mistrza, znałem z przedszkola, a następnie ze studiów.
...'ale o nazwisko mnie nie pytajta, bom zapomniał, takim gapa'.
Cytat:Byłem jednak przekonany, że Ryūtarō nie chodzi o poradę.
??
nie chodziŁO?
znowu korekta się kłania.
Cytat:Naiwni ludzie pomagali w rekonstrukcji, aby wyglądał bardziej władczo, licząc na schronienie.
Undecided jeeeezu. co to za ludzie. jaskiniowcy? już chodzą na dwóch nogach, czy dopiero próbują?
to tak, jakbym ja oczekiwał zezwolenia na korzystanie z dojarek, jakie zakładam. krowy się dokupi.
no proszę cięUndecided
Cytat:Budynek był wciąż wyraźnie zniszczony, miejscami przypalony.
to co to za remont? wysil się trochę przy opisie.
Cytat:Ryūtarō nie władał żadnym z żywiołów w takim stopniu, jak ci specjalizujący się w jednym, jednak podróżował astralnie, rozpoznawał aury, a czasem podobno czytał w myślach.
a nasz bohater wydał się zaciśnięciem pięści;] (powinien) eh eh. marnie ci to wyszło. to się wszystko kupy nie trzyma.


no i tyle. stworzony przez ciebie świat to durszlak, wykonany na domiar złego z tektury. ale wiesz co? ciekawi mnie ciąg dalszy.
Odpowiedz
#3
Dziękuje za komentarz Big Grin Teraz widzę te błędy i chyba zaraz spalę się wstydu Blush postaram się poprawić to do końca weekendu i zamienię...
I znowu zgodnie z zasadą: jak ciekawie to z błędami xD


EDIT
Poprawiona wersja już wskoczyła na miejsce starej.
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#4
Cytat:- Wszystko w porządku, po prostu… Ee… Coś mi się wydawało. - Zbyłem go,
Kropka.

Cytat:Dziesiątki metrów korytarzy zapełnione były żołnierzami oraz członkami Elity Intelektualnej Nowego Świata
Metrów kwadratowych. Długość nie może być zapełniona.

Cytat:Po tych ponad stu minutach, opadłem na łóżko, zamykając oczy, i nim się obejrzałem, pogrążony byłem w twardym śnie, przynoszącym wspomnienia minionych i pięknych dni z Kasumi i dziećmi.
I, i, iiiiiiiiiiiiiiii...

Przede wszystkim nie podobają mi się imiona. Nie rozumiem całej tej manii na Japonię i wszystko co japońskie. Dalej, styl jest dość średni, w pewnych miejscach zgrzyta. I bardzo mało się dzieje, opisy są statyczne, nuuudne niekiedy. Generalnie, nie spodobało mi się. I tak, jak powiedział miriad, twój świat jest dziurawy.
Aha, zapomniałabym dodać: wierszyki. Są denne, robione na siłę i na siłę starające się być poetyckimi.


Pozdrawiam.
you know that we are living in a material world and I'm a material girl.
Odpowiedz
#5
Cytat:Liczni myślą, że to blokuje ponowny powrót ukochanym dam do domu, ale czy to nie są jedynie rozpaczliwe myśli?

Pierwsze podkreślenie: dałabym, że "wielu uważa" zamiast tego.
Drugie podkreślenie: chodziło o "ukochanych dam", tak?

Cytat:miejscami zdobiony nieprzyjaznymi twarzami dzikich zwierząt z przeszłości.
Twarzami, czy pyskami? Tongue

Zastanawia mnie ta audiencja u mistrza: ani nie podał żadnych znaków rozpoznawczych swojej rodziny, ani nie udzielił informacji na temat przydzielenia Sanji amunicji, czy czegoś w tym rodzaju.
Jest sporo niedociągnięć, sprzeczności i oklepanych chwytów podobnych do tych, które wskazał miriad. Opisy też są kiepskie, nie pomagają wyobrazić sobie tego wszystkiego. Natomiast ciekawym pomysłem są te monologi Kasumi, adresowane do męża.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#6
Z pewnym opóźnieniem reaguję na komentarz, przepraszam Undecided
Cytat:Drugie podkreślenie: chodziło o "ukochanych dam", tak?
Tak ;_; Taka literówka, jaki wstyd...
Cytat: Cytat:miejscami zdobiony nieprzyjaznymi twarzami dzikich zwierząt z przeszłości.

Twarzami, czy pyskami? Tongue
Ups... No pyskami, pyskami... Shy
Teraz naprawdę widzę, jak wiele błędów popełniłam w tym tekście. Dawno temu postawiłam sobie cel, że napiszę chociaż jedno porządne opowiadanie postapokaliptyczne. To była pierwsza próba, dość kiepska. Ale postanawiam poprawę! Zaczęłam już prace nad powyższym fragmentem, zobaczymy jakie będą skutki.
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości