Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nie ma.
#1
Tu nie ma dróg. Nie ma srok, żeby można było kilka złapać za ogon.
Nie mogę się nawet wyrazić. Nie widzę końca, ani początku.

Nie jest dobrze w naszym domu. Nocą budzi mnie odgłos czyichś z pewnością bosych stóp, biegających po strychu. Przy śniadaniu zapytuję J i M, czy nie słyszeli. J mówi, że nie mamy strychu.
Nie ma szefowej. Wczoraj pojechała gdzieś na cały wieczór. Jest już po południu, wypuszczam psy na dwór przed karmieniem, nie ma jej. Podchodzę do wysokiej, drewnianej bramy, która oddziela podwórze od podjazdu, jak zaborczy ojciec swoje dziecko przed groźnym światem. Zerkam tylko przez szczelinę, waham się, nie wystawiam stopy poza próg. Obracam się na pięcie i szybkim, urywanym krokiem wracam do domu.
Słyszę grzmot w oddali.

Śni mi się tej nocy, że ze szczytu wzgórza, na zboczu którego dwieście lat temu zbudowano nasz dom, spływa czerwony strumień. Tak, jak krew spływa z rozciętego czubka głowy, kiedy uderzysz się o kant otwartych drzwiczek szafki. Potem było więcej strumieni, łączyły się między sobą, jak sieć naczyń krwionośnych.

Odkurzam kuchnię. Boję się, że odkurzacz porysuje kafelki, ale tak jest szybciej. Szum potoku płynącego przez podwórze, skrzek wron, pokrakiwanie kruków, piski pewnych siebie ptaków drapieżnych, rżenie koni, cisza leśna - wszystko to utonęło w drażniącym, tępym wyciu odkurzacza. Zaczynam mu się przysłuchiwać, tak, jak od czasu do czasu zdarza mi się zauważać tykanie zegara w korytarzu. Z monotonii wyłaniają się jakieś stuknięcia, jakieś dźwięki, brzmiące jak zniekształcona mowa. To ją słyszę! W panice rzucam odkurzacz na ziemię, w biegu wyszarpuję wtyczkę z kontaktu i uciekam.

Kiedyś, sprzątając psie budy, znalazłam dwa duże, czarne stworzenia. Nigdy w życiu nie widziałam karaluchów, ale jak się potem okazało, to były one właśnie. Niby to tylko owady, czy też stawonogi, ale wzbudzały we mnie niepokój, są zbyt duże. Jeden z nich leżał na plecach, nie mógł się przewrócić z powrotem na brzuch. Trąciłam go lekko szczotką, żeby pomóc. Przeturlał się sztywno i poruszając się nadzwyczaj szybko, wyminął mnie w progu.
Wczorajszego wieczoru spotkałam go, wracając ze spaceru z psami. Szedł w przeciwną stronę. Nachyliłam się nad nim, ale niezbyt mocno, żeby go nie onieśmielić(ja bym nie była chyba zadowolona, jakby taki duży ktoś się nade mną nachylał) i zapytałam, dlaczego odchodzi. Podniósł na mnie swój ciemny łepek, zastrzygł bystrze czułkami i powiedział, że jego przyjaciel zniknął. Zapytałam, co ma na myśli, ale pospieszył już w dalszą drogę. Nie obejrzał się za siebie.

Siedzę w swoim dwuosobowym pokoju. Kładę się na łóżku i odpoczywam. Wsłuchuję się w szum potoku i przyglądam się pomieszczeniu. Chcę się zatrzymać, uświadomić sobie, że właśnie tutaj jestem. J ziewa za ścianą, M co trochę biega do toalety, S pewnie już śpi. I mimo, że nie ma szefowej, jutro wszyscy zaczną pracę tuż po wschodzie słońca.

Nabieram wody z potoku, a on zwęża się nieoczekiwanie i zostaje po nim tylko strużka wody. Nie rozumiem. Zawsze był rwący, w pierwszych dniach przeszkadzał mi jego niespokojny szum, jakby przynaglający do pracy. A teraz prawie znika. Przechodzę wobec tego kawałek dalej, do szarej, prostokątnej fontanny, lecz gdy podstawiam wiadro, obfity zawsze strumień przeistacza się w skąpą wiązkę pojedynczych kropel. Nie rozumiem. Na kamiennym rogu topornie wykonanej fontanny coś wykwita. Nie mogę oderwać wzroku od kapiącej wody, obserwuję tylko kątem oka coś czarnego, co płynnie i artystycznie rozwija się, rozgałęzia i miękko spływa w dół. Odchodzę pospiesznym krokiem.

Po zachodzie słońca spaceruję z suką. Niebo jest tak piękne; przychodzi mi na myśl, że możnaby spróbować je uchwycić w kolażu. Brązowawe, podarte w wąskie pasma chmury narysowałabym pastelą; horyzont tuż nad pasmem gór namalowałabym mieszanką farb, która dałaby łagodny i ciepły odcień lekko rdzawej oranżady. Pozostaje błyszcząca gwiazda. Pewnie zastanawiałabym się bardzo długo, z czego ją wykonać. Gdybym miała pierścionek z brylantem, może bym go poświęciła?
Suka obwąchuje coś bardzo długo, potem biegnie truchtem, potem zwalnia i tak na okrągło. Mrok po zachodzie słońca gęstnieje, mieszkamy daleko od oświetlonych dróg, czy skupisk domów. Czuję na twarzy lekkie uderzenie powietrza, jakby z naszej kuchni. Zastanawiam się, czy to możliwe, żeby z takiej odległości doszła mnie woń kolacji przygotowywanej przez V i S.
Ostatnie ptaki wzlatują z koron drzew. Już niedaleko do domu. Słyszę niecierpliwy szelest jakiegoś zwierzęcia w krzakach, porastających zbocze ponad drogą. Nie ma tu nic groźniejszego od lisów i saren, ale nie czuję się bezpiecznie.
Przy mniejszej stajni suka niespodziewanie zaczyna mnie ciągnąć w lewo. Przytrzymuję ją z trudem, bo jest silna. Wpatruje się w mrok, w coś między zaparkowanymi samochodami. Kiedy ruszamy do domu, ciągnie do przodu. Nic nie rozumiem.
Jest pełnia. Nie zasnę.

To nie księżyc sprawia, że nie mogę spać. To zimno. Nadeszła już jesień, nie ma mi kto dać koca. Schodzę do kuchni po pomidora i jem go przy moim biurku, czytając książkę o nocnych motylach. Zerkam na niego znad kartek. Bardzo wolno wypływa spod niego coś czerwonego, strużka leniwie zakręca to w prawo, to w lewo. Szybko wyciągam rękę i chwytam go. To był tylko cień i moje zmęczone oczy.

Ona jest tutaj. W mojej głowie pływa łagodna muzyka. Czekam na korytarzu w mojej własnej, bezpiecznej ciemności. Prawy brzeg drzwi obramowany jest zimnym światłem. Śmiało podchodzę. Wewnątrz fruwają stada amarantowych motyli. Po kątach, do których nie dociera światło jej prywatnego słońca dominującego mnie, natręta, spod sufitu, szczekają żółte labradory. Echo moich krótkich kroków, gdy przemierzam wciąż zwiększającą się odległość do niej, przenika mój kręgosłup jak wilgoć w opuszczonym domu. Z początku ślizga się po mnie, muska czarnymi piórami, jakby chciało mnie łagodnie, ale zdecydowanie zawrócić z mojej drogi. Kiedy jednak nie zwalniam, zatrzymuje się na moment, zbiera leniwy zakręt z gracją cielnej krowy, potem odbija się od najbliższej ściany i uderza mnie. Odbija się od przeciwległej ściany i znowu; i tak bez ustanku.
Staję przed nią, ale w jej twarz patrzę tylko przez ułamek sekundy. Spływa przede mnie lustro, tuż przed sam czubek nosa. Nie cofnę się. Z bliska widzę swoje ogromne źrenice. Mam nastroszone włosy, jak zwierzątko gotowe się bronić.
Nie ma. Nie ma już przed czym.
Wybiegam z domu, grzęznąc po kostki w topiących się ścianach, oplatając głowę ramionami, by ochronić ją przed sufitem, spływającym na podłogę miękkimi serpentynami.
Na dworze pasmo gór zsuwa się w dół, ukazując otwartą przestrzeń. Słońce pozostanie nachylone nad zachodem jeszcze przez wiele godzin, mając do pokonania wyjątkowo długą drogę.
Gwiazda, zrobiona z brylantowego pierścionka, mruga porozumiewawczo.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#2
Podoba mi się "oderwanie" tekstu. Lubię takie historie, kiedy autor wyrzuca mnie jako czytelnika poza ramy czasu i geografii. Atmosfera zagubienia i niepewności. Nic nie jest podane na talerzu, żadnego dydaktyzmu, wyjaśniania co, jak i dlaczego. To jest fajne. (Czytałaś albo oglądałaś "Droga" McCarthy'ego? Spodobałoby Ci się, sądząc po tym opowiadaniu). Choć w Twoim tekście poczułem jeszcze coś na kształt domowego ciepła w pewnym momencie...

Opisami przyrody można ładnie grać na uczuciach czytelnika, ładnie to wyszło u Ciebie z tym strumieniem oraz z karaluchami, z niebem ciut słabiej do mnie trafiło. Bajkowość, ale nieco mroczna. Czytałem powoli i z przyjemnością.

O zakończeniu nie będę pisał, żeby nie spoilerować, ale trafiło w moje gusta.

Technicznie:

Cytat:Nie widzę końca, ani początku.
Bez przecinka jak dla mnie, a jeżeli chciałaś rozbić tak właśnie to zdanie przy czytaniu, to myślę, że przydałby się jakiś dobitniejszy znak interpunkcyjny, może myślnik, choć mogłoby to niezbyt ładnie wyglądać.

Cytat:Nocą budzi mnie odgłos czyichś z pewnością bosych stóp,
Hm. Zastanowiłbym się nad koniecznością pogrubionych słów. Zdanie miałoby się równie dobrze bez, a tak można poczuć, jakbyś chciała zagmatwać w gruncie rzeczy prostą sprawę.

Cytat:Obracam się na pięcie i szybkim, urywanym krokiem wracam do domu
Dasz radę znaleźć ładniejszy przymiotnik na określenie tego kroku. Wink

Fragment perełka, jak dla mnie:
Cytat:Śni mi się tej nocy, że ze szczytu wzgórza, na zboczu którego dwieście lat temu zbudowano nasz dom, spływa czerwony strumień. Tak, jak krew spływa z rozciętego czubka głowy, kiedy uderzysz się o kant otwartych drzwiczek szafki. Potem było więcej strumieni, łączyły się między sobą, jak sieć naczyń krwionośnych.
Zmieniłbym dwie rzeczy, jedna jest subiektywna, druga to błąd.
- Subiektywnie usunąłbym podkreślone "się", nie brzmi mi.
- Ostatni przecinek jest błędem. Za nim nie ma już czasownika.

Cytat:Szum potoku płynącego przez podwórze, skrzek wron, pokrakiwanie kruków, piski pewnych siebie ptaków drapieżnych, rżenie koni, cisza leśna
Dałbym - drapieżników albo drapieżców. Piski sugerują, że chodzi o ptaki, a nie czworonogi, które mogłyby zagrażać dalej wspomnianym koniom, więc byłoby to w miarę przejrzyste i w taki sposób.

Cytat:Kładę się na łóżku i odpoczywam. Wsłuchuję się w szum potoku i przyglądam się pomieszczeniu.
O ile większość tekstu trzyma dobry poziom, ten moment odstaje. Ciężko unikać tych "się", ale jak już człowiek postanowi z tym walczyć i zwraca uwagę, żeby nie było nadmiaru, to da radę ograniczyć. Zwykle to nie razi, ale w tym zdaniu akurat przesyciłaś.

Cytat:Mrok po zachodzie słońca gęstnieje, mieszkamy daleko od oświetlonych dróg, czy skupisk domów
Subiektywnie - usunąłbym.
Niesubiektywnie - tak czy siak, bez przecinka. Wink

Cytat:W mojej głowie pływa łagodna muzyka. Czekam na korytarzu w mojej własnej, bezpiecznej ciemności.
Powtórzenie.

4/5 zostawiam. Opowiadanie jest dobre, ale można jeszcze podszlifować. Poczytaj 'Drogę'. Polecam!

Miłego dnia Smile
Odpowiedz
#3
W tytułach nie daje się kropek =)
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz
#4
Największym atutem opowiadania jest narracja. Prowadzona bardzo delikatnie i mistycznie. Idealnie wpasowuje się w długość tekstu, bo gdyby wszystko wydłużyć, to mogłoby się robić trochę nużąco. Jest tu jakaś przyjemna bajkowość, a jeśli miałbym porównać narrację do czegoś fizycznego, to pewnie byłyby to atłasowe firany Smile
Operujesz bardzo dobrze swoim warsztatem, chociaż znalazło się kilka niepotrzebnych wstawek, ale to były jakieś drobiazgi, których nawet nie chce mi się cytować.
Sama fabuła już mnie tak nie wciągnęła, a gdyby bardziej życiowo podejść do bohaterki, to wyszłaby jakaś nieznana dotąd narkomanka z Doliny Muminków. Ale tak widocznie musiało być. Akcji praktycznie nie ma, więc narracja musi nadrabiać, ale nadrabia bardzo ładnie.
Dlatego ode mnie 4/5.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Hanzo: nie, nie czytałam tej "Drogi", ale może się zabiorę, choć ostatnio wolę chyba bardziej "konkretne" historie Wink

Magiczny: ponoć tak, ale postanowiłam złamać zasady, ponieważ bardzo mi to pasowało w tym wypadku.

Laj: cieszy mnie porównanie do Doliny Muminków Big Grin naprawdę, uwielbiam klimat tych książek; Tove Jansson to jeden z moich wzorów do naśladowania.

Cieszę się bardzo, że Wam się podobało i bardzo dziękuję za uwagi Smile
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#6
scena z karaluchem po prostu urocza.

nie tego się spodziewałem. w sumie, to się troche zawiodłem, ale jako gawędziarz jesteś dobra. nawet bardzo. generalnie nie mam zastrzeżeń.

gdybym oceniał, mniej jak 4 też bym nie mógł dać. cholera, czytałbym tego więcej. o wiele więcej. a to naprawdę duża pochwała.
Odpowiedz
#7
Więc czuję się pochwalona Blush
Pracuję teraz nad długością i akcją w tekstach, nie bój nic!
Po trzykroć dzięki! Big Grin Big Grin
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości