(08-02-2018, 07:37)Maciek.J napisał(a): Jestem Napoleonem
i prezesem ważnego klubu
mój sąsiad czuje się jak na ringu
po nokaucie
leży połowę życia
na opieczętowanym prześcieradle
tamten po prawej znów zaczytał się
w kolorowym czytadle
po raz kolejny czyta je od nowa
te same zdjęcia i te same słowa
ten z końca sali skarży się
że o nim piszą
z bólem głowy walczy i ciszą
a ten pod drzwiami
cały czas milczy
choć porusza ustami
na kamiennej twarzy
przyszła siostra o twarzy po liftingu
gdzie Robin Hood i misiu Bubu
przecież żyją w mojej wyobraźni
mój chomik cierpi
na rozdwojenie jaźni
chciałem wyskoczyć przez drzwi
w zaświaty
ktoś zabrał klamkę
w oknach kraty
nie wiem co jutro się zdarzy
życie jest takie banalne
wszystko tu jest normalne
oprócz kilku lekarzy
i grubego ordynatora
idę już spać
bo wstawać pora
Mieszanka "stylistyk" rymu i bezrymia w sytuacji przedstawionej w tekście jest wg mnie jak najbardziej zasadna, no- ma sens. Chyba i wersyfikacja jakoś mi w tym kontekście nie zgrzyta--- powiedzmy, że strumień świadomości, czy inne diabelstwo peela. Irytuje mnie jednak wspoomnienie, wpomaganie się Napoleonem. Ok, stereotyp z domu szalonych, gdzie jeszcze dołożyć Jeszuę, i inne postacie i ... już mamy powierzchowne połaczenie z powierzchownym znaniem tematu "wariatkowa". Nie, nie zaprzeczam, żę nie ma Napoleonóą i Jeszuów itp w tego typu miejscach. Szczerze mówiąc jednak mam wrażenie, nieodparte, że Autor się prześlizguje po temacie. Przynajmniej na wstępie. Bo wiersz się dla mnioe naprawdę cieawy zaczął w drugiej części/strofie. Wstęp? Może jednak nad nim, Macieju popracuj. To fakt, nie wszystko, ale trochę w zyciu widziałem
-i jako alkoholik- czynny, trzeźwy, potem powiedzmy będący dla innych oparciem "poniekąd """fachowym""/wolontariatowym" (zwielokrotniony cudzysłów celowy)". Ok, mam za sobą także etap współpracy z innym miejscem- Środowiskowym Domem Pomocy dla Osób z Upośledzeniem (znacznym i umiarkowanym) PS (tam wpadło mi do ucha i głowy, w rozmowie z pewną koleżanką, terapeutką określenie '
upośledzenie post-scriptum", które n.b. poszło w inny wiersz)
- ale i jako odwiedzający pacjentów w przybytkach- na przykład niemal rok temu, pewną młodziutką damę (trochę traktowaną przeze mnie jak córka), gdzie sceny w czasie odwiedzin, w szpitalu w Kobierzynie, na korytarzu (gdzie na przykład naga, z pełną wdzięków stukilogramowych, starsza- ok 60 lat- dama, szła się kąpać, a w rozmowie z lekko depresyjną "moją przybraną córką", jej koleżanka, lat 22, akurat przychodzi co chwila pytać o możliwość skorzystania z mojej komórki. Tak, przyznaję, zamykając nawias, że scena aż się prosi o uteatralnienie i ... mimo pewnej groteskowości, gdzie naturalny śmiech nie może się nie pojawić mimowolnie, nawet tłumiony, wraz z oczami - raz zamykanymi raz otwieranymi- a i nie kryjącym, mimo tego, wspomnianego "wiele-już-widzizmu"- szoku, czy przynajmniej mocnego zadziwienia. Zwłaszcza na myśl o tzw. podobno drugim tysiącleciu naszej ery.)
Maćku, znam oddział psychiatryczny, w pewnym mieście, gdzie z okna kibla widać "prosektorium". Kuźwa, nie ma jak terapeutyczne podejście do chorych na duszy w imię, nie wiem, "memento mori"-zmu. Zrobiłęm z tego wiersz/piosenką do drugiego mojego tomu "Automordet" (p
alę męskiego przez okno z widokiem (czasem kursywiąc), którego to tekstu/utworu w sieci nie da się znaleźć, przynajmniej w wersji ostatecznej (mocno tego pilnuję, wręcz dogmatycznie).
Mógłbym tu jeszcze polecić "Dzienniki" Wacława Niżyńskiego (ciężko się je czyta, bo pisze człowiek nie tyle chory na duszy, kiedyś zwany "Bogiem tańca", ale i mający problemy z językiem w ogóle, tak, że nawet dobry tłumacz ma problem), albo rewelacyjny spektakl- wg mnie naprawdę bardzo dobrego, gdy mowa o całokształcie działań i rozwiązań- Teatru Wierszalin z Supraśla, "Bóg Niżyński", gdzie wielowątowość sztuki (opartej na wspomnianych Dziennikach), wiele odniesień, ale też mocne sceny- zwłaszcza w domu dla obłąkanych, gdzie NIżyński (rewelacyjny Rafał Gąsowski0 w gronie chorych ogłasza się Bogiem i tańczy... dla =powiedzmy= "współpacjentów"/towarzyszy niedoli.
Wierszalin, nota bene, nadal - najczęściej "objazdowo"- chyba od bodaj 2006 roku (wtedy to widziałem), nadal ten spektakl pokazuje. Nawet na drugi koniec Polski warto pojechać, aby zobaczyć. Nie będzie szkoda kasy. Ja pewnie się jeszcze raz wybiorę, jeśłi tylko Opatrzność pozwoli i ... jeśli nie będę miał obaw po dwunastu latach zestawić dawne z obecnym, by mi prywatny mit teatralny nieco nie zmatowiał.
Maćku, to bardzo, bardzo nierówny utwór. Początek do ponownego przemyślenia- nie mówię radykalnej zmiany, ale do rozważenia, refleksji. By już od wstępu nie było podejrzeń o powierzchowność, czy--- jakiś lęk autora, by wypłynąć na głębię....
3/5 ale z dużym, domyślnym minusem, bo utwór naprawdę mógłby być na pięć. Jeśli, za jakiś czas, wrócisz z nową, może tylko skorygowaną wersją, wtedy z czystym sumieniem wrócę i przeczytam, bez znudzenia... Mnir zawsze wkurza marnowanie dobrych, a nawet bardzo dobrych momentów, których ... sorry, ale licentią poeticą mnie się oczu nie zamydli, albo... odnośnikiem do własnych, moich płodów. Sam wiesz, że często bywa, iż inaczej się czyta a inaczej pisze. I nie zawsze zachowuje się w miarę ten sam poziom "na obu tych czynnościach"". Co mam na myśli? Ano, to, że każdego staram się traktować serio i w szerszym kontekście, ale utwór --- na ile mogę- odczytuję autonomicznie, osobno. Staram się być łagodny i życzliwy, ale ... czasami wychodzę z siebie i ... staram się tego nie okazywać. Tu? Kurde, bardzo nierówno potraktowałeś temat, który... osobiście, z racji doświadczeń z różnych (także niewymienionych, bo tu nie konfesjonał) stron, odbieram bardzo serio i ... Tyle...