01-08-2011, 17:00
Witam!
Dzisiaj postanowiłem wrócić na inkaustusa. Poprzedni mój pobyt był krótki i być może dla wielu niezauważalny. Brakowało mi jednak czasu i potrzebowałem trochę nabrać dystansu i poukładać sobie to wszystko. Musiałem też powalczyć, by nie stać się bohaterem mojego "Zapału".
Dzień dzisiejszy wydał mi się idealny na come back, bo dzisiaj mam swego rodzaju rocznicę. Mam nadzieję, że ten pobyt będzie o wiele dłuższy i dla mnie miły. A teraz już nie zanudzam i zapraszam do krytyki:
Jesienny liść oderwał się od gałęzi, zerwany nagłym podmuchem wiatru i zaczął powoli opadać.
To już koniec. Wszystko przepadło wraz z ostatnim człowiekiem, który odszedł mając na ustach uśmiech pełen pobłażania. Uderzyłem z wielkim hukiem o owo słynne dno. Miejsce, z którego nikt Cię nie wyciągnie. Wyjdziesz sam, albo zostaniesz na zawsze. Choć kto wie, jak długo będzie dla Ciebie trwało to zawsze. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to ja się tam znalazłem. Zawsze taki pewny siebie, inteligentny, zaradny. A teraz? Teraz jestem, jak puchar nieostrożnie rozbity w drobny mak. Zapomniany, nikomu niepotrzebny, bez żadnej wartości. Straciłem już wiarę, straciłem miłość. Pozostał tylko płacz, nieodłączny przyjaciel.
Spadający liść zaczął to wznosić się, to znów opadać, jakby falując po bezkresnym morzu wiatru.
Przyszła niczym tygrys wyczekujący ofiary, aby zaatakować ją w najmniej spodziewanym momencie. Zapomniałem już nawet jej imienia. Nie pomyślałem choćby przez chwilę, a ona przyszła z ratunkiem. Stała się dla mnie, jak promyk jutrzenki, który dotarł tam, gdzie już nikt go nie oczekiwał. Przyniosła wiarę, że jeszcze mogę wznieść się wysoko i wyjść z morderczej walki zwycięsko. Dodała sił do starań, o to, o czym wczoraj nawet bym nie pomyślał. Nadzieja. Chce pomóc czy tylko łudzi?
Liść powoli i dostojnie opadł na trawę i zlał się z nią w harmonijną całość.
Jestem teraz grzybem, który potrzebuje do życia drzewa. Szkoda tylko, że nie mam pewności, czy to drzewo potrzebuje mnie. Bo czymże jest ta nadzieja? Jednego opuszcza wcześniej, drugiego później, inny w ogóle jej nie ma. Czy to nie kolejne narzędzie wymyślone przez kogoś, do łudzenia człowieka, a może to tylko nasza wyobraźnia próbowała jakoś nazwać kolejną słabość. W końcu nikt nie lubi przyznawać się do porażek. O wiele łatwiej jest powiedzieć, że ma się jeszcze nadzieję, chociaż czasem sami ni wierzymy swoim słowom. Lecz tylko ona mi pozostała i tylko ona chce pomóc. Chociaż, czy na pewno chce?
Ciężki but opadł na liść, niszcząc go doszczętnie, po czym podniósł się i zniknął w oddali.
Jestem biegaczem, który zaczął cieszyć się ze zwycięstwa okrążenie przed metą, nieświadom, że to jeszcze nie koniec. Widziałem już upragniony cel, ale się zatrzymałem. Nie miałem już sił do dalszej walki. Szczerze wierzyłem, że to już koniec, ale zabrakło ostatniego kroku. A ona właśnie wtedy odeszła, w momencie, w którym najbardziej jej potrzebowałem. Zachowała się, niczym matka nowonarodzonego, niechcianego dziecka. Opuściła, zwiodła i oszukała. Dała wiarę, że się podniosę tylko po to, aby zrzucić mnie z jeszcze większym impetem. Wszystko stracone, nikt mi już nie pomoże.
– Wróci, ciągle tak robi – powiedział nagle mój wewnętrzny głos.
– A potem opuści w najmniej odpowiednim momencie, jak zawsze – odpowiedział drugi.
Dzisiaj postanowiłem wrócić na inkaustusa. Poprzedni mój pobyt był krótki i być może dla wielu niezauważalny. Brakowało mi jednak czasu i potrzebowałem trochę nabrać dystansu i poukładać sobie to wszystko. Musiałem też powalczyć, by nie stać się bohaterem mojego "Zapału".
Dzień dzisiejszy wydał mi się idealny na come back, bo dzisiaj mam swego rodzaju rocznicę. Mam nadzieję, że ten pobyt będzie o wiele dłuższy i dla mnie miły. A teraz już nie zanudzam i zapraszam do krytyki:
Nadzieja
Jesienny liść oderwał się od gałęzi, zerwany nagłym podmuchem wiatru i zaczął powoli opadać.
To już koniec. Wszystko przepadło wraz z ostatnim człowiekiem, który odszedł mając na ustach uśmiech pełen pobłażania. Uderzyłem z wielkim hukiem o owo słynne dno. Miejsce, z którego nikt Cię nie wyciągnie. Wyjdziesz sam, albo zostaniesz na zawsze. Choć kto wie, jak długo będzie dla Ciebie trwało to zawsze. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to ja się tam znalazłem. Zawsze taki pewny siebie, inteligentny, zaradny. A teraz? Teraz jestem, jak puchar nieostrożnie rozbity w drobny mak. Zapomniany, nikomu niepotrzebny, bez żadnej wartości. Straciłem już wiarę, straciłem miłość. Pozostał tylko płacz, nieodłączny przyjaciel.
Spadający liść zaczął to wznosić się, to znów opadać, jakby falując po bezkresnym morzu wiatru.
Przyszła niczym tygrys wyczekujący ofiary, aby zaatakować ją w najmniej spodziewanym momencie. Zapomniałem już nawet jej imienia. Nie pomyślałem choćby przez chwilę, a ona przyszła z ratunkiem. Stała się dla mnie, jak promyk jutrzenki, który dotarł tam, gdzie już nikt go nie oczekiwał. Przyniosła wiarę, że jeszcze mogę wznieść się wysoko i wyjść z morderczej walki zwycięsko. Dodała sił do starań, o to, o czym wczoraj nawet bym nie pomyślał. Nadzieja. Chce pomóc czy tylko łudzi?
Liść powoli i dostojnie opadł na trawę i zlał się z nią w harmonijną całość.
Jestem teraz grzybem, który potrzebuje do życia drzewa. Szkoda tylko, że nie mam pewności, czy to drzewo potrzebuje mnie. Bo czymże jest ta nadzieja? Jednego opuszcza wcześniej, drugiego później, inny w ogóle jej nie ma. Czy to nie kolejne narzędzie wymyślone przez kogoś, do łudzenia człowieka, a może to tylko nasza wyobraźnia próbowała jakoś nazwać kolejną słabość. W końcu nikt nie lubi przyznawać się do porażek. O wiele łatwiej jest powiedzieć, że ma się jeszcze nadzieję, chociaż czasem sami ni wierzymy swoim słowom. Lecz tylko ona mi pozostała i tylko ona chce pomóc. Chociaż, czy na pewno chce?
Ciężki but opadł na liść, niszcząc go doszczętnie, po czym podniósł się i zniknął w oddali.
Jestem biegaczem, który zaczął cieszyć się ze zwycięstwa okrążenie przed metą, nieświadom, że to jeszcze nie koniec. Widziałem już upragniony cel, ale się zatrzymałem. Nie miałem już sił do dalszej walki. Szczerze wierzyłem, że to już koniec, ale zabrakło ostatniego kroku. A ona właśnie wtedy odeszła, w momencie, w którym najbardziej jej potrzebowałem. Zachowała się, niczym matka nowonarodzonego, niechcianego dziecka. Opuściła, zwiodła i oszukała. Dała wiarę, że się podniosę tylko po to, aby zrzucić mnie z jeszcze większym impetem. Wszystko stracone, nikt mi już nie pomoże.
– Wróci, ciągle tak robi – powiedział nagle mój wewnętrzny głos.
– A potem opuści w najmniej odpowiednim momencie, jak zawsze – odpowiedział drugi.
-Czuję się mniej więcej tak, jak ktoś, kto bujał w obłokach i nagle spadł.
-Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to?
Kłapouchy
Moje teksty:
Jestem...<klik>
Nadzieja<klik>
Zapał<klik>
-Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to?
Kłapouchy
Moje teksty:
Jestem...<klik>
Nadzieja<klik>
Zapał<klik>