Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nach forme
#1
-        Dzień dobry – powiedziałam, obróciłam od drzwi i serce zamarło. To on. Doktor Horst Meier, jeden z lekarzy Ravesbrueck.
Kochał mnie. Tak mówił: Kocham Cię, Rut, wbijając igłę w sutek i przyglądając się grze mięśni.
 Które reagują pierwsze?  Okołoczne? Okrężno-ustne? Śmieszno-policzkowe?
Jak bardzo reagują?
Skrzętnie zapisywał czas i siłę skurczu w karcie obozowej.
Potem wysyłał sekretarza na kawę, a ze mną,- łysą, suchą i śmierdzącą - kochał się namiętnie.
A w mojej duszy, jak było?
Był przystojnym facetem. Panem życia i śmierci. Blondynem z oczami w błękicie chabrów. Najpiękniejszego chwastu w przyrodzie.
Też kochałam tego sadystę, który mówił o miłości. Do mnie i nauki.
I wbijał  ból w pierś. Nacinał udo, wszczepiając wszy, bo wytwarzano z nich szczepionkę na dur brzuszny dla biednych żołnierzy Wehrmachtu, umierających na wschodzie. Mówił, że to dla mojego dobra, bo inny eksperyment w badaniu tej choroby, to robienie lewatywy z moczu ciężąrnych kobiet.
Nie pomogło. Ani żołnierzom, którzy umierali gromadnie wszędzie, a ja i moje wszy byliśmy jedynym  antidotum.
Więc zdychali od skutków debilnych decyzji, wcześniej radośnie szerząc gebelsowską propagandę w  zwycięskich kronikach.
Dziewczynom poddanym temu eksperymentowi też nie pomogło. Ich prochy użyźniły okoliczne pola.
Więc ratował mnie tymi wszami, a badanie piersi to tylko bonus dla nauki.
Ją też przecież kochał.
Tysiące uśmiechniętych trupów i ja, mała Rut, która mogła trochę pomóc nauce i żołnierzom.
Czyli jest dobrze, przyjeżdżajcie na pogrzeb, a reszta to spisek komunistów, żydów i skurwysyńskich sił liberalnych.
 
Pewnie kochał jak umiał. Nie zgodził się na przekazanie mnie swoim kolegom, badającym niepłodność za pomocą wstrzykiwania formaliny w jajowody, czy pięknym badaniom przeszczepów tkanek. Cygance Loli wycięto kawał twarzy, który zamrożono, a następnie próbowano wszczepić znowu. To miało uratować tych przemarzniętych biedaków z frontu wschodniego.
Nie wiem, czy kogokolwiek uratowało, ale Lolę na pewno nie. Umierała w męczarniach, mając zamiast twarzy, jakąś bezkształtną masę cuchnącej galarety. Niemniej pewnie wniosła jakiś wkład w rozwój chirurgii plastycznej.
 
Byłam drżącym, zwiędniętym liściem, który zwija się na widok igły i  podnieca, na widok jego sterczącego penisa, wyraźnie widocznego pod białym kitlem. Bo czułam podniecenie po palpacyjnym badaniu Meiera. Badania granic bólu i chabrze oczu cholernego sadysty.
I wdzięczna, bo ratował mi życie.
Pod koniec kwietnia koncertowo zniknął przy wtórze kanonady dział Frontu Białoruskiego.
I nigdy już o nim nie usłyszałam.
 
 
„Gdzie ty pójdziesz — ja pójdę, i gdzie ty zanocujesz — ja zanocuję. Twój lud będzie moim ludem, a twój Bóg — moim Bogiem”
Wyciągi z księgi Rut. Idiotki, która wytatuowała swoje wspomnienia na podbrzuszu i stopach igłą, ukradzioną od dr. Horsta. Tą samą igłą, którą mnie badał, ale byłam uodporniona była uodporniona na kłucie.
Przyjaciółka Ester, która nocami dziargała tekst, została rozstrzelana pobliskim lesie. Przynajmniej umierała wśród zielonych drzew i zapachu żywicy, a to przywilej w tym miejscu.
Mój narzeczony, Salomon, też nie żyje. Był w części męskiej obozu. O ile można mieć  pretensje o jego nie-życie po tych wydarzeniach. Został tam jako czaszka w muzeum obozowym.
Rut utyła po latach, to ciężko teraz czytać cokolwiek w fałdach, czegokolwiek.
 
-        Wie alt bist du? - zapytał, patrząc na mnie. Ze składu wypchnięto dwa tysiące śmierdzących podludzi.
-        Achtzehn
Przez osiem dób nie otworzono bydlęcego wagonu, w który stłoczono siedemdziesiąt osób. Osób? Żydów z Kielc, czyli chodzące białko z fatalnym genotypem. Ósmego dnia wypchnięto pięćdziesiąt jeden.
Reszta już była uroczo zimna i niczym nie musiała się przejmować.
Tylko pozazdrościć.
-        Wie heisst du?
-        Rut.
-        Morgen wirst du zu mir kommen. Aufschreiben. - Spojrzał chabrami na stojącą na rampie kapo, uderzając od niechcenia szpicrutą w cholewę wyglansowanych butów.
-        Du bist huebsch. - Dodał.
O tym, że jestem ładna, akurat wiedziałam. Często słyszałam takie słowa na ulicy, kiedy mężczyźni, cmokając oglądali się za mną.
Nie wiedziałam, że mogą być na miarę życia. Nawet  tego, złożonego z czterdziestu kilogramów mięsa.
-        Und gesund.  - Rzucił w przestrzeń.
Zdrowa też bo wyhodowałam w swoich ranach miliony wszy, które miały ochronić żołnierzy przed tyfusem.
Badał mój próg bólu i mówił, że mnie kocha.
Pewnie tak myślał.
 
Czasami widywałam się z Salomonem. Pracowaliśmy razem w zakładach Simensa.
-        Rut – Patrzył na mnie swoimi migdałowymi oczami z bólem i żalem. - Dlaczego pozwoliłaś się złapać? Mogłaś uciec...
-        Chciałam być z tobą.
-        Boże, coś ty narobiła?O ileż ciężej będzie umrzeć.
-        Nie wołaj Boga. Jego nie ma. Chciałam być z tobą – powtórzyła. - Nieważne na jakim świecie.
-        Jest Bóg, tylko nie nasz. Ich i ja w niego wierzę.
-        Jaki?
-        Zły. Okrutny i mściwy. Szalony. Ma miliony twarzy i mówi tylko po niemiecku.
-        To i ja w niego uwierzę.
 
 
-        Skieruję panią do doktora Loosa. To znakomity specjalista. Zbada, zrobi zastrzyk i ból zniknie jak ręką odjął. - Pielęgniarka uśmiechnęła się współczująco. - Zaraz przyjdzie pielęgniarz i zaprowadzi panią do gabinetu.
Byłam w Hamburgu na spotkaniu z moim szefem Abrahamem, dowódcą komórki Goel, która poszukiwała hitlerowskich zbrodniarzy.
Nie, nie była to oficjalna organizacja. Nie poszukiwała tych skurwysynów, aby oddać ich w ręce sprawiedliwości.
Goel oznacza „Mściciel”. Każdy zidentyfikowany gad, ginął w cichej egzekucji.
Dwukrotnie w nich uczestniczyłam, kiedy rozpoznanym zbrodniarzem był jakiś lekarz obozowy. Czytałam im wtedy wyrok. Zawsze po niemiecku.
W języku mojego Boga.
A teraz głupie zapalenie korzonków, które poskręcało mnie w paragraf.
Nacisnęłam klamkę, obróciłam się i serce mi zamarło. To on.
Spojrzał tymi znajomymi chabrami, szalenie zaskoczony. Nagle uśmiechnął się krzywo.
-        Witaj, kochana Rut. Podobno mam ci zrobić zastrzyk. Teraz igły są jednorazowe i sterylne.
Zamknęłam oczy i oddychałam głęboko. Czy będę w stanie zameldować Abrahamowi?
Przecież to patrzące błękitnie bydlę kochało mnie i uratowało życie.
 
 
Odpowiedz
#2
Trudne opowiadanie, ale klimatyczne. W zasadzie nie leży mi tylko fragment

Cytat: „Gdzie ty pójdziesz — ja pójdę, i gdzie ty zanocujesz — ja zanocuję. Twój lud będzie moim ludem, a twój Bóg — moim Bogiem”
Wyciągi z księgi Rut. Idiotki, która wytatuowała swoje wspomnienia na podbrzuszu i stopach igłą, ukradzioną od dr. Horsta. Tą samą igłą, którą mnie badał, ale byłam uodporniona była uodporniona na kłucie.
Przyjaciółka Ester, która nocami dziargała tekst, została rozstrzelana pobliskim lesie. Przynajmniej umierała wśród zielonych drzew i zapachu żywicy, a to przywilej w tym miejscu.
Mój narzeczony, Salomon, też nie żyje. Był w części męskiej obozu. O ile można mieć pretensje o jego nie-życie po tych wydarzeniach. Został tam jako czaszka w muzeum obozowym.
Rut utyła po latach, to ciężko teraz czytać cokolwiek w fałdach, czegokolwiek.

Sądzę, że całość obyła by się bez niego, a jakoś tak wyjątkowo mi nie leży.

Jak widać sprawdzasz się właściwie w każdym gatunku literackim. No cóż, co talent to talent.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Zdziwiony jestem Twoją opinią, Gorzki. To kluczowy fragment mówiący o postawach ludzi i ich stosunku do Boga w tych, ekstremalnych czasach.
Ich zwątpienia, a jednocześnie piękne gesty.
Dlaczego twardniały serca, a jednocześnie stać było ludzi na heroiczne czyny.
On może nie ma specjalnego znaczenia dla akcji, ale ogromne dla psychologicznych motywacji. Bez niego opko byłoby tylko relacją zbrodni i zemsty.
Dzięki.
Odpowiedz
#4
Znaczy wiesz. Ty jesteś autorem i wiesz najlepiej. Mnie tam totalnie nie leżał. Znaczy specjalnie nie leżały mi te jego fragmenty:

Cytat: Gdzie ty pójdziesz — ja pójdę, i gdzie ty zanocujesz — ja zanocuję. Twój lud będzie moim ludem, a twój Bóg — moim Bogiem”
Wyciągi z księgi Rut. Idiotki, która wytatuowała swoje wspomnienia na podbrzuszu i stopach igłą, ukradzioną od dr. Horsta. Tą samą igłą, którą mnie badał, ale byłam uodporniona była uodporniona na kłucie.
tym bardziej że ten element: "byłam uodporniona była uodporniona na kłucie" wygląda jak zwyczajny błąd w tekście. Natomiast zdanie :
Cytat: Rut utyła po latach, to ciężko teraz czytać cokolwiek w fałdach, czegokolwiek.
w tych okolicznościach zwyczajnie budzi niesmak. Moim zdaniem ewidentnie do całości nie pasuje.

No ale jak zwykle zastrzegam: To jest tylko moje zdanie.

No a czym że jest to opowiadanie, jak nie zapisem zbrodni i (być może) zemsty?

Pozdrawiam.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Zapis zbrodni i zemsty dla mnie tu jest tłem, natomiast świdruje mi w głowie dylemat bohaterki: nazistowski lekarz był jej oprawcą, "właścicielem" bo gdy mijał czas przeznaczony na eksperymenty, traktował ją jak darmową prostytutkę... ale z drugiej strony ją "chronił", bo mogła trafić dużo gorzej. A może przeżyłaby tak, czy inaczej? Nie wiadomo też(a może mi to umknęło), czy ona wyraziła na to zgodę, czy też doktorek sam sobie tak zadecydował.

Fakt, mnie też to zdanie o fałdach skórnych nie pasuje. Całość opisuje odczucia Rut, a to zdanie to taka kpina z niej.

Podoba mi się, że zasygnalizowałeś tematykę wiary w ten sposób. Mam takie wrażenie, że sporo się mówi, jak to pomogła ona wielu ludziom przetrwać Auschwitz, a milczy się na temat tych, którzy właśnie przez doświadczenia obozowe tę wiarę utracili.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#6
Jaka kpina, Krukowska?
Naprawdę nie rozumiesz? To smutna konstatacja faktu, że ta historia i Rut się starzeją. Giną w fałdach... Czego? Czasu?
Metaforycznie postarzałej i grubej Rut. Nikt już nie chce tego czytać, a nawet nie może.
Ale z pewnością nie kpina. Raczej smutek.
Dzięks.
PS. I pomyślałaś, że biedna Rut, na przekór faktom, kompletnemu zaprzeczeniu tego, co się wokół niej dzieje, zakochała się jednak w oprawcy?
Takie rzeczy się zdarzały. Są pamiętnikarskie wspomnienia.
Meandry uczuć są nieprzewidywalne jak kosmos.
Odpowiedz
#7
Cytat:Jaka kpina, Krukowska? 
Naprawdę nie rozumiesz? To smutna konstatacja faktu, że ta historia i Rut się starzeją. Giną w fałdach... Czego? Czasu?
Metaforycznie postarzałej i grubej Rut. Nikt już nie chce tego czytać, a nawet nie może.
Ale z pewnością nie kpina. Raczej smutek.

Ok, rozumiem.  Mnie w trakcie czytania stanął przed oczami obraz starszej kobiety z workowatym podbrzuszem, w które "powpadały" litery wytatuowanego napisu i jakoś mój mózg skupił się głównie na tym. Odebrałam to jako kpinę z jej wyglądu, co nie pasowało mi do ogólnego wydźwięku tekstu.


Cytat:PS. I pomyślałaś, że biedna Rut, na przekór faktom, kompletnemu zaprzeczeniu tego, co się wokół niej dzieje, zakochała się jednak w oprawcy?
Takie rzeczy się zdarzały. Są pamiętnikarskie wspomnienia.
Meandry uczuć są nieprzewidywalne jak kosmos.

Oczywiście, że pomyślałam. Mało to swego czasu wychodziło na jaw historii o kobietach i dziewczynkach przetrzymywanych w piwnicy przez wiele lat, którym ciężko było stanąć na nogi po uwolnieniu? Uniemożliwiała im to silna więź z porywaczem. 

Tak, uczucia nigdy nie są proste.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości