Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
NIEUMARLI - faza I - Narodziny
#1
Witam,
Na samym wstępie, bo wolę to zrobić teraz niż zawieść(zdenerwować, a może i wprowadzić w szatański śmiech) innych, powiem, ba, troszkę zaspoileruję (jeśli nie ma takiego słowa albo formy, proszę to uznać za moję osobistę słowotwórstwo), że opowiadanie [powieść... mam problem jak to nazwać] będzie po części dotyczyć tematyki...uwaga...wampirów - fail. Wiem, odstrasza, ale zależało mi żeby nie zrobić z tego Zmierzchu czy innych romansów z wampirami w tle, a skupić się na akcji, przygodzie...może i będzie to ckliwa opowiastka, mało ambitna, szmira...ocenę zostawiam wytrwałym, którzy po przeczytaniu słowa 'wampir' czym prędzej nie uciekli...POZDRAWIAM Smile
______________________________________

PROLOG


Nora początkowo wpadła w panikę. Zapięte pasy uciskały ją teraz mocniej niż wcześniej, nie mogła ich odpiąć. Nic nie słyszała, tylko spokojny szum pobudzany jej chaotycznymi ruchami rękoma. Gdy zdała sobie sprawę, że auto wpadło do jeziora, a ona jest w nim uwięziona, było za późno.
Zaciśnięte wcześniej wargi teraz zaczęły powoli się rozluźniać. Woda wzbierała się w jej ustach. Wznowiła próbę wyswobodzenia się – kolejna i zarazem ostatnia porażka.
W końcu zmęczona pozwoliła dostać się wodzie do płuc. Najpierw poczuła ból, czuła każdy rozsadzany pęcherzyk płucny. Na końcu ból przerodził się w atak euforii, jakby po zażyciu najmocniejszych narkotyków.
Choć moment ten trwał kilka sekund, dla niej była to wieczność. Uczucie bezradności wymieszane z nutą złości i frustracji.
Jej powieki zaczęły powoli opadać okrywając świadomość czarną płachtą.
To był koniec, a zarazem początek.


ROZDZIAŁ 1



To był ostatni tydzień wakacji. Po lipcowym wyjeździe z rodzicami do Anglii i sierpniowym wypadem ze znajomymi do Samuel Bitch, miałam chwilę dla siebie przed rozpoczęciem ostatniego roku nauki w liceum Eddy’ego Browna. Nie żebym wcześniej nie odpoczywała – wizyta w Londynie była wspaniała, a zabawa z przyjaciółmi przednia. Potrzebowałam jednak czasu tylko dla siebie, no i… dla Dana, mojego najdroższego chłopaka. Był starszy o rok, dlatego nie mieliśmy się już widywać w szkolę, gdzie, z powodu matury, spędzać miałam większość czasu. No wiecie, nauka…
-Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu – zaczęłam za raz po tym jak otrzymał dyplom ukończenia liceum – Co planujesz? – Na jego twarzy pojawił się grymas zdziwienia – No wiesz, studia, wyjazd, rozłąka…- zaczęłam wyliczać na palcach, a on tylko uśmiechnął się do mnie, zbliżył te swoje wielkie niebieskie oczy i wyszeptał:
-Bez ciebie się nigdzie nie ruszam, słyszysz? Rok przerwy od nauki dobrze mi zrobi, a za rok razem podbijemy Columbie albo Harvard.
Pomimo moich wątpliwości zapowiedział, że nie zmieni zdania. Dodał jeszcze, że oprócz dla mnie, robi to dla swojego ojca, któremu musi pomóc w rodzinnym interesie. Dlatego uśmiechnęłam się i pocałowałam na znak podziękowania.
Gdy tylko opowiedziałam o tym Liz, mojej przyjaciółce, ta od razu zrobiła maślane oczy.
-Ty to masz szczęście, Nora. – Po jej policzku spłynęła wielka jak groch łza, ta dziewczyna zawsze była wyjątkowo wrażliwa – Na mnie to żaden by nie poczekał. Chociaż zaraz, poczekałby, bo trafię na największego głąba pokroju Chestera F. (w tym momencie Liz zrobiła minę, jaką robi wspomniany pan Flitch, kiedy udaje, że myśli. Wygląda to mniej więcej tak, że dolna warga, w sposób niezwykły nagle znajduje się zaraz pod nosem pokrywając przy tym górną wargę. Aha, i jeszcze wzrok skierowany a to skrajnie w lewo a to w prawo), któremu nie będą w głowie studia i poczeka, bo mamusia przestanie dawać kieszonkowe i ktoś go będzie musiał utrzymywać. A ja, ze swoim stypendium naukowym – wspominałam już o tym, że Liz nigdy nie należała do osób skromnych? W szczególności, jeśli chodzi o jej osiągnięcia w nauce – będę dla niego niezłą partią. – Prychnęła głośno z teatralną przesadnością, a ja skwitowałam to jedynie szerokim uśmiechem.
Jakie miałam plany? Może zakupy, potem do nadrobienia kilka filmów, wieczór tylko z Danem. Tak, to miał być idealny tydzień. Zaczął się niewinnie od uporządkowania pokoju. Choć w wakacje prawie tu nie bywałam, zrobił się spory bałagan.
-Może ci pomóc? – W drzwiach stanęła Mary, moja macocha, najdroższa zdobycz ojca, z którą poznał się pół roku temu. Od tego czasu zdążyła się już wprowadzić, wzięli ślub, a teraz, przed wakacjami, dowiedziałam się, że spodziewają się dziecka. Wszystko działo się tak szybko, jednak nie miałam tego za złe ojcu. Mama umarła piętnaście lat temu, dość już się napłakaliśmy, chociaż często ją wspominamy, żyjemy dalej. Poza tym mieliśmy czas żeby się z nią dobrze pożegnać, jeśli w ogóle można się z kimś ‘dobrze’ pożegnać. Umarła na raka. Przez rok walczyła, w końcu jednak zmęczona tymi zmaganiami skonała.
-Już prawie kończę.
-Jesteś pewna? – Dociekała. Widać było, że stara się być jak najmilsza. W końcu to ona musiała wkraść się w moje łaski, była poniekąd gościem – brr, nie chciałam żeby zabrzmiało to tak oschle.
-Tak. Już bez mała skończyłam – nawet nie uniosłam wzroku żeby na nią spojrzeć. Usłyszałam jedynie ciche westchnienie jakby poczuła się odepchnięta, niechciana, jak intruz. Przygryzłam dolną wargę.
-Hej, Mary! – Zawołałam ją, a ona zaraz z powrotem pojawiła się na progu – Możesz zaparzyć herbatę, zaraz zejdę na dół i razem się napijemy. – Tak, miałam miękkie serce.
W środę wreszcie spotkałam się z Danem. Może nie była to wymarzona randka, ale była nam potrzebna. Spotkaliśmy się u niego w domu. Mieszkał na drugim końcu miasta, jednak podjechał po mnie swoją niebieską hondą punkt dziewiętnasta. Kiedy wysiadł z samochodu, ja obserwowałam go przez okno. Mój Dan…Wysoki na ponad sześć stóp, idealnie zbudowany, blond krótkie włosy i oczy o kolorze niebieskim, które przybierały bez mała kolor lapis lazury. Już u progu pocałowaliśmy się, witając czule.
-Kocham cię – kontynuowaliśmy czułości w drodze do niego.
-Aha…
-Kocham cię najbardziej na świecie, tak, że byłabym w stanie…em…zabić…
-Zabić? – Dan wyszczerzył oczy zwracając swój wzrok ku mnie – Zabrzmiało groźnie – zmarszczył brwi.
-Ojej, ale tylko w twojej obronie – spojrzałam na niego zadziornie.
-Dobra, pozwól, że to ja nas będę bronił…bez zabijania. – Czasem miałam wrażenie, że Dan patrzył na mnie z góry. Był mądrzejszy, dojrzalszy…a ja, siedemnastoletnia smarkula, która chce się jedynie bawić, nie myśli o przyszłości, jest nieodpowiedzialna. Wiedziałam, że mnie kocha, ale czegoś mu brakowało…i dziś chciałam mu to dać. Nie powiem, że nie miałam najmniejszych wątpliwości, miałam, ale chciałam żeby to on był tym pierwszym…i jedynym.
Dan dopracował wszystko w najmniejszym szczególe. Najpierw zjedliśmy przepysznego kurczaka w warzywach, później oglądaliśmy film…teoretycznie. Praktycznie nasze spojrzenie cały się krzyżowały, a usta pochłaniały kolejne namiętne pocałunki.
-Jestem gotowa – wyszeptałam cicho i niepewnie.
-Co? Gotowa do? – Zapanowała chwila ciszy, którą przerywały jedynie nasze głębokie oddechy. Kiedy zrozumiał, co miałam na myśli przymrużył lekko oczy i obdarzył mnie kolejnym całusem.
-Jesteś pewna? Wiesz, że nie musimy się śpieszyć. Kocham cię i tak…
-Nie – przerwałam mu nagle – Chcę tego, chcę cię poczuć…jestem gotowa.
Wsunęłam rękę pod jego koszulkę, którą już po chwili zdjął. Jego ciepłe dłonie wędrowały dziko po moim ciele, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci…cisza. Wróciliśmy do naszych igraszek, kiedy znów rozniósł się donośny dźwięk.
-Wybacz, muszę. – Wyczołgałam się spod jego ciała poprawiając swoje rude włosy. Cały czas czułam na sobie jego wyczekujący wzrok, który sprawiał, że było mi jeszcze cieplej…do momentu. Do momentu, w którym po drugiej stronie słuchawki usłyszałam łamliwy głos Liz.
-Nora, błagam, gdzie jesteś? Przyjedź po mnie! Ten drań… - rozległ się głośny ryk – Przyjedź po mnie, jestem u Helen.
Zgodziłam się niezbyt chętnie. To miał być mój pierwszy raz, wreszcie ja i Dan połączylibyśmy się jeszcze większym uczuciem. Ale Liz, znałam ją od urodzenia.
-Naprawdę musisz tam jechać, sama nie da sobie rady? – Kiwnęłam głową – Dobra, zawiozę cię.
Stanowczo zaprotestowałam.
-Wypiłeś dwie lampki wina do kolacji. Daj kluczyki, pojadę do niej, odwiozę i zaraz będę z powrotem.
Zerknął na mnie spode łba, ale w końcu się zgodził. Już po pięciu minutach siedziałam za kierownicą jego niebieskiego auta. Nie byłam zbyt sprawnym kierowcą, jednak podróż po takim małym miasteczku nie sprawiała mi kłopotu. Jadąc minęłam dwa, może trzy auta.
W końcu, przejeżdżając przez most i niewielki las, dojechałam do domu Helen. Helen Wander, gwiazda liceum. Wiecie, w każdej szkole musi znaleźć się wredna dziewczyna o blond włosach, z dużym biustem i najlepiej gdyby była cheerleaderką. Z nią było inaczej, nie była wścibska, po prostu miała swój świat, do którego wstęp miało niewiele osób. Jeśli chodzi o wygląd to prawda, była piękną i długonogą blondynką o obfitym biuście, ale co miała zrobić, taka się urodziła.
-Nora? – Zdziwiła się, gdy mnie zobaczyła. Stała z grupką dziewczyn, które były od niej niższe o głowę, co podkreślało jej status – to ona była tu królową. Gdy tylko machnęła ręką zbiorowisko wokół niej zaraz się rozeszło – Słyszałam, że masz randkę z Panem Ładnym – w jej głosie dało wyczuć się nutkę jadu, jednak prawda była taka, że nawet ktoś pokroju panny Wander zazdrościł mi chłopaka. Przypuszczam, że jako jedyny facet w mieście był od niej wyższy.
-Przyjechałam po Liz, widziałaś ją? – Dopiero teraz usłyszałam dochodzącą z jej ogromnego domu muzykę. To właśnie u niej odbywała się impreza pod hasłem „Zakończenie lata”. Sama dostałam zaproszenie, jednak wybrałam towarzystwo Dana.
-Liz Dukat jest na mojej imprezie? W moim domu? – Przewróciła oczami i pokręciła głową. Nigdy nie ukrywała, że jej nie lubi (Liz odwzajemniała to uczucie), po prostu uchodziła ona za typową kujonkę. Brakowało jej jedynie wielkich okularów. Jednak miała ona tak malutką twarzyczkę i jeszcze przy tym krótko obcięte włosy, że zakryłyby ją całą.
-Dobra, poszukam jej sama. Miłej zabawy
Wewnątrz domu roiło się od ludzi ze szkoły. Wszyscy na mój widok przerywali swoje zacięte dyskusje i witali się ze mną proponując coś do picia. Gdybym z każdym miała zamienić kilka słów, chyba nie udałoby mi się wyjść do północy. Dlatego ograniczyłam dialog do pytania o Liz. W końcu ktoś powiedział, że siedzi zapłakana w łazience na górze. Ignorując już wszelkie zaczepki udałam się wprost do celu.
-Liz? – Siedziała żałośnie po lusterkiem cała we łzach. Przyzwyczaiłam się już do tego widoku, bo zawsze, gdy oglądałyśmy jakąś komedię romantyczną ona rozpłakiwała się na całego. Teraz jednak wyglądała na nieco przestraszoną.
Gdy tylko usłyszała mój głos, wstała od razu i przyszła się uściskać. Pogłaskałam ją po włosach próbując uspokoić.
-O którego chodzi? Tom? Ches?
-Nawet nie wymawiaj jego imienia – wybuchła nagle jeszcze większym płaczem. Wiedziałam, że i tak dzisiaj niczego się nie dowiem (poza tym Dan czekał na mnie półnagi na swojej sofie), dlatego sprowadziłam ją na dół i wsiadłyśmy do samochodu. Przez całą drogę myślałam, co mogło wydarzyć się pomiędzy nią a Chesterem. Przecież jeszcze niedawno go obgadywałyśmy, a teraz…nigdy nie zrozumiem tej dziewczyny.
Przejeżdżałyśmy właśnie przez most. Prowadził on nad niewielkim jeziorem, które okoliczni mieszkańcy nazywali Sztormem – nie pytajcie dlaczego. I wtedy stało się coś dziwnego…
…na drodze jakby znikąd pojawiła się pewna postać. Może zwierzę…
Wspominałam już, że nie byłam najlepszym kierowcą? Próbowałam hamować, jednak byłyśmy za blisko, musiałam wykręcać, wpadłyśmy w poślizg.
Ostatnie, co pamiętam to pisk opon…
Wtedy właśnie umarłam. Powód: zwykłe utonięcie w jeziorze.
A postać, która stanęła nam na drodze, powoli i spokojnie odeszła we mgle.
Odpowiedz
#2
Cytat:Nic nie słyszała, tylko spokojny szum pobudzany jej chaotycznymi ruchami rękoma.
Skoro coś jednak słyszała, to pierwsza część jest sprzeczna logicznie, czyli „Nie słyszała nic, poza...” bardziej by tu pasowało.

Cytat:Woda wzbierała się w jej ustach.
Nie podoba mi się to określenie. Zbędę ubarwienie.

Cytat:Po lipcowym wyjeździe z rodzicami do Anglii i sierpniowym wypadem ze znajomymi do Samuel Bitch,
Chyba raczej „wypadzie”.

Aha, i jeszcze wzrok skierowany a to skrajnie w lewo a to w prawo

Cytat:któremu nie będą w głowie studia i poczeka, bo mamusia przestanie dawać kieszonkowe i ktoś go będzie musiał utrzymywać. A ja, ze swoim stypendium naukowym – wspominałam już o tym, że Liz nigdy nie należała do osób skromnych? W szczególności, jeśli chodzi o jej osiągnięcia w nauce – będę dla niego niezłą partią.
tu chyba te jej przemyśleni nieco się zagmatwały.

Cytat:W środę wreszcie spotkałam się z Danem. Może nie była to wymarzona randka, ale była nam potrzebna. Spotkaliśmy się u niego w domu.
trochę zbyt blisko te spotkania.

Cytat:po prostu uchodziła ona za typową kujonkę.
nie bardzo wiem kto uchodzi za ową „typową kujonkę”

Cytat:Jednak miała ona tak malutką twarzyczkę
nie rozumiem „jednak”, nie widzę związku.

Cytat:powoli i spokojnie odeszła we mgle
„odeszła w mgłę” chyba lepiej by brzmiało, zresztą, wymiana na inny czasownik, chyba też by tu się sprawdziło.

Jak widać „czepiania się” nie było zbyt wiele. Kilka drobiazgów, czyli jak na razie tekst trzyma czyta się nieźle. I w sumie tylko tyle mogę o nim powiedzieć, bo zakładam, że nie jest to tekst o utonięciu biednego dziecięcia. Co do samego setu... Fakt jestem jednym z tych ludzi u których po produkcjach ostatnich lat, słowo „wampir” wywołuje odruch „RUN!!!”, ale tym razem stwierdziłem, że zaryzykuje... Fakt wampirów raczej tu nie zauważyłem, choć pełen set przygotowanych już mamySmile Niestety, zastąpienia romansidła przygodą też nie mamySad Jak na razie, 80% tego tekstu to właśnie romansidło... I coś mi się wydaje, że zasadniczo to się nie zmieni. Co zaś do planownego/proponowanego wątku przygodowego... cóż, w każdej książce musi coś się dziać, więc nawet w książkach Daniell Steel pojawiają się elementy inne niż błogie westchnienia. Oczywiście nie jest to zarzut, od po prostu moje odczucie. Czyli w moim przypadku, pierwotny odruch jednak był uzasadnionySmile Oczywiście, nadal uważam, że warsztatowo tekst napisany naprawdę dobrze (moim zdaniem).
Just Janko.
Odpowiedz
#3
Zerknąłem zaledwie na komentarz Janka, i wyłapałem takie wpadki:

- Woda nie "wzbiera się". Albo "zbiera się", albo po prostu "wzbiera".
- Samuel Bitch - chyba miałeś na myśli Beach? Big Grin
- Jeśli piszesz o innym kraju, zrób chociaż szczątkowy research. MATURA w USA?
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#4
Janko Wielkie dzięki za wnikliwe przeczytanie tekstu Smile Wytknięte błędy przeczytane, zrozumiane i obiecana poprawa Smile

rootsrat bitch - beach - możemy przemilczeć ten błąd i o nim zapomnieć...żenada z mojej strony :/ A co do matury...
Cytat:Po ukończeniu high school uczeń otrzymuje high school diploma, odpowiednik naszej matury i może ubiegać się o przyjęcie na wyższą uczelnię.

źródło - http://www.poland.us/strona,5,895,0.html

Poza tym w wielu książkach (w filmach również, jeśli to jakiś argument) spotkałem się z określeniem 'matura'. No nie wiem, co o tym myśleć...Ale dzięki za uwagi

POZDRAWIAM
Odpowiedz
#5
(16-03-2012, 15:04)seto napisał(a): Po ukończeniu high school uczeń otrzymuje high school diploma, odpowiednik naszej matury i może ubiegać się o przyjęcie na wyższą uczelnię.




Ale to nie jest matura - to jest system egzaminów (por. +/- z IB
Na tym się młodzi Polacy przejeżdżali. Oni tam oglądają świadectwa maturalne i ... dopuszczający z chemii na świadectwie w ogóle kiepskie stopnie z przedmiotów kosmicznych uniemożliwiły dostanie się na uczelnię muzyczną, pomimo dobrych, a nawet jednych z najlepszych not z instrumentu. Big Grin
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#6
Hm, skoro diploma - to musi być najpierw jakiś egzamin. Co prawda nie wiem, jak się nazywa, ale raczej nie matura.

Praca pisarza polega również na researchu - po to, żeby być wiarygodnym Smile
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#7
Obecnie SAT składa się z dwóch części (SAT I i SAT II) i pełni rolę standardowego egzaminu wstępnego w większości wyższych uczelni USA. Wyniki uzyskane z tego egzaminu są jednym z ważniejszych kryteriów przyjęcia. Egzamin SAT jest przygotowywany i przeprowadzany przez Educational Testing Service na zlecenie i pod nadzorem College Board – niekomercyjnej organizacji zrzeszającej szkoły średnie oraz uczelnie wyższe na terenie Stanów Zjednoczonych. Misją College Board jest pomoc uczniom w pokonaniu bariery pomiędzy szkołą średnią, a szkołą wyższą, oraz obiektywna ocena ich predyspozycji akademickich i zawodowych. Egzamin SAT ma już prawie 80-letnią tradycję. Rocznie przystępuje do niego dwa miliony osób. Można przyjąć, że SAT stanowi odpowiednik polskiej matury i jest używany jako główny egzamin przy selekcji studentów ubiegających się o studia (Amerykanów i studentów międzynarodowych). W zależności od pozycji uczelni na którą się wybieramy, może być od nas wymagane zdanie SAT I lub SAT I i SAT II. Większość uniwersytetów wymaga tylko zdania SAT I i w tym przypadku student nie ma obowiązku podchodzenia do SAT II.

* SAT I- Test ogólny

Kandydaci na studia I stopnia na które aplikują Amerykanie kończący szkołę średnią i polscy abiturienci szkół średnich mający w perspektywie maturę zdają SAT. SAT I składa się z 3 części, zrozumienia czytanego tekstu, matematycznej i pisanie eseju – każda z części oceniana jest oddzielnie w skali 200 – 800 punktów. Najwyższy możliwy łączny wynik to 2400 punktów. Wynik SAT I w wysokości od 2200 do 2370 punktów jest akceptowany przez najbardziej selektywne uczelnie amerykańskie. Egzamin trwa 3 godziny 45 minut. Szkoły zamieszczają na swoich stronach internetowych średni wynik SAT u przyjmowanych studentów w celu zorientowania kandydatów o wymaganiach szkoły w tym zakresie. SAT zdawać można 6 razy do roku. Szczegółowe informacje o SAT dostępne są na http://www.collegeboard.com

* SAT II – testy przedmiotowe

SAT II wymagany jest przez najbardziej selektywne uczelnie amerykańskie od kandydatów na studia I stopnia (Undergraduate Study). Test ten można zdawać z następujących przedmiotów: test pisemny z języka angielskiego, literatura anglojęzyczna, historia USA, historia powszechna, matematyka – (poziom wyższy i niższy), biologia, chemia, fizyka, języki: chiński, francuski, niemiecki, hebrajski, włoski, japoński, koreański, łacina, hiszpański. Test z każdego z przedmiotów trwa 60 minut. Oceniany jest w skali od 200 do 800 punktów z każdego przedmiotu.
Uwaga – niektóre testy nie odbywają się we wszystkich terminach.
Szczegóły na stronie internetowej http://www.collegeboard.com

______________

Można było znaleźć!
Na marginesie - w poprzednim poście odniosłam się niestety do zbyt dawnych czasów... (lata 80 emigracyjne) i wtedy może funkcjonowały trochę inne sposoby klasyfikowania polskich abiturientów. Nie wiem)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
Cóż, trochę mi głupio, bo najwyraźniej ktoś wykonał więcej roboty niż ja przy wyszukiwaniu niezbędnych informacji. Zmyliło mnie określenie 'odpowiednik matury', przez co stwierdziłem, że użycie tego magicznego jednego słowa 'matura' nie będzie błędem, a jedynie skrótem, ułatwieniem dla czytelnika nieznającego amerykańskich standardów edukacyjnych.
A teraz, żeby nie nabijać niepotrzebnie postów, dodam drugi rozdział gdyby ktoś miał ochotę przeczytać. Miałem w zamiarze dodawanie kolejnych epizodów w regularnym odstępie czasowym, ale cóż...przyśpieszmy nieco ten proces.


ROZDZIAŁ 2



Przyznam szczerze, rzadko myślałam o śmierci. Żyłam beztrosko, z dnia na dzień. Tak naprawdę nigdy nie planowałam przyszłości…jedyne, co wiedziałam, to że chcę ją spędzić z Danem. A teraz? Leżałam na dnie jeziora…martwa. I może nie byłoby mi przykro, gdyby nie fakt, że obok siedziała w podobnym stanie Liz. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie, nie było widać łez, które jeszcze niedawno roniła.
Patrzyłam przed siebie. Otaczał mnie mrok, czerń jakiej nigdy nie zapomnę. Dopiero wtedy zadałam sobie pytanie – czy ja naprawdę umarłam? W takim razie, gdzie tunel, światło…może jakiś anioł. Dlaczego chwilę przed śmiercią przed oczami nie zobaczyłam całego swojego krótkiego życia? Przecież miałam wspaniałe wspomnienia, jak to, kiedy pierwszy raz pocałowałam Dana. Tak, tak, nie on mnie pocałował, tylko ja jego…wymusiłam to na nim, ale nie pożałował.
Powoli otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć – dalej byłam pod wodą. Nie oddychałam, ale cały czas zachowałam trzeźwość umysłu. Wtedy właśnie poczułam nagły wstrząs, jakby coś uderzyło w samochód, w którym obie byłyśmy uwięzione. Nieoczekiwanie coś wyrwało drzwi od strony Liz i wyciągnęło ją z samochodu. Nie mogłam nic powiedzieć, krzyknąć…Przypatrywałam się tylko całemu zajściu. Gdy dziewczyna zniknęła z pola widzenia to coś powróciło po mnie. Pomyślałam, że to już koniec, przecież umarłam, jak nic był to anioł, który poprowadzi mnie przed sąd ostateczny. Szkoda, że tak rzadko chodziłam do kościoła. Poczułam jak coś łapie mnie za ramię i pociąga za sobą…żegnaj życie…

To długa historia jak tu się znalazłem. Co mną kierowało, po co, dla kogo…wybaczcie, ale tą historią zaszczycę was później, choć na jedno pytanie mogę odpowiedzieć – dla kogo? Dla Nory Roberts. Jak zaobserwowałem głupiutkiej rudej dziewczyny, która sama nie wie jak wielkie brzemię w sobie nosi. Musiałem ją chronić, strzec, ale bynajmniej nie dla jej dobra. Chodziło tylko i wyłącznie o mnie, o moje życie.
Dlatego kiedy tego dnia musiałem wskoczyć do wody by ją uratować to po prostu to zrobiłem. Miałem do wyboru – śledzić osobę, która doprowadziła do tego wypadku albo ratować ją i jej przyjaciółkę. Żadna alternatywa…niestety.
Czym prędzej wskoczyłem do jeziora i wyciągnąłem najpierw tą drugą, z krótkimi ciemnymi włosami. Wiedziałem, że jeśli mam ją uratować, musi jak najszybciej znaleźć się na powierzchni. Zanurkowałem drugi raz i zabrałem Norę. Niewiele wiedziałem o tej dziewczynie, choć obserwowałem ją od kilku miesięcy.
Położyłem obie na moście, na drodze. Nie ruszały się, nic nie mówiły. Gdyby ktoś z boku spojrzał na tą sytuację, pomyślałby, że obie nie żyją. Przecież pod wodą spędziły kilka minut. Jednak ja znałem prawdę. Podszedłem do krótkowłosej i ukucnąłem przy niej. Swoimi własnymi kłami rozgryzłem żyły na nadgarstku i krwawiącą ranę przyłożyłem do ust dziewczyny. Czułem jak zimne krople mojej krwi wędrują do jej ust.
-Co się dzieje?! Co ty wyprawiasz?! – Usłyszałem za sobą głos Nory. Miałem ją zignorować, kiedy zorientowałem się, że cała ta sytuacja może dziwnie wyglądać dla kogoś, kto nie zna sekretu. Sama dziewczyna zapewne nie znała swojego sekretu.
-Ratuje ją. – Oderwałem nadgarstek od jej ust i przystąpiłem do masażu serca. Teraz, kiedy była w niej moja krew miała większą szanse na przeżycie, bynajmniej nie stuprocentową. W końcu za którymś z kolei uciskiem z jej ust wylała się woda wymieszana z moją krwią. Zaczęła kasłać wypluwając wodę, przekręciłem delikatnie jej głowę na bok, a kiedy się uspokoiła wstałem i odsunąłem na kilka kroków. Dobiegła do niej Nora łapiąc w ramiona. Na jej twarzy cały czas malowały się skrajne emocje – strach, niewiedza, a teraz jeszcze radość i frustracja. Poniekąd wiedziałem, czym to jest spowodowane. Była tym, czym była, a teraz po swojej śmierci uruchomiła maszynę klątwy, która na niej spoczywała.
-Chyba powinnaś zadzwonić na pogotowie – zerknąłem na nią, gdy ta nadal z niedowierzaniem patrzyła na żywą przyjaciółkę. Dziwne, że z takim samym zdziwieniem nie patrzyła na siebie.
-Mój telefon…- zaczęła przeszukiwać kieszenie –Został u Dana – powiedziała to tak jakby była pewna, że wiem, kim ów chłopak jest. No dobra, wiedziałem, dlatego tylko kiwnąłem głową i westchnąłem.
-Nie dobrze – od niechcenia wyjąłem telefon z kieszeni i podałem go jej. Wzięła go do ręki i jak najszybciej wykręciła 911 i opowiedziała całe zajście, jakie miało tu miejsce. Tymczasem ja wyjrzałem przez barierkę i zatopiłem wzrok w tafli jeziora.
-To byłeś ty…-znów rozległ się głuchy głos dziewczyny. Sam nie wiem, czy było to pytanie czy stwierdzenie – Tu na moście. To przez ciebie wpadłyśmy do jeziora.
-Bynajmniej – odwróciłem się w jej kierunku. Choć była cała przemoczona nadal wyglądała niezwykle dziko. Jej źrenice były widocznie powiększone, a kolor oczu zbledł, z zieloności przechodząc bez mała w szarość. – Ale nie musisz dziękować, że was uratowałem.
-W takim razie, co tu robiłeś? Gdzie twój samochód? Szedłeś na pieszo? Skąd?
Zignorowałem ją widząc, że mruży oczy, jakby powoli traciła przytomność. Fakt, klątwa nie została pobudzona…potrzebna jest…ofiara. Po kilku sekundach upadła obok krótkowłosej, która najwyraźniej również na nowo straciła świadomość. Uśmiechnąłem się sam do siebie podchodząc do nich. Ukucnąłem, pierwszy raz miałem okazje przyjrzeć się Norze z tak bliska.
-Jeszcze się spotkamy – wyszeptałem odgarniając jej włosy z czoła. Zabrałem telefon i kiedy w oddali usłyszałem zbliżający się ambulans, uciekłem. Była bezpieczna, przynajmniej do czasu…

Otworzyłam oczy. Obudził mnie straszny ból głowy, który nasilał się z każdym ruchem. Dopiero, gdy przekręciłam głowę zauważyłam siedzącego na fotelu przy ścianie ojca. Kiedy zobaczył, że oprzytomniałam zaraz wstał i podszedł do mnie.
-Jak się czujesz? Coś cię boli?
-Gdzie ja jestem? Co się stało?
-Jesteś w szpitalu. Jechałaś samochodem i miałaś wypadek – jego głos brzmiał wyjątkowo ciepło. Było mi zimno, czułam się niezwykle zmęczona.
-Co z Liz? – Wymamrotałam, kiedy do sali wszedł Dan. Po chwili stał już przy łóżku i trzymał mnie za rękę. Powiedział, że właśnie był u niej i czuje się dobrze. Próbowałam się uśmiechnąć, ale sprawiało mi to niesamowity ból. W końcu po raz kolejny zapadłam w sen, traciłam poczucie czasu, zasłony w pokoju cały czas były zasłonięte, stąd nie wiedziałam, czy to dzień czy noc.
Kolejny raz obudziłam się jak się później okazało nazajutrz. Po ciszy i mroku, jaki panował w sali i na korytarzu domyśliłam się, że musi być noc. Czułam się trochę lepiej, choć dalej słyszałam szum w uszach. Powoli wstałam z łóżka robiąc drobne kroki w kierunku drzwi. Złapałam się framugi i wychyliłam na korytarz. Nie było nikogo, pustka. Nagle poczułam jak coś porusza się za moimi plecami. Odwróciłam się, jednak nikogo nie było. To zapewne przez otwarte okno, podmuch wiatru czy coś…Zaraz, czy ono było wcześniej otwarte? Do pokoju wlała się fala mrozu, lekki podmuch północnego wiatru. Już miałam iść je zamknąć, kiedy na korytarzu rozległy się ciche szepty. W oddali zobaczyłam jak do jednego z pokoi pielęgniarz zawozi łóżko, a na nim człowieka.
-To już czwarty atak w tym tygodniu – głos ten należał do mężczyzny w średnim wieku. Starał się mówić jak najciszej, jednak i tak w jego głosie dało się słyszeć nutę zdenerwowania i niepewności.
Kontynuował dalej.
-Znów ten sam schemat. Ciało znalezione w lesie, rozszarpana szyja, ugryzienia, które przypominają atak dzikiego zwierzęcia. Nie możemy stracić tej dziewczyny, musimy mieć świadka, który opowie, co się wydarzyło.
Lekarz, gdyż on był drugim rozmówcą, przytaknął i zapytał, kto tym razem jest ofiarą. Mężczyzna odpowiedział, że Felicia Rausdeer, uczennica liceum Browna.
Felicia? Znałam ją. Siedziałyśmy razem na historii Ameryki. Raptownie poczułam jak uginają się pode mną nogi. Cały czas byłam słaba, kręciło mi się w głowie. Czym prędzej, po uprzednim zamknięciu okna, wróciłam do łóżka. Szybko zasnęłam.
Kolejnego dnia odwiedziła mnie policja. Musieli spisać zeznania w sprawie wypadku. Wprawdzie nikt nie zginął, ale było to konieczne. Liz zeznała, że nic nie pamięta – jechałyśmy samochodem, następnie wpadłyśmy w poślizg i wylądowałyśmy w jeziorze. Kto nas uratował, nie miała pojęcia.
-A więc pani udało się wydostać z samochodu? – Głos policjantki był wyjątkowo niemiły. Brzmiał tak, jakby prowadziła śledztwo w sprawie maniakalnego zabójcy dzieci. Z góry uważała, że to tylko i wyłącznie ja byłam winna i powinnam ponieść odpowiedzialność za próbę zabójstwa przyjaciółki. Tragedia.
-Nie, powtarzam pani, że uratował nas pewien mężczyzna. Wyciągnął nas z wody, a później zrobił sztuczne oddychanie Liz.
-A pani go nie potrzebowała, po mimo że, jak pani zeznała przed chwilą, była pani pod wodą około kilku minut.
-Najwyraźniej sama wyksztusiłam wodę – skłamałam. Sama nie rozumiałam, co się wtedy wydarzyło. Może tak było naprawdę, a moja wizja siedzenia w samochodzie pod wodą kilka minut była tylko snem, przewidzeniem prawie umierającej osoby. Później, kiedy ten chłopak mnie wyciągnął, ocknęłam się i z nim rozmawiałam. A co z tym, co działo się później? Przecież on dał do picia Liz swoją krew zapewniając, że robi to dla jej dobra. Nie, ten szczegół wolałam zachować dla siebie. Może to było kolejne przewidzenie, przecież miałam do tego prawo, nie?
-Więc jak on wyglądał? Ten twój wybawca – spojrzała na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Dla niej byłam tylko kolejnym dzieciakiem, który napił się piwa na imprezie, a później prowadził samochód. Fakt, wracałam od Helen, z imprezy, ale niczego nie piłam…
-A więc… - zatrzymałam się na moment próbując sobie go przypomnieć – Był wysoki…czarne włosy, chociaż nie, brązowe…ciemne. Był niezwykle blady, co rzucało się w oczy na tle czarnego nieba. Nie był jakoś szczególnie dobrze zbudowany, co mogłam zobaczyć przez jego przemoczony T-shirt…
-Zapamiętała pani dość dużo szczegółów jak na osobę, która spędziła pod wodą kilka minut, później sama wyksztusiła wodę cudem unikając śmierci.
-Wypraszam sobie – w końcu odezwał się mój ojciec, który cały czas stał przy mnie i przysłuchiwał się. Na ogół był człowiekiem spokojnym i miłym, jednak jeśli chodziło o rodzinę był twardy i stanowczy. Lubiła to w nim najbardziej, bo wiedziałam, że zawsze stanie w mojej obronie. Nade wszystko.
-Przepraszam, panie Roberts, już skończyłam.
Pod koniec tygodnia wyszłam ze szpitala. Zabawne, ten tydzień miał być idealny, ostatni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Teraz kończył się, a ja przeżyłam najgorszą przygodę w swoim życiu.
Cały czas czułam się dziwnie. I choć Mary urządziła dla mnie i dla Liz małe przyjęcie, na którym pojawili się wszyscy najbliżsi, ja wolałam iść do swojego pokoju i się przespać. Gdy tak leżałam na łóżku wyczułam czyjąś obecność w pokoju. Szybko podniosłam wzrok i ujrzałam Dana. Stał patrząc na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Tak bardzo chciałam się do niego przytulić, poczuć jego ciepło. Było mi tak strasznie zimno.
-Na pewno dobrze się czujesz? – Usiadł na łóżku i zaczął mnie głaskać po włosach.
-Tak, jestem tylko troszkę zmęczona. Jeszcze raz przepraszam za zniszczenie auta. Wiem jak je lubiłeś.
-Przestań nawet o tym myśleć! Najważniejsze, że tobie i Liz nic się nie stało. Nie wiem, co bym zrobił gdybym cię stracił. I to ja powinienem cię przeprosić.
-Ty mnie? Za co? – Zmarszczyłam nos lekko unosząc głowę, żeby położyć ją na jego kolanach.
-Zdenerwowałem się na ciebie, kiedy nie przyjeżdżałaś. Pomyślałem, że wolałaś zostać i zabawić na imprezie u Helen, niż…no wiesz.
Obdarowałam go szerokim uśmiechem, kiedy zbliżył do moich ust swoje i pocałował mnie. Nagle oderwał się jak poparzony.
-Jesteś cała zimna!
Nic nie pomagało. Ciepłe, wręcz wrzące herbaty z imbirem i cytryną, gorące kąpiele. Cały czas doskwierał mi mróz i znużenie. Mimo to w sobotę postanowiłam wyjść na zewnątrz, na słońce, które miałam nadzieję mnie ogrzeje. Skończyło się na tym, że usiadłam na werandzie przed domem. Obserwowałam i pozdrawiałam przechodzących ludzi od niechcenia. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, tutaj każdy się znał z każdym. Wtedy pod dom podjechało czarne auto. Kiedy zobaczyłam, kto z niego wysiada nie mogłam uwierzyć. To człowiek z mostu! Jak nazwałaby go policjantka ‘mój wybawca’. Nim zdążyłam kogoś zawołać lub się ruszyć, on stał już przy mnie. Wyglądał dokładnie tak jak go wcześniej opisywałam. Teraz jednakże zwróciłam szczególną uwagę na jego czarne oczy. Miały tak intensywny kolor jak nocne niebo bez gwiazd. Idealna, niczym niezmącona czerń.
-To ty – wymamrotałam łamliwym głosem. On tylko wyszczerzył swoje idealnie białe zęby i wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Zabieram cię stąd, drobna wycieczka krajoznawcza.
Nim zdążyłam coś odpowiedzieć poczułam jak tracę świadomość. Chciałam jeszcze wstać, zamiast tego wylądowałam wprost w ramionach ‘mojego wybawcy’.
-Czas dopełnić klątwy… - ostatnie, co usłyszałam.
Odpowiedz
#9
OK, więc kolejna porcja czepiania się:

Cytat:Wyglądała tak spokojnie i niewinnie, nie było widać łez, które jeszcze niedawno roniła.
może dlatego, że zmyła je woda?

Cytat:Dlaczego chwilę przed śmiercią przed oczami nie zobaczyłam całego swojego krótkiego życia?
dwa razy „przed” coś trzeba by z tym zrobić.

Cytat:Powoli otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć – dalej byłam pod wodą.
warto by to jednak przeredagować.

Cytat:Nieoczekiwanie coś wyrwało drzwi od strony Liz i wyciągnęło ją z samochodu.
Wymienił bym to nieoczekiwanie, wszak chwilę wcześniej było uderzenie, wiec czegoś należało się spodziewać.

Cytat:Nie mogłam nic powiedzieć, krzyknąć…
ten fragment wydaje mi się dość sztuczny. Coś na kształt „nie mogłam mówić ani krzyczeć” chyba lepiej by tu pasował.

Cytat:Przypatrywałam się tylko całemu zajściu.
nie wiem czy „przypatrywałam” jest tu najszczęśliwszym słowem.

Cytat:Gdy dziewczyna zniknęła z pola widzenia to coś powróciło po mnie.
zakładam, że owo coś musiało jeszcze wyciągnąć ja na most, więc troszkę zbytnio popędziłeś akcje.

Cytat:który poprowadzi mnie przed sąd ostateczny.
jednak trzymał bym się w tym wypadku kanonu i dał „na” w miejsce „przed”, wszak tam ponoć tylko jedna osobaBig Grin

Cytat:Jak zaobserwowałem głupiutkiej rudej dziewczyny,
coś mi to „zaobserwowałem” wyprzedza wątek, może choćby „Z tego co...”?

Cytat:Miałem do wyboru – śledzić osobę, która doprowadziła do tego wypadku albo ratować ją i jej przyjaciółkę.
ta „osoba” troszkę tu kłuje, zakładam, że zabieg ma na celu ukrycie płci, ale coś trzeba by z tym zrobić, „tego kto”?

Cytat:Niewiele wiedziałem o tej dziewczynie, choć obserwowałem ją od kilku miesięcy.
to znanie wydaje się być tu nieco „wtrącone”. Ale dodanie „jeszcze” chyba nieco zniwelowało by zgrzyt, jeśli chcesz je tu zostawić.

Cytat:Gdyby ktoś z boku spojrzał na tą sytuację, pomyślałby, że obie nie żyją.
„tą” i darowałbym sobie tu „obie”.

Cytat:Przecież pod wodą spędziły kilka minut. Jednak ja znałem prawdę.
samochód pod wodą może utrzymać powietrze nawet kilkadziesiąt minut, jak możesz sprawdzić sobie w raportach policyjnych. Możliwość wyrwania drzwi zwalam na „wampirzą siłę”, ale dla zewnętrznego obserwatora ten czas nie ma znaczenia, bo po prostu nie znał sytuacji. Wydaje mi się, że to określenie czasu jest tu zbędne. Ot po prostu, wyglądało na to, że obie się jednak utopiły.

Cytat:Swoimi własnymi kłami rozgryzłem żyły na nadgarstku i krwawiącą ranę przyłożyłem do ust dziewczyny.
kierunek, jednak zmienił bym z kłów (swoich) an nadgarstek. Tak nie bardzo wiadomo czyj nadgarstek został rozgryziony. Jednak łatwiej w tym celu wykorzystać własne niż czyjeś kłySmile

Cytat:Czułem jak zimne krople mojej krwi wędrują do jej ust.
a tu „mojej” jest raczej zbędne.

Cytat:Sama dziewczyna zapewne nie znała swojego sekretu.
czyżby on o tym nie wiedział, to znaczy o „sekrecie”? Zapewne imho zbędne.

Cytat:...woda wymieszana z moją krwią.
nie jestem przekonany czy „moją” jest tu potrzebne.

Cytat:strach, niewiedza, a teraz jeszcze radość i frustracja.
nie jestem przekonany, czy „niewiedze” jest uczuciem i niemal pewny, że nie można jej wyczytać z czyjejś twarzy.

Cytat:uruchomiła maszynę klątwy,
nie podoba mi się ta mechanizacja klątwy.

Cytat:telefon z kieszeni i podałem go jej.
chyba „go” jest tu niepotrzebne.

Cytat:a kolor oczu zbledł, z zieloności przechodząc bez mała w szarość.
jednak „zbladł”

Cytat:-To już czwarty atak w tym tygodniu – głos ten należał do mężczyzny w średnim wieku.
może jednak „ten głos”?

Cytat:Starał się mówić jak najciszej, jednak i tak w jego głosie dało się słyszeć nutę zdenerwowania i niepewności.
a tu darowałbym sobie „w jego głosie”.

Cytat:Lekarz, gdyż on był drugim rozmówcą, przytaknął i zapytał, kto tym razem jest ofiarą. Mężczyzna odpowiedział, że Felicia Rausdeer, uczennica liceum Browna.
piszesz z pozycji obserwatorki, a skoro tak, to wiesz tylko, że pielęgniarz wjechał do sali, czyli możesz tylko przypuszczać, że drugi głos to lekarz, a już z całą pwnością nie możesz wiedzieć o niemych potwierdzeniach. I który mężczyzna odpowiedział? Bo obaj chyba byli tej samej płci?

Cytat:była pani pod wodą około kilku minut.
a) patrz wyżej, co do kilku minut w wodzie, b) tautologia, w tym kontekście i „około” i „kilku” mają to samo znacznie, albo „około X minut”, albo „kilka minut”.

Cytat:-Najwyraźniej sama wyksztusiłam wodę
wykrztusiłam.

Cytat:a moja wizja siedzenia w samochodzie pod wodą kilka minut była tylko snem, przewidzeniem prawie umierającej osoby.
raczej całość do redakcji.

Cytat:Później, kiedy ten chłopak mnie wyciągnął, ocknęłam się i z nim rozmawiałam. A co z tym, co działo się później?
później jednak zbyt blisko.

Cytat:z imprezy, ale niczego nie piłam…
a to akurat policja sprawdzaSmile Zresztą przy amerykańskich standardach, to nawet sprawdzać nie trzeba (0.8 promila to naprawdę dużo).

Cytat:pod wodą kilka minut, później sama wyksztusiła wodę cudem unikając śmierci.
kilka minut po raz n-ty. I raczej „wykrztusiła”.

Cytat:Lubiła to w nim najbardziej, bo wiedziałam, że zawsze stanie w mojej obronie. Nade wszystko.
„Lubiłam”? I to „Nade wszystko” nieco doklejone.

Cytat:doskwierał mi mróz i znużenie.
ten „mróz” to chyba jednak nadużycie semantyczneSmile

Cytat:Wyglądał dokładnie tak jak go wcześniej opisywałam.
jednym z głównych elementów opisu był jednak przemoczony podkoszulek, więc może jednak „jak go zapamiętałam”? Oczy też się w tym opisie pojawiły, czemu więc ta szczególna uwaga?

Cytat:Chciałam jeszcze wstać, zamiast tego wylądowałam wprost w ramionach ‘mojego wybawcy’.
morze jednak „próbowałam” bo ta chęć w połączeniu z drugą częścią zdania nieco zgrzyta.

Sporo tego, ale ponieważ uważam, że piszesz dobrze, starałem się wyłapać każdy szczegół który mi zgrzytnął, w nadziei, że do czegoś to się przyda. Sama fabuła, mimo iż pojawiły się wampiry, bez zmianBig Grin Odruch „RUN!!!” nadal działa.
Just Janko.
Odpowiedz
#10
I ta zmiana nie wyszła jakoś fatalnie, klimat jakiś tam był. Tylko, no tak, do posiedzenia i pomyślenia to wszystko.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości