Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Mylenie
#1
Bilboard na bilboardzie. Zamiast drzew. Krzykliwe kolory nakładane jeden na drugi. Pozornie efekt wow. Pozornie, bo pod spodem plamy kleju przerastają urywki zdań i pojedyncze sylaby, których nikt nie ułoży już w całość. Nawet gdyby chciał. Ale nie chce. Nie może się zatrzymać gdy wszystko pędzi, wyprzedza o krok maruderów. Ciągły ruch i przemieszczanie się z miejsca na miejsce pozwala zgubić demony. Trzeba tylko dobrze kluczyć. Kluczyć i wierzyć w swoją przewagę. Rządzi ten, którego jest na górze. A gór ci u nas dostatek. Zwłaszcza z pozycji chodnika

*******

Mieszkańcy ulicy Kolejowej z nieskrywaną radością przyjęli zakończenie prac remontowych. Trwały prawie pół roku i wszystkim dały się we znaki nieustającym hałasem, wszędobylskim kurzem i utrudnieniami w ruchu, które skutecznie odstraszyły klientów znajdujących się tam sklepików i cukierni pana Więcka. Interes kulał w efekcie czego kolejne butiki zamykały swoje podwoje, a poszarzałe ekspedientki, gęsiego, odmaszerowywały do pośredniaka. Gdy już zniknęły ostatnie maszyny Beata zamiotła chodnik, wypolerowała witrynę i październikowe słońce nieśmiało zaczęło sączyć się do środka umiłowanego przez grupę Kółka Różańcowego lumpeksu. Jaka lokalizacja taka klientela. Okolicę zamieszkiwali głównie emeryci, a vis-a-vis sklepiku prężył się dumnie Kościół Farny przepełniony nieustannie szemraniem pobożnych ust. Największy ruch Beata odnotowywała między piętnastą a siedemnastą, kiedy to, z połowy miasta należącej pod Farę, nadciągały tłumy wiernych nie omieszkających przed duchową, zakosztować uczty materialnej. Bezkrwawego polowania na co lepsze sztuki wyrywane sobie z rąk i koszyków. Za pięć, a czasem i za dwa złocisze. No grzechem byłoby nie skorzystać. Po udanych zakupach, obładowane tobołami biegły do kościoła, gdzie skrzętnie upychały swoje skarby pod ławkami: "Bo co by ksiądz powiedział?". A mówił dużo. O braku poszanowania dla jakichkolwiek wartości o Sodomie i "Gomorii". O in vitro i innych grzechach, których nikt normalny za grzechy nie poczytuje, ale publicznie to już się do tego nie przyzna. Za dużo jęzorów na metr kwadratowy. A żyć jakoś trzeba.

W sąsiedztwie lumpeksu znajdował się od lat pusty lokal. Beata żartowała czasem z koleżankami, że w razie gdyby straciły pracę otworzą tam Sex Schop. Tego jeszcze w mieście nie było. Zainteresowani musieli jeździć aż do Ostrowa, więc ze zbytem nie powinno być problemu. Za to proboszcz na pewno by je przeklął, a miejscowe mohery spaliły na stosie. Dla przykładu, oczywiście. Beata oczami wyobraźni widziała już półki pełne różowych kajdanek, fikuśnej bielizny i innych dupereli, ale najbardziej bawiły ją poruszane wiatrem gumowe lale przywiązane do stojaka na rowery. Prawie żywa reklama asortymentu dla samotnych, niewyżytych albo zboczonych. Niepotrzebne skreślić. Idylliczne rozmyślania przerwał jej brzęk metalu. Co jest? - pomyślała na głos, wystawiając głowę za futrynę zapraszająco otwartych drzwi. Pod kościół zajechało kilka aut z których robotnicy niespiesznie wyciągali elementy rusztowania i układali je w szczycie, nieopodal legendarnej kapliczki. Beatę przeszył dreszcz. Bynajmniej nie pożądania, choć panowie, nie powie - niczego sobie. Robotnicy, rusztowanie... Robotnicy, rusztowanie... No nie! - wykrzyknęła. Niech mnie ktoś uszczypnie! Będą remontować kościół? Teraz? Przed zimą? Hiobową wieść potwierdziły klientki. Uradowane, zdaniem Beaty, zupełnie bez powodu. Albo z powodów kompletnie dla niej niezrozumiałych. No cóż...

Każde małe miasteczko ma swój specyficzny klimat i niegroźnych wariatów snujących się po sennych uliczkach, robiąc za atrakcję tudzież odstraszając niewprowadzonych w miejscowe zwyczaje turystów, a z Głupim Tomkiem wystarczy dobrze żyć. Odpowiedzieć na dzień dobry i odmachać gdy macha. Pozwolić ponieść torbę, nawet gdy jej zawartość składa się głównie z powietrza. W przeciwnym razie biada. Biada tym, którzy nie spełnią jego oczekiwań. Jak turysta Głupiemu Tomkowi tak Głupi Tomek turyście. Ot i cała filozofia. Głupi Tomek od zawsze był głupi. Taki się urodził. Podobno za karę, bo z nieprawego łoża. W takim miasteczku każdy jest na celowniku i niczego się nie ukryje. Nawet tego co nie miało miejsca, "bo skoro ludzie gadają, to widocznie tak jest". Prowadzał się więc ten owoc grzechu od małego po ulicach, zawsze w towarzystwie roweru i głosił niby jaki mesjasz własną filozofię drąc się na całe gardło, czerwieniejąc na przemian z podniecenia i złości, gdy i tak nieliczni przechodnie czmychali z pola rażenia za nic mając jego nauki. Matka Głupiego Tomka (też za grzechy) po dwóch udarach i zawale nie wychodziła już z domu, przykuta do wózka i okna wychodzącego na ścianę sąsiedniej kamienicy. Kobieta modliła się uporczywie o to by dobry Bóg zabrał już do siebie jej syna. A po nim ją. Nie odwrotnie. Bo co by się wtedy stało z jej dzieckiem? Gdzie by trafił i jakby go traktowali ci wszyscy ludzie, którzy zawsze wiedzą lepiej? Głupi Tomek nie miał takich zmartwień. Żył jak chciał i było mu chyba dobrze, choć Beata widywała go czasem utyskującego na kogoś pod krzyżem, tym przy Poczcie na której pracował podobno jego ojciec - babiarz, pijaczyna i złodziej. Po ojcu, dziadku i tak dalej. Taka rodzinna tradycja. Albo mit. Przechodzący ludzie uśmiechali się pod nosem. Głupiego Tomka nie należało przecież brać poważnie. Za którymś razem Beata dostrzegła na świeżo odnowionym krzyżu dziwne ślady. Jakby ktoś wymierzył mu razy. Czy słowa mogą mieć aż taką moc? Pomyślała wtedy i zaraz zapomniała. I o krzyżu i o odpryskach. O Głupim Tomku przypomniała sobie dopiero wtedy, gdy biedak wdrapał się po rusztowaniu na wciąż remontowany dach kościoła.

Dzień był zimny i deszczowy. Robotnicy posiedzieli trochę w aucie po czym wyraźnie zadowoleni z decyzji majstra, rozjechali się do swoich domów. Zapowiadał się więc błogi spokój, idealny do czytania wypożyczonej wczoraj powieści, a że nigdy nie jest tak jakbyśmy chcieli, bo przecież nie może być za dobrze, to tuż przed południem dało się słyszeć narastające wycie syren i pod kościelną bramą zaczęły parkować karetka pogotowia, dwa radiowozy i różnej wielkości wozy strażackie. Co do licha? - zainteresowała się Beata. Pośpiesznie narzuciła na siebie kurtkę i zamknęła i tak pusty sklep. Po czym podążając za spojrzeniami zebranych już gapiów natrafiła na niecodzienny widok. Na szczycie kościelnego dachu, okrakiem, siedział Głupi Tomek, przechylając się na przemian, to w prawą, to znowu w lewą stronę, jakby chciał rozkołysać konstrukcję wspartą na rusztowaniu i z wysokości trzeciego piętra zarzucał sieci na wzburzone fale wymyślonego naprędce morza, a wcześniej statku. Statku, który wbił się w miasto, a może to miasto wbiło się w statek, obrastając go z każdej strony nowymi osiedlami i legendami z których jedni się śmiali, a drudzy pomijali milczeniem to źródło wiedzy o czasach i ludziach, których nigdy nie poznali. Beata pomyślała, że Głupi Tomek musi być strasznie samotny. I tam u góry i na dole. Tak inny, odstający od reszty jak włókniak od ciała. Rażąco i nieestetycznie, więc lepiej toto usunąć. Albo zakryć. Nawet za cenę przegrzania. Sama była samotna. Samotna, a więc przegrana, bo nie da się wygrać ze sobą. Można się oczywiście okłamywać. Tylko po co? Miała dużo czasu na analizowanie swoich błędów. Do popołudnia w sklepie, a później w pustym mieszkaniu. Pani z lumpeksu. Królowa szmat i cudzych historii, przekazywanych sobie z ust do ust w jej towarzystwie. Swojej nie miała. Tylko ten sklep i ciszę po przekręceniu zamka. Inność wyklucza. Nawet jeśli nie niesie za sobą żadnych zagrożeń. Nie wolno inaczej wyglądać, widzieć czy myśleć. A przecież czarno-białe też bywa piękne. Taka noc rozłożona na śniegu. Odcięta niewidoczną kreską cisza od ciszy. Grzechem byłoby wypuścić zbyt głośno powietrze, więc stoi się na wdechu, przesiąkając tym co wokół. Magia.

Tamtego dnia Głupi Tomek wspiął się na wyżyny swoich możliwośi wcielając się w rolę współczesnego Noego. Głośno nawoływał do wejścia na swoją arkę świat, który go odrzucił. Który szydził z niego, jego ojca i matki. Prawd, które uznawał za jedyne i słuszne. Może rzeczywiście chciał go ratować, a może tylko zwabić i ukarać. Zatopić razem z arką, która na pewno się przewróci gdy tylko odbiją od rusztowania. Im bardziej się wychylał tym wyraźniej widział jak się oddala. Więc bujał się jak w jakimś transie aż wreszcie zasnął ukołysany poszumem wody cofającej się w głąb chorego umysłu.
Odpowiedz
#2
Drobne błędy:

Zamiast "vus-a-vis" chyba powinno być "vis-a-vis".

Zamiast "czarnobiałe" powinno być "czarno-białe".

Zamiast "wgłąb" powinno być "w głąb".

W niektórych miejscach też brakuje przecinków, moim zdaniem, ale tego już nie będę wymieniał.
Odpowiedz
#3
Dzięki. Tak to jest jak się pisze na telefonie.
Odpowiedz
#4
Smutna a w miarę dobrze opowiedziana historia.
Mógłby to byc pretekst do opisu historii rzeczywistej albo, lub zarazem czegoś o cechach realizmu fantastycznego.
Co do formy: może niektóre zdania są zbyt złożone i warto by je podzielić?
Może te z nich, które niosą w sobie pytanie, choćby te na końcu utworu warto zakończyć ""pytajnikiem"?
Odpowiedz
#5
Jest styl narracji, który lubię; z przyjemnością przeczytałem. W tym metafory, które z opowiadania tworzą bardziej poetyczny tekst. Klimat miasteczka złożony z porozrzucanych kawałków, ale tworzące całościowy obraz życia w miasteczku.

Tu jest "Głupi Tomek", a mnie od razu się przypomniał si.ę "głupi Tadzio". Podobne zachowania, podobnie niegroźny. Uwieczniłem go już "na papierze" Smile

Brakuje mi jednak jakiegoś zakończenia, spinającego klamrą opowiadanie.

Poprzednicy już zasugerowali poprawki. Dodałbym - ciężko się czyta tak zbity tekst. Dodatkowo moje:
*No grzechem - Grzechem (kolokwializmy w wypowiedzi są oczywiste, ale nie w narracji).
*Koścół Farny (...) Farę - kościół farny (...) farę (dużą literą wtedy, kiedy kościół jest określony konkretnie, który. Np. "Kościół Farny imienia...".)
* brzęk metalu. Co jest? - pomyślała na głos,  (zapisałbym w oddzielnym akapicie, przez co również tekst byłby bardziej przejrzysty, nie tak zbity:
... brzęk metalu.
- Co jest? - pomyślała na głos),
(podobnie, od nowego akapitu::
- No nie! - wykrzyknęła. - Niech mnie ktoś uszczypnie!
*Co do licha? - zainteresowała się Beata. - "Co, do licha?" - zainteresowała się Beata. (jako myśl zapisałbym w cudzysłowie lub kursywą).
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości