Bo cierpieć trzeba...
#1
No właśnie. Cierpieć trzeba. Bo jak się nie cierpi, to wena zdycha, muzy odchodzą, a proza ani poezja za cholerę pisać się nie chce.

Ja wiem - wielu poetów czy pisarzy przytaczało niejednokrotnie to głębokie stwierdzenie, w tej czy innej formie. Dopiero teraz, gdy stwierdziłem jego działanie metodą, że tak powiem, organoleptyczną, przyznaję im rację.

Otóż, proszę państwa, przestałem cierpieć. Tylko się cieszyć, prawda? Koniec festiwalu złamanych serc, koniec tańczenia pod oknem i śpiewania serenad dla tej jedynej, koniec wymyślania wymyślnych sposobów na zdobycie jej. Znalazła sobie innego, mnie nie chce, życzę szczęścia. Krzyżyk na drogę, nieważne. Ważne, że wraz z owym platonicznym cierpieniem odeszła wena. Ni ma. Ni cholery. ani jednego wiersza, prozy nijakiej. Nic. Sporadyczna krytyka, parę niezłych wypracowań.

Doświadczenie to jednakowoż zasmuciło mnie, jak i pobudziło moją ciekawość. A nuż nie jestem sam? Może ktoś oprócz mnie zauważył ten fenomen? Macie może jakiś sposób na poradzenie sobie z tą kwestią?

A może też jestem jedyny, niepoprawny romantyk, relikt przeszłości?

Podzielcie się, proszę, waszymi doświadczeniami w tej dziedzinie. Będę wielce zobowiązany.
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#2
Publicystyka to to nie jest, drogi panie, chociaż jeśli wyciągniesz wnioski, przemyślisz sprawę i wysilisz się na parę zdań więcej i zaplanowaną kompozycję tekstu, może być z tego felieton Wink

Przenoszę.

EDIT: nikt się nie kwapi z odpowiedzią, i chyba nawet mnie to nie dziwi.
Zgodzę się w pewnym sensie. Tworzenie jest na ogół wtedy, kiedy jest niezgoda na rzeczywistość, na to, co zastajemy, albo (też) służy za autoterapię. Dlatego tworzenie często zaczyna się i kończy wraz z okresem dojrzewania (; Niektórzy po prostu się bawią w ten sposób, ale ten temat chyba ich nie obejmuje. Wiadomo, że cierpienie i miłosne niepowodzenia nie są fajne, więc się buntujesz i piszesz, albo leczysz złamane serduszko, pisząc (;
Jeśli taką reakcję (twórczą) wywołują u ciebie tylko takie doświadczenia, jak mniej lub bardziej nieszczęśliwa miłość, to nie masz się czym martwić. Wielu tak robi. Jesteś zdrowym psychicznie, doskonale dostosowanym do współczesności, świetnie wytresowanym młodym obywatelem (;

Rada? Otwórz oczy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości