04-06-2012, 22:43
Mówili którędy iść, żeby nie zabłądzić.
Ostrzegali, czego nie dotykać, żeby się nie sparzyć.
Pokazywali, gdzie nie patrzeć, żeby się nie zgorszyć.
Zabraniali słuchać, żebym nie mógł zwątpić.
Cel wędrówki był wyraźny, nie musiałem szukać.
Droga niezbyt trudna, raczej nużąca.
Szedłem szybko, nikt nie kazał czekać.
Bariery nie dostrzegałem aż do końca.
Mur rósł, fundamentem była obojętność.
Ta, co przesłania stojących z boku.
Ta, co zabija każdą namiętność.
Ta, co każe stać samotnie pośród mroku.
Mur rósł, cegłą stała się pycha.
Nie chciała słyszeć o wyrozumiałości.
Kazała milczeć, bo wtedy lepiej się słucha.
Nocą odkrywała największe słabości.
Mur rósł, spoiwem okazał się brak odwagi.
Tej zwykłej, która prowadzi do błędów.
Czasem wymaga najzwyklejszej zniewagi.
Zawsze uczy lepiej niż setki wykładów.
Mur stanął dumnie na środku pola.
Zatrzymywał spojrzenia i tłumił dźwięki.
Zabrakło tylko kilku okien lub bram.
Nikt nie podał już ręki.
Zostałem sam.
Ostrzegali, czego nie dotykać, żeby się nie sparzyć.
Pokazywali, gdzie nie patrzeć, żeby się nie zgorszyć.
Zabraniali słuchać, żebym nie mógł zwątpić.
Cel wędrówki był wyraźny, nie musiałem szukać.
Droga niezbyt trudna, raczej nużąca.
Szedłem szybko, nikt nie kazał czekać.
Bariery nie dostrzegałem aż do końca.
Mur rósł, fundamentem była obojętność.
Ta, co przesłania stojących z boku.
Ta, co zabija każdą namiętność.
Ta, co każe stać samotnie pośród mroku.
Mur rósł, cegłą stała się pycha.
Nie chciała słyszeć o wyrozumiałości.
Kazała milczeć, bo wtedy lepiej się słucha.
Nocą odkrywała największe słabości.
Mur rósł, spoiwem okazał się brak odwagi.
Tej zwykłej, która prowadzi do błędów.
Czasem wymaga najzwyklejszej zniewagi.
Zawsze uczy lepiej niż setki wykładów.
Mur stanął dumnie na środku pola.
Zatrzymywał spojrzenia i tłumił dźwięki.
Zabrakło tylko kilku okien lub bram.
Nikt nie podał już ręki.
Zostałem sam.