Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Mroczny Dom
#1
I część

Nazywam się Mike Johnson. Niecałe pół roku temu dołączyłem do niewielkiej grupy osób, która w wolnym czasie zajmuje się badaniem wszelakiego rodzaju zjawisk nadprzyrodzonych – poczynając od nawiedzonych domów, a kończąc na kontaktach z zielonymi przybyszami z kosmosu. Jest tylko jeden maleńki szkopuł, mianowicie, nigdy przedtem nie wierzyłem w takie rzeczy. Początkowo chciałem tylko zabić czas po rozstaniu z dziewczyną, jednak szybko przekonałem się, że ci ludzie potrzebują kogoś takiego jak ja. Wraz ze swoją chłodną logiką i opanowaniem, byłem przeciwstawieniem dla gorących głów, skłonnych przyjąć każdą, nawet najgłupszą teorię. I po krótkim czasie, przestałem traktować mój udział w tym przedsięwzięciu jak zabawę. Za każdym razem, kiedy obalałem czyjąś abstrakcyjną koncepcję, pobudzałem go tym samym do wzmożonego działania i większego wysiłku. Poczułem prawdziwą szaloną pasję. Ale mimo to, nie potrafiłem uwierzyć.
Aż do dwudziestego drugiego października. Wtedy to właśnie wydarzyło się coś, co spowodowało, że od tamtej pory inaczej patrzę na sprawy związane ze zjawiskami paranormalnymi. Ale może po kolei.
Naszym głównym zajęciem było w tym czasie redagowanie i wydawanie cotygodniowej gazetki, opisującej różne ciekawostki. Nawet ja, jako niedowiarek miałem w niej swój stały kącik. Spotykaliśmy się trzy lub cztery razy w tygodniu, w piwnicy domu Eddiego, którą to przerobił na biuro i laboratorium. Dyskutowaliśmy zaciekle o tych wszystkich sprawach, często nie zgadzając się ze sobą. Pewnego dnia, na początku jesieni, Alan – twórca grupy, wparował do piwnicy niosąc ze sobą sześciopak zimnego piwa.
- Mam coś naprawdę dobrego – oznajmił, stawiając puszki na stoliku. Po chwili wyciągnął z kieszeni kurtki zwiniętą gazetę.
- Co to takiego? – zapytał ktoś z drugiego końca pomieszczenia. Alan przez moment mocował się z gazetą, po czym otworzył ją na stronie sto dziewiętnastej. Nagłówek wypisany dużymi, czerwonymi literami, które przywołały mi na myśl czołówkę taniego, podrzędnego horroru brzmiał: NAWIEDZONY DOM W STANIE UTAH. RZECZYWISTOŚĆ, CZY FANTAZJA?
Znowu się zaczyna, pomyślałem. Za moment dyskusja rozgorzeje na dobre. Nie zważając na resztę towarzystwa, otworzyłem piwo i jednym, szybkim haustem opróżniłem prawie połowę puszki. Kiedy beknąłem piekielnie głośno, poczułem ciepłe pulsowanie w dole brzucha. Teraz mogłem już zacząć słuchać.
Okazało się, że artykuł pochodził z miesięcznika „Diamond”. Choć nie byłem zbytnio zaznajomiony z prasą, do tej pory wydawało mi się, iż gazeta ta zajmuje się rzeczami bardziej poważnymi. Cóż, pomyliłem się.
Reportaż powstał trzy miesiące wcześniej i dotyczył zabytkowej willi, stojącej samotnie od piętnastu lat na skraju Beaver – niewielkiej miejscowości w stanie Utah, liczącej około dwóch tysięcy mieszkańców. Według licznych źródeł, ostatni lokatorzy z niewiadomych przyczyn wynieśli się z budynku, krótko po tym jak się do niego wprowadzili. Sama willa, rzekomo miała być nawiedzana przez duchy.
- Bujda na resorach – stwierdziłem, gdy Eddie przeczytał treść artykułu. – Zresztą, jak zwykle.
Kilka osób skwitowało to wyłącznie uśmiechem. Nieliczni, a wśród nich Eddie oraz Alan, przeszło do kontrataku. Jak ja to uwielbiałem.
- Uważasz, że to wszystko jest zmyślone – rzekła Martha, jedna z trzech kobiet w naszym zespole. – Ale tu są same suche fakty. Mają na to świadków.
Dokończyłem piwo i zauważywszy, że nikt nie kwapi się aby zabrać pozostałe, sięgnąłem po kolejną puszkę.
- Nie ma żadnych świadków – powiedziałem, otwierając piwo. Rozległo się charakterystyczne syknięcie i po chwili powietrze wokół wypełnił typowy aromat. – To tylko wymysł autora.
- Czy autor też wymyślił pozostałe kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset przypadków nawiedzenia na całym świecie? – wtrącił się Alan.
- Posłuchajcie – rzekłem. – Te historie nawiedzenia, jak o nich mówicie, to tylko i wyłącznie zbyt wybujała wyobraźnia. Ludzie widzą duchy, ponieważ chcą je zobaczyć, przeświadczeni, że ich dom został wybudowany na starym indiańskim cmentarzysku, czy coś w tym rodzaju. Do tego dochodzi gra świateł i inne.
- Jesteś tego wszystkiego bardzo pewny. – Martha zapaliła papierosa, zaciągając się głęboko. Skinąłem głową. W tym momencie kończyłem już drugie piwo i w głowie zaczynało mi powoli szumieć.
- Chyba mam pomysł – oznajmił nagle Eddie. Wszyscy spojrzeli na niego z zaciekawieniem. – Co powiesz na noc w tym domu? – Dwukrotnie uderzył wyprostowanym palcem w gazetę. Przez moment nie rozumiałem o czym mówi, jednak po chwili skapowałem.
On chce, żebym wszedł na noc do tej starej willi.
- To w Utah – powiedziałem.
- I co z tego?
- Mieszkamy w Kalifornii.
- Czyżbym dostrzegał nutkę strachu?
Na te słowa kilka osób zachichotało.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Po prostu. – Zamyśliłem się. – To spory kawałek drogi.
- Jeżeli się zgodzisz. – Do rozmowy wtrącił się Alan. – Może uda nam się to załatwić. Wydaje mi się, że przyszły weekend powinien pasować.
- No dobrze. – Wciąż się wahałem, ale nie chodziło o strach, ponieważ nie wierzyłem w te bzdury o nawiedzonym domu. Chyba nie wypadało mi jednak zrezygnować. – Umowa stoi.
- Eddie, to był genialny pomysł! – krzyknął Alan, zanosząc się głośnym śmiechem. – Teraz zobaczymy, na co go stać.
- Na jakich warunkach mam to zrobić? – zapytałem. Eddie myślał intensywnie przez dobrą minutę, po czym skonsultował się szeptem z Alanem. W końcu oznajmił:
- Tylko ty, latarka i kamera. Musimy mieć pewność, że będziesz tam cały czas. My zaczekamy na ciebie w motelu w miasteczku, gdybyś nagle zmienił zdanie. – Uśmiechnął się. – Jeśli wytrzymasz do świtu, dostaniesz nagrodę. Jeśli wymiękniesz, będziesz pośmiewiskiem przez najbliższy rok.
- Co to za nagroda?
- Sam będziesz mógł wybrać.
- A więc załatwione. Już nie mogę się doczekać, kiedy spotkam jakiegoś ducha i dam mu prztyczka w nos.
Byłem wtedy bardzo pewny siebie. Nie sądziłem, że za kilka dni będę mógł spełnić swoje życzenie.

* * * * *

I tak oto nadszedł piątek, dwudziestego drugiego października. Udaliśmy się do Utah we trójkę, samochodem Eddiego. Miałem ponad tydzień na przygotowanie się do zadania – w tym czasie, bardziej z czystej ciekawości niż z jakiegokolwiek innego powodu, przestudiowałem wszystkie odnalezione materiały na temat willi, a także kilka opisujących samo Beaver. Nie znalazłem niczego szczególnego, prócz artykułu opisującego, jak to rodzina Greenów musiała w pośpiechu opuścić dom, po tym jak rzekomo słyszeli w nocy wrzaski i jęki, a ich czteroletnia córka zobaczyła ducha. Działo się to w roku 1995.
Teraz był rok 2010, a ja miałem wkrótce zmierzyć się ze swoim własnym strachem.
Dotarliśmy do Beaver kwadrans po dwunastej. Na początek wszyscy troje, czyli ja, Eddie i Alan zwiedziliśmy posiadłość w świetle dnia. Nie wiem, jakim cudem Eddie zdołał zdobyć klucze do drzwi, ale nie było to zbyt istotne. Widocznie powęszył w kilku miejscach w ciągu ostatniego tygodnia i jakoś udało mu się to załatwić.
Dom nie zrobił na mnie większego wrażenia. Nie przypomniał wcale luksusowej willi, tylko zwykłą posiadłość, no, może troszeczkę lepiej wyposażoną od innych. Zastanawiające było to, że ostatni właściciele pozostawili w środku masę sprzętów, zupełnie jak gdyby wyjechali tylko na weekend w góry, a nie wyprowadzili się na stałe. Niebawem miałem poznać straszny powód takiego stanu rzeczy. Niemniej, w tym momencie było to dla mnie tylko ciekawostką.
Kiedy skończyliśmy rekonesans, pojechałem do miasteczka, aby zameldować nas w motelu. W tym samym czasie Alan i Eddie pozostali w budynku, aby przygotować go na wieczór. Dużo myślałem o tym, jakie niespodzianki dla mnie przygotują. Miałem dowiedzieć się tego dopiero nocą.
W końcu wybiła godzina siedemnasta. Niebo na zachodzie wyraźnie pociemniało i wszyscy stwierdziliśmy, że można zaczynać.
- Dla pewności umieściliśmy w środku trzy kamery – oznajmił Alan. – Mają najdłuższe taśmy, jakie udało nam się kupić, także jutro spokojnie je przejrzymy. Będziemy wiedzieć, co takiego mniej więcej robiłeś i czy nie wymknąłeś się cichaczem.
Uśmiechnąłem się szeroko. Byłem spokojny o najbliższą noc, a wizja dwóch skrzynek najlepszego piwa, jakie sobie zażyczyłem na moją nagrodę, była niezwykle smakowita. Willa z początku wieku stała przede mną w całej okazałości.
- Na pewno chcesz to zrobić?
Skinąłem głową.
- W razie czego będziemy w motelu. A więc Mike… Do zobaczenia jutro.
- Do jutra – rzuciłem.
Eddie odpalił samochód i po chwili zostałem sam. Bez żadnego wahania ruszyłem kamiennymi schodami, prowadzącymi do głównego wejścia. Zarobienie dwóch skrzynek piwa nigdy nie było prostsze, pomyślałem, popychając szerokie drewniane drzwi. Wszedłem w mrok starego budynku, nie wiedząc, że ta noc na zawsze odmieni moje dotychczasowe życie.
"Długa jest droga do raju skarbie, więc nie przejmuj się drobiazgami." - Stephen King
Odpowiedz
#2
Zacznijmy od błędów, która zauważyłam:
Cytat:No dobrze. – Wciąż się wahałem, ale nie chodziło o strach, ponieważ nie wierzyłem w te bzdury o nawiedzonym domu. Chyba nie wypadało mi jednak zrezygnować. – Umowa stoi.
Na początku powinien być myślnik.
Cytat:Nie wiem, jakim cudem Eddie zdołał zdobyć klucze do drzwi, ale nie miało to chyba większego znaczenia. Widocznie powęszył w kilku miejscach w ciągu ostatniego tygodnia i jakoś udało mu się to załatwić.
Dom nie zrobił na mnie większego wrażenia.
Większego, większego... Za bardzo się powtarzasz. Tongue
Cytat:Eddie odpalił samochód i po chwili zostałem sam. Bez żadnego wahania ruszyłem kamiennymi schodami, prowadzącymi do głównego wejścia. Zarobienie dwóch skrzynek piwa nigdy nie było prostsze, pomyślałem, popychając szerokie drewniane drzwi. Wszedłem w mrok starego budynku, nie wiedząc, że ta noc na zawsze odmieni moje dotychczasowe życie.

A już myślałam, że tam się coś wydarzy, że on coś zobaczy, a tu nic. Mógłbyś napisać, że zobaczyć, nie wiem, może ducha, a potem w kolejnych częściach to opisywać. Cóż, takie jest moje zdanie.
Początek jest trochę dziwny. Osobiście nie lubię, jak ktoś mi się przedstawia na wstępie.
Ale ogólnie jest dobrze. Tekst aż tak mnie nie zaciekawił, ale nie masz chyba problemów z interpunkcją, czy ortografią. To opowiadanie jest trochę za krótkie... Mam nadzieję, że kolejna część będzie choć troszeczkę dłuższa. Smile
Odpowiedz
#3
Niestety, ten nudnawy wstęp był konieczny Smile W dalszej części będzie o tym, co przydarzyło się w środku. Thx za komentarz i pozdrawiam Smile
"Długa jest droga do raju skarbie, więc nie przejmuj się drobiazgami." - Stephen King
Odpowiedz
#4
1. Jeśli to jest część czegoś, to napisz to w tytule. Urwanie w tym momencie bez ostrzeżenia jest okrutnie wku*wiające.
2. Trochę z tego bohatera taka agentka Scully. W ogóle nawrócony niedowiarek jest motywem dość oklepanym - mam nadzieję, że dalsza część będzie bardziej oryginalna.
3. Gdybyś wstawił opis z gazety zamiast po prostu opowiadać o nim, było by ciekawiej i bardziej pełnie
4. Z Kalifornii (uznajmy Sacramento jako reprezentanta, w końcu stolyca) do Beaver City, Utah jest 900 km. Nawet na polskie warunki nie jest to zbyt daleko, a jeżeli chodzi o Stany, to jest zaraz za rogiem. W związku z tym tłumaczenie głównego bohatera, że to daleko, jest po prostu śmieszne. Napisałbyś, że to jest Beaver, Ohio i miałoby to sens (około 3500 km). Trochę szperania w sieci jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a tak, już na starcie Twoje opowiadanie jest dla mnie niewiarygodne, a powinno, bo osadzasz je w konkretnych realiach. I nie przyznam Ci tutaj licentia poetica, bo jeśli odnosisz się do konkretnych realnych lokacji, to musisz trzymać się faktów. Inaczej możemy równie dobrze przyjąć, że bohaterowie dostali się tam za pomocą napędu odrzutowego poprzez podpalanie własnych pierdów. W końcu wolność tfu-rcza.
One sick puppy.
Odpowiedz
#5
Witaj,

Piszesz bardzo ładnym, dziennikarskim wręcz stylem. W moim odczuciu wszystko jest zbyt skondensowane, jakbyś chciał napisać artykuł do gazety, a nie opowiadanie. Za dużo informacji o głównym bohaterze podajesz na początku tekstu i zdecydowanie za często podkreślasz, że ten dzień zmieni jego życie, to się robi w pewnym momencie męczące. Zwróć na to uwagę. Kwestia zaznaczania myśli bohatera kursywą nie jest zbyt szczęśliwa. Wystarczy, że podasz w międzyczasie informację, że on to sobie pomyślał i wystarczy.

MOJE UWAGI:


I po krótkim czasie, przestałem traktować - <Po krótkim czasie>?
Poczułem prawdziwą(,) szaloną pasję. Ale mimo to, nie potrafiłem uwierzyć. - połącz w jedno zdanie.
Nawet ja, jako niedowiarek(,) miałem
wparował do piwnicy(,) niosąc ze sobą
Sama willa, rzekomo miała być nawiedzana przez duchy. - <Sama willa miała być rzekomo nawiedzana przez duchy>?
nie kwapi się(,) aby zabrać pozostałe,
Miałem ponad tydzień na przygotowanie się do zadania – w tym czasie, bardziej z czystej ciekawości niż z jakiegokolwiek innego powodu, przestudiowałem wszystkie odnalezione materiały na temat willi, a także kilka opisujących samo Beaver. - zdanie tasiemiec.
Na początek wszyscy troje, - <na początku>?
Nie przypomniał wcale luksusowej willi, - <przypominał>
Niebawem miałem poznać straszny powód takiego stanu rzeczy. Niemniej, w tym momencie było to dla mnie tylko ciekawostką. - wyrzuciłabym te zdania, po raz kolejny powtarzasz, że to zmieni jego życie, a drugie zdanie nic nie wnosi do akcji.

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości